Tekst pochodzi z Przeglądu Socjaldemokratycznego chyba z 1909 r. Wkrótce podamy więcej danych bibliograficznych. Na razie powiemy tylko tyle, że jest to tekst ohydny, pełen żółci, sekciarskiego zadęcia i mający w pogardzie setki rewolucjonistów zamordowanych przez carat. Tekst ten kompromituje autorkę i wstrzymaliśmy się z jego publikacją. Ponieważ jednak zamykamy starą LBC, to pora opublikować zaległe teksty.
Róża Luksemburg
Pomnik hańby
Zrzuć do ostatka te płachty ohydne,
Tę Dejaniry palącą koszulę.
W wydaniu Myśli Socjalistycznej, byłego organu lewicy P. P. S., ukazało się dziełko p. t. Sądy wojenne w Królestwie Polskim, które stanowić będzie pierwszorzędnej wagi dokument źródłowy dla przyszłego historyka rewolucji w caracie. Jak w świetle błyskawicowym ukazuje ono na tle czarnej nocy doby ostatniej "zwycięzką" kontrrewolucję w całej ohydzie rozjuszonej hyjeny, święcącej orgje krwawej zemsty na ciele powalonego proletarjatu. Zebrane w jeden piekielny zgrzyt szczegóły rozprawy "sądowej" caratu z jego ofiarami, acz dotyczą tylko naszego kraju i jednego tylko 1908 roku, dają jednakże obraz o najwyższej prawdzie historycznej i tragizmie dziejowym, są bowiem zwierciadłem działań caratu na terenie największego zaognienia walki rewolucyjnej i to w okresie najwyższego tryumfu kontrrewolucji, w okresie likwidowania i obrachunków z rewolucją za cały zwycięzki, czynny i odporny jej okres 1905-1907 r. Jak kraj nad Bałtykiem jest klasycznym pomnikiem mordów "wojennych" kontrrewolucji - ekspedycji karnych z r. 1906/7, tak nasz kraj pozostanie pomnikiem dziejowym mordów "sądowych" tejże epoki. Dokument to historyczny i w tym głębszym znaczeniu, iż ukazuje w jaskrawym świetle, jak dalece działanie rewolucji podminowało posady absolutyzmu, ukazuje bowiem, co pozostało z tego wytworu politycznego po trzech latach zapasów z rewolucją. Nie forma to już rządu, jakby się zdawało, nie forma pewnego systemu politycznego, zabezpieczającego w ten lub inny sposób normalne istnienie społeczeństwa i załatwiającego pewne funkcje bytowe życia społecznego. To na pierwszy rzut oka gospodarka szajki zbójeckiej, system gwałtu, mordu, fałszerstwa, korupcji, osłoniony zaledwie słabo i niedbale pewnemi formalnościami.
A jednak mylnym byłby wniosek, że ta w rozkładzie anarchji i korupcji pogrążona szajka zbójecka wisi bodaj w naszym kraju obecnie "w powietrzu", że opiera się jedynie na gwałcie fizycznym. Zgoła przeciwnie! Jeżeli trzecia Duma wykazuje dosadnie, że rząd kontrrewolucji jest doskonałym wyrazem interesów klasowych i pożądań półpańszczyźnianej szlachty oraz sporej części burżuazji rosyjskiej, to u nas obecnie rząd szubienicy działa z całym przeświadczeniem, iż jest wykonawcą funkcji społecznej, nieomal zbawcą "społeczeństwa", zesłanym mu od łaskawej opatrzności. Właśnie obraz rozprawy wojenno-sądowej zbójów rządzących z rewolucją wykazuje ściślejszą niż kiedykolwiek przedtym łączność duchową między tym "rządem" a polskim społeczeństwem burżuazyjnym. Nigdy przedtym za czasów spokojnego panowania despotyzmu przed rewolucją spójnia między klasami burżuazyjnemi kraju a "najazdem" nie była na tyle widomą i cyniczną. I pod tym względem potężne dzieło rewolucji, - rozognienie otwartej walki klasowej - występuje jaskrawię w rozprawie wojenno-sądowej caratu w naszym kraju: rozprawa to wspólna rozszalałej w nienawiści i strachu burżuazji polskiej oraz szajki zbójeckiej rządu z rewolucyjnym prole-tarjatem polskim. Z za pleców szpiclów, prowokatorów, oprawców "ochrany", torturujących swe ofiary z zegarkiem w ręku, cynicznych sędziów śledczych, krzywoprzysiężnych świadków z urzędu, prokuratorów sądowych, zużywających jako materjał dowodowy wydobyte orturą jęki nieprzytomnych, z za pleców poprzebieranych w mundury sędziowskie siepaczy, czekających w znudzeniu końca komedji sądowej z gotowym wyrokiem w zanadrzu, aż do Kaznakowów, podpisujących z regularnością maszyny wyroki śmierci, oraz Skałonów, "ułaskawiających" wisielników na ćwierć stulecia katorgi lub też utrupiających ich w zależności od tego, "co słychać w mieście", albo od większego czy mniejszego dokuczania odcisków, - z za pleców tej całej zwartej zgrai, wyławiającej z fali rewolucyjnej jak i z mętów społecznych swe ofiary w śmiertelne uściski i wypuszczających z objęć już tylko zdruzgotaną bezkształtną masę kości, krwi i mięsa, wyzierają obywatelskie oblicza naszych Szajblerów, Kunitzerów, Poznańskich, dostarczających pieniędzy na utrzymanie policji i na wódkę, lejącą się w "Biurze" tortur w przerwach pomiędzy mękami. Wyglądają oblicza "obywateli okolicznych", denuncjujących władzom "wichrzyciela"-socjalistę lub stających jako świadkowie przeciw niemu na sądzie, - oblicza narodowych demokratów, niosących sądom wojennym wedle sił i możności sukurs prywatny w uśmiercaniu rewolucjonistów z za węgła przez swe skrytobójcze drużyny bojowe i uchwalających rządowi Kazna-kowów i Skałonów żołnierza i podatki przez swych posłów w Dumie, - oblicza naszych filarów ojczystego przemysłu, wznoszących do nieba modły o pomstę na "rozszalałych" i "obałamuconych" robotników, - naszych "przewodników opinji publicznej" w prasie, opłakujących anarchję w kraju, niosącą zgubę "gospodarce krajowej",-szanowne oblicza naszych "postępowców", którzy zdobywali się jeszcze na trochę odwagi do ujadania na "teroryzm socjalistów" w okresie rewolucji, ale którzy chylą teraz głowy w głębokim milczeniu przed teroryzmem bandy morderców, zorganizowanych w rząd kontrrewolucji...
Jedyny wyjątek stanowi garść burżuazyjnych prawników-obrońców, stojąca wytrwale na stanowisku i przeciwstawiająca z daremnym wysiłkiem literę prawa pięściom szajki morderczej. Poza tym wszystkie klasy i partje "społeczeństwa" - szlachta, burżuazja przemysłowa, drobnomieszczaństwo i inteligiencja - realiści, narodowcy i postępowcy - bądź czynem, bądź biernością, słowem lub milczeniem popierają orgję rządu zbójeckiego, podpierając go ramionami, chowając się zań, wzywając i oczekując jego pomocy i opieki, nadewszystko zaś milcząc na jego zbrodnie. Szajka rządowa to tylko obóz wojenny, mordownie jego śledcze i sądowe to wały obronne, szubienice, skrzypiące ustawicznie w cytadeli warszawskiej i w podwórzu więzienia łódzkiego, to straże obozowe naszego społeczeństwa posiadającego, a krwawy dramat, rozgrywający się w sądach wojennych, to wyraźniej i bezpośredniej niż w pozostałym państwie - walka klasowa w naj zaciekłejszej postaci. Historycznie ze swej treści wewnętrznej rozprawa sądów wojennych w obecnej kontrrewolucji caratu staje wraz z pozostałemi mordami rządowemi obok wiekopomnej rzezi czerwcowej 1848 roku i obok pamiętnego "tygodnia majowego" po zmiażdżeniu Komuny Paryskiej w 1871 r., jako jeden z kopców śmiertelnych, wzniesionych dłońmi burżuazyj-nego społeczeństwa na szlaku dziejowym proletarjatu, kroczącego ku świetlanemu celowi swego wyzwolenia. I jak mordy Cavaignac'a i Gallifefa położyły na zawsze piętno Kaina na czole burżuazji francuskiej, tak dokumenty sądów wojennj ch w kraju naszym przybijają gwoździem pod pręgierz historji burżuazję polską.
Ale jeszcze z innej strony dokument to historyczny i pouczający: zawiera on bowiem w jedno zebrany i ukazany jak na dłoni cały dorobek polityczny naszej socjalpartjotycznej inteligiencji w dobie rewolucyjnej.
Kiedy przez lat dwanaście - poczynając od założenia P. P. S. -Socjaldemokracja zmuszona była zwalczać kierunek ten systematycznie, chodziło o walkę przeciw zaprószeniu umysłów robotników polskich przez ideologję zbankrutowanego nacjonalizmu, przeciw sfałszowaniu, spaczeniu idei walki klasowej przez drobnomieszczańskie tendencje. Atoli działalność socjalpatrjotyzmu obracała się w owej dobie jedynie w sferze słowa - ustnego i pisanego, ale nie wychodzącego poza obręb pewnej ideologji myślowej i uczuciowej. Właśnie brak wszelkiego czynu, brak zapowiadanego i obiecywanego wiecznie "powstania zbrojnego" cechował najbardziej słowa socjalpatrjotyczne, dając zarazem możność kierunkowi temu pozostawać w pewnego rodzaju mistycznym półcieniu, w atmosferze wierzeń, życzeń i zapewnień subjektywnych, zdała od sprawdziana twardej rzeczywistości. Nadszedł rok rewolucji w caracie i epoka już nie słów, lecz uderzenia w "czynów stal". Jak wiadomo, epoka ta przyniosła so-cjalpartjotyzmowi klęskę kompletną: zapowiadane przez lat dwanaście powstanie narodowe nie nastąpiło, słowo nie stało się ciałem, lecz marą i wykazało się widomie już w wielkim świetle rewolucji, jako próżny i martwy dźwięk. Ale to tylko jedna strona - negatywna - metamorfozy, która zaszła w socjalpatrjotyzmie jednocześnie z wybuchem rewolucji. Druga strona -pozytywna - znalazła wyraz w osobliwej akcji, wytworzonej przez inteligiencję socjalpatrjotyczną w epoce rewolucyjnej: w "akcji bojowej". Oczywiście, działalność P. P. S. w czasie rewolucji nie redukowała się bynajmniej jedynie do zamachów terorystycznych i eksproprjacji. Wszakże o ile partja ta przyjmowała udział w akcji masowej pod hasłami rewolucji, ogólno-państwowej - w strejkach powszechnych, demonstracjach, ogólnej agitacji socjalistyczno-rewolucyjnej, szła ona za prądem walki klasowej, której drogowskazem była taktyka Socjaldemokracji, szła, pchana żywiołowo przez masy robotnicze. Przyjmując wśród ciągłych wahań i zboczeń udział w ogólnej walce zjednoczonego proletarjatu polskiego i rosyjskiego, wcielała ona w czyn nie swój własny program i taktykę, lecz stawała z nim w prostej sprzeczności, czego dowodem, że sprzeczność ta, rozszczepiając kierunek socjalpartjotyczny coraz bardziej, doprowadziła rychło do strzaskania się jego nawy organizacyjnej. Natomiast istotnie własnym, oryginalnym wytworem w działalności socjalpatrjotycznej, oddzielającym ją widomie od wszystkich organizacji socjaldemokratycznych w kraju i w państwie i stanowiącym pierwsze - i ostatnie dotąd - zastosowanie w czynie programu odbudowania Polski rękami polskich robotników, jest "akcja bojowa". Taktyka ta-to jedyny własny dorobek polityczny socjalpatrjotycznej inteligiencji, to jej odrębna nuta, która głośno brzmiała wśród szczęku walk rewolucyjnych w naszym kraju i która przebrzmiała ten szczęk, rozlegając się przez czas jakiś, jak zgrzyt fałszywy wśród ciszy cmentarnej kontrrewolucyjnej epoki. Epilogiem fazy rewolucyjnej stała się rozprawa tryumfującej kontrrewolucji z ofiarami walki - sądy wojenne. I tu wśród tłumu ofiar, spraw, wyroków wyróżnia się znowu dobitnie rola "akcji bojowej", stworzonej przez socjalpatrjotyczną inteligiencję. Przed szrankami sądów wojennych, jak na polu walki rewolucyjnej rola ta wyraziście się zaznaczyła, a jest nią: rola mostu, łączącego i mieszającego walkę klasową rewolucyjnego proletajatu z akcją proletarjatu łajdackiego.
