Jest to chyba najlepszy artykuł z numeru 5 Jedności Pracowniczej, która ukazała się już po rozpadzie OA. Co prawda merytorycznie gazeta nadal utrzymuje wysoki poziom, to jednak rozpad OA odcisnął wyraźne piętno na jakości technicznej tej gazety. Jest to niewątpliwie najbrzydsza gazeta kolportowana 1 maja. Miejmy nadzieje, ze towarzysze z JP nauczą się składać gazetę, a także urozmaicą ją o zdjęcia. 


 

Imperialistyczna agresja USA na Irak: krwawa kolonizacja w interesie kapitału

 

 

20 marca rozpoczęła się imperialistyczna interwencja zbrojna USA, Wielkiej Brytanii, Australii i Polski w Iraku. Oliwiona od miesięcy potężna machina wojenna ruszyła, miażdżąc wszystko na swej drodze. Po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że śmierć niewinnych ludzi, cierpienie i nędza milionów nigdy nie będą dla kapitalistów przeszkodą, gdy idzie o zdobycie kontroli nad złożami surowców, opanowanie szlaków handlowych czy uzyskanie nowych rynków zbytu. Zgodnie z ich filozofią krew ludzka jest zasobem ‘odnawialnym’, ropa – nie.

 

Wobec przytłaczającej przewagi militarnej agresorów, nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł, oczywiście, wątpić w powodzenie inwazji. I choć skala oporu Irakijczyków była dla Amerykanów przykrym zaskoczeniem (nie wybuchło również zapowiadane powstanie Szyitów przeciw Saddamowi na południu Iraku), po trzech tygodniach walk, które pochłonęły ponad 1500 cywilnych ofiar, rujnując infrastrukturę kraju, rodząc niewyobrażalny chaos i bezprawie i powodując ostry kryzys humanitarny - było już właściwie po wszystkim, a kontrolujący główne miasta kolonizatorzy mogli przystąpić do finalizacji podziału łupów, jednocześnie likwidując tlące się jeszcze gdzieniegdzie wątłe ogniska oporu. 

 

Prolog: kłamstwa prowojennej propagandy, złudzenia pacyfistów

Od wielu miesięcy potężny aparat propagandowy działał pełną parą, by ukryć prawdziwe motywy tej zbrodniczej agresji. Rozpowszechniając różne ‘szlachetne’ i ‘humanitarne’ jej uzasadnienia, burżuazyjne rządy i kontrolowane przez kapitał media usiłowały pozyskać dla niej poparcie robotników w swych krajach. Po pierwsze więc podbijano bębenek ‘patriotyczny’: słyszeliśmy zatem, że interwencja jest częścią światowej ‘wojny z terroryzmem’, a jej celem rozbrojenie irackiego arsenału broni masowego rażenia, stanowiącego, wobec rzekomych powiązań Bagdadu z islamskimi terrorystami, śmiertelne zagrożenie dla krajów Zachodu. Jest to żałosne kłamstwo, w które nie wierzą nawet ci, którzy je propagują. Nigdy nie przedstawiono jakichkolwiek dowodów na związki Husajna z Al-Kaida, zresztą nic dziwnego – świecki reżim Husajna nigdy nie był przyjazny fundamentalistom, z wzajemnością (jeśli coś może ich zbliżyć, to właśnie obecna agresja USA na Irak). Co więcej, po dekadzie sankcji i kontroli rozbrojeniowych, potencjał militarny zrujnowanego wojną w Zatoce Iraku został drastycznie zredukowany; do tej pory nie znaleziono żadnego potwierdzenia na posiadanie przezeń broni masowego rażenia! W chwili wybuchu wojny kraj ten nie stanowił zagrożenia nawet dla swych sąsiadów, nie mówiąc o USA, jedynym światowym supermocarstwie posiadającym gigantyczny, największy w historii arsenał takiej broni!

