Tekst pochodzi z Trybuny http://www.trybuna.com.pl/200304/d.htm?id=3001 . Dziękujemy za pomoc Szymonowi Martysowi szmartys@interia.pl
Ruszyć z posad...
Odżegnują się od SLD i Leszka Millera. Krytykują Sojusz za ucieczkę do centrum.
Poszukują własnych recept na bezrobocie i inne problemy społeczne. Wiele ich
łączy i jeszcze więcej dzieli, ale w pochodach pierwszomajowych pójdą razem.
Ludzie radykalnej lewicy.
Jasno stawiamy sprawę: jesteśmy lewicą antyrządową, antymillerowską - podkreśla
Filip Ilkowski z Pracowniczej Demokracji. - Staramy się przy tym współpracować z
organizacjami na lewo od SLD.
- Szukamy porozumienia z każdym, kto jest przeciwko wojnie, oprócz organizacji
skrajnie prawicowych. Nie chodzi o to, by gdzieś na lewicy znaleźć grupę i na
siłę z nią współpracować, ale by znaleźć ludzi, którzy chcą coś wspólnie zrobić
- mówi Andrzej Żebrowski, również z Pracowniczej Demokracji. Jego organizacja
prowadzi regularne spotkania dyskusyjne. Przychodzą tam ludzie, którzy mają
jeszcze nadzieję na poprawę sytuacji. - Młodzi pracownicy, studenci. Nie chcą
czekać na swoją przyszłość, chcą na nią pracować. W skali kraju jest to około
200 osób. Dyskutujemy nad alternatywą dla kapitalizmu, o bezrobociu i innych
problemach społecznych, radzimy, jak się organizować - wyjaśnia.
Twierdzą, że sprzyjają im uwiąd poparcia dla rządu Millera i inwazja na Irak.
Większość ludzi w Polsce jest przeciwko wojnie, w której władze gorliwie
podążają za USA. - Od apatii do radykalizacji jest bardzo blisko. Ludzie często
nie wierzą, że można coś zmienić.
- Od apatii do radykalizacji jest bardzo blisko. Ludzie często nie wierzą, że
można coś zmienić. Ale kiedy zaczynają czuć się częścią większego ruchu, ich
marazm szybko przeradza się w aktywność - wyjaśnia Filip Ilkowski. Andrzej
Żebrowski dodaje: - Na tej aktywności można
BUDOWAĆ ALTERNATYWĘ.
Nie na tym, że ktoś siedzi i głosi jakieś mądre słowa, a reszta go słucha.
Do ostatnich manifestacji antywojennych, jak twierdzi, przyłączali się zwykli
przechodnie. Ludzie, którzy normalnie nie protestują, jak na przykład emeryci.
Barbara Radziewicz z ełckiego oddziału Nowej Lewicy uważa, że ludzie po etapie
stagnacji zaczynają się buntować. - Można to było łatwo zauważyć na
demonstracjach, w których braliśmy udział. Przed urzędem wojewódzkim w
Olsztynie, gdzie manifestowaliśmy razem z OPZZ i "Solidarnością", dołączali się
przechodnie, zdeterminowani, wznoszący agresywne okrzyki pod adresem władz -
mówi. - Gdy jesienią zeszłego roku założyliśmy w Ełku klub dyskusyjny Nowej
Lewicy, okazało się, że zaczęli przychodzić do nas bezrobotni, pracujący,
biedni, inteligenci. Przekrój społeczeństwa, wykluczając oczywiście ludzi
wielkiego biznesu. Jesteśmy w końcu partią antykapitalistyczną.
Eryk Baradziej z wykształcenia jest nauczycielem. Od kilku lat bezskutecznie
szuka pracy. Jego zainteresowanie radykalną lewicą to - jak twierdzi - wynik
doświadczeń życiowych i głębokich przemyśleń. - Próbowałem znaleźć pracę w małej
firmie projektowej jakieś dwa lata temu. Tam zobaczyłem na własne oczy,
JAK WYGLĄDA WYZYSK
- opowiada. - Pracownicy dostawali grosze, a zyski z kontraktów trafiały do
właścicieli firmy. Pracowałem na czarno. Gdy po roku zażądałem, żeby dali mi
etat, zostałem wyrzucony.
Najpierw wstąpił do Polskiej Partii Socjalistycznej, ale w Internecie trafił na
informacje o innych lewicowych ugrupowaniach. - Dzięki temu znalazłem dojście do
Ofensywy Antykapitalistycznej - mówi. - Na spotkaniach dyskutowaliśmy o dziełach
Marksa, Engelsa, Lenina. Teraz widzę, że sytuacja rozwija się tak, jak
przewidywali wielcy rewolucjoniści. Kapitalizmu nie da się zreformować, a ludzie
pracy coraz więcej na tym tracą. Trzeba dążyć do zmiany ustroju na ustrój
sprawiedliwości społecznej. Drogą rewolucji, bo nie widzę teraz innej możliwości
- dodaje.
