Tekst pochodzi ze strony http://tierralatina.blox.pl/2006/07/Pinochet-narkotykowym-bosem.html . Nie wiemy kto jest autorem.
Pinochet narkotykowym bossem?
W jaki sposób generał Augusto Pinochet, który przez lata
powtarzał że nie pobiera nawet prezydenckiej pensji i żyje wyłącznie z
żołnierskiego żołdu, zdołal zgromadzić miliony dolarów, poukrywane w bankach
Stanów Zjednoczinych, Europy i Karaibów?
Wielu Chilijczyków - a zwłaszcza chilijskich prokuratorów – już od dawna
chciałoby poznać odpowiedź na to pytanie. Ten majątek jest bowiem dla wielu
niezmywalną skazą na wizerunku dyktatora. Sporo Chilijczyków nie miało mu za
złe, albo była w stanie mu wybaczyć: zamach wojskowy, pogwałcenia praw
człowieka, morderstwa i tortury. Tłumaczyli to sobie bowiem tym, że Pinochet
działał w interesie ojczyzny. Tego, że stojąc na czele państwa bajecznie się
wzbogacił, usprawiedliwić jednak za nic nie potrafią.
To właśnie dlatego popularność generała drastycznie spadła dopiero w 2004 roku –
gdy senacka komisja w Waszyngtonie ujawniła, że posiadał on milionowe konta w
banku Riggs i że wykorzystywał je do prania pieniędzy. I gdy później kolejne
śledztwa ujawniały kolejne konta i kolejne miliony notowania Pinocheta spadły
tak nisko, że odwróciła się od niego większość dwanych politycznych przyjaciół i
współpracowników. Doszło do tego, że w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej
nawet najbardziej prawicowy kandydat, Joaquin Lavín, odżegnywał się – wbrew
prawdzie - od jakichkolwiek kontaktów z generałem.
Nic więc dziwnego, że Chilijczycy chcieliby się teraz dowiedzieć, skąd były
dyktator i jego bliscy mają tyle pieniędzy. Wiadomo już, że kilka milionów to
łapówki, które otrzymywał jako szef armii za takie a nie inne zamówienia na
wojskowy sprzęt. Podejrzewa się także, że zarobił na ujawnionym w 1991 roku
przemycie broni (zresztą częściowo polskiej produkcji) do ogarniętej wówczes
wojną - i objętej ONZ-owskim embargiem – Chorwacji. Teraz pojawiło się jednak
jeszcze jedno oskarżenie: klan Pinocheta zorganizował i krył przemyt narkotyków
na dużą skalę.
Na dobrą sprawę oskarżenie to w sumie nie jest nowe – o powiązaniach Pinocheta,
oraz byłego argentyńskiego prezydenta Carlosa Menema ze słynnym handlarzem broni
i narkotyków syryjskiego pochodzenia, Monzerem Al Kassarem, pisał już w 2000
roku mój znajomy argentyński dziennikarz Juan Gasparini. Jego książka, którą
napisał wraz ze swych chilijskim kolegą Rodrigo de Castro („La delgada línea
blanca. Narcoterrorismo en Chile y Argentina”) dokładnie prześwietlała związki
łączące tych dwóch latynoskich polityków z narkomafiami i przemytnikami broni.
Dziennikarze jednak na pewno nie spodziewali się, że sześć lat później ich tezy
potwierdzi i wzmocni sam „El Mamo”, czyli generał Manuel Contreras – założyciel
i długoletni szef DINA (Dirección de Inteligencia Nacional), tajnej politycznej
policji reżimu Pinocheta!
Chilijski dziennik La Nación ujawnił właśnie, że Manuel Contreras zeznał przed
sędzią Claudio Pavezem, który prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci
pułkownika Gerardo Hubera Olivaresa, iż to właśnie dobra znajmość narkotykowych
powiązań klanu Pinocheta była powodem „likwidacji” Hubera.
Pułkownik Gerardo Huber zaginął 29 stycznia 1992 roku w Cajón del Maipo,
niedaleko Santiago. Jego ciało odnaleziono trzy tygodnie później nad brzegiem
rzeki Maipo. Zginął od strzału w głowe. Samobójstwo – zgodnie orzekli wówczas
wojskowi. Kłamstwo – twierdzi obecnie Contreras. Huber został zlikwidowany przez
agentów COECI (Companía de Operaciones Especiales de Contrainteligencia),
tajnych służb specjalnych chilijskiego kontrwywiadu – ujawnia były szef DINA. I
– zdaniem La Nación – sędzia Claudio Pavez wcale nie jest tą wersją zaskoczony.
