NA LEWO OD ROZUMU
 



W powszechnym odczuciu i według normatywnego Słownika języka polskiego - 'lewacki' i 'lewactwo' to pogardliwe określenia charakteryzujące napastliwy rodzaj krytyki i zespół równie napastliwych i prymitywnych poglądów politycznych, epatujących i gloryfikujących przemoc, licytujących się w rewolucyjności.
Za czasów PRL określenia tego nadużywano, rozciągając je poza hurrarewolucjonistów na wszelkie niecierpliwe grupki i orientacje rewolucyjne sytuujące się na lewo od KPZR i PZPR. Współcześnie, w czasach wirtualnych wojen i rewolucji, w czasach reakcji, mody na mutantów i odmieńców, każdy nietypowy model może liczyć na klonowanie w internecie.
Pierwowzorem dla tego typu zachowań - świadomego epatowania publiczności lewactwem i przymiotami opisanymi przez twórców słownika - był powstały w 1997 roku "lewacki portalik internetowy - Antyburżuj", Cezarego Cholewińskiego.
Dziś kokietliwego mistrza przerośli nadgorliwi uczniowie. Wśród nich wyróżnia się skandalizujący portal internetowy "Lewica bez cenzury", który w swoim manifeście ("Zemsta Ludu") ogłosił właśnie rewolucję "dniem sznura".
"Pierwsza Solidarność"
Pod koniec 1981 r., w skali kraju, do "Solidarności" należało prawie 10 milionów osób, w tym 87 proc. robotników wykwalifikowanych przemysłu ciężkiego i 74 proc. - przemysłu lekkiego. Powszechnego poparcia związkowi udzielali nie tylko "solidarnościowi" robotnicy i pracownicy, ale także większość szeregowych członków PZPR i związków branżowych.
W dużych zakładach do "Solidarności" należało 90 proc. stanu załóg. W efekcie nowy związek stał się jedyną masową, fabryczną organizacją zawodową. Informacje te podaje socjolog, Tomasz Żukowski, w artykule o charakterystycznym tytule "Między kooptacją a rewolucją", opublikowanym w zbiorze Studia nad ruchami społecznymi (wydanym przez Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w 1987 r., s. 185).
Twierdzenie, że "Solidarność" w latach 1980-1981 była organizacją antykomunistyczną jest prawdziwe tylko o tyle, o ile uzna się ustrój PRL i biurokrację za komunizm i komunistów. Mówiąc wprost stanowisko Cezarego Cholewińskiego jest wtórne i pochodne od wulgarnych haseł współczesnej "Solidarności", burżuazyjnej i proamerykańskiej propagandy, dla której "realny socjalizm", PRL i biurokracja to "komuna" i "komuchy".
Zaliczenie "pierwszej Solidarności" z lat 1980-1981 do organizacji kontrrewolucyjnych i antykomunistycznych to odrzucenie rzeczywistych dylematów ruchu, który znalazł się - jak pisze Tomasz Żukowski - "między kooptacją a rewolucją", podlegając "wewnętrznej dialektyce relacji centrów i peryferii", która określała "w sposób znaczący logikę działań ruchu masowego w Polsce" (Wojciech Błasiak, "Centra i peryferie masowego ruchu pracowniczego w Polsce 1980-1981" w: Studia nad ruchami społecznymi, 1987, ss. 135-175).
Wybór między robotniczym protestem z lat 1980-1981 a lewackim stanowiskiem Cezarego Cholewińskiego nie nastręcza nam trudności.
10 milionów członków "Solidarności" i każdy z nich z osobna, zgodnie z definicją Cezarego Cholewińskiego ("Organizacje postsolidarnościowe to takie, które działały przed 1989 r. przeciw ówczesnemu porządkowi prawno-ustrojowemu, i w których kierownictwie zasiadali byli członkowie <<Solidarności>>") - po latach określa nieomal całą scenę polityczną jako "postsolidarnościową" i tym samym, definicja ta zamazuje rzeczywiste podziały (poza pokoleniowym i poza podziałem na lewaków i całą resztę - nawet w kierownictwie PZPR byli członkowie "Solidarności").
