Tekst pochodzi z gazety "Tygiel kultury" http://tygiel.piotrkowska.lodz.pl/7_9_2002/aktual/3.htm . Polecamy zwłaszcza fragment dotyczący niemieckich rewolucjonistów z RAF. O tekście poinformował nas anonimowy wpis w Księdze Gości, za co serdecznie dziękujemy.
Mariusz Janik
Terrorystki
Kim są współczesne terrorystki? Czy są to kobiety wrażliwe, przejęte losem
świata? Czy raczej są to złaknione krwi i ludzkiego nieszczęścia psychopatki? Ze
statystyk można wywnioskować, że kobiety są bardziej zdeterminowane,
brutalniejsze, są bardziej nieprzewidywalnym przeciwnikiem. Dzieje się tak,
ponieważ muszą wykazać, że nie są słabsze od mężczyzn, często jest to dla nich
jedyny sposób przebicia się przez struktury ugrupowania terrorystycznego,
zdobycia szacunku, zajęcia miejsca przywódczego.
Co sprawia, że kobiety coraz częściej uciekają się do używania przemocy -
pragnienie niesienia pomocy dotkniętym przez los, religia, walka o wolność
swojego kraju? Okazuje się, że każda z tych idei.
Tuż przed dwunastą w południe 21 grudnia 1975 roku, do gmachu OPEC w Wiedniu
weszła grupa podejrzanie wyglądających ludzi. Właśnie odbywała się konferencja
przedstawicieli głównie arabskich państw należących do organizacji, na którą
skierowane były oczy całego świata. Państwa arabskie miały wtedy prawie wyłączną
kontrolę nad najistotniejszym bogactwem naturalnym bliskowschodniego regionu,
ropą naftową. Ranga wydarzenia była tak wielka, że każdemu, nawet najbardziej
kameralnemu, spotkaniu uczestników miały towarzyszyć tłumy dziennikarzy. Tego
dnia nie oczekiwano jednak żadnych ważnych wiadomości, gdyż konferencja dopiero
się rozpoczynała. W hallu na parterze budynku pozostało więc tylko czterech
reporterów. Na widok wchodzących jeden z nich zażartował: "O, idzie delegacja z
Angoli". Człowiek, który prowadził nowo przybyłych spytał, czy konferencja już
się rozpoczęła. Usłyszawszy twierdzącą odpowiedź zaczął wchodzić wraz ze swoimi
towarzyszami na pierwsze piętro, gdzie odbywały się obrady.
W grupie, obok dowódcy, słynnego Carlosa, znajdowała się Gabrielle Tiedemann,
niemiecka działaczka terrorystycznego ugrupowania Drugiego Czerwca, terrorystka
nie tak "sławna", jak na to "zasługiwała". Kobieta pozbawiona litości, którą
dziennikarze nazwali "zimnokrwistą żmiją".
MORDERCZA ZIMNOKRWISTA ŻMIJA
Na pierwszym piętrze stali dwaj austriaccy policjanci, Anton Tichler i Josef
Janda. Rozmawiali z członkami delegacji, którzy wyszli do hallu na papierosa.
Policjanci należeli do ochrony, którą rząd austriacki zapewnił na prośbę OPEC. W
przeszłości taka procedura zdawała egzamin. Lecz nie tym razem.
Już na schodach członkowie grupy wyciągnęli i załadowali broń. Zaskoczenie
ochroniarzy i obsługi konferencji było kompletne. Gdy grupa wtargnęła do hallu,
strzały padły niemal natychmiast. Jeden z policjantów, Tichler, zareagował dosyć
szybko - podbiegł do Carlosa i tak silnie chwycił broń terrorysty, że ten z
najwyższym trudem ją wyrwał. Chwilę później za plecami Tichlera pojawiła się
Tiedemann. Uniosła broń i z bliska strzeliła mu prosto w kark, po czym wepchnęła
ciało do windy i wcisnęła guzik. Umierający policjant zjechał na parter.
W hallu recepcyjnym grupa natknęła się na irackiego ochroniarza. Dziennikarze,
którzy dotarli do niektórych członków grupy kilka czy kilkanaście lat później i
rozmawiali z nimi o przebiegu akcji, dowiedzieli się, że ochroniarz został
uprzedzony o planowanym zamachu i miał się usunąć z drogi terrorystów. Jednak
gdy Irakijczyk wycofywał się z podniesionymi rękami w stronę klatki schodowej -
Tiedemann ruszyła ku niemu. Wyczuwając jej agresję, ochroniarz złapał ją oburącz
i w trakcie szarpaniny wytoczyli się razem na klatkę schodową. Chwilę później
padł strzał. Terroryści otrząsnęli się z osłupienia i jeden z nich wybiegł za
Tiedemann na schody, gdzie zobaczył zalanego krwią i krztuszącego się
Irakijczyka. Kula trafiła go w twarz. W ciągu zaledwie pół minuty Tiedemann
zabiła dwóch ludzi i poza rozdartym płaszczem nie doznała żadnego uszczerbku.
Tak rozpoczęła się wielodniowa droga porywaczy i ich ofiar. W jej trakcie
Gabrielle Tiedemann prezentowała przeróżne postawy. Wobec przerażonych
zakładników była zimna i wroga. Nie mogła nawet znieść uprzejmego traktowania
zakładników przez dowódcę grupy - Carlosa. Wielokrotnie zapowiadała uśmiercenie
jednego z nich, przywódcy delegacji Saudyjczyków, szejka Jamaniego. I była w tym
tak przekonująca, że nawet zapewnienia Carlosa nie uspokajały Jamaniego. Zresztą
jednym z celów porwania było zabicie tego człowieka. Najprawdopodobniej tylko
chciwość Carlosa zapobiegła egzekucji, a Jamani do końca tej szaleńczej eskapady
obawiał się, że może nie dożyć uwolnienia. Gdyby nie autorytet Carlosa i jego
podwójna gra - tak by się stało.
