Poniższą odpowiedź na polemikę Floriana Nowickiego uzupełniamy dwoma tekstami zawierającymi wykład Lenina, jak rozumie on kwestię kobiecą w kontekście walki klasy robotniczej o swoje wyzwolenie. Jeden z nich to relacja Klary Zetkin z rozmowy z Leninem, wówczas już przywódcą młodego państwa radzieckiego, drugi - to PEŁNA wersja listu Lenina do Inessy Armand, na który powoływał się Florian Nowicki. Na ile stanowisko Lenina pokrywa się ze stanowiskiem Floriana - pozostawiamy do oceny Czytelnika.
 



"NAJBARDZIEJ OTWARTY PLURALIZM"
 



W drugiej już z rzędu polemice z Cezarym Cholewińskim, pisaliśmy:
"robienie z deklaracji papierowych rozstrzygającego kryterium w kwestii rewolucyjności danej formacji wydaje się zabiegiem świadczącym o niezdolności do wyłamania się ze schematów myślowych nie przydatnych w okresach spokoju społecznego. Wydaje się, że takie <<jednoznacznie rewolucyjne>> programy w okresach nierewolucyjnych służą bardziej celom konkurencji między organizacjami <<lewicy radykalnej>>, licytującymi się <<rewolucyjnością>> niż czemukolwiek innemu. Przynajmniej taki jest użytek czyniony z rewolucyjnych programów dzisiaj.
Wśród naszych haseł pomostowych znajduje się postulat budowy rewolucyjnej partii robotniczej. Wydaje się, że to raczej takiej partii przystoi mieć program rewolucyjny niż nam. Nasze działania (publicystyka) są nakierowane na stworzenie takiej partii na bazie programowej, a więc przy uwzględnieniu tych kryteriów, które wydają się nam najważniejsze. A dziś, jednym z takich kryteriów jest stosunek do klasy robotniczej i przykro nam, ale to kryterium jest ostrzejsze, mocniej odsiewające niż <<nowolewicowe>> kryteria stosowane powszechnie przez "lewicę radykalną" i zapewne akceptowane przez Cezarego Cholewińskiego, konsultanta programu Ofensywy Antykapitalistycznej, w którym owe <<nowolewicowe>> elementy stanowiły istotną część"("Punkt wyjścia" z 25.05.2003 r.).
Następnego dnia, na portalu internetowym "Lewica bez cenzury", ukazał się tekst autora programu Ofensywy Antykapitalistycznej, Floriana Nowickiego, "O nowej i starej lewicy, czyli druga linia podziału (strategicznego) na lewicy", w którym Florian Nowicki werbalnie podtrzymał uznawane przez niego za ponadczasowe (idealne modele), strategiczne i zasadnicze kryterium podziału lewicy na rewolucyjną i reformistyczną, a jednocześnie wyróżnił inną, jego zdaniem, równie istotną linię podziału na lewicę rewolucyjną otwartą i zamkniętą.
Jednak w konkretnie historycznym momencie, w sytuacji nierewolucyjnej kryterium to (poza świadomością Floriana) dzieli całą formację lewicową na otwartą i zamkniętą, abstrahując od jej domniemanej lub nie domniemanej rewolucyjności. Czego dowodów mamy aż nadto, zarówno w tekstach Floriana Nowickiego, jak i w praktyce politycznej IV Międzynarodówki. "Otwarta" lewica, czy jak ją zowie "czwórka", niesekciarska jest otwarta na ruchy masowe, na nowe ruchy społeczne, a przede wszystkim na tzw. ruch ruchów No Global. "Zamknięta", sekciarska ma do tych ruchów stosunek jednoznacznie krytyczny jako do ruchów drobnomieszczańskich i burżuazyjnych, a zatem klasowo obcych. Stany pośrednie, stopień krytycyzmu nie zamazują podstawowego podziału. I w tym też sensie kryteria stosowane przez "czwórkę" i Floriana Nowickiego nakładają się. Obie strony nazywają siebie lewicą rewolucyjną i pod tym względem nie ma między nimi istotnej różnicy. Obie strony są "otwarte", przy czym myśl Floriana jest, siłą rzeczy, wtórna wobec wywodów i praktyki mandelistów, uwzględniając obopólną podmiotowość i "sui generis". Cóż, Florian wywodzi się z tego ugrupowania nie tylko organizacyjnie, ale i programowo ("klikowy rozłam" zgodnie z nazewnictwem "spartakusowców").
