Reformiści wciąż zachwycają się Szwecją, przedstawiając politykę tego państwa jako alternatywę wobec "dzikiego kapitalizmu" wręcz zwjąc ją socjalizmem. Prezentujemy więc poniżej dogłębną analizę sytuacji panującej w dzisiejszej Szwecji. Pierwszym i najważniejszym warunkiem ku socjalizmowi jest przejście środków produkcji na wspólną własność, to jest zniesienie własności prywatnej w sferze produkcji. To jest warunek wstępny, jeszcze nie spełniony w Szwecji, która jest krajem na wskroś kapitalistycznym. Jest jednym z dziesięciu najbardziej eksploatatorskich krajów w świecie – jako państwo imperialistyczne jest jak pirania wśród większych rekinów (takich jak, powiedzmy, Australia). Polityka państwa dobrobytu nie czyni socjalizmu. Wprowadzona została w licznych krajach po wojnie jako tymczasowe ustępstwo przed potęgą i rewolucyjnymi nastrojami klasy robotniczej, a że była tylko tymczasowa, pokazały ostatnie lata. Polityka państwa dobrobytu faktycznie pomogła kapitalizmowi.


Szwecja - obalenie reformistycznych mitów



Jakiś czas temu Organizacja Narodów Zjednoczonych przyznała nagrodę Szwecji za jej działania na rzecz równości. Oczywiście przedstawiciele Organizacji Narodów Zjednoczonych musieli mieć klapki na oczach, i być ślepi na fakt, że Szwedzi stali się rasistowskim społeczeństwem.
W Szwecji dyskryminacja i segregacja w miejscach pracy i zamieszkania, w szkołach, stała się poważnym problemem, a na pewnych obszarach w kraju ogólnie przyjętą praktyką. Innymi słowy znaczy to, że 20% ludności (nie-Szwedzi, ich rodziny i potomkowie) jest traktowanych w sposób nieuczciwy, niedemokratyczny i nierówny.
Dalej, sytuacja stała się tak poważna, że w programie “Striptiz”, nadanym w państwowej telewizji, przedstawiono taką sytuację, gdzie Szwedzi w pewnym miasteczku na południu otwarcie bronili rasistowskiego młodzieżowego gangu, który brutalnie mordował czarną młodzież z zimną krwią, a przywódcę tego krwawego motłochu zaproszono do tej audycji, żeby bronił swego programu eksterminacji. Pewna Żydówka poczuła się zmuszona opuścić studio, bo nie chciała być w jednym pokoju z tym rasistą. Ta Żydówka powiedziała, że czuje się tak, jakby jeszcze raz przeżywała lata trzydzieste w Niemczech.
Tak że oczywiście, można mieć wątpliwości, czy byli przy zdrowych zmysłach ci panowie z Organizacji Narodów Zjednoczonych, co przyznali tę nagrodę Szwecji. Równość dla nie-Szwedów w Szwecji zaczyna wyglądać tak, jak równość dla czarnej ludności w Stanach Zjednoczonych, w Alabamie albo w Little Rock, stolicy Arkansas, na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.
Kiedy mówię o rasizmie, to mam na myśli ogólny wzrost niebezpiecznych ataków na nie-Szwedów. Mordowanie ludzi z zimną krwią w miejscach publicznych, na ulicach, lub topienie w jeziorach po uprzednim ciężkim pobiciu, palenie krzyży na trawnikach przed ich domami, nawet wrzucania bomb zapalających do domów i sklepów, których właścicielami są nie-Szwedzi. Te akty wciąż wzrastającego terroru są zwrócone przeciwko ludziom, których jedyną winą jest to, że mają czarną skórę czy choćby tylko nie są Szwedami.
Sądy, prokuratorzy i nawet minister sprawiedliwości wydają się być sparaliżowani i nie robią nic, żeby powstrzymać te rasistowskie ataki. Faktycznie rasiści ogłosili listy proskrypcyjne z nazwiskami 300 osób, które ich zdaniem powinny zginąć. A pewien prokurator zaleca ludziom, żeby nic nie robić, kiedy spotkają swoje nazwisko na takich listach.
Ostatnio sądy wydały wyrok skazujący na nie-Szweda za to, że bronił swego domu przed niebezpiecznym atakiem rasistów. Ci ludzie miesiącami byli prześladowani przez rasistów, nawet ich dom był raz po raz atakowany, a jego okna i drzwi niszczone. Kiedy jeden człowiek z tej rodziny się bronił, to został postawiony przed sądem i skazany za zranienie jednego z rasistów!
