Zbigniew Marcin Kowalewski
"RAP. Między Malcolmem X, a subkulturą gangową."



Rozdział 6

Public Enemy DESANT CZARNYCH KOMANDOSÓW

 

"Pal Hollywood, pal". Tak śpiewała czarna młodzież podczas powstania w Los Angeles. "Więc weź i zniszcz to gówno / Za te wszystkie lata, gdy byliśmy podobni do klownów / Żarty się skończyły / Czuj dym, który bucha zewsząd / Pal Hollywood, pal." Byty to słowa jednej z "odwetowych fantazji", rapowanych przez zespół Public Enemy.

Chuck D, lider Public Enemy, wyjaśnił na tamach czasopisma "Select": "Utwór ten mówi o przemyśle kinematograficznym i fałszywym wizerunku Czarnych, który stwarza. Nigdy nie mówiłem, że 'Pal Hollywood, pal' znaczy, iż należy palić Watts lub South Central. Nie potępił jednak tego przeinaczenia sensu utworu przez buntowników. "Podpalenia w South Central były bardzo precyzyjnymi uderzeniami. Palono tylko to, co chciano palić. To było działanie celowe. Precyzja, z jaką podkładano ogień w Los Angeles, była w każdym razie równa precyzji bombardowań Iraku."

REVOLUTION RAP

Obok Chucka D (Carltona Ridenhour'a) zespół Public Enemy stworzyli i tworzą do dziś Flavor Flav (William Drayton), będący drugim raperem i przeciwwagą buffo wobec Chucka, dj Terminator X (Norman Rogers), producent Hank Shocklee oraz "minister informacji" Professor Griff (Richard Griffin). Ten ostatni był zmuszony opuścić zespół w 1990 roku (za zbyt rasistowskie wystąpienia - przyp. red.). Ponadto w skład Public Enemy wchodzą dwie ekipy specjalne. Jedna nazywa się Bomb Squad.

"Ta eskadra bombowców nie niszczy niczyich dóbr materialnych, lecz koncepcje muzyki, to znaczy przeobraża sposób, w jaki się ją gra i się jej słucha", pisze Scott Poulson-Bryant, redaktor czasopisma "Spin". Druga ekipa to S1W, Służba Bezpieczeństwa Pierwszego Świata.

Pierwszy album Public Enemy, "Yo! Bum Rush The Show" ukazał się w 1987 roku. Zdaniem Havelocka Nelsona i Michaela A. Gonzalesa, autorów przewodnika po muzyce rapowej i kulturze hip-hopowej, dał on początek nowej szkole "rapu radykalnego" i był jednym z najambitniejszych i najbardziej znaczących projektów muzycznych, jakie kiedykolwiek nagrano. Zdaniem Alana Lighta z "Rolling Stone", od chwili, gdy w 1988 roku ukazał się drugi album, "It Takes A Nation of Millions To Hold Us Back" - "rap nigdy już nie będzie tym samym, czym był". Album ten bowiem "pokazał, czym może być rap" i "pozostaje arcydziełem hip-hopu". Krytycy muzyczni, zajmujący się rapem, są zgodni: wejście na scenę Public Enemy przeobraziło do głębi muzykę rapową i całą kulturę hip-hopową, wynosząc ją na zupełnie nowy poziom. "Dzięki połączeniu w jedno hałasu i informacji, dźwięku i sensu Public Enemy dał rapowi tożsamość totalnej formy artystycznej", pisze Kodwo Eshun w "I-D Magazine". W kwietniu 1992 roku redakcja "Spina" uznała Public Enemy za jedną z siedmiu najlepszych kapel w dziejach muzyki rockowej i pokrewnej.

"Oni przypieprzyli z grubej rury"

Dla Jamesa Bernarda przełomem w rapie byt utwór "Public Enemy Rebel Without A Pause" (buntownik bez wytchnienia, parafraza tytułu słynnego filmu o buntowniku bez powodu, Rebel Without A Cause, z Jamesem Deanem w roli głównej). W lipcu 1992 roku, w piątą rocznicę ukazania się tego utworu, James Bernard napisał w "The Source", że bez albumu "Tougher Than Leather", nagranego w tym samym roku 1988 przez Run-DMC, rap nie istniałby przez piętnaście lat; Wielkość tego zespołu nie ulega wątpliwości. "Lecz Public Enemy zamienił subkulturę w zjawisko społeczne. Ktoś, kto lubi muzykę pop, musi zwrócić uwagę na Run-DMC, ale dosłownie każdy - a przynajmniej każdy, kto czyta gazetę lub ogląda dziennik telewizyjny - musi zwrócić uwagę na Public Enemy. Chuck D & Co zdziałali coś, co nie jest tylko rozrywką; mówiąc bez owijania rzeczy w bawełnę, oni przypieprzyli z grubej rury. Przywrócili wielu ludziom wiarę w muzykę, a to zawsze się liczy. Zmienili ich sposób myślenia. Pokazali, że rap jest gniewnym, pełnym nadziei i marzeń głosem pokolenia. Dowiedli, że zespół pop może podejmować zagadnienia, które targają duszą naszego społeczeństwa. Public Enemy jest najważniejszym zespołem naszych czasów nie tylko w dziedzinie muzyki rapowej, ale w ogóle w dziedzinie muzyki popularnej."

Francuscy specjaliści od kultury hip-hopowej i muzyki rapowej również wyrażają się o tym zespole w samych superlatywach. Georges Lapassade i Philippe Rousselot, analizując drugi album, stwierdzają, że "technosound Public Enemy jest wzorem gatunku: jego wyrafinowanie jest całkowicie na usługach stresu i szoku, który chce wywołać. Rym jest doskonały. (...) Idee są krótkie, składają się na nie flesze dźwiękowe i znaczenia, które wybuchają oraz powtarzające się uderzenia długich i krótkich słów, nieraz powiązanych między sobą tylko fonetycznie. Paradoks polega na tym, że to właśnie one są nośne w najpotężniejsze przesłania polityczne, a zarazem przywracają słowo rytmowi, jak gdyby chodziło tylko o taniec. Nie przesądzając przeszłych losów rapu ma się wrażenie, że wraz z Public Enemy muzyka ta przekroczyła jakiś bardzo ważny próg."

O trzecim albumie, "Fear Of A Black Planet", David Dufresne pisze: "Muzyka Public Enemy przeszła ewolucję, zachowując jednak niepokojącą intensywność pierwszego albumu i niewiarygodną żywotność live drugiego, lecz tym razem każda przestrzeń jest wypełniona (ponad dwieście próbek muzycznych (sampli - przyp. red.), z czego siedemnaście tylko w pierwszych dziesięciu sekundach utworu "Fight The Power"). Jeśli Terminator X nie robi scratchy lub jeśli Flavor i Chuck nie rapują, przestrzeń dźwiękową jest nieustannie zapychana próbkami lub innym zgiełkiem. Ani chwili ciszy. Ani jednej. Dwadzieścia utworów i tyleż torped. Dźwięk, jakiego nigdy się nie słyszało. (...) Człowiek uświadamia sobie, że ma do czynienia z jedynym w swoim rodzaju, bezkonkurencyjnym zespołem, z jednej strony pod względem muzycznym, a z drugiej pod względem filozoficznym."