Dla zrozumienia istoty "pierwszej Solidarności" niezbędne jest "zrozumienie procesów tego okresu i jego faz, niezbędne jest uchwycenie socjologicznej istoty strajku". Jak pisze Wojciech Błasiak:
"Strajk w swojej zjawiskowej formie to <<uzgodniona czasowo odmowa pracy grupy pracowników najemnych>>, której celem jest wymuszenie zgody na realizację konkretnych postulatów stawianych wobec grupy czy jednostki dysponującej środkami produkcji (...); strajk jest wewnętrzną konsekwencją samych stosunków produkcji społecznej, w których ludzkie zdolności do pracy przybierają społeczną formę najemnej siły roboczej, stają się zdolnościami do tworzenia wartości wyobcowanej ("abstrakcyjnej"). Ale strajk jako forma walki, uzewnętrznianie się konfliktu między pracą a własnością społecznie wyobcowaną z pracy, jest równocześnie <<formą społecznej organizacji>> klasy robotniczej (...); istotą strajku jako zjawiska socjologicznego (<<formy społecznej organizacji>>) jest <<samoorganizacja>> (...) najemnych robotników. Czyli, że niezależnie od konkretnych celów stawianych przez strajkujących, niezależnie od treści postulatów i żądań, strajk ma obiektywny cel sam w sobie, i to cel rzadko uświadamiany. Wywołuje on bowiem proces samoorganizacji robotników dzięki zniesieniu w okresie jego trwania bezosobowych, wyobcowanych ze wspólnoty pracy stosunków między ludźmi; stosunków uzewnętrzniających najemny charakter społecznych związków między ludźmi w produkcji wartości wyobcowanej.
Proces samoorganizacji, po zawieszeniu organizacji narzuconej i zewnętrznej, wywołuje proces samopodmiotowania. Wymusza bowiem wypracowanie zdolności do samodzielnego rozpoznawania swych interesów, ich artykulacji i organizowania warunków ich realizacji. Zbiorowe samopodmiotowanie uczestników strajków określa wytwarzanie odmiennego od dotychczasowego charakteru stosunków społecznych.
Obrazowo przedstawił to jeden ze strajkujących górników stwierdzając, że największą zasługą strajków sierpniowo-wrześniowych w kopalniach ROW-u było to, iż po ich zakończeniu górnicy zaczęli odnosić się do siebie <<jak do ludzi>>, zmieniając zasadniczo słownictwo we wzajemnych kontaktach w czasie pracy.
[A swoją drogą przydałoby się również lewakom i "radykalnej lewicy" postrajkować i zmienić swoje słownictwo; zacząć odnosić się do siebie i do innych współtowarzyszy jak do ludzi - GSR].
Za tą zmianą warstwy symbolicznej zachowań kryją się bowiem (...) przemiany w charakterze interakcji międzyosobniczych, będących pochodną zmian treści stosunków społecznych wewnątrz zbiorowości pracowniczych. Zmian podmiotujących poszczególnych uczestników strajków, całe zbiorowości pracownicze i narodowo wyodrębnioną klasę robotniczą" (Wojciech Błasiak, tamże, ss. 137-138).
Ten dyskurs charakterystyczny jest dla formacji, która z pozycji rewolucyjnego syndykalizmu przechodzi na pozycje narodowe. Marksista Wojciech Błasiak po 1989 r. znalazł się w KPN-ie Leszka Moczulskiego, a następnie w KPN-ie Adama Słomki. Ta skłonność do analiz z pozycji narodowo-radykalnych wciągała wielu "niecierpliwych", do których należał również Zbigniew Marcin Kowalewski. Ten ostatni związał się w tym okresie z IV Międzynarodówką (mandelowcy) poszukującą również "dróg na skróty".
Okres od 1 lipca do 15 sierpnia 1980 r. to, według W. Błasiaka, faza wstępna krystalizacji struktury ruchu masowego (strajki "zwykłe" objęły wówczas 81 tys. osób w 177 zakładach). Okres od 16 sierpnia do 3 września 1980 r. to faza krystalizacji centrów ruchu masowego (strajki okupacyjne i solidarnościowe). Okres od początku września do października 1980 r. to faza aktywizacji peryferii ruchu masowego (setki konfliktów strajkowych o lokalnym zasięgu; według oficjalnych danych strajki objęły 800 zakładów i uczestniczyło w nich około 1 miliona pracowników). Okres od października do grudnia 1980 r. to czas przemiany relacji między centrami a peryferiami społecznymi ruchu. Rok 1981 to okres wyartykułowania źródeł globalnej sprzeczności, konfrontacji i symbolicznych ustępstw władzy. W tym okresie konflikty regionalne są ściśle powiązane z konfliktami o charakterze ogólnopolskim ("Zarówno ich bezpośrednie przyczyny, jak i żądania w nich wysuwane, mają zawsze charakter w istocie ogólnokrajowy. Każdy z nich mógł stać się w szybkim czasie ogólnokrajowym, analogicznie do bydgoskiego"). Charakterystyczne jest przy tym przesunięcie pola konfrontacji z pola dyspozycji środkami komunikacji i środkami konsumpcji na pole dyspozycji środkami produkcji (tamże, s. 173). Można już mówić o ogniskowaniu się konfliktów wokół rzeczywistego źródła - charakteru stosunków produkcji społecznej.