Zauważmy, że rozróżnienie zastosowane przez Floriana Nowickiego zamazuje podstawową kwestię klasowości prowadzonej polityki, "modele idealne" nie mają tu żadnego zastosowania. W praktyce bowiem klasowa, robotnicza linia programowa ustępuje miejsca programowi drobnomieszczańskiemu, nowolewicowemu.
Zgodzimy się zatem skwapliwie ze stwierdzeniem Floriana Nowickiego, że "W pewnych sytuacjach historycznych niektóre ze wskazanych przeze mnie podziałów nie mają specjalnego znaczenia, ale mogą nagle ujawniać się, pod wpływem wydarzeń, od lewicy (czy polskiej lewicy) zupełnie niezależnych. Takim wydarzeniem było z pewnością pojawienie się ruchu antyglobalizacyjnego (i jego polskiego odpowiednika - "zupełnie niezależnej kalkomanii"- GSR). Pojawienie się tego ruchu uwypukliło pewne różnice, które wcześniej mogły nie mieć wielkiego znaczenia praktycznego" (F. Nowicki, "Klapsy od Lenina dla ex-GSR-u").
W przeciwieństwie jednak do Floriana i mandelowców nie uważamy, żeby ten podział miał charakter strategiczny w ramach lewicy rewolucyjnej, a tym bardziej w ramach klasowego ruchu robotniczego. Naszym zdaniem, podział ten jest istotny i określający, o ile będzie właściwie zrozumiany. Otóż organizacje, jak je nazywa F. Nowicki, "otwarte" (w terminologii mandelistów - niesekciarskie) stoją - naszym zdaniem - obecnie na pozycjach drobnomieszczańskich, obcych wobec klasy robotniczej. Narzucają więc zewnętrzne, nieklasowe kryteria, opierając się i ulegając coraz wyraźniej bazie zastępczej, która staje się na naszych oczach ich bazą podstawową.
Nie dziwi zatem zarzucanie przez "otwartych" drugiej stronie r e a k c y j n o ś c i, zwłaszcza w kwestiach feminizmu, mniejszości seksualnych czy narodowościowych - "na tych reakcyjnych stanowiskach budują oni swoją polityczną tożsamość - w opozycji do tych, którzy podejmują kwestię wyzwolenia kobiet czy mniejszości seksualnych.(...) to Was różni od zgrai trockistów i nowolewicowców" - pisze Florian Nowicki (tamże, s. 2).
Z reakcją i sekciarzami, jak wiadomo, niemożliwa jest żadna współpraca, czego dowody od lat daje nam "czwórka". O ile jednak Zjednoczony Sekretariat IV Międzynarodówki piętnował nas jako niekompetentnych stalinowców, sekciarzy i trockistożerców, o tyle F. Nowicki na razie zarzutu stalinizmu nie postawił. Co nie znaczy, że nie podziela stanowiska Zbigniewa Marcina Kowalewskiego wobec pozostałych zarzutów. Nie jest jednak niewolniczo z nim związany - rozszerza ich gamę o:
- nieleninowskość ("jasna jak słońce kwestia ewidentnej sprzeczności między leninowskim a ex-GSR-owskim ujęciem kwestii kobiecej" i nie tylko ("Klapsy od Lenina..." s. 3);
- burżuazyjny liberalizm i niemarksistowskość ("Ex-GSR może sobie zajmować stanowisko burżuazyjnego liberalizmu w kwestii kobiecej, ale niech mają świadomość, że ich stanowisko nie ma nic wspólnego ze stanowiskiem marksistowskim", tamże, s.3);
- oportunizm ("jest tępym oportunistom, w rodzaju tych wyśmiewanych przez Lenina", tamże, s. 7);
- lewackość ("Ex-GSR razem z Michałem Nowickim zajmowali wtedy absurdalnie lewackie stanowisko", tamże, s. 8);
- stanie na pozycjach burżuazyjnych, na gruncie kapitalizmu i reformizmu (na co wskazuje opowiadanie się podobno przez ex-GSR za "uspołecznionym państwem burżuazyjnym" i "przejściowym ładem społecznym" w: "O nowej i starej lewicy...", ss. 4-5).