To Dufresne ukuł termin revolution rap, do czego zainspirował go prawdopodobnie termin revolution rock, wylansowany kilkanaście lat temu przez angielski zespół The Clash. Określenie to pasuje przede wszystkim właśnie do Public Enemy w obu dziedzinach wymienionych przez Dufresne. Jednakże skutki revolution rap są o wiele bardziej dalekosiężne, niż skutki revolution rock.

Francuski krytyk muzyczny Jay Remi wskazał na to już w 1990 roku. Napisał wówczas na łamach "Berta": "Public Enemy na scenie, to - jak w swoim czasie [Joe] Strummer i spółka - niezwykła eksplozja rock'n'rolla (której dziś mato kto jest w stanie dorównać, a już na pewno nie The Pixies). Jednakże nasi punkowi dandysi, którzy skończyli jak niemal groteskowe karykatury (dolary, narkotyki), niczego nie zmienili na tym świecie poza losami kilku jednostek. Natomiast Public Enemy, uzbrojony w te same wartości rewolucyjne (walka klasowa, organizacja ludowa, antyrasizm, walka z narkomanią) znacznie przeobraził światopogląd wielu Afroamerykanów, nie mówiąc już o samych fanach rapu, a także o (białych!) fanach rocka.

Jest oczywiste, że to jemu zawdzięczamy taką bazę ideologiczną i edukacyjną, która w ciągu minionych dwóch lat niezwykle przekształciła rap".

"Na podsłuchu FBI"

Naszą siłą, wyjaśniał Public Enemy, nie jest uzi ani bomba; są nią nasze idee i ukształtowana przez nie czarna świadomość. "Jestem wrogiem publicznym, lecz nie napadam na banki / Nie używam amunicji, ani ostrej ani ślepej / Mój styl jest nadzwyczajny / I jestem silniejszy niż New York Yanks / Gdyby mój uzi nie był tak ciężki, otworzyłbym prawdopodobnie ogień / (...) To niesamowite - wezwano gliny / I podano, jakobym wypowiedział wojnę /Chcieli wojny i mieli wojnę / Lecz roztopili się w wysokiej temperaturze, gdy mój uzi się rozgrzał" - rapował Chuck D w "Miuzi Weighs A Ton". Później, w "Louder Than A Bomb", sygnalizował: "FBI założyło podsłuch na mój telefon / Nigdy nie jestem sam / Nigdy sam się nie przechadzam / (...) Wasza CIA, widzicie, ja nie żartuję / Pozbyto się Kinga i X, jednego i drugiego / To historia, o której się nie mówi, prawdziwa, lecz nieznana / (...) Podsłuchując moje rozmowy telefoniczne nigdy nie zostawiają mnie samego / Jestem niebezpieczny nawet wtedy, gdy nie mam przy sobie broni / Bo jestem cięższy od bomby."

"REWOLUCJA NIE BĘDZIE TRANSMITOWANA"


Teczki Public Enemy, założone przez FBI, musiały od tego czasu bardzo napęcznieć, piszą Nelson i Gonzales - zwłaszcza po nagraniu "Fight The Power", singla, który osiągnął najwyższy poziom sprzedaży w historii wytwórni Motown Records.

Utwór ten został skomponowany do głośnego filmu Spike'a Lee "Do The Right Thing", dzięki któremu Public Enemy stał się znany na świecie. Władze amerykańskie bardzo chciały zakazać teledysk "Fight The Power", nakręcony przez Spike'a Lee, za "zakłócanie porządku publicznego", gdyż zawierał hasła: "walcz z władzą" i "władza dla ludu". Czasopismo "Emerge" doniosło, że latem 1990 roku FBI miało przedłożyć Kongresowi USA raport o "muzyce rapowej i jej skutkach dla bezpieczeństwa narodowego", zajmujący się w szczególności właśnie twórczością Public Enemy oraz Ice-T. Od kilku lat Chuck D przepowiada, że dojdzie do otwartego starcia między samymi masami, a amerykańską strukturą władzy i deklaruje, że głównym celem działalności artystycznej Public Enemy jest wyszkolenie na tę okazję pięciu tysięcy potencjalnych kadr. Stąd jego hasło: "zamiast nosić złote łańcuchy trzeba, żebyśmy mieli złote mózgi".

"His heavy revolution shit is serious" - "...on mówi zupełnie poważnie o rewolucji"- skomentował Alan Light na łamach "Rolling Stone". Gdyby mówił to jakikolwiek inny artysta, można by machnąć na to ręką jak na nonsens z dziedziny science-fiction lub przejaw egzaltacji. Jednakże mówi to lider Public Enemy, najbardziej podejrzanego dla jednych i najbardziej uwielbianego przez innych zespołu rapowego. Gdy Chuck zaczął nosić kaszkiet L.A. Raiders, miliony czarnych chłopców - i wielu ich białych rówieśników - też go założyło. To Public Enemy poprzez swoje utwory zapoznało niezliczone rzesze młodzieży z Malcolmem X, Louisem Farrakhanem, a nawet z Czarnymi Panterami. Gdy więc Chuck D mówi o powstaniach ulicznych i armagedonie, nie należy zbywać tego wzruszeniem ramion. Jak śpiewa Chuck: "Welcome to the terrordome."

"CNN czarnej Ameryki"

"...Rewolucja nie będzie transmitowana przez telewizję. Rewolucja to nie wybory i NBC nie będzie w stanie przewidzieć o 8.32 wieczorem kto wygrał na podstawie danych z dwudziestu dziewięciu okręgów. Nie ujrzycie na ekranach glin strzelających do naszych braci, bo wy, Czarni, nie będziecie siedzieć przed telewizorami, lecz bić się na ulicach..."

Tak twierdził Gil Scott-Heron w swoim słynnym utworze "The Revolution Will Not Be Televised" z 1974 roku. W 1988 roku Professor Griff przypomniał jego słowa podczas "Countdown To Armageddon". "Wbrew przekonaniu brata Gila, rewolucja będzie transmitowana": takie jest rzeczywiste przesłanie Public Enemy, twierdzą Nelson i Gonzales. Public Enemy jest bowiem zdania, piszą oni, że cała zawierucha rewolucji - a "będzie to czas, gdy dzicy chłopcy będą wymachiwać pistoletami uzi przed obliczem niesprawiedliwości i krzywdy", zaś "czarni intelektualiści rozbiją swoje maszyny do pisania, sfrustrowani własną retoryką"- zostanie zarejestrowana na kasetach wideo dla przyszłych pokoleń.