Koniec 1981 r. to globalizacja konfliktu i wkraczanie w jego decydującą fazę w sytuacji patowej. Rośnie więc popularność idei "strajku czynnego", podejmowane są próby zastosowania tego środka tak na ograniczoną, jak i na globalną skalę. Rozpoczyna się faza przejścia ruchu pracowniczego do podmiotowości uspołeczniającej. Kluczowe dla ruchu kwestie w tym czasie to samorządy i "strajk czynny". Proces przerywa wprowadzenie stanu wojennego.
Zauważmy, że kierownictwo "Solidarności", widząc nasilającą się "amorficzną falę konfliktów", kiedy to regiony i poszczególne ośrodki przechodzą do działań "na własną rękę", widząc w październiku 1981 r. ewidentny już rozpad siły związku, tzn. "osiągniętej konsolidacji wewnętrznej w oparciu o syndykalne treści", w celu zahamowania tego procesu przechodzi do form jednogodzinnych strajków ostrzegawczych (28 października 1981 r.).
Rzeczywistym motywem takich strajków jest "próba rozładowania sytuacji w skali kraju" i "próba konsolidacji ponownej ruchu poprzez skanalizowanie narastającego radykalizmu wywołanego tak sytuacją bytową, jak i ogólną sytuacją, w jakiej znalazł się ruch" (tamże, s. 171).
"Sposób tego kanalizowania - jak dowodzi Wojciech Błasiak - pozostaje jednak nadal syndykalny. Jest to wynikiem opisanego paradoksu relacji między masami a elitami przywódczymi ruchu, głównie intelektualnymi".
Dopiero w tym kontekście zrozumiałe stają się deklaracje programowe "Solidarności", które dla Cezarego Cholewińskiego są papierkiem lakmusowym, czynnikiem rozstrzygającym o charakterze ruchu.
"Mimo bowiem narastającej świadomości istnienia <<katastroficznego pola>>, elity nie są w stanie dokonać przewartościowania i wyartykułowania koncepcji działania, zwłaszcza zaś jego środków. Wyrazem tego są uchwały I Krajowego Zjazdu związku, w których poza przewrotami, ale tylko frazeologicznymi, typu <<Samorządna Rzeczypospolita>>, poszukiwania nowych koncepcji działania dokonywane są w ramach starego horyzontu ideologicznego. Jest to szczególnie widoczne w programie wariantów reformy gospodarczej, będących eklektycznym zlepkiem XIX wiecznej fikcji <<idealnego rynku>> z koncepcją samorządności gospodarczej, ale tylko poszczególnych załóg, konkurujących w zastępstwie kapitału z okresu wolnokonkurencyjnego" (tamże, s. 172).
Jak wskazuje Wojciech Błasiak "przeformowanie się koncepcji dokonuje się bowiem metodą <<prób i błędów>> w zbiorowościach centralnych ruchu na szczeblach co najwyżej regionalnych. Świadczy o tym cała historia ruchów samorządowych i wewnętrzne w nich przemiany".
W ostatnim okresie "Ruchy te, gdyż jednolitym ruchem się nie stały, jako nowa forma praktyki społecznej mas związkowych zaczynają się rozwijać w oparciu o wiodące zbiorowości pracownicze (np. stocznia gdańska czy huta im. Lenina) i regionalne" (tamże, s. 172). "Proces ich rozwoju ulega raptownemu przyśpieszeniu od września [1981 r.], nabierając coraz powszechniejszego charakteru. We wrześniu, październiku i listopadzie dochodzi do krystalizacji struktur samorządowych i ostatecznych koncepcji ich działania. Przy pomocy ogniw zakładowych i regionalnych następuje ich rozbudowa pozioma - regionalna i pionowa - do ogólnopolskiej włącznie. W toku tych procesów dochodzi do radykalizacji społecznej i gospodarczej koncepcji samorządności, od koncepcji <<sieci wiodących przedsiębiorstw>>, czyli samorządu jako instytucji <<współzarządzania>>, do koncepcji <<Federacji samorządów>>, czyli samorządu jako instytucji <<bycia gospodarzem>>" (ta ostatnia koncepcja, popularyzowna przez Zbigniewa Marcina Kowalewskiego, bliska jest nam na tyle, na ile można ją utożsamiać z koncepcją władzy rad robotniczych i samorządności robotniczej - GSR).