Ludzie są dosłownie paleni w swych domach przez gangi rasistowskie, atakowani bombami zapalającymi w środku nocy i krzyżami płonącymi na trawnikach. Czy dla Organizacji Narodów Zjednoczonych to jest “równość”?
Są to otwarcie rasistowskie ataki na nie-Szwedów. Jednak rasizm ukryty pod powierzchnią jest rozpowszechniony w całym kraju. Słowa “czarnuch” lub “czarna morda” na określenie ludzi o innym kolorze skóry stały się popularne wśród całej ludności. Faktycznie nie tylko czarnoskórzy, ale także smagli Turcy, Irańczycy, Latynosi są traktowani jako obywatele drugiej czy trzeciej kategorii. Faktycznie jeśli ktoś dziś w Szwecji mówi z obcym akcentem, to wystarczy żeby dostał po głowie lub jego dom został zaatakowany!
Praktycznie co dzień nadchodzą raporty o nowych incydentach o charakterze otwarcie lub skrycie rasistowskiego terroru. Jak może Organizacja Narodów Zjednoczonych przymykać oczy na te wydarzenia. Faktycznie dać Szwecji nagrodę za równość to tak jakby dać w latach sześćdziesiątych George'owi Wallace'owi za równouprawnienie kobiet w Alabamie – białych kobiet z klasy średniej!
Dziś w Szwecji 15% ludności nie ma pracy. Ponad 500 tysięcy ludzi jest albo w ogóle bez żadnego zajęcia, albo się przekwalifikowuje. Mimo wszystko te liczby nie oddają prawdziwego wizerunku rzeczywistości. Faktycznie w wielu większych miastach 80% (!) ludności nieszwedzkiej nie ma pracy. Faktycznie nie-Szwedzi stanowią przeważający odsetek bezrobotnych, żyjących z zasiłku lub przekwalifikowujących się.
Dziś stało się to już powszechne, że jeśli się nie jest Szwedem, to się nie dostanie pracy... Zawody, w których przedtem przeważali nie-Szwedzi, jak babcie klozetowe, salowe lub opiekunki dla niepełnosprawnych umysłowo, teraz zostały prawie całkowicie opanowane przez Szwedów. Dziś nie-Szwed ma taką samą szansę na utrzymanie pracy, jak kula śnieżna szansę na przetrwanie w piekle. Jedyną dziedziną, w której jeszcze to jest możliwe, pozostał sezonowy zbiór truskawek, w którym pracują oni tak jak niewolnicy na Południu na plantacjach bawełny albo Meksykanie pracujący na czarno w amerykańskiej Kalifornii przy zbiorze winogron.
To jest dyskryminacja na szeroką skalę. Chociaż szwedzki pracodawca nigdy nie powie: “ty nie dostaniesz pracy, bo masz czarną skórę” albo “...bo mówisz z obcym akcentem”, faktycznie jednak nie-Szwedzi pracy nie dostają.
Mimo wszystko jeśli ktoś ma czarną skórę i chce wejść do klubu, do piwiarni lub do dyskoteki, to zamkną mu drzwi przed nosem i powiedzą: “wstęp tylko dla członków”. To znaczy tylko dla białych... Ta polityka rasistowska stała się powszechna w wielu dziedzinach rozrywki w Szwecji. Tak więc jeśli ktoś ma czarną lub brązową skórę, to musi zostać w domu i zorganizować sobie samemu imprezę.
Z dyskryminacją mamy do czynienia we wszystkich dziedzinach życia i na wszystkich szczeblach władzy. Udział nie-Szwedów na czołowych stanowiskach w rządzie wynosi dosłownie zero procent. To samo dotyczy samorządu. Naprawdę, trudno uwierzyć w to, jak mogła Szwecja zasłużyć na nagrodę od Organizacji Narodów Zjednoczonych za równość. Dla niej tych dwadzieścia procent ludzi, bezrobotnych, lub żyjących z zasiłku, lub wysiedlanych z kraju - to tylko statystyka.