Nelson i Gonzales chyba się mylą. Zdaniem Public Enemy trzeba, żeby rewolucja była transmitowana teraz, nim wybuchnie. Muzyka rapowa jest w stanie to zapewnić - przypomnieć walkę minioną i antycypować walkę przyszłą. "Rap to CNN czarnej Ameryki" mawia Chuck D. Transmisja już się rozpoczęła - nie tylko na płytach, ale również na teledyskach. W "Black Steel In The Hour Of Chaos" Chuck D, uwięziony za odmowę służby wojskowej w armii amerykańskiej, wywołuje bunt czarnych więźniów, wsparty z zewnątrz przez desant S1W. W "Buck Whylin'" Public Enemy, wyjęty spod prawa, tworzy ognisko powstańcze i mimo stanu wojennego zwołuje konferencję prasową, na której Chuck D wykonuje jeden ze swoich mistrzowskich rapów. W "Shut 'Em Down" postulat kontroli Czarnych nad życiem czarnej społeczności ilustrują liczne sceny walk o czarną władzę w latach 60-tych, Czarne Pantery wcielają się w komandosów z S1W i pada pytanie: "gdzie są rewolucjoniści?". W "Hazy Shade Of Criminal" Public Enemy pokazuje rasizm, imperializm, korupcję i zbrodnie władzy oraz pozostającego na jej usługach wymiaru sprawiedliwości na tle scen represji policyjnych, masowych protestów i gwałtownych rozruchów podczas powstania w Los Angeles. W licznych utworach Public Enemy atakuje bez pardonu mass-media, w tym zwłaszcza telewizję, jako narzędzia manipulacji i zatruwania świadomości ("Don't Believe The Hype" - utwór, którego tytuł stał się hasłem), a nawet zwyczajnego ogłupiania ludzi ("She Watch Channel Zero?!"). Wcale jednak nie wyznaje poglądu, że telewizja z natury osłabia wpływy polityki radykalnej i potencjał rewolucyjny. "Public Enemy uważa, że jest na odwrót. Jako pierwszy zrozumiał to, co całemu światu uświadomił dopiero film wideo o Rodneyu Kingu", pisze Kodwo Eshun. "Jest rzeczą charakterystyczną, że Public Enemy uplasował swoje 'zamieszki' w machinie widowiskowej Hollywoodu. To, że tym razem pożar zignorował granicę między rzeczywistością, a wyobraźnią i że wywołała go interpretacja filmu wideo przez ławę przysięgłych, świadczy jedynie o szczególnej przenikliwości tego zespołu".

ZBROJNY WYPAD DO ARIZONY

W okresie inwazji wojsk amerykańskich i alianckich na Irak członkowie S1W wystąpili na koncertach w mundurach marynarki wojennej, ozdobionych półksiężycem z gwiazdą - godłem islamu. Tytuł czwartego albumu, "Apocalypse 91...The Enemy Strikes Black", nawiązywał do wojny z Irakiem i sugerował potrzebę riposty ze strony Czarnych w obliczu dążeń USA do panowania nad światem.

Jak to ujawnił sam Chuck D, pomysł najbardziej wybuchowego politycznie utworu, zatytułowanego "By The Time I Get To Arizona", powstał pod wrażeniem rozpętania wojny w Zatoce Perskiej. Zespół odpowiedział na lądowanie armii amerykańskiej w zatoce "odwetową fantazją" - desantem w Arizonie. Utwór ten rozpoczynała zapowiedź na tle szumu startującego odrzutowca: "Tu mówi Sister Souljah. Public Enemy, Służba Bezpieczeństwa Pierwszego Świata i wszystkie siły sprzymierzone odlatują na zachód, aby stawić czoła planowi białej supremacji, który ma na celu unicestwienie ogólnokrajowych obchodów rocznicy urodzin doktora Martina Luthera Kinga. Public Enemy uważa, że władze w stanach New Hampshire i Arizona przeżywają dyskomfort psychologiczny, gdy mają składać hołd czarnemu człowiekowi, który usiłował nauczyć białych, co to znaczy cywilizacja. Powodzenia, bracia. Pokażcie, co potraficie."

Chuck D rapował: "Znajdziemy sposób / Żeby państwo nam za to zapłaciło / Wybierzmy taki dzień / Nawet jeśli wydaje się to trudne / To nie jest sen / Postarajcie się zrozumieć, co chcę przez to powiedzieć / To drużyna przeciwko drużynie / (...)Lepiej zacząć i wygrać, gdy śpiewamy / Teraz / Wiemy, że przyjdzie dzień, w którym poderwą się ci, którzy są na dole."

"Burza wokół teledysku"

Jeśli ktoś, słuchając "By The Time I Get To Arizona", nie zrozumiał, dlaczego bojówka S1W poleciała do Arizony, to teledysk wyjaśnił mu to bez ogródek. Premierowy pokaz teledysku nastąpił w rocznicę urodzin Martina Luthera Kinga. Na tle zrekonstruowanych scen z walk o prawa obywatelskie w latach 60-tych i zabójstwa pastora Kinga bojownicy SIW dokonują zamachów na władze stanowe. Stosują środki terrorystyczne, wielokrotnie stosowane przez FBI i CIA wobec przeciwników politycznych w kraju i zagranicą: zabójstwo przy użyciu broni palnej, zamach przy użyciu wiązki dynamitu, przyczepionej do podwozia samochodu, otrucie (Malcolma X usiłowano otruć w Kairze, gdy brał udział w konferencji na szczycie Organizacji Jedności Afrykańskiej).

S1W nie sięga po środki bardziej niszczycielskie, jak na przykład ten, którego władze amerykańskie użyły w maju 1985 roku podczas rozprawy z czarną organizacją radykalną MOVE: policja zbombardowała wówczas z powietrza siedzibę tej organizacji w Filadelfii, zabijając jedenaście osób, w tym pięcioro dzieci i pozbawiając dachu nad głową sześćdziesiąt rodzin, które mieszkały w sąsiedztwie. "(teledysk) pokazuje nas w trakcie zabijania polityków. Nie chcemy znosić nadal tego gówna, które musieliśmy znosić dotychczas. Mówimy o tym, że ludzie rządzący w Stanach Zjednoczonych zabijali w ciągu całej historii tego kraju i pytamy, czy chcieliby, żeby z nimi postąpiono podobnie" - mówi Chuck D.

Teledysk ten spadł na Amerykę jak grom z jasnego nieba. Wywołał burzę w środkach masowego przekazu, a liczni politycy i urzędnicy państwowi złożyli oświadczenia na jego temat. Zespół oskarżono o nawoływanie do aktów przemocy. Poważne zaniepokojenie wyrazili również pastor Jesse Jackson i inni umiarkowani czarni działacze. Joseph E. Lowery, przewodniczący Konferencji Przywódców Chrześcijańskich Południa (SCLC), organizacji, którą w swoim czasie kierował King, zarzucił zespołowi zdradę ideałów biernego oporu, głoszonych przez zamordowanego pastora. Zespół odpowiedział na to: "Public Enemy zadaje sobie pytanie, czy King broniłby nadal zasady biernego oporu, gdyby mógł podnieść się po tym, jak kula roztrzaskała mu kręgosłup."