 

Gdy argument o konieczności rozbrojenia Iraku zawodził, agresorzy odwoływali się – i nadal  odwołują - do pojęć humanitaryzmu i demokracji, przekonując o konieczności obalenia krwawej dyktatury Saddama, ciemiężącej ludy Iraku. Ale natura reżimu w Bagdadzie nie zmieniła się od lat 80., kiedy to USA i Wielka Brytania hojnie wspierały i uzbrajały irackiego przywódcę (napełniając przy tym kieszenie własnych koncernów zbrojeniowych) w jego wojnie z Iranem. To właśnie wtedy Saddam po raz pierwszy użył wobec Kurdów broni chemicznej! A teraz niedola Kurdów miałaby być impulsem do ‘humanitarnej interwencji’!? Zresztą - jeśli USA rzeczywiście kierują się prawami człowieka, to dlaczego jednocześnie pośrednio finansują prześladowania tychże Kurdów w Turcji, czy Palestyńczyków w Izraelu, wspierając tamtejsze burżuazyjne rządy, dlaczego wspierają nieludzki teokratyczno-feudalny reżim Arabii Saudyjskiej, przy którym Irak Saddama jest oazą postępu (że ograniczymy się tylko do regionu Bliskiego Wschodu)? Czy rzeczywiście najpilniejszą humanitarną potrzebą dla świata nie jest, jak można by sądzić, nakarmienie głodnych czy zapewnienie powszechnego dostępu do opieki lekarskiej, tylko - bombardowanie Iraku?

 

Kapitalizm – prawdziwa przyczyna wojny

Uzasadnienia względami bezpieczeństwa czy ‘obrony demokracji’ można zatem między bajki włożyć. Ale wojna nie jest też żadnym szaleństwem, wybrykiem kilku ograniczonych kowbojów z Białego Domu, jak zdają się sądzić naiwni pacyfiści, żywiący nadzieję, że wywierając presję na swych ‘przedstawicieli’ w parlamentach państw-agresorów spowodują ich ‘opamiętanie’. Zupełnie jakby ci ‘przedstawiciele’ rzeczywiście kierowali się wolą większości! W rzeczywistości burżuazyjna demokracja parlamentarna jest jedynie parawanem dla władzy wielkiego kapitału, który decyduje o wszystkim niezależnie od wyników wyborów. To dlatego wielotysięczne protesty czy wyniki sondaży nie powstrzymały wybuchu wojny.

 

Bowiem wojna to nie chwilowy, odwracalny kaprys, ale gra o gigantyczną stawkę. Podstawową przyczyną, zarówno tej jak i wszystkich innych wojen we współczesnej epoce, są kryzysy kapitalizmu, wpisane w jego istotę i powtarzające się regularnie, które powodują, że rywalizacja między kapitalistami o rynki zbytu i surowce, przybiera szczególnie agresywne i gwałtowne formy, aż po interwencje zbrojne. Taki właśnie kryzys globalny kapitalizm przeżywa obecnie. Wielkie koncerny – a trzeba pamiętać, że wskutek postępującej koncentracji kapitału, ogromna większość środków produkcji i wymiany handlowej kontrolowana jest obecnie przez zaledwie około 200 wielkich, w większości amerykańskich, korporacji - oraz będące na ich usługach rządy państw burżuazyjnych muszą coraz zacieklej i bardziej desperacko rywalizować ze sobą o nowe obszary ekspansji i strefy wpływów. W tej perspektywie należy widzieć wszelkie konflikty zbrojne, w tym wojnę w Iraku.