Segregacja w miejscach zamieszkania i szkołach w miastach, a nawet dużych wsiach, stała się poważnym problemem, a nawet powszechną praktyką. Są takie dzielnice w Sztokholmie, Malmö czy Umeĺu, z których większość Szwedów się wyprowadziła – a może i wszyscy. Tam są klasy w szkołach, w których nie ma ani jednego Szweda. Faktycznie są to getta, zamieszkane w 98 procentach przez nie-Szwedów, z wysokim odsetkiem bezrobocia, przestępczości i ludzi żyjących z zasiłku.
Faktycznie ta segregacja cieszy się uznaniem i ludności w ogóle, i szwedzkich polityków. Mimo wszystko nie robi się nic, co mogłoby poprawić sytuację. Zamiast tego polityka rządu, zwiększająca bezrobocie i zmniejszająca zasiłki, w ogóle pogarsza ekonomiczne warunki bytu ludności. To sprzyja zwiększaniu się zasięgu segregacji. To co w Szwecji obserwujemy, to jest tworzenie się przyszłych gett takich jak Watt czy Harlem w USA. Brakuje jeszcze tylko lamentu “Spalili moje dziecko”, ale może i do tego dojdzie za 5 czy 10 lat.
Szwecja była znana w świecie jako “państwo dobrobytu”, bardzo postępowego typu. W latach 70-tych, może to i była prawda. Mimo wszystko teraz mamy już wiek XXI, i faktycznie szybko wzrastające społeczeństwo podzielone, rasistowskie i dyskryminacyjne.
W Szwecji nie zawsze tak było. To miało szczególne przyczyny historyczne. Szwecja była, krajem neutralnym, to znaczy nie brała udziału w żadnej z dwóch wojen światowych. W rzeczywistości znaczyło to, że Szwedzi mogli podczas obydwu tych wojen sprzedawać swe ogromne zapasy rudy żelaza, drewna i cementu obu stronom wojującym.
Szczególnie w drugą wojnę światową, która obróciła w ruinę większą część Europy włącznie z dużą częścią Rosji, Szwedzi byli zdolni sprzedawać swe produkty obu stronom walczącym, i osi, i aliantom, czerpiąc z tego ogromne zyski, które położyły fundament pod ich nowoczesne państwo dobrobytu pod przywództwem socjaldemokracji.
Naturalnie musieli za to zapłacić polityczną cenę. Chociaż większość Szwedów naprawdę wierzyła w to, że byli neutralni podczas wojny, politycy i kapitaliści z pewnością neutralni nie byli. Po pierwsze byli proniemieccy, przepuszczając przez swój kraj transporty wojsk niemieckich okupujących inne kraje skandynawskie. Faktycznie dzisiaj nadchodzą z Finlandii raporty mówiące, że szwedzka tajna policja współpracowała z nazistami i przekazywała im listy z nazwiskami uczestników ruchu oporu w Danii i Norwegii! Tak wynika z teczek, które otwarto w Finlandii w 50 lat po zakończeniu wojny. Niektórzy domagają się, żeby szwedzka tajna policja teraz otworzyła też swoje archiwa i ujawniła, co dokładnie wtedy robiła. Mimo wszystko inni sądzą, że wszelkie materiały kompromitujące Szwedów już dawno zostały zniszczone.
Kiedy zwycięstwo zaczęło się przechylać na stronę aliantów, Szwedzi stali się proalianccy, a wiec i prorosyjscy.
Jak tam było, tak było, dość że na początku wojny Szwedzi czerpali ogromne zyski ze sprzedaży rudy żelaza na nazistowskie U-booty i cementu na Wał Atlantycki. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tymi zyskami, które czerpali po wojnie z odbudowy leżącej w ruinach Europy.
Tak samo jak Ameryka wyszła z wojny z nietkniętą produkcją przemysłową, co legło u podstaw jej supermocarstwowości i “amerykańskiego stulecia” – także i Szwedom został nietknięty ogromny przemysł, który legł u podstaw utworzenia przez socjaldemokratów ich państwa dobrobytu.
Pozycja, jaką osiągnęli szwedzcy kapitaliści pod koniec wojny, była bardzo silna: ogromny przemysł i wielkie lasy mogły dostarczać rudy żelaza, cementu i drewna w celu odbudowywania Europy.
Mimo wszystko Szwedzi mieli duży problem, z 8 milionami ludności mieli za mało robotników, by uruchomić wszystkie moce produkcyjne, jakimi dysponował ich przemysł i generować jeszcze większe zyski.