20 stycznia 1992 roku, w rocznicę urodzin Kinga, dwie sieci telewizji amerykańskiej - ABC w programie "Nightline" i MTV w programie "Rockline" - przeprowadziły na żywo dyskusję z Chuckiem D, który właśnie koncertował z zespołem w Hamburgu. Przedmiotem dyskusji była oczywiście sprawa teledysku o wypadzie do Arizony. W MTV nadano podczas programu krytyczne oświadczenia Jesse Jacksona i innych czarnych osobistości, a Chuck D otrzymał liczne telefony od młodych białych widzów. "To wielka rzecz, punkt kulminacyjny całej kampanii w sprawie Arizony" - donosił William Show w "Details". "Jest to po-twierdzenie poglądu Chucka, że rap może być środkiem politycznym i wywierać wpływ daleko wykraczający poza ramy publiczności muzycznej zespołu." Chuck D oświadczył przed kamerami: "Przemoc jest bardzo realnym zjawiskiem w naszym życiu. To jest gwałtowne społeczeństwo. Zbudowano je na przemocy. Z okazji Dnia Kolumba ludzie są gotowi święcić pięćset lat ludobójstwa. (...) Ja, jako Czarny, mam dość obrażania mnie, a w szczególności tego, co stało się w zeszłym roku, 15 stycznia, gdy administracja Busha nakazała lądowanie w Zatoce Perskiej. To właśnie skłoniło mnie do napisania tej piosenki."

"Odkładając na bok zbyt daleko idące domniemania z jednej strony i hiperbolę, którą posłużyło się Public Enemy, z drugiej, błędem byłoby nie dostrzec pozytywnych skutków teledysku", napisał Lori J. Lakin w "The Source". "Sprowokował on bowiem ogólnokrajową debatę nad tym, jak należy podchodzić konkretnie do problemów, z którymi boryka się czarna społeczność i do żądania Czarnych, żeby ich szanowano jako zbiorowość. "Arizona" rzuciła także światło na życie polityczne w stanie Arizona. Choć obecny gubernator tego stanu, Fife Symington, potępił publicznie teledysk, (...) to oświadczył, że ma zamiar odegrać bardzo czynną rolę w kampanii na rzecz obchodów rocznicy urodzin Kinga. (...) Public Enemy może nie zgadzać się z Kingiem co do taktyki biernego oporu, ale na teledysku dał dowody szacunku dla niego i ludzi, którzy szli za nim.

"Arizona" pozwala nowemu pokoleniu uświadomić sobie, że w ten czy inny sposób należy dzisiaj kontynuować walkę o prawa Czarnych, która zaczęła się w latach 50-tych. Jest to krzyż, który nasze pokolenia dźwiga na swoich barkach. Najważniejsze w tym teledysku jest to, że pokazuje, jak Czarni przechodzą do kontrataku" [gra słów: how the enemy strikes Black].

James Bernard, wydawca "The Source", poszedł jeszcze dalej w swojej refleksji o "sprawie Arizony": "W każdym społeczeństwie rola artysty powinna polegać na tym, aby nim wstrząsać, rzucać wyzwania jego podstawowym przeświadczeniom i naświetlać ludzkie doświadczenie. To właśnie uczynił ów teledysk. Mamy rząd federalny, który uzbraja ludzi, odpowiedzialnych za przemoc skrajnej prawicy w Ameryce Łacińskiej i ma za sobą długą historię eksterminacji bojowników o wolność we własnym kraju. "Arizona" bije przeciwnika jego własną bronią. Dyskredytuje ideę, według której nasz system polityczny tak dobrze reprezentuje "lud", że zbrojna rebelia nigdy nie byłaby uzasadniona."

ZACOFANA POLITYKA SEKSUALNA

Public Enemy nie jest wolny od sprzeczności i dwuznaczności kultury hip-hopowej. Słuszny jest na przykład zarzut, że wykazuje pewne skłonności do homofobii. Środowiska gejowskie mają rację, krytykując zespół, że jest niekonsekwentny, gdy w jednym utworze apeluje o jedność Czarnych, a w następnym używa pejoratywnych określeń pod adresem homoseksualistów. "Wszyscy powinni zostać wciągnięci do walki ze społeczeństwem opartym na ucisku, zamiast być odpychani", piszą gejowie w listach do redakcji "The Source". Należy zgodzić się ze Scottem Poulson-Bryantem, który upatruje u Public Enemy "mieszankę postępowej polityki rasowej i zacofanej polityki seksualnej". Należy jednak również odnotować, jak to czyni Alan Light, fakt, że zespół zrobił krok w stronę feminizmu. W Revolutionary Generarion Chuck D wyraża przekonanie, że czarny mężczyzna odrodzi się wtedy, gdy w jego świadomości powstanie nowy wizerunek czarnej kobiety i stwierdza, że wyzwolenie Czarnych może być tylko dziełem pokolenia, w którym obie płcie będą ze sobą wzajemnie solidarne - bo "potrzeba zmiany prowadzi do rewolucji", również na tym polu.

Nelson i Gonzales piszą: "W rewolucyjnym świecie obecnego hip-hopu jest dość miejsca dla krytyków i działaczy kulturalnych obojga płci. Jeśli Chuck D bierze na siebie rolę Malcolma X rapu, to dlaczego Queen Latifah nie mogłaby odgrywać roli Angeli Davis?" Bardzo słuszne pytanie, tylko że ta czołowa raperka nie mogłaby rapować w jednej drużynie z Chuckiem D i jego kolegami - jej kobiecość nie daje się pogodzić z ich męską manierą i stylem paramilitarnym.

"Między Queen Latifah, a Sister Souljah"

W wywiadzie, udzielonym czasopismu "Les Inrockuptibles", Queen Latifah powiedziała: "Nadal lubię Public Enemy, ale nie potrafię słuchać go dłużej niż przez dziesięć minut dziennie. Ich mowy mnie męczą i nie lubię, żeby mnie pouczano przez cały dzień, a już zwłaszcza, żeby czynili to faceci w mundurach wojskowych. Czy nie uważasz, że to śmieszne, to przebieranie się za spadochroniarzy? Gdzie oni mają serce? Nie cierpię ich groźnych min i chorobliwej powagi. Życie nie jest tylko poważne i deprymujące. Jestem z natury wesoła, lubię opowiadać o rzeczach zabawnych. Posiadam mądrość uliczną. Nie mam więc ani powołania, ani wiedzy potrzebnej do odgrywania roli przeoryszy. Nie widzę żadnego powodu, żeby zgrywać się na gniewną Murzynkę."

W świetle tej krytyki ze strony Queen Latifah nie dziwi, że Public Enemy dopiero po pięciu latach istnienia zdołał zwerbować do swojego otoczenia kobietę, Sister Souljah. W slangu Souljah znaczy żołnierz i tak właśnie, w sposób, który musi szczególnie przypadać do gustu członkom Public Enemy, chce być postrzegana. Chuck D charakteryzuje ją jako "najpierw działaczkę, a dopiero potem raperkę". W "Select" Adam Higginbotham uznał, że dzięki głośnej polemice między nią a Billem Clintonem (będzie o niej mowa w następnym rozdziale) "Public Enemy stał się wreszcie tym, o czy marzył Chuck: prawdziwym głosem czarnej opozycji w Ameryce".