Kiedy w czerwcu ubiegłego roku sformułowaliśmy w Przeglądzie Socjaldemokratycznym ten fakt, omawiając wiadomości, nadchodzące wówczas codzienie z sądów wojennych, wywołało to mocne niezadowolenie w Przedświcie, zrozumiałe i naturalne w organie tej części P. P. S., która uprawia nadal, nie-zmieszana swym bankructwem publicznym, odbudowanie Polski w teorji i bandytyzm "rewolucyjny" w praktyce. Nazwanie właściwym imieniem tej "rewolucyjnej" taktyki nie mogło oczywiście pójść w smak twórcom jej i wyznawcom. Lecz oto do protestu przeciw tej analizie bez osłonek właściwego charakteru "akcji bojowej" socjalpatrjotyzmu przyłączyła się i druga odnoga tego kierunku - "lewica" P. P. S. We wstępie do swego wydania "Sądy Wojenne" przedstawiciele tego kierunku uważają za potrzebne oświadczyć, że ich zdaniem napiętnowane przez nas pomieszanie metod walki rewolucyjnej z metodami lumpenproletarjatu i związana z tym demoralizacja nie jest winą szalonej taktyki "bojowej" socjalpatrjotyzmu, tylko - skutkiem ucisku rządu, ogólnej nędzy i braku pracy, wreszcie "ciemnoty mas": "Jeżeli prawdą jest niezaprzeczoną, że błędna taktyka, przyczyniając się do zatarcia tych granic, staje się zgubną dla partji, która ją stosuje, to tym nie mniej pamiętać należy, że żadna partja, opierająca się na szerokich masach, nieprzebytych murów granicznych wznieść tutaj nie zdołała i wznieść nie mogła w chwili, gdy kryzys, lokauty, pozbawienie dziesiątków tysięcy robotników możności zarobkowania przez więzienia i zesłania spychają codzień, co godzina wczorajszych bojowników rewolucji w szeregi lumpenproletarjatu, a nędza i głód dają im w rękę narzędzie zbrodni". Z właściwą sobie nieświadomością "lewica" P. P. S. dostarcza tu znowu uderzającego przykładu, jak dalece jej stanowisko polityczne jest dziś, jak i przedtym, siedzeniem na dwuch stołkach i jak dalece przyjęty przez nią program zewnętrznie socjaldemokratyczny jest dla niej martwą literą bez ducha. Wprawdzie z jednej strony stosowanie taktyki bojowej "w niewłaściwym momencie" przynosi istotnie "szkody olbrzymie", ale z drugiej strony taktyka ta znajduje się z objawami dezorganizacji i demoralizacji, ze zbliżeniem rewolucyjnej walki do obozu opryszków "tylko w luźnym przyczynowym związku" i P. P. S. uważa za swój święty obowiązek wobec gwałtów kontrrewolucji nie odgraniczać się od tych, co uprawiają nadal zbrodnicze awanturnictwo, przez ostrą krytykę, lecz owszem, "przeciwstawić się" solidarnie z Frakcją "Rewolucyjną" P. P. S. obozowi kontrrewolucyjnemu. Dokładna to próbka, odźwierciadlająca ogólny rozgardjasz umysłowy zbankrutowanych ex-socjalpatrjotów: uznają dziś nagi fakt "szkodliwości" taktyki "bojowej", t.j. awan-turnictwa terorystyczno-eksproprjacyjnego, i to tylko "w niewłaściwym momencie", ponieważ "szkodliwość" tej taktyki odczuli najnie-miłosierniej na własnej skórze, ile, że ta taktyka "bojowa" stała się właśnie objawem, który zewnętrznie spowodował agonję starej P. P. S. Stwierdzają ten prosty fakt, boleśnie empiryczny i dlatego niewątpliwy. Zdać sobie jednak sprawy z głębszych wewnętrznych podstaw tej "taktyki", jej charakteru ogólnego, jej stosunku do walki klasowej proletarjatu z jednej, do programu nacjonalistycznego z drugiej strony, nie są wstanie, zupełnie taksamo, jak stwierdzają, zmuszeni do tego smutnym doświadczeniem, że program odbudowania Polski zbankrutował w trakcie rewolucji, nie pojmując jednak za nic, że był on drobnomieszczańską reakcyjną utopją od pierwszej chwili istnienia P. P. S. Między gorzkiemi doświadczeniami rzeczywistości a podstawami zasadniczemi swej działalności widzą oni, jako typowi oportunisci, zawsze "tylko luźny przyczynowy związek", akurat w tej samej mierze luźny, jak "luźnym" jest istotnie związek między obecnym socjaldemokratycznym programem oficjalnym "lewicy" a jej sposobem myślenia i działania. To połowiczne i chaotyczne ^stanowisko, unikające zasadniczego wyświetlenia taktyki, jest szczególnie charakterystyczne we wstępie do wydania, które stanowi od początku do końca sąd nieubłagany nad "akcją bojową" socjalpatrjotyzmu. W księdze tej, zamykającej specjalny udział socjalpatrjotyzmu w dobie rewolucyjnej, oczywiście pokaźnym jest własny udział dzisiejszej "lewicy" P. P. S. we .wspólnych eksperymentach awanturniczej taktyki z lat 1905-1906. Miast z tym większą stanowczością krytycznie odgrodzić się od swej niedawnej przeszłości, rozbitkowie z "lewicy" usiłują wybrnąć z kolizji ogólnym utyskiwaniem na "nieszczęścia kontrrewolucji", gwałty rządowe, nędzę i ciemnotę mas. Jeszcze raz wykazuje się tu widomie, że własna przeszłość ciąży jeszcze fatalnie na umysłowości "lewicy". Le mort saisit le vif - martwy trzyma żywego za łeb.
II
Jeśli rozpatrzyć bliżej sumę spraw, załatwionych przez sądy wojenne w naszym kraju w ciągu 1908 r. - szczegółowe dane broszury obejmują właściwie 9y2 miesięcy - uderza odrazu fakt, że rozpadają się one na trzy główne kategorje, prawie równoważne pod względem ilości podsądnych osób. Tak z 686 podsądnych, którzy stawali przed sądem wojennym w Warszawie, 176 osób oskarżonych było o należenie do partji, 6 o przechowywanie literatury lub broni, 31 o agitację w wojsku lub "przestępstwa" wojskowe. Łącząc te wypadki razem, otrzymamy 213 osób, sądzonych za działalność partyjną w tej lub innej formie. Z drugiej strony za teror polityczny, napady na gminy, eksproprjacje i t. p. "akty bojowe" stawało przed sądem wojennym 208 osób. Wreszcie za grabieże i bandytyzm zwyczajny osądzono osób 227. Mamy tu jakby trzy główne pnie spraw sądowych, odzwierciadlające dokładnie trzy prądy w burzliwym okresie rewolucji: proletarjacką walkę klasową z jednej, objawy lumpenproletarjackie nędzy, jako wytworu burżuazyjnego społeczeństwa i kryzysu rewolucyjnego z drugiej strony; jako trzeci prąd figuruje między obiema "akcja bojowa" socjalpatrjotyzmu. Obok tych trzech prądów głównych widzimy jeszcze uboczny - żywiołowe wybuchy walki klasowej w nieświadomej, półanarchistycznej formie: teror ekonomiczny i samosądy, które zaprowadziły przed szranki sądu wojennego w Warszawie 29 osób. Że mamy tu do czynienia nie z przypadkowym zbiegiem cyfr, lecz ze zjawiskiem, wyrosłym z istotnych stosunków w okresie rewolucyjnym, dowodzi fakt, że powtarzają się one w Łodzi z odpowiednią modyfikacją. Niższy stopień uświadomienia politycznego w masach, brak tradycji długoletnich wpływów socjalistycznych i większe zaostrzenie antagonizmu klasowego, połączone z wybuchowemi skłonnościami proletarjatu, ujawnio-nemi jeszcze w roku 1892 i 93, wreszcie bezprzykładna nędza, wywołana przez kryzys przemysłowy oraz politykę "lokautową" łódzkich robigroszów, dają tu następujący obraz spraw sądowych: z 171 podsądnych 20 było oskarżonych o należenie do partji, 20 o "akcję bojową", 41 o teror ekonomiczny i samosądy, 84 o bandytyzm zwyczajny. Stosunek ilościowy różnych kategorji spraw odbija się również w statystyce wyroków. Z 258 wyroków śmierci, wydanych przez sąd wojenny w Warszawie, - za należenie do partji skazywano głównie na katorgę, - przypadało: za akcję bojową 105, za bandytyzm 139, za teror ekonomiczny i samosądy 14. Z wyroków tych zostały wykonane: za akcję bojową 43, za bandytyzm 43, za samosądy i teror ekonomiczny 13.