Wtedy zaczęła się przymusowa migracja ludzi żyjących w małych osadach na prowincji, na północy Szwecji, do centrów przemysłowych na południu. W latach siedemdziesiątych, więcej niż połowa szwedzkich robotników przemysłowych, w południowych centrach przemysłowych, to byli właśnie tacy przymusowi przesiedleńcy.
Ale nawet ta przymusowa migracja dziesiątków tysięcy rodzin nie była wystarczająca. Tak wieć Szwedzi zaczęli importować ogromną liczbę robotników z innych krajów europejskich, żeby obsadzić nimi swój przemysł, umożliwić jego ekspansję i zwiększenie zysków.
Socjaldemokraci tworzyli rozległe projekty budowlane, takie jak program “Milion” – budowy miliona mieszkań dla robotników przeprowadzających się do centrów przemysłowych.
Szwecja wyniosła z wojny nienaruszony przemysł cementowy, który kiedyś pomagał Hitlerowi budować swoje bunkry i “Twierdzę Europa”. Po wojnie oczywiście zaczął on budować betonowe bloki dla robotników! Domy budowane w latach pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych, wszystko miały z betonu: ściany, podłogi i sufity.
Dla Szwedów to miało także pewne zabawne konsekwencje kulturowe. Centra przemysłowe napełniły się ludźmi, którzy pochodzili z prowincji i często jeździli do swych stron rodzinnych, bo za nimi tęsknili. Mimo wszystko socjaldemokraci zręcznie ogłosili, że teraz każdego będzie stać na to, by pobudować sobie na prowincji domek letniskowy. I zasadniczo mogli dotrzymać tej obietnicy, bo kapitaliści byli przygotowani na to, by robotnikom dobrze płacić za dodatkowy zysk, który dzięki ich pracy maja z podnoszenia Europy z ruin. Tak więc większość Szwedów sprawiła sobie domki letniskowe na prowincji.
Podczas gdy szwedzcy kapitaliści osiągali dodatkowe miliardowe zyski, socjaldemokraci utrzymywali swe panowanie nad robotnikami za pomocą wszelkiego rodzaju reformizmu: prawie darmowej opieki zdrowotnej, funduszów emerytalnych, dobrych mieszkań, dobrej płacy, nowych samochodów, no i tych domków letniskowych na prowincji.
To także doprowadziło do gigantycznego wzrostu biurokracji, administrującej wzrastającym państwem dobrobytu, i do utworzenia ogromnej klasy średniej, z jej wartościami społecznymi i ideologią. Ale ona nie była usatysfakcjonowana trzypokojowym mieszkaniem w betonowym bloku, więc zaczął wzrastać i kwitnąć przemysł budujący domy drewniane. W centrach pozostały tylko sklepy i zacienione aleje, a na przedmieściach wszędzie zaczęły się pojawiać ładne małe domki dla klasy średniej.
Mimo wszystko nawet z importowaną siłą roboczą przemysł nie mógł pracować dość wydajnie, tak więc rozwinęły się centra opieki nad dziećmi i na rynek pracy wkroczyły szwedzkie kobiety. Sektor publiczny nadal rósł i rósł, a wypełniały te instytucje kobiety pracujące. Życie było po prostu wspaniałe, a przyszłość wyglądała na świetlaną. I wtedy balon pękł...
W 1972 r., Szwecja była u szczytu swego rozwoju. Były to końcowe lata socjaldemokratycznych reform. Ostatnia wielka reforma, nazywała się “robotniczy fundusz papierów wartościowych”. Ten schemat wymyślony przez socjaldemokratów polegał na tym, żeby dodatkowo opodatkować wciąż rosnące zyski najbogatszej części klasy kapitalistycznej (kapitaliści nazywali to konfiskatą) i pieniądze te przekształcić w kontrolowany przez związki zawodowe fundusz, który miałby na celu wykupowanie od kapitalistów obligacji i akcji w fabrykach i w końcu przejęcie ich.
W rzeczywistości ten schemat był dziełem reformistycznej biurokracji związkowej, która chciała przejąć od kapitalistów część zysków i władzy, robotnikom pozostawiając co najwyżej decyzję co do koloru firanek w oknach. W każdej radzie dyrektorów znajdował się socjaldemokratyczny biurokrata związkowy, i robotniczy fundusz papierów wartościowych stał się dużym graczem na szwedzkim rynku akcji. Ten socjaldemokratyczny wynalazek inwestował miliony, a nawet miliardy koron w różne akcje i przedsiębiorstwa. Krótko mówiąc, opodatkowanie kapitalistów, a potem wykupienie od nich majątku za te pieniądze miało być pokojową drogą do socjalizmu.