 

Dlaczego USA dążą do kolonizacji Iraku

Celem ataku na Irak jest jego rekolonizacja i zainstalowanie marionetkowego rządu sterowanego przez USA (czytaj: wielki amerykański kapitał), w tegoż kapitału strategicznym interesie. Po pierwsze chodzi o ropę. Pozostaje ona głównym surowcem energetycznym w gospodarce światowej, a USA (czyli amerykańskie korporacje) są jednym z największych na świecie jej importerów. Zabezpieczenie dostaw ropy i kontrola jej ceny na rynkach światowych ma więc kolosalne znaczenie dla amerykańskiego kapitału, pozwala jednocześnie na kontrolę gospodarek wielu innych krajów - i to w coraz większym stopniu, bowiem, jak wiadomo, zasoby ropy się wyczerpują. Region Bliskiego Wschodu zawiera zaś ok. 2/3 światowych zasobów ropy. Do tej pory USA zapewniały sobie bezpieczne dostawy tego surowca dzięki kontroli marionetkowego reżimu w Arabii Saudyjskiej. Posiada ona największe na świecie złoża ropy, co oznacza, że poprzez kontrolę poziomu wydobycia saudyjskiej ropy, USA mogły wpływać na jej ceny na światowych rynkach, nawet niezależnie od miejsca jej pochodzenia. (Przy okazji wyjaśniliśmy sobie, dlaczego nagminne łamanie praw człowieka w Arabii Saudyjskiej Bushowi i spółce nie przeszkadza). Jednak ostatnio pozycja wiernej USA dynastii Saudów niebezpiecznie się chwieje. Rosnący tam w siłę fundamentalizm muzułmański i nienawiść do USA (Saudyjczycy stanowili większość zamachowców 11 września, dominują również w kierownictwie Al-Kaidy) coraz bardziej zagraża monarchii. USA potrzebują więc alternatywnego, bezpiecznego źródła ropy. A drugie co do wielkości jej złoża posiada sąsiedni Irak – przeszło 10% zasobów światowych. Oprócz swobodnego plądrowania jego zasobów naturalnych, okupacja i rekolonizacja Iraku da również USA dogodną pozycję do interwencji w Arabii w przypadku upadku domu Saudów. USA mają już w podobnych operacjach bogate doświadczenie - ot choćby interwencja w Iranie w 1953, gdzie  CIA przeprowadziła zamach stanu po tym, jak tamtejszy postępowy rząd znacjonalizował wydobycie ropy, chcąc, by dochody z eksploatacji złóż służyły robotnikom tego niezwykle biednego kraju, zamiast, jak dotąd, przynosić zysk amerykańskiemu kapitałowi. Tego USA nie mogły darować – demokratyczny rząd zastąpiony został krwawą, ale za to wierną USA, reakcyjną dyktaturą szacha.  

 

Ponadto kolonizacja Iraku pozwoli USA ostatecznie opanować jeden z dwóch najważniejszych, strategicznych szlaków transportu ropy naftowej - cieśninę Hormuz. A drugi? – zapytasz może, drogi Czytelniku. Otóż drugim jest cieśnina Bab al-Mandab u wybrzeży Dżibuti. W styczniu br. – o czym burżuazyjne media informowały raczej skąpo - ukończono budowę bazy wojsk USA w tym kraju, rzekomo w ramach ‘wojny z terroryzmem’. I zapewne jedynie ‘przypadkiem’ USA zdobyły w ten sposób jednocześnie strategiczną kontrolę nad Bab al-Mandab. Od ataków na Nowy Jork 11 września 2001, pod hasłem ‘wojny z terroryzmem’ USA rozpoczęły budowę całej sieci ‘baz wypadowych’ – przede wszystkim w Azji Środkowej. Obecnie posiadają już takie bazy w Afganistanie, Pakistanie, Uzbekistanie, Turkmenistanie, Kazachstanie, Kirgistanie, Tadżykistanie i Gruzji. A w zeszłym roku rozpoczęły negocjacje na temat budowy bazy wojskowej na Wyspach św. Tomasza i Książęcej, z której będą mogły kontrolować główne pola naftowe Zachodniej Afryki. Dziwnym zbiegiem okoliczności, rząd USA uzyska teraz strategiczną kontrolę nad niemal wszystkimi regionami wydobycia ropy i głównymi szlakami jej transportu. Oto i prawdziwy cel ‘wojny z terroryzmem’!

