Przyczynek do topografii polskiej lewicy na progu XXI wieku
 



W ciągu ostatniego roku powstały trzy nowe partie sytuujące się na lewo od koalicji SLD-UP, obecnie rządzącej w Polsce. Na bazie rozwiązanego Związku Komunistów Polskich "Proletariat" powołano Komunistyczną Partię Polski i Polską Socjalistyczną Partię Robotniczą. Ta ostatnia zarejestrowana została 6 stycznia 2003 r.; zaś 9 kwietnia b.r. sąd wpisał do rejestru partii politycznych Nową Lewicę, powstałą na bazie "zdelegalizowanego" przez Radę Naczelną PPS Nurtu Radykalnego i grona sympatyków Piotra Ikonowicza. Dla porządku trzeba dodać, że KPP została zarejestrowana w październiku 2002 r. Wystarczyło więc pół roku, by scena polityczna wzbogaciła się o trzy partie polityczne szukające oparcia na lewicy społecznej.
Powołanie dwóch pierwszych wynikało z decyzji władz sądowniczych o wykreśleniu ZKP "Proletariat" z rejestru partii politycznych. Decyzja sądu sprzyjała podziałom. Partie od początku znalazły się w defensywie, co nie jest jednak równoznaczne z ich zwijaniem się czy wycofywaniem ze sceny politycznej.
Klęska wyborcza Polskiej Partii Socjalistycznej i osobista Piotra Ikonowicza była pierwotną przyczyną powołania Nurtu Radykalnego PPS. Zakaz działalności frakcyjnej (nurtowej) oraz wykluczenie Ikonowicza z PPS zmusiło go do poszukiwania rozwiązań zastępczych. Nowa Lewica jest takim właśnie rozwiązaniem.
Powołanie tych organizacji nie wynikało w żaden sposób z dynamiki ruchu robotniczego, choć moment miał charakter zwrotny. Żadne z wymienionych ugrupowań nie zrodziło się na fali protestów społecznych. Stan nastrojów społecznych sprzyjał jednak przegrupowaniom. Choć nasiliły się protesty robotnicze, to partie powstawały gdzieś obok nich. Wystarczy sięgnąć do artykułów Piotra Ikonowicza, świeżo upieczonego przewodniczącego, i Zbigniewa Partyki, sekretarza generalnego Nowej Lewicy, z ubiegłego roku, by stwierdzić, że obok "całokształtu zagadnień", kluczowym problemem, którym żywotnie byli zainteresowani liderzy Nowej Lewicy, była kwestia bezrobocia i protestów bezrobotnych. Wokół tej tematyki koncentruje się również działalność Barbary Radziewicz (członek prezydium). W prezydium Nowej Lewicy znalazł się ponadto Maciej Roszak, zainteresowany szczególnie obroną Czeczenii, barów mlecznych i przedszkoli, oraz Patryk Kisling, specjalizujący się w "kasowej" tematyce - ekologii (skarbnik). Barbara Radziewicz, podobnie jak Maciej Roszak, jest ponadto działaczką Konfederacji Pracy OPZZ.
Ostatecznie, Nową Lewicę z lekka "scementowały" fora antyglobalizacyjne, zwane forami społecznymi, i protesty antywojenne. Nieprzypadkowo publiczna promocja nowej formacji nastąpiła 15 lutego b.r. podczas manifestacji przeciwko wojnie w Iraku. Następnie, Nowa Lewica wraz z Konfederacją Pracy OPZZ współorganizowała dwudniowe, Warmińsko-Mazurskie Forum Społeczne w Ełku (pierwszy dzień - wokół bezrobocia i spotkań antyglobalistów, drugi - wokół bezrobocia i wojny w Iraku). Co więcej, Nowa Lewica ustami swego teoretyka i przyszłego sekretarza generalnego, Zbigniewa Partyki, zdystansowała się od protestów robotniczych, które potraktowała jako "marsze psychoterapeutyczne" i "walki ariergardowe". Wyjątkiem był Maciej Roszak, który protestującym pracownikom ożarowskich Kabli złożył wizytę i wyrazy solidarności w imieniu... Konfederacji Pracy OPZZ, a zatem również w imieniu Barbary Radziewicz, przy okazji Zjazdu "Konfederatów".
