Refleksje antyglobalistyczne

 

 

   Jesteśmy częścią ruchu antyglobalistycznego. Nowa Lewica od początku uważała za oczywiste swoje uczestnictwo w szerokim froncie walki z neoliberalizmem. Nie oznacza to bynajmniej, iż gotowi jesteśmy przystać na dowolną inną postać kapitalizmu (nie przystajemy), uważamy jedynie, iż obecna neoliberalna formuła imperialistycznej fazy późnego kapitalizmu jest nieprzypadkowa, (czyli konieczna historycznie), a próby wtłoczenia go w jakieś minione, podobno łagodniejsze i cywilizowane lokalne formuły, są niepraktyczne, albowiem niewykonalne. Jesteśmy nieprzejednanymi przeciwnikami kapitalizmu, występującego obecnie w neoliberalnej formule, a nie tylko krytykami neoliberalizmu.

   I tu zaczynają się kłopoty, bowiem istnieje w ruchu neoglobalistycznym wielopostaciowa tendencja do zatrzymywania się wpół drogi, do unikania za wszelką cenę klaryfikacji, do unikania podsumowań, w sumie do sprowadzenia dialogowych formuł ruchu do wygadania się, a nie do dogadania się. Wszystko jest wspaniale, jeśli jesteśmy przeciw, jeśli z wielu pozycji namiętnie i kompetentnie krytykujemy barbarię neoliberalizmu w jego rozmaitych aspektach funkcjonalnych i regionalnych. Ale każdy krok dalej, rzetelna wewnętrzna krytyka i dyskusja są utrudnione, by nie rzec niemożliwe, w dotychczasowej formule.

    Przyjęta w 9 kwietnia 2001 roku w Sao Paulo Karta Zasad Światowego Forum Społecznego w punkcie dziewiątym stwierdza „Nie będą mogły wziąć udziału w Forum reprezentacje partii politycznych ani organizacji militarnych. Personalnie mogą być zaproszeni na Forum członkowie rządów i parlamentarzyści, którzy dostosują się do zasad karty.”, zaś punkt dziesiąty brzmi „Światowe Forum Społeczne przeciwstawia się każdej totalitarnej i dominującej wersji ekonomii, rozwoju, historii i stosowaniu przemocy jako sposobu społecznej kontroli sprawowanej przez państwo. Przeciwstawia im poszanowanie praw człowieka, prawdziwą uczestniczącą demokrację, równość, solidarność i istnienie w pokoju ludzi, ras, różnych płci i narodów, potępiają wszystkie formy dominacji w postaci podporządkowania jednej istoty ludzkiej przez inną.”

   Absurdalne jest zrównywanie partii politycznych z „organizacjami militarnymi” i wykluczanie ich, aby zaraz dwuznacznie stworzyć furtkę dla tych członków partii, jako ich reprezentantów, którzy są z wyższej półki, bo akurat są ministrami czy parlamentarzystami. Może nie dość dokładnie jestem poinformowany o tym, co kierowało zasadotwórcami z Sao Paulo, ale z mojej, wschodnioeuropejskiej perspektywy wygląda to tak, że ministrami i parlamentarzystami zostają ludzie nie z boskiego pomazania ani ze względu na przecudną, olśniewającą urodę, ale ze względu na przynależność partyjną. Oczywiście nikt tego w tzw. „ruchu ruchów” nie egzekwuje, wszyscy członkowie partii i międzynarodówek, którzy chcą - są obecni – jako... działacze ruchów społecznych. Jednak realna artykulacja polityczna i ideowa jest utrudniona poprzez zakwestionowanie tożsamości. Tyle lat żyłem w PRL, że mam jeszcze dobrze w pamięci te mechanizmy i te praktyki, dlatego takie „zasady” są dla mnie osobiście ubliżające.