 

Drugim głównym motywem agresji jest zapewnienie gigantycznych kontraktów osłabionym recesją amerykańskim korporacjom i otwarcie im nowego, poważnego rynku zbytu. Po pierwsze więc koncerny zbrojeniowe. Rząd USA wykorzystał tragedię 11 września jako pretekst do horrendalnego zwiększenia wydatków zbrojeniowych, w tym na opracowanie nowych broni nuklearnych i biologicznych z naruszeniem międzynarodowych traktatów. USA wydaje obecnie na zbrojenia 450 mld dolarów rocznie, a koszt wojny w Iraku szacuje się na 75 mld dolarów. ‘Wojna z terroryzmem’ i prowadzona pod jej szyldem interwencja w Iraku służą za uzasadnienie dla zasilania miliardami dolarów kieszeni właścicieli koncernów zbrojeniowych. Jest to swego rodzaju perpetuum mobile. Przecież po interwencji arsenały trzeba będzie uzupełnić, a testowane na Irakijczykach ‘inteligentne’ bronie z pewnością będą wymagały kolejnych kosztownych ulepszeń, zanim o ich ‘precyzji’ będą mogli przekonać się na własnej skórze następni w kolejce do ‘wyzwolenia’. W ten sposób miliardy dolarów trafiają do kieszeni właścicieli korporacji takich jak Lockheed Martin czy Raytheon, zamiast wesprzeć amerykańskie szkoły, szpitale czy opiekę społeczną. Co więcej, nowy, posłuszny rząd iracki z pewnością zostanie przekonany o niezbędności zakupu nowoczesnego uzbrojenia made in USA, tak jak to już było w wielu krajach od Polski przez Litwę po Brazylię i Tanzanię, których rządy, wypełniając ‘zobowiązania sojusznicze’, wydały lub wydadzą miliardy dolarów na ‘niezbędne’ uzbrojenie w sytuacji, gdy masy robotnicze w tych krajach żyją w nędzy! Oto jakie ‘wyzwolenie’ szykują agresorzy irackim robotnikom, którzy po dekadzie wyniszczających sankcji dosłownie przymierają głodem (aż 60% z nich zmuszonych jest do korzystania z darmowego dożywiania!).

 

Wojna w Iraku to również złoty interes dla koncernów naftowych i inżynieryjnych – gigantyczne kontrakty na odbudowę i eksploatację irackich złóż (po zniesieniu sankcji będzie można zwiększyć wydobycie nawet trzykrotnie – a trzeba dodać, że koszty wydobycia irackiej ropy są najniższe na świecie, ponadto dzięki połączeniom irackich złóż rurociągami z Morzem Śródziemnym jej transport do Europy jest najtańszy, co pozwoli realizować odpowiednio wyższe zyski) oraz na odbudowę zrujnowanej przez agresorów infrastruktury. Trudno jeszcze podać konkretne kwoty, jakie mogą wchodzić w grę, ale np. nowojorski Council on Foreign Relations szacuje roczne koszty odbudowy na 2,5 mld dolarów, inne źródła mówią o łącznej kwocie rzędu 100 miliardów! Te gigantyczne pieniądze, zamiast wesprzeć walkę z bezrobociem i biedą zostaną wydane na odbudowę tego, co imperialiści właśnie zniszczyli, znowu napychając kieszenie wielkich kapitalistów! 

