Tekst pochodzi ze strony domowej poznańskiego marksisty Jacka
Tittenbruna.
http://main.amu.edu.pl/~jacek/ dla uczciwości trzeba też powiedzieć, że
autor jest profesorem. Nie mniej załoga LBC nie przykłada wagi do tytułów
naukowych. Cenimy człowieka przede wszystkim pod względem jego przydatności dla
rewolucji - i nie ma dla nas znaczenia, jaką kto szkołę skończył i ile książek
przeczytał. Tittenbrun pisał min. do gazet GSR.
Jacek Tittenbrun
Własność i Interesy - Prywatyzacja w Polsce
w Ujęciu Socjologii Gospodarki
Prywatyzacja jest procesem tak złożonym i wieloaspektowym, że
w pojedynczym artykule o ograniczonej z konieczności objętości nie sposób
oczywiście nawet dotknąć, nie mówiąc już o wyczerpującej analizie wszystkich
wchodzących w grę zagadnień. Niniejszy tekst skupia się na socjologicznej treści
procesów prywatyzacji przedsiębiorstw ze szczególnym uwzględnieniem ich
implikacji dla położenia społecznego biorących w nich udział głównych grup czy
klas społecznych. Narzędzi tej - trzeba zastrzec: wysoce niepełnej - analizy
dostarczy ekonomiczno-socjologiczna teoria własności, a zwłaszcza własności
akcji. WŁASNOŚĆ REALNA A FORMALNA Własność akcji obejmuje dwa zasadnicze
stosunki, których konkretnymi wyrazami są dywidendy oraz tzw. zyski kapitałowe
czy różniczkowe reprezentujące, odpowiednio, własność kapitału realnego czy
materialnego oraz fikcyjnego. Dywidendy wyrażają korzystanie ze środków
produkcji [wymiany etc.] zapośredniczone przez własność akcji. Natomiast zyski
ze środków produkcji wywierają jedynie pośredni wpływ na wielkość "capital gains".
Możemy zatem mówić, w pierwszym przypadku, o bezpośredniej własności środków
produkcji,a w drugim - o pośredniej własności środków produkcji. Dla celów
analizy socjologiczno-ekonomicznej jednak jeszcze większe znaczenie ma inny
podział: na własność realną i formalną. Z punktu widzenia przyjętej tu
koncepcji, bynajmniej nie wszyscy akcjonariusze czy udziałowcy zasługują na
miano właścicieli kapitału. Zawężając naszą uwagę do klas pracowniczych, można
powiedzieć, że własność formalna czy nominalna wyraża w ich przypadku własność
siły roboczej a nie kapitału. Posiadane akcje są w takich wypadkach swoistą
postacią płacy roboczej. Nasze rozróżnienie nie miałoby większej wartości, gdyby
nie dało się przełożyć na język konkretnych wskaźników umożliwiających względnie
precyzyjne rozróżnianie obu tych rodzajów własności1. Jako pierwsze kryterium
określania stosunku własności akcji do własności kapitału można zaproponować
zasadę polegającą na porównywaniu wartości danego pakietu akcji z wartością
inwestycji koniecznej dla utworzenia własnego zakładu. Jeśli ta pierwsza
wielkość jest wyższa od tej drugiej, dany blok akcji reprezentuje realną
własność środków produkcji. Pochodne i pomocnicze kryterium zakłada, że akcje
wyrażają realną własność kapitału jeśli można je zamienić na pieniądze
pozwalające na zakup luksusowych środków konsumpcji takich jak dzieła sztuki,
pałace, jachty itp., które z kolei są łatwo zamienialne na środki produkcji. Po
trzecie, można powiedzieć, że pakiet akcji reprezentuje realną a nie nominalną
własność środków produkcji jeśli jego wartość przewyższa wartość siły roboczej.
Po czwarte, o realnej własności kapitału akcyjnego można mówić, gdy dany zbiór
akcji ma wartość wyższą od sumy średnich oszczędności pracowników najemnych. W
przeciwnym wypadku mamy do czynienia z oszczędnościami a nie z kapitałem.
Powyższe cztery kryteria, jako dotyczące wartości akcji, były związane z tym
stosunkiem własnościowym, jaki nazwaliśmy wcześniej pośrednią własnością środków
produkcji albo własnością kapitału fikcyjnego. Natomiast trzy pozostałe
wskaźniki dotyczą stosunku określonego jako bezpośrednia własność środków
produkcji. Jeśli zatem, po piąte, dochód zdywidend jest wyższy niż dochód z
oszczędności przeciętnego posiadacza samej tylko siły roboczej, to akcje
przynoszące taką dywidendę mogą być traktowane jako wyraz realnej własności
kapitału. Zgodnie z kolejnym, szóstym kryterium, jeżeli dywidendy są dla danego
pracownika najemnego ważniejszym źródłem utrzymania niż płaca robocza, to jest
on w większym stopniu właścicielem kapitału niż siły roboczej. Kryterium to,
warto zastrzec, może być mylące, gdyż w pewnych wypadkach płace a dokładniej
mówiąc pensje zwłaszcza 'oficerów produkcji' mogą ukrywać własność kapitału a
nie być tylko ekwiwalentem wartości własnej siły roboczej. Do szeregowych
pracowników, w tym robotników, kryterium to jest jednak bez takich zastrzeżeń
stosowalne. Bardziej ogólny charakter posiada siódme i ostatnie kryterium, które
daje się odnosić do wszystkich posiadaczy akcji. Jeżeli dochód z dywidend
pozwala na życie na poziomie wyższym od stopy życiowej przeciętnego właściciela
samej tylko siły roboczej, to pochodzi on z realnej a nie jedynie formalnej
własności. Mówiąc bardziej potocznym językiem, jeśli własność pewnej liczby
akcji pozwala komuś na życie bez pracy, to wyraża ona realną własność środków
produkcji. W przypadku pracowników najemnych rola dywidend jako źródła środków
utrzymania ujawnia się szczególnie dramatycznie i bezpośrednio w sytuacji utraty
pracy. Jeżeli dochód z dywidend umożliwia utrzymanie dotychczasowego poziomu
życia, to wyraża on rzeczywistą własność. Ekonomiczno-socjologiczne - w
odróżnieniu od prawniczego - ujęcie prywatyzacji jest niezbędne m.in. w analizie
jej genezy. Wpływy prawniczego podejścia do prywatyzacji odpowiadają za
popularne przeświadczenie iż o historii prywatyzacji w Polsce można mówić od
chwili uchwalenia czy wejścia w życie ustawy o prywatyzacji przyjętej przez
parlament w 1990 roku. Faktyczna, choć nie występująca oficjalnie pod tą nazwą,
prywatyzacja była już wówczas jednak mocno zaawansowana. Jeszcze w czasach
ancien regime'u powstały liczne [według oficjalnych ustaleń1593] spółki między
osobami prywatnymi i przedsiębiorstwami uspołecznionymi.Od stycznia do września
1989 r. według jednych danych powstało 12,6 tys. takich spółek. [Gruszecki, s.
311.] Według danych NIK, pod koniec 1989 r. istniało w sferze produkcji
materialnej 3457 spółek prawa handlowego z udziałem przedsiębiorstw
państwowych(ponad 4 razy więcej niż przed rokiem). [Najwyższa Izba Kontroli].