Jakim jest stosunek wewnętrzny trzech głównych prądów w burzy rewolucyjnej ? Bandytyzm proletarjatu łajdackiego jest, jak stwierdziliśmy już wPrzeglądzie Socjaldemokratycznym w roku zeszłym, nieuniknionym objawem każdego kryzysu społecznego w bur-żuazyjnym społeczeństwie i, na gruncie własności prywatnej w formie kapitalistycznej, zjawiskiem również normalnym, jak kradzieże, fałszerstwa i defraudacje w czasach zwykłych. Źródło właściwe tych zjawisk - to wyzysk kapitalistyczny, masowa proletaryzacja i niepewność egzystencji, których stałym osadem społecznym jest warstwa lumpenproletarjatu, pozbawionego środków do życia, a przez to skazanego zgóry na stałe wykroczenia przeciw własności prywatnej. Pochodząc wszakże z tego samego źródła, co i proletarjat' fabryczny i rolny, warstwa "oberwańców" stoi z nastroju duchowego i zabarwienia politycznego w najostrzejszym antagonizmie do proletarjatu zwłaszcza świadomego i rewolucyjnego. We wszystkich krajach kapitalistycznych lumpenproletarjat jest filarem oficjalnego patrjotyzmu burżuazyjnego, gorącym miłośnikiem polityki kolonjal-nej, wielbicielem floty i militaryzmu, stanowi "lud", t. j. krzyczącą "hurra" kanalję na wszelkich paradach wojskowych i uroczystościach monarchicznych, zapełnia "legję cudzoziemską" we francuskich kolonjach w Afryce i Indochinach, dekoruje się w znaczki na cześć Edwarda angielskiego i Wilhelma, a podczas dotychczasowych rewolucji służył za narzędzie burżuazji do zdławienia nienawistnego proletarjatu walczącego. Taką była rola rzezimieszków i bandytów we wszystkich rewolucjach francuskich i taką pozostała w rewolucji obecnej - w Rosji. Czarne seciny Eulogjuszów i Puriszkiewiczów, urządzające klerykalno-patrjotyczno-monarchiczne kontrdemonstracje dla zagłuszenia rewolucyjnych demonstracji proletarjatu, jak to już miało miejsce podczas wojny w roku 1904, potym usiłujące zatopić powstania rewolucyjne wojska i proletarjatu w orgjach opilstwa, grabieży i pożogi, jak w Kronsztacie w r. 1905, później mordujące z polecenia reakcji domniemanych wodzów politycznych rewolucji, a na-dewszystko akompanjujące gromom rewolucji od początku do końca piekielną muzyką rzezi antisemickich, oto akcja lumpenproletajatu w Rosji. Jak rozpęd rewolucyjny i dojrzałość klasowa proletarjatu miejskiego w rewolucji obecnej przeszły wszystkie rewolucje XIX-go stulecia, podobnież rozpęd kontrrewolucyjnej reakcji proletarjatu rzezimieszków dosięgnął granic bezprzykładnych w dziejach walk klasowych, ukazując w tych spotęgowanych rozmiarach z całą ostrością właściwy, normalny stosunek wzajemny obu warstw społecznych, a zarazem dając ważną wskazówkę na przyszłość. Im bardziej rewolucyjne ruchy międzynarodowego proletarjatu będą zagrażały wprost własności kapitalistycznej, nabierając charakteru przewrotu socjalistycznego, tym bardziej proletarjat walczący brać będzie musiał we wszystkich krajach w rachubę akcję szumowin społecznych na usługach i w obronie zagrożonego społeczeństwa burżuazyjnego.
W naszym kraju stosunek ułożył się całkiem odmiennie - i zwyczajni bandyci oraz rzezimieszki figurują obok rewolucyjnych robotników przed sądem wojennym, czepiając się za poły ruchu klasowego prołetarjatu, należąc do wspólnej statystyki ofiar kontrrewolucji, siedząc we wspólnej celi więziennej i umierając na szubienicy częstokroć z pieśnią "Czerwonego Sztandaru". Ba, duża część bandytów i rzezimieszków - to byli robotnicy-rewolucjoniści, wczorajsi członkowie różnych partji socjalistycznych. Wreszcie rzecz jeszcze potworniejsza: bandytyzm, prowokacja, szpiegostwo i działalność rewolucyjna połączone są w pewnych razach w jednej i tej samej sprawie, w jednych i tych samych kołach robotniczych. Jak podobna potworność stała się możliwą? W jaki sposób między dramatem walki rewolucyjnej proletarjatu i jej ofiar a przeciwległym jej biegunem - walką "partyzancką" lumpenproletarjatu z własnością prywatną mogła powstać jakakolwiek wspólnota i pomieszanie ? Oto pytanie. Nie wybuch i rozmiary bandytyzmu stanowią zagadnienie. I nie to stanowi kwestję, dlaczego metod lumpenproletar-jackich chwycić się musiały dziesiątki, może setki pogrążanych w straszliwej nędzy robotników, którzy na krótko przedtym znajdywali chleb w ciężkiej pracy po fabrykach i warsztatach, a którym chleb ten wydarło przesilenie ekonomiczne lub częściej jeszcze eksperymenty lokautowe filarów "przemysłu ojczystego". Na tle gospodarki kapitalistycznej, nadto tak wysoce rozwiniętej jak w naszym kraju, i w okresie kryzysu społecznego tak ostrego i wstrząsającego, paroksyzm bandytyzmu może stanowić zagadkę - tylko dla samej burżuazji, której jest własnym dziecięciem. Zagadnienie istotne stanowi jedynie ta okoliczność, że bandytyzm o zwyczajnym charakterze kryminalnym pomieszał się i splótł z ruchem rewolucyjnym w sposób, który poza krajem naszym nie ma przykładów w dziejach ruchu robotniczego, że bandytyzmu chwycić się mogły tuziny robotników-rewolucjonistów, robotników-socjalistów, że, chwytając się bandytyzmu, robotnicy ci nie czuli, iż przepaść niezgłębiona dzieli ich od świata ideałów socjalistycznych, lecz przeciwnie, sądzili się jeszcze być chorążymi "Czerwonego Sztandaru". Jeżeli sam fakt ten wymagał jeszcze dowodów, wydanie P. P. S. o "Sądach Wojennych" dostarcza na każdej stronicy przerażających ilustracji. Z wielką prostotą prawdy dziełko to przeprowadza przed oczyma naszemi szereg scen czyśćcowych z "śledztwa" i "sądu", dając zarazem szereg boleśnie plastycznych typów z wielkiego zbioru mordowanych przez carat "sądownie" ofiar.
Oto na pierwszym planie stoi herszt bandy zbójeckiej Włościański, zwany Aleksandrem, pociągany w Łodzi o zabójstwo inżyniera Ostaszewskiego do śledztwa, obficie oblewanego wódką za pieniądze Szajblera. Włościański "przez trzy tygodnie pobytu w "Biurze" ochrany łódzkiej ani razu nie był tknięty, ale zato wprost kąpał się w wódce.
- No Aleksander, co wolisz: bykowce czy wódkę? - spytano go po raz pierwszy. Potym nie pytano.
- Aleksander, jeszcze szklankę: dasz jednego?
- Dawaj! - odpowiadał Aleksander. - Bierzcie tego i tego.
"Aleksander jadał obiady z restauracji przez całe 3 tygodnie po tyle i tyle osób za obiad, po jednej za oddzielne potrawy. Aleksander na każde zaproszenie odpowiadał zgodą.
"Za czasów Aleksandra wychodziło w "Biurze" wódki dziennie za 5 do 10 rubli. Czasy Aleksandra wielu mile wspomina.
- Oj tośmy wódki wychlali! - opowiadali ci, którzy z Aleksandrem w "Biurze" siedzieli. - Za 100 rubli przeszło samej wódki.
A bywały i likiery i z restauracji obiady. Aleksandra ona zgubiła, ale innych, przez siebie zasypanych, on teraz "pucuje". On wszystkich "odpucuje"! Jemu już wszystko jedno, siebie nie odpucuje. Do dwudziestu siedmiu "ubójstw" i jeszcze iluś tam zamachów się przyznał. "Na lewo" się poprzyznawał, do wszystkiego się przyznawał za wódkę". A skutkiem zeznań pijanego Włościańskiego przybywały ofiary do "Biura". "Przybywali ludzie rodziną obarczeni. Przybywali robotnicy z fabryk od warsztatów, przybywali towarzysze partyjni. I jedni nie przyznawali się nawet w "Biurze", inni przyznawali". W rezultacie nastąpiła szubienica dla samego Włościańskiego i dla wielu przez niego winnie czy niewinnie pociągniętych.
- Jest to jaskrawy, jeden z wielu, obrazek z życia "Biura" - dodaje autor. Czytelnik zaś, przytłoczony okropnością tego "obrazka", zapytuje się siebie: co to za sprawa, co to za sfery? Oczywiście pospolity bandytyzm, wszakże już fatalnie wpleciony w sfery proletarjatu, w sprawę żywiołowego samosądu wyzyskiwanych i tratowanych mas nad nienawistnemi reprezentantami kapitału, spoufalony z kołami robotniczemi, wpleciony nawet w koła "towarzyszy partyjnych". Ale oto drugi "obrazek”: sprawa o zabicie robotnicy - narzeczonej prowokatora, oskarżanej przez rewolucjonistów o szpiegostwo. Sprawa z tendencji swej, jakby się zdawało, czysto polityczna, rewolucyjna. Tymczasem śledztwo sądowe wytacza przed oczyma naszemi następujące zajścia i typy.
"Pięć miesięcy po śmierci Gutkowskiej do łódzkiego wydziału śledczego zjawił się oskarżony o zabójstwo Józefa Laskowskiego w Łodzi i o zamierzony napad rozbójniczy na Jankowskiego również w Łodzi - pozostający jednak na swobodzie jako agient śledczy częstochowskiego zarządu żandarmskiego Józef Kołduński w towarzystwie szwagra swego Fremla (obaj - dodajmy od siebie - wygnani z Socjaldemokracji za bandytyzm) i doręczył naczelnikowi ochrany listę "60 bojowców," oskarżając zarazem niejakiego Nowaka i braci Walczaków o zabicie Gutkowskiej. Skonfrontowany z wymienionemi przez siebie robotnikami Kołduński zmienił zeznanie: "przyznając, że on jest sprawcą zabójstwa, twierdził, że on wraz z Walczakami i Nowakiem zostali wydelegowani przez Frakcję Rewolucyjną do sądzenia Gutkowskiej". Wreszcie na sądzie Kołduński oświadczył, że żadnego sądu nie było, tylko on sam, wiedząc, że Gutkowska szpiegowała, z własnej inicjatywy ją zabił, poczym wstąpił do ochrany, licząc, "że przez pożyteczną służbę u żandarmów zmaże swą winę i żadna kara grozić mu nie będzie". W rezultacie skazano wszystkich czterech na szubienicę, lecz prowadzeni na śmierć uczynili jeszcze dobrowolnie ważne wyznanie: zeznali protokularnie, że oni to zabili niejakiego Fuchsa w celach rabunku, o co oskarżano i za co pomimo to powieszono całkiem niewinnego kupca Olszera z Łodzi. Po zeznaniu tym wszyscy czterej szli na stracenie z wielką odwagą i w najlepszej ze sobą komitywie. Walczakowie śpiewali "Czerwony Sztandar”.