 

Cynizm Waszyngtonu przekroczył tu zresztą wszelkie granice – oto na początku marca, jeszcze zanim wojna wybuchła, amerykańska rządowa Agencja Rozwoju Międzynarodowego (USAid) ogłosiła krótką listę firm (wyłącznie amerykańskich), które zaprosiła do składania ofert na pierwsze, warte 900 mln dolarów, kontrakty na odbudowę Iraku po wojnie! Jest to doprawdy doborowe towarzystwo: Halliburton (w latach 1995-2000 jej prezesem był obecny wiceprezydent Dick Cheney; jedna z największych firm inżynieryjnych działających m.in. na potrzeby sektora naftowego oraz Pentagonu, poprzez spółkę-córkę Kellog, Brown & Root obłowiła się na budowie portów, dróg, mostów, lotnisk i baz wojskowych podczas wojny wietnamskiej, w Bośni i Kosowie; już otrzymała lukratywny kontrakt na odbudowę złóż irackich po wojnie, w sumie ma szansę zarobić na wojnie ponad 7 mld dolarów!), Bechtel (jedna z największych firm inżynieryjnych na świecie, blisko związana z amerykańskim przemysłem naftowym, zbrojeniowym i kosmicznym; aktualnie procesuje się z rządem Boliwii, najbiedniejszego kraju w Ameryce Środkowej, o odszkodowanie za odstąpienie od prywatyzacji państwowej sieci wodociągowej), Louis Berger Group (działa w sektorze inżynieryjnym i energetycznym, zbudowała wielką bazę lotniczą w Tajlandii podczas wojny wietnamskiej, ostatnio zarobiła krocie na odbudowie Afganistanu), Fluor (gigant budowlano-inżynieryjny działający w branży naftowej, teraz głównie w USA i Meksyku, a w przeszłości m.in. robiący wielkie interesy z rasistowskim reżimem RPA), oraz Parsons Corp (światowy lider w inżynierii i budownictwie instalacji, rurociągów i terminali gazowych i naftowych, obecnie realizuje warte 8 miliardów dolarów  kontrakty w krajach Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej).  Podobnie, jeszcze zanim agresorzy opanowali iracki port w Umm Kasr, wart 4.8 mln dolarów kontrakt na zarządzanie nim po wojnie trafił do spółki Stevedoring Services of America. Nie trzeba chyba dodawać, że wszystkie te firmy, podobnie jak wspominane wyżej giganty zbrojeniowe, ogromnymi sumami wspierają kampanie wyborcze obu amerykańskich partii. (Rządząca w Waszyngtonie klika o tyle może wyróżnia się wśród innych, siedzących w kieszeni wielkiego kapitału, rządów burżuazyjnych, że liczni jej członkowie rekrutują się po prostu z grona wielkich kapitalistów, przede wszystkim z branży naftowej.)

 

Zdobyta dzięki tym pierwszym kontraktom pozycja pozwoli amerykańskim gigantom faktycznie zmonopolizować iracki rynek na wiele lat, zapewniając przyszłe zyski liczone w miliardach dolarów. Przy tej okazji kapitaliści ze sprzymierzonych państw liczą na mniejsze lub większe ochłapy z ‘pańskiego stołu’, np. British Petroleum, pionier eksploatacji irackiej ropy w czasach Imperium Brytyjskiego, liczy na powrót na tamtejszy rynek u boku amerykańskich gigantów ExxonMobil i ChevronTexaco, Thames Water (wielka brytyjska spółka wodociągowa) będzie głównym podwykonawcą przy gigantycznych projektach infrastruktury komunalnej realizowanych przez Bechtel, a taki np. polski Budimex ma nadzieję załapać się na odbudowę zrujnowanych bombardowaniami irackich autostrad. Kontrakty dla firm inżynieryjnych i energetycznych to oczywiście zaledwie początek. Po odbudowie przyjdzie pora na rabunkową prywatyzację całej irackiej gospodarki. W tym sensie rację mają ci, którzy twierdzą, że teza, jakoby w tej wojnie chodziło wyłącznie o ropę, jest uproszczeniem. Rzeczywiście, chodzi jeszcze o masę innych rzeczy – autostrady, mosty, porty, lotniska, wodociągi, linie kolejowe, telekomunikację, politykę lekową, szkolnictwo. Te wszystkie sfery, i wiele innych, zostaną na lata podporządkowane zyskom wielkich korporacji. 

