OSWAJANIE MARKSA
To, że w dodatku kulturalnym "Trybuny", pisma ściśle współpracującego z SLD,
ukazał się wywiad z prof. Markiem J. Siemkiem na temat współczesnej percepcji
marksizmu (dostępny obecnie na portalu internetowym lewica.pl), dla wielu
zapewne będzie wydarzeniem samym w sobie godnym odnotowania. Tym bardziej, że na
łamach "Trybuny", z Markiem J. Siemkiem rozmawia redaktor "Lewą Nogą",
Przemysław Wielgosz. Ten dobór nazwisk plus tytuł publikacji "Kto się boi Karola
M." pachnie nieomal sensacją.
Ale nie bądźmy naiwni. Przemysław Wielgosz, poza redagowaniem "Lewą Nogą",
zajmuje się, na łamach "Tygodnika Popularnego", publicystyką kulturalną w optyce
lewicowej. Wraz z kolegami z "Lewą Nogą" (Stefanem Zgliczyńskim, Tomaszem R.
Wiśniewskim, Jackiem Zychowiczem i Zbigniewem M. Kowalewskim) publikuje obok tak
znanych sław dziennikarskich i działaczy politycznych, jak redaktor Zygmunt
Broniarek czy marszałek Senatu, Longin Pastusiak, a także - obok wypowiadających
się biurokratów związkowych spod znaku OPZZ.
Zespół "Lewą Nogą" wchodzi również na inne łamy firmowane przez "nowoczesną
lewicę" socjaldemokratyczną, jak "Trybuna" czy "Dziś" Mieczysława F. Rakowskiego,
wykorzystując lukę pojawiającą się w wyniku trwającego wciąż procesu
przegrupowania i przesuwania się części socjaldemokracji na pozycje
socjalliberalne i centrowe oraz wchodzenie na te obszary "radykalnej lewicy".
Zaplecze ideowe socjaldemokracji, która w Polsce ma głównie rodowód
post-PZPR-owski, jest nader mizerne. Bankructwo koncepcji i praktyki państwa
dobrobytu, które w dużym stopniu zwalniały z konieczności dobudowywania teorii
do działań w ramach polityki socjalnej tradycyjnego, burżuazyjnego państwa,
sprawiło, że środowisko to pozostało bez podstaw ideowych mogących nadawać mu
pozór spójności. Poszukiwania takiego zaplecza trwają na łamach pisma
"Kontrpropozycje", gdzie socjaldemokraci post-PZPR-owscy łączą się z
socjaldemokratami post-Solidarnościowymi.
Z kolei, środowisko tzw. radykalnej lewicy ze swoim programem nowolewicowym, a
więc eklektycznym zlepkiem strzępków indywidualistycznej, egzystencjalnej
filozofii z elementami anarchizmu i marksizmu, nie bardzo legitymuje się
koncepcją, która dawałaby punkty styczne ze sposobem myślenia "nowoczesnej
socjaldemokracji".
Koncepcja, wyłożona w wywiadzie udzielonym przez prof. Marka J. Siemka
redaktorowi Wielgoszowi, wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu na ideologię mogącą
stanowić płaszczyznę styczności obu środowisk - środowiska "Lewą Nogą" oraz
środowiska nowoczesnej socjaldemokracji stanowiącej, dla równowagi, prawą nogę
owego porozumienia zawieranego w przewidywaniu obopólnej korzyści.
Obie strony mogą skorzystać na sprzężeniu zwrotnym w ramach "ruchu ruchów" No
Global. Przykładów na odnowę obu ruchów w "wielkim świecie" nie brakuje. Nie
przypadkiem na tym zachodnioeuropejska "awangarda" koncentruje swoją uwagę. Ich
drogą podążają również polscy naśladowcy.
*
Szczęśliwie dla marksizujących antyglobalistów składa się, że: "to przecież
Marks jako pierwszy dostrzegł procesy nieuchronnej koncentracji kapitału, jego
monopolizacji, jego globalnej ekspansji ponad wszelkie bariery narodowe i
państwowe. To on odsłonił mechanizmy tworzenia się rynku światowego i związaną z
tym zasadniczą zmianę w roli nowoczesnego państwa, jego udziału w tych procesach
i pewnej wobec nich degradacji."
