FRONTEM DO "NOWEJ LEWICY" !
Barbarę Radziewicz mieliśmy zaszczyt poznać przy okazji naszego zbliżenia z Nurtem Radykalnym PPS Piotra Ikonowicza. W Nurcie Radykalnym Barbara odgrywała nadzwyczaj istotną rolę, w której zresztą do dziś jest niezastąpiona. Zajmowała się wymianą informacji i koordynacją działań. Na tle innych działaczy Nurtu Radykalnego widocznych w internecie (Andrzej Rutkowski, Elżbieta Szubert) wyróżniała się otwartością, przywiązaniem do konkretów i spraw pracowniczych. Podobny do niej był chyba tylko Czarek Miżejewski, który do Nurtu Radykalnego jednak nie wstąpił.
W Polskiej Partii Socjalistycznej i w otoczeniu Piotra Ikonowicza Barbara znalazła się nieprzypadkowo. Wsparcie przez Miżejewskiego i Ikonowicza protestów pracowników służby zdrowia było czynnikiem rozstrzygającym. W jej przypadku wiązało się z upolitycznieniem i poszukiwaniem swojego miejsca w ruchu socjalistycznym i na lewicy społecznej.
PPS pod wodzą Piotra Ikonowicza miała zresztą kilka jasnych kart, których nie można pominąć. Poza zdecydowanym poparciem licznych protestów pracowniczych, w tym protestu pielęgniarek, grupa Ikonowicza, wspomagana przez działaczy "radykalnej lewicy", z poświęceniem angażowała się w ruch lokatorski i działała wśród bezrobotnych.
Wkrótce bez pracy znalazła się również Barbara Radziewicz, która jednak wbrew przeciwnościom losu, mimo braku środków, potrafiła odnaleźć się w działalności związkowej, w Konfederacji Pracy OPZZ, kierowanej przez Cezarego Miżejewskiego i Grzegorza Ilkę oraz zaktywizowała się w ruchu bezrobotnych, jednocześnie pozostając filarem informacyjnym środowiska związanego z Piotrem.
Musimy podkreślić, że choć nie podzielaliśmy poglądów Barbary Radziewicz i Nurtu Radykalnego PPS na tematy programowe, których wyrazem były stanowiska Nurtu w konkretnych sprawach oraz "Manifest Socjalistyczny" z początku 2002 r., to jednak musimy przyznać, że działalność Barbary Radziewicz wyróżniała się skutecznością.
O otwartości Barbary świadczyć może opublikowanie przez nią na łamach internetowego forum Nurtu Radykalnego PPS, jesienią ubiegłego roku, kilkunastu naszych tekstów, do dziś zresztą znajdujących się w archiwum portalu, w tym kilku tekstów krytycznych wobec działań Nurtu Radykalnego, Piotra Ikonowicza i jego "Manifestu Socjalistycznego".
Zgody na publikację owych tekstów Barbara nigdy nie otrzymała. Rozsyłała je więc, bez zgody (ani formalnego zakazu), na kontakty Nurtu. Część z nich, obok nowych tekstów, zaprezentowała później w internecie. Nurt zresztą okazał się tworem nietrwałym. Zanikł, napotykając opór kierownictwa PPS, które zakazało działalności frakcyjnej i wykluczyło z partii Piotra Ikonowicza. Tym samym zakończył się sen Piotra o odzyskaniu PPS i o 70-procentowym poparciu członków partii, w którym to śnie nie zamierzaliśmy uczestniczyć.
Od maja Piotr zaczął spotykać się ze ścisłym gronem swoich sympatyków (nie obowiązywał kod partyjny), wśród których znalazł się i Zbigniew Partyka, pogrobowiec GSR. W tym gronie, latem 2002 r., ukształtował się pomysł na nową formację. Największy wpływ na ewolucję Ikonowicza miał, bez wątpienia, Zbyszek. Pierwsze rozważania programowe z lata 2002 r. sygnowane były jego nazwiskiem, artykuły zaś Partyka pisywał razem z Piotrem. Współautorstwo było potwierdzone podpisami obojga.
