Tekst ten wywołał ostrą dyskusję w byłej OA. Przez kilka tygodni spieraliśmy się czy zamieścić go w 4 numerze Jedności Pracowniczej - w końcu tekst się nie ukazał. Stosunek do imperializmu USA był jednym z kilku powodów rozwiązania OA. Zapraszamy do wyrażania swoich opinii w Księdze Gości


 

ANTYAMERYKANIZM  JAKO ISTOTA HUMANIZMU

 

 

 Historia tego świata obfituje w wiele okresów kiedy to obłęd brał górę nad rozumem. Ograniczając się jedynie do naszego kręgu historyczno – kulturowego wystarczy wspomnieć choćby wyprawy krzyżowe, wojny religijne, inkwizycję, niemiecki nazizm czy też stalinowski kult jednostki.  Nie jest tajemnicą, że w czasie wszystkich tych wydarzeń wielu ludzi próbowało załatwiać swoje prywatne interesy oskarżając swoich wrogów o wszystko to, co było na celowniku aktualnej władzy (żydostwo, herezja, czarownictwo, niewłaściwe pochodzenie społeczne itp.). Bardzo często osobnicy ci zbijali na tym olbrzymie fortuny oczywiście przedstawiając to jako zasłużone nagrody w walce o „nowy, lepszy świat”.

Wydarzenia jakie nastąpiły po 11 września 2001 r. mają wyraźne znamiona kolejnej histerii przybierającej formę ogólnoświatowego „polowania na czarownice”. Głównym motorem napędowym jest tutaj korporacyjny rząd U.S.A., który w fakcie śmierci ponad 3 tyś. ludzi dojrzał jedyną, niepowtarzalną szansę „uporządkowania” wg własnych wzorców i wyobrażeń, a także podniesienia wydajności gospodarczej swojego kraju.

  Po pierwsze wprowadzono dość specyficzny podział świata wg zasady swój – obcy. Każdy kraj miał niejako obligatoryjny obowiązek opowiedzenia się po którejś ze stron. Wiadomo, że ze strachu przed „humanitarnymi bombardowaniami” zdecydowana większość opowiedziała się po „właściwej”, jankeskiej stronie. Gdyby jakiś kraj tego nie zrobił szybko znalazłby się na liście oskarżonych o tzw. „terroryzm”, a w rzeczywistości o niepodporządkowanie się rządowi w Waszyngtonie.

 Na podstawie moich wielomiesięcznych obserwacji unijna i natowska definicja „terroryzmu” brzmi mniej więcej tak ”Terroryzmem nazywamy wszelkie działania przeciwko nam lub naszym sojusznikom wymierzone w naszą ekspansję polityczną, ekonomiczną, kulturalną bądź we wszystkie inne żywotne interesy naszych narodów. Nie nazywamy terroryzmem żadnych działań naszych bądź sojuszniczych, jakiekolwiek by one nie były i jakichkolwiek skutków by nie wywołały”.

   Takie sformułowanie definicji „terroryzmu” jest kamieniem milowym w ekspansji neoliberalnego kapitalizmu. Pozwala ona najbogatszym i najsilniejszym krajom na całkowicie bezkarną eksterminację krajów biednych, słabych lub nie mających siły przeciwstawić się takiemu drenażowi. Jakakolwiek próba oporu w najlepszym razie skończy się sankcjami, które zduszą każdy kraj Trzeciego Świata.

Oczywiście te bandyckie rządy starannie dbają o idealny public relations. Całkowicie podporządkowane międzynarodowym multikorporacjom mass media przekonają każde społeczeństwo, że to tylko niesienie kaganka oświaty w „dziki świat”, a że nie wszyscy chcą go przyjąć pokornie i na kolanach, więc czasem cywilizację  należy szerzyć za „pomocą” F-16 bądź B-52.

  Rząd U.S.A. uznał, że ich służby specjalne powinny mieć uprawnienia adekwatne do aktualnej „wojny z terroryzmem”. W rzeczywistości oznacza to zapewne powrót do sytuacji z czasów Edgara Hoovera kiedy to FBI było tak wszechwładne, że nie bezpodstawnie podejrzewa się je o udział w zamachu na J.F.K.. w sondażach przytłaczająca większość Amerykanów popiera podobno niemal całkowite ograniczenie swojej wolności w imię większego  bezpieczeństwa. Piszę „podobno” gdyż niektóre znane mi polskie realia mówią, że o prawdziwych wynikach sondaży wie tylko ten, co je przeprowadzał.

