Redakcja LBC nawiazuje do tradycji rewolucyjnego ruchu
robotniczego. Miejmy nadzieje, ze i Polsce pojawia się podobni kandydaci. [
Ernst Thälmann - (1886-1944), niemiecki komunista, który stał się symbolem
antyhitlerowskiego ruchu oporu. Od 1903 członek Socjaldemokratycznej Partii
Niemiec, od 1917 w Niezależnej Socjalistycznej Partii Niemiec, od 1920 w
Komunistycznej Partii Niemiec (od 1923 na jej czele). Kierował powstaniem
robotników w Hamburgu (1923). W 1924-1933 deputowany do Reichstagu. 1925 i 1932
kandydował w wyborach prezydenckich. Od 1928 członek Komitetu Wykonawczego
Międzynarodówki Komunistycznej. Po dojściu A. Hitlera do władzy został uwięziony
w 1933, a następnie w 1944 zamordowany w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie.
]
Wywiad z czerwonym kandydatem na prezydenta
Odpowiedzi Ernsta Thälmanna na pytania współpracownika “Świata wieczorem” o
wybory prezydenckie
Pytanie: Co chce Pan osiągnąć dzięki swojej kandydaturze?
Odpowiedź: Partia komunistyczna, która mianowała mnie robotniczym kandydatem,
dzięki temu zgromadzi robotników i wszystkich wyzyskiwanych i uciskanych w
Niemczech do walki o ich interesy klasowe, przeciw rządowi Luthera i przeciw
całemu panującemu w Niemczech systemowi wyzysku. Dla nas wybory są okazją do
szerokiej masowej agitacji, do mobilizacji ludu pracującego dla jego ważnych
interesów i do ważnej manifestacji, jaką będzie oddanie 29 marca głosu na
robotniczą kandydaturę.
P. Mówi Pan, że Pańska kandydatura jest robotnicza. Ale Pan kandyduje tylko dla
robotników komunistycznych. A przecież SPD wystawiła własnego kandydata, który
zbierze także dużą część głosów robotniczych. Czy nie uważa Pan za błąd tego, że
głosy robotnicze w taki sposób się podzielą?
O.: Niemożliwe, żeby Otto Braun jawił się robotniczym kandydatem w oczach
klasowo uświadomionych robotników. Jest on typowym przedstawicielem koalicji z
burżuazją. Jeszcze niedawno Partia Ludowa – partia kapitalistów z przemysłu
ciężkiego – wysławiała jego zasługi jako premiera rządu wielkiej koalicji. Braun,
którego SPD widziałaby jako następcę Eberta, jest uważany przez klasowo
uświadomionych robotników, podobnie jak Ebert, nie za przedstawiciela
robotników, lecz za przedstawiciela naszego wroga klasowego, burżuazji.
Kandydatura SPD nie oznacza tak jak nasza wypowiedzenia wojny całej burżuazji,
lecz tylko sztuczkę konkurencji przeciw nam, do której SPD została zmuszona
przez nasz krok. Przez to “Naprzód” jest tak zirytowany, że przeciw mojej
kandydaturze nie może napisać nic mądrzejszego niż to, że nie można jej brać na
serio. Pewnie jest pożałowania godny rozłam wśród robotników, ale jest on
nieuchronny, jak długo robotnicy jeszcze wierzą, że muszą iść za SPD, która jest
partią drobnomieszczańską.
P.: Czyż nie byłoby wszak lepiej, gdyby wszystkie partie lewicowe zjednoczyły
się wokół jednego kandydata, aby przeszkodzić ewentualności wygrania wyborów
przez kandydata partii prawicowych już w pierwszej turze?
O.: To pytanie musi Pan skierować do Ottona Brauna i do jego partii. Przecież
oni mówią, że my, komuniści, podajemy strzemię reakcji, bo nam nie wypada
popierać przedstawicieli interesów kapitalistycznych, którzy się nazywają
lewicowcami. Zawsze zwalczaliśmy partie spod sztandaru Rzeszy jako koalicję
burżuazyjną. To nie są żadni przedstawiciele interesów robotniczych. Przykład
rozłamu wśród tak zwanych republikanów może się kierować tylko przeciw
socjaldemokracji.
P.: Czyż nie byłoby lepiej i dla robotników komunistycznych, gdyby wybory wygrał
lewicowy przedstawiciel partii republikańskich niż gdyby był to przedstawiciel
bloku prawicowego, który zdaniem Pańskiej partii wygrałby je w interesie
monarchii?
O.: Czy prezydentem będzie Jarres, czy Marx, czy Geßler, to wszystko jedno –
wszyscy są siebie warci. Wszyscy trzej byli członkami rządu, który robotnikom
przy pomocy stanu wyjątkowego ukradł ośmiogodzinny dzień pracy, dławił
rewolucyjną partię robotniczą, tysiące uczciwych robotników wtrącił do
więzienia, krótko mówiąc prowadził tak reakcyjną politykę, że do tej pory nawet
rząd Luthera go w tym nie przewyższył. W tej polityce aktywnie
współuczestniczyli także socjaldemokraci, wśród nich ówczesny pruski premier
Braun. Ebert wydał dekret o stanie wyjątkowym i całą władzę złożył w ręce
generała Seeckta i innych monarchistycznych generałów, a więc przeprowadził to,
co dziś propagują Stalhelm i Jungdo. Żaden burżuazyjny kandydat z definicji nie
może być niczym innym, jak narzędziem wielkiego kapitału przeciw robotnikom, tak
jak Ebert. Nawiasem mówiąc, tylko nam należy zawdzięczać, że kandydat bloku
burżuazyjnego nie zwyciężył już w pierwszej turze. Gdybyśmy nie brali udziału w
wyborach, to klasowo uświadomieni robotnicy by nie głosowali i monarchistyczny
kandydat z łatwością zwyciężyłby w pierwszej turze.