Dyskusja wewnętrzna upubliczniona została dopiero późną jesienią ubiegłego roku. Tymczasem, od czerwca ub. roku trwała publiczna dyskusja w "Czerwonym Salonie", kontynuowana następnie, dzięki Barbarze Radziewicz, na łamach internetowego forum Nurtu Radykalnego PPS i ponownie w "Czerwonym Salonie" oraz w czytelni Ofensywy Antykapitalistycznej.
Podobnie jak Marek Gański z "Czerwonego Salonu", również Barbara ma swój udział w dyskusji o kondycji i konieczności przegrupowań na lewicy.
Wstrzymanie publikacji naszych tekstów na łamach portalu prowadzonego przez Barbarę Radziewicz nastąpiło po przekształceniu portalu Nurtu Radykalnego PPS w Klub Dyskusyjny Nowej Lewicy. W nowej, "dyskusyjnej" formule na dyskusję wszakże... zabrakło miejsca. Nad nią Piotr przedkładał działanie przy pomocy faktów dokonanych.
Nasz lakoniczny i, co może się wydać niektórym nieprawdopodobne, wielce wyważony artykuł "Zwrot do nadawcy", w którym ustosunkowaliśmy do projektu upublicznionego właśnie przez Barbarę Radziewicz "Manifestu Antykapitalistycznego" pióra Zbyszka Partyki, podpisanego wkrótce przez Ikonowicza i spółkę, podobnie jak poprzednia nasza opinia o "Manifeście Socjalistycznym" Piotra Ikonowicza, nigdy nie doczekały się odpowiedzi. Chyba, że za odpowiedź merytoryczną uznamy fakty dokonane - zablokowanie druku i dyskusji, zdjęcie ostatnich naszych artykułów z forum, o czym informowali goście portalu, zarzucając Nowej Lewicy wprowadzenie cenzury.
Droga faktów dokonanych
Decyzji tej z pewnością nie podjęła Barbara Radziewicz. Trudno więc, żebyśmy mieli do niej jakiś żal. Powinniśmy raczej ponownie podziękować. Robiła co mogła, aby podtrzymać dialog. Dyscyplina partyjna jednak zwyciężyła. Nowa Lewica wybrała drogę faktów dokonanych. Nie tylko wszakże ona. Podobną metodą w pismo ogólnopolskie przekształciła się redakcja regionalnego "Robotnika Śląskiego", która w maju wydała jeszcze "frontowy" numer "Naprzodu", by następnie, pod koniec lata, zmieniwszy w tym celu szatę graficzną, postawić środowisko przed faktem dokonanym. Teraz zaś zmienia tytuł na "Nowy Robotnik".
Piotr Ikonowicz i Zbigniew Partyka, tworząc "szeroką i jeszcze szerszą koalicję", zdecydowali się na dyskusję w wąskim gronie ludzi - jak pisze Zbigniew Partyka - "rozumiejących się w pół słowa" (Z. Partyka, "Droga Nowej Lewicy", "Robotnik Śląski" nr 5/2003, s. 21). Ikonowicz i Partyka nie byli w żaden sposób nowatorscy odrzucając "model <> budowy organizacji", podobno "spalony przez <>" (tamże).
Żeby postawić kropkę nad "i" trzeba dodać, że metodę tę preferowała również Pracownicza Demokracja, która podjęła "ideę - jak to ujął Z. Partyka - budowy organizacji przez kolonizację <>" (tamże). Droga partnerskich negocjacji została odrzucona również przez jej inicjatorów. Latem ub. roku zamilkli Zbigniew Marcin Kowalewski i Magdalena Ostrowska, którzy także zdecydowali się na budowę Frontu Lewicy metodą faktów dokonanych, w oparciu o przychylną tej inicjatywie Ofensywę Antykapitalistyczną.
