ATAK WYPRZEDZAJĄCY
Nie wszyscy bagatelizują "internetową rewolucję" i nie zauważają "zadymiarzy".
Choć regułą pozostaje przemilczanie zjawisk, które nie pasują do obrazu
rzeczywistości kapitalistycznej kreowanego przez oficjalne, wysokonakładowe
media. Najpoczytniejszy na rynku polskim, poznański tygodnik "Wprost", którego
redaktorem naczelnym jest ostatni sekretarz ds. prasy i informacji KC PZPR,
piórem Krzysztofa Łozińskiego daje właśnie odpór "konfederacji zadymiarzy" i
"komunistycznej międzymiastówce".
O ile w pierwszym tekście "Zadymiarze do wynajęcia" Krzysztof Łoziński ("Wprost"
z 11 maja b.r.) ostrzegał, przede wszystkim, przed "sojuszem ekstremów" i
antyglobalistami, o tyle w drugim materiale z cyklu (K. Łoziński, "Sekta
komunistów", "Wprost" z 16 czerwca 2003 r.) skoncentrował się na neokomunistach.
Podbudowę naukową obu "opracowań" stanowią wywody profesor socjologii
Uniwersytetu Warszawskiego, Hanny Świdy-Zięby, i politologa, a zarazem historyka
z Instytutu Pamięci Narodowej, Antoniego Dudka.
Warsztat profesjonalny Krzysztofa Łozińskiego to podręczny zestaw konsultanta
polskiego wydania "Czarnej księgi komunizmu", czyli "nośne pomieszanie elementów
prawdy i nieprawdy", tak by nieprawda była nierozpoznawalna, zaś prawda
nieczytelna dla osób niezorientowanych.
Takie podejście do tematu zabezpiecza przed kryptoreklamą, jaką uprawiała
niedawno na łamach "Wprost" ("Uczniowie Che Guevary") Urszula Ługowska z Nurtu
Lewicy Rewolucyjnej, aktualna szefowa warszawskiego oddziału Stowarzyszenia
ATTAC.
W przypadku celowej dezinformacji zbędne są sprostowania. Autor wie co robi.
Prowokacja to jego zawód. Zacięcie godne służb specjalnych widoczne jest w
każdym pokrętnym zdaniu. Warto przypomnieć, że to właśnie tygodnik "Wprost"
rozpoczął skuteczną kampanię służb specjalnych i medialną nagonkę na premiera
Józefa Oleksego.
Wagi sprawie dodają poglądy prof. Hanny Świdy-Zięby, która ostrzega przed
"ekologicznym lub antyglobalistycznym totalitaryzmem", "tęsknotami za prostym
światem, gdzie wszystko można nazwać i jednoznacznie określić jako dobre i złe"
("Zadymiarze do wynajęcia"), przed neokomunizmem, który "kusi przejrzystą i
pozornie sprawiedliwą wizją świata" ("Sekta komunistów").
Trzymając się sugestii i wywodów prof. Hanny Świdy-Zięby trzeba by było uznać,
że "uszczęśliwianie na siłę" jest immanentną cechą komunizmu ("realizacja
dobrobytu bez rynku jest niemożliwa. Społeczeństwo to szybko zauważa i stawia
opór, a wtedy komuniści uszczęśliwiają je na siłę", tamże). To zaś wymaga
zdecydowanej odpowiedzi, bowiem:
1. "Można dziś lekceważyć kilkunastoosobowe grupki neokomunistów, ale gdy
Rosjanin Wojtaliński i Holender Silveret zakładali Komunistyczną Partię Chin,
też mieściła się ona na jednej kanapie. I też składała się z samych nawiedzonych
idealistów. Dopiero gdy na czele staje przywódca psychopata, jak Lenin czy Mao,
partia staje się groźna, a szybko zbrodnicza" ("Sekta komunistów" - wypowiedź
Hanny Świdy-Zięby);
2. "W przeszłości podobne grupy na Zachodzie stanowiły podstawę dla terroryzmu.
Były też infiltrowane przez służby specjalne ZSRR. Dziś te grupy są za małe, by
były partnerem dla służb Rosji, czy innego kraju, ale jeśli znajdzie się
przywódcą, który je zjednoczy, to nie można takiego scenariusza wykluczyć"
(tamże - wypowiedź Antoniego Dudka);
3. "Takie ideologie mogą być groźniejsze od tych, które jawnie głoszą zło, na
przykład faszyzm, bo mogą pociągać za sobą ludzi. Są nośne przez pomieszanie
elementów prawdy i nieprawdy, z tym że nieprawda jest dla większości trudno
czytelna" ("Zadymiarze do wynajęcia" - wypowiedź Hanny Świdy-Zięby).