Była to pierwsza “wielka reforma”, którą partie burżuazyjne zlikwidowały w latach osiemdziesiątych, gdy (po raz pierwszy od 50 lat) powróciły do władzy.
A to dlatego, że dobre czasy się skończyły.
Teraz, gdy wielkie potęgi gospodarcze, włącznie z pokonanymi w wojnie Niemcami i Japonią, znów odgrywały główną rolę na arenie międzynarodowej, zyski szwedzkich kapitalistów zaczęły się zmniejszać.
Wraz z odzyskaniem przez główne potęgi imperialistyczne przedwojennej siły gospodarczej, a potem jej dalszym powiększaniem, gospodarka szwedzka stała się napompowanym balonem, to znaczy żyła ponad stan. Balon pękł w latach osiemdziesiątych, giełdzie papierów wartościowych grunt usunął się spod nóg, to znaczy zaczęły one tracić na wartości.
Banki szwedzkie, które uprawiały spekulację na giełdach całej Europy, znalazły się w kłopotach, dużych kłopotach. Miliardowych strat nie mogły pokryć i wtedy zwróciły się do państwa dobrobytu, żeby poręczyło te ich zagraniczne długi. Równocześnie szwedzka produkcja przemysłowa spadła na łeb z powodu wzrostu cen. Inaczej niż ich norwescy pobratymcy, Szwedzi nie mają ropy na sprzedaż, którą mogliby się ratować. Tak więc państwo rządzone przez partie burżuazyjne zaczęło zaciągać kredyty za granicą. I to nie sto koron, lecz dwieście miliardów koron i więcej, żeby ratować tyłki burżuazji. Równocześnie próbowano w tych ekstremalnych warunkach utrzymywać, a nawet rozbudowywać państwo dobrobytu.
Pieniądz tracił na wartości z dnia na dzień, pieniądz pożyczony, by ratować banki i utrzymywać państwo dobrobytu. Korona szwedzka doznała zapaści po tym, gdy została walutą swobodnie wymienialną.
Te dwa wydarzenia spowodowały, że kapitaliści i przywódcy polityczni Szwecji drastycznie zmienili kurs polityczny. Był to także koniec socjaldemokratycznego snu o potędze, to znaczy o pokojowej drodze do socjalizmu. Zaczęło się demontowanie i niszczenie państwa dobrobytu. Zakończyła się długa historia fałszywej neutralności Szwecji, która mimo wszystko nie miała międzynarodowej gwarancji. I to także doprowadziło do zjawisk społecznych, które opisałem powyżej. I wreszcie to doprowadziło do tego, że obcy kapitał wszystko przejmuje, a Szwedzi wciąż tracą kontrolę nad swą własnością.
Chociaż polityka neutralności uratowała Szwedów przed dwiema wojnami światowymi w pierwszej połowie stulecia, i uważali oni, iż uratuje ich także w wypadku gdyby zimna wojna przekształciła się w gorącą, jednak jeszcze nie przebrzmiało echo po zwaleniu muru berlińskiego przez jednoczące się ponownie imperialistyczne Niemcy, gdy Szwedzi zdecydowali przyłączyć się do tych, których uznali za zwycięzców, i poprosili o przyjęcie do Wspólnego Rynku.
Wielka debata nie dotyczyła tego, czy zostać jego członkiem, czy nie, bo ekonomicznie Szwecja i tak nie miała wyboru. Wielka debata dotyczyła neutralności Szwecji na wypadek następnej wojny. I Szwedzi zdecydowali skończyć z neutralnością, jak widać to chociażby po tym, że po raz pierwszy w nowożytnej historii ich wojska zintegrowały się z siłami NATO w byłej Jugosławii. Mimo wszystko ludzie w Szwecji naprawdę myślą, że ciągle są neutralni. Obawiam się, że się obudzą dopiero wtedy, gdy szwedzcy chłopcy zaczną wracać do domu w pudełkach. Albo może jeszcze później, gdy międzyimperialistyczna rywalizacja naprawdę zacznie się rozpalać. Wtedy może ludzie w Szwecji się obudzą i zrozumieją, że ich przywódcy zmienili kurs, który zapewnił im 200 lat bez wojen.