Przewidziane przez Marksa zjawiska dają pewną podbudowę pod wyciąganie dalej
idących wniosków. I tak, ze względu na fakt, że koncentracja kapitału prowadzi
do osłabienia barier narodowych i państwowych, wnioskuje się, że nowoczesne
państwo zmieniło swoją rolę. Fakt, niemniej przewidywania co do roli i funkcji
owego państwa są już spekulacją nie uzasadnioną dotychczasowymi, spełnionymi
proroctwami. Zmniejszenie znaczenia państwa nie idzie w parze z tym, że
koniecznie będzie się to przejawiało w zmniejszeniu jego represyjności. Chodzi o
to, że zmiany nie muszą następować w kierunkach pożądanych przez Marksa czy
przez działaczy rewolucyjnych. Kierunek zmian zależy od ich walki, nie od
obiektywnych procesów zachodzących w historii.
Pewne przewidywania mogą się bowiem realizować jako swoja karykatura. I tak,
np., emancypacja społeczna kobiet realizuje się w społeczeństwie kultury masowej
jako ich "wyzwolenie seksualne", albo postulat żywienia zbiorowego, zdejmującego
ciężar ogłupiającego zajmowania się gotowaniem dla swojej rodziny, realizuje się
w formie fast-foodów. Obie te formy "wyzwolenia", warto dodać, nie naruszają w
niczym zasady komercjalizacji wszelkiej aktywności pożytecznej i dającej się
sprzedać.
Podobnie jest i z państwem narodowym - zamiast zostać zastąpione przez
międzynarodową solidarność ludzi pracy, wyraża się w kosmopolityzmie elit oraz w
zwolnieniu państwa z jego funkcji socjalnych ze względu na degradację jednych
państw na rzecz wzrostu potęgi innych. Nie ma więc mowy również o jego
przekształceniu się w zrzeszenie wolnych wytwórców. Tym, co różni różnej maści
marksistów od marksizujących antyglobalistów jest to, że ci ostatni uważają ową
karykaturę teorii marksowskiej za zasadniczo wystarczającą w ramach odchodzenia
od utopijnych wątków koncepcji Mistrza.
Marks, rozumiany racjonalnie i nieutopijnie, przedstawiał więc słuszne i trafne
prognozy: "mówi się czasem, że prognozy Marksa się nie sprawdziły, że historia
sfalsyfikowała jego teorię. Zapomina się jednak o tym, że one nie spełniły się
przede wszystkim dlatego, że zostały wzięte pod uwagę w świadomym kształtowaniu
podstawowych linii rozwojowych zaawansowanego społeczeństwa kapitalistycznego.
XX-wieczny kapitalizm w znacznej mierze zintegrował się i wchłonął zarówno
Marksowską analizę teoretyczną, jak i Marksowską krytykę. Wyciągnął z niej
najbardziej trafne, praktyczne wnioski."
Nie sprawdziły się tylko poboczne, nieznaczące wątki teorii Marksa. To, co
najważniejsze zostało przez Ducha Dziejów przyswojone. Przyswojone zostało to,
co mogło zostać przyswojone w ramach świadomego kształtowania podstawowych linii
rozwojowych.
Rola ruchu robotniczego zostaje sprowadzona do funkcji nosiciela owego Rozumu
realizującego się w historii: "Bez Marksa, bez inspirowanego przezeń światowego
ruchu robotniczego i jego wieloletniej walki, bez wszystkich zdobytych w jej
trakcie, a dzisiaj już trwale nabytych osiągnięć w dziedzinie prawa pracy,
polityki społecznej, polityki ekonomicznej, finansów publicznych, nie mielibyśmy
czegoś takiego, jak późnonowoczesne państwo dobrobytu."
