Majowe rekolekcje dla lewicy
1 Maja 2003 r., w Warszawie, miały miejsce cztery demonstracje. Największa z
nich ruszyła o 10.00 spod siedziby OPZZ. W ostatniej chwili pochód SLD wsparty
został przez związkowców z OPZZ, które do końca, ustami swego przewodniczącego i
prezydium, zarzekało się, że nie weźmie udziału w obchodach tegorocznego Święta
Pracy u boku SLD. W okolicach dawnej siedziby KC PZPR, 5-tysięczna manifestacja
spotkała się z kilkusetosobową, ogólnopolską pikietą zorganizowaną przez Nową
Lewicę, Konfederację Pracy (tejże OPZZ) i kilka pomniejszych grupek radykalnej
lewicy. Po kilku chwilach słownych utarczek, w których prym niewątpliwie wiódł
Piotr Ikonowicz, "nowoczesna" lewica (przez "nową" zwana "starą")
przemaszerowała dalej. "Nowej" pozostało już tylko, w towarzystwie "starszej"
Komunistycznej Partii Polski, wyjść naprzeciw manifestacji antywojennej
zorganizowanej przez Inicjatywę "Stop Wojnie!" (Pracowniczą Demokrację). Do
spotkania doszło w okolicach Placu Zamkowego, skąd właśnie wyruszyła
kilkudziesięcioosobowa grupa nastawiona nader pokojowo. Po połączeniu, grupa ta
zdominowała hasłowo i pod każdym innym względem "bojową" (kilkukrotnie
przewyższającą ją liczebnie) manifestację, która do tamtej chwili przebiegała
pod tradycyjnymi hasłami robotniczymi. Nie było to jednak niespodzianką, jako że
plakaty Nowej Lewicy, również te 1-majowe, głosiły głównie przesłanie
antywojenne ("Zbieram pieniądze na F-16"). Obie grupy, topniejąc w oczach, udały
się pod ambasadę amerykańską, gdzie demonstracja skuliła się na przeciwległym
chodniku, zapewne w obawie przed natarczywą kwestą na skrzydlatą nadzieję
polskiej armii.
Po paru głosach dezaprobaty wobec polityki amerykańskiej i okupacji Iraku,
tudzież udziału w tym przedsięwzięciu Polski, demonstracja została rozwiązana.
Kilkanaście flag Nowej Lewicy już wcześniej wyparowało z pochodu (kilka
odleciało z wiatrem), reszta, której nie było komu nieść, już wcześniej spoczęła
w bagażnikach samochodów.
Część radykałów, jak zawsze, udała się na festyn zorganizowany przez SLD, przed
siedzibą partii. Wśród świętujących nie zabrakło Leszka Millera, który, w
otoczeniu dziatwy, przyjmował zasłużone gratulacje, zapewne za podarowanie OPZZ,
w przeddzień Święta Pracy, jednego płatnego dnia chorobowego.
Tymczasem, około tysięczna reprezentacja zdrowej części społeczeństwa z nie
odbiegającymi od normy hasłami przemaszerowała w "Marszu Równości" szlakiem
kombatantów walki o wejście Polski do Unii Europejskiej i niezadowolonych z
udziału Polski w amerykańskiej machinie wojennej. Wśród "równych" znalazł się,
tradycyjnie, szef Pracowniczej Demokracji i jeden z liderów Nowej Lewicy. Obaj
kolor czerwony swoich flag zamienili na tęczowe majteczki (kolor czerwony, jak
widać, przysługuje już tylko maturzystkom, których w reprezentacji Nowej Lewicy
nie mogło zabraknąć. Cóż, maj miesiącem sprawdzianów dojrzałości).
O 15.00, w centrum miasta, zebrali się alternatywni anarchiści. Haseł
alternatywnych nie wysunięto, impreza bowiem z założenia miała charakter
alternatywno-antywojenny (alterwojenny?).