Tym samym wyprowadza się nas nawet z doraźnie utworzonej kategorii "starej lewicy rewolucyjnej zamkniętej (SLRZ)", która podobno interesuje się "wyłącznie wielkoprzemysłową klasą robotniczą", która "nie widzi konieczności oddziaływania na inne odłamy świata pracy (choć może zarazem dopuszczać sojusz świata pracy podczas sytuacji rewolucyjnej). Nie interesuje się także w ogóle problematyką tzw. specyficznych form ucisku (...), uznając tę problematykę za zupełnie niezwiązaną z walką klas" (tamże, s. 4), zarzuca się nam reformizm. Zarzut reformizmu powtarzany jest zresztą wielokrotnie, w mniej lub bardziej przejrzystej formie, również w innych tekstach F. Nowickiego oraz Cezarego Cholewińskiego. Jednocześnie Florian Nowicki solidaryzuje się z reformistami nie tylko pod względem stosunku do nowych ruchów społecznych, ale i z ich zarzutami wobec nas, popierając tezę Barbary Radziwicz o "internetowych rewolucjonistach" oraz o "nieleninowskości" ex-GSR, stawianą wcześniej w innym, równie fałszywym kontekście przez Zbigniewa Partykę (oboje z Nowej Lewicy).
Jak widać, naszkicowane z grubsza przez Floriana Nowickiego "podziały strategiczne" stosowane są instrumentalnie i gdy trzeba naginane do potrzeb zwalczania konkurencyjnych formacji. Przy czym, zwalczający eksponuje i uznaje za określający tylko podział na lewicę otwartą i zamkniętą, kwestia rewolucyjności ma drugorzędne znaczenie. Okazuje się bowiem, że "rewolucyjność" jest kwestionowana, nie podważa się tylko podziału na "otwartych" i "zamkniętych". Ex-GSR jest zamknięta. My byśmy powiedzieli, że raczej izolowana.
Podobnie sprawę stawiają mandelowcy, którzy swoje otwarcie w ramach "najbardziej otwartego pluralizmu" ograniczają do drobnomieszczaństwa, nowych ruchów społecznych, czyli do "rozmaitych ruchów emancypacyjnych" i sił akceptujących to otwarcie w ramach sprzężenia zwrotnego z ruchem robotniczym, i szerzej pracowniczym.
A swoją drogą, Florian Nowicki, świadomie lub nieświadomie, zamiennie stosuje pojęcie "rozmaitych ruchów emancypacyjnych" i "rozmaitych ruchów rewolucyjnych"(tamże, s.6). Jak widać, z jego drobnomieszczańskiej pozycji, są to synonimy, "oczywiście do pewnego stopnia, w pewnych określonych warunkach historycznych itd." (tamże, s. 6). Wówczas bowiem stają się one "sojusznikiem ruchu robotniczego. I to rzecz zupełnie trywialna". W ten oto sposób trywialna, drobnomieszczańska wizja rewolucji i rewolucyjności określa bieżące preferencje i sojusze.
Podmiotem w tych sojuszach nie jest jednak klasa robotnicza i jej interes, ale drobnomieszczaństwo, które niewiele ma wspólnego z rewolucyjnym czy klasowym ruchem robotniczym.
Co zaś do gorliwego cytowania Lenina, maniera ta rozpowszechniła się w ruchu robotniczym wraz ze stalinizacją partii bolszewickiej. Po śmierci Lenina konkurujące ze sobą frakcje i liderzy partii bolszewickiej wykazywali sobie nawzajem "niebolszewickość" i "nieleninowskość", tylko siebie czyniąc wiernymi spadkobiercami Wodza. W tym duchu rywalizowali ze sobą Stalin, Kamieniew, Zinowjew czy Bucharin, często zresztą przekłamując lub wyrywając z kontekstu cytaty. Podobnych argumentów, prostując przekłamania, używał czasem Lew Trocki. Za tymi pierwszymi, ten sposób "uprawiania marksizmu-leninizmu" przyjęli biurokraci partyjni ("kadry"). Ta negatywna spuścizna nie obca jest co pośledniejszym trockistom, w tym Florianowi Nowickiemu, który ocenzurował właśnie Lenina, wprost nawiązując do tej tradycji.