To nie żart, ani przejaw angielskiego, czarnego humoru. To pozycja "literata
cywilizowanego świata" sprawia, że M. J. Siemek może tak lekko abstrahować od
aktualnego procesu odbierania ludziom pracy elementarnych zdobyczy w dziedzinie
prawa pracy jako od przypadkowości, zupełnie nieistotnych wobec przezwyciężenia
tych problemów przez Rozum realizujący się w dziejach. Oczywiście, warstwy
zajmujące się propagandą, w służbie owego Rozumu, nie muszą obawiać się zbytnio
o własne przywileje, gdyż te nie będą im odbierane (nawet jeśli minister
Grzegorz Kołodko grozi odebraniem uzysku w wysokości 50% przychodu).
Walka klas jest tu tylko nawozem historii, straszliwe koszty odniesionych
sukcesów, przywilejów wydartych z gardła, są dziś dowodem na istnienie Rozumu,
rozumne państwo realizujące jakąś abstrakcję praworządności.
Według prof. M.J. Siemka, "... współczesny kapitalizm wyczerpał już cały impuls,
jaki dostał od tradycji marksistowskiej i od socjalistycznego ruchu
robotniczego". Akcent kładzie się na "impuls", sugerując jakieś pozytywne metody
przejmowania sugestii co do rozwoju kapitalizmu od ruchu robotniczego. Cóż za
budująca wizja wzajemnej współpracy! A nieefektywność gospodarki
socjalistycznej, a "ślepy zaułek" realnego socjalizmu - niemiłe strony dopingu
dla rozwiązywania spraw socjalnych przez kapitalizm?
Kapitalizm wziął więc z socjalizmu co najlepsze, odrzucając jego "złe strony"?
To czystej wody kpina z Marksa przedstawiana jako jego największy triumf.
Nowy "impuls" dla przejmowania sugestii co do optymalnych rozwiązań społecznych
ma dziś dać ruch antyglobalistyczny. Skoro kapitalizm wyczerpał cały impuls, to
obecnie dostarczy mu go ruch antyglobalistyczny. Duch Dziejów wciela się na
naszych oczach w "ruch ruchów". Alleluja!
"Widać to już przede wszystkim po ekspansji nowych ruchów masowych, zwanych
antyglobalistycznymi, które są zarazem antykapitalistyczne i zachowują pierwotny
profil Marksowskiej krytyki tego systemu, ale jednocześnie osadzone są mocno w
zupełnie nowych realiach, w świecie w dużym stopniu postkapitalistycznym, w
świecie który, zgodnie ze słowami Marksa, będzie mógł się dalej rozwijać tylko
pod warunkiem niczym nie ograniczonego rozszerzania swoich podstawowych struktur
gospodarczych, społecznych i politycznych, a więc tylko na drodze ekspansji na
zewnątrz od tego, co nazywamy Trzecim Światem. Jak się patrzy na ruchy
antyglobalistyczne, uderza to, że stąd właśnie dzisiaj pochodzą bardzo silne
impulsy, które wprost nawiązują do Marksowskiej krytyki, ale jednocześnie są
bogatsze o negatywne doświadczenia realnego socjalizmu i przezwyciężają je,
wkraczając na nowe pola ekspansji rynku światowego. Ruchy te nie przeciwstawiają
się procesom modernizacyjnym, nie są zbieraniną jakichś lewellerów czy
niszczycieli maszyn w dziewiętnastowiecznym stylu. Są natomiast świadomą reakcją
na negatywne konsekwencje, jakie owym procesom towarzyszą."
Gdyby Marks zadowalał się krytyką negatywnych konsekwencji zamiast przyczyn,
jakie towarzyszą procesom modernizacyjnym, to zapewne nie doczekałby się takiej
nienawiści, jaka mu towarzyszy jeszcze ponad 100 lat po jego śmierci. Ale ta
nienawiść byłaby mu chyba sympatyczniejsza niż takie pochwały, jakich nie skąpi
mu Marek J. Siemek, spełniając wobec Marksa podobna rolę, jaką, w swoim czasie,
wobec Hegla, odgrywali młodohegliści, czy "prawdziwi niemieccy socjaliści".