Bardzo bojowy czarny nacjonalizm Sister Souljah trzyma się mocno doktryny Narodu Islamu, co nie pozwala jej być feministycznym sumieniem kultury hip-hopowej. W dziedzinie stosunków między płciami doktryna ta jest radykalnie antyfeministyczna, a w stosunkach między rasami ściśle separatystyczna. W swoim pierwszym albumie, zatytułowanym 360 Degrees Of Power, Sister Souljah wypowiada się następująco pod adresem białych kobiet: "Usiłują twierdzić, że są inne, niż biali mężczyźni / I zdobyć waszą sympatię po to, żeby potem pójść do łóżka z waszymi czarnymi mężczyznami." O białych feministkach wyraża się podobnie: "Proponują, żebyście wstąpiły do ich ruchu kobiecego / Podają wam sto pięćdziesiąt powodów, dla których powinnyście porzucić waszych czarnych mężczyzn/ I pozwolić, żeby lizały wam pizdy!"

Zacofane aspekty ideologii, którą głosi Sister Souljah, odzwierciedlają sprzeczności doktryny Narodu Islamu. Public Enemy również utrzymuje bardzo braterskie stosunki z ruchem kierowanym przez Louisa Farrakhana. "Chcąc się rozwijać, należało posłuchać naszych starszych braci", mówi

Chuck D. Wcale jednak nie podpisuje się pod wszystkimi ich poglądami. Na przykład, jeśli chodzi o prawo przerywania ciąży, które Naród Islamu zwalcza, Chuck D oświadcza publicznie: "Wierzę w prawo wyboru." Unika ryzyka takich raperów, jak Sister Souljah, Professor Griff czy Ice Cube, którzy podejmują nie tylko postępowe, ale również zacofane wątki ideologii tego ruchu.

STRACH PRZED CZARNĄ PLANETĄ

W 1989 roku, po nagraniu dwóch albumów oraz uzyskaniu pierwszoplanowej pozycji w muzyce rapowej i renomy międzynarodowej, Public Enemy przeżył ciężki kryzys, który o mało co nie zakończył się upadkiem zespołu. Dał się tak we znaki systemowi białej supremacji, że gdy tylko nadarzyła się sprzyjająca okazja, kapitalistyczne "ośrodki opiniotwórcze" rozpętały wobec niego zaciekłą, histeryczną nagonkę. Wszystko wskazuje na to, że Public Enemy padł ofiarą prowokacji. Dziennikarz Washington Times, gazety kontrolowanej przez skrajnie prawicową sektę Moon, naciągnął na wywiad "ministra informacji" zespołu, Professora Griffa. Dziennikarz zredagował wywiad i nie autoryzowany rozesłał do organizacji żydowskich: Griff wypowiedział się rzekomo w duchu antysemickim. Public Enemy odparł w końcu atak, lecz za cenę rozstania z Griffem. Było to bardzo bolesne ustępstwo, nawet jeśli zdaniem Williama Showa doszło do niego dlatego, że Chuck D "zdał sobie sprawę, iż jeśli Public Enemy chce działać jako siła polityczna, to musi ściślej kontrolować oświadczenia, wydawane pod jego szyldem". Wydaje się, że Griff uświadomił sobie, iż popełnił błąd, ale odtąd uprawia swój radykalnie afrocentryczny rap poza zespołem. W pierwszym albumie, nagranym po odejściu z Public Enemy, wyraził wdzięczność "wszystkim żydowskim przyjaciołom, którzy nie ulegli manipulacji środków przekazu." Kampania przeciwko Public Enemy była prowadzona w skali międzynarodowej, o czym świadczy atmosfera, stworzona przez francuskie media, gdy zespół koncertował po raz pierwszy w Paryżu w kwietniu 1990 roku.

Jay Remi komentował w czasopiśmie "Best": "Rzeczą bardzo groźną jest to, że w oczach większości białych promocja czarnej kultury (co jest celem Chucka i jego wspólników) uchodzi za rasizm. Głośne, silne afirmowanie swojej afrykańskości, bycie z niej dumnym, uważane jest za poniżanie białych, choć niczego takiego nie ma w twórczości Public Enemy (który poza tym przyciąga na swoje koncerty wielorasowe rzesze fanów). Prawda jest taka, że gdyby Public Enemy składał się z samych białych, a ci nosili mundury polowe, to we Francji i gdzie indziej nikogo absolutnie by to nie szokowało. Prasa, która obrażała zespół podczas ostatniego tournee, wdając się w osławioną kontrowersję na temat tego, czy jest on rasistowski, czy nie, robiła to dla dziennikarskiej sensacji po prostu dlatego, że nie miała nic innego do powiedzenia o zespole, którego nie rozumie, a który uwielbia tyle młodzieży."

Przyczyny nagonki były jednak znacznie poważniejsze. Franck Brignaudy, który zbadał sprawę dla "Besta", wykazał, że powstało "przymierze mediów i kretynów, czyniące z zespołu obiekt, na którym mogły wyładować wszystkie swoje lęki, sprzeczności, całą swoją chorobliwą złość, nieustanną gotowość wytykania mściwie palcem rzekomych wichrzycieli - i to z tym większym zapałem, gdy są czarni i uprawiają muzykę rytmiczną." W paryskiej hali Zenit zespół miał rapować Fear Of A Black

Planet. Wyglądało na to, że francuska klasa rządząca rzeczywiście przestraszyła się czarnej planety Chucka D. Tytuł w prawicowym dzienniku "France-Soir" brzmiał następująco: "Skandal z segregacjonistycznym koncertem w Zenicie: ośmiu muzyków amerykańskich utworzyło nastawiony wrogo do białych, antysemicki i prowokacyjny zespół rapowy. Policja obawia się incydentów."

Lewicowy tygodnik "L'Evenement du Jeudi" ostrzegał: "Archetypy nowojorskich włóczęgów, chodzą kołyszącym się krokiem, zgrywają się na twardzieli, popisują bez żenady swoimi mundurami wojskowymi i wygłaszają nienawistne, rasistowskie przemówienia, zbieżne z dwuznacznymi poglądami Farrakhana, przywódcy Czarnych Muzułmanów, zdeklarowanego antysemity i skrajnego prawicowca. Ich wyczyny śmierdzą seksizmem i są obrzydliwe, co trzecie słowo to fuck, a w co trzecim wierszu grożenie śmiercią." Piąty kanał telewizji przedstawił zespół w podobnym tonie, po czym skierował na koncert ekipę, z którą łączył się na żywo podczas dziennika wieczornego i wypytywał podekscytowanym głosem spikera, czy w Zenicie wybuchły już rozruchy. "Odwody policji będą w pogotowiu", "Główne służby policyjne, od początku postawione w stan gotowości, zabrały się z najwyższą powagą do roboty", pisał w swoim sprawozdaniu Brignaudy.

