Anty-Burżuj
Stacja końcowa
GSR w swej polemice pt. “Punkt wyjścia” pisze:
"O tym, co (...) nazwaliśmy "zleceniem na GSR", dowiedzieliśmy się od samego
"zleceniodawcy". Ten ostatni nie był bowiem w stanie ukryć wielkiego
ukontentowania biorącego się z przewidywania, że ktoś wreszcie utrze nosa temu
GSR-owi".
Nie wiem i wcale nie muszę i nie chcę wiedzieć, z kim GSR rozmawia o mojej
skromnej osobie, dlaczego i po co - ale podtrzymuję to, co napisałem poprzednio:
Nikt mi nie zlecał pisania żadnego dłuższego serialu o systematycznym rozbiorze
poglądów GSR, nie było żadnego takiego zamysłu ani konstrukcji intrygi. Chciałem
zamiar napisać tylko jeden wspomnieniowy artykuł o jednej debacie w “Czerwonym
Salonie”: Kowalewski, Ostrowska i Gański vs. GSR. A oto przez kolejne polemiki i
kontrpolemiki muszę się zajmować tematem GSR już po raz trzeci. Ale obiecuję, że
ten raz jest już ostatni.
GSR pisze:
"Ruch pierwszej "Solidarności", ten oddolny, nie był tak monolityczny, jakby to
chciał widzieć, w ślad za C. Bernsteinem, Antyburżuj. Trudno bowiem udowodnić,
że wśród szeregowych członków "Solidarności" - a ruch był również, a może przede
wszystkim - ich własnością, a nie uzurpatorskiej elity obsługiwanej przez
doradców o sprecyzowanym, antykomunistycznym poglądzie na świat, wszyscy, jak
jeden mąż popierali działania własnej góry, o czym pisze Cholewiński powołując
się na Bernsteina".
Otóż nic takiego nie pisałem. Żadna partia, związek zawodowy, organizacja
społeczna czy ruch nie musi wymagać od wszystkich swoich członków, żeby “wszyscy
jak jeden mąż popierali działania własnej góry”. Faktem jest jednak, że to
awangarda, czy góra, czy elita, czy kierownictwo, czy jak tam sobie nazwiemy,
decyduje o obliczu organizacji jako całości – bo na tym właśnie polega jej rola.
I jeżeli kierownictwo “Solidarności” było antykomunistyczne, to organizacja ta
jako całość nie mogła nie prowadzić polityki również antykomunistycznej. Szansa,
aby tego uniknąć, była tylko jedna – zbudowanie w łonie tego związku zawodowego
proletariackiej frakcji pod własnym, rewolucyjnym, a nie kontr-rewolucyjnym
kierownictwem. Zapewne byli w “Solidarności” ludzie, którzy tego próbowali.
Dlaczego się to nikomu nie udało i kto tu najbardziej zawinił – to już temat na
odrębne opowiadanie, więc go w dalszym ciągu rozważań pomijam.
GSR pisze dalej:
"Jeśli więc Antyburżuj chce podciągnąć nas na siłę do kategorii organizacji
"postsolidarnościowych", to musiałby przeprowadzić taki karkołomny dowód, z
którego wynikałoby, że mieszczą się w tej kategorii wszelkie grupy, które
działały przed 1989 r. i wyrażały poglądy zgodne lub niezgodne z linią NSZZ "S",
ucieleśnianą przez jej gremium kierownicze".
A po cóż mam “przeprowadzać taki karkołomny dowód” ? Wystarczy przyjąć jakąś
inną definicję, np. taką: “Organizacje postsolidarnościowe to takie, które
działały przed 1989 r. przeciw ówczesnemu porządkowi prawno-ustrojowemu, i w
których kierownictwie zasiadali byli członkowie “Solidarności”.