Różnice w danych pochodzą prawdopodobnie ze stosowania odmiennych klasyfikacji
podmiotów gospodarczych. Wagę zagadnienia podkreśla fakt, iż spółki takie
istniały w 175 spośród 1700 największych przedsiębiorstw sektora państwowego
["Gazeta Wyborcza" 22.07.1990]. Nietrudno zrozumieć dlaczego proces ten uzyskał
w języku ludu miano uwłaszczenia nomenklatury; do spółek tych należało 1000
dyrektorów, wicedyrektorów, kierownikówzakładów i głównych księgowych, 580
prezesów spółdzielni, 9 wojewodów, 57+prezydentów oraz naczelników miast, 80
działaczy partii politycznych i związ ków zawodowych.[Kuczyński, s.138]. Czym
zajmowały się nomenklaturowe spółki? Można bez przesady stwierdzić, że ich
główną funkcję stanowiła, mówiąc językiem ekonomicznym, akumulacja pierwotna. Na
51 powstałych w sektorze uspołecznionym spółek, które przebadała NIK, zaledwie
jednaokazała się prowadzić jakąś społecznie użyteczną działalność . Nieco
korzystniejszy dla spółek był wynik kontroli prokuratury, uznającej zasadność
działania 20% przebadanych spółek[Tygodnik Demokratyczny 26, 1990,s.4].
Pozostałe spółki trudniły się głównie pasożytniczympośrednictwem kosztem zarówno
swego "podglebia", tj. uspołecznionych zakładów, czyli ich załóg jak i klientów
płacących wyższe ceny. Możliwości osiągania nadzwyczajnych zysków przez
właścicieli spółek polegały również na przejmowaniu niemal za bezcen środków
produkcji przedsiębiorstwa uspołecznionego. Nieuregulowanie kwestii wyceny
przekazywanego majątku sprawiało, że jego wartość była na ogół znacznie
zaniżona. Po pierwsze, przyjmowanie za podstawę wyceny wartości księgowej
majątku oznaczało pomijanie odrębnej wartości przedsiębiorstwa jako określonej
całości a także przejmowanie gratis innych elementów nie znajdujących
odzwierciedlenia w bilansach takich jak znaki firmowe, wzory użytkowe czy więzi
rynkowe. W ogóle nie ma też wartości księgowej ziemia.W rezultacie taka np.
spółka, powstała na bazie "Igloopolu" przejęła darmo ziemię wartości ok. 22,7
mld zł ["Rzeczpospolita", 30.11.1989, s.2] Po trzecie, w warunkach wysokiej
inflacji wartość księgowa środków produkcjimusi być znacznie niższa od
rzeczywistej. W pełni zamortyzowane,choć zdolne do funkcjonowania środki
produkcji w ogóle zaśnie mają wartości księgowej. Prowadziło to oczywiście do
nieekwiwalentnego przejmowania uspołecznionych środków produkcji przez "nomenklaturowych"
kapitalistów. Jakkolwiek nagannie nie oceniać by omawianego zjawiska, to uznać
trzeba, że nie tylko zapoczątkowało ono proces prywatyzacji, ale uczyniło go
nieodwracalnym stwarzając potrzebę jego prawnego unormowania. Nie tyle nawet
polityczne powiązania co ekonomiczna pozycja gospodarczego trzonu nomenklatury
tj. klasy menedżerskiej w połączeniu z ustrojową, reformatorską, rewolucyjną czy
jakkolwiek by jej nie nazwać misją grup rządzących sprawiły, iż owe prawne ramy
przybrały postać zapewniającą przychylny stosunek klas kierowniczych do
prywatyzacji. Stąd też kroki podjęte dla ukrócenia najbardziej jaskrawych form
nomenklaturowej prywatyzacji nie zagroziły trwale ich uwłaszczeniowym dążeniom.
Nawet najpoważniejsza zmiana obsady - przy lekkiej modyfikacji scenariusza - nie
zmieniają faktu, iż mieliśmy do czynienia z tą samą w zasadzie sztuką. W istocie
rzeczy silniejsza niż Solidarnościowego rządu była oddolna reakcja na
"menedżerską rewolucję". Według danych pochodzących z końca 1993 r. wymianie
poddano ponad 80% kadry zarządzającej . Zgodnie z danymi Ministerstwa Przemysłu
i Handlu (""Rzeczpospolita"", 7.08.1993) 3/4 odwołań dokonały rady pracownicze,
zaś 1 /4 minister. Za najbardziej promenedżerskie rozwiązanie należy uznać tzw.
prywatyzację likwidacyjną[później zwaną bezpośrednią], a dokładniej jej ścieżkę
regulowaną przepisami art.37 ustawy o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych.
Z kolei w ramach tej ścieżki najbardziej popularny okazał się tzw. leasing. Jego
przewagę nad dwiema pozostałymi przewidzianymi w ustawie formami prywatyzacji
bezpośredniej tłumaczą względy nie tyle ekonomiczne co socjologiczne. Z
pierwszego dodajmy, że podzielanego przez rząd[znowu nie tylko z powodów
ekonomicznych lecz także klasowych: wspomagania ekspansji rodzimej burżuazji]
punktu widzenia wniesienie przedsiebiorstwa aportem do spółki z wyłonionym w
publicznym trybie inwestorem stanowi formę na pewno korzystniejszą, gdyż w jej
wyniku przedsiębiorstwo zostaje automatycznie dokapitalizowane zyskując jak
podkreślał resortowy wiceminister rozczarowany marginalną rolą tej podścieżki
szansę na rozwój.