Na szczerym polu pozostali: Piotr Ciszewski i spółka oraz Nurt Lewicy Rewolucyjnej, który otworzył wszak "Wolną Trybunę", ale czym prędzej ją zamknął po nadesłaniu przez nas artykułu ad vocem. W tym samym czasie Marek Gański zamknął dyskusję w "Czerwonym Salonie". I właśnie wtedy swój portal na dyskusję otworzyła Barbara. Byliśmy i jesteśmy jej za to wdzięczni - dziękujemy!
Poza Piotrem Ciszewskim i, do pewnego stopnia, Ofensywą Antykapitalistyczną oraz nami, nikt jednak nie skłaniał się do negocjacji i dyskusji. Wszyscy, jak jeden mąż, przedkładali fakty dokonane. Żadnych rozmów politycznych! Żadnych negocjacji!
Gwoli prawdy trzeba dodać, że podczas pierwszej manifestacji antywojennej, jesienią ubiegłego roku, zarówno Piotr Ikonowicz, jak i Zbyszek Partyka wyrażali jeszcze wolę i zainteresowanie "negocjacjami", do których jednak, nie z naszej winy, nigdy nie doszło.
Choć ze Zbyszkiem Partyką, dawnym członkiem Grupy Samorządności Robotniczej, z którym jesienią ub. roku spotkaliśmy się wreszcie kilka razy, rozumieliśmy się nawet bez słów, zrozumienie to zresztą Zbyszek potwierdzał do końca ub. roku w słowach, którym jednak przeczyły czyny. Piotr był widocznie przeciw porozumieniu, a Zbyszek grał na Piotra. Co do tego nie mamy wątpliwości. Wątpliwości dotyczą raczej meritum sprawy. Czyli tego, czym jest i czym mogła być nowa formacja. Czym jest dzisiaj Nowa Lewica, jaką alternatywę: konsekwentnie antykapitalistyczną czy niekonsekwentnie antykapitalistyczną, proponuje owa "antykapitalistyczna" formacja, kształtująca się na naszych oczach? W tym kontekście istotna jest polityka Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki i wpływ tej opcji na zalążki "partii antykapitalistycznych".
Rozstaje dróg
Tak czy inaczej, w praktyce, środowiska tzw. radykalnej lewicy odrzuciły naszą jednolitofrontową koncepcję budowy zblokowanych organizacji w oparciu o ruch robotniczy i w ścisłym związku z dynamiką, potrzebami i interesami klasy robotniczej. Odrzucona została koncepcja budowy opozycji robotniczej, za którą się opowiadamy.
"Lewica radykalna" zdecydowała się zaangażować w działalność antyglobalistów czy, jak kto woli, alterglobalistów, i w ruch antywojenny. Tu spotkali się nieomal wszyscy. Pracownicza Demokracja powołała na "skolonizowanych" terenach swoje Forum Antykapitalistyczne i reanimowała otwartą Inicjatywę "Stop-Wojnie!" Pozostali zorganizowali się w Polskim Forum Społecznym i Stowarzyszeniu ATTAC-Polska. Ofensywa Antykapitalistyczna podjęła się działalności bojówkarskiej w ramach ruchu antywojennego, a następnie już po rozpadzie, zapewne by zatrzeć złe wrażenie - zbędnej ochrony pokojowej manifestacji 1 majowej Nowej Lewicy. Przy okazji protestów antywojennych aktywizował się nawet Zbigniew Marcin Kowalewski, tropiąc "sojusze ekstremów".
Tymczasem, protesty społeczne przyćmione zostały przez manifestacje antywojenne i kolejne fora społeczne koncentrujące swą uwagę na bezrobotnych. Nowa Lewica i Pracownicza Demokracja ruszyły forsownym marszem na odsiecz Irakowi, przy okazji rozbudowując własne struktury i zbierając pod swe sztandary grupki bezrobotnych i alternatywną młodzież.
