Anty-Burżuj

Wspomnienie o najciekawszej debacie w historii “Czerwonego Salonu”
 


Wiosną 2003 r., po dwóch latach, zakończył swe istnienie internetowy magazyn lewicy “Czerwony Salon”. Co prawda jego redaktor Marek Gański pisze tylko o zawieszeniu działalności, a nie jej zamknięciu. Niemniej jednak na pewno zakończyła się historia “Czerwonego Salonu” w dotychczasowej formule – możemy więc pokusić się o jakąś próbę podsumowania tych dwóch lat, a przynajmniej tego, co w tych dwóch latach było naszym zdaniem najciekawsze.
Piszący te słowa dowiedział się o “Czerwonym Salonie” od samego Marka Gańskiego, który w okresie rozruchu swojej strony rozsyłał po sieci liczne e-maile, zapraszając do współpracy, kogo się tylko dało. Ale z naszej bliższej współpracy nic nie wyszło, bo wyjść nie mogło, ze względu na zasadnicze rozbieżności ideowo-polityczne, rozbieżności między lewicą rewolucyjną a reformistyczną Początkowo nieskrępowaną wymianę myśli umożliwiała księga gości “Czerwonego Salonu”, następnie Forum. To tam wpisywałem nieraz swoje uwagi, nie zgadzając się np. z pomysłami Marka Gańskiego i jego współpracowniczek, upatrujących panaceum na wszelkie bolączki kapitalizmu w rozwoju spółdzielczości (która skądinąd może odgrywać pożyteczną rolę).
Ale było i się skończyło. Marek Gański wkrótce zamknął i księgę gości, i forum, z rozbrajającą szczerością wyznając, dlaczego to uczynił: “Bo mogę!” No istotnie, trudno odmówić temu argumentowi przekonywającej logiki. Od tego czasu pozostało mi tylko śledzić ukazujące się w “Czerwonym Salonie” artykuły, przedruki, tłumaczenia, polemiki itd.
Wśród nich bodajże najciekawszy był cykl opatrzony przez Marka Gańskiego tytułem “XXI”, co miało chyba oznaczać coś w rodzaju “Lewica XXI wieku”. Zasadniczą osią toczonych w tym cyklu dyskusji był (przynajmniej do pewnego czasu) spór między dwiema siłami lewicy post-solidarnościowej: Ewą Balcerek i Włodzimierzem Bratkowskim (podpisującymi swoje teksty jako GSR – Grupa Samorządności Robotniczej) z jednej strony, a Zbigniewem Marcinem Kowalewskim, samym Markiem Gańskim i jego młodą współpracowniczką Magdaleną Ostrowską z drugiej strony. Po kilku miesiącach zresztą Marek Gański miał dość tej dyskusji i w w niewybrednych słowach wyprosił GSR ze swego “Czerwonego salonu”. Ale zanim to nastąpiło, powstało po obu stronach kilkanaście interesujących tekstów polemicznych.
Swój udział w tej dyskusji GSR zaczęła od dwóch tekstów: “Przechodzimy do ofensywy” i “Frontem do frontu”. Już te pierwsze artykuły wytyczyły oś przyszłego sporu. GSR wprost zaatakowała bowiem nieudane przedsięwzięcie “Czerwonego Salonu” sprzed paru miesięcy – inicjatywę powołania “Frontu Lewicy”. Znaczącą rolę w tej inicjatywie GSR przypisała Kowalewskiemu, zarzucając mu – zresztą zasadnie – że zamierza ona “wtapiać się w dowolne ruchy społeczne, mieszczące się w ramach kapitalizmu”. Antykapitalistyczną wymowę polemiki GSR skutecznie zniszczył jednak zestaw haseł, zaproponowanych przez GSR w zakończeniu artykułu “Przechodzimy do ofensywy”: “Uspołecznić zakłady pracy”, “Uspołecznić państwo, znosząc prywatną własność środków produkcji i wprowadzając system samorządności robotniczej”, “Społeczny sposób wytwarzania – społeczny sposób podziału”, “Ziemia nie jest towarem”, “Niezależne związki zawodowe”, “Konsekwentna i rewolucyjna partia robotnicza”. Tak ujęty zestaw haseł nie jest jednak rewolucyjny, lecz reformistyczny, skoro brak w nim wezwania do rewolucji, obalenia państwa kapitalistycznego i ustanowienia władzy politycznej ludzi pracy. Może te hasła byłyby dobre jako żądania przejściowe – kłopot jednak z tym, że GSR w dalszych tekstach odcina się od tradycji trockistowskich w ogóle, a od “Programu przejściowego” w szczególności.
W drugim artykule “Frontem do frontu” GSR przeciwstawia “Frontowi Lewicy” w wydaniu “Czerwonego Salonu” i Zbigniewa Kowalewskiego (nazywając to, i chyba słusznie, bezkrytycznym przenoszeniem na grunt polski inicjatyw LCR, czyli najsilniejszej sekcji Zjednoczonego Sekretariatu) jednolity front klasy robotniczej od góry lub od dołu, zresztą z gorliwością wartą lepszej sprawy, skoro – jak sama GSR w tymże artykule przyznaje – nie ma dziś w Polsce masowych organizacji robotniczych, które tego rodzaju akcje mogłyby wspólnie przeprowadzać.
Odpowiedzią na artykuły GSR były polemiki: Zbigniewa Kowalewskiego “Zamki na lodzie, partie na papierze” i Magdaleny Ostrowskiej “Tylnymi drzwiami do frontu”. Oboje polemiści oskarżyli GSR o rozbijactwo. Kowalewski ponadto twierdził, że przeciwstawianie sobie Frontu Lewicy i partii robotniczej “nie ma sensu” oraz przypomniał, iż “Trocki dowiódł (...) że prawdziwy jednolity front może być tylko od góry i od dołu jednocześnie”. Doświadczeniom LCR i Zjednoczonego Sekretariatu przypisał Kowalewski uniwersalny charakter. Wyrażał także żal z powodu upadku PPS, co do której miał nadzieję, że stanie się ona lewicową partią pluralistyczną na lewo od dominującego układu politycznego.
GSR odpowiedziała na to przydługim artykułem pod przydługim tytułem: “Wyłom. (My wyłamujemy zamki i wyważamy drzwi frontowe)”. W pierwszej części GSR odwołuje się do tradycji KPP, przeciwstawiając je “marginalnemu charakterowi trockizmu” i twierdząc, że jednolity front od góry lub w braku takiej możliwości od dołu jest “osiągnięciem” oraz “sprawdzoną i skuteczną tradycją polskiego ruchu robotniczego”. W drugiej części swego artykułu GSR poddaje – słusznej – krytyce “osiągnięcia “ Militantu, Szkockiej Partii Socjalistycznej i LCR oraz opierającą się na nich koncepcję Kowalewskiego, by budować lewicową partię “pluralistyczną” – to znaczy wielonurtową. Ostatnią część artykułu wypełniają już kłótnie solidarnościowych “kombatantów”, przy czym GSR pod jednym względem jest zadziwiająco zgodna z Kowalewskim. Obie strony zgadzają się mianowicie w tym, że “Solidarność” rzekomo stała się kontr-rewolucyjna dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego.
A przecież – żeby daleko nie szukać – sam Carl Bernstein już w 1992 r. na lamach magazynu “Time” z dumą wspominał, jak to służby specjalne USA i innych państw kapitalistycznych manipulowały “Solidarnością” już od momentu jej powstania w 1980 r.
W końcowej części swego artykułu GSR wyśmiała Kowalewskiego za to, że uważał on kiedyś, iż PPS może zostać “pluralistyczną partią na lewo od dominującego układu politycznego”.
A już na sam koniec pp. Balcerek i Bratkowski zadeklarowali, że są zainteresowani “tworzeniem we współpracy z innymi organizacjami zespołów zajmujących się pracą w ruchu strajkowym, zakładowym i związkowym” oraz zaapelowali do red. Marka Gańskiego, by “Czerwony Salon” miał charakter jednolitofrontowy. Co więcej, poparli nawet propozycję Piotra Ciszewskiego z FMUP, żeby powołać “jednolitofrontowe” ogólnopolskie pismo lewicy. To znaczy o charakterze reformistycznym – jak bowiem sami w innym miejscu przyznają, tempo wspólnego marszu narzucają maruderzy.
Apel do Marka Gańskiego okazał się jednak być skierowanym w raczej nieodpowiednim momencie. Redaktor “Czerwonego Salonu” poczuł się bowiem dotknięty formą i treścią ostatniego artykułu GSR i zareagował na niego polemiką pt. “Z łomem w salonie”, w której w całej rozciągłości potwierdził swoje przekonania reformistyczne i antykomunistyczne oraz przywiązanie do działania w ramach demokracji burżuazyjnej.
Na zakończenie obiecał wprawdzie, że “Czerwony Salon” nadal będzie miejscem otwartych dyskusji, ale domagał się równocześnie, “by te głosy prowadziły do zrozumienia, a nie do podziałów” i żeby “łom zostawiać przed drzwiami”.
GSR odpowiedziała na to artykułem “nie bójmy się dyskusji”. Była to parafraza tytułu “Nie bójmy się rewolucji” – tytułu cyklu artykułów Marka Gańskiego z okresu przygotowań do powołania “Frontu Lewicy”.
Analizując kolejne artykuły Marka Gańskiego z tego cyklu, GSR oskarżyła Zbigniewa Kowalewskiego, że to on, przyłączywszy się do wysiłków na rzecz utworzenia “Frontu Lewicy”, doprowadził do stępienia jego rewolucyjnego ostrza i nadania postulowanemu “Frontowi” cech organizacji “pluralistycznej”, czyli w istocie reformistycznej. GSR uznała to za przejaw mechanicznego przenoszenia do Polski doświadczeń zachodnioeuropejskich, pomimo braku w Polsce masowych ruchów społecznych (takich jak choćby ruch “antyglobalistyczny”), na bazie których można by takie pluralistyczne organizacje polityczne budować.