Jednocześnie Tiedemann zaprezentowała się jako troskliwa i czuła opiekunka. Gdy
grupa opuściła Wiedeń, uwożąc zakładników samolotem - czuwała nad porywaczem
ranionym w trakcie wydarzeń w gmachu OPEC. Z odbezpieczonym pistoletem,
przyciszonym głosem rozmawiała z ledwo przytomnym terrorystą, ocierając mu
spocone czoło.
Po otrzymaniu okupu i uwolnieniu ministrów OPEC, terroryści wrócili do swoich
bliskowschodnich baz. Wraz z nimi, do grupy Wadiego Haddada, terrorystycznego
zwierzchnika Carlosa, trafiła Tiedemann. Na przełomie 1975 i 1976 roku Carlos
zaplanował porwanie papieża Pawła VI. Członkowie współpracującej z Haddadem
niemieckiej organizacji Drugiego Czerwca, a wśród nich Gabrielle Tiedemann, na
początku 1976 roku przez miesiąc przeprowadzali rekonesans w Austrii i Włoszech.
Do porwania ostatecznie nie doszło, ale Tiedemann miała własne plany. W tym
czasie za jej głowę rząd RFN oferował 50 000 marek nagrody. Rok później, w
drugiej połowie 1977 r., wróciła do Wiednia - tam, gdzie zabiła już dwóch ludzi.
W listopadzie, dowodząc oddziałem Drugiego Czerwca, przeprowadziła akcję mającą
na celu zdobycie pieniędzy. Porwała Waltera Palmersa, austriackiego milionera z
branży tekstylnej. Po uzyskaniu okupu Palmersa uwolniono, a Tiedemann uciekła do
Francji. Stamtąd chciała przedostać się przez zieloną granicę do Szwajcarii. Gdy
doszło do konfrontacji ze strażą graniczną, próbowała utorować sobie drogę
strzałami, raniąc poważnie dwóch żołnierzy. Po wymianie strzałów została jednak
ujęta.
Skazano ją na 14 lat pozbawienia wolności. W więzieniu przeszła podobno
kompletną przemianę duchową, którą dziennikarze określili jako "zarabianie na
przedterminowe zwolnienie". Nie wracała do swojej przeszłości, a jej najbliższym
towarzyszem stał się pastor. Wyszła na początku lat 90. i zaszyła się gdzieś,
gdzie ludzie nie pamiętają lub nie wiedzą o jej wcześniejszym życiu.
WSCHODNIOAZJATYCKA BELLADONNA
Kraje Dalekiego Wschodu, a zwłaszcza Japonia, rzadko kojarzą się z terroryzmem,
a i kobiety - z wyjątkiem kilku cesarzowych - rzadko odgrywały tam znaczącą
rolę. Tradycyjny model życia umiejscawiał kobietę w roli towarzyszki mężczyzny.
Niemniej to właśnie w Japonii kobieta współzakładała i przez kilkadziesiąt lat
kierowała jedną z najgroźniejszych organizacji terrorystycznych, działających w
skali całego świata - Japońską Armię Czerwoną. Fusako Shigenobu, gdyż tak się
nazywała, w latach 60. przejęła kierownictwo organizacji, a w następnej dekadzie
uciekła do Libanu, gdzie sformowała jej nowy odłam. Jak się okazało, bardziej
sprawny i groźniejszy od grupy działającej w Japonii. Grupa Shigenobu stała
m.in. za zamachami na ambasady Francji w Hadze oraz USA w Kuala Lumpur.
Największym jednak aktem terrorystycznym, pod którym się podpisała, był atak
terrorystyczny na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie w 1972 r. Zginęło tam wtedy
ponad dwadzieścia osób. Po burzliwej dekadzie lat 70. wspominano o niej
sporadycznie. 57-letnią terrorystkę odnalazła (w Japonii!) policja prawie dwa
lata temu.
Zupełnie inaczej potoczyły się losy pięknej dziewczyny z o wiele bardziej
skomplikowanego regionu Wschodniej Azji.
Kim Hjun Hi urodziła się w 1962 roku w mieście Kesong. Miasto to znajduje się
prawie idealnie na granicy wykreślonej przez dzielące Koreę mocarstwa.
Ostatecznie przypisano je do dominium strony północnej. Ten fakt zaważył na
życiu Kim.
Ojciec Kim Hjun Hi był dyplomatą związanym z północnokoreańskim ministerstwem
spraw zagranicznych. Kim już jako podlotek znalazła się za granicą. Wraz z
rodzicami spędziła pięć lat na Kubie Fidela Castro. Po powrocie zaczęła
studiować w Instytucie Języków Obcych w Phenianie. Szefowie jej ojca zauważyli
inteligencję, urodę i nieprzeciętne zdolności lingwistyczne Kim. 18-letnią
dziewczynę skierowano do pracy w wywiadzie. Dostała tam nowe imię - Kim Ok Hwa
oraz nauczyła się strzelać i walczyć wręcz. Tam poznała dorobek zachodniej
kultury i tam wreszcie zgłębiała niuanse doktryny Kim Ir Sena.
Początki pracy wywiadowczej Kim Ok Hwa to kilka błahych zadań. Jej dowódcy
sondowali oddanie dziewczyny reżimowi. Sprawdziła się. W 1988 r. wraz z innym
pracownikiem wywiadu otrzymała 10 tys. dolarów, japońskie radio i paczkę
papierosów marlboro. Dzięki dolarom mieli się dostać do Bagdadu, przeprowadzić
akcję i uciec. W radiu ukryto ładunek wybuchowy, a w ustnikach papierosów był
cyjanek - na wypadek schwytania.