Przemilczane celowo działalność i koncepcje działania ruchu "Federacji" - jak podkreśla Wojciech Błasiak - zwalczane były w ramach "ukrytej walki politycznej i ideologicznej toczącej się w związku, a ściślej w jego gremiach opiniotwórczych" (tamże, s. 173).
"Najostrzejszym jednak symptomem globalizacji konfliktu - zdaniem W. Błasiaka - i wkraczania jego w decydującą fazę jest fakt coraz większej popularności idei <<strajku czynnego>>, która powstała w ZR <<Ziemia Łódzka>> (i znów trzeba oddać należne Zbigniewowi Marcinowi Kowalewskiemu, który był zwolennikiem i propagatorem owej koncepcji - GSR).
Narastająca popularność tej zupełnie nowej koncepcji w ruchu pracowniczym i przekonanie o możliwości zastosowania tego środka, tak na ograniczoną, jak i globalną skalę, mogło zaistnieć tylko w oparciu o już osiągnięte uspołeczniające treści podmiotowości w ruchu. Przekracza ona bowiem horyzont ideologiczny syndykalizmu, a więc <<nie mieści się w głowie>>. Koncepcja ta jest bowiem radykalnym zaprzeczeniem syndykalnych form walki i oprócz nazwy, nie ma nic wspólnego z klasycznym strajkiem" (tamże, s. 174).
Założenie jednak, że na tej podstawie możliwa jest zmiana ustrojowa o charakterze uspołeczniającym mieści się już tylko w głowach ówczesnych lewaków, którzy poza analizą pozostawiają układ sił. Ich zdaniem władza leży na ulicy. Ogłaszają więc praktycznie rozpad "realnego socjalizmu" i abstrahują od jednoczesnej ekspansji systemu kapitalistycznego (zwolenników tej ekspansji znajdziemy z łatwością wśród elit intelektualnych Solidarności), zdając się nieomal całkowicie na obiektywną i spontaniczną dynamikę masowego ruchu społecznego, na poszukiwania metodą "prób i błędów".
Ta lewacka polityka nie wytrzymuje już pierwszej próby poważnej i przemyślanej (przez biurokrację) konfrontacji z aparatem przemocy, który nie został rozbity i nie stracił zdolności regeneracyjnych.
4 listopada KK Solidarności podejmuje znamienna uchwałę o zagrożeniu strajkiem generalnym dając rządowi termin trzymiesięczny na osiągnięcie porozumienia w sprawach powołania Społecznej Rady Gospodarki, Związkowych Komisji Kontroli Społecznej, reformy gospodarczej, samorządu terytorialnego i wyborów do Rad Narodowych, praworządności i reformy sądownictwa, reformy cen i systemu ich konsultacji oraz dostępu związków do środków masowego przekazu.
18 listopada 1981 r. Komisja Zakładowa Stoczni Gdańskiej podejmuje uchwałę o zagrożeniu "strajkiem czynnym" w wypadku dalszego impasu w rozmowach z rządem. Zarząd Regionu "S" Ziemia Łódzka rozpoczyna merytoryczne i organizacyjne przygotowania do jego przeprowadzenia. Rozpoczyna się "strajk czynny" w szkołach województwa lubelskiego, polegający na przejęciu przez nauczycieli odpowiedzialności za organizację i treść merytoryczną procesu nauczania. Strajk wspierają załogi przedsiębiorstw poprzez zapewnienie bezpieczeństwa "strajkującym". Zdaniem Błasiaka, w okresie tym mamy do czynienia z fazą przejścia ruchu pracowniczego do podmiotowości uspołeczniającej.
"Wszystkie istotne przewartościowania praktyki ruchu, wypracowanie nowych koncepcji działania, przesunięcia w polach konfliktów wraz z wyartykułowaniem instytucjonalnych źródeł konfliktów dokonują się pierwotnie w regionach wiodących i to wielocentrycznie: ruch samorządowy - gdańskie, krakowskie, łódzkie, katowickie, lubelskie; <<strajk czynny>> - łódzkie, lubelskie, gdańskie; nowa ordynacja wyborcza do rad narodowych - gdańskie, elbląskie, krakowskie; kontrola nad dystrybucją żywności - wrocławskie" (tamże, s. 175).
Ta "oddolna i żywiołowa rewolucja", która przekroczyła horyzont syndykalizmu, czyli poziom związkowy samoorganizacji klasy robotniczej, pozostaje jednak pod wpływem nieco unowocześnionych koncepcji rewolucyjnego syndykalizmu (rolę strajku generalnego pełni "strajk czynny"). Poszukiwania masowego ruchu metodą "prób i błędów" napotykają na zdecydowane przeciwdziałanie ze strony biurokracji centralnej. Stan wojenny jest tego wyrazem. Wprowadzenie jego kończy okres "pierwszej Solidarności", sprowadzając i przesuwając ostatecznie proces konceptualizacji i materializacji alternatywnego programu działania do sfery postępowych utopii społecznych. Opór robotniczy zostaje złamany, największa masowa, fabryczna organizacja zawodowa - rozbita. Ruch społeczny, wtłoczony do podziemia, na bazie wewnętrznego zróżnicowania zmienia swoją klasową strukturę i ewoluuje na prawo, podążając dalej "utartym szlakiem", przejmując obce, liberalne wzory rozwiązań. Tak się właśnie zaczyna kontrrewolucja.
Mapa polityczna
Z latami, powoli odtwarza się mapa polityczna, na której pojawiają się również "klasyczni" lewacy, którzy, jak zwykle, abstrahują od rzeczywistych procesów społecznych i walk klasowych, trzymając się nieprzydatnych schematów. Przyjmują tezy propagandowe klas panujących za oczywiste, odwracając jedynie znaki wartościujące - z dodatnich na ujemne i odwrotnie. Stąd wynika ich ocena "pierwszej Solidarności" z lat 1980-1981.
To, że lewacy abstrahują od konkretnych, historycznych uwarunkowań potwierdza również ich mistrz, przekorny intelektualista, Cezary Cholewiński. Antyburżuj abstrahuje nawet od "okoliczności miejsca i czasu" powstania "Programu przejściowego" autorstwa Lwa Trockiego. Ma je za nic, skoro porównuje go do "haseł pomostowych" GSR (wykoślawionych zresztą i sprowadzonych w dodatku do kontekstu jednego artykułu). "Programu przejściowego", który zrodził się w epoce wielkich rewolucji, w permanentnej wręcz sytuacji rewolucyjnej, nie sposób bowiem przeciwstawiać hasłom z innej epoki, której cechą charakterystyczną jest zanik klasowego ruchu robotniczego, towarzyszący rozkładowi rewolucyjnych organizacji robotniczych. Przeciwstawienie zresztą ma czysto instrumentalny charakter, skoro Cezary Cholewiński recepcję Trockiego i trockizmu ogranicza tylko do lewackiej opcji. W jego wydaniu bowiem tylko lewacy, tacy jak on, są bezpośrednimi spadkobiercami Trockiego. Ten spadek jest żywcem przejęty z propagandy burżuazyjnej i poststalinowskiej, która Trockiego ochrzciła mianem ojca hurrarewolucjonizmu i wszelkiego typu lewaków.
O instrumentalnym traktowaniu L. Trockiego może świadczyć jednoznaczny stosunek Cezarego Cholewińskiego do wszystkich nurtów trockizmu ("Jedno jest pewne: ani Zjednoczony Sekretariat, ani żadna inna z <<sekt>> post-trockistowskich nie ma od dawna nic wspólnego z masowym rewolucyjnym ruchem robotniczym. Zamiast niego mamy do czynienia z niewielkimi sektami drobnomieszczańsko-inteligenckimi, przeżartymi reformizmem" - pisze C. Cholewiński w recenzji książki Urszuli Ługowskiej i Augusta Grabskiego Trockizm. Doktryna i ruch polityczny - zresztą recenzji ze wszech miar ciekawej i dociekliwej, świadczącej o sporych możliwościach autora).