 

Francja, Rosja, ONZ: kapitaliści obrońcami pokoju?

Tak jak rządy USA i Wielkiej Brytanii parły do wojny w interesie sponsorującego je wielkiego biznesu, lekceważąc protesty mas, tak sprzeciw wobec niej państw takich jak Francja czy Rosja nic wspólnego nie miał z humanitaryzmem czy umiłowaniem pokoju, ale – po prostu – wynika z interesu tamtejszych burżuazji, który wojna może naruszyć. Otóż umocnienie panowania kapitału amerykańskiego nad złożami surowców na Bliskim Wschodzie i w Afryce odbędzie się kosztem koncernów francuskich (przede wszystkim TotalFinaElf), posiadających tam od dawna rozległe wpływy. Rosyjski przemysł zbrojeniowy i naftowy również robił z reżimem Husajna krociowe interesy (same wieloletnie kontrakty na zagospodarowanie pól naftowych opiewały na 40 mld dolarów), ponadto tamtejsze koncerny paliwowe Łukoil i Jukos obawiają się powojennego spadku cen ropy, której są wiodącym eksporterem (obniżka ceny ropy o 1 dolara na baryłce to dla nich strata rzędu 1 mld dolarów rocznie!). Dlatego i tylko dlatego rządy tych krajów sprzeciwiają się wojnie.

 

Wielu szlachetnych ludzi, protestując przeciw agresji na Irak, powoływało się na autorytet ONZ, dowodząc, że bez rezolucji Rady Bezpieczeństwa wojna jest ‘nielegalna’. Jest to skrajna naiwność, by nie użyć ostrzejszych słów. ONZ nie jest bowiem żadnym ‘neutralnym arbitrem’, ale fasadową instytucją użyczającą legitymacji dla polityki kontrolujących ją wielkich mocarstw kapitalistycznych. Ta sama ONZ była znakomitym instrumentem powojennej ekspansji i obecnej hegemonii USA w świecie. Gdyby USA i Wielka Brytania zagwarantowały bezpieczeństwo francuskich i rosyjskich interesów i inwestycji w Iraku, Rada Bezpieczeństwa momentalnie udzieliłaby agresji poparcia. Czy wówczas zbrodnicze bombardowania i bezkarny rabunek zasobów Iraku – legalne przecież, w świetle ‘prawa międzynarodowego’ – byłyby już usprawiedliwione? Waszyngton takich gwarancji nie udzielił, bo i nie musiał. Choć bowiem Amerykanie nie pogardziliby mandatem ONZ, to - wobec ich gigantycznej militarnej przewagi - sprzeciw Francji, Rosji czy Niemiec tak czy inaczej nie miał najmniejszego znaczenia. A gdy wojna stała się faktem, przywódcy tych państw pośpieszyli z zapewnieniami, że życzą USA ‘szybkiego zwycięstwa’ – cóż, jeśli trzeba się już pożegnać z uprzywilejowaną pozycją w Iraku, to należy zapewnić sobie przynajmniej jakiś udział w przyszłym podziale łupów!

 