Robotnicy pozostali na marginesie zainteresowań, co zapewne, jako "schodzącej" klasie, należało się im od dawna. Co poniektórzy przebąkiwali coś jeszcze o sprzężeniu zwrotnym między nowymi ruchami społecznymi a ruchem pracowniczym lub związkowym.
Sprzężenie to, w krajowych warunkach, ograniczało się do wożenia działaczy związkowych, liderów OKP i wybranych przedstawicieli 5 milionów bezrobotnych na fantastyczne fora społeczne, najlepiej zagraniczne oraz na wyrażaniu, z doskoku, solidarności z protestującą, dwusetny dzień, heroiczną załogą ożarowskich "Kabli".
O hegemonii robotniczej nie było już mowy, zastąpiły ją hegemonistyczne i partyjniackie zapędy Nowej Lewicy i Pracowniczej Demokracji. W praktyce zapewniona została hegemonia nowych ruchów społecznych i lewicy obyczajowej. Pod tym względem alterglobaliści nie mają sobie równych!
Po zwycięskiej wojnie w Iraku
Wszelkim zapędom hegemonistycznym zaprzeczyli, nie tylko Zbigniew Partyka i Andrzej Żebrowski, ale również ambasador Stanów Zjednoczonych Ameryki w Polsce, który w wywiadzie udzielonym redakcji miesięcznika "Stosunki Międzynarodowe", pod znamiennym tytułem "Nie jesteśmy hegemonem" (z maja 2003 r.), zdementował amerykańskie zakusy na hegemonię światową, powątpiewając z lekka i na luzie (zupełnie jak Zbyszek Partyka) w "jednobiegunowy system z ekonomiczną i militarną hegemonią Stanów Zjednoczonych połączoną z apetytami kilku innych centrów władzy, które zabiegają [skąd my to znamy!], jeśli nie o hegemonię, to przynajmniej o zrównoważenie hegemonii amerykańskiej", dodając od siebie z rozbrajającą wręcz szczerością, na którą nie zdobyli się ani Partyka, ani Żebrowski:
"Mogę zapewnić, że USA nie czują się aktualnie dobrze w roli hegemona. Od 11 września 2001 r. zwykli Amerykanie nie postrzegają swojego kraju jako najsilniejszego państwa na świecie, któremu nikt i nic nie jest w stanie zagrozić. Moja żona, idąc z wizytą do sąsiadów po drugiej stronie ulicy [by w swej sukni koloru heliotropowego posłuchać ostatniego krążka Django Reinhardta] nie prowadzi dyskusji w rodzaju: << Hey! Jesteśmy największą potęgą na świecie. Kogo dziś zdominujemy?>>"
To już wiemy ... pośrednio z artykułu Zbyszka Partyki. Stąd zapewne ta zgodność sądów na temat hegemonii i gustów. Coś zapewne łączy wszystkich ambasadorów, pomińmy jednak szczegóły tajnej dyplomacji.
Zbyszek Partyka, jak przystało na polityka i ambasadora Piotra Ikonowicza i Nowej Lewicy, zaprzecza wszelkim ciągotom hegemonistycznym NL (nie mylić z Królestwem Holandii, które bezprawnie używa zastrzeżonych sądownie inicjałów Nowej Lewicy - konflikt dyplomatyczny wisi na włosku). Cóż, hegemonia stała się, jak widać, rzeczą wstydliwą i kontestowaną przez innych. Zatem zastąpiono ją stosunkami partnerskimi i Statutem Nowej Lewicy.