Już wcześniej inne osoby zeznały przed nim, że już 30 stycznia - czyli na 20 dni
przed odnalezieniem ciała - Pinochet chwalił się przed swymi współpracownikami,
że „problem Hubera” został rozwiązany.
Na czym polegał ten problem? Otóż pułkownik Huber był na początku lat 80-tych
szefem Wojskowych Zakładów Chemicznych w Talagante. Tymczasem to właśnie tam –
według Contrerasa – działała fabryka, eksportowanej przez klan Pinocheta,
„czarnej kokainy”. La „coca negra” to mieszanka narkotyku z kilkoma substancjami
chemicznymi, głównie kobaltem oraz chlorkami i siarczanami żelaza, które
sprawiają że staje się ona niewykrywalna dla psów służb antynarkotykowych i
celnych. Proces jej produkcji opracowany został przez chemika pracującego dla
DINA, Eugenio Berríosa. I, jak podkreśla Contreras, zgodę na wykorzystanie
wojskowej infrastruktury do tej produkcji wydał sam Pinochet. Organizacja
przemytu powierzona miała natomiast zostać synowi generała, Marco Antoniowi oraz
jego przyjacielowi, biznesmenowi pochodzenia syryjskiego Edgardo Bathichowi.
Tymczasem to właśnie Batchich – twierdzą Gasparini i de Castro w swojej książce
– był przedstawicielem Monzera Al Kassara na Chile. Czyli kółko poniekąd się
zamyka...
Gerardo Huber w zamian za swe milczenie zagwarantowaną miał błyskawiczną karierę
– w połowie lat 80-tych był wojskowym attaché w chilijskiej ambasadzie w
Waszyngtonie, zresztą dokładnie w tym samym czasie gdy staż odbywał tam
Marco-Antonio Pinochet. Później Huber stał się szefem Wydziału Kontraktów
Zagraniczynych chilijskiej armii. I właśnie na tym stanowisku zastała go, w 1991
roku, afera z przemytem broni do Chorwacji (w której pośrednikiem był… Monzer Al
Kassar oczywiście!). To on miał być za nią odpowiedzialny. Huber najwaraźniej
nie chciał jednak zostać kozłem ofiarnym. Zdaniem Contrerasa, na dziewięć dni
przed swoim „zniknięciem”, pułkownik przesłał ówczesnemu ministrowi obrony
obszerny raport na temat tego co działo się w Wojskowych Zakładach Chemicznych w
Talagante, podczas gdy on był tam szefem. Contreras przypuszcza, że pułkownik
chciał sobie w ten sposób zapewnić immunitet. Tymczasem podpisał wyrok śmierci
na siebie samego.
Z dotychczasowyego dochodzenia sędziego Paveza wynika jednak, że wojskowy reżim
nie od razu chciał zgładzić swego długoletniego i wiernego pracownika. Zanim
jeszcze Huber wysłał raport do ministra, próbowano porwać jego syna mając
nadzieję, że zmusi go to do milczenia. Pułkownik jednak znał dobrze metody
tajnych służb i w porę ukrył swych najbliższych. Porwano więc jego samego.
Według sędziego Paveza pułkownik Huber był przez kilka dni przetrzymywany w
Laboratorium Wojny Biologicznej, które znajdowało się na terenie Szkoły Wywiadu.
Generałowie i najbliższi przyjaciele Hubera (także wysocy rangą wojskowi)
starali się tam go przekonać aby wziął na siebie całą odpowiedzialność za
przemyt broni do Chorwacji i nie puszczał pary z pyska na żaden inny temat. I
mieli wrażenie, że Huber zrozumiał swoją sytuację i zgodził się na proponowane
warunki. Ten jednak kilka tygodniu później napisał do ministra...
Niewiele dłużej żył wspomniany chemik DINA, Eugenio Berríos. On także wiedział
zbyt wiele. Nie tylko przygotował proces przygotowywania kokainy do przemytu,
ale także produkował śmiertelny gaz sarin, którym na początku lat 70-tych truto
niektórych przeciwników reżimu. Podejrzewa się także, że był zamieszany w nagłą
śmierć byłego chilijskiego prezydenta Eduardo Freia Montalvy. Przypuszcza się,
że Berríos został porwany w Santiago przez agentów wywiadu wojskowego DINE (Dirección
de Inteligencia del Ejército) pod koniec 1991 roku i wywieziony do Urugwaju.