"Można rzec, że je szczególnie uczulono, na drogówce poczynając (co jest zupełnie zrozumiałe) i na tajnej policji kończąc (co jest już mniej zrozumiałe). Ilość briefingów, zebrań i kontaktów, które miały dodać otuchy osobom odpowiedzialnym za porządek publiczny, była znacznie większa, niż zwykle. Nie miało to nic wspólnego z rutyną, jaka towarzyszy występom Phila Collinsa czy Tears For Fears. "Odwody policji będą w pogotowiu", zapewniano w gabinecie prefekta. Służby specjalne domagały się od domów towarowych sieci Go Sport, które rozprowadzały bilety, aby sporządziły i przekazały imienne listy nabywców. Nawet kierownictwo organizacji społecznej SOS Rasizm dało się w to wciągnąć. Wydało specjalny komunikat, w którym stwierdziło, iż należy zrozumieć przyczyny sukcesu Public Enemy po to, żeby "dać stanowczy odpór [jego] nietolerancyjnemu przestaniu". Zapewniło: "Sprawdziliśmy, że koncert, który odbędzie się dziś wieczorem, jest otwarty dla wszystkich. (...) Zachowujemy czujność. Zareagujemy na najmniejszy wybryk." Brignaudy komentował z ironią: "Wiadomo, dlaczego SOS Rasizm powstrzymał się od wysłania na koncert licznej delegacji. Organizacja ta wypadłaby dość głupio pośród mieszanki wszystkich kolorów skóry, które ściągnęły ze wszystkich przedmieść" i między którymi panowała "taka zgoda, że człowiek zadawał sobie pytanie, czy Public Enemy nie jest bardziej skuteczny od Benettona z jego United Colors." Podobnie atmosferę opisał Francois Coulon w czasopiśmie Terminal: "Mimo całego -i uzasadnianego - rozgłosu muzyczno-społecznego wokół Chucka D i jego kolegów, trudno byłoby wyobrazić sobie większe zamieszanie z powodu zwykłego koncertu, i to jeszcze nim się odbył. Public Enemy jest rzeczywiście zespołem o bardzo śmiałych poglądach i kultywuje dyskretny wizerunek paramilitarny. Nie wydaje się jednak możliwe wyjaśnienie owej wrzawy w mass-mediach inaczej, jak względami bardzo pigmentacyjnymi, bo przecież rekordy w konkurencji 'zespołów kłopotliwych z powodu groźby dewastacji i prowokacji' należą do białych rockerów (niech nasi najmłodsi czytelnicy poproszą rodziców, żeby im opowiedzieli o hotelowych wybrykach Who i Led Zeppelin). Achtung!, wołano w prasie, Public Enemy to zespół rasistowski, antysemicki, popychający do zbrodni; liczne hordy wywołają rozróby podczas wieczornego show, zakazanego zresztą dla białych. Policja w szyku 'apokalipsa miejska' obsadziła patrolami wszystkie stacje na linii metra. Tymczasem koncert odbył się bez żadnych zakłóceń". W kilka miesięcy później Public Enemy miał drugi koncert w tym samym Zenicie. Znów ściągnęły nań tłumy młodzieży, ale mass-media okazały mu tym razem zupełny brak zainteresowania.

"Wszyscy jesteśmy czarni"

Czarny nacjonalizm zawsze był oskarżany przez białą Amerykę, w tym również przez liberalną opinię publiczną i większość nurtów lewicy, o "rasizm na odwrót". Przypisywano go Marcusowi Garveyowi, Elijahowi Muhammadowi, Malcolmowi X, działaczom ruchu na rzecz czarnej władzy, Czarnym Panterom. Jak mówi Public Enemy - don't believe the hype. Nie dajmy się zwariować: rasizm jest narzędziem panowania i ucisku, a rzekomy "rasizm na odwrót" to pojęcie wyssane z palca, które służy jedynie dyskredytacji samoświadomości uciskanych.

Jeśli Czarny reaguje na ucisk przesądami rasowymi wobec białych, pisze Bell Hooks, to nie jest to rasizm, gdyż nie ma oparcia w żadnych środkach panowania i przymusu, które pozwalałyby mu wpływać na położenie i losy białych.

Potężne, radykalne przestanie antyrasistowskie albumu "Fear Of A Black Planet" wywołało kolejną (po aferze wokół Professora Griffa) falę oskarżeń Public Enemy o "czarny rasizm".

Tym razem za pretekst posłużyło to, że zespół nawiązał luźno do teorii doktor Frances Cress Welsing, byłej czarnej wykładowczyni na wydziale medycyny w Waszyngtonie, zgodnie z którą rasa biała skazana jest na samounicestwienie. Chuck D wyjaśnił sprawę następująco w wywiadzie udzielonym Frankowi Owenowi: "Zgodnie z wierzeniami [białych rasistów] istnieje coś takiego, jak czystość rasy białej i tej rzekomej czystości rasowej grozi zanik w miarę jej mieszania się z innymi rasami. Welsing nazywa to teorią genetycznego unicestwienia białego człowieka. Świat zamieszkują w większości ludzie kolorowi, więc dlaczego biali, bo tak się ich nazywa, uważają, że ich gówno jest czystsze? I dlaczego wyobrażają sobie, że ta rzekoma czystość daje im prawo do rządzenia światem? To zupełnie jak przesądy arystokracji... Wiesz, mam na myśli te królowe i tych królów, którzy wierzyli, że ich drzewo genealogiczne przestanie rosnąć, jeśli zabrudzi się ich królewską krew. Niektórzy biali uważają, że jeśli nie ożenią się z białą kobietą po to, żeby wydać na świat potomka na swój wzór i podobieństwo, to nastąpi koniec świata. W Stanach Zjednoczonych istnieje prawo, zgodnie z którym jedna kropla naszej krwi w twoich żyłach czyni z ciebie człowieka czarnego. Tak, do dziś mamy prawo, które legitymuje rasistowskie kryteria czystości. Co za wstyd! Trzeba rozpędzić na cztery wiatry ten zasrany apartheid, który tu mamy! Dlaczego traktuje się jednostki ludzkie jak istoty pozaziemskie? Nie ma takiej nauki, która ustalałaby, że jeśli jesteś biały, to jesteś czysty, a jeśli jesteś czarny, to jesteś nieczysty."

W tytułowym utworze albumu Chuck D rapuje: "Chłopie, nie martw się / O twoją siostrę /Nie, ona nie jest w moim typie / Lecz załóżmy, że mi powiedziała, iż mnie kocha / Czy boisz się mieszanki czarno-białej? / Mieszkamy w kraju, w którym / Prawo mówi, że mieszanka ras / Czyni krew nieczystą / Ona jest kobietą, a ja mężczyzną / Lecz po twojej minie / Widzę, że nie możesz tego znieść / (...) Chłopie, spoko, siedź na dupie, nie złość się / Nie potrzeba mi twojej siostry / (...) Co jest czyste? Kto jest czysty? / To jest europejski przesąd i nie mam pewności / Jak byśmy wyglądali / Gdyby na całym świecie miały / Zapanować pokój i miłość / Wybacz, że przekażemy ci nowinę / Która może cię zmartwić / Ale czy wiesz, że białe pochodzi od czarnego? / Och, po co to zmieszanie na twarzy?"