"O paradoksie stosunków partnerskich" pisaliśmy 20 lutego, polemizując z "Robotnikiem Śląskim" (ten "robotnik" na polemiki nie zwykł odpowiadać) i LCR-em, wychwalającymi pod niebiosa włoską Partię Odrodzenia Komunistycznego, "która pozostaje w partnerskich stosunkach z ruchem społecznym bez zapędów hegemonicznych czy manipulacji". Niepomny tego Zbigniew Partyka zapisuje naszą "szerokotorową" Opozycję Robotniczą do kategorii "radykalnie nieleninowskich koncepcji budowy partnera dla ruchu robotniczego" (Z. Partyka, "Słuchałem Django Reinhardta", portal internetowy "Lewica bez cenzury"). Kwalifikacja ta odnosi się wszakże do włoskiej Partii Odrodzenia Komunistycznego, której propozycja powołania "europejskiej partii antykapitalistycznej" daje jakże wielką szansę zaistnienia Nowej Lewicy jako właśnie "partii antykapitalistycznej" w kontekście nokautującym rywali.
Trudno poważnie traktować zapewnienia Z. Partyki, że naszym celem jest "budowa partnera dla ruchu robotniczego" (Z. Partyka, "Droga Nowej Lewicy"), czy, tym bardziej, tworzenie "koncepcji budowy partnera dla ruchu robotniczego" (Z. Partyka, "Słuchałem...").
Czepianie się modnych słówek, których wszyscy używają, również my, próbując bezskutecznie przekonać podążających za modnymi trendami "radykałów", nie zmienia faktu, że jesteśmy ortodoksyjni, w dobrym tego słowa znaczeniu. Słów "partner" i "partnerstwo" używamy również my, w innym jednak znaczeniu i zawsze w doborowym towarzystwie: "podziały idą w poprzek", "równanie w górę", "jednolity front robotniczy <> i, jeśli to możliwe, <>", utożsamiając je z "opozycją robotniczą".
Jeśli piszemy, że "konieczne jest formowanie się i jednoczenie lewicy, aby ów spontaniczny ruch związkowy i zakładowy znalazł w niej odpowiedniego partnera" ("Równanie w górę" z 4.08.2002 r.), to wyjaśniamy:
"Wyjście na zewnątrz, do robotników, to - naszym zdaniem - obiecująca przesłanka zerwania z partyjniactwem. Sekciarskie zachowania na tym polu skazane są na śmieszność. Tu liczy się, przede wszystkim, konkret, umiejętność zadawania pytań i udzielania odpowiedzi, o żywiołowym dążeniu mas robotniczych do jedności nie wspominając.
Jest zatem szansa na sprzężenie zwrotne, w wyniku którego może powstać wreszcie świadomy klasowy ruch robotniczy, opozycja robotnicza wobec wszelkich form kapitalistycznego wyzysku" ("Sprzężenie zwrotne" z 13.10.2002 r.).
W artykule "Na rzecz opozycji robotniczej", opublikowanym swego czasu tylko na forum Nurtu Radykalnego PPS przez Barbarę Radziewicz, sprawę wyjaśniamy jednoznacznie:
"Jak pokazały protesty i strajki - robotnicy, jak na razie, nie mają się czego uczyć od niedoszłej konfiguracji na lewo od SLD [za Lenina było inaczej! Było się od kogo uczyć]. To raczej lewica, a przede wszystkim ta konsekwentnie antykapitalistyczna, powinna wziąć przykład z robotników i stworzyć strukturę, która byłaby partnerem dla ruchu robotniczego".
Nie chodzi tu o modny związek partnerski czy o życie w konkubinacie, a jedynie o dorównanie ruchowi robotniczemu i równanie w górę, za przykładem robotników (nie naszym!), bowiem:
"Robotnicy przełamali marazm samodzielnie, tworząc zarówno OKP, jak i sztab protestacyjno-strajkowy 12 central górniczych związków zawodowych. Tymczasem lewica nie potrafiła wyjść z głębokiego dołka.(...) Mamy nadzieję, że bazą dla nowego porozumienia będzie konsekwentnie antykapitalistyczna platforma programowa - platforma opozycji robotniczej"(tamże).
Gdy dwoje mówi "to samo", to, choć brzmi to podobnie, nie chodzi o to samo!