Wojskowi bali się bowiem, że on także może zacząć gadać.
Nie wiadomo, czy od razu chciano go zabić. Wiadmo, że przez długi czas był
więziony w jednym w mieszkań w Montevideo, skąd zresztą udało mu się raz uciec.
Berríos popełnił jednak podstawowy błąd – chciał szukać schronienia w władz
urugwajskich i zgłosił się na komisariat policji, tłumacząć że go porwano i
przez wiele miesięcy przetrzymywano. Był to jednak błąd: chilijscy i urugwajscy
wojskowi ściśle ze sobą współpracowali. I ta wizyta Berríosa na komisariacie w
listopadzie 1992 roku była ostatnim razem kiedy widziano go żywego. Urugwajscy
policjanci przekazali go bowiem tajnym służbom wojskowym, a te oddały go w ręce
agentów DINE.
Sędzia Alejandro Madrid, który prowadzi śledztwo w sprawie śmierci Berríosa,
przypuszcza że zabito go między styczniem a czerwcem 1993 roku. W kwietniu 1995
roku, na plaży w Montevideo, znaleziono znajdujące się w stanie posuniętego
rozkładu, związane ciało z dziurami w czaszce. Uznano, że to resztki Berríosa.
Contreras jednak twierdzi, że wcale to nie jest takie pewne. Uważa wręcz, że
jego dawny podwładny być może wciąż żyje...
Sędzia Madrid liczy, że w końcu uda mu się ustalić co, jak i kedy tak naprawdę
się stało. Zwłaszcza, że w kwietniu tego roku nastąpił jednak ważny przełom w
toczącym się w tej sprawie śledztwie. Ku zaskoczeniu wszystkich władze Urugwaju
aresztowały i wydały Chile trzech urugwajskich pułkowników: Tomása Casellę,
Washingtona Sarli i Eduardo Radaeli. Cała trójka bowiem, zdaniem sędziego
Madrida, ściśle współpracowała z Chilijczykami w więzieniu i ewentualnym
zgładzeniu Eugenio Barríosa. W Chile sprawą kierowali, także znajdujący się już
za kratkami, generałowie DINE: Hernán Ramírez Rurange i Eugenio Covarrubias.
Pozostaje pytanie – dlaczego Contreras postanowił nagle sypać swego dawnego
szefa i przyjaciela Augusto Pinocheta? Odpowiedź jest banalnie prosta i udzielił
jej sam Contreras. „Pinochet to tchórz i człowiek bez honoru, nie zasługujący na
żaden szacunek” – uważa były szef DINA. Contreras nie może zcierpieć, że były
dyktator twierdzi obecnie przed śledczymi, że o łamaniu praw człowieka nic nie
wiedział, i że brutalne metody to dzieło samowoli jego podwładnych. Fakt, że
takie słowa płyną z ust tego który przez lata z lubością powtarzał, że „w moim
kraju nawet liść na drzewie nie drży bez mojej wiedzy” mogą szokować. Dla
Contrerasa to dowód na to, że Pinochet bezwstydnie porzucił oddanych mu przez
lata żołnierzy. „Ja jestem oficerem i mam swój honor. Nigdy nie będę starał się
zrzucić odpowiedzialności za rozkazyktóre wydałem, na swych podwładnych. Tego
samego jednak oczekiwałem od mojego przełożonego, z którym konsultowałem
wszystkie swoje decyzje. Niestety zawiodłem się. W moich oczach jest on nikim” –
powiedział o Pinochecie Contreras w kilka dni po swoim ubiegłorocznym
aresztowaniu.
Emerytowany generał Guillermo Garín, jeden z ostatnich „wiarusów”, którzy
pozostali przy Pinochecie i który od lat uważany jest za rzecznika prasowego
jego rodziny, stwierdził że nie będzie komentował narkotykowych rewelacji
Contrerasa, gdyż byłoby to „wzmocnieniem jego haniebnych słów”. Syn Marco
Antonio ze swojej strony zapowiedział jednak początkowo pozwanie Contrerasa do
sądu za „obelgi i oszczerstwo”. Nie pozwał jednak i nie pozwie. Czyżby adwokaci
rodziny uznali, że byłoby to zbyt niebezpieczne? W każdym bądź razie dzisiaj
Marco Antonio ograniczył się do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przez
Contrerasa przestępstwa. „Mamy nadzieję, że prokuratura rozpocznie śledztwo z
urzędu” – krótko podsumował to adwokat generalskiego syna, Luis Pacull.
Zobaczymy...