DZIEDZICTWO MALCOLMA X

Chuck D komentuje dalej: "Widziałem w telewizji kanadyjskiej wywiad, podczas którego pytano białą kobietę, jak reaguje na muzykę Public Enemy i na przesłanie Fear Of A Black Planet. Odparła, że w istocie rzeczy wszyscy jesteśmy trochę czarni. Oto głęboka filozofia! Zasada jest prosta: nie ma czerni i bieli, świat obfituje w różne odcienie kolorów skóry. Owa rzekoma różnica między bielą a czernią została wymyślona przez ludzi, którzy chcą zachować władzę. Czerń i biel istnieją jedynie w wierzeniach, a nie fizycznie. Nikt na tej planecie nie jest czarny albo biały na sto procent. To zresztą nic nowego dla Czarnych, bo oni wiedzą od dawna, że ich rasa jest wynikiem mieszanek. Jedynym powodem, dla którego Public Enemy popiera afrocentryzm, jest to, że żyjemy w społeczeństwie, które faworyzuje białych. Jesteśmy obecnie zmuszeni do trzymania się kurczowo koloru naszej skóry. To nasz jedyny środek samoobrony."

Gdy zostanie zniesiona biała supremacja, dodaje Chuck D, "wtedy my, Czarni, będziemy gotowi zrezygnować z naszych niektórych idei nacjonalistycznych".

W późnym dzieciństwie Chuck D byt słuchaczem letniego kursu szkoleniowego o afroamerykańskich doświadczeniach historycznych. "Prowadzili go działacze Czarnych Panter, bracia z meczetów Narodu Islamu i czarni studenci", wspomina.

"Rodzice powiedzieli mi: jesteś czarny i dumny z tego, więc będzie dobrze, jeśli pójdziesz na ten kurs, bo to ci się kiedyś przyda. Tak było rzeczywiście."

Chuckowi D zaszczepiono wówczas myśl, którą dziś wykłada w Brothers Gotta Work It Out: że znajomość własnej prawdziwej historii jest dla czarnej rasy potężnym środkiem wyzwolenia.

Wiedza ta pozwoliła Public Enemy pokazać na teledysku Can't Truss It ciągłość doli czarnych pracowników, w tym kobiet, od dawnej plantacji niewolniczej po nowoczesny przemysł kapitalistyczny. Przełamanie białego monopolu na wykładnię historii ma w oczach Public Enemy decydujące znaczenie, gdyż zgodnie z proklamacją zespołu "rasa, która kontroluje przeszłość, kontroluje również teraźniejszość i z tego samego powodu przyszłość". Od początku swojej działalności Public Enemy podchodził do historii afroamerykańskiej od strony najbardziej wywrotowej.

"Pamięć czarnej rewolucji"

Bill Stephney odkrył Chucka D dla firmy fonograficznej Def Jam, gdy przyszły frontman Public Enemy rapował utwory Jamesa Browna w studiu radiowym uniwersytetu, na którym studiował sztuki plastyczne.

"Jeśli nie sprowadzisz mi tu tego chłopaka, to cię wywalę", powiedział mu Rick Rubin, prezes spółki.

Stephney wpadł wówczas wraz z Chuckiem na pomysł stworzenia zespołu, który potrafiłby "skojarzyć funkowe beats z polemiką": najlepsze strony funkowe ulicznej muzyki rapowej w rodzaju tej, którą uprawia zespół Run-DMC, z politycznie dysydenckim przesłaniem w rodzaju tego, które lansował zespół The Clash na słynnych koncertach Rock Against Racism - w końcu lat 70-tych odegrały one wielką rolę w walce młodzieży brytyjskiej z rasizmem i faszyzmem.

Chuck D wspomina, że on sam byt wówczas pod bardzo silnym wrażeniem twórczości rockowej Bruce'a Springsteena, który w Born In The USA śpiewał: "Urodziłem się w martwym mieście / Gdzie się kopie ludzi mówiąc leżcie." "Jego punkt widzenia byt szokujący dla wielu ludzi, którzy mniemali, że Ameryka to kraj mlekiem i miodem płynący", mówi.

Chuck i Stephney uzgodnili, że zespół przypomni zdobycze, namiętności i gorączkę czarnej polityki radykalnej lat 60-tych. Nazwali to "marketingiem czarnego nacjonalizmu i rewolucji". W tym duchu pomyślano pierwszy album. "Zabrzmiał w nim nieprzyjazny głos ulicznego wojownika, Chucka D, którego bojowy rap sprawiał wrażenie nawrotu do pierwszego ruchu na rzecz praw obywatelskich i sugerował, że postnacjonalistyczna młodzież bije się znów na frontach czarnych miast", piszą Nelson i Gonzales.

James Bernard, komentując osiągnięcia Public Enemy, pisze: "Dziś uważamy postawę polityczną i gniew rapu za rzecz oczywistą. Jesteśmy tak popsuci, że z trudem przypominamy sobie czasy, gdy mało kto wśród młodzieży, niezależnie od rasy, miał pojęcie, kim był Malcolm X i gdy z niczyich ust nie padało ani jedno pozytywne słowo o Narodzie Islamu."

"O czarną kontrolę"

"Program Narodu Islamu jest najlepszy, gdy chodzi o zapewnienie przetrwania czarnego narodu w fonie struktur Stanów Zjednoczonych, ponieważ uczy samowystarczalności. To jest podstawą naszych przekonań", mówi Chuck D. Lecz nie podpisuje się on pod całością tego programu, w tym pod postulatem separacji ras, który Malcolm X porzucił po zerwaniu z Narodem Islamu. Chuck D opowiada się raczej za postulatem wspólnym dla ogółu nurtów czarnego nacjonalizmu - za czarną kontrolą życia politycznego, społeczno-gospodarczego i kulturalnego czarnej społeczności.

"Wiązanie Public Enemy z separatyzmem jest bezzasadne", oświadcza. "Rzeczywista kwestia brzmi bowiem tak: tyle pracowaliśmy, a czy posiadamy owoce naszej pracy? Amerykańscy Czarni nie mają z tego nic.". "Uważam, że po 437 latach czarnym ludziom należy się rekompensata. Nie powinni płacić podatków, bo pracowali za darmo przez czterysta lat i gdy przyjrzycie się obecnemu położeniu czarnej Ameryki, to stwierdzicie, że niczego nie posiadają. (...) Nie chodzi jednak o pieniądze, lecz o kontrolę. Czasy, w których godziliśmy się pracować dla białego człowieka, należą do przeszłości. Możemy pracować z nim, ale do tego trzeba, żebyśmy osiągnęli świadomość samych siebie. Gdy będziemy kontrolować nasze sprawy, czarna społeczność położy na przykład kres działalności handlarzy narkotyków. Zginą z naszych własnych rąk, przed wielotysięcznymi tłumami, tak, jak uczy nas tego Naród Islamu."

