Tekst ten ukazał się w numerze 4 pisemka "Antystudent". By skontaktować się z redakcją należy pisać na adres ulrike6@o2.pl
W obronie "terrorystów"
"Borys Jelcyn rozjechał parlament czolgami świat się cieszy/, że się znalazł
obrońca demokracji a polem r kolesiami w generalskich mundurach rozjechać chciał
Czeczenii; leżącą w górach Gdy na wioski góralskie bomby spadają, jedyna ich
wina że tam właśnie mieszkają (...)" tak mniej więcej parę lat temu na jednej ze
swoich płyt ("Oddalenie") zaśpiewał Kazik Staszewski. I rzeczywiście wydaje się,
że wystarczą proste, otwarcie wypowiedziane słowa, by ukazać brutalną prawdę o
historii rosyjskich agresji na mały góralski naród leżący na północnym Kaukazie.
Ostatnie głośne wydarzenia związane z walką Czeczenów tak żarliwie eksploatowane
przez media, są tylko niewielkim przejawem trwających od bardzo dawna dążeń
narodowowyzwoleńczych tego małego kraju.
Czeczeni padali ofiarą napaści zarówno ze strony Rosji carskiej jak i
sowieckiej. Podobnie jak Polacy nie chcieli podporządkować się zwierzchnictwu
potężnego sąsiada, wzniecając bunt)' i powstania okrutnie pacyfikowane przez
carską armię i bolszewickie oddziały. Ogromna część narodu czeczeńskiego
znalazła się wśród milionów ofiar stalinowskich przesiedleń. Mimo podobnych do
naszych doświadczeń, przez które przeszli Czeczeni, ich walka nie zakończyła się
jeszcze. Wśród zrujnowanych miast, zbombardowanych wiosek, pod karabinami
okupanta ich walka wciąż trwa.
Kontekst historyczny
Współczesny konflikt rosyjsko-czeczeński posiada dwa
niezwykle krwawe rozdziały, z których ten drugi, obecny, pozostaje wciąż
otwarty, uwięziony pod zwałami trupów, bez oddechu i nadziei oczekujący końca.
Pierwsza wojna wybuchła, gdy w 1991 r. w odpowiedzi na objęcie stanowiska
prezydenta Czeczenii (w wyniku wyborów, 80% poparcia) przez Dżochara Dudajewa
(otwarcie zmierzającego do uniezależnienia się od Rosji) Borys Jelcyn wpowadził
na jej terenach i w sąsiedniej Inguszetii stan wyjątkowy. W toku ciężkich walk
wojska Jelcyna zdobyły większe miasta, a starcia przeniosły się na prowincje,
gdzie najgłośniejszym przykładem okrucieństwa Rosjan stał się 'os mieszkańców
wsi Samaszki, zamordowanych przez oddział OMON-u. Wsi, do której z transportem
humanitarnym pojechała w 1997 roku grupa Polaków związanych z wolnościowym
środowiskiem w naszym kraju, W 1995 r. w wyniku akcji w Budionnowsku podpisano
układ i zaprzestano walki. W swojej znakomitej książce pt. "Imperium oa
kolanach" Mirosław Kuleba pisze: "Według danych komisji rządu czeczeńskiego,
badającej zbrodnie rosyjskie w Czeczenii, w czasie wojny zginęło 87 530
cywilnych mieszkańców republiki, wśród których 40% stanowili Rosjanie. Poza
granicami ojczyzny znalazło się 400 tyś. uchodźców, wśród nich 70 tyś. Rosjan.
Trzeba pamiętać że przed wojna w Czeczenii mieszkał niecały milion ludzi "(str.
381). Pisząc o tej wojnie, jak i o każdej innej, można podawać wiele liczb
dokumentujących skalę zniszczeń i ofiar, ale wojna w swoim przerażająco
rzeczywistym wymiarze to nie statystyka, lecz potworny dramat. Zastrzelony
człowiek to kobieta, dziecko, mężczyzna, a nie anonimowa cyfra sumująca się wraz
z innymi w bezosobowym bilansie na lamach piętrzących się sprawozdań i krótkich,
dziennikarskich wzmianek.
