Anty-Burżuj
List otwarty do tow. Iwo Czerniawskiego
(w związku z utworzeniem Walczącej Grupy
Rewolucyjnej)
Drogi Iwo!
Już pierwsze słowa Twojego “Manifestu” wywołują wątpliwości:
>...grupa młodych ludzi odnalazła swoje powołanie...
Tak jak ja rozumiem, słowo "młodych" znalazło się w Twoim tekście
nieprzypadkowo. Tu nie chodzi chyba o prostą konstatację biologicznego faktu, że
jesteście młodzi, tylko ma to głębsze znaczenie, skoro akurat ta okoliczność
jest tak wyeksponowana. Skoro ten dokument ma mieć charakter polityczny, to w
takim razie pytam się: Czy Twoja młodość (i innych ludzi z Twojej grupy) ma
jakieś znaczenie nie tylko biologiczne, ale i polityczne? A jeśli tak, to jakie?
Jaki ma być ten specyficzny interes polityczny młodych w przeciwieństwie do
starych?
>poziom hipokryzji władzy kapitału jest na tyle wysoki, aby głosić, że jej
działania mają >charakter humanitarny i są potrzebne całemu światu.
>Kapitalizm z góry neguje możliwości jego zamiany na inny system.
To nic nowego pod słońcem. To, że na określonym etapie swojego istnienia
burżuazja występuje jako "reprezentant interesów całego społeczeństwa" - jest
dość oczywiste. Dotyczy to zresztą każdej klasy społecznej, która zostaje
najpierw hegemonem rewolucji społecznej, a potem klasa panującą w nowym ustroju
przez tę rewolucję zrodzonym.
>Ludzie, którzy całe swoje życie poświęcają wykorzystywaniu cudzej pracy dla
własnych >celów, ludzie, którzy całe swoje życie podporządkowują zdobywaniu i
rozwijaniu majątku >nie mogą posiadać moralności.
Ależ nie jest wcale tak, ze burżuazja "nie ma moralności" - To tak, jakby ktoś
patrząc na zachmurzone i deszczowe niebo powiedział: "Nie ma dziś pogody" -
byłoby to również nieprawdą, pogoda może być ładna lub brzydka, może nam
odpowiadać lub nie, ale zawsze jest jakaś pogoda. I tak samo klasa kapitalistów
po prostu reprezentuje określony, klasowy typ moralności, mianowicie moralność
burżuazyjną właśnie.
>Kapitalizm jest chory z założenia.
No, to jest już zupełnie niemarksistowskie ujecie. Żaden ustrój nie jest "chory
z założenia" - one się pojawiają na arenie dziejowej i schodzą z niej wtedy,
kiedy dojrzeją do tego odpowiednie warunki. Nowy ustrój pojawia się wtedy, kiedy
tylko on jest w stanie zapewnić dalszy rozwój społecznych sil wytwórczych - a
odchodzi wtedy, gdy w żaden sposób nie jest w stanie tego uczynić. Dotyczy to
zresztą i szerszego problemu - całego wielkiego okresu w
historii ludzkości, gdy dzieli się ona na klasy, a kolejne ustroje mają
charakter eksploatatorski. Rozkład komunizmu pierwotnego nastąpił dlatego, że
nie był on w stanie zapewnić dalszego rozwoju sil wytwórczych - a komunizm
zastąpi kapitalizm wtedy, gdy nie będzie w stanie tego zapewnić kapitalizm.
>służby represji, policję oraz służby wywiadowcze, w skład których wchodzą
ludzie >wyniszczeni nędzą.
Albo i nie. Szeregowymi policjantami zapewne mogą być ludzie wywodzący się z
ubogich rodzin, ale generalem czy innym wyższym oficerem policji taki człowiek
nie zostanie - to juz są górne warstwy biurokracji, zamożne i ściśle powiązane
nićmi wzajemnych interesów z klasa panującą, to znaczy burżuazją.
>Społeczeństwo funkcjonujące w ramach systemu kapitalistycznego jest niewidome
Tego zdania nie potrafię skomentować, bo go w ogóle nie rozumiem. Jak to
społeczeństwo niewidome?