W artykule "Koła zamachowe" dodajemy:
"O harmonijnej współpracy nie ma co marzyć, szczególnie w Polsce, gdzie wzajemne animozje wykluczają nawet rozmowy (...) Wypadałoby dać przykład współpracy ponad podziałami, który poprawiłby atmosferę i otworzył drogę do wspólnych dyskusji i, w efekcie, do porozumienia i współdziałania w sprawach najistotniejszych dla klasy robotniczej, nie odsyłając do lamusa marksizmu i <> branż wraz z tradycyjną, wielkoprzemysłową klasą robotniczą, która zdominowała protesty w odchodzącym już 2002 roku.
Stąd nasza propozycja działania na rzecz opozycji robotniczej wśród raczkujących antyglobalistów nie wywoła zachwytu. Jednak, gdy się chce coś osiągnąć, coś trwałego, nie warto iść na łatwiznę (z <> Polska może iść dzisiaj tylko do Unii Europejskiej). Nie ma <> recept, są tylko nowe doświadczenia, nowe walki klasowe, jakże często prowadzone przez <> i tradycyjne odłamy klasy robotniczej. Bądźmy z nimi! Tu kształtuje się świadomość klasowa robotników i opozycja robotnicza, tu hartuje się lewica rewolucyjna!
Ruch robotniczy (i, szerzej, ruch pracowniczy) ma swoją własną dynamikę. Nie potrzebuje koła zamachowego w postaci ruchu antyglobalistycznego. Być może, potrzebuje go tzw. radykalna lewica, która dopiero przymierza się do działalności w ruchu robotniczym" ("Koła zamachowe" z 19.12.2002 r.).
Problemem jest "zerwanie ciągłości ruchu robotniczego, w tym przede wszystkim rewolucyjnego ruchu robotniczego (którego częścią czujemy się my, niekoniecznie zaś <>)" - tamże.
A tak przy okazji wyjaśniamy - "postulowanej <> czy <> związków zawodowych, mieszczących się w tradycji <> i 1980 r., marksiści przeciwstawiają postulat klasowości związków zawodowych i tylko w tym sensie ich upartyjnienia, czyli stronniczości (stania po stronie klasy robotniczej), nie zaś ich partyjniactwa, czyli upartyjnienia na rzecz konkretnej partii" ("Koła zamachowe", jak wyżej). W tym rozumieniu odrzucamy partyjniacką hegemonię. Hegemonia klasy robotniczej może się wyrażać przez partię tylko o tyle, o ile partia rewolucyjna lub blok partii stoi konsekwentnie po stronie klasy robotniczej i w ten sposób wyraża jej hegemonię, będąc zarazem rewolucyjną częścią ruchu robotniczego. Hegemonia klasy robotniczej nie musi wyrażać się poprzez partię.
"Strajki, poza funkcjami obronnymi i ekonomicznymi, spełniają również funkcje polityczne - sprzyjają samoorganizacji klasy robotniczej i podnoszą świadomość klasową. [Wiedzą o tym rewolucyjni anarchosyndykaliści!] Temu samemu powinna sprzyjać lewica rewolucyjna, która winna pełnić funkcje służebne i partnerskie wobec ruchu robotniczego, być jego częścią" ("Zlecenie na GSR" z 24.04.2003 r.).
Jeśli używamy pojęcia "partnerstwa", to rozumiemy je jako sprzężenie zwrotne między ruchem robotniczym a lewicą rewolucyjną, która w wyniku zerwania ciągłości historycznej i stalinizacji ruchu robotniczego znalazła się na poboczu lub w ogóle ma problemy z zaistnieniem w podstawowej bazie społecznej, jaką jest klasa robotnicza, ma problemy nawet z dojrzewaniem i dorastaniem do wymogów chwili. Czego przykładów aż nadto. O roli nielicznych rewolucyjnych intelektualistów na razie nie warto mówić. Rewolucyjny marksizm nie da się jednak niczym zastąpić.
"Żeby było paradniej!"