Tymczasem, środowiska skupione do niedawna w ZKP "Proletariat", a obecnie tworzące dwie pozostałe partie antysystemowe, mogły tylko współczuć robotnikom. Ze względu bowiem na swój rodowód polityczny, partie te uczestniczyły jedynie w przegrupowaniach przy SLD i OPZZ, gdy, w tym samym czasie, Inicjatywa Pracownicza Federacji Anarchistycznej z Poznania angażowała się bezpośrednio w protesty i wystąpienia. W omawianym okresie OPZZ nie grzeszyło zbytnią aktywnością (podpisało pakt z pracodawcami i zaniechało działań w sprawie zmian i liberalizacji Kodeksu Pracy, ledwie pikietami odnotowało dopiero co, bo rok wcześniej powołany przez siebie Dzień Bezrobotnego).
Po decyzji Prezydium OPZZ o "nie świętowaniu Święta Pracy", partie te, podczas 1 Maja w Warszawie, przyjęły postawę jednolitofrontową i satelicką wobec Nowej Lewicy. Jest to jakościowa zmiana - dotychczas ZKP "Proletariat" pozostawał w formalnym lub nieformalnym sojuszu z SdRP, a następnie z SLD, PPS, Unią Pracy i OPZZ.
Wcześniej, młodzieżówka KPP przyjęła opcję anty- czy alterglobalistyczną w ślad za Nurtem Lewicy Rewolucyjnej, Stowarzyszeniem ATTAC Polska i Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki. W enuncjacjach programowych młodzieży pojawił się nawet "program przejściowy".
1 Maja postawę satelicką wobec Nowej Lewicy przyjęły również inne grupy radykalne, w tym Nurt Lewicy Rewolucyjnej i resztki Ofensywy Antykapitalistycznej, zaproszone na manifestację Nowej Lewicy (tradycyjne miejsce zbiórek PPS-RD, PPS i przyległości). Z grona tego wyłamała się tylko Pracownicza Demokracja, która na przekór tradycjom robotniczym, idąc za kontrolowaną przez siebie Inicjatywą "Stop wojnie!", przeciwstawiła się deklarowanej otwarcie przez Zbigniewa Partykę hegemonii Nowej Lewicy i hasłom jednolitofrontowym.
Ze wzmiankowanej jeszcze w materiałach towarzyszących projektowi "Manifestu Antykapitalistycznego", pióra Zbyszka Partyki, hegemonii klasy robotniczej (Z. Partyka, "Diagnoza polityczna i sekwencja walki", z 15.08.2002) pozostała już tylko partyjniacka hegemonia nowej partii i "narzucanie innym wizji nowej formacji, lepszej od pozostałych i poprzednich pomysłów" (Z. Partyka, "Nowa Lewica jako zadanie").
Partyjniactwo
Przy braku dystansu do sceny politycznej i samokrytycyzmu rodzi się partyjniactwo, które jest plagą prawie wszystkich grupek lewicowych. Nie przyjmowanie do wiadomości, że działania polityczne mają w okresie nierewolucyjnym charakter zapośredniczony, powoduje, że nieświadomie lub świadomie, zapośredniczają one swoje działania w postaci najbardziej szkodliwej dla ruchu - właśnie w partyjniactwie. Ponieważ nie sposób przyspieszyć biegu historii, zamiast na klasie robotniczej, uwagę koncentrują na działaniach promujących własną grupę. Rywalizacja staje się celem samym w sobie. Jest to cecha charakterystyczna dla niemal całej lewicy. Stosują ją organizacje dojrzałe, działające od dziesięcioleci, zakorzenione międzynarodowo i, w ten sposób, ustanawiają standard dla całej formacji lewicowej, w tym również dla grup inicjatywnych, a taką jest Nowa Lewica.
Odrzucenie i brak namysłu nad tymi negatywnymi prawidłowościami życia politycznego powodują, że ulega się im nieświadomie, np. ze względów propagandowych (marketingowych), a więc wpada się w pułapkę będącą zaprzeczeniem decyzji, by odrzucić "stare układy" zastępując je "Nową Lewicą".