Znowu czytelnik pyta się przygnębiony: co to za sprawa, co to za sfery? Usuwanie szpiegów, działalność partyjna, zabójstwo w celu grabieży, służba u żandarmów i bohaterska śmierć na szubienicy z rewolucyjnym śpiewem na ustach, - same przeraźliwe kontrasty, złączone w jeden okropny chaos, świat upadku moralnego, ocierający się o mury żandarmerji, i świat ideału rewolucyjnego, splecione ze sobą i pomieszane potwornie...
Ale oto przez rozmaite typy przejściowe mieszanego charakteru, jak owa banda, uprawiająca napady i rozboje pod nazwą "Zmowy Robotniczej", a pochodząca cała z byłych rewolucjonistów, jak wszelkiego rodzaju "anarchiści-komuniści", jak czyniący zamachy polityczne na strażników i policję, a skazywani zarazem za akty bandyckie i grabieże, dochodzimy do kompleksu czysto już politycznych spraw socjalistyczno-rewolucyjnych - siedleckiej organizacji bojowej Frakcji "Rewolucyjnej" P. P. S. I oto jaki obraz działalności roztacza się przed naszemi oczyma:
"Pierwszą z tych spraw sądzona była sprawa o napad na pocztę w Sokołowie, d. 31 V. i 1 VI. 1908 r. Podsądnych było 16-tu: 1. Ernest Chejło. 2. Stanisław Czubaszek. 3. Franciszek Sowiń-ski. 4. Władysław Kosycarz. 5. Zofja Owczarek. 6. Zofja Kajzer. 7. Marja Chomicka. 8. Józef Kruszewski. 9. Józef Krasuski. 10. Andrzej Czerwiński. 11. Józef Rajczuk. 12. Teofil Wochna. 13. Leon Su-lima. 14. Jan Nestorowicz. 15. Ludwik Zych. 16. Michał Wohlgemut". Ostatni, jako prowokator, wskazał wszystkich innych oskarżonych i byl głównym świadkiem przeciwko podsądnym. W sprawie tej sąd wydaje 14 wyroków śmierci i 2 na bezterminowe roboty ciężkie.
"Tego samego dnia odbywa się sprawa o zabicie inkasenta monopolowego Pafnutjewa; do odpowiedzialności powołany jest skazany już na śmierć Józef Rajczuic i z tego zarzutu zostaje uniewinniony".
"3 czerwca na wokandzie sądu wojennego zjawia się sprawa o napad na rządową leśniczówkę w Jagodzinie, dokonany 8 lipca 1906 r. Podsądnych 8: Stanisław Czubaszek, Andzej Czerwiński, Konstanty Turski, Jan Łuczek, Ludwik Biernacki, Wojciech Przeździak i Józefa Rybitwowa. Ta ostatnia zostaje uniewinniona, Biernacki i Przefdziak otrzymują bezterminowe roboty ciężkie, 5 innych - śmierć".
"5 czerwca odbywa się sprawa o inny napad na pocztę w tymże Sokołowie w grudniu 1906 r. Podsądni: Chejło, Czerwiński, Krasuski, Wohlgemut i nieznany nam dotąd jeszcze Józef Grzeczniowski. Uniewinniony zostaje Czerwiński, Chejło skazany na 12 lat robót ciężkich, reszta - na śmierć.
"9 czerwca sprawa o napad na pocztę w Wiślnicy. Podsądni: Czubaszek i poraź pierwszy sądzeni: Stanisław Bazylewski i Stanisław Olesiuk. Czubaszek został już przed sprawą powieszony, dwaj inni otrzymują wyroki śmierci.
"Tego samego dnia sprawa o napad na monopol i gminę w Trzebeszowie. Podsądni: znów Czubaszek i Bazylewski, który drugi raz tego dnia dostaje wyrok śmierci.
"10 czerwca sprawa o napad na monopol w Buczynie. Podsądni: Czubaszek, Czerwiński, Łuczak, Ścieszka i poraź pierwszy sądzony Ferdynand Tyszkiewicz, - wszyscy, za wyjątkiem już powieszonego Czubaszka, otrzymują karę śmierci.
" 10 czerwca również sprawa o zamach na pocztę w Łosicach. Podsądni: Wohlgemut i nowi: Stefan Rzeszotarski, Lucjan Krzymowski, Edward Walewski, Wohlgemut i Walewski jako "niekonieczni" uczestnicy napadu skazani na roboty ciężkie, Krzymowski i Rzeszotarski - na śmierć.
" 11 czerwca sprawa o napad na monopol w Wyrożębach. Podsądni: już powieszeni Wochna, Rajczuk i Czubaszek, prócz nich Rzeszotarski, Chomicka i Wohlgemut; dwoje ostatni jako niekonieczni otrzymują roboty ciężkie, Rzeszotarski - śmierć poraź drugi.
"Tego samego dnia sprawa o napad na pocztę i monopol w Sterdyniu. Podsądni: już skazany na śmierć Grzeczniowski i nieznani nam dotąd Edward Zabokrzycki, Adam Wroński i Władysław Krasuski. Wszyscy otrzymują wyroki śmierci.
"15 czerwca sprawa o napad na stację kolejową w Międzyrzecu (27 XII 1907). Podsądni: już powieszeni Kosycarz, Czubaszek, Sulima, Zych i już sądzeni Bazylewski i Tyszkiewicz - dwaj ostatni zostają skazani na śmierć.
"16 Czerwca sprawa o inny napad na stację kolejową w Międzyrzecu (9 VI 1907). Podsądni: Bazylewski, iyszkiewicz, Olesiuk - wszyscy skazani zostają na śmierć.
"Tego samego dnia sprawa o zamach na pocztę w Kody ni u. Podsądny Olesiuk otrzymuje poraź trzeci wyrok śmierci".
Prócz tego z tychże podsądnych Zofja Owczarkówna i Marja Ostrowska skazane były na śmierć w sprawie o zamach na Skałona, i taż Ostrowska otrzymała w sprawie kryminalnej bezterminową katorgę. Z wyjątkiem ułaskawionych kobiet oraz zdrajcy, zostały zatwierdzone i wykonane 23 wyroki gardłowe.
Straszne żniwo śmierci! I jakąż jest działalność, za którą 28 osób było torturowanych już przez samą procedurę sądową, wlokącą je przez dwa tygodnie dzień w dzień z jednej sprawy gardłowej w drugą?
Suma sprowadza się: do siedmiu napadów w celu ograbienia kas pocztowych, dwuch napadów na kasy stacji kolejowych i czterech napadów w celu ograbienia monopolu, jednego zabicia inkasenta monopolowego, jednego napadu na kasę gminy i jednego na- leśniczówkę. Jedna i ta sama grupa około 25-30 osób zajmowała się systematycznie ograbianiem kas pocztowych i kolejowych oraz monopolowych po różnych zakątkach prowincji, z czym z natury rzeczy związane było zabijanie pilnujących tych instytucji kasjerów, żołnierzy i t. d.
I wreszcie jako ostatnie ogniwo w łańcuchu, łączącym całą gamą tonów przejściowych sprawy pospolitych bandytów z ruchem socjalistycznym, znajdujemy drugą stronę "akcji bojowej" P. P. S.: "teror polityczny", którego typową formę wykazują sprawy o niezliczone zamachy na strażników i policjantów na prowincji oraz o "krwawą środę" 15 sierpnia 1906 r., czyli zabicie kilku tuzinów stójkowych w Warszawie.
Naogół biorąc "akcję bojową" i związane z nią sprawy gardłowe "najczęściej spotykamy tu-mówi wydanie P. P. S.- zabójstwa drobnych funkcjonarjuszy policji (stójkowych, rewirowych i t. p.)", a co do "eksproprjacji" - "najczęściej dokonywane w sklepach monopolowych oraz napady na inkasentów, odbierających pieniądze z tychże monopolów".
Tu mimowoli znowu zdumiony czytelnik gotów sobie zadać pytanie: co to za sfery, co to za działalność ? Rzecz jasna, że samo przez się ograbianie kas pocztowych i sklepów wódczanych oraz zabijanie w tym celu żołnierzy i inkasentów, albo "tępienie" stójkowych ma z ruchem klasowym proletarjatu, z zadaniami rewolucji, z socjalizmem bardzo mało do czynienia i jest mocno podobne do ograbiania osób prywatnych. Jak wiadomo, w Rosji zwyczajni bandyci również nie gardzą kasami rządowemi i wielokrotnie zajmowali się i zajmują "konfiskowaniem" worków pieniężnych przejeżdżającej poczty albo kas sklepów monopolowych. Z metody działania różnica między bandytyzmem zwykłym a powyższą akcją "ekspro-prjacji" i "teroru" jest tylko ilościowa, względna. Dopiero kiedy weźmiemy pod uwagę cele i pojęcia, związane z tą działalnością, występuje decydująca różnica. Bandyci zwykli grabią i zabijają dla własnego pożytku, dla prywaty; organizacja "bojowa" Frakcji "Rewolucyjnej" P. P. S. ograbia sklepy monopolowe i zabija inkasentów i żołnierzy lub stójkowych w imię "idei rewolucyjnej". Tu więc docieramy do właściwego węzła, łączącego szereg spraw bandytyzmu lumpenproletarjackiego ze sprawami rewolucyjnemi proletarjatu, tu też znajdujemy odpowiedź na pytanie: jak podobne potworne pomieszanie dwu biegunowo sprzecznych i wrogich sobie ruchów mogło mieć miejsce. Odpowiedzią jest - socjalpatrjotyczna "akcja bojowa", która, wprowadziwszy praktykę bandytyzmu do ruchu socjalistycznego, a ideologję rewolucyjną do metod lumpenproletar-jackich, stworzyła oryginalną syntezę obu sfer i obu ruchów, przerzucając most przez przepaść społeczną i polityczną, leżącą pomiędzy walką klasową robotników a fermentowaniem nędzy beznadziejnej, wytwarzanej przez burźuazyjne społeczeństwa.
III.
Jest to fatum historyczne utopistów drobnomieszczańskich, że fantazje ich "rewolucyjne" zawsze w rzeczywistości zamieniają się w skutki wprost odwrotne do zamierzonych, stając się narzędziem reakcji.