Zbigniew Partyka udaje jednak, że nie rozumie o co nam chodzi. Cynicznie wyrywa zdania z kontekstu, "żeby było paradniej", ogłasza wszem i wobec, że "stan sprzed <>" ogłoszony został przez nas "jako czas... HEGEMONII KLASY ROBOTNICZEJ" (Z. Partyka, "Słuchając..."). Taka żonglerka słowna, wsparta jest, a jakże, cytatem. Podobno została udokumentowana. I to ma obalić naszą tezę o podmianie przez Partykę pojęcia hegemonii klasy robotniczej, używanego przez niego jeszcze w artykule "Diagnoza i sekwencja walki" z 15 sierpnia 2002 r., partyjniacką hegemonią Nowej Lewicy z 2003 r. (Zbigniew Partyka, "Nowa Lewica jako zadanie").
No cóż, zadanie Partyka wykonał w sposób urągający poczuciu przyzwoitości.
*
O realiach nie zapomina jednak Barbara Radziewicz, która - w przeciwieństwie do intelektualisty Partyki - nie ma większych trudności ze zrozumieniem naszych wywodów. Gorzej z aprobatą. Nie podziela myśli w nich zawartych. Zarzuca nam nawet, że "nasza działalność rewolucyjna" ogranicza się wyłącznie do "produkcji niezliczonej ilości tekstów, w których przewijają się właściwie dwa wątki: podziały w poprzek i walka klas" (Barbara Radziewicz, "Internetowa rewolucja GSR", portal internetowy "Lewica bez cenzury"). Jednak dodaje, że "udzielając jedynie słusznych rad" kładziemy nacisk na "podjęcie działalności wśród klasy robotniczej". "Mam wrażenie - pisze Barbara Radziewicz - że dla ludzi z GSR świat zatrzymał się na etapie ostatniego dziesięciolecia XX wieku. Przeoczyli jeden istotny fakt, że w naszym kraju nie ma już grupy społecznej określanej mianem klasy robotniczej". Podobne, nowolewicowe sądy głosił już niegdyś Tomasz Rafał Wiśniewski, zarzucając nam, powiedzmy to wprost, paleomarksizm (zarzut taki przed laty postawił prof. Ludwikowi Hassowi sam Artur Sandauer). W wydaniu Tomasza Rafała Wiśniewskiego zarzut dotyczył XIX-wiecznego instrumentarium:
"Można odnieść wrażenie, że autorzy omawianych tekstów za wszelką cenę usiłują opisywać dzisiejszą rzeczywistość klasowych podziałów za pomocą terminów jak najmniej odbiegających od klasycznego wyposażenia teoretycznego bardzo specyficznego momentu w rozwoju myśli marksowskiej, jakim bez wątpienia był okres debat teoretycznych i politycznych przełomu XIX i XX wieku" (Tomasz Rafał Wiśniewski, "Towarzyszom z GSR"). Na zarzuty te odpowiedzieliśmy w przełomowym tekście "Nowa lewica - stare problemy" z 24.03.2003 r. Artykuł ten zamknął, ku naszemu żalowi, teoretyczną dyskusję ze starym zwolennikiem nowej lewicy i odnowionego marksizmu, Tomaszem Rafałem Wiśniewskim.
Nie będziemy powtarzać naszych argumentów z tego artykułu - podtrzymujemy je w całej rozciągłości. Zauważmy jedynie, że to co praktykowi, Barbarze Radziewicz, można wybaczyć, nie przystoi wszak intelektualistom i teoretykom.
Dziś klasa robotnicza w Polsce liczy ok. 6,5 miliona osób. Co ciekawe, procent robotników wykwalifikowanych, mimo szalejącego bezrobocia i poważnych perturbacji gospodarczych i społecznych, nie zmniejszył się! Gorzej oczywiście jest ze świadomością społeczną robotników, a tym bardziej ze świadomością klasową. Ale i ten problem jest do rozwiązania, zważywszy na "latentny" stan tej świadomości, o czym piszemy w artykule "Fałszerstwo niedoskonałe" z 31.12.2002 r., nie bagatelizując zresztą roli rewolucyjnych partii robotniczych.