Zamulaniem samoświadomości działaczy lewicowych są również różne propozycje tworzenia partii, które byłyby antykapitalistyczne, pluralistyczne, masowe itd. Jest to droga na skróty. Ponieważ trudne jest analizowanie rzeczywistych tendencji, a kusi perspektywa natychmiastowych wyników - powstają takie koncepcje. Nie przynoszą one większego sukcesu klasie robotniczej, raczej odwrotnie - skutecznie służą celowi zastępczemu - umacnianiu organizacji wiodącej w takiej zabawie (pisaliśmy o tym w artykule "Cała para w gwizdek"). Cały ten wywód w pełni stosuje się do Nowej Lewicy - partii antykapitalistycznej, której pluralizm ma formę rozmytą, nieklarowną i niejasną, w dodatku... zakazaną statutowo.
Regres nastąpił nie tylko w związku z zastąpieniem hegemonii klasy robotniczej przez hegemonię Nowej Lewicy. Ugrupowania, które dotychczas uznawały, bądź nie, hegemonię PPS Piotra Ikonowicza, dziś zatraciły samodzielność na rzecz preferowanej przez Ikonowicza i Partykę formy zastępczej, zwanej Nową Lewicą. Wyjątkiem jest Pracownicza Demokracja, która po upadku PPS zdecydowała się wybić na samodzielność. Jeszcze w ubiegłym roku było to nie do pomyślenia. Piotr Ikonowicz był częstym gościem spotkań otwartych Pracowniczej Demokracji. Przedtem Solidarność Socjalistyczna, przechrzczona następnie na Pracowniczą Demokrację, była, począwszy od swoich narodzin, stałym satelitą PPS.
Jest to zresztą jedyna polska grupa (związana z Socialist Worker Party), która ma ambicje i szansę na powołanie kolejnej "partii antykapitalistycznej". Nie będzie to jednak tak proste, jak przeorientowanie Nowej Lewicy na Zjednoczony Sekretariat IV Międzynarodówki i na "europejską partię antykapitalistyczną" lansowaną, m.in., przez włoską Partię Odrodzenia Komunistycznego. Już dziś wiadomo, że Nową Lewicę wesprze środowisko wywodzące się z Ruchu Radykalno-Postępowego (pismo "Barykada"), wydające obecnie "Robotnika Śląskiego", który od czerwca ma zmienić tytuł na "Nowy Robotnik". Środowisko to, poprzez swego lidera, Dariusza Zalegę (dawny członek Nurtu Lewicy Rewolucyjnej) i korespondentów zagranicznych, związane jest ze Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki. Powiązane z nim są również pisma "Dalej!" (Nurtu Lewicy Rewolucyjnej) oraz "Rewolucja" i "Lewą Nogą", poprzez Zbigniewa M. Kowalewskiego (niegdyś członek NLR) oraz współpracowników zagranicznych pochodzących z tejże lub zbliżonej opcji politycznej.
W razie niepowodzenia, Pracowniczej Demokracji trudno jednak będzie odnaleźć się w awangardzie antykapitalistycznej pod hegemonią Nowej Lewicy. Nie jest to jednak niemożliwe, zasadniczych różnic politycznych właściwie nie ma (różni ją tylko stosunek do wejścia Polski do Unii Europejskiej; różni od Nowej Lewicy, ale łączy z KPP, PSPR i ze środowiskiem wywodzącym się z Ofensywy Antykapitalistycznej - sprawa ta ma jednak, naszym zdaniem, znaczenie drugorzędne). Skądinąd ważne są podporządkowania organizacyjne i kwestie ambicjonalne (partyjniackie i personalne). Zapewne jednak nie tylko te kwestie mają wpływ na dystansowanie się od Nowej Lewicy środowisk związanych ze Zbigniewem M. Kowalewskim.
Kwestie personalne mogą być rozwiązane dzięki autorytetowi Zjednoczonego Sekretariatu, choć, niewątpliwie, sprawa jest delikatna. Trudno wróżyć jednoznacznie jej rozstrzygnięcie, sporo bowiem zależy od ambicji i ideowości ZMK.