Teorja "akcji bojowej", stworzona przez socjalpatrjotyzm, wyrosła przedewszystkim z owego gruntownego zapoznania zasad i ducha walki klasowej proletarjatu, które cechuje cały program tego kierunku. Przez lat dwanaście socjalpatrjoci twierdzili uporczywie, że rewolucja w Rosji jest niemożliwa, skoro zaś rewolucja wybuchła, ujrzeli w niej natychmiast -z czysto drobnomieszczańskiego stanowiska - nie zagadnienie polityczne, tylko techniczne, nie kwestję uświadomienia i walki klasowej mas pracujących, tylko kwestję fizycznej walki z wojskiem, kwestję broni i pieniędzy. Po próbach więc żakowskich wybuchów dynamitowych na mostkach kolejowych i pod pomnikami rządowemi oraz przecinania drutów telegraficznych w czasie wojny japońskiej, powstała cała teorja "ubo-jowienia ludu", przyjęta oficjalnie na VIII Zjeździe P. P. S., - teorja, polegająca na tym, że zadaniem partji socjalistycznej jest... nauczyć strzelać klasę robotniczą i dostarczyć jej browningi, a w tym celu stworzyć "kadry bojowe", które ciągłą walką zaczepną z rządem i zamachami politycznemi - "partyzantką" utrzymywałyby "ducha bojowego" w ludzie i zaprawiały go do "ostatecznego zwy-cięztwa". "VIII Zjazd naszej partji, czytamy w oświadczeniu Wydziału Bojowego P. P. S. po wykluczeniu go z partji w listopadzie 1906 r. polecił organizacji bojowej przedewszystkim przygotować możliwie wielką ilość towarzyszów do przyszłej walki, by ci potym u b o j o-wili całą partję i wszystkich towarzyszów partyjnych uczynili z dolne mi do akcji zbrojnej. Jest to stanowisko słuszne i rozumne. Uzna to każdy, dla kogo "ruch zbrojny" nie jest tylko słowem bez treści, które wypowiedzieć łatwo, dla kogo jest zrozumiałym (a któż prócz tych, którzy tego nie chcą, nie zrozumie tak prostej rzeczy), że jak, aby być dobrym szewcem, trzeba się szewiectwa uczyć, tak, aby się umieć bić, trzeba się również tej sztuki nauczyć". Ze stanowiska tego "szewskiego" rozumienia walki rewolucyjnej "bojowcom" przypadała rola przewodnia i panująca w partji, albowiem rola - "nauczycieli" proletarjatu.
"Jeżeli pomyślimy, czytamy dalej w przytoczonym wydawnictwie, że nauczyciel nieco więcej umieć musi niż uczeń, że tę naukę bojową trzeba wypróbować na praktyce, że wreszcie organizacja nasza partyjna jest ogromnie liczną i że dużo nauczycieli wymaga, jeżeli uprzytomnimy sobie to wszystko, to zrozumiemy łatwo, jak trudno było zrobić tę pierwszą część, roboty bojowej, by przystąpić do drugiej części, do oddania nagromadzonej wiedzy i doświadczenia szerszym kołom towarzyszów". Więc bojowcy zaprawiali się na nauczycieli proletarjatu zabijaniem inkasentów monopolowych i napadami na "leśniczówki", aż tych przyszłych "praeceptores plebis" własna partja P. P. S. za niesubordynację, rokosz przeciw partji i korupcję wyświecić musiała za wrota organizacji partyjnej. Atoli, jeżeli bojowcy, wykluczeni przez IX Zjazd P. P. S., protestowali gromko, wołając i powołując się na to, że w całym swym postępowaniu trzymali się tylko ściśle zasad, wypowiedzianych przez samą partję, mianowicie przez jej VIII Zjazd, to niepodobna im nie przyznać słuszności. Wszystko to, co poczytano bojowcom za zbrodnię i przeciw czemu P. P. S. usiłowała rozpaczliwie się bronić, było li tylko skutkiem, konsekwencją własnych jej zasad. I o ile odbudowana przez wykluczonych z P. P. S. za korupcję bojowców Frakcja "Rewolucyjna" reprezentuje teraz dokładnie dawną prawdziwą P. P. S., o tyle uprawiana przez nią nadal taktyka "bojowa" jest niemniej dokładnym i konsekwentnym wyrazem stanowiska programowego socjalpatrjotyzmu.
"Partyzantka" P. P. S. to było z jednej strony odświeżenie tradycji powstańczych, z drugiej przeniesienie na grunt nasz rosyjskiego teroryzmu i w tej szczęśliwej kombinacji - karykaturalne odbicie w krzywym lustrze socjalpatrjotyzmu wielkiej rewolucji w caracie. Ale jeżeli "akcja bojowa" P. P. S. była karykaturą rewolucyjnej walki klasowej proletarjatu, to była ona niemniej karykaturą swych pierwowzorów: zarówno taktyki powstania styczniowego, jak teorji i praktyki rosyjskiego teroryzmu.
Powstańcy w styczniu r. 1863 chwycili się partyzantki leśnej nie z upodobania do junakierji i nie w nadziei "ubojowienia" w ten sprytny sposób ludu, tylko z musu - z braku własnej organizacji wojskowej z jednej i - ruchu masowego ludności wiejskiej z drugiej strony. "Taktyka naszego narodowego powstania - powiada dekret Rządu Narodowego z 4-go maja - jako taktyka wojny partyzanckiej bez regularnej armji i artylerji powinna być przedewszystkim zaczepną, nie zaś odporną". Istotnie "wojną bez regularnej armji" było powstanie styczniowe i partyzantka jego polegała na prawidłowych bitwach improwizowanych po lasach oddziałów po kilkaset, po tysiąc i po 2 tysiące żołnierza z wojskiem rosyjskim. To też jeżeli w wojnie tej, po zwycięzkiej bitwie, powstańcy zabierali, gdzie mogli, oręż i pieniądze wojsk rosyjskich, jak Rogiński w Próżanach, wyparszy załogę rosyjską, zabrał broń i 10 000 rubli w kasie powiatowej, jak Kruk pod Żyżynem, pobiwszy Rosjan, zabrał 2 działa, 150 żołnierzy do niewoli i 200000 rubli w monecie, jak Bosak i Chmieliński, uderzywszy na Opatów, pobili tam Rosjan i zabrali kasę powiatową, jak wreszcie Łukaszunas na Litwie ze swą setką chłopów zaopatrywał się w kożuchy na zimę i w środki żywności, zabierając wszystko zręcznie Rosjanom - były to szczegóły wojny, objawy i zarazem rezultaty bitew zwyćięzkich, regularnej akcji wojennej, acz prowadzonej bez regularnego wojska ze strony powstańców. Miały też one cel i uzasadnienie w stanie ówczesnym kraju: pieniądze, broń, kożuchy były istotnie niezbędne, były warunkiem bytu dla powstańców, ukrywających się po lasach podczas najsroż-szej zimy, bez zasobów żywności, bez broni odpowiedniej, bez amunicji. Kiedy wreszcie Rząd Narodowy zabrał w czerwcu 33/2 majona rubli z Banku Polskiego, był to całkiem naturalny akt władzy politycznej, która ukonstytuowała się jako rząd istotny w kraju i jako taki miała liczne funkcje, do których wykonania środki ma-terjalne były niezbędne; był to akt, dowodzący, że nasz Rząd Narodowy miał w każdym razie pod pewnym względem trafniejszy instynkt co do wymagań dyktatury, niż członkowie Komuny Paryskiej, którzy, przymierając głodem, ustawiali czujne warty dla pilnowania miljardów w Banku państwowym - na rzecz Wersalczyków, swych przyszłych morderców.
Natomiast o "partyzantce", polegającej na tym, żeby bez wojny bez śladu powstania narodowego i be z dyktatury ze dwa tuziny ludzi uzbrojonych w rewolwery "konfiskowało" co parę dni pieniądze po kasach pocztowych czy monopolach, powstańcom się napewno nie śniło. I gdyby Lempke albo Mierosławski, gdyby Sierakowski, Brzosko albo ksiądz Maćkiewicz z szubienic swoich w Wilnie, w Kownie, w Sokołowie słyszeli tych teoretyków "partyzantki", czyli zabijania w imię Polski inkasentów i rozbijania szynkfasów z wódką rządową dla zabrania kilkudziesięciu rubli, splunęliby - niewiadomo, czy z większym oburzeniem czy obrzydzeniem, i zaklęliby pono przez zaciśnięte zęby: a błazny!
Powstańcy byli to historyczni Donkiszoci, połowiczni jako czerwoni, zdrajcy sprawy jako biali, ale ludzie poważni po obu stronach. Nie brakło powstaniu i epizodów krotochwilnych, jak ów marsz "pułkownika" Miłkowskiego przez Bałkany do ojczyzny i jego sławne bitwy - z Rumunami. Ale w całości był to dramat dziejowy, nie błazeństwo. Jeżeli powstanie było w zarodku chybione, jeżeli partyzantka leśna skazana była na fiasko, jeżeli oddziały ciągle się roz-przęgały, wodzowie samowolnie je rozpuszczali, a Rząd Narodowy daremnie walczył z tą "demoralizacją", jak się wyrażają jego dekrety, to przyczyny leżały głębiej w stosunkach społecznych. Przyczynę główną zrozumiał i wypowiedział w niewielu słowach Traugut, kiedy w swym okólniku do dowódców wojska narodowego 18 grudnia pisał i podkreślał: "Pamiętajcie, że powstanie bez ludu jest tylko wojskową demonstracją w większych lub mniejszych rozmiarach; z ludem dopiero zgnieść wroga możemy, nie troszcząc się ożadne interwencje, bez których oby Bóg miłosierny obejść się pozwolił". Powstanie styczniowe musiało się chwycić partyzantki właśnie dlatego, że nie było ono powstaniem ludowym, musiało partyzantką pozostać, bo ludu nie udało się i w danych warunkach społecznych niepodobna było do powstania pociągnąć. W tym dylemacie uwikłała się i zginęła sprawa powstania. Musiało ono upaść właśnie dlatego, że było "partyzantką", a nie prawdziwą rewolucją ludową, masową. I oto ideę tej partyzantki, która zrobiła fiasko w powstaniu styczniowym i powstanie to o upadek przyprawiła, socjalpatrjotyzm umyślił wskrzesić po latach czterdziestu w odpowiednio skarykaturowa-nej, zbłaźnionej formie, przyczepiając nadto zbankrutowaną taktykę zbankrutowanego programu nacjonalistycznego do nowoczesnej prole-tarjackiej walki klasowej w caracie - akurat kiedy poraź pierwszy wybuchła w kraju prawdziwa rewolucja masowa!