Tak kategoryczne twierdzenie jest jednak nie do przyjęcia, bowiem wszelkie formacje trockistowskie podlegały i podlegają ewolucji programowej i organizacyjnej. Nawet obecnie, w konkretnych warunkach historycznych, istnieją zasadnicze różnice między "madelowcami", Militantem czy francuską Lutte Ouvriere. Trudno te organizacje zaliczyć do sekciarskich, jak to czynią "mandelowcy" w stosunku do dwóch pozostałych. Nie sposób im odmówić robotniczego rodowodu i działania w klasie robotniczej i, szerzej, w ruchu pracowniczym. Przy całym krytycyzmie do Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki i Zbigniewa Marcina Kowalewskiego nie możemy zaprzeczyć, że "mandelowcy", choć popełniali błędy, uczestniczyli w rzeczywistych walkach klasowych po stronie klasy robotniczej. Stawiamy im, przede wszystkim, zarzut oportunizmu i ulegania wpływom drobnomieszczańskich ideologów i ideologii (po 1968 r. oparcie się na zastępczej bazie, która coraz wyraźniej staje się bazą podstawową i wiodącą tendencją w IV Międzynarodówce).
Na marginesie
Kończąc ten etap dyskusji z Cezarym Cholewińskim, który atakiem na nas rozpoczął późniejszą polemikę, pozwolimy sobie nie zgodzić się z nim również w sprawach drobnych i konkretnych.
W rozmowie z Piotrem Strębskim, byłym członkiem Ofensywy Antykapitalistycznej, twórcą portalu internetowego "Niezwykli Ludzie Rewolucji", Cezary Cholewiński przyznaje, że otrzymał i przyjął "zlecenie na GSR":
"Anty-Burżuj (25.04.2003 21:26)
1. Dlatego, że GSR ma poniekąd rację, że <<tekst powstał na zamówienie>>. Być może nawet obrazili się na LBC, skoro swoją odpowiedź opublikowali nie tam.
2. Czy pojawię się w maju w Warszawie - nie wiem, ale wiem na pewno, że w żadnych imprezach GSR nie będę brać udziału.
3. Nie wiem dlaczego nie możecie się ze mną skontaktować - według mnie zarówno konto antyburz@tlen.pl, jak antyburz@friko3,onet.pl działa normalne.
Pozdrawiam również! Anty-Burżuj (25.04.2003 21:28)
P.S. Na moją polemikę GSR oczywiście może liczyć, ale nie obiecuje, że nastąpi szybko".
Ta korespondencja elektroniczna wyjaśnia, że Cezary Cholewiński mija się z prawdą w sprawie zlecenia od autora portalu "Lewica bez cenzury", Michała Nowickiego. Nie był to zresztą jedyny przypadek ani pierwsza praca Antyburżuja na zlecenie LBC i środowiska Ofensywy Antykapitalistycznej. Dobre stosunki obustronne potwierdzone zostały w "Programie Ofensywy Antykapitalistycznej" przyjętym 9 lutego 2002 r. w Warszawie, gdzie na stronie tytułowej, pod składem Komisji Programowej, zapisano "Konsultacja: Cezary Cholewiński". Również w wydanej rok później wersji w formie druku, rozpowszechnianej podczas drugiego i ostatniego zarazem kongresu OA, figurowała niezmiennie informacja - "Konsultacja: Cezary Cholewiński". I obecnie, pół roku po rozwiązaniu, informacja ta na uśpionej stronie internetowej OA pozostała.
Spóźnione, publiczne dystansowanie się Cezarego Cholewińskiego, którego przynależność organizacyjna jest wciąż niedookreślona, od rozwiązanej formacji nie jest specjalnie wiarygodne, jak niewiarygodne były jego poprzednie zaprzeczenia. Nawet jeśli Cezary Cholewiński był "krytycznym recenzentem" programu OA, o czym zapewnia teraz (i w co nie wątpimy), to jednak formalnie przyjął tytuł honorowego konsultanta. Nie oprotestował go i nie odrzucił za życia OA, a dziś zapomniał przez przeoczenie nagłośnić swoich krytycznych uwag dotyczących wspieranej przez niego, nawet po jej śmierci, formacji.
O rzeczywistym wsparciu i sympatiach dla formacji świadczy praca na zlecenie LBC i zarzucanie nam "wyłuskiwania z każdej z grup inicjatywnych umiarkowanych elementów, skłonnych bardziej do współpracy niż do rywalizacji" (C. Cholewiński, "Wspomnienie o najciekawszej debacie w historii <<Czerwonego Salonu>>"). Piotr Strębski, bo o niego tu zapewne chodzi okazał się, co najwyżej, słabym punktem C. Cholewińskiego.
Mamy nadzieję, że do ponownej debaty, mimo zarzekania się Cezarego Cholewińskiego, jeszcze wrócimy. Każda dyskusja programowa ma swoją wartość i cenę. Traktujemy ją zatem serio i bez taryfy ulgowej.

19 czerwca 2003 r.