Druga wojna wybuchła za rządów Putina. Przyczyn było kilka, a każda dobra, by
sięgnąć po czeczeńską ropę i umocnić imperialne panowanie nad podległymi
republikami. Wszak w kolejce po wolność za Czeczenią czekają już inne objęte
zwierzchnictwem Kremla. Nie można było pozwolić, by przewrócił się choć jeden
element, gdyż ryzyko popchnięcia przez niego następnych mogło by zburzyć
wielkomocarstwową dominację państwa rosyjskiego. W 1996 r. jak znalazł, w
Kaspijsku i Petersburgu w powietrze wyleciały bloki mieszkalne, grzebiąc pod
gruzem niemal setkę Rosjan. O zamach oskarżono Czeczenów, chodź władze do tej
pory nie przedstawiły żadnych dowodów potwierdzających to podejrzenie. To
właśnie od tego momentu zaczęto umacniać wizerunek Czeczenów jako terrorystów
zyskując tym samym poparcie dla agresji na małą republikę. Należy dodać, że
pojawiły się podejrzenia zgoła odmienne wypowiadane m.in. przez samych Rosjan,
że za wypadkami tymi mogło stać FSB (rosyjskie Federalne Służby Bezpieczeństwa).
Z drugiej strony czeczeński oddział pod dowództwem Szamila Basajewa najechał na
sąsiednią republikę Dagestanu. To wystarczyło, by na czeczeńskie terytorium
ruszyła wojskowa ofensywa.
Ludobójstwo
Obecnie trwająca hekatomba jest prawdziwym teatrem wojennego
zniszczenia, który paradoksalnie stanowi bardzo intratny interes. Wojna
umożliwia nielegalny handel dostępną tu ropą, ściąganie haracz}, sprzedawanie
jeńców-zakładników, grabież, handel bronią, a wreszcie daje wysoki żołd. Wiktor
Szenderowisz wspomina w swojej bezlitosnej dla władz rosyjskich satyrycznej
tyradzie o "stu pięćdziesięciu strukturach stworzonych specjalnie dla wojny"
("Gazeta Wyborcza". 23-24 listopada 2002). Wojna to także ponad sto tysięcy
zabitych, których większość, pomimo trwającej walki z bojownikami stanowią
niewinni cywile. W gruncie rzecz)' żaden Czeczen nie jest niewinny, w oczach
rosyjskiego federała.
Powszechnie stosowane s ą praktyki "profilaktyczne" polegające na trwałym
okaleczaniu poprzez podcinanie ścięgien młodym Czeczenom, tak, aby uniemożliwić
im pójście do partyzantki. Mężczyźni od 15 do 65 roku życia są uznawani za
potencjalnych bojowników, wobec czego grozi im znalezienie się w jednym z wielu
tzw. "obozów filtracyjnych", które, gdy uda przebić się przez blokadę
informacyjna okazują się niewiele różnić od obozów koncentracyjnych. Stare dobre
sposoby tortur wypróbowane przez wszystkie reżimy i wiele demokracji są tu wciąż
obecne i żywe. Elektrody podłączane do genitaliów, łamanie i odcinanie części
ciała, tortury psychiczne, przetrzymywanie z zawiązanymi oczyma po pas w zimnej
wodzie, czy wreszcie po prostu zamęczenie na śmierć to tylko część strategii
wykrywania "band przestępczych i terrorystycznych", jedno z niewielu głośnych
świadectw dotyczących obozów, to przeżycia reportera Andrieja Babickiego, który
przebywając w Czeczenii został zawleczony do filtra. Przebywał w nim kilka
miesięcy, był bity i narażony na śmierć nim udało mu się wydostać. Wielu którzy
opuszczą filtr zostaje kalekami lub umiera po jakimś czasie wskutek
ujawniających się urazów.Handel zwłokami jest bardzo popularną formą zarobku
wśród wojskowych. Ludność znika też w czasie tzw. "zaczistek" czyli łapanek, w
trakcie których wojsko otacza daną wieś i przeczesuje domy, część ludzi
mordując, część zabierając, resztę zostawiając przy życiu. Ich rodziny wykupują
potem ciała, aby móc pochować swoich bliskich. Pojawił się także nowy sposób
uśmiercania żywych ludzi rozrywa się przy pomocy ładunków wybuchowych. Przykłady
opisujące gwałty i zabójstwa, nie będące pojedynczymi zdarzeniami można mnożyć.
Istnieje jednak niepisany zakaz mówienia o tym, co się widziało, co przeżyło. Ci
którzy mówią znikają.