"Kontrola - to słowo pojawia się bardzo często w rozmowach z Chuckiem D", pisze Alan Light. "Nadszedł czas, gdy czarna Ameryka powinna przejąć kontrolę nad czymś więcej, niż tylko mikrofonami swoich artystów. (...) Chuck, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela Ice Cube'a, który w kontrowersyjnym albumie popiera bojkot sklepów koreańskich w czarnych dzielnicach, uważa, że prawdziwa samowystarczalność może być jedynie skutkiem działań pozytywnych, nastawionych na tworzenie i budowanie. (...) Dla Public Enemy rap to realna nadzieja na przejęcie kontroli nad przemysłem fonograficznym i na stworzenie alternatywy w stosunku do tego, co oferuje prasa konwencjonalna."

"Rap to kontrola mediów", mówi Chuck D. "Wszystko inne na tym świecie, co dotyczy sytuacji Czarnych, jest robione z innej perspektywy." Jego zdaniem należy zmusić państwo do wyasygnowania funduszy na "regularnie działającą stację telewizyjną, która nadawałaby przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, byłaby zarządzana przez Czarnych i przedstawiała sprawy z czarnej perspektywy". Chuck D jest przekonany, że raperzy, podejmując walkę o kontrolę nad całą gałęzią przemysłu fonograficznego, w której są producentami dóbr i o telewizję pod czarną kontrolą, daliby przykład, jak realizować postulat Malcolma X winnych sferach życia społecznego. Również pod wpływem myśli Malcolma X, Public Enemy szuka białych sprzymierzeńców sprawy Czarnych.

"W stronę białej młodzieży"

Chuck D przywiązuje wielką wagę do coraz większych sukcesów, które rap odnosi wśród białej młodzieży. "Działamy w środowisku, które podlega ewolucji i musimy być przygotowani do zachodzących zmian. Dziś sporo białej młodzieży wie więcej o kulturze afroamerykańskiej, niż młodzież czarna". "Biała Ameryka zaczyna odkrywać czarną Amerykę i władze są tym przerażone. Po raz pierwszy białe dzieciaki dowiadują się, jak żyją i myślą czarne dzieciaki. Przedtem mówiło się dzieciakom: nie, Johnny, nie chodź do tej dzielnicy, bo tam ludzie są tacy i owacy. Dzisiaj rap uświadamia białym dzieciakom, co to znaczy być Czarnym."

Public Enemy stara się energicznie nadać międzyrasowy charakter kulturze hip-hopowej, przerzucić pomost między nią a białą młodzieżą. W 1991 roku służyły temu wspólne koncerty z białymi zespołami rockowymi, między innymi z Anthraxem i Sisters Of Mercy. ,Do niedawna nigdy nie zdarzało mi się być na koncercie, na którym nie byłoby Jima Crowa [segregacji rasowej]; teraz natomiast na koncertach rapowych widzi się młodzież białą, czarną, azjatycką i latynoską", pisze James Bernard.

"Niespełna dziesięć lat temu rozmiary dzisiejszych kontaktów politycznych i kulturowych byłyby nie do pomyślenia. Nie twierdzę, że Public Enemy jest jedynym napędem tego wzlotu hip-hopu, ale na pewno to on nadał mu rozmach." Ofensywa Public Enemy w kierunku białej młodzieży jest ryzykowna: wśród wielu czarnych fanów hip-hopu hardcore, zauważa Kodwo Eshun, współpraca z białymi zespołami rockowymi jest postrzegana jako "przechodzenie na drugą stronę barykady", a więc zdradę. Lecz Chuck D jest w tej sprawie stanowczy: "Jest ważne, żeby ludzie uświadomili sobie, iż muzyka musi być muzyką narodów całego świata. Musimy posługiwać się nią tak, żeby wyrażać nasze uczucia w sposób zrozumiały dla wszystkich. (...) Trzeba wynieść naszą muzykę na poziom [Boba] Marleya."

PARTIA PRAWA DO WALKI

Powstanie w Los Angeles pokazało, że po wymordowaniu i zniszczeniu przez władze amerykańskie pokolenia działaczy, które kierowało czarnym ruchem wyzwoleńczym w latach 60-tych, ruch ten cierpi straszliwie na brak kierownictwa politycznego. Logo Public Enemy, zaprojektowane przez Chucka D, przedstawia sylwetkę czarnego działacza na muszce karabinu z celownikiem optycznym. Chuck D podkreśla, że to FBI i CIA wkładały wielokrotnie ten karabin w ręce najemników i że często posługiwały się w tym celu Czarnymi. "Nie każdy brat jest bratem / Bo to czarną ręką / Zlikwidowano Malcolma X / I Huey Newton zginął / Z ręki czarnucha, który nacisnął spust", śpiewał w Welcome To The Terrordome. Newtona, byłego ministra obrony Czarnych Panter, zastrzelono w 1989 roku. Chuck D, bardzo świadomy braku kierownictwa, stara się, żeby działalność artystyczna Public Enemy przyczyniła się do ukształtowania nowego pokolenia czarnych kadr politycznych. "Gdy Chuck mówi, że chce za 'kadencji' Public Enemy stworzyć pięć tysięcy czarnych (a myślę, że może stworzyć również paru białych) przywódców, to przyznaje, że rapowanie o Czarnych Panterach jest czymś zupełnie innym, niż bycie Czarnymi Panterami", pisze James Bernard.

Chuck D uważa, że jego zadaniem jest jedynie przeprowadzenie szkolenia wstępnego. "Rap to tylko wprowadzenie. Jeśli chcecie naprawdę czegoś się nauczyć, to należy czytać książki."

W drugim albumie, w utworze Party For Your Right To Fight, Public Enemy rapował o potrzebie budowy czarnej niezależnej partii politycznej. "Władza, równość / Oto co mieliśmy zdobyć Wiem, że są tacy, którzy się nie zgadzają /Ta partia zaczęła działać w 66 / Na podstawie mieszanki radykalnej pro-Black/Lecz wówczas o północy / Ktoś wyłączył prąd / I wyłonił się z piekła / To był wasz tak zwany rząd / Który to uczynił."

J. Edgar Hoover, dyrektor FBI, najpierw rozprawił się z Malcolmem X i Martinem Lutherem Kingiem - opowiada dalej Chuck D - a następnie z partią Newtona, Cleavera i Seale'a. Trzeba wrócić do podstaw czarnego nacjonalizmu, zawartych w doktrynie Elijaha Muhammada i do idei partii, którą miały Czarne Pantery, sugeruje Chuck D - "i trzeba, żeby nasz wielomilionowy naród udzielił nam poparcia: It takes a nation of millions to hold us back". W 1992 roku, w piątym albumie, Public Enemy nagrał nową, zremiksowaną wersję Party For Your Right To Fight, aby ponowić ten pilny apel. "System" - nie tylko amerykański - ma powody do lęku przed czarną planetą, o której rapuje Public Enemy.