Wszakże teror, stanowiący dodatkową ozdobę socjalpatrjotycz-nej "partyzantki" w monopolach, nie z arsenału powstańczego był wzięty. Przeciwnie, tu imitatorzy szopkarscy giestów powstania w ostrej stanęli sprzeczności z wszystkiemi tradycjami ruchu narodowego. Patrjoci polscy nigdy nie wpadli na utopijny pomysł wyzwolenia narodu i kraju przez zamachy na pojedynczych przestawi-cieli najazdu; osią ich polityki i ideałem ich było zawsze - powstanie narodowe, t. j. ruch masowy, dążący świadomie do wyzwolenia Polski. Styczniowe powstanie zna dwa chybione zamachy, ale były to zamachy - na Wielopolskiego. Były to nie akty walki narodowej z najazdem, objawy pewnej taktyki bojowej, stosowanej względem wroga, - były to jedynie objawy dosadne opinji publicznej w kraju, był to protest społeczeństwa przeciw polityce ugodowej wielkiego "samotnika", jak go teraz nazywa wielki p. Dmow-ski. Strzały Ryła i sztylet Rzoncy miały tylko głośno zawołać, że margrabia w swych konszachtach z caratem prowadzi politykę na własną rękę, nie zaś w imieniu społeczeństwa, które ze swej strony jedną zna tylko politykę - walkę narodową o wyzwolenie Polski. To chcieli powiedzieć sprawcy zamachów sierpniowych. Odwrotnie, chybiony zamach na Berga był już tylko objawem upadku powstania, był rozpaczliwą jednostkową próbą wobec dogorywającego ruchu, aby oprzeć się tratującej represji murawjewowskiej, wkraczającej wraz z zwycięstwem Rosjan z Litwy do Królestwa. Samo powstanie ani przez chwilę nie próbowało stosować zamachów te-rorystycznych na jednostki, jako środka walki narodowej, a oddziały "sztyletników" Lempkego miały tylko na celu wyzwolenie Organizacji Narodowej od uwijających się koło niej chmarami zdrajców i szpiegów, - nie zaś zorganizowanie grona "nauczycieli" do udzielania narodowi lekcji "ubojowienia".
Skoro zaś powstańcy zajmowali się spiskowaniem w Rosji, kiedy Ohryzko w Petersburgu, Majewski w Moskwie, Kiniewicz, Mroczek, Iwanicki w Kazaniu spiskowali, knuli oni nie sprzysięże-nie terorystyczne na cara lub ministrów, tylko usiłowali wywołać wybuch rewolucyjny w wojsku rosyjskim, wśród oficerów i inteli-giencji - jedynych wówczas opozycyjnie usposobionych sfer społeczeństwa rosyjskiego, wierni i tu myśli powstańczej, że tylko ruch pewnych warstw społecznych tak w Rosji jak w kraju może mieć wagę polityczną.
Teorja teroru politycznego, jako pewnej systematycznie stosowanej taktyki bojowej, całkowicie obca na polskim gruncie, jak i na Zachodzie, jest oryginalnym płodem rosyjskiej myśli rewolucyjnej. Jak partyzantka leśna głęboko korzeniami tkwiła w warunkach społecznych Polski z lat sześćdziesiątych, tak teror polityczny wyrósł w siódmym lat dziesiątku ze szczególnych warunków społecznych Rosji.
Brak burżuazyjnego liberalizmu, jako poważnej siły politycznej, oraz rewolucyjnego proletarjatu miejskiego, jako klasy skrystalizowanej, natomiast znaczne jeszcze pozostałości starodawnej, w mniemaniu "ludowców" rosyjskich komunistycznej ze swych tendencji gminy rolnej - różne objawy tego samego pochodzenia, mianowicie niedojrzałego stanu gospodarki wielkoprzemysłowej w Rosji, wysunęły na pierwszy plan szczególną rolę zdeklasowanej inteli-giencji ze sfer szlacheckich i drobnomieszczańskich. Jako jedyny czynnik demokratyczny, jako ideologowie nieistniejących klas rewolucyjnych, inteligienci rosyjscy stworzyli sobie odpowiednią teorję ruchu rewolucyjnego w caracie, przykrojoną zewnętrznie do ówczesnych stosunków społecznych Rosji i własnego stanowiska inteligiencji. Ponieważ nie widzieli świadomej akcji politycznej żadnej klasy społecznej, któraby popierała absolutyzm, przeto doszli do wniosku, że absolutyzm rosyjski na żadnej się nie opiera klasie, lecz "wisi w powietrzu". Należy zatym ten wiszący w powietrzu absolutyzm energicznym ciosem zrzucić w przepaść, aby powołać do władzy lud, żyjący zdawna pod wpływem zasad komuny rolnej, a zatym skłonny do przewrotu socjalistycznego. Rola owego egzekutora, strącającego absolutyzm w przepaść, przypadała oczywiście w udziale inteligien-cji, a jako sposób działania dla garści izolowanych od ogółu rewolucjonistów w tym pojedynku z absolutyzmem nadawał się z natury rzeczy tylko teror systematyczny. Zabić cara, a jeżeli po jednym drugi następuje, zabijać cara za carem, oto był program właściwy teroru rosyjskiego, dla którego usuwanie reprezentantów absolutyzmu było równoznaczne z najkrótszą drogą do usunięcia samego absolutyzmu.
Już w r. 1875 Fryderyk Engels dał gruntowną krytykę podstaw tej teorji, wyjaśniając w swej polemice z Tkaczowem, że nie absolutyzm rosyjski, tylko rosyjski inteligient rewolucyjny "w powietrzu" wisi, że przedawniona gmina rolna w Rosji jest nieodpowiednim gruntem, z którego drzewo socjalizmu wykwitnąć musi, tylko spróchniałą spuścizną minionych stosunków ekonomicznych, a ze swej roli historycznej - właśnie podstawą klasyczną wschodniego despotyzmu, skąd wniosek wypływał dla Socjaldemokracji rosyjskiej, że wyzwolenie polityczne Rosji tylko poprzez trupa tej gminy rolnej, mianowicie przez nowoczesny rozwój kapitalistyczny do podminowania absolutyzmu prowadzić może. Atoli podobne naturalne wytwory ideologji społecznej, jak "swojski" socjalizm inteligiencji rosyjskiej, nie dają się załatwiać krytyką literacką, teoretyczną. Praktyka, rzeczywistość krytyki tej dokonała, a była nią - własna działalność terorystów rosyjskich i kompletne jej fiasko.
Wystarcza uprzytomnić sobie podstawy teorji teroru rosyjskiego, aby zrozumieć, że pasowała ona do naszych warunków społecznych już wówczas mniej więcej tak, jak katolicyzm do form bytowych Polinezyjczyków. Z gminy rolnej, która w Rosji całkiem odrębne przebyła losy, w Polsce spółczesnej nie było ani śladu, po upadku ruchu nacjonalistycznego i zapanowaniu teorji "pracy organicznej" również ani śladu inteligiencji rewolucyjnej, szukającej "wpowietrzu" swego powołania, natomiast było wysoce rozwinięte zróżniczkowanie klasowe społeczeństwa burżuazyjnego i już w latach siedemdziesiątych skrystalizowana i pokaźnie występująca na tle społecznym masa proletarjatu przemysłowego. To też widzimy, że socjalizm do Polski po zupełnie odmiennej wkroczył drodze, niż do Rosji. Nie przez napowietrzne szlaki swojskich domorosłych kombinacji, tylko szerokim gościńcem międzynarodowej teorji naukowego socjalizmu, nie jako ideologiczna donkiszoterja "nadklasowej" inteligiencji, tylko jako ideologja nowożytnej walki klasowej proletarjatu z burżu-azją. Manifest Komunistyczny Marxa i Engelsa, nie ewangielja rosyjskiej "obszczyny", był programem założycieli teoretycznych socjalizmu polskiego, Waryńskiego, Dicksteina i inn. Jeżeli pomimo to rychło potym partja "Prołetarjat" obsunęła się wyraźnie z tego stanowiska socjalizmu naukowego do chaotycznych pojęć ruchu spiskowego i przejęła od partji "Narodnaja Wola" taktykę tero-rystyczną razem z poglądem "ludowców" rosyjskich na stosunki społeczne caratu, było to pod pewnym względem fatalnym objawem śmiałego stosowania właśnie tychże zasad socjalizmu marksowskiego. Głównie zasada wspólnej walki rewolucyjnej proletarjatu w obrębie wspólnych warunków politycznych bez różnicy narodowości skłoniła partję "Prołetarjat" do uznania wspólnoty programowej, a zatym i taktycznej, z socjalistami rosyjskiemi. Nie winą to było socjalistów polskich, ale stało się ich zgubą, że wówczas w Rosji nie było jeszcze podstaw społecznych, dojrzałych do nowoczesnej walki klasowej proletarjatu, że była to dopiero epoka pojedynków inteligiencji z absolutyzmem "w powietrzu". W imię idei wspólnoty z socjalizmem rosyjskim teorja teroru inteligienckiego przeszczepiona została do młodego ruchu robotniczego Polski. Że zaś za wyjątkiem Waryńskiego i Dicksteina wyszkolenie teoretyczne socjalistów polskich nie o wiele się różniło od poziomu umysłowości socjalistów rosyjskich, że zasady Manifestu Komunistycznego były dopiero do Polski przeniesione, nie zaś świadomie przetrawione i na polski grunt społeczny przeszczepione, więc fatalna metamorfoza odbyła się bez wielkiego kryzysu w ruchu. Atoli przeniesiona na grunt całkiem sobie obcy, teorja rysyjska pozostać musiała - teorją. Socjaliści polscy nie mogli stosować w kraju naszym taktyki, mającej usunąć system absolutyzmu wraz z osobą cara jednym ciśnięciem bomby, choćby dla tej prostej okoliczności, że car i jego miarodajni doradcy z biurokracji, dzierżący losy Rosji w swym ręku, zamieszkują nie w Polsce, tylko w Petersburgu. Że "teror polityczny" i walka z absolutyzmem może polegać na strzelaniu do stójkowych na rogach Marszałkowskiej ulicy albo do strażników w Włocławku, to widocznie Kunickiemu i Bardowskiemu na myśl nie przyszło, a gdyby Żelabow lub Perowska mogli podziwiać heroiczne polowanie na "stupajków" ulicznych w "krwawą środę" w Warszawie, zapewneby się zdziwieni odwrócili z niesmakiem. Teror został z natury rzeczy w Polsce frazesem, żadnych aktów teroru politycznego we właściwym tego słowa znaczeniu partja "Proletarjat" nie podejmowała. Ale to właśnie stało się dla niej fatalnym. Partja mistyfikacji i szopki politycznej w rodzaju so-cjalpatrjotyzmu może szczęśliwie żyć u nas przez lat dziesięć frazesem, wmawiając swym inteligientom imaginacyjne czyny bohaterskie i przecząc na każdym kroku swą praktyką swemu programowi. Poważnej partji jak "Proletariatowi" sprzeczność kardynalna między programem a taktyką, między taktyką a praktyczną działalnością musiała zwichnąć istnienie. Uwikławszy się w frazesie terorystyczno-spiskowym, ruch, zainaugurowany w Polsce w duchu socjaldemokratycznym już w ósmym lat dziesiątku, ugrzązł po kilku latach w kółkowości i beznadziejnie wyjałowiał, nie wyszedszy poza granice najogólniejszych zasad socjaldemokratycznych i nie zdoławszy zastosować teorji marksistowskiej do odrębnych warunków naszego kraju. I oto tę taktykę tero-ryzmu, która najprzód zbankrutowała w Rosji przez zastosowanie w czynie w klasycznej formie, potym poraź drugi zbankrutowała w Polsce wskutek niemożności zastosowania w czynie, przyprawiając zarazem o upadek pierwszy ruch socjalistyczny robotników polskich, umyślił socjalpatrjotyzm wskrzesić u nas w odpowiednio sparodjowanej ośmieszonej formie po latach dwudziestu, żeniąc harmonijnie tę parodję teroru spiskowców rosyjskich i polskich, którym obcy był i wstrętny wszelki nacjonalizm, z parodją walki patrjotów polskich, którym obcym był całkowicie teroryzm spiskowy. Taktyka, która wyrosła w Rosji ongi z braku masowego ruchu robotniczego, - wskrzeszona akurat wtedy, gdy ruch masowy w Rosji dojrzał do wulkanicznego wybuchu olbrzymiej rewolucji; taktyka, która przeniesiona była swego czasu do Polski li tylko w imię solidarności z socjalizmem rosyjskim, - wskrzeszona w najwyższym rozpędzie wspólnej walki rewolucyjnej w Polsce i w Rosji w imię wyodrębnienia polskiego ruchu od rosyjskiego; wojna partyzancka powstania narodowego zamieniona w ograbianie szynków, a pojedynek bohaterski tero-rystów z caratem w "tępienie" policjantów na rogach ulic, - oto "akcja bojowa" naszych socjalpatrjotów w całym blasku.