Przypomnijmy jednak, że środowiska związane ze Zjednoczonym Sekretariatem grają w zasadzie na przesunięcia i rozłam w SLD i odseparowanie od Sojuszu OPZZ. Symptomatyczne są pod tym względem pisma "Robotnik Śląski" i "Tygodnik Popularny" (dawny "Związkowiec"). Naprzeciw nim wychodzą poniekąd tendencje odśrodkowe w SLD, niezadowolone z obecnego stanu rzeczy, które reprezentują, m.in.: tygodnik "Nie" Jerzego Urbana i miesięcznik "Dziś" Mieczysława F. Rakowskiego. Opcję tę uzupełniają stojące trochę na uboczu "Kontrpropozycje" Mieczysława Krajewskiego i Stanisława Nowakowskiego (ten ostatni jest jednocześnie redaktorem naczelnym "Tygodnika Popularnego").
Znaczące pod tym względem jest oświadczenie kierownictwa OPZZ w sprawie wojny w Iraku z 20 marca 2003 r., cytowane, m.in., w majowym wydaniu "Brzasku" (organu prasowego KPP). Zastanawiająca jest również postawa Prezydium OPZZ w przededniu 1 Maja.
Luka
Przesunięcie się socjaldemokracji na pozycje socjalliberalne stwarza lukę, którą starają się wypełnić działacze zalążków "partii antykapitalistycznych". W przeciwieństwie jednak do Zachodniej Europy, gdzie "antykapitaliści" mogą wykorzystywać sprzężenie zwrotne między związkami zawodowymi a nowymi ruchami, z lepszym lub gorszym skutkiem, w Polsce działania te, z braku owych ruchów społecznych i w efekcie zaniku związków zawodowych, ogniskują się w obszarze propagandowym, na styku i w miejscach przenikania się elit intelektualnych, w ramach rezerw kadrowych klasy politycznej. Jako miraż nowej i nowoczesnej lewicy mogą, co najwyżej, cieszyć się ograniczonym uznaniem jakże pragmatycznej biurokracji związkowej rodem z OPZZ i drobnomieszczaństwa.
W obliczu "zanikania zinstytucjonalizowanych reprezentacji interesów pracowniczych" i "anomii klasy pracowniczej, pozbawionej organizacji, z którą mogłaby się identyfikować", o czym pisaliśmy, cytując Juliusza Gardawskiego, w artykule "Za zasłoną restrukturyzacji", poprzez związki zawodowe, w ich obecnej kondycji, przy dominacji opcji kapitulanckiej, możliwe jest tylko powierzchowne dotarcie do środowisk pracowniczych. Tym bardziej, że stawka na stopniowe lub skokowe zmienianie biurokracji związkowej na podobieństwo francuskiej centrali związkowej SUD -PTT i permanentna, bo Syzyfowa, praca uzwiązkowienia sektora usług, mieści się w granicach horyzontu reformistycznego i jest programem zdolnym wypełnić cały XXI wiek. Stąd zbliżenie Zjednoczonego Sekretariatu z działaczami wywodzącymi się z PPS i Konfederacji Pracy OPZZ.
W horyzoncie tym znajdują się, przede wszystkim, tzw. partie antykapitalistyczne, tuby propagandowe "przekornie lewicowych oportunistów z zasadami". Ta drobnomieszczańska "przekorna lewicowość oportunistów z zasadami" jest charakterystyczna dla całej formacji, która "kciuki trzyma za Nową Lewicę".
Jej zasady są równie demokratyczne, co pluralistyczne ("od lewicy socjaldemokratycznej po lewicę antykapitalistyczną, z naciskiem na ruchy społeczne"). Radykalizm i plebejskość zawiera się w wyrażeniach i żargonie radykalnych formacji:
- "udupić" ("udupiliśmy kandydata na szefa SLD na Śląsku");
- "rozpieprzyć" ("jesteśmy na dobrej drodze do rozpieprzenia pewnego wiceministra").
(Cytaty za wpisem nr 8 z 6 maja b.r. Dariusza Zalegi w Księdze Gości portalu Lewica bez cenzury).