Filip Ilkowski, działający również w Inicjatywie Stop Wojnie, mówi, że rosnące
poparcie dla ugrupowań radykalnej lewicy najlepiej widać na demonstracjach. - My
stawiamy na masowość. Liczba protestujących jest znacznie ważniejsza niż to, czy
ktoś będzie ścierał się z policją. Nie chodzi o sukces manifestacji, ale o
sukces ruchu.
- Byliśmy ostatnio w Genui i parę lat temu na manifestacji antykapitalistycznej
w Pradze - opowiada Andrzej Żebrowski. - Od demonstracji z listopada 1999 r. w
Seattle daje się zauważyć zjawisko narastania ruchu
PRZECIWKO KAPITALIZMOWI,
skupiającego ludzi z różnych środowisk, ekologów, socjalistów. Ludzie chyba
zauważyli, iż nie należy protestować przeciwko jednej czy dwóm sprawom, ale że
coś jest nie tak z całym systemem. Niektórzy nie mają odpowiedzi na to, jak i
czym zastąpić stary system, jednak nie kupują bzdur, że jedyną alternatywą jest
totalitaryzm.
Florian Nowicki, do niedawna działający w Ofensywie Antykapitalistycznej, uważa,
że ruch antyglobalistów odegrał dużą rolę w zmianie świadomości społecznej. -
Doprowadził do tego, że młodzież na całym świecie zaczęła interesować się
sprawami ekonomicznymi i stała się bardzo podejrzliwa wobec kapitalizmu -
twierdzi.
- Politycy boją się protestów, w których uczestniczą zwykli ludzie - sądzi
Andrzej Żebrowski. - Media często starają się zniechęcić opinię publiczną do
demonstracji podając na przykład, że szykuje się burda. A w Genui to policja
zaatakowała tyły manifestacji. A gdy w zeszłym roku na ulicach Florencji
protestowało ponad milion osób, obeszło się
BEZ PRZEMOCY, WALK Z POLICJĄ.
- Czasem z naszej strony dochodziło do różnych przepychanek. Wiadomo, że w
takich sytuacjach adrenalina narasta po obu stronach - przyznaje Florian Nowicki.
Barbara Radziewicz stwierdza: - Może ktoś postrzega nas jako zadymiarzy, ale gdy
bierze się udział w demonstracji antywojennej, to chyba jasne, że nie przebiera
się w środkach. Nie ukrywam, że na tych manifestacjach zachowujemy się czasem
dość radykalnie, ale dalecy jesteśmy od robienia ostrych zadym. Tym bardziej że
oprócz młodzieży skupiamy też sporo osób w wieku średnim i starszym.
Chociaż warszawski oddział Ofensywy Antykapitalistycznej już nie istnieje, nadal
wychodzi jej pismo "Jedność Pracownicza" i podobnie jak miesięcznik "Pracownicza
Demokracja" ugrupowania Andrzeja Żebrowskiego wydawane jest za pieniądze ze
składek.
Florian Nowicki zaznacza, że nie jest to przedsięwzięcie opłacalne, ale
najlepsze do przekazania swych poglądów. - Dzięki sprzedaży gazety pokrywamy
częściowo koszt jej wydania - mówi. - Ale dla robotników, do których jest
adresowana, wydatek nawet 2 zł jest często zbyt duży. Dlatego od maja obniżamy
cenę o połowę.
Florian ma nadzieję, że uda mu się przez to dotrzeć do szerszego grona
odbiorców. - Priorytetem jest dla nas
DZIAŁANIE NA KLASĘ ROBOTNICZĄ.
Jeśli coś może zmienić się na lepsze to tylko w wyniku aktywizacji tej klasy.
Może ona powołać alternatywne struktury władzy wobec obecnych, na przykład rady
pracownicze. A w ten sposób stworzyć nadbudowę państwa, które opierałoby się na
zwykłych ludziach, które byłoby przez nich zarządzane i kontrolowane - wyjaśnia.
- I to państwo mogłoby wziąć na siebie ciężar planowania gospodarczego.
Niestety, póki co cała polska lewica radykalna jest bardzo słaba. Ale staramy
się pojawiać tam, gdzie są strajki, gdzie toczy się jakaś walka, zaznaczać
politycznie swą obecność, pomagać.
Konieczność pracy z najbardziej potrzebującymi wsparcia grupami społecznymi
widzi również Barbara Radziewicz, choć - jak przyznaje - jej ugrupowanie lansuje
zupełnie inny model ustroju. - Działam w Polskim Związku Bezrobotnych. Chcemy
zaktywizować środowiska popadające w marazm, organizować na przykład koła
samopomocy sąsiedzkiej - wyjaśnia. - Zamierzamy wcielić w życie alternatywny
model demokracji, gdzie władza odpowiada przed obywatelem, a obywatel pracuje na
rzecz dobra wspólnego. Prowadzę też Biuro Porad Obywatelskich. Pomagam
bezrobotnym w znalezieniu pracy, w odpowiedniej autoprezentacji, pisaniu podań.