   Jeśli się konkretnej ekonomicznej i politycznej praktyce neoliberalnej, opakowa-nej w tandetną ideologię, nie przeciwstawi własnych wniosków, własnych spójnych alternatyw, które poparte zbiorowym wysiłkiem mogą i muszą stać się dominujące, to w istocie broni się nie praw człowieka, równości, solidarności – to broni się ideologii i praktyki obecnie dominującej – neoliberalnej! Sugerowanie, że każda alternatywa, która pokusi się o bycie rzeczywistą alternatywą, czyli o zdobycie dominacji jest z natury rzeczy totalitarna jest jakimś infantylnym postmodernistycznym gaworzeniem, niezasługującym na dyskusję. Jeśli nie ma się własnej koncepcji, to nie można zrobić nic, asystemowe i niesystematyczne deklamacje o prawach człowieka, równości płci i narodów czy zakazu dominacji nad człowiekiem nie są podstawą do sformułowania projektu prawa podatkowego, takiego zwykłego, nic nie mówię, żeby go wprowadzać w życie przy pomocy rajdów partyzanckich czy na początek w strefach wyzwolonych. Zresztą banalna droga parlamentarna jest w tym wypadku i tak wykluczona, gdyż byłaby to „dominująca wersja ekonomii jako sposób społecznej kontroli sprawowanej przez państwo”. Tak, szanowni zasadotwórcy- „ekonomia: - jakkolwiek alternatywna wobec neoliberalnej – usankcjonowana przez państwo staje się dominująca. W tych warunkach, przy respektowaniu tych zasad wszelkie mówienie o przekształceniu się ruchu antyglobalistycznego w alterglobalistyczny jest pozbawione materialnych podstaw.

   Smutny obraz „samoograniczającej się” dyskusji, zasklepienia się w we własnych problemach i uprzedzeniach ujrzeliśmy ostatnio przy okazji antyszczytu pod Evian. Na polu pod Annemasse dzieliliśmy namiot (taka spora wojskowa dziesiątka) z kolektywem gejów, lesbijek i feministek – myśmy tam spali, one i oni w dzień organizowali jakąś swoją aktywność, malarską i dyskusyjną. Zero zainteresowania z ich strony przybyszami z dalekiego kraju, co tu robią, czego chcą i czy coś myślą o ich problematyce. Odrobić swoje czary w swoim kółku i spokój. Nawet w dawnych latach, gdy byłem w szczecińskim liceum, gdy do naszej szkoły przyjechała gromadka przedstawicieli Freie Deutsche Jugend z Rostocku, to mimo swoistej pychy, wynikającej z przynależności do najbogatszego i najlepiej zorganizowanego kraju obozu, byli bardziej ciekawi świata i z zainteresowaniem pytali, kiedy wreszcie w Polsce uspółdzielczymy rolnictwo i dlaczego my, młodzi Polacy w socjalistycznym kraju dopuszczamy do tak intensywnego manifestowania klerykalizmu. Tu, w Annemasse dialog był nikły, jedynie organizatorzy mieli jakieś pretensje o wywieszanie czerwonego sztandaru Nowej Lewicy (czerwono-czarny sztandar jednak nie raził).

    Mniejsza o osobiste impresje, te mogą być nieobiektywne i kwestionowane. Grupa anarchistów i „autonomistów” w czasie antyszczytu zagroziła rozbicia zorganizowanego przez francuską Partię Socjalistyczną mityngu, na którym miała wystąpić między innymi Susan George. Argumentem było odmówienie im prawa do występowania na antyszczycie, gdyż upadły rok temu socjalistyczny rząd Jospina zachowywał się źle i nie był antyglobalistyczny. Faktem jest, że rok wcześniej Jospin zlekceważył zaproszenie Porto Alegre i zaraz potem przegrał wybory prezydenckie. Zgoda, ale jeśli socjaliści choć trochę zmienili zdanie, to może wypadało im dać głos, wysłuchać i ocenić, odpowiedzieć. Ciekawe też, jak się godzi ich świeżej daty antyglobalizm z przyjętym właśnie na ostatnim zjeździe jeszcze bardziej prawicowym programem, najbardziej prawicowym od powstania PS, którego ojcem duchowym jest nikt inny Dominique Strauss-Khan. Cenzurowanie jednak jakoś paskudnie mi się kojarzy i nie mogę uwierzyć w mądrość tych rycerzy wolności ze „środowiska wolnościowego”. Mam też podejrzenie, że znacznie łatwiej rozbić niebroniony wiec socjalistów niż ruszyć na G8. PS oczywiście spasowała i impreza się nie odbyła.