 Nie jest tajemnicą, że obecnie wszystkie „cywilizowane” kraje szykują się do powielenia modelu „made in U.S.A.” w celach jak to określono „prewencyjnych”. Już nie długo obywatele będą filmowani, nagrywani, podsłuchiwani, rewidowani, zatrzymywani. Oczywiście w imię „wolności i bezpieczeństwa”, a w rzeczywistości w imię totalnego zniewolenia i podporządkowania sobie wszystkiego i wszystkich.

 Wchodzimy w nowy etap rozwoju ludzkości, w etap zamiany świata w obóz koncentracyjny, a mieszkańców w więźniów. Oby  tylko nie okazało się, że jest to jak u Wandy Jakubowskiej „Ostatni etap”. Jeszcze tylko brakuje, by na sztandarach pojawiło się orwellowskie hasło „Wolność to niewola” choć zapewne niedługo i do tego dojdzie. Zdaje się, że „Rok 1984” to jedna z ulubionych powieści imperialistycznych polityków.

  W naszym kraju dużym niepokojem napawa mnie szef MSWiA tow. Krzysztof Janik. Choć nie wiem czy do starego, cynicznego, ideowego stalinowskiego aparatczyka pasuje to jakże szczytne określenie. Obecnie osobnik ów w wyniku zmiennych wiatrów historii kreuje się na wielkiego obrońcę wolności i demokracji choć widać, że czasem nerwy puszczają. Wielokrotnie dawał do zrozumienia, że nie podoba mu się brak całkowitej kontroli nad obywatelami. Chodziło mu m. in. o telefony komórkowe na kartę czyli uniemożliwiające identyfikację rozmówcy. Kilka razy puścił  w  eter  pogróżkę, że „my już nad tym pracujemy”. Jak widać stare nawyki nie mijają, a przemalowanie się ze stalinowca na socjaldemokratę niewiele pomogło. Cóż za pech, nieprawdaż towarzyszu?.

 W obecnej sytuacji kiedy okazało się, że rząd U.S.A. mógł zapobiec wydarzeniom z 11 września, a nie zrobił tego nie chcąc tracić pretekstu do kolejnej wojny wydaje się, że jankeski reżim jest chyba najbardziej zbrodniczy na świecie. W tej sytuacji każda antyamerykańska postawa na każdym niemal polu wydaje się działaniem pozytywnym i nader pożądanym. Każdorazowe uczestnictwo w jakimkolwiek amerykańskim aspekcie życia, niezależnie czy to będzie pójście na amerykański film czy kupno firmowej, amerykańskiej odzieży jest dokładaniem się do potęgi tego kraju. Ktoś powie, że to demagogia bo dzisiaj większ9ość produktów jest międzynarodowa, ale jakoś tak się dziwnie składa, że większość zysków zgarniają firmy Made in U.S.A.  Co dziwne ci sami ludzie którzy zarzucają mi demagogię w nakłanianiu do bojkotu produktów ze Stanów Zjednoczonych sami nawołują do nie kupowania  niczego wyprodukowanego w Chinach i mało tego, nie widzą w tym żadnej sprzeczności. Przecież Chiny są „totalitarne”, a U.S.A. „demokratyczne”, a jedyna różnica między nimi jest taka, że Pekin nie ukrywa łamania praw człowieka.

  Tylko żeby było jasne. Nie kupuję również niczego wyprodukowanego w Chinach. Kurtka robiona przez chińskiego więźnia politycznego w obozie pracy jest równie odrażająca jak fakt zezwolenia na śmierć  paru  tysięcy  swoich obywateli w celu uzyskania dostępu do ropy (przez zdobyty Afganistan będzie przebiegać rurociąg z Kazachstanu z ropą dla U.S.A.).

  Antyamerykanizm jest dzisiaj cechą człowieczeństwa.   

 

                                                                                               Zachary Barnaba Łańcut