Równie znamienna jest postawa Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, którego członkowie, za wyjątkiem Macieja Guza, dziś raczej nie angażują się w działalność związkową. Trudno sądzić, by wynikało to z przemyśleń teoretycznych, na które zwykli powoływać się co ambitniejsi liderzy Nurtu, skoro wyżej wymieniony Maciej Guz jest dziś działaczem właśnie Konfederacji Pracy OPZZ (fakt, że krnąbrnym), przedtem zaś działał w Solidarności i Solidarności-80. Wątpliwe jest, by liderzy NLR podtrzymywali obecnie własne tezy z "Listu otwartego" do redakcji "Biuletynu WPZZ" ("Kret", nr 3-4/1989, ss. 2-4) negujące możliwość pracy w OPZZ nawet "w poprzek istniejących struktur związkowych". Musieliby bowiem uznać swoich kolegów, czy byłych kolegów, za "stręczycieli biurokracji".
Należy wszakże nadmienić, że my działaliśmy w poprzek, pozostając w permanentnym konflikcie z centralną biurokracją związkową i partyjną oraz, okresowo, w konfliktach z biurokracją związkową niższego szczebla, oni zaś żyją w symbiozie, w ramach obopólnej reedukacji. Jednocześnie, "odpuścili" działalność w innych strukturach związkowych, w tym w ukochanej niegdyś Solidarności, gdy my wówczas redagowaliśmy "Kurier Mazowsza" - pismo Regionu NSZZ "Solidarność" i współpracowaliśmy z Wolnym Związkiem Zawodowym "Sierpień 80".
Istotne jest to, że formacje wywodzące się z ZKP "Proletariat", tradycyjnie związane z OPZZ odchodzą od swoich poststalinowskich i socjaldemokratycznych korzeni podnosząc w swych materiałach programowych i statutowych znaczenie klasy robotniczej, "samodzielnych interesów klasy robotniczej", konieczność "wnoszenia do ruchu robotniczego świadomości, potrzeby i konieczności dokonywania rewolucyjnych przeobrażeń", konieczność odrzucenia fałszywej świadomości, podnoszenia stopnia zorganizowania klasy robotniczej (z programu Komunistycznej Partii Polski).
Polska Socjalistyczna Partia Robotnicza podkreśla nawet, że "robotnicy i ludzie pracy muszą wyzwolić się spod kurateli politycznych i związkowych manipulatorów i zorganizować swoją partię robotniczą i klasowe związki zawodowe, wolne od wpływów ideologii burżuazyjnej i kapitulanckiej". PSPR idzie dalej atakując OPZZ za to, że "odżegnało się od 1 Maja <<bo nie ma powodów do świętowania, gdy jest masowe bezrobocie>>" Demaskuje zakłamanie OPZZ: "Ci <<związkowcy>> nie protestowali, kiedy wprowadzano antypracowniczy, XIX-wieczny Kodeks Pracy. Nic więc dziwnego, że zapomnieli, iż 1 Maja zawsze był dniem walki o prawa ludu roboczego i jak widać już chyba sobie tego nie przypomną. Bardziej im odpowiadają pańskie salony niż robotniczy, pracowniczy interes" (z odezwy 1-majowej KC PSPR). Tymczasem, na przedpokojach czekają już inni.
Przy okazji, ex-"proletariatczycy" potrafią utrzymać jednolity front z KPP, wywodzącą się z tegoż "Proletariatu" ("Popierajcie działania i inicjatywy partii reprezentujących ludzi pracy: PSPR i KPP!"), mimo rozłamu, co trockistom chyba się nigdy nie udało. Znani są z zajadłości wręcz wyniszczających walk frakcyjnych, których prekursorką była zapewne, przynajmniej na gruncie polskim, przedwojenna KPP, a które podsycane były przez aparat Stalina.
Podobnie jak odnowiona KPP, PSPR stawia sobie za cel "walkę o interesy klasy robotniczej i innych ludzi pracy" (ze statutu PSPR). Nawet PPS, z której wywodzi się Piotr Ikonowicz chciała reprezentować ludzi pracy, co odnotowała w swoim statucie z 1998 r.
Tymczasem, Nowa Lewica dąży zaledwie "poprzez zmianę świadomości społecznej, samoorganizację społeczeństwa, rozwój kultury i nauki, zmianę stosunków społecznych" do realizacji swoich ideałów i programu (którego, póki co, nie ma!) w życiu publicznym. Będzie prowadzić również "bezinteresowną walkę o godność człowieka" deklarując przy tym, że "bezinteresowna walka o godność człowieka jest już zwycięstwem" (statut Nowej Lewicy).