P.: Czy nie sądzi Pan przecież, że lewicowo-republikański prezydent, za pomocą
pełnomocnictw, które daje mu konstytucja weimarska, mógłby uczynić coś dla
obrony przed monarchistycznym niebezpieczeństwem?
O.: Zgodnie z literą konstytucji pewnie by mógł. Mógłby na przykład w zgodzie z
postanowieniami konstytucji zdymisjonować kanclerza Luthera, który utworzył rząd
składający się z otwartych monarchistów oraz z monarchistycznych generałów,
oficerów i urzędników. Także generalny dyrektor Spółki Kolei Rzeszy, Oeser,
jeden z najbrutalniejszych wrogów robotników, musiałby natychmiast zostać
zwolniony. Z drugiej strony prezydent mógłby na podstawie swego prawa łaski
zwrócić wolność najlepszym bojownikom przeciw reakcji, rewolucyjnym robotnikom,
którzy siedzą w karcerach republiki. Prezydent Rzeszy może na przykład także od
razu rozpisać referendum w sprawie ośmiogodzinnego dnia roboczego, o czym
socjaldemokratyczni wodzowie tak wiele mówią. Ale Pan wie na pewno równie dobrze
jak ja, że kandydat burżuazyjny, czy to członek SPD Braun, czy to demokrata
Geßler, nic takiego nie zrobi, tak samo jak nie zrobił nic takiego Ebert,
czczony przez tak zwanych republikanów.
P.: Sądzi Pan więc, że jeśli Pan wygra wybory, to będzie Pan mógł przeprowadzić
te posunięcia?
O.: Przede wszystkim ta “demokratyczna” republika nie uznałaby mojego wyboru. W
następnych dniach dzielnica rządowa zostałaby obsadzona przez oddziały Seeckta.
Demokratyczni panowie gwizdaliby na konstytucję zupełnie tak samo jak w roku
1923, kiedy Reichswehra obaliła legalnie wybrane rządy w Saksonii i Turyngii.
Ale co bym zrobił, gdybym wygrał wybory, to jest w ogóle zbędne pytanie.
Przecież gdyby to miało być możliwe, to mielibyśmy my, komuniści większość ludu
już za sobą. Wtedy nie ograniczalibyśmy się do tego, żeby mieć swojego
prezydenta w tej republice, tylko byśmy ją starli z powierzchni ziemi i
zmienilibyśmy tę republikę kapitału w prawdziwą republikę robotniczą.
P.: To co chce Pan osiągnąć przez swoją kandydaturę, skoro wie Pan, że nie ma
żadnych szans na zwycięstwo?
O.: Co uważamy za możliwe do osiągnięcia? Że przez naszą propagandę robotnicy
zostaną zmobilizowani dla myśli o komunizmie, o rewolucji proletariackiej, że
pojmą, iż nie może im pomóc żadna koalicja weimarska, że skupią się w klasowym
czerwonym froncie pod czerwonym sztandarem do walki przeciw całej burżuazji
wszelkich odcieni, że stworzymy przesłanki zwycięskiej kampanii przeciw
burżuazji. Proszę mi wierzyć, nasz duży sukces w wyborach 29 marca wywarłby na
burżuazji gwałtowne wrażenie. Kapitalistyczni podżegacze zobaczyliby, że
robotnicy nie chcą dłużej patrzeć spokojnie, jak się drze z nich pasy, że mają
dość wodzenia za nos przez czarno-czerwono-żółtych oszustów, że muszą wreszcie
temu burżuazyjnemu społeczeństwu pokazać proletariacką pięść. Z drugiej strony
każdy głos robotniczy na kandydata koalicji Brauna wykazuje, że wciąż jeszcze są
proletariusze, co nie mają świadomości klasowej, co pozwalają burżuazji na
wszystko, nie stawiając oporu. Robotnicy nie reflektują na stanowisko prezydenta
w tej kapitalistycznej republice, to jest stanowisko dla przyjaciół Barmata,
spekulujących pieniędzmi z Zagłębia Ruhry. Rzeczywisty przedstawiciel robotników
zostanie dopiero wtedy prezydentem republiki niemieckiej, kiedy robotnicy w
zakładach wybiorą swoje Rady i na Pierwszym Niemieckim Zjeździe Rad wybiorą
przewodniczącego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad. Partia komunistyczna
chce przez moją kandydaturę wnieść pewien wkład w osiągnięcie tego celu. W tym
celu zgodziłem się kandydować.
Źródło: “Hamburska Gazeta Ludowa” z 21 marca 1925 r.; cyt. za: Thälmann, Ernst:
Przemówienia i rozprawy z historii niemieckiego ruchu robotniczego, t. 1, Berlin
1956, str. 132 – 136.