>Tak doskonała kontrola myśli stała się możliwa dopiero w dobie ogromnego
rozwoju >technologicznego
Wcale nie - w epoce powszechnej ciemnoty i analfabetyzmu ideologiczne panowanie
("kontrola myśli") klas uciskających nad uciskanymi nie było mniej absolutne niż
teraz.
>Nie posiadamy tożsamości narodowej. Jest ona złudzeniem prowadzącym do błędnych
>wniosków.
To też niemarksistowskie ujęcie, raczej anarchistyczne na modłę Proudhona. Marks
i Engels nie uważali istnienia narodów, tożsamości narodowej za "złudzenie",
tylko za fakt kulturowy. Czy może mówiąc dokładniej - tworzenie się, trwanie,
przekształcanie i zanikanie poszczególnych narodów uważali za proces kulturowy,
będący subiektywnym odzwierciedleniem w ludzkiej świadomości przemian
zachodzących w strukturach społeczno-ekonomicznych, w jakich przyszło ludziom
żyć.
>Wszystkie ruchy, tendencje, organizacje w celu pozyskania mas robotniczych, w
celu >pozyskania poparcia społecznego posługują się przede wszystkim hasłami
socjalnymi, >stawiają różne obietnice o charakterze materialnym.
itd. cały fragment aż do:
> Nigdy żadna walka prowadzona na poziomie ekonomicznym nie odniesie pełnego
>zwycięstwa.
No, z tym akapitem to juz się głęboko i fundamentalnie nie zgadzam. Przecież
między stanem dzisiejszym a pełnym zaspokojeniem potrzeb materialnych w
komunizmie rozciąga się cały długi okres przejściowy, którego choćbyśmy chcieli,
nie przeskoczymy ani materialnie, ani ideologicznie. Jeszcze przez pewien, chyba
dość długi, czas będą w ekonomii istniały stosunki towarowo-pieniężne i będą
wywierały przemożny wpływ na ludzką kulturę, psychikę, zachowania. I nie chodzi
tu o "poziom walki", tylko o cele walki. Jeżeli wykluczymy z celów walki cele
ekonomiczne, to ludzie na to nie pójdą. Biedni ludzie nie będą walczyć o jakąś
abstrakcyjnie pojmowaną "wolność", bo wolnością się nikt nie naje. Zawsze będą
walczyć przede wszystkim o chleb. I sprawa polega tylko na tym, czy będą walczyć
wyłącznie o chleb (kapitalizm z ludzką twarzą), czy o chleb i wolność
(socjalizm). Bo tego, żeby walczyli o wolność, a o chleb nie walczyli - nie
możesz (jak jakiś, za przeproszeniem, neoliberał) od ludzi wymagać. Głodni mają
prawo walczyć o chleb. Masz rację, że te codzienne problemy materialne,
socjalno-bytowe, tworzą bazę dla reformizmu. To jest prawda... ale wyjście,
które proponujesz, stwarza jeszcze większe zagrożenie. Otóż na "rezygnację z
przywiązania do wartości materialnych" może sobie pozwolić tylko ten, kogo na to
stać, to znaczy człowiek zamożny, który nie musi się troszczyć co dzień o
zaspokojenie podstawowych potrzeb. W takim ujęciu wychodziłoby na to, że to sama
burżuazja, a nie proletariat, ma być bazą społeczną rewolucji
antykapitalistycznej ?! Byłoby to dość dziwne, delikatnie mówiąc... I co to
wszystko ma wspólnego z zasadą, że wyzwolenie klasy robotniczej - a więc także,
a nawet przede wszystkim, wyzwolenie ekonomiczne - musi być dzielem samej klasy
robotniczej? Pewnie, możesz mi na to odpowiedzieć, że wcale nie musisz być
marksistą. No istotnie, nikt nim być nie musi. Tylko widzisz... mówiąc z
bolszewicką szczerością - to, co Ty zaproponowałeś, to juz jest, można
powiedzieć, sama kwintesencja tego, jak partia rewolucyjna _nie_ powinna_ być
budowana i _nie_ powinna_ wyglądać. Marksizm nie jest świętą krową ani religią -
jest przenikliwie krytyczną metodą badania i przekształcania rzeczywistości.
Także poglądy, pisma wszelkich klasyków marksizmu możesz poddawać krytyce. Ale
jakiekolwiek zarzuty byś im postawił, chyba jedno będziesz musiał przyznać: że
koncepcja Marksa jest spójna - stanowi całościowy system i całościową wizję
przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Ta przyszłość - to rewolucja,
obalenie kapitalizmu i zastąpienie go komunizmem - przez robotników i dla
robotników... a w jakim celu? W celu usunięcia starego ustroju, który staje się
zawalidrogą, barierą hamującą dalszy wzrost sił wytwórczych - a wiec i dalszy
wzrost materialnego poziomu życia mas robotniczych. A to co Ty proponujesz -
"rewolucja" robiona przez grupkę młodych zapaleńców ze środowisk burżuazyjnych,
odnoszących się z pogardą do robotników i do ich walki o chleb, polegająca na
zmianie ustroju dla samej zmiany ustroju - to byłaby "rewolucja 3 x nie
wiadomo": nie wiadomo czyja, nie wiadomo dla kogo i nie wiadomo po co.
> Zupełnie czym innym jest walka o przetrwanie oraz walka o rozwinięcie majątku.
Są to >dwa całkowicie różne dążenia
Z tym się zgadzam.
> i z reguły jest tak, że jedno wyklucza drugie.
Tu by się można zastanawiać, czy aż "wyklucza" - ale mniejsza z tym
> ważnym postulatem klasy robotniczej w państwach rozwiniętego kapitalizmu
>powinna być obrona uciskanych i głodujących społeczności trzeciego świata
A z tym się nie zgadzam. Nikt z zewnątrz nie ma prawa narzucać robotnikom
Zachodu, co "powinno" być ich postulatem, a co "nie powinno". A gdyby nawet
uznali ten swój postulat za najważniejszy, to nie wynikłoby z tego nic dobrego.
Zwróć uwagę, że na Zachodzie są takie ruchy społeczne, które interesują się
głownie problemami światowymi - ich hasła to np.: "Uratować dżunglę amazońską",
"Anulować długi Trzeciego Świata", "Uwolnić we wszystkich krajach więźniów
politycznych", "Znieść na całym świecie karę śmierci", "Nie nosić futer, bo to
morderstwo", "Mięso to morderstwo", "Zamknąć elektrownie atomowe" itd. Ale kto
głównie bierze udział w takich ruchach? Ano - znów, niestety, młodzież
burżuazyjna i drobnomieszczańska, uwolniona od codziennych trosk, od walki o
przetrwanie, młodzież która nie musi się martwic o to, że jej rodzice są
bezrobotni, a oni sami mają wszelkie dane, żeby bezrobotnymi zostać, gdy
dorosną... I dzięki temu uwolnieniu od troski o sprawy bieżące mogą sobie
pozwolić na luksus zainteresowania się tym, co ich bezpośrednio nie dotyczy.
Gdyby ruch robotniczy przyjął za główne tego typu hasło ( a "obrona uciskanych i
głodujących społeczności trzeciego świata" jest właśnie tego typu hasłem), to w
istocie byłaby to woda na mln burżuazji (różnych panów Bushów i Blairów - oni
tez przecież gadali o obronie uciskanych i głodujących Irakijczyków przed
reżimem Saddama), bo w ten sposób odwracałoby to uwagę robotników od walki
klasowej we wlanym kraju. A to we wlanym kraju jest główny wróg. Gdyby w którymś
z krajów Trzeciego Świata (np. w Argentynie, Wenezueli, czy w którymkolwiek
innym, wszystko jedno...) udało się na nowo ruszyć światowy proces rewolucyjny i
ustanowić tam rząd robotniczy, wtedy oczywiście halo jego obrony przez cały
międzynarodowy ruch robotniczy byłoby słuszne, tak jak po 1917 roku słusznym
halsem całego ruchu robotniczego stało się: "Ręce precz od Kraju Rad!" Ale na
razie jeszcze nie mamy takiej sytuacji, wiec przyjmowanie tego typu haseł za
główne jest co najmniej przedwczesne.
>Poziom materialny klasy robotniczej państw rozwiniętych jest nieporównywalnie
wyższy od >poziomu klasy robotniczej państw trzeciego świata, jest to związane z
okrutną kolonizacją >oraz polityką imperialistyczną.