Ten ugruntowany w najogólniejszym światopoglądzie reformizm: ruch jest wszystkim ("bezinteresowna walka"), cel zaś niczym (walka-ruch jest już bowiem zwycięstwem), sprawia, że sam cel zniknął z pola widzenia i walki, podobnie jak interesy klasowe, robotnicze, walka klas i antagonistyczne stosunki społeczne. Zastępuje je czczy populizm objawiający się w radykalizacji reformistycznych postulatów.
Ważne jest, że w porównaniu z materiałami programowymi ZKP "Proletariat", a tym bardziej z publicystyką antyrobotniczą czołowego niegdyś pismaka "Brzasku", drukującego pod pseudonimem Jan Chwalistaw, któremu Zbyszek Partyka, wówczas w imieniu Grupy Samorządności Robotniczej, w 1997 r. wytykał wątpliwie "proletariacki" stosunek do robotników (Z. Partyka, "Wiosenny pejzaż", "Samorządność Robotnicza", nr 17/1997, s. 29), mamy niewątpliwy postęp w materiałach sygnowanych obecnie przez KPP, a zwłaszcza PSPR, choć wciąż daleko tym partiom do konsekwentnie lewicowych deklaracji.
Tymczasem, Zbigniew Partyka, który w "SR", w imieniu GSR, bronił "wartości leninowskich" przed byłym marksistą Stanisławem Kozyrem-Kowalskim (Z. Partyka, "Wartości leninowskie", "SR", nr 17/1997, ss. 20-23) obecnie wraz z całą Nową Lewicą przeżywa regres, zasługując w pełni na miano "byłego marksisty" i przedkładając nad rewolucyjny marksizm "jajakobyły" - marksizm Jerzego Urbana (potwierdzony właśnie przed tego ostatniego przed nadzwyczajną komisją sejmową), ideologię Dariusza Zalegi i LCR "przekornej lewicowości oportunistów z zasadami", godnymi "sekretarza generalnego wraz z zastępcami".
Nieprzypadkowo z tygodnikiem "Nie" współpracuje również przewodniczący Nowej Lewicy, Piotr Ikonowicz - także, podobno, marksista.
Kuriozalny Statut Nowej Lewicy
Artykuł 15, punkt 2 Statutu Nowej Lewicy jest wręcz kuriozalny, nawiązuje w swoim zamyśle, chyba nieświadomie, do tradycji stalinowskiej:
"W skład Krajowego Komitetu Wykonawczego NL wchodzą: Przewodniczący NL, jego ewentualni zastępcy, skarbnik, sekretarz generalny, jego zastępcy i członkowie w liczbie określonej przez Zjazd".
Tak więc, przewodniczący NL może, ale nie musi, mieć zastępców, których wybiera Zjazd NL, zaś sekretarz generalny ma co najmniej dwóch zastępców, których nie wybiera Zjazd NL, są zaś członkami władzy wykonawczej (KKW). A zatem, może ich dokooptować według własnego uznania. W ten sposób jego i tak mocna pozycja w KKW ulega potrojeniu (nie tylko w sytuacji równowagi głosów, przy której głos przewodniczącego liczony jest podwójnie). Zbigniew Partyka jest zatem koniem trojańskim w Nowej Lewicy. Pozycja przewodniczącego NL została sprowadzona do funkcji reprezentacyjnych, zależnych od uznania sekretarza generalnego.
Sekretarz generalny NL ustanawia imponderabilia nowej partii, do których należą jako wartości podstawowe i niezbywalne - dbanie o jedność partii i jedność teorii z Partyką (o czym pisaliśmy w artykule "Między teorią a praktyką").
W Statucie NL mamy więcej sformułowań, do których należy się odnieść bardziej niż krytycznie. O ile bowiem Statut PPS, której przewodniczył w swoim czasie Piotr Ikonowicz, ograniczał kooptację nowych członków w czasie trwania kadencji do 1/4 składu członków uprzednio wybranych, o tyle statut Nowej Lewicy żadnych ograniczeń nie przewiduje.