Że taki bigos polityczny i zbiór nonsensów historycznych musiał zrodzić potworną praktykę, że błazeńskie pomysły taktyczne musiały się zamienić w rzeczywistości w zbrodnicze występki przeciw interesom ruchu klasowego proletarjatu polskiego i interesom rewolucji, to mogło pozostać sekretem tylko dla żyjących od długich już lat w nałogu oszukiwania siebie i innych "wodzów" socjal-patrjotyzmu.
W rzeczy samej, do jakich skutków mogła doprowadzić w praktyce "partyzantka" w monopolach i systematyczne uśmiercanie stójkowych lub strażników?
"Eksproprjacje" rewolucyjne tym się jedynie różnią od pospolitego bandytyzmu, że "konfiskowane" zasoby pieniężne obracane są na cele rewolucyjne, na koszta agitacji lub na zakupno broni. Ale walka klasowa proletarjatu tym się właśnie różni od wojny - za-tym naprzykład i od wojny partyzanckiej naszego ostatniego powstania narodowego - że środki materjalne, potrzebne do swego działania i do swego zwycięstwa, nie z zewnątrz gotowe odbiera, jeno sama sobie i z samej siebie tworzy własnemi siłami i właściwemi sobie, a każdorazowej sytuacji politycznej odpowiedniemi sposobami. Jest to naprzykład najtrywjalniejszą prawdą, dostępną umysłowości każdego sklepikarza, że partja robotnicza, zarówno jak związki zawodowe potrzebują pieniędzy i caeteris paribus tym lepiej stoją, im obfitszemi rozporządzają środkami. Socjaldemokracja niemiecka i niemieckie związki zawodowe mają potężne środki do prowadzenia ustnej i piśmiennej agitacji, we Francji zaś i w politycznej i w zawodowej organizacji panuje chronicznie w kasach rozpaczliwa posucha. Ale tylko niedowarzony półgłówek o anarchistycznym sposobie myślenia może wierzyć, że gdyby jutro jaki amerykański wu-jaszek zapisał w spadku francuskiej partji socjalistycznej i francuskim związkom kilka miljonów, lub gdyby się udało ograbić na rzecz tychże instytucji francuski bank państwowy na podobną sumę, to ruch klasowy we Francji cudownie by wskutek tego spotężniał i dorósł lub nawet przerósł organizacje proletarjatu niemieckiego. Na stopień potęgi i ustosunkowanie sił w walce klasowej we Francji dar ten danajczyków wcale by nie wpłynął, conajwyżej wywołałby wpierwszej chwili pewne zamieszanie i może pewne objawy korupcji. Dopóki bowiem uświadomienie, dyscyplina organizacyjna, a co za tym idzie, ofiarność systematyczna i codzienna, cechujące w tak wysokim stopniu proletarjusza niemieckiego, nie zapanują w tymże stopniu we Francji, dopóty żadne sztuczne zbogacanie kas nie wpłynie na stan rzeczy. Tylko jako wyraz, jako skutek pewnego stopnia świadomości i ofiarności danej masy robotniczej, zasoby pieniężne w kasach organizacyjnych mają znaczenie. To samo stosuje się do broni, jako środka walki rewolucyjnej. Każdy polityk kawiarniany wierzy, że wypowiedział słowo głębokiej mądrości politycznej, skoro oświadczy, kiwając głową, że na to, aby "pobić rząd" koniecznie potrzebna jest broń, bo "z gołemi rękami" juści rzucać się na żołnierzy nie można. "Szewski" pogląd socjalpatrjotycznego spiskowca doda nadto, że nietylko broń jest potrzebna ale i wyćwiczenie się w władaniu nią, bo inaczej lud będzie strzelał w "najazd", a kule będą trafiały w płot. W rzeczywistości, o ile kulminacyjnym punktem zwycięskiej walki rewolucyjnej musi być otwarte powstanie masowe w celu obalenia istniejącego rządu, a co za tym idzie, starcie z siłą orężną, za którą oszańcuje się władza kontrrewolucji, walka fizyczna w ostatniej fazie zewnętrznie zdecyduje o losach rewolucji. Atoli ponieważ powstanie tomoże zdecydować losy rewolucji jedynie jako akcja całej masy ludowej, akcja setek tysięcy, ba mil-ljonów ludu roboczego, ponieważ powstania tego nie można naznaczyć z góry i "przygotować" jak paradę wojskową, lecz może ono być wynikiem jedynie całokształtu sytuacji politycznej wewnętrznej i zewnętrznej, przedewszystkim zaś wynikiem dojrzałości walki klasowej na całym terenie olbrzymiego państwa, więc o "uzbrojeniu" a jeszcze bardziej o "wyćwiczeniu" zgóry tych miljonów ludzi w władaniu browningami przez garść chłystków z Frakcji "Rewolucyjnej" po konspiracyjnych pokoikach lub na konspiracyjnych "majówkach" do lasu, mogą rozmyślać tylko "politycy" o poziomie umysłowości mniej więcej owych częstokroć 16-to-letnich wyrostków, którzy tworzyli bandy "anarchistów-komunistów", "eksproprijujące" w imię zbawienia ludzkości kasy w sklepach i sklepikach. Wobec tego, że zdobycie potrzebnych do walki środków fizycznych zupełnie taksamo jak zdobycie zasobów pieniężnych, może być dziełem li tylko samej masy ludu roboczego, niezależnie od wszelakich niedowarzonych jej "nauczycieli", współczesnej rewolucji, jak we wszystkich rewolucjach dotychczasowych, więc zadanie partji socjalistycznej stanowi w danym razie tylko możliwe potęgowanie i uświadamienie walki klasowej, której dojrzałość jedynie może sprowadzić zarazem wybuch powstania powszechnego, jak i gwarancje jego zwycięstwa. Ze względu zaś na zewnętrzne warunki obalenia ostatecznego władzy kontrrewolucyjnej jedynym sposobem "przygotowania" zwycięstwa jest uświadamianie i pozyskiwanie dla celów rewolucyjnych wojska jako proletarjatu pod bronią. W obu więc wypadkach metodą działania socjalistów, nie jako "nauczycieli", których walka klasowa nie zna, lecz jako świadomej straży przedniej proletarjatu, jest - oddziaływanie na świadomość masy pracującej we wszystkich jej grupach, agitacja i organizacja w mieście, na wsi i w wojsku.
Jasnym jest wobec tego, że "akcja bojowa" socjalpatrjotyzmu była zgóry pomysłem, pozostającym w rażącej kardynalnej sprzeczności z wymogami, z interesami, z duchem proletarjackiej walki klasowej Ponieważ związek między ograbianiem kas monopolowych i pocztowych, taksamo jak między zabijaniem pojedynczych stójkowych czy strażników a walką rewolucyjną był najczystszą fikcją, więc w praktyce związek ten, sztucznie tylko w niedojrzałych mózgach "szewskich" sklecony, rozwiać się musiał bardzo prędko. Bandytyzm praktykowany "dla ruchu rewolucyjnego", a którego ten ruch rewolucyjny nietylko nie potrzebował, lecz z natury swej całkowicie wykluczał, musiał w praktyce stawać się aż nazbyt często i prędko bandytyzmem pospolitym, uprawianym tylko w odróżnieniu od pospolitego przez "rewolucjonistów". Proces ten rozwiania imaginacyjnego związku między metodami lumpenproletarjatu a istotą rewolucyjnej walki klasowej ukazał się w namacalnej postaci włosach samej "akcji bojowej" i stosunku jej do własnej partji socjalpatrjotycznej. Oderwanie istotne ,,akcji" tej od ruchu robotniczego wyraziło się w wyodrębnieniu się rychłym organizacji "bojowej" od całokształtu roboty partyjnej, zupełna zbędność "eksproprjacji" pieniężnych dla ruchu proletarjac-kiego - w wyrodzeniu się ich wielokrotnym w "eksproprjacje" dla - samych "eksproprjatorów".
Dzieje "bojówki" P. P. S., jej zatarg z własną organizacją partyjną, wyodrębnienie się jej i uniezależnienie od zwierzchnictwa partji, dokonywanie ,,akcji bojowej" i "eksproprjacji" na własną już rękę, wreszcie formalny rokosz przeciw partji, który odegrał rolę zewnętrznego powodu rozbicia P. P. S., są znanym dostatecznie wyrazem korupcji, która wylęgła się na tym gruncie. "Akcja bojowa" socjalpatrjotyzmu, stając się wrzodem tego kierunku, wykazała na własnym ciele swych niefortunnych twórców, że zawiera ona tendencję fatalną do stoczenia się w przepaść zwykłego bandytyzmu. Jakoż już po rozbiciu P. P. S. Frakcja "Rewolucyjna", obstająca nadal przy "akcji bojowej" i będąca tworem bojowców, zmuszona była niebawem sama rozpuścić całą swą sekcję łódzką jako upadłą do pospolitego bandytyzmu, zarówno jak stwierdzić publicznie oderwanie się od niej w Warszawie organizacji robotniczej, która się wyłamała z "partji", rozwijając na własną rękę jeszcze dalej konsekwencje bigosu socjalpatrjotycznego, mianowicie ogłaszając za środek walki obok teroru politycznego również "teror ekonomiczny", czyli zabijanie fabrykantów i majstrów, zaczym ujawniony był i z tej strony most, który socjalpatrjotyzm przerzucił między świadomym ruchem klasowym proletarjatu a żywiołowym anarchizmem nieuświadomionych warstw masy.