Sądzę, że organizacje bezrobotnych będą miały jeszcze do odegrania znaczącą rolę
w polityce.
Chociaż organizacje radykalnej lewicy prowadzą podobną działalność, zwracają
uwagę na te same problemy i nierzadko proponują identyczne rozwiązania, dzielą
je
SPORY IDEOLOGICZNE.
Czy w PRL był socjalizm czy kapitalizm państwowy? Czy "Solidarność" była
modelowym ruchem robotniczym czy piątą kolumną imperializmu? Czy trzeba mówić
"klasa robotnicza" czy "klasa pracownicza"? Kłócą się, co w walce o socjalizm
ważniejsze - czynnik obiektywny czy subiektywny. Licytują się, kto jest bardziej
lewicowy. Mimo to co jakiś czas pojawiają się pomysły na zintegrowanie
środowiska.
- Naszym celem jest znalezienie wspólnej płaszczyzny do rozmów. Szukamy dialogu
na polskiej lewicy i nie kierujemy się sztucznym podziałem według partyjnych
etykietek - mówi Czesław Kulesza z Porozumienia Polskich Socjalistów. Klub
dyskusyjny stowarzyszenia powstał w zeszłym roku, tuż przed obchodami 1 Maja,
ale do tej pory struktura organizacji nie została jeszcze jasno sformalizowana.
- Nie spieszymy się z tym, bo chcemy włączyć do prac jak największą liczbę osób
z różnych ugrupowań.
Magda Ostrowska, na co dzień pracująca w kwartalniku "Rewolucja", mówi, że to
nie pierwsza próba integracji. - Byłam inicjatorką powołania Frontu Lewicy,
organizacji, w ramach której grupy radykalnej lewicy mogłyby ze sobą
współpracować - opowiada. - Spotkanie założycielskie zorganizowaliśmy z lutym
zeszłego roku. Przyszło chyba 9 grup, łącznie z dwoma odłamami PPS-u. Były
Ofensywa Antykapitalistyczna, Pracownicza Demokracja, Nurt Lewicy Rewolucyjnej,
młodzieżówka Unii Pracy. Byli nawet goście z Białorusi. Na konferencji padły
DEKLARACJE WSPÓŁPRACY,
wszyscy mówili, że teraz będzie świetnie, po czym rozeszli się do domów. Każda z
tych grup wydaje własne pisma, w których zaznaczają, że wspólne działanie jest
niezbędne, ale gdy przychodzi co do czego, to najczęściej kończy się na sporach.
Mimo wszystko potrafią czasem znaleźć wspólny język. - Kilka lat temu stworzyły
Stowarzyszenie na rzecz Bezpłatnej Edukacji - opowiada Czesław Kulesza. - To
była reakcja wobec próby wprowadzenia tylnymi drzwiami opłat za studia. Teraz
mamy na przykład Inicjatywę Stop Wojnie. Są punkty, które prowadzą do
współpracy.
Większość ugrupowań lewicowych pójdzie ramię w ramię w pochodzie
pierwszomajowym. Niektóre zorganizują własne manifestacje. Czesław Kulesza ma
nadzieję, że obejdzie się bez ekscesów. - Jeśli dojdzie do jakichś zamieszek,
zaraz podniosą się głosy, że to wina radykalnych lewicowców, że prowokowali,
rzucali koktajlami Mołotowa. Prawda jest nieco inna - tłumaczy. - Gdy warszawski
pochód pierwszomajowy ruszał spod siedziby OPZZ-u i szedł na plac Grzybowski, to
już na wysokości kościoła św. Krzyża napotykaliśmy naszych przeciwników
politycznych z jajami, którzy z racji tego, że stali na schodach, mieli dobre
pole rażenia. Potem szło się dalej Krakowskim Przedmieściem i w okolicach
pomnika kardynała Wyszyńskiego "przyjaźnie" machała nam skrajna prawica. Pochód
podchodził ul. Królewską do placu Grzybowskiego, gdzie już czekała grupa
aktywistów z Ligi Republikańskiej Mariusza Kamińskiego, aktywnie "witająca" i
"pozdrawiająca" liderów polskiej lewicy. Parę lat temu zdarzył się nieprzyjemny
wypadek. Człowiek z Ligi Republikańskiej rzucił petardę w tłum. Petarda trafiła
w nestora polskiego ruchu socjalistycznego prof. Dunina-Wąsowicza. I taka jest
prawda o lewicowych zadymach.
MARIUSZ NOWIK