Pamiętamy zarzuty, jakie stawiano nielegalnej przecież i prześladowanej przez "defensywę", przedwojennej KPP. Podobno wpływ na jej "niedemokratyczność" miała zasada kooptacji. W "podziemiu" bez tego ani rusz, skoro działacze rewolucyjni tysiącami zapełniali polskie więzienia. Zasada kooptacji pomocna była również ze względu na walki frakcyjne, które w niedemokratycznej partii byłyby wręcz wykluczone. Po Zjeździe KPP, na którym walczyły między sobą frakcje, trzeba było wszakże dokooptowywać ludzi do roboty. Ktoś przecież musiał kierować partią, a zwycięzcom brakowało często umiejętności. Dokooptywowano zatem nawet na najwyższe stanowiska krajowe (część działaczy przebywała na wymuszonej lub dobrowolnej emigracji). Ponadto, w Statucie KPP przewidziana była instytucja zastępców członków KC, co w jakimś stopniu ograniczało zasadę kooptacji.
Jakim celom będzie służyć ta niedemokratyczna przecież zasada w legalnej i "działającej w ramach porządku konstytucyjnego" Nowej Lewicy, możemy się tylko domyślać. Mamy wszak do tego pewne przesłanki.
Otóż, w przeciwieństwie do PPS, w której zawieszenie działalności kół i organizacji przynajmniej statutowo ograniczone było do przypadków "naruszenia zasad określonych w statucie i uchwałach partii (uchwał Kongresu albo władz naczelnych Partii"), a w przypadkach indywidualnych, powodem wykluczenia lub zawieszenia przynależności partyjnej mogła być:
- publiczna działalność wykraczająca poza zasady programowe PPS,
- działanie na szkodę partii,
- naruszenie dobrego imienia partii,
- dopuszczenie się czynów wynikających z niskich pobudek;
Statut Nowej Lewicy dopuszcza "rozwiązanie struktur NL niższego szczebla w przypadku podjęcia działalności sprzecznej ze statutem, programem i jednością partii". Teza ta w statucie Nowej Lewicy powtórzona jest w pełnym brzmieniu aż czterokrotnie, najmocniej i najdobitniej w artykule 15, w którym powtarzana jest dwukrotnie! W punkcie 1e: Krajowy Komitet Wykonawczy NL "podejmuje decyzje o zawieszeniu lub rozwiązaniu struktur i wykluczeniu z partii w przypadkach działań sprzecznych ze statutem, programem NL lub jednością partii", oraz w punkcie 1g: KKW NL "zawiesza lub rozwiązuje niższe instancje partii w przypadku podjęcia przez nie działań sprzecznych ze statutem, programem lub jednością partii, przedkładając je do niezwłocznej oceny i akceptacji Radzie Krajowej NL".
Jak widać, kwestie te, a zwłaszcza kwestia jedności partii ma dla Nowej Lewicy znaczenie priorytetowe. I nic w tym dziwnego, skoro Nowa Lewica to amorficzny i bezprogramowy zlepek zwolenników i sympatyków Piotra Ikonowicza, z których część wkrótce zorientuje się, w co wdepnęła. Zacznie się wówczas ruch w interesie, pojawią się rokosze i konfederaci, zacznie się wycofywanie pod byle pretekstem. Możliwe są również tendencje odśrodkowe i próby przejęcia populistycznej partii "od dołu". Próby takie są więcej niż niepożądane. Ogranicza je zatem również artykuł 16, punkt 2 Statutu Nowej Lewicy, w którym zapisane jest, że tylko "w czasie kampanii przedwyborczych dopuszczalne jest w partii tworzenie platform programowych, korzystających w stosownych proporcjach z materialnej bazy partii, rozwiązywanych natychmiast po wyborze władz". Ponadto, w punkcie 4 uznano, że "uchwały niższych szczebli organizacyjnych nie mogą być sprzeczne z uchwałami szczebli wyższych". Uchylenie ich może być zaskarżone do Zjazdu NL, który odbywa się ... co 4 lata.
