Tekst pochodzi z książki: "Na granicy epok: wspomnienia o udziale Polaków w Rewolucji Październikowej i wojnie domowej w Rosji 1917 -1921" Książka i Wiedza, Warszawa 1967, str. 207-211. Autor jest stryjecznym pradziadkiem Floriana i Michała. A stryjem Andrzeja Nowickiego.
Marian Nowicki
W jakim języku rozmawiałem z Leninem
Marian Nowicki urodził się l.X1.1893 roku w Modelu w powiecie gostynińskim w rodzinie inteligenckiej. Od 1910 r. działał w PPS Frakcji Rewolucyjnej, następnie PPS-Opozycji w Piotrkowie. Aresztowany w 1914 r., wywieziony został do twierdzy w Orle. Uwolniła go rewolucja lutowa. Należał do kierownictwa Zjednoczenia Socjalistycznego Polskiego w Charkowie, a po jego rozwiązaniu do PPS Frakcji Rewolucyjnej. Współuczestniczył w tworzeniu Rad w Gorłowce w obwodzie jekatierinosławskim, był zastępcą przewodniczącego RDR, kierownikiem wydziału propagandy i przewodniczącym komitetu Czerwonej Gwardii w Gorłowce. Od wiosny 1918 r. pracował w Archiwum Rewolucji w Moskwie oraz w Komitecie Moskiewskim PPS Fr. Rew. Powrócił do kraju jesienią 1918 r. Należał do wybitnych działaczy PPS, był sekretarzem Związku Zawodowego Robotników Rolnych, posłem na Sejm, członkiem Rady Naczelnej PPS, uczestnikiem zjazdów PPS. W okresie okupacji współpracował z różnymi grupami PPS, najbliżej z WRN. Po wyzwoleniu był zastępcą przewodniczącego Rady Naczelnej PPS, posłem na sejm, działaczem spółdzielczości mieszkaniowej, a od 1956 członkiem Komisji Gospodarki Komunalnej i Budownictwa przy KC PZPR. Zmarł 1.VII.1960 r. w Warszawie.
Kiedy wypuszczono nas z więzienia w Witebsku, gdzie czekałem na sąd wojenny jako oskarżony o przynależność do PPS-Opozycji, powitano nas oświadczeniem, że należymy do najszczęśliwszych więźniów politycznych, do najszczęśliwszych ofiar caratu. Nie bardzo się z tym zgadzałem, ale ile razy myślę o tym czasie rewolucji - to zawsze dochodzę do wniosku, że jednak było w tym dużo racji.
Należeliśmy do najszczęśliwszego pokolenia ruchu robotniczego, któremu pozwolono bezpośrednio po wyjściu z więzienia przystąpić do walki o zwycięstwo rewolucji proletariackiej - rewolucji, która stała się epoką w dziejach całej ludzkości.
Skąd wziąłem się w Witebsku? Miałem to szczęście, że w czasie śledztwa zazwyczaj przewożono mnie z więzienia do więzienia. Poznałem ich wiele. Wspominam o tym dlatego, żeby powiedzieć, że siedziałem także w Orle, gdzie zebrała się cała śmietanka ruchu robotniczego. A więc siedzieli w tej celi, w której i ja siedziałem, z SDKPiL: Dzierżyński, Leszczyński, Unszlicht, Radwański, z PPS-Lewicy Zaks, z PPS-Opozycji Libkind i Franciszek Makowski, z Frakcji Rewolucyjnej - Prystor, z Bundu - Medem.
Dla mnie dwudziestolatka była to bardzo poważna szkoła ideologiczna. Mogę powiedzieć, że było to jedyne więzienie, które opuszczałem bardzo niechętnie. Wprawdzie nie wychodziłem na wolność, przewożono mnie do Moskwy, ale żal mi było wtedy opuszczać to towarzystwo, które się w nim znajdowało.