Udając japońskich turystów, Kim Ok Hwa i jej towarzysz przez Węgry, Austrię i
Jugosławię dotarli do Iraku, gdzie przystąpili do realizacji zadania. Celem był
samolot pasażerski lecący z Bagdadu do Seulu - stolicy Korei Południowej. Lot
był oznaczony symbolem KAL 858. Towarzysz Kim uruchomił mechanizm bomby i razem
z Kim wsiadł do samolotu. Ładunek umieszczono w schowku na bagaże.
Trasa lotu KAL 858 obejmowała Abu Zabi, szejkanat należący do Zjednoczonych
Emiratów Arabskich. Tam południowokoreańscy terroryści wysiedli i natychmiast
odlecieli do Bahrajnu. Tam wpadli - już ich szukano. Tuż przed aresztowaniem
oboje zażyli cyjanek. Kim odratowano, jej towarzysza nie. Wkrótce stanęła przed
południowokoreańskim sądem, który skazał ją na karę śmierci.
W celi śmierci Kim zmieniła życiową postawę. Twierdziła, że przemówił do niej
Bóg, ukazując zbrodniczość reżimu Kim Ir Sena. Zaś ona oczywiście uwierzyła mu,
wyparła się dotychczasowych poglądów, przyjęła nową wiarę. Ekspresja, z jaką
manifestowała swoje nowe przekonania, skruchę i chęć poprawy, wpłynęła na
seulskie władze. Ułaskawiono ją, wkrótce napisała powieść Łzy mojej duszy.
Książka stała się bestsellerem, a autorkę uczyniła milionerką. Dziś Kim jeździ
po Korei Południowej i prowadzi wykłady o reżimie północnokoreańskim.
KAL 858 nie wylądował. Rozerwał się w powietrzu wraz ze 115 pasażerami.
ŻONA TERRORYSTY
Jedyną spośród licznych kochanek Carlosa, która zdecydowała się na
uczestniczenie w terrorystycznych zamachach, była Magdalena Kopp. Ich romans
zaczął się od nocy spędzonej w hotelu w Berlinie Wschodnim, zresztą podobno
skrzętnie zarejestrowanej przez Stasi. Wkrótce miłostka rozwinęła się w poważny
związek.
Kopp była dobrze wykształconą, poważną brunetką, interesowała się fotografią i
od początku lat 70. niemieckimi ruchami rewolucyjnymi. Do 1982 r. pozostawała
"salonową" rewolucjonistką, mimo że znała większość ekstremistycznej elity.
Dopiero gdy Carlos zaczął przygotowania do kolejnej akcji w Paryżu - Kopp
wymusiła na nim przyjęcie do grupy operacyjnej.
16 lutego 1982 r. dwoje ludzi przyciągnęło uwagę strażnika podziemnego parkingu,
parkując w zakazanym miejscu. Gdy strażnik w trakcie rozmowy oznajmił, że chce
zapisać ich dane, mężczyzna, Bruno Breguet, wyciągnął pistolet i nacisnął spust.
Broń nie wypaliła, a Breguet i Kopp wskoczyli do samochodu i odjechali. Samochód
jednak zwracał uwagę - do starego peugeota przykręcono błyszczące nowością
tablice rejestracyjne - i niebawem zatrzymał go policyjny patrol. Gdy policjanci
podeszli do samochodu, Breguet znów próbował strzelić, ale pistolet znów nie
wypalił. Oboje aresztowano. Znaleziono przy nich dwie butle z gazem, pięć
kilogramów materiałów wybuchowych oraz dokładne mapy Paryża z tajemniczymi
oznaczeniami. Po latach flirtowania z ruchami rewolucyjnymi Kopp wpadła w
trakcie swojej pierwszej czynnej akcji, popełniając ewidentne błędy. Ale co
ważniejsze - aresztowano przecież kobietę Carlosa.
Szakal wypowiedział więc wojnę Francji. Wysłał list do francuskiego ministra
spraw wewnętrznych, w którym zażądał uwolnienia aresztowanych i wypuszczenia ich
z kraju. Gdy zlekceważono jego żądania - w ciągu miesiąca podłożył bombę w
transeuropejskim ekspresie, zastrzelił w Paryżu izraelskiego dyplomatę,
urzędnika ambasady francuskiej w Bejrucie, wysadził biura Air France w Wiedniu,
a w końcu zdetonował bombę w siedzibie Francuskiej Agencji Prasowej w Bejrucie.
Najbardziej spektakularny akcent zostawił na koniec. Dokładnie w momencie, gdy
na sali sądowej prokurator wstawał z krzesła, by odczytać akt oskarżenia przeciw
Magdalenie Kopp, przed budynkiem jednej z paryskich redakcji eksplodował
samochód. Redakcja ta była zresztą pierwotnym celem Kopp i Bregueta. Tego
zamachu dokonała inna kobieta z grupy Szakala, Christa Frohlich. Wkrótce
aresztowano ją w Rzymie, lecz nigdy nie odpowiedziała za masakrę w Paryżu.
Kopp skazano na cztery lata więzienia. Carlos zaś szalał nadal. Próbował różnych
sposobów, od zakulisowych prób doprowadzenia do zwolnienia Kopp bez
powiadamiania o tym fakcie opinii publicznej, do kolejnych coraz to bardziej
spektakularnych zamachów. Problemem polegał na tym, że francuskie władze i
służby specjalne do końca nie miały pojęcia, co łączy "terrorystę wszechczasów"
z paryską podsądną. Magdalena Kopp wyszła ostatecznie na wolność 4 maja 1985 r.