Aby uzasadnić pożądaną rozprawę z "antyglobalistami" i "neokomunistami",
Krzysztof Łoziński wkłada wszystkich do jednego, pojemnego zresztą, worka, by
następnie surrealistyczną atmosferę zagrożenia pogłębić poprzez wyliczanie
podmiotów stanowiących zaplecze "konfederacji zadymiarzy" i "międzymiastówki
komunistycznej".
Korzystając z informacji i lektur internetowych, których jest najwyraźniej
pilnym czytelnikiem, tworzy listy proskrypcyjne niekoniecznie istniejących
organizacji, niektóre z nich wymieniając nawet po wielokroć i w liczbie mnogiej
(Spartakusowska Grupa Polski, Liga Spartakusowców, Platforma Proletariacka czy
Grupa Samorządności Robotniczej, Grupa Inicjatywna Partii Robotniczej, Grupy
Samorządności Robotniczej). Inne efemerydy, grupki inicjatywne, które nie
zdołały się przebić lub dziwolągi słowne wymienia jako "działające bez
rejestracji", choćby i nie było materialnych podstaw do takiej rejestracji (Ruch
Młodej Lewicy, Front Lewicy, Ofensywa Antykapitalistyczna, Nowa Grupa
Komunistyczna, Komunistyczny Front Narodowy, Pakt Komunistyczno-Socjalistyczny,
Ruch Społeczny Lewicy Polskiej, Polska Socjalistyczna Partia Młodych,
Socjalistyczna Partia Odrodzenia Komunizmu u Obywateli).
Z tym twórczym wysiłkiem prowokatora idzie w parze prowokacyjna i słowotwórcza
zabawa w księdze gości portalu internetowego "Lewica bez cenzury".
Gdy jedni się bawią, inni pracują
Można byłoby się z tego pośmiać, gdyby nie fakt, że na podobnych wypocinach
studentów i równie absurdalnej argumentacji był przygotowany przez służby
specjalne i aparat propagandowy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii "atak
wyprzedzający" na Irak, w którym uczestniczyła również Polska - odbywało się to
w świetle jupiterów i na oczach bezradnej opinii publicznej. Nie pomogło nawet
obnażenie prowokacji i podanie źródeł bezpodstawnych argumentów za wojną
przedstawionych przez Powella.
W odpowiednim momencie sprawa może mieć zatem swoje następstwa. Wymaga więc
skoordynowanej odpowiedzi, bowiem kampania oszczerstw i propagandowego bełkotu
tworzy grunt pod rozprawę z "wichrzycielami". Rozprawie tej mogą tylko sprzyjać
"przygłupie kawałki" i skandalizująca reklama grupek terrorystycznych na portalu
"Lewica bez cenzury", którym nie widać końca.
Wszystkie strony nawzajem się prowokują i uzupełniają. Już w tej chwili portal
jest współredagowany przez anonimowych "sympatyków", nadsyłających materiały,
których celem jest dezinformacja, ściąganie ruchu na manowce i propagowanie
treści uzasadniających "atak wyprzedzający".
Faktem jest, że likwidacja nieistniejących grupek nie wymaga wielkiego nakładu
środków, zapewne chodzi zatem o coś więcej - o stworzenie precedensu, który
pozwoli rozprawiać się z każdym zagrożeniem, a przede wszystkim - z realnym. Coś
w duchu histerii i reperkusji po 11 września.
Dziś takim zagrożeniem jest pospolite ruszenie i odradzająca się opozycja
robotnicza, która w przeciwieństwie do lewicy obyczajowej, turystycznej,
internetowych i papierowych tygrysów nie ma czasu do stracenia. Blokuje więc
drogi, prowadzi nie zawsze skuteczne strajki i permanentne protesty, wyrażając
swój sprzeciw nie tylko werbalnie. Nie hołduje takim czy innym modom, wybierając
taki czy inny sposób (choćby i antykapitalistyczny) spędzania wolnego czasu i
sprytnego wkomponowania się w kapitalizm "wspólnej Europy", który dla
samorealizującego się "antykapitalisty" może trwać wiecznie. Bunt kontrkulturowy
i kontrsystemowy dla wielu jest tylko egzystencjalnym pomysłem na gnuśną
rzeczywistość i nudę życia. Masy plebejskie buntują się w obronie podstaw swojej
egzystencji.
15 czerwca 2003 r.