Atoli rozkład socjalpatrjotyzmu, dla którego "akcja bojowa" stała się Nemezys karzącą, jest właściwie jedynym dodatnim owocem tej szalonej taktyki. Ważniejsze i smutniejsze są skutki jej dla ruchu w całości. Pod tym względem awanturnicze eksperymenty "partyzantki" okupione zostały cieżkiemi ofiarami. Wniosły one zamieszanie w pracę znojną uświadamiania mas robotniczych, wywołały chaos w pojęciach, zbliżając praktykę socjalistów do praktyki opryszków, a lęgnąć korupcję w ofiarach bezpośrednich tego szaleństwa, w kołach "bojowców", siały przykład demoralizacji wśród nawpół i mało uświadomionych warstw proletarjatu, obniżały autorytet polityczny i aureolę moralną socjalizmu w oczach szerokich mas, dając zgóry frazes rewolucyjny i wskazując śliską drogę niepewnym żywiołom ze wszystkich partji, ułatwiając przez to upadek moralny słabym jednostkom rewolucyjnym, zachwianym pod ciosami nędzy materjalnej i ciężkiej sytuacji politycznej, w ten sposób wyhodowując takie organizacje bandyckie, jak owa "Zmowa Robotnicza", złożona głównie z byłych członków Socjaldemokracji, ułatwiając wybuchy żywiołowego anarchizmu wśród rozgoryczonych mas, jak w Lodzi, którym przeciwdziałać uświadomieniem politycznym Socjaldemokracja usiłowała ze wszystkich sił. Zwłaszcza, gdy po upadku energji rewolucyjnej, po zwycięstwie kontrrewolucji partje socjalistyczne stanęły wobec najtrudniejszego i najważniejszego zadania: wobec konieczności przeciwdziałania rozprzężeniu organizacyjnemu i demoralizacji duchowej zwyciężonego i tratowanego przez kapitał wespół z caratem proletarjatu, wtedy awanturnictwo ban-dycko-terorystyczne socjalpatrjotyzmu dało się odczuć w najdotkliwszy sposób. Szerzony przez nie zamęt w pojęciach, nieuniknione po hałaśliwej junakierji rozczarowanie, dezorganizacyjny wpływ na robotę regularnego uświadamiania i na ośrodki polityczne ruchu, wreszcie poniżenie i zohydzenie socjalizmu przez zewnętrzne sprowadzenie go do poziomu działalności opryszków - wszystko to znakomicie współdziałało robocie kontrrewolucji w dezorganizowaniu i dyskredytowaniu kadrów rewolucyjnych. Książka o "Sądach Wojennych", dająca wstrząsający obraz socjalistów-robotników, sądzonych obok bandytów i za podobną do tychże działalność, a na skutek tego narówni z bandytami traktowanych, poniżanych, zohydzanych przez pachołków-morderców kontrrewolucji, ta książka wyjaśnia dopiero, jaką była w ostatecznym rezultacie misja "akcji bojowej" socjalpatrjotyzmu w naszym kraju. Jak od początku kierunek ten swą teorją o niewzruszonej reakcyjności społecznej Rosji i beznadziejności rosyjskiego ruchu robotniczego, swą propagandą narodowego odosobnienia i rozdrobnienia klasy robotniczej działał nieświadomie w duchu interesów absolutyzmu, tak i jedyna samodzielna akcja, na jaką się zdobył w okresie rewolucji, była koniec końców tylko na rękę celom i zamiarom kontrrewolucji. W Rosji absolutyzm usiłował za pomocą najętych czarnych secin zatopić ruch rewolucyjny w chaosie, dezorganizacji i kompromitacji lumpenproletarjackiej. U nas dzieła tego dokonała wedle sił i możności "akcja bojowa" socjalpatrjotyzmu.
Partyzantka powstania styczniowego był to specjalny wytwór polskiej inteligiencji szlacheckiej, historycznie uwarunkowany sposób nacjonalistycznej walki warstwy, odgrodzonej i od ludu wiejskiego i od własnej masy szlacheckiej tą samą kwestją społeczną. Był to wysiłek heroiczny izolowanej warstwy ideologów inteligienckich, aby na własną rękę rozwiązać kwestję narodową. Ideologowi ci sami też byli wykonawcami swej idei. Kwiat młodzieży szlacheckiej zginął w powstaniu, wymordowany przez kule i szubienice rosyjskie, a zdradzany i złorzeczony przez własnych ojców szlacheckich i koszony też przez podbechtane chłopstwo.
Jeszcze jedna uwaga. Teroryzm polityczny był to specjalny wytwór rosyjskiej inteligiencji zdeklasowanej, próba garści ideologów, oderwanych od społeczeństwa, aby rozwiązać na własną rękę kwestję wolności politycznej w Rosji. I ci ideologowie byli sami wykonawcami swej własnej idei. Teror polityczny to było specjalne rzemiosło, misja społeczna, monopol rewolucyjny inteligiencji, i pozostał takim nawet w zwyrodniałej formie wśród dzisiejszych socjalistów-rewolucjoni-stów. Najszlachetniejsze jednostki z inteligiencji rosyjskiej oddawały się w końcu lat siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych "robocie" terorystycznej i za nią ginęły. Wszystkie zaś główne akty teroru doby rewolucyjnej: zamach na ministrów Sipiagina i Plewego, na wuja carowego Sergjusza, naczelnika m. Petersburga Draczew-skiego, gubernatora Ufy Bogdanowicza, prokuratora Głównego Sądu wojennego Pawłowa, komendanta pułku Siemionowskiego Mina, który stłumił był powstanie Moskiewskie, zarówno jak cały szereg zamachów nieudanych, były dziełem inteligiencji rosyjskiej płci obojga. W jedynym tylko wypadku wykonawcą był robotnik: był nim Kaczura, który uczynił zamach chybiony na gubernatora Obo-lenskiego. A przecież partja Socjalistów-Rewolucjonistów już w owych latach rozporządzała licznemi szeregami proletarjuszy, tak, że przy wyborach do II Dumy miała nawet niemal połowę kurji robotniczej w Petersburgu po swej stronie.
Specjalnym wytworem socjalpatrjotycznej inteligiencji polskiej jest "akcja bojowa", stanowiąca parodję partyzantki narodowej i teroru rosyjskiego, a w tej postaci łącznik ideologiczny między pro-letarjackim ruchem rewolucyjnym w Polsce a akcją lumpenprole-tarjatu.
Ale stosownie do zmiany warunków podział ról jest zmieniony i akcja "zdemokratyzowana". Socjalizm tych nacjonalistycznych inte-ligientów na tym polega, że ich utopja narodowa ma być urzeczywistniona rękami robotników. To też wykonawcami "akcji bojowej" stali się proletarjusze. Im to przypadła w udziale brudna robota ograbiania szynków lub poczt oraz polowania na stójkowych1), tak-samo jak branie bykowców na stole inkwizycyjnym ochrany, obcowanie w celi więziennej z motłochem kryminalnym i wędrowanie na katorgę lub na szubienicę. Paru zaledwie inteligientów - dii mi-norum gentium - stanowiących znikomą cząstkę ofiar tej szalonej polityki, zostało osądzonych za udział w "partyzantce". Właściwą rolą inteligencji socjalpatrjotycznej jest przy tym uprawianie ideologji, to jest frazesu nacjonalistycznego w Przedświcie i Naprzodzie, a także wieńczenie skroni wieszanych przez carat w Warszawie i Łodzi - liściem bobkowym chwalb poetyckich w krakowskiej Krytyce.
Ofiary wolności i życia są chlebem powszednim dla walczącego proletarjatu we wszystkich krajach, są nieodłączną ceną jego dziejowego procesu wyzwolenia. Ale każdy wymordowany przez Cavaignac'a bojownik dni czerwcowych, każdy poległy na barykadzie obrońca Komuny paryskiej był i jest dotąd świecznikiem, niosącym masom proletarjatu międzynarodowego najdroższe, najcenniejsze światło: uświadomienie klasowe. Bojowcy socjalpatrjotyczni, wymordowani przez carat, zginęli najstraszniejszą dla bojownika-socjalisty śmiercią, bo zginęli na marne, nie jako konieczne ofiary wielkiej zwycięskiej idei, tylko jako ofiary bezmyślnej awantury politycznej i tragicznego błazeństwa garści inteligientów nacjonalistów oraz otaczającej ich sfery literacików, odczuwających potrzebę karmienia swej imaginacji "pięknem" frazesu narodowego i giestu bohaterstwa w Galicji-kosztem ruchu robotniczego w Królestwie. Jedynym sposobem okupienia w pewnej mierze tych smutnych ofiar jest jak najbardziej stanowczy i gruntowny obrachunek z eksperymentem "partyzantki" i jegotwórcami, a zwłaszcza z organizacją, która ma czelność obstawać nadal przy tej taktyce. Wstęp do wydania "Sądy Wojenne" wykazuje, że i dziś jak przedtym, Socjaldemokracja musi podołać zadaniu oczyszczenia atmosfery walki klasowej od zatruwających ją miazmatow połanarchistycznego utopizmu drobnomieszczańskiego sama jedna. Że rozbitkowie socjalpatrjotyzmu, formujący "lewicę" P. P. S-, nie są jeszcze w stanie przetrawić krytycznie swych własnych ciężkich doświadczeń i ciągle jeszcze bezsilnie się błąkają w "syntezie" między Socjaldemokracją a Frakcją "Rewolucyjną", dowodzi ich opozycja przeciw zasadniczej krytyce socjaldemokratycznej w kwestji "akcji bojowej". Z tym większą stanowczością zadaniem socjaldemokratycznych robotników jest tępienie wpływów blagi i frazesu Frakcji "Rewolucyjnej" P. P. S., o ile wpływy te wśród sfer proletarjackich jeszcze odczuć się dają. W czasie, gdy taktyka rosyjskich eksperymentów terorystycznych ginie w kompromitacji azefszczyzny, czas najwyższy, aby polski ruch robotniczy zrzucił do ostatka "płachty ohydne" eksperymentu socjal patrjotycznego.