W artykule 19, punkt 4 zaznaczono, że "redaktorów naczelnych pism wydawanych przez NL i innych środków komunikacji społecznej, będących własnością NL powołuje i odwołuje Rada Krajowa NL, jednakże mogą oni zostać zawieszeni przez KKW NL do najbliższego posiedzenia Rady Krajowej. W okresie tym, odpowiedzialność za działalność redakcji przejmuje Sekretarz Generalny NL".
Ten punkt gwarantuje, że "Nowy Robotnik" Dariusza Zalegi pozostanie, co najwyżej, nieoficjalnym organem i tubą nowej, radykalnej i pluralistycznej lewicy.
Zjednoczony Sekretariat, trockiści i rewolucjoniści muszą uważać - oddolnie Nowej Lewicy nie da się przejąć. Nie pomoże radykalizacja mas członkowskich, fale strajkowe czy rewolucja. Nowa Lewica jest uodporniona na działalność "wywrotową i rozbijacką", na wichrzycieli wszelkiej maści, na "fronty od dołu". Będzie delegalizować i rozwiązywać swoje "skomunizowane struktury", zgodnie z tradycją przedwojennej PPS.
Jak z każdą centralą kierującą się zasadami centralizmu biurokratycznego możliwe jest tylko porozumienie odgórne. Nie ma zgody nawet na jednolity front od góry i od dołu jednocześnie.
Zakaz działalności frakcyjnej, tendencji politycznych i platform programowych wprowadzony czasowo w partii bolszewickiej w Rosji Radzieckiej, w obliczu wojny domowej i interwencji zewnętrznej, w Nowej Lewicy, zgodnie z praktyką stalinowską, obowiązuje od chwili narodzin. Nowa Lewica jest zatem oblężoną twierdzą i organizacją z gruntu niedemokratyczną od swego zarania. Nie dziwi przy tym wszystkim likwidacja dyskusji i klubu dyskusyjnego grubo przed wyborem Tymczasowego Sekretarza Generalnego i tymczasowych władz partii.
*
Nieprawdą jest jednak, że Nowa Lewica jest partią zamkniętą. Kierownictwo jest otwarte. Najbardziej otwartymi są Przewodniczący i Sekretarz Generalny, równi między równymi. Mogą oni zmienić wszystko dowolnie, nawet skład władz wykonawczych poprzez kooptację, której nic nie ogranicza. A zatem, poza samoograniczeniami i wzajemnymi ograniczeniami, nic nie ogranicza Przewodniczącego i Sekretarza Generalnego NL. Muszą oni wszelako spełnić tylko jeden wymóg statutowy (zdawałoby się nierealny) - zwołać Pierwszy Walny Zjazd Nowej Lewicy, którego ważność potwierdza "udział co najmniej 1000 członków w wyznaczonym miejscu i terminie"- najlepiej w samo południe. Ale i z tym nie powinno być jednak większych kłopotów - znamy przecież wyczyny domorosłych populistów i biurokratów. Łatwo przekonać do udziału w Zjeździe podstawową bazę Nowej Lewicy - ileż to kosztuje, przy dewaluacji wszystkich wartości i upodleniu społeczeństwa, a do niego przecież odwołuje się Nowa Lewica. Trudniej będzie się dogadać z pozostałymi. Sądzimy jednak, że tymczasowe kierownictwo NL jest skłonne do ustępstw, skoro zapewniło już sobie etaty, w ten sposób z sukcesem, na własnym przykładzie, rozwiązując problem bezrobocia. Przy okazji, Statut PPS dopuszczał tylko, aby CKW określał "zasady zatrudniania pracowników etatowych lub ryczałtowych", np. sekretarek, księgowych itd. Nowa Lewica, jak na zawodowych rewolucjonistów, o przepraszamy, zawodowych oportunistów przystało, jest za "profesjonalizacją" niektórych funkcji partyjnych.
Po buńczucznym wejściu i niewątpliwym sukcesie w rozwiązywaniu dylematów demokracji, do której społeczeństwo nie dorosło, oraz po rozwiązaniu kwestii bezrobocia, "bojowniczkom i bojownikom Nowej Lewicy" nie pozostaje nic więcej, jak spocząć na laurach - bohaterowie są wyraźnie zmęczeni.




12 maja 2003 r.