Zamiast brutalności klasowej analizy, mamy do czynienia z sentymentalną
opowiastką w stylu Proudhona o zachowaniu dobrych stron i odrzucaniu złych stron
kapitalizmu.
Nie procesy klasowe, ale zdolność wzniesienia się adeptów nowej sztuki oglądu
paranormalnego, czyli antyglobalizmu, na wyżyny obiektywnego oglądu
rzeczywistości, skutkują panegirykiem M. J. Siemka pod ich adresem: "Jako takie
zaś lansują ideę podporządkowania ponadnarodowego kapitału racjonalnej i
demokratycznej kontroli przez społeczeństwa doświadczające skutków jego
ekspansji. Taki jest głęboki sens antyglobalizmu."
Marks przewraca się w grobie na widok nowego Napoleona Bonaparte - Rozumu na
koniu - wcielonego w Lulę!
Odżywa teoria konwergencji w filozoficznej postaci. To, że tradycyjna lewica (w
odróżnieniu od jakiej? radykalnej?) odcina się od spuścizny Marksa (czy to
socjaldemokraci czy postkomuniści) wynika nie tylko stąd, że "socjaldemokraci
zerwali z Marksem i często przywdziewają maski neoliberałów, ale też dlatego, że
mieszczańskie ruchy czy ideologie prawicowo-liberalne także musiały wchłonąć
ogromną dozę krytyki społecznej i ideologicznej, która przyszła z drugiej strony
barykady (...) Nawet dzisiejsi neokonserwatyści różnej maści w wielu istotnych
punktach swych programów ukazują niespodziewaną i, na pierwszy rzut oka,
niezrozumiałą zbieżność z wątkami tradycyjnie lewicowych programów politycznych
i społecznych."
Tu już nie mamy do czynienia z tezą o populizmie, która wszak odsyła do
sprzeczności interesów, z antagonistycznymi włącznie, i chce pacyfikować
nastroje. W wydaniu Marka J. Siemka mamy do czynienia z teoretyczną podbudową
tzw. sojuszu ekstremów, które tak zajadle tropi Zbigniew M. Kowalewski. Prof.
Siemek dowodzi mu, że to nie przypadkowa zbieżność okazji z intryganckim
charakterem takiego J. Tomasiewicza czy R. Okraski, wspomagana renegactwem NLR,
ale fundamentalna zasada tkwiąca u podstaw ruchu antyglobalistycznego,
ufundowana na dziele ducha dziejów realizującego swój zamysł poprzez wybieranie
tego, co racjonalne w procesie historycznym, niezależnie od tego, gdzie się to
coś racjonalne znajduje - na lewicy, czy na prawicy.
"... jest coś takiego, że dawne zróżnicowanie i konflikty rysują się coraz mniej
ostro, ponieważ w najwyżej rozwiniętych społeczeństwach powstają coraz szersze i
coraz ogólniejsze podstawy dla substancji nowoczesnego uspołecznienia, od
których nie mogą już abstrahować politycy i ideologowie ani na prawicy, ani na
lewicy."
I tak się dopełnia wszystko cudownie i po myśli. Impuls z Peryferii, warunki
dojrzałe w Centrum. Wszystko jak najlepiej na tym najlepszym ze światów!
"Mniej ostre zróżnicowanie polityczne świadczy, moim zdaniem, że krętymi drogami
zbliżamy się do stanu, który Marks przecież miał na myśli, gdy pisał o pełnej
socjalizacji w znaczeniu autentycznego uspołecznienia ludzkiego świata [a myśmy,
głupi, myśleli, że miał na myśli uspołecznienie środków produkcji - GSR]. Chodzi
więc, oczywiście, o prawa człowieka i obywatela, o wolność i równość, ale także
o sprawiedliwość społeczną, o prawa mniejszości, o obronę pokrzywdzonych i
słabych. W pewnym sensie proces ten dokonał się już na poziomie myśli, ale w
żadnym razie nie w praktyce."