Trzydniowej konferencji na temat ruchu robotniczego, która rozpoczęła się
wieczorem 1 maja w Markach pod Warszawą, nie zaszczycili swoją obecnością - mimo
zaproszenia, a nawet zapowiedzi udziału i zgłoszenia referatów - ani członkowie
Nowej Lewicy, ani grupy z nią stowarzyszone w Polskim Forum Społecznym (w tym
związkowcy z Konfederacji Pracy).
Niespodzianek nie było. Dominacja nowoczesnej i nowej lewicy w wydaniu lewicy
obyczajowej i anatomicznej po raz kolejny została potwierdzona w mikroskali.
Odłamy klasowe tradycyjnie już pozostały w cieniu zapomnianych przodków.
Pierwszy i drugi dzień konferencji upłynęły pod znakiem rekolekcji dla lewicy.
*
Niemal w przeddzień 1 Maja, Zbyszek Partyka ogłosił orbi et urbi, że Nowa Lewica
została zarejestrowana jako partia. Pierwszym cudem, związanym z tym faktem było
to, że Z. Partyka (autor "Rekolekcji dla lewicy", "Samorządność Robotnicza" nr
15/1995), znany dotychczas z "mołojeckiej" stylistyki, przedzierzgnął się - mimo
Wielkanocy - w Dickensowskiego Ducha Bożego Narodzenia, który zaglądając do
okien skromnych domostw mógł zauważyć radość i nadzieję rozświetlające blade
buzie członków Nowej Lewicy.
Cud drugi, ujawniony przez Z. Partykę, polega na jakościowym skoku w
działalności Nowej Lewicy, jaki dokonał się wraz z prozaicznym pozornie faktem
złożenia podpisu przez sędziego na akcie rejestracyjnym. Prostoduszny człowiek
mógłby przypuszczać, że rejestracja partii - zwłaszcza w tak szerokiej
(pluralistycznej) i nie skrępowanej jednoznaczną myślą programową formule -
ułatwia pokonywanie różnego typu barier administracyjnych w kontaktach z
urzędami etc., hamującymi oddolną inicjatywność i bojowość działaczy, ale autor
jednoznacznie odrzuca takie sugestie, twierdząc kategorycznie, że "powstanie
naszej partii nie służy drobnym, administracyjnym ułatwieniom w bieżącym
działaniu ani, tym bardziej, możliwości wybierania się na rozmaite funkcje w
demokratycznej strukturze". Tego ostatniego nie śmielibyśmy zresztą nawet
sugerować, tym bardziej, że Z.P. dementuje takie krzywdzące posądzenia w każdym
niemal tekście dotyczącym Nowej Lewicy.
Jakiż to więc jakościowy przełom spowodowała rejestracja partii?
"Przejście do partyjnych form działania to wyzwanie, to dla nas poddanie się
codziennej, bieżącej weryfikacji, to wreszcie, w odróżnieniu od innych,
kółkowych, indywidualnych, grupowych czy filialnych form działania, konieczność
odpowiadania na bez mała wszystkie zgłaszane społecznie potrzeby, zanurzenie się
w całokształt walki z wyzyskiem i uciskiem."
Do "potrzeb zgłaszanych społecznie" należą: postulat obniżenia stawki podatku
CIT, wprowadzenie podatku liniowego od dochodów, prywatyzacja służby zdrowia,
odzyskanie majątków "zagrabionych" przez PRL, budowa autostrad, ale także:
ograniczanie bezrobocia, dożywianie dzieci w szkołach, wprowadzanie w tychże
choćby dyżurów pielęgniarskich, rozwijanie sieci bibliotek oraz powstrzymanie
upadłości ponad 1000 lokalnych linii kolejowych. Będziemy przypatrywać się,
które to postulaty znajdą się w kategorii "bez mała", a które w kategorii
"wszystkie". Będziemy się przyglądać, ale z tą "codzienną, bieżącą weryfikacją"
to już tak łatwo nie będzie. W końcu wybory do Sejmu są co cztery lata, a nie
codziennie. Aby rozwiać ostatecznie nasze wątpliwości co do determinacji, z jaką
Nowa Lewica przystępuje do działania, Z. Partyka używa argumentu ostatecznego i
rozstrzygającego - Nowa Lewica będzie się nurzać w całokształt... walki (urocza,
nowolewicowa stylistyka rodem z minionej epoki!).