Wejściem na tę ścieżkę
nie były bowiem zainteresowane ani klasy kierownicze ani klasa robotnicza. Dla
tych pierwszych nieznany a więc nieprzewidywalny inwestor stanowi potencjalne
zagrożenie, a ta ostatnia ma swoje powody, by nie pożądać twardej ręki obcego
kapitalisty. do motywacji negatywnej dołącza się brak motywacji pozytywnej: do
czasu ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji tak sprzedaż firmy jak wniesienie
jej majątku do innej spółki nie pociągały za sobą gratyfikacji dla pracowników.[
w postaci preferencyjnych akcji Należy tu wyjaśnić, dla oddalenia możliwych
nieporozumień wiążących się z nieuniknionym posługiwaniem się językiem prawnej
doktryny własności[dzierżawa, odpłatne korzystanie w odróżnieniu od nabywania
własności itp.], że z punktu widzenia ekonomiczno-socjologicznej teorii
własności udziałowcy lub akcjonariusze spółek z ograniczoną odpowiedzialnością
bądź spółek akcyjnych wchodzących w stosunek nazwany w ustawie odpłatnym
korzystaniem z mienia przedsiębiorstwa stają się tym samym ekonomicznymi
właścicielami środków produkcji danego przedsiębiorstwa. Jest to natomiast
rzeczywiście własność ograniczona czy lepiej niepełna ze względu na niemożność ,
do chwili wykupienia danego zespołu środków produkcji ich sprzedaży a więc
ekonomicznej realizacji jednego z dwóch zasadniczych stosunków składających się
na własność w znaczeniu ekonomicznym. W praktyce jednak takie możliwości
dysponowania przejętymi środkami produkcji mogą być przedmiotem negocjacji z
panstwowym właścicielem, jak przekonuje o tym przykład jednej ze spółek której
przedstawiciele podjęli , Negocjacje z powołaną przez wojewodę komisją dotyczące
nie tylko określenia wartości majątku firmy (czyli wysokości opłat leasingowych)
ale i warunków dysponowania nim przez spółkę. Jak wyjaśnia przewodniczący rady
nadzorczej Winstalu,"chodzi o to, aby pozwolono nam zarządzać majątkiem w sposób
menedżerski, samodzielny, bez konieczności uzyskiwania, np. przy decyzjach o
sprzedaży części majątku, zgody organu założycielskiego". ["Gazeta Wyborcza",
wyd. P, 05.03.99]Po drugie i ważniejsze, możliwość wkroczenia we wspomniany
stosunek własności [choć spotykane są w tym zakresie różne ograniczenia aż do
jej wykluczenia włącznie] przysługuje indywidualnym współwłaścicielom jako
podmiotom własności środków produkcji zapośredniczonej przez własność kapitału
akcyjnego/udziałowego. Z punktu widzenia ekonomiczno-socjologicznego problemem
jest więc nie sam fakt przysługiwania własności pracowniczym wspólnikom, lecz
charakter tej własności: realny bądź formalny oraz jej dystrybucja wśród
poszczególnych klas występujących na szczeblu przedsiębiorstwa. Powszechnie
stosowana w odniesieniu do przekształcanych na omawianej drodze przedsiębiorstw
nazwa spółek pracowniczych jest albo tautologiczna albo myląca: jako sugerująca
względnie równy podział owej własności. Tymczasem w świetle ustaleń badania
przeprowadzonego w Instytucie Badawczo-Doradczym "Zmiany" o ile w momencie
tworzenia "spółek pracowniczych" kierownictwo miało większość akcji w niespełna
co ósmej spółce, to pod koniec 1992 r. - już w co szóstej. W ponad połowie
przebadanych przez Instytut firm "pracowniczych" kierownictwo posiadało wiodący
[co najmniej 26%] pakiet akcji. [Olko-Bagieńska, s.19] Nieco inne liczby[co
wynika zapewne z różnic w próbie], lecz podobny trend zmian struktury własności
podaje badanie Instytutu Nauk Politycznych PAN zgodnie z którym bezpośrednio po
przekształceniu w badanej próbie przedsiębiorstw w rękach członków zarządów
znajdowało się przeciętnie9,76%, +zaś w rękach załóg pracowniczych +75,42%
akcji. Na koniec 1992 r. udział ten w odniesieniu do członków zarządów2 wzrósł
do +12,01%, czyli o 24,2%, +zaś udział załóg spadł do poziomu 66,85, czyli o
+11,4% udział zewnętrznych osóbfizycznych i prawnych wzrósł z ok. 15% do 21%.
[Jarosz, 1994, s.54] Podobny obraz przynosi badanie przeprowadzone w Instytucie
Badan Nad Gospodarką Rynkową. Ponad 80% wybranych przedsiębiorstw z przyjętej w
tym badaniu próby 44 firm zostało przekształconych przed1993 r., a blisko 70 %
przed drugą połową 1993 r. Połowa wszystkich przedsiębiorstw objętych próbą
została przekształcona w ciągu jednego roku: w okresie drugiej połowy 1991 r. i
pierwszej połowy 1992 r. 945 Od momentu przekształcenia do 1994 r. udział załogi
w kapitale akcyjnym bądź udziałowym zmalał średnio z -87,0% do 72,8%, podczas
gdy w tym samym okresie udział członków zarządu i byłej rady pracowniczej wzrósł
z 28,3% do 29,7%, a samego prezesa z 9,3% do 11,5%, natomiast akcjonariuszy bądź
udziałowców zewnętrznych z 13,0% do 26,9% [Szobburg, s.30]. [Owi inwestorzy z
zewnątrz (krajowi i zagraniczni) w zasadzie zapraszanibyli w sytuacjach
przymusowych, tzn. wtedy, gdy nie udawało się zgromadzić wystarczającego
kapitału na wykup bądź leasing przedsiębiorstw [Karpińska-Mizielińska, Smuga,
s.10]. Procesy wywłaszczania szeregowych pracowników na korzyść przede wszystkim
klas menedżerskich i tym samym zacierania się pracowniczych i robotniczych
znamion spółek przeobrażających się coraz wyraźniej w spółki menedżerskie czy
też w najlepszym wypadku menedżersko-pracownicze nasilają się wraz z upływem
czasu od momentu prywatyzacji, co ukazuje badanie IPS PAN obejmujące okres od
rejestracji do 1995 r. W ciągu tego okresu udział w kapitale akcyjnym/udziałowym
spółki pracowników nie zaliczanych do kierownictwa spadł z 73% do 45%.[Jarosz,
1996, s96] W 1995 r. w 42% firm pracownicy nie należący do ścisłego kierownictwa
posiadali ponad51% akcji, w 22% spółek posiadali ponad 70% akcji. Natomiast
członkowie zarządu i rady nadzorczej posiadali ponad 51% kapitału w 18% spółek.
W chwili powstania, przeciętnie rzecz biorąc, 72% świeżo upieczonych
współwłaścicieli spółek posiadało akcje bądź udziały o wartości poniżej 2,500
[nowych] zł czyli mniej niż 25 mln starych zł, w tym 53% uwłaszczyło się na sumę
mniejszą od 1 tys.[10 mln].4% miało pakiety o wartości mieszczącej się w
przedziale od 2,5 do 10 tys[25-100 mln przy starym przeliczniku] a 1%
akcjonariuszy miał udziały własnościowe warte ponad 10 tys[100 mln zł]. Trzeba
też dodać, że 23% pracowników badanych spółek w ogóle nie miało żadnych akcji.
Zgodnie z kryterium wartości siły roboczej[przyjętej, dla uproszczenia, jako
odpowiadająca średniej płacy],realnych właścicieli kapitału
akcyjnego/udziałowego należy poszukiwać jedynie wśród dwóch najwyższych
kategorii wyróżnionych w cytowanym wyżej badaniu, a więc wśród zdecydowanej
mniejszości. W drugiej transzy przebadanych przez zespół ISP PAN
spółek[sprywatyzowanych po zakończeniu roku 1991] nieco mniej bo 57% udziałowców
posiadało pakiety o wartości do 2,5 tys.[w łączając 33% posiadających mniej niż
1 tys.] i liczniejsi też byli posiadacze pakietów o wielkości 2,5-10 tys.[15%
ogółu], choć z drugiej strony wyższy był też udział pozostających poza nawiasem
uwłaszczenia:26% Na drugim biegunie licząca 2% ogółu elita nabyła udziały o
wartości przekraczającej 10 tys.. w 1995 r. w pierwszej grupie spółek 56%, a w
drugiej tzn. sprywatyzowanej później - 50% akcjonariuszy pozostało właścicielami
udziałów nie przekraczających 2,5 tys., w związku głównie z deprecjacją złotego
do kategorii posiadaczy akcji o wartości mieszczącej się w przedziale 2,5-10
tys. przeszło, odpowiednio, 8 i 18%. W obu grupach spółek o 1% -do 2 i 3% -
zwiększył się też odsetek posiadaczy kapitału o wartości przewyższającej 10 tys.