Zatem wiara, że wojna ta - prowadzona wszak w interesie wielkiego kapitału i mająca dać mu swobodę nieograniczonego plądrowania zasobów Iraku – wraz z upadkiem krwawej dyktatury Saddama zapewni wyzwolenie irackim masom i zażegna konflikty etniczne, jest naiwnym złudzeniem. Masy jak zwykle pozostawione będą same sobie, skazane na nędzę i bezrobocie, podczas gdy przyszły, posłuszny Waszyngtonowi rząd przygotowuje się już do wyprzedaży majątku państwowego, prywatyzacji usług publicznych i uzależnienia irackiej gospodarki od interesów wielkiego kapitału. (Mające odgrywać w nowym rządzie poważną rolę irackie grupy emigracyjne, finansowane przez Pentagon i CIA, już dawno wspominały np. o zastąpieniu waluty Iraku, dinara, dolarem amerykańskim). Irakijczycy zresztą świetnie zdawali sobie sprawę, że imperialiści przychodzą nie po to, by wyzwolić, lecz by plądrować. To dlatego, będąc w swej większości przeciwnikami Saddama, reagowali na okupantów z wyraźną wrogością zamiast, jak przepowiadała propaganda, witać ich kwiatami (wyjątkowo nieudolne były również wysiłki burżuazyjnych mediów, by reakcje zrozumiałej ulgi po zakończeniu wojny i upadku krwawej dyktatury Saddama przedstawić jako euforię ‘tłumów’ witających ‘wyzwolicieli’). To dlatego iraccy żołnierze, świadomi gigantycznej przewagi wroga, stawiali mu straceńczy opór. Natomiast walczących u boku USA Kurdów, mamionych obietnicami prawa do samostanowienia w powojennym Iraku, czeka gorzkie rozczarowanie – sprzymierzony z USA burżuazyjny rząd Turcji nigdy na ich spełnienie nie pozwoli. A do zabezpieczenia pól naftowych irackiego Kurdystanu już szykują się amerykańskie korporacje.    

 

Na Iraku się nie skończy: bez obalenia kapitalizmu wojny nie ustaną nigdy!

Podczas gdy w Iraku instalują się władze kolonialne, planiści z Pentagonu przygotowują już kolejne imperialistyczne podboje. Zresztą istotnym powodem, dla którego sekretarz obrony Rumsfeld zrezygnował z przesadnie demonstracyjnej mobilizacji sił przed atakiem (wojskowi doradzali uzupełnienia o kolejne 100 tys. żołnierzy) był fakt, że – w intencjach Waszyngtonu - szybka, zwycięska lecz nieangażująca ogromnych sił wojna w Iraku miała psychicznie lepiej przygotować opinię światową na podobne interwencje w najbliższej przyszłości. Wszystko wskazuje na to, że następne w kolejce są Syria, Iran, Korea Północna i Libia (konieczność rozprawy z Syrią niedwuznacznie sugerował już w prasie Richard Perle, główny doradca Pentagonu).

 

Następne – ale z pewnością nie ostatnie. Dopóki nad światem panuje kapitalistyczny imperatyw maksymalizacji zysku i nieustannej ekspansji, wojny będą wybuchać, siejąc śmierć i zniszczenie i rujnując życie milionów ludzi. Dlatego, choć masowe protesty przeciwko wojnie w Iraku przetaczające się przez cały świat budzą nadzieję, należy powiedzieć sobie jasno: sprzeciw wobec wojny jest tylko pustym sloganem, o ile nie łączy się z dążeniem do usunięcia jej przyczyn - obalenia systemu kapitalistycznego. Tylko wyrwanie środków produkcji z rąk kapitalistów i zbudowanie gospodarki socjalistycznej, planowanej w skali międzynarodowej, może pozwolić na zaspokojenie potrzeb milionów robotników, skazanych przez kapitalizm na wydziedziczenie, nędzę i bezrobocie! Tylko zerwanie z prywatną własnością środków produkcji i imperatywem maksymalizacji zysku może wyeliminować groźbę wojen!

 

Wymaga to podjęcia przez robotników całego świata bezwzględnej walki z burżuazją w ich krajach. Dla polskich robotników oznacza to konieczność podjęcia twardej walki klasowej z rodzimą burżuazją i jej marionetkowym rządem Millera i Kwaśniewskiego. Rządem, który w sytuacji gdy nędza i bezrobocie osiągają tragiczne rozmiary, planuje nowe cięcia socjalne oraz obniżki podatków kapitalistom, kosztem dalszego ubożenia robotników, emerytów i rencistów - jednocześnie trwoniąc miliardy na uzbrojenie armii i wspierając zbrodniczą imperialistyczną agresję w Iraku.

 

Tomasz Perkoz