Po morderstwie na lekarzach Czerwonego Krzyża w 1997 r. inspirowanym przez
rosyjskiego pułkownika Adama Denijewa z Czeczenii wycofała się większość
organizacji humanitarnych, a mało który dziennikarz ma odwagę wjechać tam na
własną rękę. Ci, którzy udadząsię tam pod czujnym okiem armii otrzymuj ą
przygotowany zestaw miejsc spreparowanych do obejrzenia i opisania.
Chamzat Gełajew, dowódca czeczeńskiej elitarnej jednostki bojowej Specnazu, tak
komentuje położenie własnego narodu: "Prawdy i kłamstwa o tej wojnie nie da się
oddzielić. Dlaczego ? Bo oni [Rosjanie] mogą puścić w świat cokolwiek zechcą.
Słuchają ich wszystkie państwa i narody. Pozwólcie nam chociaż raz, raz w
miesiącu powiedzieć o nas prawdę. Powiedzieć całemu światu, przekazać
informację. Dajcie nam taką możliwość, żeby nas usłyszał świat. Ale nie, to
niemożliwe. Dlaczego? Bo nie mamy samolotów, rakiet dalekiego zasięgu, broni
atomowej, milionowej armii. To gdziejesttasprawiedliwość?Niemajej."
Międzynarodowe organizacje i działacze praw człowieka alarmują, że w Czeczenii u
progu XXI wieku dokonuje się ludobójstwo całego narodu. Jego reprezentanci i
obrońcy również nie mogą czuć się bezpieczni. Czeska korespondentka wojenna
Petra Prohazkova, która porzuciła swoją pracę, by na gruzach Groźnego założyć
przedszkole dla czeczeńskich sierot, najpierw została wydalona stamtąd przez
władze rosyjskie, a przed paroma miesiącami rosyjskie MSZ oskarżyło ją o
"popieranie terrorystów" po tym, jak telewizja czeska wyemitowała jej film o
zbrodniach w Czeczenii.
Teatr czyli śmierć wraca do domu z wojny.
Można przypuszczać, że oddział Mowsara Barajewa okupujący moskiewski teatr
liczył na to, że uda się odtworzyć scenariusz, jaki rozegrał się w Budionnowsku
w 1995 roku. Wówczas zdesperowany oddział pod dowództwem Szamila Basajewa
przebijając się do Moskwy z zamiarem poniesienia męczeńskiej śmierci, celem
przypomnienia swojej tragedii po raz ostatni całemu światu niespodziewanie
odniósł zwycięstwo i przyczynił się do zawarcia rozejmu. Zdemaskowani na jednym
z posterunków bojownicy opanowali na chwilę część pobliskiego miasteczka i nie
chcąc pozostawiać swych rannych towarzyszy wdarli się do szpitala biorąc jako
zakładników kilkuset Rosjan. Próba ich odbicia nie powiodła się, w wyniku czego
przystąpiono do udanych pertraktacji. Zgodzono się spełnić postulat rokowań
pokojowych między oboma krajami. Zakładników zwolniono, bojownicy zaś powrócili
do ojczyzny. Jeden z Czeczenów biorących udział w akcji w Budionnowsku tak
opisał położenie rosyjskich zakładników: "Zakładnicy czekali w napięciu, że
zacznie się znęcanie, gwałty. Wielki Asłambek uprzedził nas nie daj Boże, aby
zdarzyło się coś takiego, Szamil kazał od razu rozstrzelać. (...) Jednocześnie
każdego dnia Szamil zwalniał stu-dwustu ludzi, kobiety z dziećmi. Zdarzało się,
że kobiety chwytały czyjekolwiek dziecko byle tylko mogły wyjść. Kiedy
wychodzili, ja dodawałem od siebie jeszcze trzydzieści-czterdzieści osób, żal mi
ich było. A dwudziestu-trzydziestu zakładników ginęło codziennie od rosyjskiego
ognia. (...) Z ludźmi żyliśmy już w przyjaźni. Pielęgniarki i zakładniczki
ładowały nam naboje do magazynków, gotowały jedzenie, były i takie, którym
spodobali się nasi chłopcy." ("Imperium na kolanach"-str.257-267). Ktoś może
zarzucić tej relacji stronniczość, ale wcześniejszy opis tej samej akcji przez
tego samego człowieka, jeszcze przed zajęciem szpitala nie szczędzi brutalnych
obrazów m. in. zabicia grupy nieuzbrojonych lotników rosyjskich, którzy znaleźli
się w autobusie jadącym przez centrum Budionnowska.