Z tym się zgadzam, bo to jest dość oczywisty fakt.
> Kapitalizm doprowadził do sytuacji kiedy to w dużym stopniu ekonomiczne
interesy klasy >robotniczej państw rozwiniętych są przeciwstawne interesom klasy
robotniczej państw >zacofanych.
W tym co piszesz, jest wprawdzie ziarno prawdy - ale tylko ziarno. W realnym
życiu nie ma "chemicznie czystych" typów państw, społeczeństw ani nawet klas
społecznych. Proletariat zdegenerowanego państwa robotniczego był w nim klasą
panującą - ale zarazem był także nadal klasą wyzyskiwaną, skoro w sytuacji
izolacji ZSRR, kapitalistycznego okrążenia i niewystarczającego rozwoju sił
wytwórczych utrzymywały się ciągle burżuazyjne formy podziału. Z kolei burżuazja
krajów kolonialnych i półkolonialnych była klasą panującą - ale zarazem także
wyzyskiwaną, wyzyskiwaną przez burżuazję mocarstw imperialistycznych. Masz
rację, że położenie klasy robotniczej w bogatych krajach Zachodu jest
nieporównanie lepsze, niż w krajach Trzeciego Świata, i że taka sytuacja jest
dziedzictwem kolonializmu. Ale wyciągać z tego wniosek, że "interesy klasy
robotniczej państw rozwiniętych są przeciwstawne interesom klasy robotniczej
państw zacofanych" - to jest według mnie błędne ujęcie, co postaram się jeszcze
wyjaśnić poniżej...
> Walka robotnicza prowadzona jedynie na poziomie ekonomicznym nie może mieć
>charakteru antykapitalistycznego
Tu znów się zgadzam, to jest także oczywisty fakt.
>w ekonomicznych interesach leży to, aby miały miejsce imperialistyczne agresje,
które >przynoszą miejsca pracy oraz podnoszą poziom życia w państwach
agresorach.
Albo i nie - imperialistyczne agresje silnych państw przeciwko slabym nie
likwidują przecież zasadniczego antagonizmu klasowego miedzy burżuazją a klasą
robotniczą w samych krajach imperialistycznych. Burżuazja niewątpliwie chciałaby
tę sprawę tak przedstawiać, ale tak nie jest. Żadna koniunktura wywołana przez
wojnę nie powstrzyma burżuazji przed dążeniem do powiększania swych zysków - bo
to jest pierwsza zasada kapitalizmu - i to powiększania kosztem nie tylko klasy
robotniczej krajów uciskanych, ale i kosztem własnej. Żadne wojny
imperialistyczne nie powstrzymują procesu tzw. racjonalizacji zatrudnienia, to
jest zastępowania pracy ludzi tańszą pracą maszyn i wyrzucania zbędnych
pracowników na bruk. Nie powstrzymują też procesu cięć w wydatkach socjalnych,
zmniejszania redystrybucji dochodu narodowego poprzez budżet itd. W żadnym kraju
imperialistycznym burżuazja nie pójdzie wobec swojej klasy robotniczej nawet na
takie ustępstwa, jeśli nie będzie do tego zmuszona przez walkę klasową
robotników. Skoro, jak juz wspomniałem, tragiczne położenie klasy robotniczej w
krajach Trzeciego Świata jest dziedzictwem kolonializmu, to dopowiedzmy jeszcze:
kolonializmu nie wymyśliła klasa robotnicza. To burżuazja z mocarstw
imperialistycznych była głównym beneficjentem i głównym autorem tego procesu. I
przezwyciężenie dziedzictwa kolonializmu wymaga przede wszystkim pokonania
burżuazji krajów imperialistycznych. A jedyną siłą, która może i musi to zrobić,
jest właśnie klasa robotnicza samych krajów imperialistycznych - siły klasy
robotniczej krajów postkolonialnych sa na to zbyt szczupłe. W walce przeciwko
wspólnemu wrogowi - imperialistycznej burżuazji - robotnicy z krajów Zachodu i
Trzeciego Świata są dla siebie sojusznikami, a nie wrogami. A wbijanie miedzy
nich klina to znów woda na młyn burżuazji!
Pozdrawiam,
Anty-Burżuj
(Cezary Cholewiński)