Różnorakim modom i panującym trendom ulegało zresztą wielu, nawet Lew Trocki, który w swojej autobiografii wspomina życie w komunie, za czasów studenckich. Nie znaczy to jednak, że Trocki był prekursorem amerykańskiej Nowej Lewicy z lat 60., demokracji uczestniczącej z Porto Alegre, wolnej miłości, kultu fallicznego i wspólnych żon.
Nie sposób również uznać słabostek rewolucjonistów za siłę ruchu robotniczego, zaś przyjaciółki czy kochanki Trockiego - Fridy Kalho, czy Lenina - Inessy Armand, za działaczki tegoż ruchu, czy choćby za działaczki "kobiecego ruchu robotniczego". Nie przypominamy sobie również takiego określenia, jak męski ruch robotniczy lub nie dość męski ruch robotniczy. Płeć na barykadach eksponował tylko Delacroix, ale i to jako symbol Wolności (bynajmniej nie obyczajów!). Prace Franciszka Starowieyskiego nie zasługują na uwagę klasową.
Obyczajowość Fryderyka Engelsa (związek nieformalny z dwoma siostrami, Irlandkami i skądinąd zwykłymi robotnicami), Karola Marksa, tradycyjny i konserwatywny, jakby dziś powiedziano seksistowski, stosunek do kobiet i patriarchalny do własnych córek czy flirty i wolne związki Trockiego i Lenina, jak również korzystanie z usług prostytutek, nie stanowią wyróżnika i kryterium podziału w klasowym ruchu robotniczym. Podobnie utrzymywanie kucharek, służących, pokojówek czy garderobianych! Wynika to raczej z pozycji społecznej, pochodzenia społecznego i wyniesionych z domu zwyczajów lub, w przypadku biurokracji, wzorów społecznych i aspiracji do statusu klas dominujących i uprzywilejowanych.
Skądinąd wiadomo, że twórcy marksizmu utrzymywali w domu służbę (gospodynie, gosposie). Karol Marks miał zresztą ze swoją gospodynią nieślubne dziecko, które "firmował" F. Engels. Któż był więc wzorem cnót, Karol Marks czy Fryderyk Engels, trudno w tej niekomfortowej sytuacji (nie tylko dla nich), powiedzieć?
Nie sądzimy również, by prekursorem New Left był Fryderyk Engels, utrzymujący wolny związek z dwiema siostrami. Nie był to wszakże związek kazirodczy, a i takie sytuacje są do wyobrażenia. Obyczajowość klas wyższych, do których należeli rewolucyjni intelektualiści nie jest tematem naszych programowych zainteresowań. Nie warto bowiem dowodzić, że Engels był prekursorem "otwartej" lewicy, a żonkoś Marks "zamkniętej", Lenin zaś następcą Engelsa lub odwrotnie. Istotniejszym jest, że rewolucjoniści byli często zamykani w twierdzach i kazamatach; Ludwik Waryński i Antonio Gramsci, nie są tu wyjątkami. Mieli zatem ograniczone możliwości wykazywania swoich preferencji obyczajowych i seksualnych. Były zresztą "szkoły historyczne", które częstymi i długimi odsiadkami tłumaczyły sekciarstwo i "zamkniętość" ruchu rewolucyjnego, szkoły te o "otwartości" nie wspominały.
Rewolucjonistami zresztą zajmowała się policja polityczna i armia, a nie "obyczajówka". Nie za obyczaje, wolne związki, za prostytucję otwartą czy zamkniętą (nie tylko w ramach zwyrodniałych instytucji małżeńskich), czerpanie korzyści z nierządu ścigano działaczy ruchu robotniczego, a New Left, i owszem. Niektóre komuny tym szokowały mieszczuchów i wabiły zblazowaną młódź, i na tym oparły swoją egzystencję. Częsta fluktuacja, to prawie przepustowość burdeli. W tym kierunku podążały również niektóre sekty religijne, które "życie w komunie" gwarantowały za przepisany na rzecz sekty majątek. Obrót towarowy miał tu charakter wymienny, uprzedmiotowienie nie zmieniało się. Luz obyczajowy na dłuższą metę był komercjalizowany.
Mówiąc serio, faktem jest, że w społeczeństwie opartym na patriarchalnych zasadach kobieta jest traktowana przedmiotowo. Stoi niżej od mężczyzny w hierarchii dziobania. Jednak w przypadku klas uprzywilejowanych (arystokracji) ta sytuacja nie jest tak jednoznaczna. Kobiety mają możliwość obchodzenia zakazów ze względu na urodzenie lub majątek.
Zauważalny brak samodzielności kobiet, ich uprzedmiotowienie było szczególnie widoczne w przypadku burżuazji. Ale i tu sytuacja kobiety różnicowała się w zależności od majątku. Bogate mieszczki zbliżały się do uprzywilejowanej sytuacji kobiet z arystokracji, zaś te z niższych warstw burżuazji miały życie nie do pozazdroszczenia. Co do kobiet z klasy robotniczej, to dzięki pracy zarobkowej faktycznie zyskały podmiotowość. Paternalizm rodzin proletariackich łączy się ze specyficznymi grupami robotników, np. górników. Jednak wśród warstw ludowych częstokroć rola kobiety była wyraźnie mocniejsza, bardziej faktycznie podmiotowa, niż by to wynikało z jej statusu prawnego. Nakładają się na to jeszcze tradycje kulturowe i narodowościowe, różnicujące tę sferę życia społecznego.
To w klasie burżuazji kobieta była całkowicie bezproduktywna (poza, oczywiście, rodzeniem dzieci). Handlowano nią, aby poprzez korzystne mariaże łączyć fortuny, albo stręczono władcom, by zyskać przywileje. I ten właśnie zakłamany stosunek do kobiet piętnował Marks, jego głównym punktem odniesienia była rodzina mieszczańska.
Prawa kobiet zostały wywalczone istotnie w społeczeństwie kapitalistycznym, burżuazyjnym przez kobiety z tej klasy społecznej. Klasowy ruch robotniczy popierał to wyzwolenie kobiet o charakterze formalno-prawnym, podobnie jak parlamentaryzm (to ostatnie nie było oczywiste choćby dla anarchistów), jak i inne formalne zdobycze, nie przestając wskazywać na ograniczoność formalnych gwarancji wobec prawa.
Jeśli w ruchu robotniczym pojawiły się głosy mówiące o konieczności zmiany sposobu podejścia do współtowarzyszek walki, to działo się tak dlatego, że przenoszenie mieszczańskich wzorców stosunku do kobiet było żenujące w przypadku rewolucjonistów.
Rewolucjoniści, czy w ogóle działacze robotniczy, są odpowiednimi słuchaczami takich postulatów. Znając jednak Nadieżdę Krupską i inne działaczki ruchu robotniczego, choćby Różę Luksemburg, nie przystoi mówić o swobodzie obyczajowej.
Z punktu widzenia klasy robotniczej, nieporozumieniem byłoby również wzywanie do swobody obyczajowej w ramach społeczeństwa burżuazyjnego. Wolna miłość w społeczeństwie zhierarchizowanym jest czymś ze wszech miar absurdalnym i zakłamanym. Cóż bowiem miałby znaczyć postulat taki w stosunkach między pracodawcą i pracownikiem, między fabrykantem a szwaczką? Wystarczy przypomnieć "Ziemię obiecaną" czy twórczość Stefana Żeromskiego, by zrozumieć obosieczność takich "rewolucyjnych zapędów".
Naturalną sprawą jest natomiast rozwiązywanie tych spraw przez państwo robotnicze i socjalistyczne. Program taki był wdrażany, o czym wspomina Florian, cytując praktyka Lenina (stołówki zakładowe, żłobki, przedszkola, dostępność pracy, wykształcenia i rozwodów). Zbiorowy fundusz spożycia miał zapewnić nie tylko awans cywilizacyjny, ale i wszechstronny rozwój grup i klas społecznych. Miał również odciążyć kobiety od obowiązków domowych. Problem w tym, że odciążenie kobiet rozwiązywane jest również na inną, masową modłę przez państwo kapitalistyczne (półprodukty, gotowe potrawy, sieci gastronomiczne szybkiej obsługi, automatyzacja prac domowych). Postęp techniczny umożliwia, jak widać, rozwiązanie tej kwestii na różne sposoby. Tak samo ogromna oferta seksualna, cały przemysł erotyczny zrównują w sposób mniej lub bardziej wypaczony kobiety i mężczyzn, traktując obie strony przedmiotowo. Wyalienowanie seksualne, patriarchat czy matriarchat nie stanowią jednak podstawy klasowej do jakichkolwiek przemian w ruchu robotniczym. Zmienna obyczajowość nie rewolucjonizuje jednak stosunków społecznych, sprzeczności klasowe pozostają. Zależne są bowiem od stosunku klas do środków produkcji. Te zaś pozostają w skali globalnej w ręku burżuazji. Ona zatem określa stopień otwarcia i zmiany norm obyczajowych, a ich modyfikacje podporządkowuje swoim interesom klasowym. Podstawą niesłychanie rozwiniętego przemysłu erotycznego są zyski. Im podporządkowany jest świat mężczyzn i kobiet znajdujących się w trybach tego przemysłu. Rozluźnienie obyczajów nie jest więc w żadnym wypadku osiągnięciem rewolucyjnego ruchu robotniczego, lecz komercjalizacją i umasowieniem, a często i sprostytuowaniem tej strony życia ludzkiego.
Można sobie łatwo wyobrazić, że państwo robotnicze zmiecie całą tę "awangardę" kapitalistycznego postępu w sferze obyczajowości. Selekcja jest nieuchronna. Reakcyjność czy postępowość form obyczajowych względna. Nie widzimy powodu, by już dziś oceniać, które formy obyczajowości i emancypacji ostaną się, a które będą traktowane historycznie, jak modny homoseksualizm w starożytnej Grecji czy rozpusta w starożytnym Rzymie.
Jak pisze Florian Nowicki "zrozumienie ważnych rozbieżności politycznych (...), których większość nie rozumie (...) to (...) dość poważny problem, utrudniający jakiekolwiek dyskusje polityczne na polskiej lewicy. Różne osoby czy grupki na lewicy sytuują się w często ściśle określonych miejscach na skonstruowanej przeze mnie mapie, ale... sytuują się tam nieświadomie. Twierdzę, że gdyby zrozumieli oni całą tę mapę - wzajemne relacje między różnymi miejscami na niej - mogliby wreszcie zrozumieć, z czego wynikają pewne bardzo konkretne taktyczne czy wręcz techniczne rozbieżności, w które są zanurzeni i z którymi borykają się nieomal każdego dnia. Wydaje się bowiem, że olbrzymia ilość bardzo drobnych, codziennych różnic czy nieporozumień na lewicy, daje się, plus minus, sprowadzić do pewnych podstawowych miejsc strategicznych, które same z kolei są zrozumiałe tylko w opozycji do innych miejsc itd." (F. Nowicki "Klapsy od Lenina...", s. 2).
Ten wręcz "rewolucyjny program promocji lewicy" poprzez zrozumienie i akceptację miejsca na mapie politycznej opracowanej przez Floriana może być zrealizowany tylko na bazie ruchu antyglobalizacyjnego, w ramach propagowanego przez XV Kongres IV Międzynarodówki "najbardziej otwartego pluralizmu". Jak wszystko wskazuje ten rewolucyjny program może być zaakceptowany i zrozumiany tylko przy bardzo szerokim otwarciu, przez "otwartą" lewicę, niekoniecznie rewolucyjną. Wystarczy akceptacja miejsca wskazanego przez Floriana, (broń Boże, nie na zasadzie autorytetu, mogą temu towarzyszyć negocjacje między świadomymi i uświadomionymi seksualnie towarzyszami), uznanie rewolucyjności gejów i lesbijek i innych "rozmaitych ruchów emancypacyjnych (rewolucyjnych)".
Podział na lewicę otwartą i zamkniętą dokonany przez Floriana Nowickiego, mimo całej skromności bijącej z dokonanego przezeń porównania tego wysiłku systematyzującego z materializmem historycznym i nawiązania wprost, przy pomocy spreparowanych cytatów, do nieświadomych swej roli i udziału w tym dziele historycznych prekursorów (Włodzimierz I. Lenin i Inessa Armand) jest nieuzasadniony, gdyż zatraca perspektywę i hierarchię spraw ważnych i mniej ważnych, ważnych w danym momencie, w danym kontekście, ale wciąż z perspektywy zwycięstwa rewolucji proletariackiej..., w rezultacie, nie bierze pod uwagę cech zasadniczych walki klasowej. Rozstrzygającym kryterium oceny tej propozycji jest opowiedzenie się autora "Klapsów" za bazą zastępczą zamiast za wielkoprzemysłową klasą robotniczą, za... Inessą Armand!



9 czerwca 2003 r.