Po wyjściu z więzienia udałem się do Charkowa z dwóch przyczyn: właściwie przeważyła jedna z nich, mianowicie - Zjednoczenie Socjalistyczne Polskie. Uważałem, że właśnie ten typ organizacji jest najwłaściwszy po zwycięstwie rewolucji. Druga przyczyna - znajdowali się tam moi przyjaciele z lat dziecinnych: Tadeusz Żarski i Zygmunt Zaremba.
Zostałem wyprawiony do Gorłowki na robotę, gdzie było bardzo dużo Polaków, między innymi ewakuowanych piotrkowiaków. I tu muszę powiedzieć, że Gorłowka to było miasto złożone właściwie z wszelkiego rodzaju budów: jeden dom jednopiętrowy, parę domów murowanych, a reszta drewniaki, przeważnie walące się.
Wezwanie do objęcia władzy zastało nas w Gorłowce. Tam ułożyły się stosunki w ten sposób, że początkowo była tylko silna Polska Partia Socjalistyczna, która powstała ze Zjednoczenia Socjalistycznego Polskiego. Było trochę mienszewików, więcej eserowców, partii bolszewickiej nie było. Dopiero we wrześniu 1917 roku przy czynnym udziale PPS utworzono partię bolszewicką, przy czym Rada Delegatów Robotniczych została całkowicie przez nią opanowana. Mienszewicy mieli jednego przedstawiciela w Radzie Delegatów Robotniczych, eserowcy drugiego - po przewrocie całkowicie znikli.
Po otrzymaniu depeszy o przewrocie październikowym posiedzenie Rady Delegatów, na czele której stał Kowalenko, a ja byłem jego zastępcą, trwało chyba niespełna 10 minut. Objęcie władzy. Oczywiście objęliśmy ją prawie natychmiast. Zebranie musiało się skończyć, żeby wysłać posterunki przede wszystkim tam, gdzie były telefony. No i poza tym wszystkie urzędy i placówki zostały opanowane bez żadnego wystrzału. Ale tragedia rozpoczęła się dopiero później. Nie było [pośród nas] ani jednego, który by kiedykolwiek jakąkolwiek władzę miejską czy państwową sprawował. I dlatego musieliśmy się rządzić zdrowym rozsądkiem, intuicją. Ale pomimo to pewne rezultaty były. Widać było poprawę sytuacji.
W końcu 1917 roku wzięliśmy udział w zjeździe Polskiej Partii Socjalistycznej, gdzie dowiedziałem się, że gorłowska organizacja PPS wcale nie jest odosobniona, że przeciwnie, w wielu miejscowościach ta organizacja jednak ma bardzo duże reprezentacje w Radach Robotniczych i Żołnierskich (że wymienię Witebsk, Orzeł i inne miejscowości). Oczywiście PPS-owcy byli bardzo różni: od prawego skrzydła - wrogów rewolucji bolszewickiej - Siwika i Prystora, aż do skrajnej lewicy, zresztą... niektórzy z nich wkrótce opuścili Polską Partię Socjalistyczną, jak Franciszek Mazur, Franciszek Makowski.
Ponieważ fundusze na prowadzenie szkół polskich skończyły się, nie było już na wypłacenie pensji, przeto wysłano mnie do Piotrogrodu. Zgłosiłem się tam do Komisariatu Polskiego. Otrzymałem poważne subsydium dla całego powiatu bachmuckiego i jekatierinosławskiej guberni i jednocześnie nominację na komisarza na powiat bachmucki. W związku z tym odbyłem konferencję u komisarza gubernialnego w Jekatierinosławiu, którym był SDKPiL-owiec. Nie jestem pewien, czy nazywał się Szymański, czy inaczej.
Naturalnie musiałem objechać wszystkie organizacje polskie, zasilić je gotówką i ustalić później sposób gospodarowania, ażeby te szkoły polskie mogły się jak najdłużej utrzymać do czasu, póki opracowane preliminarze nie zostaną przesłane z powrotem do Komisariatu Polskie-
Z Gorłowki po ewakuacji wskutek pokoju brzeskiego znalazłem się w Moskwie. Zdałem sprawozdanie przede wszystkim Leszczyńskiemu. Później szczegółowiej na drugi raz te sprawy dyskutowaliśmy. Zresztą w posiedzeniu tym wziął także udział i Bobiński, po czym zostałem przeznaczony do pracy w Archiwum Ochrany Warszawskiej dla opracowania materiałów dotyczących stanowiska nacjonalistów polskich w okresie wojennym.
Oczywiście nawiązałem także kontakty z Polską Partią Socjalistyczną w okręgu, a także wyjeżdżałem do wielu placówek polskich w terenie.
W Moskwie miałem takie zdarzenie. Zazwyczaj wtedy jako młodzieniec bardzo chętnie brałem udział we wszystkich zgromadzeniach i z ochotą przemawiałem. Ale było takie zgromadzenie, na które szedłem wbrew swojej woli. Mianowicie chodziło o to: wisiały wielkie afisze w mieście - "Komisarze ludowi będą przemawiali w takich a takich punktach". Postanowiłem, że nic mnie nie oderwie, że pójdę na jedno z tych zgromadzeń. I w ostatnim momencie przychodzi rozporządzenie - jest zebranie metalowców polskich: musicie iść, musicie przemawiać. Szedłem bardzo niezadowolony. Na sali jakieś 200, 300 osób. Przemawiam. W toku przemówienia widzę, że do sali przychodzi coraz więcej ludzi. Myślę: No, spóźnialscy zawsze przychodzą gasić świece. Ale patrzę za plecy i widzę, że tego przychodzi cała chmara. W pewnym momencie zauważyłem ruch na sali. W końcu wszyscy się wychylają i patrzą poza mnie. Nie wiedziałem, co to znaczy. Nie chcę jednak okazać jakiegoś zdenerwowania, więc przemawiam dalej, ale w końcu nie wytrzymałem, odwróciłem się i - stanąłem twarzą w twarz z Leninem.
To właśnie była ta Ujeżdżalnia Aleksiejewska, gdzie Lenin jako przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych miał zebranie w sprawach eserowców. Naturalnie zszedłem i powiadam:
- Proszę bardzo.
- Przeciwnie, musicie skończyć. Ja tu już słucham jakiś czas i posłucham do końca.
Trudno - mówiłem. Zakończyłem oczywiście w ciągu dwóch minut i jako młody, niedoświadczony, zawsze pięknym frazesem kończyłem. To przemówienie skończyłem: "Wracając do Polski na ostrzach bagnetów Doniesiemy wolność".
Po skończeniu ustępuję. Lenin mnie zatrzymał. Trudno mi przytoczyć dokładnie rozmowę. Mogę mówić tylko o sensie. Po dwóch godzinach, kiedy wyszedłem z zebrania, pytano mnie, w jakim języku rozmawiałem z Leninem. Nie wiedziałem i do dzisiejszego dnia nie wiem. Takie wrażenie na mnie to spotkanie wywarło. Sens tej rozmowy był tego rodzaju:
- Wy jesteście SDKPiL-owiec?
- Nie, jestem PPS-owiec.
- Ja część przemówienia słyszałem, ale to tak, widzicie, jeszcze przez nieporozumienie jesteście-w PPS.
Ja powiadam: Uważam, że nie.
- Przemówienie było dobre - powiada - ale to ostatnie zdanie to było błędne. Tu nie macie racji.
- Dlaczego?
- Bo wiecie, taka wolność przynoszona na ostrzach bagnetów, jeżeli nie ma oddolnego ruchu rewolucyjnego, nie zawsze dobrze służy sprawie.
- A przecież tam rewolucja jest, oddziałuje Rewolucja Październikowa i na pewno nastroje tam takie są. Na pewno.
- Ale jeżeli jednocześnie klasa robotnicza nie będzie dostatecznie zmobilizowana, to nie wiadomo, po jakiej drodze potoczy się rewolucja w Polsce.
Rozmowa na tym się skończyła. Zeszedłem, no i oczywiście korzystając z okazji wysłuchałem przemówienia. Niezwykle logiczne, niezwykle zwięzłe, trafiające w sedno sprawy.