   Tego lata w Europie Zachodniej, we Francji, Austrii, Włoszech, Niemczech, Hiszpanii trwają poważne walki i dyskusje społeczne, w których lewica i związki zawodowe są obecne. Obecne też były na wielkiej manifestacji 1 czerwca. Imprezy poprzedzające zdominowane były jednak przez inne, zwalczające się niekiedy (zwłaszcza ATTAC i anarchiści) nurty i nie były one w stanie tego ciężaru unieść, zamykając się w swych opłotkach, pozbawione rozmachu, mobilizujące dla swej tematyki stosunkowo niewielki krąg osób. Zestawienie z ubiegłorocznym Europejskim Forum Społecznym we Florencji jest druzgoczące, – jeśli jako antyglobaliści zbieramy się na swoim terenie, przygotowując swoje wystąpienia w swoim rytmie – to jest sens, jeśli dostosowujemy się do rytmu władców tego świata, to wprawdzie możemy dać wyraz swojemu „nie” i zablokować kilka mostów, przez co panowie z G8 kompromitująco spóźnią się nieco na raut i suflet im padnie. Ale nic ponadto.

   Jeśli tak wiele podmiotów przynależnych do ruchu antyglobalistycznego oceniamy tak krytycznie, jeśli pewne zasady organizujące sam ruch są bez trudu do zakwestionowania – powstaje pytanie, co my tam robimy, czego szukamy? Ruch antyglobalistyczny jest miejscem dyskusji i spotkań środowisk, które były sobie dotąd geograficznie i organizacyjne i politycznie obce, ogniskuje stare i nowe obszary sprzeciwu wobec kapitalizmu, nowe i stare formuły protestu i walki i nie jest nam obojętne, jaka formuła osiągnie w nim przewagę. W wyjaśnieniu tej kwestii chcemy być obecni i mieć na to wszystko wpływ. Widzimy w nim uczestnictwo organizacji, które wychodzą z podobnych do naszych założeń bądź zbliżają się do podobnych naszym wniosków. Przy wszystkich niedogodnościach uważamy, że być tam warto. Skrzydło krytyczne i programotwórcze ruchu ma swoje miejsce i w oparciu o punkt 7 wspomnianych zasad z Sao Paulo, który mówi:”Zapewnia się instancje – lub zespół instancji – które biorą udział w spotkaniach forum, że mogą bez ograniczeń uchwalać własne deklaracje i podejmować własne akcje – same lub wspólnie z innymi uczestnikami. Światowe Forum Społeczne podejmuje się w ramach swoich możliwości rozpowszechniać ich decyzje bez narzucania kierunku, hierarchii, cenzury, restrykcji, ale w takiej formie, za jaką instancje – lub grupa instancji – wezmą odpowiedzialność” jest w stanie wpływać na charakter ruchu w kierunku przez siebie pożądanym i o ile taka możliwość będzie istniała – będziemy z niej korzystać.

 

Zbigniew Partyka

 

P.S. Andrzej Rutkowski na stronie „Lewicy bez cenzury” upowszechni informacje, jakobym na antyglobalistycznych spędach występował notorycznie w garniturach. Otóż było tak we Florencji, gdzie prezentowałem się w trzyczęściowym garniturze, zaś w Annemasse, Genewie i Morges byłem w zielonej marynarce, skomponowanej (mniemam - gustownie) z czarnymi a później zielonymi spodniami w innym odcieniu, co w żadnym wypadku nie może uchodzić za garnitur. Jestem w stanie w wolnej chwili podzielić się z czytelnikami „Lewicy bez cenzury„ wiedzą na temat tak skomplikowanych pojęć jak garnitur, surdut, smoking, frak czy tużurek i roli mody męskiej w dziejach ruchu rewolucyjnego. Zauważyć jednak trzeba, iż Andrzej Rutkowski jest jednym z wielu, którzy usiłują poddać analizie wyjaśnić sobie i innym tak skomplikowany konglomerat, jakim jest ruch antyglobalistyczny poprzez narzędzie nieporównanie bardzie proste, (choć – w tym wypadku - także sobie nędznie znane), jakim jest krawiectwo męskie. Efekty tego są zawsze tyle samo warte.

Z.P.