Kiedy inflacyjny balon pękł, Szwedzi byli zmuszeni wprowadzić płynny kurs korony w celu ustalenia jej rzeczywistej wartości na rynku międzynarodowym. I ta jej wartość z dnia na dzień spadła na łeb, o połowę, do najniższego w historii poziomu. Była to ostatnia deska ratunku dla tonącego państwa dobrobytu. Szczury zaczęły niezwłocznie pustoszyć tonący statek, wywozić i kraść wszystko co się da, zanim zatonie.
Ale szwedzkie państwo dobrobytu to jednak nie jest Titanic, który po zderzeniu z górą lodową zatonął bardzo szybko. Zaczęło się pogrążać na początku powoli, a potem im tonęło głębiej, tym szybciej.
Szczury zabierają wszystko co wartościowe i upychają sobie po kieszeniach. Spółki i przedsiębiorstwa są systematycznie niszczone, a robotnicy wyrzucani na bruk.
Biurokraci, co siedzą na szczytach państwowych spółek i związków zawodowych, na wypadek gdyby mieli z nich spaść, sprawili sobie spadochrony w postaci zawarcia umów z radami dyrektorów, zapewniających im odejście na wcześniejsze emerytury z milionowym uposażeniem. Państwowy przemysł jest wyprzedawany kapitalistom zagranicznym i krajowym. Tysiące akrów lasów są sprzedawane, wyrąbywane doszczętnie i wtedy porzucane.
Ponieważ państwo dobrobytu jest rozgrabiane, stopa bezrobocia wystrzeliła w górę jak rakieta. Trwałe, masowe bezrobocie stało się faktem, po raz pierwszy od lat trzydziestych! Całe państwo dobrobytu deformuje się i bankrutuje pod tym naciskiem. Wtedy dochodzi do cięć. Dziś doszliśmy do tego, że podcinane są kolumny, na których opiera się całe państwo dobrobytu: ubezpieczenie od bezrobocia, emerytury, opieka zdrowotna, opieka nad dziećmi. Robotnicy, staruszkowie, młodzież zostają z pustymi kieszeniami.
Socjaldemokratyczny raj został splądrowany i spustoszony. Zamieszanie w ruchu robotniczym jest całkowite, tylko biurokraci nie stracili głowy i grabią wszystko co się da. Liczba głosów oddawanych na partię socjaldemokratyczna spadła do poziomu najniższego od chwili jej dojścia do władzy. Partia jest podzielona na “tradycjonalistów”, tych co chcą wrócić do dobrych starych czasów nie istniejącego już państwa dobrobytu, oraz zwolenników “nowego myślenia”, którzy wraz ze swymi burżuazyjnymi sojusznikami kierują procesami wchodzenia do Wspólnego Rynku, porzucania neutralności i strącania w przepaść państwa dobrobytu.
W ruchu robotniczym na lewo od socjaldemokracji są dawni eurokomuniści (którzy wyrzekli się komunizmu po upadku Związku Radzieckiego); ci z kolei uzyskali w wyborach najwyższe w swej historii, 14-procentowe poparcie. I jeszcze na obrzeżach ruchu robotniczego wciąż istnieje parę grupek lewicowych.
Mimo wszystko oni, choć krytykują socjaldemokratów, faktycznie wloką się w ich ogonie, co jest dalekie od lewicowości. Faktycznie zamiast próbować powiedzieć robotnikom twardą prawdę o tym co się stało po upadku Związku Radzieckiego i co przyniesie przyszłość, stali się oni izolowaną grupą feministyczno-ekologiczną.
Co najwyżej domagają się powrotu państwa dobrobytu, równouprawnienia kobiet, i świata wolnego od energii jądrowej. Próbują wywierać nacisk na “tradycjonalistów” z socjaldemokracji, żeby razem z nimi walczyli o reformy, które przywrócą dobre stare czasy.
Są ślepi na to, co się dzieje, ponieważ nigdy wcześniej nie doświadczyli żadnego innego państwa, jak tylko państwo dobrobytu. Walczą o powrót do socjaldemokratycznego snu o potędze, który rozwinął się tu na krótki historycznie okres z powodu bardzo szczególnych warunków, wspomnianych powyżej.
Lewica nie tylko nie zdaje sprawy z tego co się tu dzieje, ponieważ w tym izolowanej małej oazie nigdy nie rozwinęły się prawdziwie rewolucyjne kierownictwo czy tendencja w ruchu robotniczym. Szwedzi obudzą się dopiero z powodu żołnierzy w trumnach, pustych żołądków, biedy i głodu.
Na koniec chciałbym podnieść okoliczność, że wszystko, co mieli Szwedzi, jest wyprzedawane przez państwo zagranicznym inwestorom. Kochane małe domki letniskowe, sprawione sobie przez Szwedów w dobrych czasach, są szybko wyprzedawane bogatym Europejczykom, szczególnie Niemcom, i szczególnie na południu Szwecji; największa spółka górnicza na świecie, Rio Tinto Zinc (RTZ) przejmuje kontrolę nad bogatymi złożami minerałów na północy Szwecji, szczególnie diamentów.
RTZ była między innymi, wraz z rządem australijskim, zaangażowana w małą brudną wojnę na wyspie Bougainville. Ta największa na świecie spółka górnicza ma wiele krwi na rękach. Bougainville, to wysepka na Pacyfiku, gdzie od 1988 r. trwa wojna wyzwoleńcza. Geograficznie należy ona do archipelagu Wysp Salomona, ale politycznie do Papui-Nowej Gwinei.
Podczas drugiej wojny światowej całe Wyspy Salomona były okupowane przez Japończyków, a po wojnie zostały częścią australijskiej strefy wpływów kolonialnych. Bougainville jest jednym z najbogatszych w świecie obszarów występowania złóż rud złota i miedzi.
Kłopoty z wyspą zaczęły się, gdy australijska spółka górnicza CRA zaczęła eksploatować te złoża. CRA jest spółką-córką RTZ, która prowadzi interesy na całym świecie, a teraz próbuje sięgnąć i po to, co spoczywa w szwedzkiej ziemi.
Na Bougainville mieszka około 200 tysięcy ludzi. Ich sposób życia jest prosty i uczciwy, żyją rybami, orzechami kokosowymi, owocami – mieszkając w pobliżu równika, w ciepłym klimacie, nie potrzebują wiele.
Kiedy spółka górnicza zaczęła tam swoje prace, wysiedlała całe wsie, wyrąbywała dżunglę i truła ryby ściekami odprowadzanymi z kopalni do rzek i jezior. W ten sposób zniszczyła do gruntu same podstawy życia ludności tej wyspy.
Dlatego w 1988 r. wybuchł bunt ludności wyspy. Powstańcy wymusili zamknięcie kopalni i ogłosili, że chcą oderwania Bougainville od Papui – Nowej Gwinei i proklamowania jej niepodległym państwem.
Zamknięcie kopalni na Bougainville oznaczało, że spółka górnicza traci jedną z najpiękniejszych i najbardziej dochodowych pereł w koronie. Było to największe i najbardziej dochodowe australijskie przedsiębiorstwo lat osiemdziesiątych.
Dlatego spółka górnicza zażądała od rządu Papui – Nowej Gwinei, żeby przywrócił jej to, co utraciła, a na poparcie tego żądania sprowadziła tam za wielkie pieniądze australijskich doradców wojskowych i helikoptery. Urządziła nawet blokadę morską wokół wyspy, żeby powstrzymać dopływ lekarstw i innej pomocy dla jej ludności walczącej o niepodległość.
Od 1988 r. na Bougainville zginęło ponad 10 tysięcy ludzi, pięć procent jej ludności. Tylko kilkaset zginęło w walkach. Reszta zginęła z głodu, braku lekarstw, w masowych egzekucjach, morderstwach, torturach, albo zaginęła bez wieści. I to nie jedyna krew, którą ta spółka ma na rękach. RTZ jest także głęboko zaangażowana w konflikty graniczne trwające między Peru a Ekwadorem. Walka ta toczy się tam o panowanie nad bogatymi złożami mineralnymi znalezionymi na tym obszarze.
RTZ była jednym z głównych sponsorów wojny w Wietnamie, to w imię eksploatacji tego kraju przez nią walczyli tam Amerykanie i ich australijscy sojusznicy, aż zostali wypędzeni z Wietnamu, kiedy Wietnamczycy wkroczyli do Sajgonu w 1975 r. i oswobodzili swój kraj od kolonizatorów, którzy okupowali go od czasu drugiej wojny światowej.
A szwedzka burżuazja i jej rzecznicy polityczni, zabrawszy się do niszczenia państwa dobrobytu, wciąż głoszą hasło:
Zapraszamy do Szwecji!