Z wyroku odsiedziała trzy lata i cztery miesiące, a wypuszczono ją za dobre
sprawowanie. Wydalono ją do RFN, ale tam jej nie aresztowano. Kilka dni trwały
przesłuchania, po czym wydano jej nowe dokumenty i po miesiącu Kopp dotarła do
Carlosa, czekającego na nią w Damaszku. Wkrótce zostali małżeństwem.
"ONI CHCĄ NAS WSZYSTKICH POZABIJAĆ!"
Bunt, budowanie mitów, apogeum zimnej wojny, studenckich demonstracji,
całonocnych dyskusji i naiwnych prób zmieniania świata - począwszy od 1968 r. na
niemieckich uniwersytetach zaczęły organizować się przeróżne grupy studenckie.
Od anarchizujących do maoistowskich. A jako że czasy były burzliwe, szybko
przeszły od słów do czynów.
W przeciwieństwie do tego, co dziś się mówi, to Gudrun Ensslin, a nie Ulrike
Meinhof była rzeczywistą przywódczynią i założycielką Baader-Meinhof. Ensslin
przez całe lata 60. była "politycznie aktywną" studentką. W czerwcu 1967 r.
zorganizowała wraz ze swoimi przyjaciółmi pacyfistyczną manifestację w Berlinie.
W jej trakcie zginął młody pacyfista - Benno Ohnesorg. Został zastrzelony przez
policjanta, później bezprecedensowo uniewinnionego przez sąd. Ta śmierć zaważyła
na poglądach Ensslin. Na następne spotkanie swojego koła politycznego weszła
krzycząc histerycznie: "Faszystowskie władze chcą nas wszystkich zabić! Gwałt
jest jedyną odpowiedzią na gwałt!". Przy tej okazji warto przypomnieć, że ruch
Drugiego Czerwca, do którego należała Gabrielle Tiedemann, wywodził swoją nazwę
od wspomnianej tragicznej manifestacji, której finałem była śmierć Ohnesorga.
Ponad pół roku później Ensslin wraz ze swoim byłym chłopakiem, Andreasem
Baaderem i jego dwoma kolegami podpalili dwa domy towarowe we Frankfurcie nad
Menem. Protestowali przeciw wojnie w Wietnamie, a podpalenie było według nich
jedynym sposobem konfrontacji dobrobytu, w jakim żyli Niemcy, z głodem w
Wietnamie. Za to trafili na rok do więzienia. Po odrzuceniu apelacji udało im
się uciec do Francji. Wkrótce wrócili do Niemiec. I Baader znów trafił do
więzienia. Tak naprawdę dopiero wtedy powstała grupa Baader-Meinhof.
Ulrike Meinhof, przyjaciółka Ensslin, opracowała plan uwolnienia Baadera.
Wykorzystano fakt, że więzień otrzymał pozwolenie na wizytę w bibliotece
Instytutu Socjologii w Dahlem. Gdy Baader wraz z obstawą dotarli na miejsce,
grupa już na nich czekała. Wybuchła strzelanina, pracownik biblioteki został
poważnie ranny. Dla obu kobiet i pozostałych uczestników akcji nie było już
odwrotu. Szóstka uciekinierów podjęła więc coś na kształt wojny.
INTELEKTUALISTKA
Ojciec Meinhof zmarł, gdy Ulrike miała 6 lat. Chorował na raka, a dodatkowo
popadł w depresję spowodowaną zdradą żony. Do dziś niektórzy psychologowie
uważają, że dziewczynka połączyła te fakty, co nie pozostało bez wpływu na jej
dalsze życie. Gdy Ulrike miała 15 lat, zmarła też jej matka. Dzieckiem zajęła
się przybrana matka - Renate Riemecke, działaczka ruchu pacyfistycznego lat 50.,
uczestniczka demonstracji przeciw bombie atomowej. Meinhof uczyła się wtedy w
parafialnej szkole i bardzo poważnie zastanawiała się nad wstąpieniem do
klasztoru. Postanowiła jednak zostać pisarką.
To marzenie poniekąd się ziściło. Wyszła za mąż za wydawcę magazynu "Konkret",
dużo publikowała, protestowała przeciw wszelkim formom przemocy, urodziła dwie
córki. Riemecke wspominała, że Meinhof uważała swoją pozycję towarzyską i styl
życia za zakłamany. Podobno myślała wtedy o poświęceniu się, "wyzwalaniu
biednych".
W 1962 r. przeszła bardzo poważną operację. Założono jej na mózg srebrną klamrę,
by zlikwidować nacisk wywierany przez nowotwór (po latach, gdy Meinhof była już
w więzieniu, przeprowadzono jeszcze jedną operację mózgu, gdyż lekarze uważali,
że tylko taki zabieg może przywrócić jej zdolność właściwej oceny własnych
czynów). W tym czasie wyszły na jaw liczne przygody miłosne jej męża. Napięcie w
rodzinie narastało i w końcu sześć lat później Ulrike Meinhof odeszła.
Prawdopodobnie lata spędzone w dwuznaczności i frustracji spowodowanej chorobą
sprawiły, że jej nastawienie do problemów społecznych uległo radykalizacji.
WOJNA
Po uwolnieniu Baadera działalność grupy przypominała dzisiejsze filmy akcji - w
całym kraju wybuchały bomby, a pieniądze terroryści zdobywali w napadach na
banki. Finałem najczęściej były efektowne ucieczki samochodami. Przez cały czas
rozrastał się krąg zaangażowanych. Społeczeństwo podzieliło się na tych, którzy
mówiąc o Baader-Meinhof (od maja 1971 r. RAF) używali słowa "grupa" i tych,
którzy mówili "banda". Socjologowie próbowali też znaleźć wyjaśnienie
współdziałania Meinhof i Ensslin z Baaderem. Dlaczego trzeba było szukać takiego
wyjaśnienia? Otóż zarówno Ensslin, jak i Meinhof uważane były za inteligentne i
wrażliwe kobiety. Natomiast Baader był jakoby człowiekiem zarozumiałym, o
cechach megalomana.
