PARTIA SZACHÓW

 


Protesty górników odniosły połowiczny skutek. Górnicy z "Silesii" dostali żądane przez nich papierowe gwarancje. Ustąpił również wiceminister Marek Kossowski, znienawidzony za kolejny plan restrukturyzacji (czytaj: likwidacji) branży. "Protesty dołowe" w innych kopalniach kontynuowane przez "Solidarność" i wsparte po referendum przez kilkudziesięciu członków WZZ "Sierpień-80" doprowadziły do przegrupowania sił. Doczekały się ograniczonych reakcji władz. Potrzebne było wsparcie na powierzchni. Skuteczny okazał się strajk komunikacji miejskiej, którym "Solidarność" zaszachowała w odpowiednim momencie. Mniej skuteczne były blokady dróg, powodujące wielokilometrowe korki i częściowy paraliż aglomeracji.
Do tej formy protestu stosowanej, przede wszystkim, przez rolników, sięgnęli wcześniej górnicy brytyjscy organizując ruchome, bojowe pikiety za rządów Margaret Thatcher. W Polsce spacerki po przejściach dla pieszych urządzały już, m.in. pielęgniarki i pracownicy ożarowskiej fabryki kabli, którzy ostatnio powtórzyli blokadę drogi Warszawa - Poznań.
Do tej formy protestu sięgają wszyscy ignorowani i odrzuceni, również górnicy, którzy w ten sposób wsparli strajki podziemne swoich współtowarzyszy, przemilczane przez mass-media, manifestując przy okazji swoje oburzenie pod siedzibami władz. I choć polskim górnikom wciąż jeszcze daleko do bojowości zastępów Scargilla władza ustępuje, lecz tylko poniekąd.
W rezultacie obiecano zatroszczyć się o sprawy nie cierpiące zwłoki - gdy będzie już po sprawie, zwłoki zostaną usunięte. Zapewniono również, a jakże, że nie istnieje lista kopalń przeznaczonych do likwidacji (zapomniano w pośpiechu dodać, że chodzi o listę kompletną).
Cóż, w tej grze na zwłokę i przeczekanie SLD nie ma sobie równych. Słaby rząd SLD musiał przecież zrezygnować z jawnej konfrontacji z górnikami. Kogóż byłoby na to stać - Margaret Thatcher w Polsce nie mogłaby długo porządzić. Ale nie ma również w Polsce Scargilla - "Solidarność" po rozmowach w Warszawie z rządowym Zespołem ds. bezpieczeństwa socjalnego górników przyjęła zapewnienia, że nie przewiduje się w najbliższym czasie likwidacji kopalń i zawiesiła protest "13-ego, w piątek". Kilkuset górników wyjechało na powierzchnię. Ostatnia protestująca pod ziemią, symboliczna wręcz, trzynastka górników uznała, że w tej atmosferze nie da się kontynuować protestu i w nocy z 13 na 14 czerwca również zwiesiła strajk.
Rząd ma zresztą nie tylko z górnikami poważne kłopoty. W kolejce czekają już kolejarze.
Trwa reorganizacja i poszukiwanie brakujących środków. Ustąpił nieustępliwy wicepremier, Grzegorz Kołodko. Na stanowisko wicepremiera awansował jego adwersarz, Minister Gospodarki i Pracy, Jerzy Hausner.
13 czerwca, w piątek, rząd jako całość obronił się w Sejmie, uzyskując wotum zaufania. Premierem pozostał Leszek Miller, nadzieją (SLD i nie tylko) - prof. Jerzy Hausner, "właściwy człowiek na właściwym miejscu".
Nic jednak nie wskazuje, że w obecnej małosterowalnej sytuacji, w której każdy rząd miałby nie lada kłopoty, zajdą w najbliższym czasie spektakularne zmiany. Optymizm na dłuższą metę wiązać można tylko z ożywieniem gospodarki.
Po referendum, głośno było za przyczyną Leszka Millera o podatku liniowym, cudownym środku liberałów wszelkiej maści. Nowy wicepremier, który kieruje teraz superresortem zaprzeczył - w 2004 r. nie będzie podatku liniowego. Spekulacje ustały. Premier zaś dodał, że rząd SLD zdecyduje się na rozluźnienie prawa w kwestii aborcji, co usatysfakcjonowało partnera, Unię Pracy i zagubiony gdzieś po drodze elektorat. Partia została wygrana - zwrotu na prawo, postulowanego przez prezydenta, na razie nie będzie. Leszek Miller ze zręcznością godną podziwu odparł wszystkie ataki opozycji wspieranej przez urząd prezydencki. Odrzucił pomysł na własną abdykację i marginalizację SLD. Aleksander Kwaśniewski, po raz niewiadomo który, okazał się nieskuteczny. Zapowiadana nowa formacja centrowa, której całym programem byłoby przysposobienie do Unii Europejskiej i, poprzez podatek liniowy, dorównanie Rosji, Litwie, Łotwie i Estonii, wciąż czeka za drzwiami.
Szachowanie się nawzajem nie ma końca. Kto zrobi następny ruch - zapewne Jerzy Hausner, on teraz gra białymi, Leszek Miller może odpocząć, kończąc zeznania przed specjalną komisją sejmową.
Partię przegrał nie tylko Kwaśniewski, z gry wyeliminowany został adwersarz Jerzego Hausnera - Grzegorz Kołodko. To już drugi i na razie ostatni wicepremier i minister finansów w jednej osobie, który za obecnej kadencji SLD musiał pozbierać swoje manatki, nie wytrzymując dewaluacji "trudnego pieniądza".
Jeśli przyjąć, że Marek Belka był figurą prezydenta, to już Grzegorz Kołodko nią nie był, Jerzy Hausner zaś był, lecz nie wiadomo czy jest nadal. Nie wiadomo bowiem, czy kolejną partię prezydent zagra czarnymi czy na dwie ręce z Hausnerem - białymi. W tej grze po każdej partii figury są znów ustawiane na swoich miejscach; by rzeczywiście coś zmienić trzeba wywrócić szachownicę.
Zmienia się scena, podobno nadchodzi dawno zapowiadane ożywienie gospodarcze. Póki co, mamy kolejny kryzys na "świńskim rynku". Wkrótce o sobie dadzą znać rolnicy i kolejarze, do gry przystąpią kolejne branże, o pielęgniarkach i służbie zdrowia nie zapominając. Już dziś okupują one boczne szachownice. Wicepremier, Jerzy Hausner w roli arcymistrza musi przygotować się do gry symultanicznej na wszystkich szachownicach.
Czekamy zatem na występ nowego arcymistrza, którego nie tylko potencjał zobowiązuje, a z drugiej strony, czekamy na pospolite ruszenie, ożywienie nie tylko gospodarcze, ale i polityczne. Czekamy nie tylko my, ale i wszelkiej maści populiści.

Cierpliwości tu i ówdzie zabrakło, zresztą nigdy jej nie było. Świadczy o tym "Zemsta Ludu" (LBC), która jednocześnie chce "monitorować walkę klasową" i tworzyć "przeciwwagę dla propagandowej ścieżki w burżuazyjnych mediach", reklamując "samozwańcze grupki rewolucyjne" i tym sposobem podobno sprzyjając "poważnej dyskusji" i "przegrupowaniom na płaszczyźnie programowej", z drugiej strony zaś, ogłasza "Dzień Sznura", ostrzy zęby i topory, by chrupać, zamiast ulubionych chipsów, pały policyjne, rozbrajać "zbrojeniówkę", by zbroić robotników, pić "koktajle Mołotowa", łykać gaz i sprejować "kapitalistyczne gówno", czy odwrotnie. Taka linia grozi trwałym kalectwem lub udławieniem. Nie przystoi szachistom, raczej swojska jest pokoleniu wychowanemu na grach komputerowych, zwolennikom wirtualnej rewolucji.



16 czerwca 2003 r.