GSR pisze:
"Rozumiemy, że nie przekonały C. Cholewińskiego nasze poprzednio wyłożone
argumenty o tym, że hasła, które wysunęliśmy jako pomostowe są tej natury, iż
żadną miarą nie dadzą się wprowadzić w życie bez odwołania się do rewolucji, do
obalenia kapitalizmu czy do władzy klasy robotniczej"
A załóżmy na chwilę przeciwnie – że argumenty GSR mnie przekonały. Wówczas
natychmiast jednak musi powstać pytanie: Jeżeli GSR jest za rewolucją, za
obaleniem państwa kapitalistycznego i za władzą robotniczą, to dlaczego nie
chciała tego otwarcie powiedzieć, choćby w artykule “Przechodzimy do ofensywy”,
a zamiast tego formułowała w nim “hasła pomostowe”? Podobne co do zasady, a
różniące się co do okoliczności miejsca i czasu hasła znajdziemy w “Programie
przejściowym”. Tylko że Lew Trocki nie sformułował żądań przejściowych zamiast
zasadniczych haseł programowych, lecz oprócz nich, jako ich konkretyzację.
Cytuję dwa akapity bezpośrednio poprzedzające same “żądania przejściowe” z 1938
r.:
“Strategiczne zadanie Czwartej Międzynarodówki nie polega na reformowaniu
kapitalizmu a na jego obaleniu. Polityczny cel - zdobycie władzy przez
proletariat w celu wywłaszczenia burżuazji. Jednakże rozstrzygnięcie tego
strategicznego zadania jest nie do pomyślenia bez najbardziej uważnego stosunku
do wszystkich, nawet małych i szczegółowych, problemów taktyki. Wszystkie części
proletariatu, wszystkie jego warstwy, zawody, grupy - winne być wciągnięte do
ruchu rewolucyjnego. Odmienność obecnej epoki nie na tym polega, że zwalnia ona
rewolucyjną partię z codziennej czarnej roboty, a na tym, że pozwala ona
prowadzić tę walkę w nierozerwalnym związku z zadaniami rewolucji.
Czwarta Międzynarodówka nie odrzuca żądań starego „minimalnego” programu, gdzie
i o ile zachowały one choćby część żywotnej siły. Wytrwale broni demokratycznych
praw robotników i ich społecznych zdobyczy. Ale wprowadza ona tę codzienną pracę
w ramy właściwej, tj. rewolucyjnej perspektywy. Jako że poszczególne stare
„minimalne” żądania mas ścierają się z niszczącymi i degradującymi tendencjami
schyłkowego kapitalizmu - a dzieje się to na każdym kroku - Czwarta
Międzynarodówka wysuwa system żądań przejściowych, których sens polega na tym,
że wszystkie one bardziej otwarcie i zdecydowanie skierowane są przeciwko samym
podstawom burżuazyjnego ustroju. Stary „program minimalny” zostaje odsunięty
wstecz przez program przejściowy, którego zadanie polega na systematycznej
mobilizacji mas do proletariackiej rewolucji”.
Tyle Trocki. W artykule GSR “Przechodzimy do ofensywy”, wprawdzie znacznie
krótszym od “Programu przejściowego”, próżno jednak szukać choćby jednego
zdania, które by – podobnie jak te dwa akapity Trockiego – wyjaśniały, czemu
właściwie mają służyć “hasła pomostowe”.
GSR pisze:
"Rozumiemy, że C. Cholewińskiemu, jako komuniście-maksymaliście, chodzi o to, że
można sformułować dowolnie, jak najbardziej dalekosiężne cele, a w praktyce
stwierdzić, że nie da się ich wprowadzić tu i teraz, że warunki są niedojrzałe
(co trudno przecież zmierzyć obiektywną miarką), że, jednym słowem, odkładamy
rewolucję i zadowalamy się reformistycznym naprawianiem rzeczywistości".
No to widocznie jednak GSR nie rozumie, o co mi chodziło. Idźmy jednak dalej.
GSR pisze też:
"Jednak robienie z deklaracji papierowych rozstrzygającego kryterium w kwestii
rewolucyjności danej formacji wydaje się zabiegiem świadczącym o niezdolności do
wyłamania się ze schematów myślowych przydatnych w okresach spokoju społecznego.
Wydaje się, że takie "jednoznacznie rewolucyjne" programy w okresach
nierewolucyjnych służą bardziej celom konkurencji między organizacjami "lewicy
radykalnej", licytującymi się "rewolucyjnością" niż czemukolwiek innemu.
Przynajmniej taki jest użytek czyniony z rewolucyjnych programów dzisiaj. Wśród
naszych haseł pomostowych znajduje się postulat budowy rewolucyjnej partii
robotniczej. Wydaje się, że to raczej takiej partii przystoi mieć program
rewolucyjny niż nam. Nasze działania (publicystyka) są nakierowane na stworzenie
takiej partii na bazie programowej, a więc przy uwzględnieniu tych kryteriów,
które wydają się nam najważniejsze A na dziś, jednym z takich kryteriów jest
stosunek do klasy robotniczej i przykro nam, ale to kryterium jest ostrzejsze,
mocniej odsiewające niż "nowolewicowe" kryteria stosowane powszechnie przez
"lewicę radykalną" i zapewne akceptowane przez Cezarego Cholewińskiego,
konsultanta programu Ofensywy Antykapitalistycznej, w którym owe "nowolewicowe"
elementy stanowiły istotną część".
Pomijając już ten drobny szczegół, że nie byłem “konsultantem” programu OA, lecz
tylko jego krytycznym recenzentem, że tego programu nie zaakceptowałem i
odmówiłem przystąpienia do organizacji z takim programem – to dziwnym jest
zaiste stosunek GSR do klasy robotniczej (podobno ostrzejsze i mocniej
odsiewające kryterium) polegający na tym, że się nie chce otwarcie napisać:
“Władza w ręce klasy robotniczej”, tylko się formułuje postulaty przejściowe
zamiast tego.
GSR pisze:
"Wydaje się nam, że nieporozumienie wynika z faktu, że C. Cholewiński nie
odróżnia jasno kwestii utrzymania linii programowej od "przewodniej roli" w
takim froncie".
I dalej:
"Nadawanie tonu" oznacza więc, w pierwszej kolejności, świadome trzymanie się
swego programu, czy może raczej - pewnych zasad kierunkowych. Utrzymanie linii w
jednolitych frontach dotyczy, przede wszystkim, samej lewicy rewolucyjnej
Świadomość, że w okresie nierewolucyjnym realne są, co najwyżej, postulaty
reformistyczne sprawia, że nie ma potrzeby być siłą wiodącą w realizowaniu
takich celów. Nie ma sensu stawanie na czele ruchu na rzecz realizacji celów
reformistycznych!"
Dziękuję za to wyjaśnienie. Teraz rozumiem, o co chodziło z tym “nadawaniem
tonu”. Ale tu natychmiast powstają kolejne problemy. Jeżeli “nadawanie tonu”
jednolitemu frontowi jest właściwie synonimem zaledwie utrzymania odrębności
własnego programu, to po co w ogóle robić ten jednolity front z reformistami?
Dla “kształtowania świadomości klasowej wśród klasy robotniczej, którą chce się
przygotować do rewolucji” ? Rozumiem w takim razie, że GSR zamiast robić to nie
tylko w programowej, ale i organizacyjnej całkowitej odrębności od reformistów i
zamiast prowadzić przeciw nim nieubłaganą walkę o świadomość klasy robotniczej -
woli wlec się w ich ogonie.
Cóż, jeżeli GSR wybiera taką drogę, to niech nią sobie idzie Ale beze mnie. Z
mojej strony ta trzecia już polemika z GSR, zamieszczana na gościnnych łamach
portali “Niezwykli Ludzie Rewolucji” i “Lewica Bez Cenzury”, jest już “stacją
końcową”. Więcej takich polemik pisać tu nigdy nie zamierzałem, nie zamierzam i
pisać nie będę.