Ulrike Meinhof wplątując się w terroryzm nie była już młodą i naiwną studentką.
Była 36-letnią kobietą, matką bliźniaczek, publicystką. Właściwie stworzyła całą
ideologię, którą podpierała się Baader-Meinhof. W oświadczeniach i
uzasadnieniach zamachów wciąż wracały pojęcia wojny, faszyzmu,
niesprawiedliwości, głodu, imperializmu.
Obie aresztowano w odstępie tygodnia - w czerwcu 1972 r. w Hamburgu. Przez trzy
lata nie zdecydowano się na proces - możliwość organizowania przez grupę
zamachów odwetowych była więcej niż prawdopodobna. Wreszcie w maju 1975 r. w
Stuttgarcie, osadzeni w więzieniu Stammhein - Meinhof, Ensslin, Baader i czwarty
przywódca Baader-Meinhof - Jan-Carl Raspe stanęli przed sądem. Zarzucono im
morderstwa, rabunki, kradzież oraz założenie i działanie w przestępczej
organizacji terrorystycznej. Oskarżeni zrezygnowali z przydzielonych im z urzędu
adwokatów. Meinhof zażądała badania przez niezależnego lekarza, a sąd przez
cztery miesiące odrzucał jej żądanie. W końcu ustalono, że oskarżeni są tylko
częściowo zdolni do udziału w rozprawie - więc przeprowadzono rozprawę pod ich
nieobecność. Ensslin, Meinhof i pozostali trafili do izolatek. W ramach buntu
przeciwko takiemu traktowaniu podejmowali głodówki i domagali się uznania ich za
więźniów politycznych.
Sąd skazał Ensslin, Baadera i Raspego na dożywocie.
ŚMIERĆ
Meinhof nie doczekała wyroku. 9 maja 1976 roku powiesiła się w swojej celi.
Znosiła więzienie najgorzej spośród wszystkich aresztowanych terrorystów. W
listach pisała o "uczuciu wybuchu w głowie", "szumie w uszach", w końcu o
budzeniu się z uczuciem bycia pobitym. Tuż po jej samobójstwie prasa niemiecka
pisała o konflikcie między Meinhof a pozostałymi, zwłaszcza Gudrun Ensslin, o
poważnych "nieporozumieniach natury osobistej i rzeczowej", publikowano rzekomą
korespondencję między kobietami. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że to jedynie
prasowe spekulacje.
Pozostali trzymali się dużo lepiej. Nadziei dodawał im fakt, iż ich pozostający
na wolności towarzysze porwali jesienią 1977 r. Hansa Martina Schleyera,
przewodniczącego związku pracodawców i byłego SS-mana. Palestyńscy terroryści, w
"geście solidarności", porwali też samolot Lufthansy.
Gdy po wielu dniach od porwania niemiecka brygada antyterrorystyczna GSG 9
uwolniła zakładników z samolotu - Ensslin, Baader i Raspe byli wstrząśnięci. W
ciągu jednej nocy, Nocy Śmierci, 18 października 1977 r., cała trójka popełniła
samobójstwo. Wkrótce znaleziono zwłoki Schlayera zamknięte w samochodowym
bagażniku. A w końcu pojawiła się legenda, że samobójstwo przywódców
Baader-Meinhof było upozorowane, by ich śmierć nie stała się pretekstem do
kolejnych zamachów terrorystycznych, a w rzeczywistości zostali zamordowani
przez władze.
DZIEWCZYNY Z BRONIĄ
Ensslin i Meinhof nie były oczywiście jedynymi kobietami terrorystkami w grupie
Baader-Meinhof. Było ich o wiele więcej. Katherine Hammerschmidt, która zmarła w
1975 r. na raka mózgu - władze oskarża się o celowe opóźnienie w udzieleniu jej
pomocy medycznej. Astrid Proll, siostra jednego z przywódców RAF Thorwalda
Prolla, która uciekła w 1971 r. do Wielkiej Brytanii, gdzie sześć lat później
została aresztowana i przekazana w ręce służb bezpieczeństwa RFN. Ingrid
Schubert, lekarka, uczestniczka odbicia Baadera w bibliotece Instytutu
Socjologii w Dahlem, skazana na 13 lat więzienia, popełniła samobójstwo dwa
tygodnie po Nocy Śmierci. Petra Schelm, 20-letnia berlińska fryzjerka, która
zginęła w strzelaninie z hamburską policją. Ilse "Tinny" Stachowiak, zaledwie
17-letnia w chwili przystąpienia do grupy. Jako 19-latka uczestniczyła w ataku
bombowym na siedzibę prasowego koncernu Springera. W końcu jedna z
najtragiczniejszych postaci z kręgu Frakcji Czerwonej Armii - Ingeborg Barz,
młoda sekretarka, która po kilku miesiącach ukrywania się wraz z terrorystami
zadzwoniła do matki i powiedziała, że chce wrócić do domu. Od tamtej pory nikt
jej nie widział. Powszechnie uważa się, że została zamordowana przez członków
grupy. Półtora roku po telefonie znaleziono pod Monachium ciało jakiejś kobiety,
lecz nie stwierdzono z całkowitą pewnością, że to ciało Barz. Jeden ze
schwytanych później członków Baader-Meinhof twierdził, że to sam Andreas Baader
zastrzelił nielojalną towarzyszkę.
Wiele z terrorystek przeżyło więzienie i długie lata ukrywania się. Monika
Berberich w chwili wstępowania do Baader-Meinhof była obiecującą prawniczką.