I dalej, bardzo ciekawie: "... wydaje się, że do tej unifikującej się niejako
wbrew istniejącym realiom myśli pasuje pojęcie ideologii w znaczeniu, jakie
nadał mu Marks. (...) Z równą nieufnością i rdzennie Marksowską podejrzliwością
winniśmy się odnosić do wciąż ponawianych prób ideologicznego upiększania
rzeczywistości, czyli przedstawiania pod osłoną wzniosłych, ogólnoludzkich
ideałów ciasnych, partykularnych interesów."
Wreszcie coś mąci ów idylliczny do znudzenia obraz! Ale autorowi chodzi tylko o
to, że jeszcze niedoskonałe jest wdrażanie praw człowieka i obywatela, ochrona
pokrzywdzonych wszelkiego rodzaju, w tym obyczajowo. A i sprawiedliwość
społeczna szwankuje.
Na tak przygotowanym gruncie, prof. Marek J. Siemek twardo i dobitnie stwierdza,
że "niezależnie od doniosłości kwestii ekonomicznych i społecznych upierałbym
się przy stanowisku, że przeciwstawienie się mu [tj. panowaniu symbolicznemu -
GSR] jest szczególnie ważne. Nie możemy bowiem pozwolić nikomu na zawładnięcie
naszą świadomością. Dotyczy to szczególnie tych, którzy w imię wolności mediów
uprawiają najbardziej jawną, niczym nie przesłoniętą propagandę służącą
wyłącznie ich własnym interesom rozumianym w kategoriach najciaśniejszego,
brutalnego egoizmu ekonomicznego (...) Bez narzędzia, jakim jest Marksowska
krytyka ideologii, nie sposób wszak zidentyfikować rzeczywistych interesów
stojących za presjami i manipulacjami stosowanymi przez władców naszych mediów.
Co więcej, bez typowo Marksowskiej podejrzliwości, świadomość społeczna wydana
będzie na łup ideologizacji."
Spostrzeżenie jest trafne, tyle że oburzenie koncentruje się na obszarach
właściwych problemom inteligenckim. Wrażliwość od razu rośnie i świat przestaje
być najlepszym z możliwych.
*
Świat nowej lewicy upodobnia do świata lewicy młodoheglowskiej z czasów młodości
Marksa nie tylko środowisko, w którym radykalne idee społeczne były szczególnie
żywe: środowisko studentów i młodej kadry naukowej. Również poglądy, ich treść,
mimo upływu lat i specyfiki związanej z różnicą czasów, są zaskakująco zbieżne:
krytyka religii jako ideologii hamującej rozwój jednostki, krytyka oderwana od
ziemskich, klasowych uwarunkowań i przyczyn trwania systemów religijnych, ten
sam, niekonkretny sposób podejścia do problematyki społecznej odnoszonej jedynie
do poziomu samowiedzy, samoświadomości i kwestii realizowania się Rozumu w
historii, pogarda dla realnych walk klasowych z ich niejednoznacznością i
ograniczeniami, perspektywa intelektualisty mogącego, co najwyżej, współczuć
nędzy ludzkiej, gloryfikować ją zamiast skazywać na potępienie i zagładę. Dwa
sposoby podejścia - wzniosły racjonalizm albo łzawy sentymentalizm nadal są
dwiema skrajnymi, ale nie sprzecznymi, obowiązującymi postawami współczesnych "młodoheglistów"
- albo skazywanie klas "schyłkowych" na zagładę przed trybunałem Rozumu albo
płaczliwy sentymentalizm odbierający wydziedziczonym wszelką podmiotowość.
Z jedną wszak różnicą - o ile młodohegliści stanowili krok naprzód, który
pozwolił Marksowi - dzięki krytyce owych najradykalniejszych koncepcji - dojść
do stanowiska walki klas, o tyle nowa lewica jest ruchem epigońskim, a jako taki
nie stanowi zagrożenia dla panujących stosunków społecznych. Nie jest problemem
policji politycznej, co najwyżej "obyczajówki", co w naszych czasach jest już
raczej nieobyczajne. Obyczaje bowiem zmieniają się...
19 maja 2003 r. GSR