Że trzeba się tym zająć, wiemy. I zgadzamy się z Barbarą Radziewicz, że czeka nas ciężka praca. Barbara, co prawda, powątpiewa, by nasz "potężny zasób wiedzy historycznej i teoretycznej" był w stanie objąć "aktualną sytuację wśród załóg pracowniczych, a tym bardziej wiedzę praktyczną". Myli się jednak. Liczymy na jej pomoc. Myli się podwójnie nie zauważając klasy robotniczej, a tym bardziej uogólniających kategorii Marksowskich.
Należy uogólniać badania naukowe i zbierać wiedzę cząstkową, dostępną nie tylko w praktyce, ale i w syntezach problemowych i badawczych co rzetelniejszych adeptów burżuazyjnych nauk społecznych. Burżuazyjna nauka pracuje nie tylko na "nich", ale i na "nas". Weźmy pierwszy z brzegu przykład ministra gospodarki i pracy, prof. Jerzego Hausnera, którego cytowaliśmy w licznych artykułach, poświęcając mu zarazem naszą pracę "Jerzy Hausner - właściwy człowiek na właściwym miejscu" z 13.02.2003 r. Efektem tego są nasze liczne artykuły dotyczące klasy robotniczej.
W miarę skromnych możliwości staramy się również działać w ruchu związkowym, nie utożsamiając się z nim zresztą, cóż, nie jesteśmy syndykalistami. Był czas, gdy działaliśmy w związkach zawodowych. Teraz jest czas syntez i podsumowań. Dwadzieścia lat na scenie politycznej daje do tego pewne podstawy i doświadczenia warte przemyśleń.
Rok miniony był dla nas rokiem rozpoznania, które prowadziliśmy poprzez dyskusję i polemiki. Zdajemy sobie sprawę z trudności. Rzecz w tym, żeby je świadomie rozwiązywać. Wielu sobie zraziliśmy - my nie obrażamy się na nikogo. Nie uważamy się za nieomylnych i wszechwiedzących, żeby jednak dyskutować "trzeba mieć coś na wymianę" (tak mawiał kiedyś Zbigniew Partyka, wówczas członek GSR). Warto to teraz przypomnieć.
Kto pyta, nie błądzi. Stąd nasze lektury, dążenie do dyskusji, wzajemnego przekonywania się, spierania się i współpracy, w jednym wszakże temacie - w sprawie robotniczej.
Inne interesują nas jako publicystów (trud nie opłacany nie oznacza trudu nieopłacalnego) o tyle tylko, o ile nakładają się na walkę klas i nawarstwiają na problemy wyzwolenia klasy robotniczej na progu XXI wieku.
Doceniamy troskę Barbary Radziewicz o realia życia codziennego. Nasza praca, nasza twórczość i nasza walka jest wprost uwikłana w działania na rzecz klasy robotniczej. Swoją twórczością, której zakres ilościowy Barbara dostrzega, lecz lekceważy jej aspekt jakościowy, bierzemy czynny udział w walce klas na wycinku, na którym czujemy się najsilniejsi.
Możemy jedynie obiecać, że działania swe spotęgujemy proponując Nowej Lewicy równanie w górę, jednolity front robotniczy i ewentualnie udział w opozycji robotniczej, o ile wreszcie dostrzeżecie "słonia pod mikroskopem" - klasę robotniczą.
W ramach tego frontu Nowa Lewica może zająć miejsce typowej lub nietypowej partii reformistycznej, populistycznej lub konsekwentnie antykapitalistycznej. Stan obecny krytykujemy. Ale wybór wciąż jeszcze należy do Was. W swoich polemikach, nasz dawny kolega nie przyjmuje argumentów lub je lekceważy hołdując zasadzie: "gdy fakty są niewygodne - tym gorzej dla faktów"..
24 maja 2003 r.
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL