Poniższą odpowiedź na polemikę Floriana Nowickiego
uzupełniamy dwoma tekstami zawierającymi wykład Lenina, jak rozumie on kwestię
kobiecą w kontekście walki klasy robotniczej o swoje wyzwolenie. Jeden z nich to
relacja Klary Zetkin z rozmowy z Leninem, wówczas już przywódcą młodego państwa
radzieckiego, drugi - to PEŁNA wersja listu Lenina do Inessy Armand, na który
powoływał się Florian Nowicki. Na ile stanowisko Lenina pokrywa się ze
stanowiskiem Floriana - pozostawiamy do oceny Czytelnika.
"NAJBARDZIEJ OTWARTY PLURALIZM"
W drugiej już z rzędu polemice z Cezarym Cholewińskim, pisaliśmy:
"robienie z deklaracji papierowych rozstrzygającego kryterium w kwestii
rewolucyjności danej formacji wydaje się zabiegiem świadczącym o niezdolności do
wyłamania się ze schematów myślowych nie przydatnych w okresach spokoju
społecznego. Wydaje się, że takie <<jednoznacznie rewolucyjne>> programy w
okresach nierewolucyjnych służą bardziej celom konkurencji między organizacjami
<<lewicy radykalnej>>, licytującymi się <<rewolucyjnością>> niż czemukolwiek
innemu. Przynajmniej taki jest użytek czyniony z rewolucyjnych programów
dzisiaj.
Wśród naszych haseł pomostowych znajduje się postulat budowy rewolucyjnej partii
robotniczej. Wydaje się, że to raczej takiej partii przystoi mieć program
rewolucyjny niż nam. Nasze działania (publicystyka) są nakierowane na stworzenie
takiej partii na bazie programowej, a więc przy uwzględnieniu tych kryteriów,
które wydają się nam najważniejsze. A dziś, jednym z takich kryteriów jest
stosunek do klasy robotniczej i przykro nam, ale to kryterium jest ostrzejsze,
mocniej odsiewające niż <<nowolewicowe>> kryteria stosowane powszechnie przez
"lewicę radykalną" i zapewne akceptowane przez Cezarego Cholewińskiego,
konsultanta programu Ofensywy Antykapitalistycznej, w którym owe <<nowolewicowe>>
elementy stanowiły istotną część"("Punkt wyjścia" z 25.05.2003 r.).
Następnego dnia, na portalu internetowym "Lewica bez cenzury", ukazał się tekst
autora programu Ofensywy Antykapitalistycznej, Floriana Nowickiego, "O nowej i
starej lewicy, czyli druga linia podziału (strategicznego) na lewicy", w którym
Florian Nowicki werbalnie podtrzymał uznawane przez niego za ponadczasowe
(idealne modele), strategiczne i zasadnicze kryterium podziału lewicy na
rewolucyjną i reformistyczną, a jednocześnie wyróżnił inną, jego zdaniem, równie
istotną linię podziału na lewicę rewolucyjną otwartą i zamkniętą.
Jednak w konkretnie historycznym momencie, w sytuacji nierewolucyjnej kryterium
to (poza świadomością Floriana) dzieli całą formację lewicową na otwartą i
zamkniętą, abstrahując od jej domniemanej lub nie domniemanej rewolucyjności.
Czego dowodów mamy aż nadto, zarówno w tekstach Floriana Nowickiego, jak i w
praktyce politycznej IV Międzynarodówki. "Otwarta" lewica, czy jak ją zowie
"czwórka", niesekciarska jest otwarta na ruchy masowe, na nowe ruchy społeczne,
a przede wszystkim na tzw. ruch ruchów No Global. "Zamknięta", sekciarska ma do
tych ruchów stosunek jednoznacznie krytyczny jako do ruchów drobnomieszczańskich
i burżuazyjnych, a zatem klasowo obcych. Stany pośrednie, stopień krytycyzmu nie
zamazują podstawowego podziału. I w tym też sensie kryteria stosowane przez
"czwórkę" i Floriana Nowickiego nakładają się. Obie strony nazywają siebie
lewicą rewolucyjną i pod tym względem nie ma między nimi istotnej różnicy. Obie
strony są "otwarte", przy czym myśl Floriana jest, siłą rzeczy, wtórna wobec
wywodów i praktyki mandelistów, uwzględniając obopólną podmiotowość i "sui
generis". Cóż, Florian wywodzi się z tego ugrupowania nie tylko organizacyjnie,
ale i programowo ("klikowy rozłam" zgodnie z nazewnictwem "spartakusowców").
Zauważmy, że rozróżnienie zastosowane przez Floriana Nowickiego zamazuje
podstawową kwestię klasowości prowadzonej polityki, "modele idealne" nie mają tu
żadnego zastosowania. W praktyce bowiem klasowa, robotnicza linia programowa
ustępuje miejsca programowi drobnomieszczańskiemu, nowolewicowemu.
Zgodzimy się zatem skwapliwie ze stwierdzeniem Floriana Nowickiego, że "W
pewnych sytuacjach historycznych niektóre ze wskazanych przeze mnie podziałów
nie mają specjalnego znaczenia, ale mogą nagle ujawniać się, pod wpływem
wydarzeń, od lewicy (czy polskiej lewicy) zupełnie niezależnych. Takim
wydarzeniem było z pewnością pojawienie się ruchu antyglobalizacyjnego (i jego
polskiego odpowiednika - "zupełnie niezależnej kalkomanii"- GSR). Pojawienie się
tego ruchu uwypukliło pewne różnice, które wcześniej mogły nie mieć wielkiego
znaczenia praktycznego" (F. Nowicki, "Klapsy od Lenina dla ex-GSR-u").
W przeciwieństwie jednak do Floriana i mandelowców nie uważamy, żeby ten podział
miał charakter strategiczny w ramach lewicy rewolucyjnej, a tym bardziej w
ramach klasowego ruchu robotniczego. Naszym zdaniem, podział ten jest istotny i
określający, o ile będzie właściwie zrozumiany. Otóż organizacje, jak je nazywa
F. Nowicki, "otwarte" (w terminologii mandelistów - niesekciarskie) stoją -
naszym zdaniem - obecnie na pozycjach drobnomieszczańskich, obcych wobec klasy
robotniczej. Narzucają więc zewnętrzne, nieklasowe kryteria, opierając się i
ulegając coraz wyraźniej bazie zastępczej, która staje się na naszych oczach ich
bazą podstawową.
Nie dziwi zatem zarzucanie przez "otwartych" drugiej stronie r e a k c y j n o ś
c i, zwłaszcza w kwestiach feminizmu, mniejszości seksualnych czy
narodowościowych - "na tych reakcyjnych stanowiskach budują oni swoją polityczną
tożsamość - w opozycji do tych, którzy podejmują kwestię wyzwolenia kobiet czy
mniejszości seksualnych.(...) to Was różni od zgrai trockistów i nowolewicowców"
- pisze Florian Nowicki (tamże, s. 2).
Z reakcją i sekciarzami, jak wiadomo, niemożliwa jest żadna współpraca, czego
dowody od lat daje nam "czwórka". O ile jednak Zjednoczony Sekretariat IV
Międzynarodówki piętnował nas jako niekompetentnych stalinowców, sekciarzy i
trockistożerców, o tyle F. Nowicki na razie zarzutu stalinizmu nie postawił. Co
nie znaczy, że nie podziela stanowiska Zbigniewa Marcina Kowalewskiego wobec
pozostałych zarzutów. Nie jest jednak niewolniczo z nim związany - rozszerza ich
gamę o:
- nieleninowskość ("jasna jak słońce kwestia ewidentnej sprzeczności między
leninowskim a ex-GSR-owskim ujęciem kwestii kobiecej" i nie tylko ("Klapsy od
Lenina..." s. 3);
- burżuazyjny liberalizm i niemarksistowskość ("Ex-GSR może sobie zajmować
stanowisko burżuazyjnego liberalizmu w kwestii kobiecej, ale niech mają
świadomość, że ich stanowisko nie ma nic wspólnego ze stanowiskiem
marksistowskim", tamże, s.3);
- oportunizm ("jest tępym oportunistom, w rodzaju tych wyśmiewanych przez
Lenina", tamże, s. 7);
- lewackość ("Ex-GSR razem z Michałem Nowickim zajmowali wtedy absurdalnie
lewackie stanowisko", tamże, s. 8);
- stanie na pozycjach burżuazyjnych, na gruncie kapitalizmu i reformizmu (na co
wskazuje opowiadanie się podobno przez ex-GSR za "uspołecznionym państwem
burżuazyjnym" i "przejściowym ładem społecznym" w: "O nowej i starej lewicy...",
ss. 4-5).
Tym samym wyprowadza się nas nawet z doraźnie utworzonej kategorii "starej
lewicy rewolucyjnej zamkniętej (SLRZ)", która podobno interesuje się "wyłącznie
wielkoprzemysłową klasą robotniczą", która "nie widzi konieczności oddziaływania
na inne odłamy świata pracy (choć może zarazem dopuszczać sojusz świata pracy
podczas sytuacji rewolucyjnej). Nie interesuje się także w ogóle problematyką
tzw. specyficznych form ucisku (...), uznając tę problematykę za zupełnie
niezwiązaną z walką klas" (tamże, s. 4), zarzuca się nam reformizm. Zarzut
reformizmu powtarzany jest zresztą wielokrotnie, w mniej lub bardziej
przejrzystej formie, również w innych tekstach F. Nowickiego oraz Cezarego
Cholewińskiego. Jednocześnie Florian Nowicki solidaryzuje się z reformistami nie
tylko pod względem stosunku do nowych ruchów społecznych, ale i z ich zarzutami
wobec nas, popierając tezę Barbary Radziwicz o "internetowych rewolucjonistach"
oraz o "nieleninowskości" ex-GSR, stawianą wcześniej w innym, równie fałszywym
kontekście przez Zbigniewa Partykę (oboje z Nowej Lewicy).
Jak widać, naszkicowane z grubsza przez Floriana Nowickiego "podziały
strategiczne" stosowane są instrumentalnie i gdy trzeba naginane do potrzeb
zwalczania konkurencyjnych formacji. Przy czym, zwalczający eksponuje i uznaje
za określający tylko podział na lewicę otwartą i zamkniętą, kwestia
rewolucyjności ma drugorzędne znaczenie. Okazuje się bowiem, że "rewolucyjność"
jest kwestionowana, nie podważa się tylko podziału na "otwartych" i
"zamkniętych". Ex-GSR jest zamknięta. My byśmy powiedzieli, że raczej izolowana.
Podobnie sprawę stawiają mandelowcy, którzy swoje otwarcie w ramach "najbardziej
otwartego pluralizmu" ograniczają do drobnomieszczaństwa, nowych ruchów
społecznych, czyli do "rozmaitych ruchów emancypacyjnych" i sił akceptujących to
otwarcie w ramach sprzężenia zwrotnego z ruchem robotniczym, i szerzej
pracowniczym.
A swoją drogą, Florian Nowicki, świadomie lub nieświadomie, zamiennie stosuje
pojęcie "rozmaitych ruchów emancypacyjnych" i "rozmaitych ruchów
rewolucyjnych"(tamże, s.6). Jak widać, z jego drobnomieszczańskiej pozycji, są
to synonimy, "oczywiście do pewnego stopnia, w pewnych określonych warunkach
historycznych itd." (tamże, s. 6). Wówczas bowiem stają się one "sojusznikiem
ruchu robotniczego. I to rzecz zupełnie trywialna". W ten oto sposób trywialna,
drobnomieszczańska wizja rewolucji i rewolucyjności określa bieżące preferencje
i sojusze.
Podmiotem w tych sojuszach nie jest jednak klasa robotnicza i jej interes, ale
drobnomieszczaństwo, które niewiele ma wspólnego z rewolucyjnym czy klasowym
ruchem robotniczym.
Co zaś do gorliwego cytowania Lenina, maniera ta rozpowszechniła się w ruchu
robotniczym wraz ze stalinizacją partii bolszewickiej. Po śmierci Lenina
konkurujące ze sobą frakcje i liderzy partii bolszewickiej wykazywali sobie
nawzajem "niebolszewickość" i "nieleninowskość", tylko siebie czyniąc wiernymi
spadkobiercami Wodza. W tym duchu rywalizowali ze sobą Stalin, Kamieniew,
Zinowjew czy Bucharin, często zresztą przekłamując lub wyrywając z kontekstu
cytaty. Podobnych argumentów, prostując przekłamania, używał czasem Lew Trocki.
Za tymi pierwszymi, ten sposób "uprawiania marksizmu-leninizmu" przyjęli
biurokraci partyjni ("kadry"). Ta negatywna spuścizna nie obca jest co
pośledniejszym trockistom, w tym Florianowi Nowickiemu, który ocenzurował
właśnie Lenina, wprost nawiązując do tej tradycji.
Różnorakim modom i panującym trendom ulegało zresztą wielu, nawet Lew Trocki,
który w swojej autobiografii wspomina życie w komunie, za czasów studenckich.
Nie znaczy to jednak, że Trocki był prekursorem amerykańskiej Nowej Lewicy z lat
60., demokracji uczestniczącej z Porto Alegre, wolnej miłości, kultu fallicznego
i wspólnych żon.
Nie sposób również uznać słabostek rewolucjonistów za siłę ruchu robotniczego,
zaś przyjaciółki czy kochanki Trockiego - Fridy Kalho, czy Lenina - Inessy
Armand, za działaczki tegoż ruchu, czy choćby za działaczki "kobiecego ruchu
robotniczego". Nie przypominamy sobie również takiego określenia, jak męski ruch
robotniczy lub nie dość męski ruch robotniczy. Płeć na barykadach eksponował
tylko Delacroix, ale i to jako symbol Wolności (bynajmniej nie obyczajów!).
Prace Franciszka Starowieyskiego nie zasługują na uwagę klasową.
Obyczajowość Fryderyka Engelsa (związek nieformalny z dwoma siostrami,
Irlandkami i skądinąd zwykłymi robotnicami), Karola Marksa, tradycyjny i
konserwatywny, jakby dziś powiedziano seksistowski, stosunek do kobiet i
patriarchalny do własnych córek czy flirty i wolne związki Trockiego i Lenina,
jak również korzystanie z usług prostytutek, nie stanowią wyróżnika i kryterium
podziału w klasowym ruchu robotniczym. Podobnie utrzymywanie kucharek,
służących, pokojówek czy garderobianych! Wynika to raczej z pozycji społecznej,
pochodzenia społecznego i wyniesionych z domu zwyczajów lub, w przypadku
biurokracji, wzorów społecznych i aspiracji do statusu klas dominujących i
uprzywilejowanych.
Skądinąd wiadomo, że twórcy marksizmu utrzymywali w domu służbę (gospodynie,
gosposie). Karol Marks miał zresztą ze swoją gospodynią nieślubne dziecko, które
"firmował" F. Engels. Któż był więc wzorem cnót, Karol Marks czy Fryderyk
Engels, trudno w tej niekomfortowej sytuacji (nie tylko dla nich), powiedzieć?
Nie sądzimy również, by prekursorem New Left był Fryderyk Engels, utrzymujący
wolny związek z dwiema siostrami. Nie był to wszakże związek kazirodczy, a i
takie sytuacje są do wyobrażenia. Obyczajowość klas wyższych, do których
należeli rewolucyjni intelektualiści nie jest tematem naszych programowych
zainteresowań. Nie warto bowiem dowodzić, że Engels był prekursorem "otwartej"
lewicy, a żonkoś Marks "zamkniętej", Lenin zaś następcą Engelsa lub odwrotnie.
Istotniejszym jest, że rewolucjoniści byli często zamykani w twierdzach i
kazamatach; Ludwik Waryński i Antonio Gramsci, nie są tu wyjątkami. Mieli zatem
ograniczone możliwości wykazywania swoich preferencji obyczajowych i
seksualnych. Były zresztą "szkoły historyczne", które częstymi i długimi
odsiadkami tłumaczyły sekciarstwo i "zamkniętość" ruchu rewolucyjnego, szkoły te
o "otwartości" nie wspominały.
Rewolucjonistami zresztą zajmowała się policja polityczna i armia, a nie
"obyczajówka". Nie za obyczaje, wolne związki, za prostytucję otwartą czy
zamkniętą (nie tylko w ramach zwyrodniałych instytucji małżeńskich), czerpanie
korzyści z nierządu ścigano działaczy ruchu robotniczego, a New Left, i owszem.
Niektóre komuny tym szokowały mieszczuchów i wabiły zblazowaną młódź, i na tym
oparły swoją egzystencję. Częsta fluktuacja, to prawie przepustowość burdeli. W
tym kierunku podążały również niektóre sekty religijne, które "życie w komunie"
gwarantowały za przepisany na rzecz sekty majątek. Obrót towarowy miał tu
charakter wymienny, uprzedmiotowienie nie zmieniało się. Luz obyczajowy na
dłuższą metę był komercjalizowany.
Mówiąc serio, faktem jest, że w społeczeństwie opartym na patriarchalnych
zasadach kobieta jest traktowana przedmiotowo. Stoi niżej od mężczyzny w
hierarchii dziobania. Jednak w przypadku klas uprzywilejowanych (arystokracji)
ta sytuacja nie jest tak jednoznaczna. Kobiety mają możliwość obchodzenia
zakazów ze względu na urodzenie lub majątek.
Zauważalny brak samodzielności kobiet, ich uprzedmiotowienie było szczególnie
widoczne w przypadku burżuazji. Ale i tu sytuacja kobiety różnicowała się w
zależności od majątku. Bogate mieszczki zbliżały się do uprzywilejowanej
sytuacji kobiet z arystokracji, zaś te z niższych warstw burżuazji miały życie
nie do pozazdroszczenia. Co do kobiet z klasy robotniczej, to dzięki pracy
zarobkowej faktycznie zyskały podmiotowość. Paternalizm rodzin proletariackich
łączy się ze specyficznymi grupami robotników, np. górników. Jednak wśród warstw
ludowych częstokroć rola kobiety była wyraźnie mocniejsza, bardziej faktycznie
podmiotowa, niż by to wynikało z jej statusu prawnego. Nakładają się na to
jeszcze tradycje kulturowe i narodowościowe, różnicujące tę sferę życia
społecznego.
To w klasie burżuazji kobieta była całkowicie bezproduktywna (poza, oczywiście,
rodzeniem dzieci). Handlowano nią, aby poprzez korzystne mariaże łączyć fortuny,
albo stręczono władcom, by zyskać przywileje. I ten właśnie zakłamany stosunek
do kobiet piętnował Marks, jego głównym punktem odniesienia była rodzina
mieszczańska.
Prawa kobiet zostały wywalczone istotnie w społeczeństwie kapitalistycznym,
burżuazyjnym przez kobiety z tej klasy społecznej. Klasowy ruch robotniczy
popierał to wyzwolenie kobiet o charakterze formalno-prawnym, podobnie jak
parlamentaryzm (to ostatnie nie było oczywiste choćby dla anarchistów), jak i
inne formalne zdobycze, nie przestając wskazywać na ograniczoność formalnych
gwarancji wobec prawa.
Jeśli w ruchu robotniczym pojawiły się głosy mówiące o konieczności zmiany
sposobu podejścia do współtowarzyszek walki, to działo się tak dlatego, że
przenoszenie mieszczańskich wzorców stosunku do kobiet było żenujące w przypadku
rewolucjonistów.
Rewolucjoniści, czy w ogóle działacze robotniczy, są odpowiednimi słuchaczami
takich postulatów. Znając jednak Nadieżdę Krupską i inne działaczki ruchu
robotniczego, choćby Różę Luksemburg, nie przystoi mówić o swobodzie
obyczajowej.
Z punktu widzenia klasy robotniczej, nieporozumieniem byłoby również wzywanie do
swobody obyczajowej w ramach społeczeństwa burżuazyjnego. Wolna miłość w
społeczeństwie zhierarchizowanym jest czymś ze wszech miar absurdalnym i
zakłamanym. Cóż bowiem miałby znaczyć postulat taki w stosunkach między
pracodawcą i pracownikiem, między fabrykantem a szwaczką? Wystarczy przypomnieć
"Ziemię obiecaną" czy twórczość Stefana Żeromskiego, by zrozumieć obosieczność
takich "rewolucyjnych zapędów".
Naturalną sprawą jest natomiast rozwiązywanie tych spraw przez państwo
robotnicze i socjalistyczne. Program taki był wdrażany, o czym wspomina Florian,
cytując praktyka Lenina (stołówki zakładowe, żłobki, przedszkola, dostępność
pracy, wykształcenia i rozwodów). Zbiorowy fundusz spożycia miał zapewnić nie
tylko awans cywilizacyjny, ale i wszechstronny rozwój grup i klas społecznych.
Miał również odciążyć kobiety od obowiązków domowych. Problem w tym, że
odciążenie kobiet rozwiązywane jest również na inną, masową modłę przez państwo
kapitalistyczne (półprodukty, gotowe potrawy, sieci gastronomiczne szybkiej
obsługi, automatyzacja prac domowych). Postęp techniczny umożliwia, jak widać,
rozwiązanie tej kwestii na różne sposoby. Tak samo ogromna oferta seksualna,
cały przemysł erotyczny zrównują w sposób mniej lub bardziej wypaczony kobiety i
mężczyzn, traktując obie strony przedmiotowo. Wyalienowanie seksualne,
patriarchat czy matriarchat nie stanowią jednak podstawy klasowej do
jakichkolwiek przemian w ruchu robotniczym. Zmienna obyczajowość nie
rewolucjonizuje jednak stosunków społecznych, sprzeczności klasowe pozostają.
Zależne są bowiem od stosunku klas do środków produkcji. Te zaś pozostają w
skali globalnej w ręku burżuazji. Ona zatem określa stopień otwarcia i zmiany
norm obyczajowych, a ich modyfikacje podporządkowuje swoim interesom klasowym.
Podstawą niesłychanie rozwiniętego przemysłu erotycznego są zyski. Im
podporządkowany jest świat mężczyzn i kobiet znajdujących się w trybach tego
przemysłu. Rozluźnienie obyczajów nie jest więc w żadnym wypadku osiągnięciem
rewolucyjnego ruchu robotniczego, lecz komercjalizacją i umasowieniem, a często
i sprostytuowaniem tej strony życia ludzkiego.
Można sobie łatwo wyobrazić, że państwo robotnicze zmiecie całą tę "awangardę"
kapitalistycznego postępu w sferze obyczajowości. Selekcja jest nieuchronna.
Reakcyjność czy postępowość form obyczajowych względna. Nie widzimy powodu, by
już dziś oceniać, które formy obyczajowości i emancypacji ostaną się, a które
będą traktowane historycznie, jak modny homoseksualizm w starożytnej Grecji czy
rozpusta w starożytnym Rzymie.
Jak pisze Florian Nowicki "zrozumienie ważnych rozbieżności politycznych (...),
których większość nie rozumie (...) to (...) dość poważny problem, utrudniający
jakiekolwiek dyskusje polityczne na polskiej lewicy. Różne osoby czy grupki na
lewicy sytuują się w często ściśle określonych miejscach na skonstruowanej
przeze mnie mapie, ale... sytuują się tam nieświadomie. Twierdzę, że gdyby
zrozumieli oni całą tę mapę - wzajemne relacje między różnymi miejscami na niej
- mogliby wreszcie zrozumieć, z czego wynikają pewne bardzo konkretne taktyczne
czy wręcz techniczne rozbieżności, w które są zanurzeni i z którymi borykają się
nieomal każdego dnia. Wydaje się bowiem, że olbrzymia ilość bardzo drobnych,
codziennych różnic czy nieporozumień na lewicy, daje się, plus minus, sprowadzić
do pewnych podstawowych miejsc strategicznych, które same z kolei są zrozumiałe
tylko w opozycji do innych miejsc itd." (F. Nowicki "Klapsy od Lenina...", s.
2).
Ten wręcz "rewolucyjny program promocji lewicy" poprzez zrozumienie i akceptację
miejsca na mapie politycznej opracowanej przez Floriana może być zrealizowany
tylko na bazie ruchu antyglobalizacyjnego, w ramach propagowanego przez XV
Kongres IV Międzynarodówki "najbardziej otwartego pluralizmu". Jak wszystko
wskazuje ten rewolucyjny program może być zaakceptowany i zrozumiany tylko przy
bardzo szerokim otwarciu, przez "otwartą" lewicę, niekoniecznie rewolucyjną.
Wystarczy akceptacja miejsca wskazanego przez Floriana, (broń Boże, nie na
zasadzie autorytetu, mogą temu towarzyszyć negocjacje między świadomymi i
uświadomionymi seksualnie towarzyszami), uznanie rewolucyjności gejów i lesbijek
i innych "rozmaitych ruchów emancypacyjnych (rewolucyjnych)".
Podział na lewicę otwartą i zamkniętą dokonany przez Floriana Nowickiego, mimo
całej skromności bijącej z dokonanego przezeń porównania tego wysiłku
systematyzującego z materializmem historycznym i nawiązania wprost, przy pomocy
spreparowanych cytatów, do nieświadomych swej roli i udziału w tym dziele
historycznych prekursorów (Włodzimierz I. Lenin i Inessa Armand) jest
nieuzasadniony, gdyż zatraca perspektywę i hierarchię spraw ważnych i mniej
ważnych, ważnych w danym momencie, w danym kontekście, ale wciąż z perspektywy
zwycięstwa rewolucji proletariackiej..., w rezultacie, nie bierze pod uwagę cech
zasadniczych walki klasowej. Rozstrzygającym kryterium oceny tej propozycji jest
opowiedzenie się autora "Klapsów" za bazą zastępczą zamiast za wielkoprzemysłową
klasą robotniczą, za... Inessą Armand!
9 czerwca 2003 r.