Tekst pochodzi ze strony http://www.lewizna.finn.pl/Mambo/ . Tekst co prawda został napisany w maju, ale się nie zdezaktualizował.
Jarek Augustyniak
Prywatny Auschwitz?
Prywatne - ponoć lepsze. Dla kogo? Dla tego kto ma, bo dla
tego kto nie ma to już raczej nie za bardzo. Drapieżny kapitalizm coraz bardziej
łakomym okiem spogląda na kolejne sfery życia społecznego i gospodarczego, by je
przejąć, sprywatyzować i wykorzystać jako nowe źródło zysków. Zniszczono
przemysł, sprzedano banki, sprywatyzowano ubezpieczenia społeczne. Trwa ofensywa
na służbę zdrowia, edukację, transport publiczny… a ostatnio na więzienia.
W świąteczny poniedziałek usłyszeliśmy w Wiadomościach wygłoszone peany na rzecz
koncepcji prywatyzacji więzień w Polsce. Padło wiele argumentów za. Podając
przykład USA mówiono o niższych kosztach skutkujących ogromnymi oszczędnościami
dla budżetu. O rzekomym burzliwym rozwoju regionów, w których powstają te
prywatne anzle (to stały argument i padał też, kiedy mówiono o instalacji w
Polsce baz obcej armii). O pracy dla bezrobotnych w powstających jak grzyby po
deszczu wokół więzień, przedsiębiorstwach kooperantów. W różnych firmach
budowlanych, cateringowych, fryzjerskich czy innych salonach kosmetycznych. Na
koniec pokazano krótki reportaż z prywatnej więziennej farmy, gdzie pan Kraśko
opowiadał jak sielsko płynie tu życie. W tle za korespondentem TVP widać było
rzekomo więźniów, z których część brykała radośnie na koniach, a pozostali
zabawiali się z psami w ich ulubioną zabawę - aport. Kraśko wychwalał system i
zapewniał jak prywatne więzienia zbawiennie wpływają na resocjalizację
amerykańskich skazanych, na która w USA już dawno położono lachę. Na koniec padł
stały, koronny argument dla poparcia polityki prywatyzacji. Czyli coś w stylu:
prywatne więzienia są lepsze, bo są prywatne i lepsze. To argument o takiej
samej mocy jak to, że tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. Całość
wyglądała trochę jak reklamówka jakiegoś hotelu i zabrakło tylko zaproszenia:
Wstąp i zatrzymaj się u nas!... na rok, na dwa… na całe życie?
Promując ideę prywatnych więzień, na jej poparcie nie tylko w telewizji, ale
ostatnio i w prasie, podaje się zawsze przykład Stanów Zjednoczonych.
Przyjrzyjmy się przez chwilę w tym względzie ojczyźnie postępu i cnót
wszelakich.
System karny USA to jeden z najbardziej brutalnych i represyjnych systemów na
świecie. Tam idzie się do pudła za byle co. Stany Zjednoczone to państwo, w
którym wymiar sprawiedliwości ma na swoim koncie największą liczbę pomyłek
sądowych. Niewinnie skazanych w tym na karę najwyższą. Karę śmierci. USA to kraj
którego rząd bezprawnie porywa a następnie trzyma w zagranicznych więzieniach
ludzi uznanych przez nich za terrorystów ze sławetnym Guantanamo na czele.
Tysiące ludzi bez przedstawienia jakichkolwiek zarzutów, bez pomocy prawnej,
całymi latami przebywa w tych obozach koncentracyjnych, o których i u nas coraz
głośniej, bo prawdopodobnie i tu mieściły się tajne więzienia CIA. W więzieniach
tych panuje nieludzki terror, na porządku dziennym stosuje się tortury dawno już
zakazane w cywilizowanych krajach poprzez różne konwencje międzynarodowe.
Prywatne wiezienia w USA powstały na początku lat 80-tych w czasach rządów
Reagana i ostrego neoliberalnego kursu na niszczenie i zawłaszczanie przez
kapitał sfery, która od zawsze była sferą publiczną. Od tego czasu do dnia
dzisiejszego ilość skazanych wzrosła aż 3 krotnie do poziomu 2 mln. Działo się
to wszystko w czasie gdy w USA poziom przestępstw cięższych miał tendencję
spadkową. Amerykańskie więzienia nie są wypełnione w większości niebezpiecznymi
przestępcami. Jak to możliwe, ze przestępczość spada a liczba uwięzionych
rośnie? System karny USA ulega stałemu zaostrzaniu. Prywatne więziennictwo to
dobry biznes. Niektóre wielkie korporacje więzienne są nawet notowane na
giełdzie. Istnieje tam silne lobby wywierające nacisk na administrację do
zaostrzania polityki karania. Większość wśród osadzonych stanowią ludzie
odsiadujący wyroki za przestępstwa dotyczące narkotyków (posiadanie, handel,
etc.) lub za takie przestępstwa, w których nie używali przemocy. Z przemysłem
więzienniczym w USA, bo tak to już chyba należy określić jest podobny problem
jak z przemysłem zbrojeniowym. To też silne lobby. Za ciężkie pieniądze
produkują narzędzia, które służą wyłącznie do niszczenia i zabijania. Popyt na
ten sprzęt zwiększa się tylko wtedy gdy się go używa. Przemysł ma się dobrze,
wtedy gdy rząd USA ustawicznie morduje kogoś na świecie. Czas pokoju to czas
kryzysu dla firm z tej branży. W ich interesie jest każda wojna. Tak samo w
interesie korporacji więziennych jest surowa polityka karania, włącznie z karą
śmierci. Na pierwszy rzut oka wydaje się to absurdalne, ale takie nie jest. W
celach śmierci skazani latami oczekują na swój wyrok. Średni koszt utrzymania
skazanego na karę śmierci do czasu wykonania wyroku wynosi, bagatela, około 3
mln dolarów! To naprawdę dobry biznes. Badania w USA wskazują, że koszty
utrzymania więźnia w placówkach prywatnych nie są niższe niż te w publicznych.
Różnice mieszczą się w granicach od 5 do 20%. Niektóre są nawet droższe od
najtańszych zarządzanych przez władze stanowe lub federalne. Argument z
rzekomymi tańszymi kosztami utrzymania jest wobec tego zupełnie nie trafiony.
Jeśli spojrzeć na więziennictwo jako interes to z powodzeniem można go porównać
do kapitalistycznego przedsiębiorstwa. W interesie liczą się zyski. Zyski
zwiększa się redukcją kosztów. Dla prywatnych przedsiębiorstw oznacza to
zwolnienia i coraz większe obciążanie mniejszej liczby pracowników większą
liczbą obowiązków i dłuższym dniem pracy przy jednoczesnym obniżaniu poziomu
wynagrodzeń. Granicą tej redukcji jest wkurwienie załogi, która może
zastrajkować. W więzieniach jest inaczej. Ta granica wkurwienia to bunt, który
można przecież łatwo i krwawo spacyfikować. Bo co? Jak więźniowie się wkurzą to
wyjdą na demonstrację pod URM? Nie! Ich stać co najwyzej na strajk okupacyjny.
Pole do oszczędności też jest wielkie. Mniejsza liczba i poziom zatrudnionych
strażników, mniejsze cele, rzadsze kapiele, spacery etc. Wszystko nie celem
potanienia kosztów jakie ponosi społeczeństwo na utrzymanie więzień, bo te
koszty jak pokazuje praktyka wcale nie muszą spadać - spadać będzie poziom życia
i opieki zdrowotnej nad więźniami - ale celem zwiększania zysków prywatnego
właściciela pierdla. W Polsce robiono już takie próby w ramach tzw. partnerstwa
publiczno-prywatnego. W niektórych więzieniach powierzono pralnie i stołówki
prywatnym przedsiębiorcom. Próby wypadły negatywnie. Koszty wzrosły a poziom
usług nie (nie zdziwiłbym się gdyby daniem dnia w więziennym menu serwowanym
przez prywatna firmę, była brukiew w sosie własnym). Tak samo będzie z kosztem i
poziomem usług medycznych. Tak przecież jest w Stanach. Widziałem niezależne
filmy dokumentalne dotyczące prywatnych więzień w USA. Może warto by obejrzał to
ktoś ze sfer rządowych. Najczęstszą terapią aplikowaną przez więziennych lekarzy
jest tam chyba lewatywa i naprawdę musi być z człowiekiem bardzo źle by lekarz
go w ogóle przyjął. Dla przykładu kobietom u których wykryto raka piersi
powszechnie odmawiano specjalistycznych badań mamografem i pozwalano na rozwój
choroby. Nierzadkie są tam wypadki, że po odbytym wyroku skazany wcale nie
wychodzi na wolność. Czasem nie ukrywa się tego nawet pozorami praworządności
dając jakiś wyrok przedłużający pobyt, za przewinienie rzekomo popełnione w
trakcie odbywania kary, ale zwyczajnie siedzi dalej, bo przynosi zyski a nikt
się o niego nie upomina. Dlatego również argument o rzekomo lepszych warunkach
panujących w amerykańskich więzieniach to czysta demagogia i tupet liberalnej
prasy i telewizji. Warunki te były wiele razy potępiane przez Amnesty
International i inne organizacje i grupy zajmujące się prawami ludzi jako
niezgodne z międzynarodowymi standardami. To nikogo u nas nie interesuje. Obraz
więzień w USA to dziś w polskiej telewizji pieski i koniki oraz żyjący z nimi w
harmonii i szczęściu skazani.
Z lansowanym u nas kapitalizmem, wśród jego apologetów, nieodłącznie lansuje się
wolny rynek i wolną konkurencję. Teoretycznie, bo praktycznie nie koniecznie, te
2 tzw. wolności powodują spadek kosztów i podnoszenie poziomu usług. No tak ale
to może działać w branzy hotelarskiej. Trudno mi sobie wyobrazić by
pensjonariusze ZK wybierali sobie miejsce, w którym chcieliby odbywać karę
pozbawienia wolności. Bezkonkurencyjnie wygrywałyby te położone w
miejscowościach nadmorskich, na Mazurach czy w górach. A co z Wronkami? Puchy i
zwolnienia służby więziennej.
Pomijając już nawet aspekty moralne i funkcje społeczne jakie powinien spełniać
pobyt w zakładzie karnym, nasi rządzący nic sobie nie robią z nieudanych
eksperymentów komercjalizacji usług w więzieniach. Minister Ziobro już
zapowiedział, że w ramach tego partnerstwa więzienia będą budowane przez
prywatnych przedsiębiorców a państwo będzie z nich korzystać na zasadzie
leasingu. Następnym zapowiadanym etapem prywatyzacji ma być przekazywanie
zarządu nad tymi zakładami prywatnym biznesmenom, czyli całego procesu wykonania
kary pozbawienia wolności. A potem co panie Ziobro? Może prywatne sądy? Czemu
nie? Wierzę, że te akurat mogą sprawniej i szybciej działać od tych państwowych
zapewniając stały wzrost liczby kuracjuszy w prywatnych kazamatach. Służy już
temu zapowiadane przez ministra zwiększenie represyjności, długotrwałości i
liczby przestępstw zagrożonych karą pozbawienia wolności. Oznacza to większe
zapotrzebowanie na cele i wzrost koniunktury w tym biznesie. Znacznie mają
wzrosnąć wyroki za drobne przestępstwa. Będzie tak jak w tych ulubionych przez
elyty Stanach. Za znalezionego skręta z trawką będzie się trafiać do pudła i
interes będzie się kręcił. Oczywiście nikomu nie przychodzi do głowy zastanawiać
się skąd się bierze przestępczość i jak jej wzrost jest proporcjonalnie
powiązany z coraz większym ekonomicznym uciskiem i nędzą które ich system
produkuje. Po co zajmować się przyczynami, które są systemowe i mogą prowadzić
do niebezpiecznych wniosków, skoro lepiej walczyć ze skutkami obowiązywania tego
nieludzkiego systemu i dalej pozwalać bogacić się bogatym i ubożeć biednym.
Prywatnymi więzieniami są już zainteresowani polscy biznesmeni i międzynarodowe
korporacje więzienne. Są już tacy co mówią, że będą przy tych zakładach otwierać
zakłady produkcyjne. Nawet wedle obowiązujących w Polsce przepisów można w nich
zatrudniać więźniów za połowę minimalnego wynagrodzenia. Z kwalifikacją
skazanych może nie być najlepiej, ale to tylko kwestia wyboru rodzaju produkcji,
a rekompensatą i źródłem zysku będą niższe koszty płacowe, zerowe standardy bhp
i zerowa groźba strajku, bo więźniowie nie będą się mogli zrzeszać w związki
zawodowe. Tu też przykład płynie z "ojczyzny demokracji".
Prywatne korporacje takie jak Eddie Bauer i Lexus Cars angażują do swym
niewolniczych prac więźniów. Więźniowie nie posiadają tam zgodnych z prawem praw
do organizowania się w związkach zawodowych czy prawa do strajku. Nie posiadają
też minimalnych gwarancji dotyczących ich pensji (pracuja nawet za kilka centów
za godzinę) jak i odpowiednio gwarantowanych zabezpieczeń BHP. Więźniowie nie
posiadają prawa do skarg a odmówienie wykonania prac kończy się zazwyczaj
surowymi karami. Formalnie według polskiego prawa (które z czasem też można
dostosować, a Pis już o to zadba) nie można odbywających karę pozbawienia
wolności przymuszać do pracy. Ale praktycznie form nacisku może być wiele. Ilość
widzeń z rodziną, kąpieli, spacerów itd. Prywatne więziennictwo to w USA taka
nowa forma niewolnictwa, za którą tęsknią nasi przedsiębiorcy. Nikt się też nie
zastanawia jakie konsekwencje będzie to miało dla polskiej gospodarki i
pracowników, w kraju w którym szaleje bezrobocie. Tak jak wielkie korporacje
przenoszą produkcję na Daleki Wschód, bo tam jest tania niewolnicza siła
robocza, tak konsekwencją możliwości korzystania z taniej niewolniczej siły
roboczej w prywatnych polskich więzieniach, będzie przenoszenie produkcji do
pudła i nowi bezrobotni na wolności.
Po co te wszystkie pozory? Panie Ziobro! Brakuje miejsc w więzieniach? Po co
budować nowe? Otwórz pan Auschwitz, sprywatyzuj, odmaluj hasło na bramie i
jadziem z tym interesem!
Jarosław Augustyniak
16 maj 2006