Jednocześnie wzrósł udział wyłączonych z jakiejkolwiek własności akcji: do 34i
29%. [Jarosz, 1996, s.89] Oceniając dane odnoszące się do 1995 r. należy mieć na
uwadze wzrost nominalnej wartości siły roboczej, którego pewnym odbiciem może
być wysokość przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej[ jaka w 1995 r.
wyniosła miesięcznie 690,92 zł], a w odniesieniu do klasy robotniczej - poziom
średniego miesięcznego wynagrodzenia w przemyśle na tzw.stanowiskach
robotniczych [równy w 1995 r. 762,04 zł. Uwzględnienie tej okoliczności
równoważy odnotowane wyżej przesunięcia liczebności posiadaczy udziałów o różnej
wartości nie zmieniając wniosku o braku dostępu zasadniczej większości
pracowniczych współwłaścicieli spółek leasingujących do realnoekonomicznej
własności kapitału.Przyjęcie za podstawę szacunku wartości siły roboczej
średniej dla wszystkich pracujących daje sumę wynoszącą ok,9,144 zł, co oznacza,
że zaledwie 2-3% pracowników spółek leasingujących posiadających udziały bądź
akcje warte ponad 10 tys. można śmiało uznać za uwłaszczonych realnie a nie
tylko nominalnie. Nawet jeśli, chcąc być maksymalnie skrupulatni włączymy do tej
grupy jakąś górną cząstkę akcjonariuszy znajdujących się w następnym przedziale,
tzn. między 2,5 a 10 tys.zł[8-18% ogółu], to i tak nie zmienia to tezy o bardzo
wąskiej ścieżce do rzeczywistej własności, jaką okazał się akcjonariat
pracowniczy w wydaniu ustawy prywatyzacyjnej. W dokładniejszej analizie
należałoby uwzględnić fakt odmiennej wartości siły roboczej poszczególnych
wchodzących w grę klas, w szczególności klasy bezpośrednich producentów
uruchamiających przemysłowe środki produkcji oraz handlowego proletariatu.Według
danych statystycznych przeciętne wynagrodzenie roczne pracowników zatrudnionych
w przemyśle na stanowiskach robotniczych - która to kategoria nie pokrywa się
ściśle z klasą bezpośrednio produkcyjną - wyniosło 9 144,48 zł, podczas gdy taka
średnia w dziale handlu i napraw była niższa, bo wynosiła 6 922,92 zł. Z drugiej
strony wiadomo, że udziały powyżej 10,000 zł miało w 1995 r. w małych spółkach
przemysłowych 2, a w dużych -4% w nich zatrudnionych [Jarosz, 1996, s.91], które
to odsetki obejmują jednak, zwróćmy uwagę, członków pośrednio produkcyjnych klas
kierowniczych czyich siła robocza ma wartość odmienną od klasy bezpośrednich
producentów. Z kolei średnia klasa kierowników handlowych tworzy przypuszczalnie
realnie uwłaszczoną część stanowiącej w przypadku małych 15%, a dużych firm
handlowych -10% ogółu w nich zatrudnionych grupy posiadaczy pakietów w wysokości
od 2,500 do 10,000 zł. Natomiast w tymże samym 1995 roku kapitalistów w dużych
spółkach handlowych [zatrudniających wówczas przeciętnie 300 pracowników]
należałoby poszukiwać wśród zaledwie siedmiu posiadaczy akcji o wartości ponad
20 tys.zł, przy czym z całą pewnością status taki należy przypisać czterem
właścicielom udziałów przekraczających 50 tys. zł [Jarosz, 1996, s.93] Według
bowiem informacji zasięgniętych przez autora w środowisku przedsiębiorców w
roku1995 otworzenie własnej firmy wymagało inwestycji ok. 40 tys.[400 starych
mln] zł. W najbardziej skrótowym ujęciu obraz struktury własnościowej oddaje jej
podział na wąską elitę kapitalistyczną[rekrutującą się - gdyby ograniczać się do
"insiderów " - z grona zarządu, nieco szerszą grupę realnoekonomicznych
właścicieli środków produkcji o statusie analogicznym do drobnomieszczańskiego
oraz najszerszą masę proletariatu pozbawionego realnej a w znacznej liczbie
przypadków nawet formalnej własności Ze względu na brak miejsca nie możemy tu
omawiać całej gamy sposobów finansowania leasingowej prywatyzacji niektóre z
jakich są nie tylko tolerowane ale popierane i wręcz kreowane przez władze.
M.in. w 1991 r. wydano rozporządzenie umożliwiające tworzenie podwyższonego
funduszu nagród z przeznaczeniem na wykupienie akcji bądź udziałów
spółki.Początkowe uprzedzenia wobec spółek pracowniczych, które uznawano za
przejaw bolszewizmu, kolektywizmu itp. szybko ustąpiły bardziej trzeźwej ocenie.