Przeszła pełne terrorystyczne szkolenie na pustyni jordańskiej, jak wiele innych
kobiet-terrorystek związanych z RAF. Aresztowano ją wkrótce po powrocie do
Niemiec. Po ponad dwudziestu latach więzienia, w wywiadzie dla BBC nakręconym w
1995 r., dała prawdziwy popis furii. Obrzuciła rząd niemiecki obelgami, a
państwo niemieckie nazwała "faszystowskim". Ile w tym było pozy, a ile
rzeczywistych przekonań - nie wiadomo. Z kolei Irmgard Moller wyszła na wolność
w grudniu 1994 r., po 22 latach spędzonych w więzieniu. Moller w 1972 r.
wjechała na teren amerykańskiej bazy wojskowej w Heidelbergu samochodem-pułapką.
Beznamiętnie zaparkowała go i wyszła z bazy. Bomba eksplodowała, zabijając
trzech amerykańskich żołnierzy, a niecałe trzy tygodnie później Moller została
policji wystawiona przez jednego ze swoich towarzyszy. Jako jedyna nie popełniła
samobójstwa w 1977 r., choć osadzono ją z pozostałymi. Za to kilka razy
próbowała zabić się, używając noża - raz ostrze przeszło o kilka milimetrów od
serca. Po wyjściu na wolność zniknęła.
ZNAKI NASZYCH CZASÓW
Niewątpliwie koniec epoki studenckich rewolucji spowodował odejście modelowej
kobiety-terrorystki w zapomnienie. Dziś w światowym terroryzmie kobiety nie
odgrywają już tak istotnej roli jak dwadzieścia i trzydzieści lat temu.
Większość kobiet-terrorystek to intelektualistki z europejskich metropolii
przejęte losem świata, swoją emancypacją i udowadnianiem, że potrafią decydować
o polityce na równi z mężczyznami.
Eksperci wiążą to z odrzuceniem tradycyjnych kobiecych wartości. Amerykańscy
kryminolodzy otwarcie nazywają brutalizację kobiecego postępowania "ceną, którą
należy zapłacić za kobiecą niezależność".
Wiele znanych europejskich ugrupowań terrorystycznych już nie istnieje.
Rozwiązaniu uległy de facto Frakcja Czerwonej Armii (mimo pojawiających się co
jakiś czas pogłosek o reaktywacji) i Grupa Drugiego Czerwca, IRA powoli przesuwa
akcenty na legalną działalność polityczną, a kolejne rozłamy sprawiły, że ilość
jej członków szacuje się dziś na kilkunastu do kilkudziesięciu. Wraz z nimi
odeszły legendy o spektakularnych zamachach i bohaterach pokolenia lat 60. i 70.
Jedyna formacja terrorystyczna w Europie, która nie tak dawno odżyła, to
Czerwone Brygady, a najprawdopodobniej grupa ludzi, nawiązująca do ich legendy.
Terrorystki - przynajmniej w europejskim wydaniu - okazywały się z reguły
intelektualistkami wstrząśniętymi biedą i niesprawiedliwością, w jakiej żyje
większość ludzi na świecie. Poświęcały rodziny i ryzykowały życie, by wszelkimi
sposobami "poprawić" świat. Śmierć przypadkowych ofiar w ich przypadku była
instrumentalizowana, cel uświęca środki. Miała zwrócić uwagę na idee powodujące
grupą i wymusić ich realizację przez rząd czy jakąkolwiek inną władzę.
Adaptowały więc klasyczne pobudki działania grup terrorystycznych, bez próby
rozmiękczania ideologii, wprowadzania delikatniejszego "kobiecego" postrzegania
ideowej walki. Często do ostatniej chwili na sali sądowej broniły swoich racji.
Często w więzieniu zmieniały swoją postawę. Rzadko po wyjściu na wolność
kontynuowały terrorystyczną działalność.
W IMIĘ ALLAHA
Wypadki z 11 września ubiegłego roku sprzyjają tworzeniu się nowej "ikony" -
przepełnionego fanatyzmem terrorysty-samobójcy. Konsekwetnie taki model budują
palestyńscy ochotnicy, wysadzający się na ulicach izraelskich miast. Choć można
by argumentować, że zjawisko to - odkąd istnieje - zawsze obejmowało i kobiety
(lata temu indyjski premier Rajiv Gandhi zginął w zamachu przeprowadzonym przez
bojowniczkę Tamilskich Tygrysów), niemniej w islamskich ugrupowaniach
terrorystycznych stanowią one niewielki margines. Mimo że w ostatnich miesiącach
coraz częściej samobójcze ataki terrorystyczne w Izraelu to dzieło młodych
kobiet, nie należy ich wpisywać w nurt terroryzmu. Dlaczego? Otóż rzadko do tej
pory zdarzało się, żeby któraś z kobiet uczestniczyła w życiu i działalności
ugrupowań terrorystycznych, była ich pełnoprawnym członkiem. Kilka lat temu w
izraelskich więzieniach znajdowało się raptem kilka kobiet skazanych za udział w
krwawych zamachach na obywateli izraelskich. W lutym 1998 r. dwie z nich wyszły
na wolność na podstawie ustaleń zawartego traktatu pokojowego. Przed zwolnieniem
obie pisemnie zadeklarowały poparcie dla pokojowego procesu w Palestynie i
zobowiązały się nie brać udziału w przygotowaniach i przeprowadzaniu
jakichkolwiek antyizraelskich aktów terroru. Większość dzisiejszych
terrorystek-samobójczyń to dosyć przypadkowe osoby. Ich liczba rośnie z każdym
dniem, odkąd trwa tzw. druga intifada, lecz są to dziewczyny zmotywowane do
działania najczęściej utratą bliskich lub coraz powszechniejszym kultem
męczenników o wolną i niepodległą Palestynę. Klasycznym przykładem jest historia
Arin Ahmed, Palestynki aresztowanej latem tego roku, niedoszłej samobójczyni
(jej historię opisał m.in. "Der Spiegel"). Arin po śmierci swego narzeczonego
zapałała żądzą zemsty i wiedziała do kogo z tym pójść. Wszechobecni teraz w
Palestynie policjanci i jawnie działające "przedstawicielstwa" ugrupowań
terrorystycznych organizują niemalże masowe już szkolenia przyszłych samobójców.
W ciągu kilkudziesięciu godzin "terrorystkę" opasano materiałami wybuchowymi i
wysłano wraz z towarzyszem na jedną z najruchliwszych ulic jednego z izraelskich
miast. On miał wysadzić się pierwszy, ona, stojąc na prawdopodobnej drodze
uciekającego tłumu, miała się detonować tuż po nim. Zabrakło jej - właśnie, czy
tylko odwagi? Wróciła do domu, wkrótce została aresztowana przez izraelską
policję. Niczego nie ukrywała przed przesłuchującymi ją policjantami, wyraziła
skruchę. W efekcie powstała jedna z najbardziej wstrząsających relacji,
opowiadających o tym, co dzieje się w Palestynie - od brutalnych interwencji
armii izraelskiej po terrorystyczny przemysł nakręcany nie tylko przez
fanatyków, ale i osoby cynicznie wykorzystujące krzywdę ludzi po obu stronach
bliskowschodniej barykady.
Specjaliści wiążą przesłanki powodujące muzułmankami z pozycją kobiety w religii
islamskiej. To mężczyznom detonującym ładunki wybuchowe przymocowane do ciała
obiecuje się rajskie ogrody pełne pląsających hurys. Jeżeli kobieta wplątuje się
w tym świecie w terroryzm, to jedynie z pobudek patriotycznych, prawie nigdy
religijnych.
Podejście muzułmanów do kobiet jest ważne również w negocjacjach. Na rozmowy z
islamskimi terrorystami nigdy nie wysyła się kobiety-negocjatora. Takie
postępowanie zostałoby przez muzułmanina odebrane jako zniewaga.
* * *
Dlaczego kobieta bywa brutalniejsza od mężczyzny? - Paradoksalnie okazuje się,
że właśnie z powodu swojej słabości. Ponadto jako osobowość wrażliwsza i
bardziej pragmatyczna, kobieta musi przełamać więcej barier psychicznych. A to z
kolei powoduje odrzucenie wszelkiej etyki, współczucia, zakazów i nakazów
kultury i własnej psychiki - mówi komisarz Małgorzata Chmielewska, negocjator i
psycholog z Komendy Głównej Policji. - Z dzieciństwa lub późniejszego życia może
się też wywodzić podświadoma nienawiść do mężczyzn lub kobiet, może zadziałać
mechanizm rozładowania agresji, poczucia krzywdy połączonego z przekonaniem o
słuszności własnej idei. Człowiek posiadający jakiś uraz psychiczny z reguły
szuka grupy, która go zaakceptuje. Jeżeli okaże się, że jest to ugrupowanie
terrorystyczne, a on zdecyduje się w pozostać w jego kręgu, przejmuje sposoby
życia i postępowania pozostałych członków grupy.
Trudno jest jednoznacznie wytłumaczyć, dlaczego terrorystka potrafi z zimną
krwią zabijać niewinnych ludzi, a zarazem być opiekuńczą i wrażliwą na
cierpienie swoich współtowarzyszy. Niebagatelną rolę odgrywa tu fakt, że
członkowie grupy terrorystycznej stanowią wspólnotę, w której zastępują sobie
nawzajem rodzinę. We własnym gronie mogą odrzucić tradycje związane z rodziną,
za to wiąże ich idea oraz popełniane czyny. Mogą bez obciążenia dyskutować, snuć
własne plany. Tworzy się wtedy więź uczuciowa.
A świat zewnętrzny pozostaje światem pełnym wrogów - ludzi, którzy chcą ich
zamykać w więzieniach, którzy nie rozumieją ich idei, nie akceptują metod.
Jednak nie każda terrorystka potrafi swojej ofierze spojrzeć w oczy naciskając
spust. Dlatego terroryści, bez względu na płeć, starają się swoich zakładników
"uprzedmiotowić" - zakładają im kaptury na twarze, by uniknąć kontaktu
wzrokowego czy innych niewerbalnych możliwości wyrażenia swojego błagania czy
przerażenia, nadają im numery, by nie posługiwać się ich imionami i nazwiskami,
unikają rozmów o życiu prywatnym, rodzinie, uczuciach.
Im bardziej terrorysta identyfikuje się ze swoimi ideami, tym bardziej wzrasta
ich wartość. Na wolności, gdy terrorysta musi się ukrywać, a przynajmniej nie
może zdradzić swoich przekonań, nie ma też możliwości dyskutowania z ludźmi o
innych poglądach. Weryfikacja ideałów następuje z reguły w więzieniu.
Przekonanie, że jest się gotowym umrzeć "za sprawę" traci na sile, człowiek
zaczyna szukać innych wartości. Po wyjściu na wolność zaczyna przysłowiowe "nowe
życie". Przykładem mogą być świadkowie koronni z procesów w USA - obcujący dotąd
na co dzień z przemocą, często sami jej używający - z nowymi nazwiskami
zaczynają inne, krańcowo odmienne od dotychczasowego życie.
Gdy następuje identyfikacja z ideologią wyznawaną przez jakąś grupę, trzeba
podjąć decyzję dotyczącą sposobu walki o ideę. Flirtowanie ze skrajnymi ruchami
politycznymi niekoniecznie musi zaowocować podjęciem działalności
terrorystycznej. Niebagatelną rolę odgrywa tu presja grupy, zwłaszcza jeśli chce
się być przez tę grupę akceptowanym. W przypadku Magdaleny Kopp decydującą rolę
odegrał Carlos. Jednak spośród jego wielu kochanek tylko Kopp wzięła udział w
akcie terrorystycznym. Poprzednie kochanki Carlosa wplątywały się w działalność
terrorystyczną przy okazji wspólnych libacji. Atmosfera buńczucznych studenckich
dyskusji o polityce, biedzie i losie ludzi w krajach Trzeciego Świata sprzyjała
podejmowaniu pochopnych decyzji. Dla kilku z nich ta "przygoda" zakończyła się
aresztowaniem i więzieniem...
Z kolei zagadnienie "więziennych nawróceń" jest jednym z najciekawszych
problemów nurtujących psychologów zajmujących się terroryzmem. Przemiana, jaka
zachodzi w psychice schwytanej terrorystki, może być rzeczywista. Konfrontuje
się ideały, w imię których się walczy, ze swoimi postępkami. Można sobie
uświadomić, że ludzie, dla których się prowadziło walkę, najbardziej ucierpieli
wskutek terrorystycznych metod. Bywa to też zmiana nieuświadomiona, widoczna w
zachowaniu, ale nie istniejąca w świadomości. W końcu może to być zwykła
manipulacja władzami - w obliczu więzienia, kary, strachu przed poniesieniem
konsekwencji. Wtedy walczy się o życie, niższy wyrok, życzliwsze spojrzenie
sędziów.
Liczba przestępstw popełnianych przez kobiety zwiększa się kilkakrotnie szybciej
niż liczba przestępstw popełnianych przez mężczyzn. W badaniach przeprowadzonych
w zeszłym roku w Wielkiej Brytanii okazało się, że ok. 13% młodych kobiet
podpisuje się pod deklaracją "mogę użyć przemocy, by zdobyć to, czego pragnę".
Psychologowie dzielą agresję na tzw. "zimną" i "gorącą". Zimna agresja polega na
zaplanowaniu skutecznej metody uzyskania tego, czego się pragnie, np. planuje
się zdobycie pieniędzy i w tym celu trzeba kogoś pobić, zamordować,
sterroryzować bronią. Natomiast agresja gorąca jest o wiele bardziej
niebezpieczna, gdyż opiera się na uczuciu bezsilności i kieruje się na osoby
przypadkowe, zaś w przypadku terrorystek na zakładników. Podatność kobiet na
agresję gorącą jest o wiele większa niż mężczyzn. Dlatego jeśli dochodzi do
starcia z grupą terrorystyczną, najpierw strzela się do terrorystek - przyjmuje
się, że stanowią większe niebezpieczeństwo.
Mariusz Janik
--------------------------------------------------------------------------------
WAŻNIEJSZE UGRUPOWANIA TERRORYSTYCZNE DZIAŁAJĄCE W OSTATNICH LATACH
Kraj Basków i Wolność - Euskadi Ta Askatasuna (ETA, Hiszpania)
Irlandzka Armia Republikańska (IRA, Irlandia)
Prawdziwa IRA
Bojownicy o Wolność Ulsteru (UFF, Irlandia)
Ochotnicze Siły Ulsteru (UVF, Irlandia)
Front Wyzwolenia Korsyki (FLNC, Francja)
Korsykańska Armia Odrodzenia (ARC, Francja)
Korsykańskie Brygady Rewolucyjne (BRC, Francja)
lewacka organizacja RaRa (Holandia)
Robotnicza Partia Kurdystanu (PKK, Turcja oraz Niemcy i Szwecja)
Rewolucyjny Front i Partia Wyzwolenia (DHKP/C, Turcja)
Rewolucyjna Walka Narodowa (ELA, Grecja)
Rewolucyjna Organizacja 17 Listopada (Grecja)
Zbrojna Grupa Islamska (GIA, Algieria)
Zjednoczenie Islamskie - (Dżamaat al-islamiya, Egipt)
Al-Dżihad (Egipt)
fundamentaliści islamscy (Bahrajn)
Czerwoni Khmerzy (Kambodża)
Tamilskie Tygrysy (LTTE, Sri Lanka)
Abu Sajjaf (Filipiny)
Narodowy Front Wyzwolenia Moro (MNLF, Filipiny)
Harakat ul-Ansar (Kaszmir, Indie)
Aum Shinrkyo (Japonia)
Czerwona Armia (Japonia)
skrajne prawicowe milicje (USA)
Świetlisty Szlak (maoiści, Peru)
Ruch Rewolucyjny Tupac Amaru (MRTA, Peru)
Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC, Kolumbia)
Narodowa Armia Wyzwolenia (ELN, Kolumbia)
Dysydenci Frontu Patriotycznego (Chile)
Hamas (fundamentaliści palestyńscy)
Grupa Abu-Nidal (organizacja propalestyńska, Fatah - Rada Rewolucyjna)
Islamski Dżihad/frakcja Shakaki (fundamentaliści palestyńscy)
Demokratyczny Front Wyzwolenia Palestyny (DFLP)
Palestyński Front Wyzwolenia (PLF)
Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny (PFLP)
Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny - Dowództwo Generalne
Kach (żydowscy ekstremiści, Izrael)
Kahane chai (żyd. ekstremiści, Izrael)
Hezbollah (organizacja proirańska, Liban)
Mudżahedini Ludowi (Iran)
separatyści afgańscy (Pakistan)
Najwyższa Prawda (Aum Shirikyo)
Al Kaida
Lashkav-e-Toiba (fundamentaliści islamscy, Pakistan)
Quibla i Naród Przeciwko Gangsteryzmowi i Narkotykom (PAGAD, grupa islamska)