Oczywiście, czyni tak po to, by tym jaśniej błyszczała gwiazda Nowej Lewicy na
tle innych gwiazd brylujących światłem odbitym, czyli wszystkich, pogardliwie
traktowanych przezeń "pozostałych form pracy politycznej czy parapolitycznej",
które w swoim nieudacznictwie ograniczają się do wybrania sobie jakiegoś wycinka
rzeczywistości czy, co gorsza, jakiegoś partykularnego interesu klasowego.
Kolejnym cudem związanym z faktem rejestracji Nowej Lewicy jest niepojęte dla
niewtajemniczonych przejście od "kretynizmu prawnego", czyli wiary w to, że sama
rejestracja spowoduje skok jakościowy w działalności partii, do zanegowania
poprzednio dowodzonej (nieudolnie) tezy, jakoby sam akt rejestracji cokolwiek
sam w sobie oznaczał.
Otóż, Nowej Lewicy został postawiony zarzut, że istnieje pewna sprzeczność
między ogłaszaniem się partią antysystemową a skrupulatnym rejestrowaniem jej w
sądzie (zauważmy, że w interpretacji Z. Partyki nie chodzi o poradzenie sobie z
jakimiś administracyjnymi kłopotami, ale o mistyczną wiarę w siłę sprawczą owego
aktu rejestracji). Z właściwym sobie dowcipem, Z. Partyka wyśmiewa wysuwających
takie zarzuty twierdząc, że "antysystemowość nie jest w żadnym stopniu pochodną
formuły prawnej". Chwilę przedtem twierdził jednak, że jakość działania pochodną
tej formuły jest.
Dopełnił zaś dzieła autopolemiki nasz autor przytaczając pouczającą historyjkę o
Burkina Faso. Czy w ten alegoryczny sposób Z. Partyka chciał powiedzieć, że
przyjęcie i prawne zastrzeżenie nazwy "Nowa Lewica" w niczym nie zmienia faktu,
że jest to nadal nasza dobra, Stara Socjaldemokracja? Nasza kwalifikacja partii
Nowa Lewica jest nieco inna, więc historyjka nas nie rozśmieszyła.
Zbliżając się do końca tekstu, ani o włos nie przybliżyliśmy się do zrozumienia,
co takiego w fakcie rejestracji Nowej Lewicy miałoby moc wzbudzania
pensjonarskiej wręcz egzaltacji znanego dotychczas jako ironiczny i cięty
publicysta, Zbyszka Partyki. Śledząc bezradnie jego upadek jako marksisty, jako
świetnego pióra i oczytanego teoretyka, docenianego jako taki przez Piotra
Ikonowicza i dlatego wykorzystywanego przezeń głównie do klejenia plakatów,
pragniemy - w ramach rekolekcji dla lewicy - przybliżyć młodemu pokoleniu jego
osiągnięcia na niwie publicystycznej sprzed kilku zaledwie lat. Może warto
bronić go przed nim samym.
*
Jednocześnie prezentujemy teksty innego członka GSR, pochodzące z okresu sprzed
"transformacji systemowej", których wartość, jak sądzimy, oparła się upływowi
czasu.
Wszystkie prezentowane tu teksty ("Stara i nowa lewica", "Gniewne notatki
przeciwko utopii", "Tu zaszła zmiana", "Słoń pod mikroskopem", "Gra w
chowanego") były przedstawiane i omawiane podczas wspomnianej wyżej konferencji.
5 maja 2003 r.