Przekonano się, że układ własnościowy spółek zwanych siłą inercji pracowniczymi
mało ma wspólnego ze spółdzielniami a wyraża aspiracje nie tyle jakichś
zwolenników oddolnej dyktatury proletariatu co klas menedżerskich z którymi
grupy rządzące były powiązane jeśli nie nomenklaturowymi więzami z przeszłości
to, o wiele ważniejsze, interesami; wystarczy wskazać na takie źródło
politycznej siły menedżerów jakim jest dysponowanie funduszami przedsiębiorstwa
z potencjalnym przeznaczeniem ich na zasilanie kampanii wyborczej polityków i
ich partii. ]. Stanowisko rządowych sterników prywatyzacji wspiera się jednak
także na przesłankach ekonomicznych. Z punktu widzenia autorów polityki
prywatyzacyjnej menedżerska własność [i idąca z nią w parze władza w
przedsiebiorstwie] ma - w przeciwieństwie do własności rzeczywiście pracowniczej
czy robotniczej - wiele zalet. Menedżerskie 'wykupy' koncentrując własność w
rękach zarządu prowadzą do połączenia - nie istniejącego w spółkach o
rozproszonej własności akcji - własności z kontrolą i stanowią potężne źródło
motywacji. Z punktu widzenia zatem .robotników i innych szeregowych pracowników
rezultat własnościowego przekształcenia ich przedsiębiorstwa okazał się
ironiczny; w robotniczych decyzjach o poparciu dyrekcyjnych założycielskich
projektów , we własnych inicjatywach oddolnych czy w oporze wobec obecności
inwestorów z zewnątrz istotną rolę odgrywała obrona przed poddaniem się władzy
kapitału. Tymczasem okazało się, że do ustanowienia w firmie kapitalistycznych
porządków nie są wcale potrzebni "obcy", równie sprawni okazali się na tym polu
"swoi" szefowie. Pracownicze czy menedżerskie, przedsiębiorstwa , utrzymują się
jakoś przy życiu. I ten nagi fakt: przetrwanie zakładu a wraz znim i miejsc
pracy, choćby i nie dla wszystkich stanowi podstawową zaletę leasingowej
prywatyzacji a zarazem wytłumaczenie jej zrezygnowanego znoszenia przez
robotników. W imię tego nadrzędnego celu: egzystencji zakładu pracy godzą się
oni na kiepskie zarobki,które w tych spółkach są zdecydowanieniższe, niż w
innych, porównywalnych typach przedsiębiorstw3[Jarosz, 1995,s.], przystają na
wymuszane przez kapitalistyczny rynek redukcje, które jawią się im zapewne jako
wywoływane przez siły pozostające poza ich kontrolą, podobnie jak prawa
prywatnej własności pozbawiają ich takiego wpływu na sprawy także w obrębie
własnego przedsiębiorstwa. Zwłaszcza w początkowym okresie preferowaną przez
rząd, już to pod wpływem brytyjskich doradców, już to dla jej atrakcyjności jako
biletu wstępu do salonu kapitalistycznych finansów [giełda itd.] była kapitałowa
ścieżka prywatyzacji tzn. przekształcenie przedsiębiorstwa w jednoosobową spółkę
Skarbu Państwa [akcyjną lub z ograniczoną odpowiedzialnością] i następnie
zbywanie jej akcji lub udziałów drobnym inwestorom, krajowym nabywcom większych
pakietów akcji, nabywcom zagranicznym. W gronie nowo wykreowanych właścicieli
znalazło się też miejsce dla pracowników; zachętą dla załóg a zarazem niejako
wykupieniem ich dotychczasowych praw współdecydowania[z chwilą zamiany
przedsiębiorstwa w spółkę kończy automatycznie swój byt samorząd pracowniczy]
miało być umożliwienie pracownikom nabycia do 20% akcji swojego
przedsiębiorstwana warunkach preferencyjnych, tzn. po cenie obniżonej o połowę (wstosunku
do ceny ustalonej dla osób fizycznych, obywateli polskich,oferowanej w pierwszym
dniu sprzedaży). Łączna wartość ulg przypadających załodze każdego
przedsiębiorstwa została określona jako iloczyn średniego wynagrodzenia w
gospodarce państwowej z 12 miesięcy poprzedzającychprywatyzację i liczby
pracowników nabywających akcje. W rezultacie zastosowania zasad określania
wielkości pakietów pracowniczych o jakich była mowa poprzednio w czterech
spośród pięciu przedsiębiorstw [TONSIL, KROSNO,KABLE, PRÓCHNIK, +EXBUD ] jakie
objęła pierwsza oferta publiczna dla załogi zarezerwowano 20%, a w jednym-17%
ogółu akcji.w Exbudzie ok. 5 tys. osób zapisało się na akcje , co wyniosło w
sumie 95% [190 tys. akcji[ zarezerwowanego dla załogi pakietu.[Życie Gospodarcze
6,1991, s.4.] Wynika stąd, że przeciętny pracownik uzyskał 38 akcji,
reprezentujących wartość - według ceny debiutu - [1132400 starych zł] Natomiast
442 pracownikom firmy Kabel przypadły ulgowe pakiety złożone średnio z 265
akcji[Życie Gospodarcze 6,1991, s.4]. Wartość takiego pakietu , znowu przyjmując
za podstawę cenę debiutu, wynosi 21200000 zł. Zastosowanie kryterium opartego na
wartości środków produkcji nie daje podstaw do uznania oszacowanych wyżej
pakietów pracowniczych za wyraz choćby drobnokapitalistycznej własności; jak
wynika z informacji zasięgniętych przez autora, w okresie do jakiego odnoszą się
owe wielkości rozpoczęcie "biznesu" zatrudniającego do 5 pracowników wymagało
dysponowania sumą ok. 100 mln zł. Dla naszych celów możemy przyjąć, ryzykując -
ze względu na zjawisko niedopłacania rodzimej siły roboczej- raczej
niedoszacowaniem niż przeszacowaniem, jako podstawę określenia wartości siły
roboczej jej cenę. Okaże się wówczas, że większa z wymienionych liczb przewyższa
tak oszacowaną - na podstawie wynagrodzenia w całej gospodarce narodowej, które
w 1991 r. wynosiło miesięcznie 1039,6 tys. zł, wartość siły roboczej.
hipotetyczny wniosek iż w przypadku prywatyzacji kapitałowej drogą sprzedaży
publicznej pracowniczy akcjonariat na warunkach określonych ustawą o
prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych nie doprowadził do zmiany położenia
klasowego, a co najwyżej do uzyskania - w mniejszości przypadków - rzeczywistej
własności, przez pracowników najemnych zdają się potwierdzać inne okolicznośći
udziały własnościowe uzyskane przez pracowników sprywatyzowanych przedsiębiorstw
nie były na tyle znaczące by przeważyć nad interesem wynikającym z ich położenia
pracownika najemnego. Świadczy o tym fakt, iż interesowali się oni po zmianie
statusu przedsiębiorstwa głównie płacami, a dokładniej ich podwyżkami
ułatwionymi dzięki oddaleniu groźby karnego podatku znanego jako "popiwek". To
właśnie brak obowiązywania owego podatku od ponadnormatywnych wynagrodzeń
stwarzał silny bodziec pobudzający do prywatyzacji. Nie znaczy to, iż wśród osób
zatrudnionych w omawianej grupie spółek nie można znaleźć autentycznych
kapitalistów. Dotyczy to z pewnością wielu kierowników wysokiego szczebla.
Prezes Exbudu, W.Zaraska posiadał w okresie o jakim mowa 10% , czyli 100.000
akcji , swej firmy , o wartości, według ceny debiutu, , 2mld 980 mln zł. , Exbud
był jedynym sukcesem w grupie pierwszych prywatyzacji giełdowych. W końcu
inauguracyjnego 1991 roku okazało się, że na swoje wyszli jednynie posiadacze
akcji Exbudu. Pozostała czwórka warta była mniej niż na początku notowań.Ta
prawidłowość powtarzała się w kolejnych latach. Nasuwające się wyjaśnienie tego
znamiennego faktu wskazuje właśnie na owo własnościowe zaangażowanie szefostwa
firmy. Eksperci zagraniczni, jakim powierzono wycenę prywatyzowanych
przedsiębiorstw musieli polegać na kooperacji kierownictw tych firm, które miały
oczywisty interes w zaniżaniu owych wycen , interes tym silniejszy im większe
było ich własnościowe zaangażowanie, a tym samym większe korzyści płynące z
takiego niedoszacowania. Przede wszystkim tym właśnie raczej niż rzeczywistymi
bądź domniemanymi przewagami Exbudu nad Próchnikiem i innymi firmami z "piątki"
należy tłumaczyć nadwyżkę ceny rynkowej nad emisyjną akurat w przypadku
przedsiębiorstwa o najwyższych udziałach menedżerskich..Tu należy także
doszukiwać się źródeł prowadzonej przez Exbudw w pierwszych latach na giełdzie
polityki wypłat wysokiej dywidendy, na granicy możliwości spółki , co ujawniło
się , kiedy tylko firmie powinęła się noga w interesach na rynku niemieckim, co
w rezultacie zmusiło ją do poszukiwania pieniędzy na poprawienie płynności
finansowej i inwestycje w nowej emisji. 3.5% kapitału akcyjnego należącego do
wiceprezesa Exbudu miało wartość 1 mld 43 mln zł/["Życie Gospodarcze", 6, 1991,
s.4]. Pakiety akcji szefów Exbudu należy traktować jako wyrażające realną
własność środków produkcji , a ich posiadaczy jako wykreowanych dzięki
prywatyzacji kapitalistów [dokładniej: członków klasy burżuazji produkcyjnej w
odróżnieniu od burżuazji rentierskiej]. To iż podane sumy odpowiadają realnej
własności środków produkcji ukazuje , by użyć konkretnego przykładu, ich
porównanie z kosztem olejarni: 1mld zł ["radio business", pr.I PR, 04.11.1993.]
Korzyści własnościowe jakich kierownicy oczekiwali po prywatyzacji odciskały
silnie swe piętno na samym jej przebiegu i warunkach. Przejawiało się to m.in. w
naciskach na zaniżenie akcji przekształcanych spółek , których skuteczność
podnosiło pozyskiwanie dla swoich dążeń załóg. Takie powstające na gruncie
wspólnego interesu koalicje potrafiły skutecznie skomplikować rachuby rządowych
prywatyzatorów i poprzez targi poważnie wydłużać i hamować cały proces. Pokazuje
to przykład Vistuli. Klasycznej ilustracji wpływu przedstawicieli klasy
menedżerskiej, w tym przypadku finansowej na warunki własnego uwłaszczenia
dostarcza prywatyzacja Banku Śląskiego. Jak stwierdziła specjalna podkomisja
sejmowa badająca okoliczności tej prywatyzacji, "do udziału w podejmowaniu
decyzji [określających warunki emisji-przyp.J.T.] dopuszczono osoby materialnie
zainteresowane minimalizacją ceny emisyjnej (zarząd banku)." ["Gazeta Wyborcza",
03.07.1994] Wejście na giełdę oznacza jednak nie tylko potencjalnie wysokie
zyski kapitałowe, pensje i przywileje, ale również określone ryzyko. W latach
1992-1993 w dwóch spośród sześciu badanych przez IBGR spółek o rozproszonych
tytułach własności zmieniono - ze względu na ich pogarszającą się sytuację
finansową - skład zarządu odwołując prezesa i niektórych członków. Prywatyzacja
kapitałowa drogą sprzedaży publicznej nie stanowi optymalnej drogi przekształceń
z punktu widzenia interesów menedżerów.Właśnie owe interesy , w połączeniu z
innymi: technicznymi i in. względami zadecydowały o zejściu metody sprzedaży
publicznej z głównego toru prywatyzacji do jakiego została wytypowana przez
odgórnych budowniczych kapitalizmu. Interes czy raczej brak interesu menedżerów
w prywatyzacji drogą oferty publicznej mógł przy tym zbiegać się z dążeniami
szeregowych pracowników. Ustaliliśmy już, że przynajmniej w ramach
preferencyjnego zakupu udziałów przewidywanego przez ustawę prywatyzacyjną z
1991 r. nie mogli oni liczyć na klasowy awans. Jednak i interesy wynikające z
położenia pracownika najemnego nie wydają się ich skłaniać ku preferowaniu tej
formy prywatyzacji. po jednorazowym wzroście płac będącym wynikiem
prywatyzacjinowi właściciele okazali się bardziej wstrzemięźliwi w podwyższaniu
wynagrodzeńniż dyrekcje firm państwowych. Od początku 1992 roku systematycznie
spadałabowiem relacja przeciętnej płacy w firmach sprywatyzowanych kapitałowo do
prze-ciętnej płacy w gospodarce. W początku 1992 wynosiła ona w badanej próbie
ponad1,35, a w roku 1994 -1,20. Spośród przedsiębiorstw poddanych różnym formom
prywatyzacji kapitałowej najniższe wynagrodzenie płaciły - właśnie spółki
sprzedane w ofercie publicznej, i to mimo ich stosunkowo zadowalającej sytuacji
finansowej. w kręgach odgórnych prywatyzatorów coraz powszechniejsza stawała się
myśl o celowości łączenia oferty publicznej z inną metodą, obliczoną na
przyciągnięcie dużych, tzw. strategicznych inwestorów. To że owych
strategicznych inwestorów musiano w dużym stopniu poszukiwać zagranicą było
naturalną konsekwencją szczupłości krajowych zasobów finansowych. jednak to nie
tyle względy finansowe co opór robotników przeciwko nowym kapitalistycznym
właścicielom i ich wiktoriańskim porządkom tłumaczy zjawisko na jakie uskarżał
się minister. J. Lewandowski: "na 171 prywatyzacji kapitałowych[w okresie
1990-96] prywatni przedsiębiorcy z kraju uczestniczyli tylko w 16 czy 17
przypadkach. Jest więc to jak kropla w morzu"["Gazeta Wyborcza", 10.04. 1996]. O
tym, iż określenie: "wiktoriański" nie jest bynajmniej przesadą, przekonują dane
z których wynika, iż w 1992roku Państwowa Inspekcja Pracy odnotowała 13,4 tys.
skarg pracowniczych, a w 1997 roku liczba ta zwiększyła się do 26,8 tys.Z
przeprowadzonych w latach 1992-1994 przez inspektorów pracy 402kontroli i 148
rekontroli zakładów pracy objętych procesemprywatyzacji wynika, że naruszenia
przepisów dotyczących czasu pracy ujawniono w 55 proc. skontrolowanych firm, a
naruszenie przepisów ourlopach wypoczynkowych - w 52 proc. Nieterminowe
wypłacanie wynagrodzen miało miejsce w 20 proc. kontrolowanych zakładów,
brakszkolen ujawniono w 38 proc., a brak profilaktycznych badan lekarskichw 35
proc. kontrolowanych firm ["Rzeczpospolita", 10. 07.1998]. Również jednak w
przejmowanych przez obcych kapitalistów przedsiębiorstwach "powszechnie
obserwuje się sytuacje znane z opisu wczesnego kapitalizmu XIX wieku." takie np.
jak przedłużanie czasu pracy. "Mówią o tym m.in. relacje socjologów dotyczące
sytuacji w Wedlu pod rządami Pepsico: "Produkcja...się boi. Ludzie nie chcą
nawet iść na chorobowe i zakładowy lekarz często wpisuje do karty, że pacjent
odmówił przyjęcia zwolnienia". Kiedy sprzedaż na dobre ruszyła, zaczęły się
kłopoty z czasem pracy. Najpierw były faktycznie obowiązkowe ?dobrowolnie
pracujące" wolne soboty, na które ludzie zapisują się ze strachu przed utratą
pracy, teraz doszły kłopoty z wykorzystaniem choćby trzech tygodni urlopu latem,
bo po dwutygodniowej przerwie technicznej produkcja musi od razu ruszyć pełną
parą" ["Gazeta Wyborcza", 02.09.1994]. Oczywiście takie pogarszanie warunków
odtworzenia siły roboczej bezpośrednich producentów spotyka się z oporem
stawionym m.in. przez robotników FSO, którzy nie chcieli zrezygnować z części
urlopu i zająć się montowaniem nowych maszyn, które właśnie przyjechały z
zagranicy, co nb. wielce zbulwersowało ich koreańskich bossów, przyzwyczajonych
u siebie w kraju do znacznie bardziej spolegliwej siły roboczej.["Rzeczpospolita",
09.09.1997]. Prywatyzacja z udziałem inwestora zagranicznego była przeprowadzana
-w większości - z inicjatywy kierownictwa przedsiębiorstwa, które podejmowało
działania zmierzające do znalezienia inwestora zagranicznego i wstępnego
uzgodnienia warunków przekształcenia. Wedle badania ISP PAN po sprywatyzowaniu
przedsiębiorstwa przez kapitał zagraniczny nie doszło do generalnych zmian w
`dyrekcji~6. Zdecydowanawiększość dotychczasowej kadry wyższej okazała się
właściwymi fachowcamina właściwym miejscu i otrzymała nie tylko propozycje
pozostania na swoichstanowiskach, ale wręcz awanse, głównie materialne [Jarosz,
1997, s.90]. nprot Według badań socjologów szeregowi pracownicy są przekonani,
iż zmiany w położeniu pracowników najemnych ,które nastąpiły po przejęciu firmy
przez właściciela zagranicznego, należy oceniać generalnie raczej jako zmiany na
gorsze (37%) niż na `lepsze (14%). Kadrakierownicza - odwrotnie - ocenia, że w
stosunku do pracowników najemnych(ludzi pracy) zmiany nastąpiły bardziej na
lepsze (31,9%) niż na gorsze (17,6%).Średnia kadra usytuowana z definicji
pośrodku, w swojej większości stwierdzabrak zmian (27,8%) [Jarosz, 1997, s.83].
.Zdaniem autorów badań z punktu widzenia dwóch kryteriów: wyższych zarobków oraz
pewności zatrudnienia przytoczone wyniki odpowiedzi właściwie od-dają generalną
tendencję zmiany układu sił w przedsiębiorstwie z udziałemkapitału
zagranicznego. O ile w świetle danych, których z braku miejsca nie jesteśmy tu w
stanie zanalizować nie można wykluczyć istnienia także wśród robotników i innych
szeregowych właścicieli najemnej siły roboczej motywu zgody na czy nawet
poparcia dla prywatyzacji z udziałem kapitału obcego częściowo wspólnego z
przesłanką animującą działania menedżerskich promotorów takiej denacjonalizacji
w postaci nadziei na uzyskanie realnej a w pewnych wypadkach nawet burżuazyjnej
własności kapitału akcyjnego, to wiele faktów zaprzecza temu. Podstawową
przesłanką robotniczego przyzwolenia na prywatyzację jest świadomość jej
niezbędności dla dalszej egzystencji zakładu a tym samym obrony przed
ekonomicznym wywłaszczeniem z własności siły roboczej następującego wraz z
utratą pracy.Robotnicy zdają sobie sprawę z szans jakie dla zakładu a tym samym
ich miejsc pracy stwarzają środki finansowe i nowe technologie oferowane przez
zachodniego inwestora. Barierą trwałego klasowego awansu dzięki prywatyzacji
jest : położenie sprzedawcy własnej siły roboczej uzyskującego za nią
niewystarczającą cenę, które skłania do natychmiastowej zamiany nabytej
własności kapitału akcyjnego na uniwersalny ekwiwalent wszelkich towarów a tym
samym wyzbywania się tej własności i powrotu do- lekko tylko , by użyć wyrażenia
jednej z pracownic Celulozy, podreperowanego położenia pracownika najemnego. I
to właśnie dążenie do zachowania jego ekonomicznej realności, lęk przed utratą
podstawy utrzymania dostarcza jednej z dwóch odpowiedzi na fundamentalne pytanie
o powody nie sprawdzenia się jednak w sumie obaw o jakich mówił Andrzej
Olechowski: "w opinii Zachodu w 1990 roku Polska była najbardziej niestabilnym
krajem Europy Środkowej. Tu oczekiwano demonstracji i niepokojów...Polska miała
być czerwoną latarnią" ["Gazeta Wyborcza ", 16.11.1995]. Druga przyczyna dla
jakiej w Polsce nie zapłonął płomień antykapitalistycznej rewolucji leży w
będącym następstwem wywołanych przez prywatyzację wewnętrznych podziałów
osłabieniu ongiś tak potężnej i zdolnej do jednolitego działania klasy
robotniczej, i szerzej ogółu klas i warstw pracowniczych niektórzy pracownicy
prywatyzowanych firm nie ze swojej winy odbierali udziały wartości 15 zł, a inni
o wartości kilkadziesiąt tysięcy złotych. Konflikty na tle podziału akcji
występowały również wewnątrz załóg poszczególnych przedsiębiorstw. pięćdziesiąt
działających w KGHM związków zawodowych [dziesięć central branżowych]
rywalizowało, kto wymyśli lepszy sposób podziału akcji. Pomysłów było prawie
tyle, ile związków. Od takich, żeby dać wszystkim po równo, nie zwracając uwagi
na staż pracy (to zatrudnieni najkrócej), po koncepcję, by liczba akcji
uzależniona została od wykształcenia i zajmowanego stanowiska (to kadra
techniczna). Ale główne linie podziałów przebiegały wzdłuż branż. Górnicy dołowi
uznali, że powinni dostać najwięcej akcji, bo pracują najciężej, hutnicy, że
pracują równie ciężko, a przynoszą Polskiej Miedzi większezyski, więc wniosek
jest oczywisty. Skupiający przede wszystkim hutników Związek Zawodowy Polska
Miedź w czerwcu wystosował protest do premiera i ministra skarbu przeciwko
"absurdalnemu, nielogicznemu i niezgodnemu z prawem" uprzywilejowywaniu górników
i zagroził strajkiem" [Urbanek, s.21].. Przewodniczący miedziowej Solidarności
Józef Czyczerski oświadczył: "Nie może tak być, że hutnik przy piecu będzie miał
taki sam wskaźnik jak urzędnik za biurkiem". Najwięcej emocji i konfliktów
wzbudziła godzina zero, wyznaczona na dzień 12 września 1991 r. Okazało się, że
spełnienie marzeń zależy tylko od tego jednego dnia z przeszłości. Jak wyjaśnia
Arkadiusz Kawecki, dyrektor departamentu polityki kadrowej KGHM: "Jakaś data
musiała być przyjęta jako punkt wyjścia...Każde odstępstwo natychmiast rodziłoby
pytanie, a dlaczego nie pójść jeszcze dalej?" Do Mirosławy Rolnickiej,
zbierającej od pracowników oświadczenia o chęci objęcia akcji, zgłaszali się
ludzie, którzy przepracowali w Polskiej Miedzi ponad trzydzieści lat, ale
skuszeni wyższymi zarobkami gdzie indziej zwolnili się przed godziną zero.