Z kolei Zbigniew Kowalewski i Magdalena Ostrowska odpowiedzieli na artykuł GSR “Wyłom” polemiką pt. “W poprzek – ością w gardle”. Rozważania o historii KPP i o historii “Solidarności” nazwali – chyba słusznie – tematami zastępczymi. Oskarżyli też GSR o propagowanie polskiego szowinizmu i o wzywanie do budowy “jednolitego frontu antytrockistowskiego”, po czym dodali drwiąco, że wezwanie to pozostanie wyłącznie na papierze.
Ewa Balcerek i Włodzimierz Bratkowski odpowiedzieli na tę polemikę artykułem pt. “Kropka nad i”. Jak piszą na wstępie, są “trochę zdumieni i zniesmaczeni tonem i treścią polemik Zbigniewa Kowalewskiego”. Ale główny zarzut, jaki mu w związku z tym stawiają, jest taki, że polemizując z nimi, nie szanuje on “pluralizmu”, o który sam walczy, dążąc do utworzenia pluralistycznej partii socjalistycznej.
Ponadto oskarżyli Kowalewskiego o używanie “frazeologii wrogości i nienawiści”, która ich zdaniem jest ślepą uliczką i drogą donikąd.
Ostatnim opublikowanym przez GSR na łamach “Czerwonego salonu” tekstem był artykuł pt. “Nie da się uniknąć konfliktów ideologicznych”, w którym pp. Balcerek i Bratkowski polemizują z daną przez Marka Gańskiego apologią reformizmu i antykomunizmu. Polemizują w bardzo łagodnej zresztą formie. A jednak artykuł ten tak rozsierdził redaktora “Czerwonego Salonu”, że bezceremonialnie wyprosił z niego GSR, w artykule pod przepięknym skądinąd, iście salonowym tytułem “Grzebiąc w gównie”.
Następny artykuł GSR “Przejdźmy do konkretów” już się w “Czerwonym Salonie” nie ukazał. A była w nim sugestia pod adresem inicjatorów “Frontu Lewicy”, aby w najbliższych miesiącach zwołać kolejne spotkanie dyskusyjne.
I tak dobiegła końca długa debata na łamach “Czerwonego salonu” między Markiem Gańskim, Magdaleną Ostrowską i Zbigniewem Marcinem Kowalewskim z jednej strony a Ewą Balcerek i Włodzimierzem Bratkowskim z drugiej strony. Po jej zerwaniu “Czerwony Salon” podupadł i podupadał coraz bardziej, aż w końcu zawiesił działalność. Pora zatem na krótkie podsumowanie tej najciekawszej w historii “Czerwonego Salonu” dyskusji.
Otóż starły się w niej dwie koncepcje budowania partii pracowniczej. Jedna z nich, reprezentowana przez Zbigniewa Kowalewskiego, polega na tworzeniu pluralistycznej, wielonurtowej partii socjalistycznej. W braku sytuacji rewolucyjnej kierownictwo takiej partii musiałoby przejść w ręce elementów drobnomieszczańskich i i reformistycznych. Byłaby to więc swego rodzaju “PPS-bis”. Rozumiemy teraz, dlaczego tak gorąco tę właśnie koncepcję popierali reformiści z redakcji “Czerwonego Salonu”: Marek Gański i Magdalena Ostrowska. Konkurencyjna koncepcja GSR, tworzenia jednolitego frontu od góry lub od dołu, pozbawiona jest niebezpieczeństw wynikających z koncepcji Kowalewskiego – ale ma za to inne wady. Na razie w Polsce nie ma masowych partii robotniczych, które mogłyby ze sobą współpracować stosując taktykę jednolitofrontową. W braku masowych partii teoretycznie można próbować tworzenia jednolitego frontu rozmaitych lewicowych “grup inicjatywnych”. Te jednak na ogół nie sa skłonne do wzajemnej współpracy, gdyż zbyt wiele je różni: kwestie tradycji, programu, zasad organizacyjnych, środowisk, w jakich działają itd. Nawet gdyby metodą “podziałów w poprzek” udało się wyłuskać z każdej z grup inicjatywnych umiarkowane elementy, skłonne bardziej do współpracy niż do rywalizacji – to i tak z tego nie powstałby jeszcze jednolity front klasy robotniczej. Co najwyżej kolejna mała, kadrowa organizacja, mająca w zamiarach GSR stać się “politycznym partnerem dla ruchu robotniczego”. Do tego oferująca mu reformistyczny w istocie program wyłożony przez GSR w artykule “Przechodzimy do ofensywy”. Ale to już temat na oddzielne opowiadanie.