Warto zauważyć, jak zbiega się to z relacją jednego z zakładników
przetrzymywanych w teatrze na Dubrowce. Mówi członek trupy artystycznej Marat
Abdrachimow: "Nie jest prawdą, że morzono nas głodem. Dawali nam wszystko to, co
było w naszych magazynach i bufetach. Gdy zabrakło wody mineralnej, piliśmy po
prostu kranówkę. Przynieśli jakieś soki, piliśmy je wspólnie. Zakładnicy i
Czeczeńcy. Żadnych przywilejów, jak w komunie. Oni jedli i pili dokładnie to, co
my. (...) Przebywając z nimi 57 godzin zrozumiałem, że nie sąto tępi fanatycy.
»A wy postępowalibyście inaczej, gdybyście znaleźli się w naszej sytuacji ?«
pytali nas.(...) Ciągle nam powtarzali, że nie mają do nas żadnych pretensji,
mają za to pretensje do naszego państwa". ("Super Express", 29 października
2002). Brzmi to dziwnie w zestawieniu z histerycznym tonem, jaki towarzyszył
bieżącym komentarzom w polskich mediach, próbujących zaszokować nas dramatem
załatwiania się do kanału dla orkiestry i czekoladowej głodówki. Oczywiście sąto
trywialne szczegół)' w zestawieniu z ogólnym faktem zagrożenia życia. Warto
zatem zastanowić się nad samym zarzutem terroryzmu i wzięciem zakładników.
Można dyskutować, czy Czeczeni mieli zamiar zgładzić siebie i zakładników, ale
jeden fakt wydaje się uderzający. Czy przy tak dużej ilości zamontowanych
materiałów wybuchowych w wielu punktach teatru, czując gaz lub jego działanie
oraz słysząc rozpoczynającą się strzelaninę nie zdążyłby użyć zapalników, które
trzymali w dłoniach, gdyby rzeczywiście zamierzali je detonować?! Z kolei
zamordowanie ich strzałami w skroń, gdy byli nieprzytomni usprawiedfiwiano tym,
że trzeba było jak najszybciej unieszkodliwić zagrożenie, jakie sobąstanowili,
ale czy wyjecie z rąk nieprzytomnych ludzi zapalników nie trwa tyle samo co ich
uśmiercenie ? Tylko Rosjanie mogą zabijać Rosjan, zdaje się mówić Putin.
Media, różnego rodzaju autorytety i komentatorzy zgodnie
potępili "akt terroru" twierdząc, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla brania
jako zakładników niewinnych ludzi. Pojawiły się równie/ nadużycia w
interpretacji zdarzeń, polegające na kuriozalnym zestawieniu sytuacji w Moskwie
z zabójs: warni popełnianymi przez tajemniczego snajpera w USA. Gdy w TVN
usłyszałem slogan "solidarność ludzi terroryzowanych" przyszedł mi na myśl tylko
obraz zgwałconej Czeczenii, umierającej w ciszy oraz palestyńska determinacja w
walce z reżimem Szarona. Ale nie. Dowiedziałem się, że terroryzowanymi są
mieszkańcy jednych z największych potęg świata, które posiadają niezwykle bogatą
tradycję stosowania siły wobec uciskanych przez nie mniejszości. Okazało się, że
to Moskwa i Waszyngton są porażonymi strachem ofiarami brutalnej napaści. Jakże
szybki awans w poro wnaniu z ty mi którzy umierają samotnie od dawna.
Rodzi się jednak pytanie: jeżeli nic nie usprawiedliwia tzw. "terroryzmu", to
jakie wyjście pozostaje mi, gdy moje życie jest dosłownie miażdżone przez
mordującego moich bliskich i równającego mój dom z ziemią okupanta, z którym nie
mann szans w nierównej walce? Jeżeli pozbawiony jestem pomocy z zewnątrz, a on
zabija mój naród i moją rodzinę oraz mnie samego przy milczącej aprobacie
świata? Co zatem? Kiedy mam walczyć, jeśli nie wtedy właśnie 9 Czpczeni nie
uczynili niczego nowego w tej wojnie. To należy powiedzieć wyraźnie. Oni
przenieśli tylko metody ich wroga na jego własny teren, a i to z dużo większą
dozą humanitaryzmu. Próbowali inaczej, ale bezskutecznie, a nikt nie będzie stał
bezczynnie, gdy widzi wokół śmierć. Reakcja na ten fakt obnaża smutnąprawdę o
nas samych. Groteskowym nieporozumieniem jest sytuacja, w której zdesperowani
ludzie uciekający się do tak drastycznych środków, by poprzez nie przypomnieć o
sobie światu, wołając w tak dramatyczny sposób o pomoc spotykają się z
potępieniem i budzą przede wszystkim strach. Nasz protest mógłby ich ocalić.
Lecz nie, jak spod ziemi w studiach telewizyjnych wyrastają idioci bełkoczący,
że tak nie można, że życie ludzkie jest bezcenne, że to fatalne rozwiązanie, że
terroryzm nie ma usprawiedliwień. Gdzie były, gdzie są ich zdecydowane postawy
moralne, gdy Putin bezkarnie zgniata tysiące istnień ? Tylko nagle,
niespodziewanie jak niepokojący wyrzut sumienia w gąszczu potępień pojawia się
niemal przez zduszone łzy głos jednego z profesorów zaproszonych do studia:
"...a Pan co? Łatwo Panu potępiać, z ciepłego studia, siedząc w miękkim fotelu,
po sutym obiedzie! A tam giną ludzie! "W ślad za nim w TVN 24 mówi Adam Borowski
przewodniczący Komitetu Polska-Czeczenia: "Świat doskonale wie co sig tam
dzieje, że dochodzi do mordów. Tylko Rosja to nie Jugosławia. Generałów
rosyjskich trudno jest postawić przed Trybunałem w Hadze. W zwią/ku z tym świat
przymyka na to oczy." No właśnie, trudniej o lepsze potwierdzenie myśli Ericha
Fromma, mówiącego, ze mimo zaawansowanego postępu technologicznego, pod względem
moralnym znajdujemy się wciąż xv epoce kamienia łupanego. Przyjaciół Gcorga
Busha trudno jest postawić przed Trybunałem w Hadze, a już szczególnie jego
samego. Kwaśniewski klepie Putina po ramieniu z !ym swoim natowskim błyskiem w
oku, a Michnik z dogłębnym zrozumieniem konieczności dziejowych, wręcza mu swoją
książkę z osobistą dedykacją.
Różnego rodzaju moraliści wygadywali funta kłaków warte dyrdymały o podstawowej
niezgodności metod terrorystycznych z fundamentalnymi wartościami naszej
cywilizacji. Czym zatem są dywanowe naloty, bomba atomowa i broń masowego
rażenia (nad ulepszeniem której nieustannie pracują wszystkie "demokratyczne"
narody świata), jeśli nie zagrożeniem dla życia niewinnych cywili nie
uczestniczących w konflikcie, którzy jednak wskutek groźby użycia tych środków
czy wręcz ich użycia stają się zakładnikami lub ofiarami walczących ze sobą
stron, rządów, armii? Po zamachu na teatr spada współczucie i poparcie dla
sprawy czeczeńskiej m. in. wśród Polaków komfortowo rozpartych przed ekranami."
Jak mianowicie to współczucie się przekładało, jeżeli chodzi o opinię światową ?
Rada Europy, gremia międzynarodowe, OB WE, ONZ, przywódcy najpotężniejszych
państw »wolnego« świata o Czeczenii zapomnieli. No więc na czym to współczucie
miało polegać? Na tym, że ja będę od czasu do czasu wieczorem się wzruszał?"
oburza się Marek Kurzyniec, organizator transportu humanitarnego, jeden z
Polaków porwanych w Czeczenii w 1997 r. Inny, również porwany Dominik Piasecki
dokonał próby samospalenia w Noc Sylwestrową 1999 roku w proteście przeciw
trwającym zbrodniom. Jego protest przeszedł niezauważony. Wspomniano o nim obok
urwanych przez petardę palców.
Członkom Komitetu Wolny Kaukaz usiłującym oprotestować wizytę Putina w Poznaniu
najpierw nie wydano zgody na protest, by potem gdy mimo wszystko pojawili się na
miejscu, na hasło: "Kurwa! Bierzcie ich! "pobić i wywieść na komisariat. Około
dwudziestu pięciu osób, które byty tam przetrzymywane przez ok. 8 godzin. Na
demonstrację organizowaną w Lublinie przyszło raptem piętnastu Polaków.
Większość uczestników stanowili Czeczeni, wdzięczni za to. co dla nich robimy.
Rafał, a gdzie Polacy, gdzie studenci ? spytał mnie znajomy Czeczen na widok tej
garstki młodych ludzi. Patrzyłem na jego zdziwioną twarz i nie wiedziałem, co
powinienem mu odpowiedzieć. Do tej pory nie wiem.
Rafał