Pracownicy, którzy nie dostaną darmowych akcji nie mają wątpliwości: To
wszystkozostało wymyślone, żeby okraść ludzi. Ktoś inny odszedł na emeryturę po
przepracowaniu w firmie 9 lat, 11 miesięcy i 3 tygodni. Nie dostanie nic,
przepisy -mówi Rolnicka - są bezwzględne...Tacy ludzie przychodzą później do
biura, krzyczą o niesprawiedliwości,straszą sądem, trzaskają drzwiami, ale to
nic nie pomoże." Najbardziej rozgoryczeni są pracownicy Przedsiębiorstwa Budowy
Kopalń, którzy wybudowali wszystkie lubińskie kopalnie. Ale PBK nigdy nie było w
strukturze Polskiej Miedzi, więc nie dostaną akcji. Nie dostaną ich także ludzie
zatrudnieni już po 12 września, ale w skrajnym przypadku dostanie ktoś
zatrudniony 11 września 1991, kto 13 wyleciał z pracy za pijaństwo. Wiesław
Franczak pracuje pod ziemią od 14 lat, najpierw w wałbrzyskiej kopalni Victoria,
a od czerwca 1992 r. w należącej do KGHM Rudnej."To parodia- mówi - żeby dostał
akcje ktoś wyrzucony dyscyplinarnie po miesiącu pracy, a ja nie." Franczak chce
walczyć. U rzecznika praw obywatelskich, w sądzie, u ministra. Uważa, że został
potraktowany w sposób sprzeczny z konstytucją. Ludzi zatrudnionych po godzinie
zero jest już w KGHM kilka tysięcy [jw]. Oba wątki: konflikty na tle zasad
rozdziału akcji i [bezrobocie splotły się w prywatyzacji TP SA. Ostre" strajki
zapowiedziały związki zawodowe Telekomunikacji Polskiej SA i Poczty Polskiej.
Pracownicy pierwszej firmy, jeślinieodpłatne akcję prywatyzowanej
Telekomunikacji Polskiej SA dostaną pocztowcy, natomiast pracownicy drugiej,
jeśli nie dostaną akcji TPSA. Podłożem konfliktu jest fakt, iż Telekomunikacja
Polska SA i Poczta Polska były do 31 grudnia 1991 r.jednym przedsiębiorstwem
Każde Poszerzenie zbioru uprawnionych do odbioru akcji oznacza odpowiednie
obniżenie wartości przydziału. Marek Mądrzyk. z telekomunikacyjnej "S"
podkreśla: "My nie palimy się do prywatyzacji. Dla ludzi oznacza ona utratę
miejsc pracy!" ["Gazeta Wyborcza", 28.09.1998]. Szacuje on - a jego ocenę
potwierdza audytor - że w ciągu kilku lat pracę straci ok. 30 tys. pracowników
Telekomunikacji - ok. 40 proc. wszystkich.Dlatego jego zdaniem "akcje będą
zadośćuczynieniem dla ludzi, że ponoszą trudy gospodarki wolnorynkowej". W
świetle dotychczasowych rozważań nie może zaskakiwać stanowisko rządu w tym
sporze; w nowelizacji ustawy ołączności zaproponowano zwiększenie liczby
uprawnionych do darmowych akcji nie tylko o pracowników poczty, lecz także o
osoby zatrudnione w TP SA po przekształceniu przedsiębiorstwa w spółkę. W ten
sposób akcjeotrzymaliby członkowie powołanego wiosną 1998 r. zarządu spółki.
Właśnie bowiem menedżerowie stali się głównymi beneficjentami polskiej
prywatyzacji. W sferze nie tyle samej polityki czy ideologii lecz socjologii
należy poszukiwać też odpowiedzi na pytanie o brak uchwalenia - do czasu
powstania tego artykułu - oficjalnego programu reprywatyzacji oraz wielkiego
opóźnienia programu masowej prywatyzacji. Grupy przeciwstawiające się tym
programom są bardziej wpływowe politycznie niż ich potencjalni beneficjenci.
Dawni posiadacze znacjonalizowanego majątku tworzą stosunkowo niewielki odsetek
ludności i pomimo swych lobbistycznych starań są słabsi od klas kierowniczych:
obejmujących zarówno już uwłaszczonych jak i pragnących zdobyć lub poszerzyć
swój udział w denacjonalizowanej własności. Klasy te są również lepiej
zorganizowane i dysponują wyższą siłą przetargową od liczebniejszej ale
rozdrobnionej masy ludności; W odróżnieniu od członków ogółu z których każdy z
osobna zyskiwałby relatywnie niewiele w wyniku zabiegów o zmianę polityki rządu
i parlamentu, oczekiwane korzyści grup interesu , są większe i odpowiednio do
tego ich wysiłki dla zapewnienia pożądanego politycznego rezultatu są bardziej
energiczne i stąd skuteczne. PRZYPISY 1. Por. Kozyr-kowalski, a także Tittenbrun.
2. Przy czym dla właściwej oceny dysproporcji podziału własności kryjącej się za
tymi odsetkami warto sobie uświadomić, że, jak podają badacze IBGR, zarządy są
najczęściej 1- lub3-osobowe. [Dąbroski i in., s.48] 3. w 1995 r. były one w
badanej próbie spółek pracowniczych o 6% niższe od średniej w sektorze
przedsiębiorstw[Jarosz, 1996, s.22]. LITERATURA . Dąbrowski, J., M. Fedorowicz,
T. Kamiński, J. Szomburg,Przekształcenia własnościowe polskich przedsiębiorstw,
Insttytut Badań Nad Gospodarką Rynkową, Warszawa-Gdańsk, luty 1993 Gruszecki,
T., Prywatyzacja. Stan wyjściowy i analiza programu rządowego.Praca wykonana w
ramach Programu Badań Ekonomicznych Europy Środkowej i Wschodniej, finansowanego
przez Fundację im. Stefana Batorego, Warszawa, kwiecień1990. Jarosz, m.
[red.],1996, Polish Employee-owned Companies in 1995, Institute of Political
Studies, polish Academy of Sciences, Warsaw. Jarosz, M. [red.], 1994, Spółki
pracownicze, Instytut Studiów Politycznych Pan, Warszawa. *//*//Jarosz, M.
[red.], 1997, Zagraniczni własciciele i polscy Pracownicy sprywatyzowanych
przedsiębiorstw, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa.
Karpińska-Mizielińska W., T.Smuga, Wpływ prywatyzacji na funkcjonowanie
przedsiębiorstw, Instytut Rozwoju i Studiów Strategicznych, WARSZAWA 1993.
Kozyr-Kowalski, S., Kapitał akcyjny a "sensualno-rzeczowy i
ekonomiczno-socjologiczny model własności środków produkcji", Ekonomista
1-2,1985. Kuczyński, W., Zwierzenia zausznika, BGW, Warszawa 1992. Najwyższa
Izba Kontroli, Informacja o wynikach kontroli powiązań przedsiębiorstw
państwowych ze spółkami prawa handlowego w latach1988-1990,
Warszawa,styczeń1991. Olko-Bagieńska, T., J. Pańków, P. Ruszkowski, Prywatyzacja
przedsiębiorst państwowych w latach 1990-1991. Wyniki badań empirycznych,
Warszawa 1992. Szomburg, J., Efekty prywatyzacji przedsiębiorstw drogą leasingu,
Instytut Badań Nad Gospodarką Rynkową, GDAŃSK 1996 Tittenbrun, J., "Ownership of
Philantropic Foundations", Science and Society no.1, 1991 [Spring Urbanek, M.,
"600 akcji na głowę", Polityka 28/97.
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL