DECYDUJE KLASA ROBOTNICZA

 



Na początku lat 20. w zasadzie zakończony został proces kształtowania się dwóch odłamów klasowego ruchu robotniczego: rewolucyjnego, związanego z Komunistyczną Robotniczą Partią Polski (od 1925 r. przemianowaną na Komunistyczną Partię Polski - sekcję Międzynarodówki Komunistycznej) oraz reformistycznego, oscylującego wokół Polskiej Partii Socjalistycznej i Ogólnożydowskiego Związku Robotniczego "Bund", wchodzących w skład Socjalistycznej Międzynarodówki Robotniczej.
Podział miał charakter trwały. Poza nim znalazł się nurt niezależnych socjalistów związany z Niezależną Socjalistyczną Partią Pracy oraz żydowskie organizacje socjalistyczne o tendencjach nacjonalistycznych, jak Poalej Syjon i Ferajnikte. O ile dwie ostatnie działały w specyficznym środowisku, podatnym na idee syjonizmu, o tyle NSPP bezskutecznie poszukiwała swego oparcia wśród robotników i miejsca na scenie politycznej. Na arenie międzynarodowej partia ta związała się z tzw. Międzynarodówką II i pół.
Niechciana frakcja KPP
Od jesieni 1932 r., w tym względnie autonomicznym środowisku, tworzy się Opozycja KPP, która po przejściowych sukcesach organizacyjnych, pod hasłami jednolitofrontowymi, osiąga pułap możliwości szacowany w 1933 r., według różnych źródeł, od 150 do z górą 300 osób. Po przekształceniu się Opozycji KPP w Związek Komunistów Internacjonalistów Polski (ZKIP), grupa ta marginalizuje się, tym bardziej, że towarzyszy temu przechodzenie KPP na pozycje jednolitofrontowe. "Czysty" trockizm nie uzyskuje większego rezonansu społecznego - szczególnie w klasie robotniczej.
Od połowy 1934 r. Lew Trocki, w swoim czasie ulubieniec mas robotniczych Rosji Radzieckiej, a od 1935 r. kierownictwo ZKIP, dostrzegają, że możliwości organizacyjne Sekcji Międzynarodowej Ligi Komunistów Internacjonalistów wyczerpują się, właśnie w środowiskach robotniczych. Od tego momentu kończy się krótkotrwała zresztą samodzielność organizacyjna. Ruch trockistowski przechodzi do taktyki "entryzmu". Zresztą bez większego powodzenia. Grupy trockistowskie wchodzą w skład partii reformistycznych, wykorzystując czasową i krótkotrwałą radykalizację ruchu socjalistycznego i rywalizację socjalistów z komunistami.
Taktyka ta zwana początkowo "zwrotem francuskim", mimo wielu zastrzeżeń staje się obowiązującą w latach 1934-1935.
Jesienią 1935 r. do PPS i Bundu wchodzą również polscy i żydowscy trockiści związani z ZKIP. Epizod ten trwa niespełna rok. W połowie 1936 r. trockiści ostatecznie zostają usunięci tak z PPS, jak i z Bundu. W tymże roku tworzą nową, względnie samodzielną organizację Bolszewików-Leninistów (B-L).
Trudno mówić jednak poważnie o wykreowaniu samodzielnej polityki, a tym bardziej o znaczeniu tej organizacji w masowym ruchu robotniczym i rewolucyjnym. Jeśli w 1938 r. organizacja ta była "jedyną [i jedynie - GSR] zbiorowością członków, bądź byłych członków KPP" (Ludwik Hass, "Trockizm w Polsce", w: Oblicza lewicy. Losy idei i ludzi, Warszawa 1992, s. 223), czyli, tak naprawdę, niechcianą frakcją KPP, odłamem ruchu komunistycznego.
Rozwiązanie KPP staje się również klęską polskich trockistów, bowiem "jeśli wcześniej na ogół jedynie sporadycznie aresztowano działaczy trockistowskich, zaś ich procesy należały do rzadkości", to po rozwiązaniu KPP aparat bezpieczeństwa miał wolną rękę, mógł zatem rozprawić się z B-L. Na początku 1939 r. nastąpiła faktyczna likwidacja organizacji trockistowskiej w Polsce. Ogółem uwięziono około 200 osób. Fizyczna likwidacja nastąpiła podczas okupacji.
Problem był dużo większy
Jak wskazuje prof. Ludwik Hass "przymusowe rozstanie z KPP miało swoją ujemną stronę, ograniczało możliwości działania" (tamże, s. 203). Problem był jednak dużo większy. Już po rozstaniu utrzymywało się swoiste sprzężenie zwrotne:
"po pierwszych krokach KPP ku jednolitemu frontowi z PPS i Bundem oraz po gestach wzajemności z ich strony, sytuacja zaczęła się zmieniać na niekorzyść ZKIP. Dotąd bowiem żywiołowe dążenie mas robotniczych do jedności budziło u niejednego aktywisty robotniczego - przede wszystkim z kręgu komunistycznego, też socjalistycznego - sympatię do występującej na rzecz jedności akcji Opozycji KPP, później odpowiednio do ZKIP. Teraz natomiast owo dążenie skutkowało odwrotnie. Dla aktywisty, któremu obce były spory wokół teorii permanentnej rewolucji czy możliwości zbudowania socjalizmu w jednym kraju, propagowanie budowy nowej partii rewolucyjnej było równoznaczne ze zwiększeniem politycznego rozbicia klasy robotniczej, i to w momencie, kiedy zarysowała się perspektywa współpracy ugrupowań już istniejących. Toteż w drugiej połowie 1934 r. opuszczali ZKIP ci byli członkowie KPP i KZMP, których przyciągnęły do niego głównie hasła jednolitego frontu i krytyka polityki socjalfaszyzmu, również niektórzy poprzednio bezpartyjni" (tamże, s. 214).
I choć prof. Ludwik Hass twierdzi, że "mimo to ZKIP zdołał ugruntować swoje wpływy w środowisku robotniczym Warszawy", to jednak zarazem dodaje "kierownictwo ZKIP zaczynało wówczas dostrzegać, że możliwości organizacyjne wyczerpują się. Był to problem również w innych sekcjach Międzynarodowej Ligi. Trocki zwrócił nań uwagę jeszcze w połowie 1934 r., nieomal aforystycznie pisząc: <<Za dużo studentów. Za mało robotników. Studenci są za dużo sobą zajęci, zbyt mało ruchem>>. Sekcje były wszędzie ilościowo słabe, zaś robotników w nich niewielu. Dla nich bowiem dyskusje, jeszcze wewnątrzpartyjne, lat 20. o Anglo-Rosyjskim Komitecie czy chińskim Kuomintangu były czymś abstrakcyjnym, mieli inne troski. Dlatego z partii komunistycznych licznie [zapewne jednak niezbyt lub stosunkowo licznie - GSR] przechodzili do organizacji opozycyjnych działacze partyjni wyższych szczebli oraz intelektualiści, zatem ludzie niezbyt orientujący się w prowadzeniu działalności masowej, mało zaś niższych funkcjonariuszy-praktyków czy szeregowych partyjnych. W rezultacie sekcje okazywały się oderwane od ruchu masowego. Dotrzeć do robotników i pozyskać ich dla swej polityki możliwe było tylko przez udział w ich walce codziennej, w praktyce poprzez partie względnie masowe" (tamże, ss. 214-215).
Taktyka "entryzmu"
Zdaniem Lwa Trockiego taktyka "entryzmu", początkowo nazywana "zwrotem francuskim" pozwolić miała na opanowanie sztuki prowadzenia działalności masowej, umożliwiała również dostęp do aktywu robotniczego, co pozwalało zjednać go do swoich poglądów - "w perspektywie miałoby to doprowadzić do przekształcenia tych partii w rewolucyjne, bądź do zerwania z nimi znacznej części ich członków" (tamże, s. 215).
Dyskusyjna taktyka "entryzmu" nie przyniosła jednak spodziewanych rezultatów, choć pozyskano szersze grono zwolenników. Okazało się, że nie pozwala ona jednak "wyjść ze ślepego zaułku Bundu" i "zbliżyć się do przemysłowego trzonu proletariatu polskiego", a "praca rewolucyjna wśród proletariatu polskiego" była głównym celem tego "zwrotu" w przypadku Polski, o czym pisał Trocki, przekonując sceptycznych wobec tej taktyki polskich towarzyszy.
Po VII Kongresie MK (1935 r.), który wprowadził obowiązującą wszystkie partie komunistyczne linię frontów ludowych, taktyka "entryzmu" załamała się.
Już od połowy 1935 r. rozpoczął się proces usuwania frakcji trockistowskich z partii socjalistycznych, np. z francuskiej SFIO. W Polsce samodzielna działalność wznowiona została w połowie 1936 r.
Nawet w atmosferze wrogości i represji, które spadły na KPP i przybudówki w latach 1934- 1938, w tle czystek, mordów i "procesów moskiewskich" komuniści nie decydowali się na wstąpienie do reaktywowanej organizacji, która przyjęła nazwę Bolszewicy-Leniniści (B-L): "Przeżywali bolesne rozdarcie i pozostawali na uboczu" (tamże, s. 221).
Trzon nowej organizacji stanowili byli działacze ZKIP, PPS i Bundu. Przy B-L w Warszawie ukonstytuowała się organizacja studentów Akademicy-Marksiści (A-M), znaleźli się w niej byli członkowie OMS "Życie", usunięci z niej za trockizm. Wówczas również B-L poczyniła próby przyciągnięcia do siebie robotników niezorganizowanych, z miernym jednak rezultatem. Pozostały pewne wpływy w proletariacie żydowskim, wśród inteligencji i młodzieży. Nie udało się żadnym sposobem przebić do proletariatu przemysłowego, co było jednym z głównych celów "francuskiego zwrotu".
Sporne kwestie
Wiosną 1938 r. Lew Trocki wystąpił z inicjatywą powołania do życia Czwartej Międzynarodówki. Opracował również materiał programowy Agonia kapitalizmu a zadania Czwartej Międzynarodówki (Mobilizacja mas wokół zadań przejściowych jako przygotowanie do zdobycia władzy). Na gruncie polskim przede wszystkim krytycznie były przyjęte sformułowania dotyczące szybkiego proklamowania nowej Międzynarodówki. Wyciągnięto właśnie wnioski z "doświadczenia, że nawet po rozwiązaniu KPP mało kto z jej członków przyłączył się do B-L" (tamże, s. 224). Przyspieszony kurs na Czwartą
Międzynarodówkę napotkał zdecydowany opór - z organizacji wystąpił wówczas Izaak Deutscher wraz z grupą współtowarzyszy, uznając przedwczesność tego typu pomysłów, które zgłosił wyobcowany nieco i przebywający w Meksyku, Lew Trocki.
Znamiennym jest, że na konferencji założycielskiej "czwórki" przeciwko proklamowaniu IV Międzynarodówki głosowało dwóch Polaków - Stefan Lamed i Hersz Mendel (Sztokfisz).
Mimo protestów Trocki nie zmienił jednak zdania.
Katastrofa nastąpiła wraz z nadejściem II wojny światowej i po zgładzeniu, jedynego i niezaprzeczalnego lidera ruchu, Lwa Trockiego, którego Stalin uznał za osobistego wroga.
Jak wskazuje historia ruchu robotniczego w Drugiej Rzeczypospolitej rozwój organizacji nie tylko trockistowskich, ale również innych organizacji robotniczych, jak choćby NSPP, był ściśle zależny od polityki głównych sił w klasowym ruchu robotniczym, przede wszystkim od polityki Międzynarodówki Komunistycznej, w Polsce zaś od jej sekcji, Komunistycznej Partii Polski, która stanowiła rdzeń rewolucyjnego ruchu robotniczego na ziemiach stanowiących obszar II Rzeczypospolitej.
Na tle innych, prowadzących masową działalność partii robotniczych, małe grupy inicjatywne czy partie nie stanowiły wiarygodnej i rzeczywistej alternatywy. Ani NSPP, choć dużo większa, ani polscy trockiści nie zdołali przebić się i ugruntować swoich pozycji w proletariacie przemysłowym i w szerszych środowiskach robotniczych.
Niezależna Socjalistyczna Partia Pracy "stanowiła w istocie wyodrębnioną organizacyjnie lewicę socjaldemokratycznego ruchu robotniczego". Mimo, że partia ta zdobyła samodzielną pozycję w ruchu robotniczym nie rozwinęła się w partię masową lub względnie masową, czyli prowadzącą masową pracę. Utrzymywała się, podobnie jak trockiści ze ZKIP czy B-L na marginesie istniejącego i rzeczywistego podziału wpływów między PPS a KPP. "Udział NSPP w masowych walkach politycznych klasy robotniczej był więc możliwy w zasadzie tylko w sojuszu z jedną z tych partii" (Krystyna Kawecka, Niezależna Socjalistyczna Partia Pracy 1921-1937, s. 6).
Przykład NSPP, dużo większej od organizacji trockistowskich, pozwala ustalić mechanizmy rozwoju tej partii i przyczyny, dla których nie stała się organizacją masową, pokazuje pewne ogólne prawidłowości - wskazuje, że "wobec nieodwracalności rozłamu ideowego oraz podziału organizacyjnego międzynarodowego ruchu robotniczego na nurt reformistyczny i rewolucyjny, próby samodzielnego działania nie mogły mieć perspektyw rozwoju i stanowić trwałego rozwiązania" (tamże, s. 330). Zdaniem Krystyny Kaweckiej, głównie z przyczyn obiektywnych, niemożliwe było "zdobycie przez nową partię samodzielnej pozycji politycznej i zdobycie szerszego zakresu wpływów w układzie sił między PPS a KPP" (tamże, s. 331).
Jak wykazała autorka, mimo że niezależni socjaliści stworzyli kilka, stosunkowo silnych organizacji terenowych, nie zdołali wyrwać się na szersze wody i przełamać "wpływy w utrwalonym przez wieloletnią tradycję podziale ideowym i organizacyjnym" (tamże), sięgającą jeszcze podziału na SDKPiL i PPS.
"Bilans kilku lat samodzielnego działania wskazywał, że utrzymanie odrębności organizacyjnej oznacza pozostanie na uboczu masowej walki politycznej w kraju" (tamże).
Co było zbyt wysoką ceną za względną samodzielność i odrębność organizacyjną.
Wniosek ten stosuje się, w całej rozciągłości, również do ruchu trockistowskiego.
Świadomość konsekwencji, dla rewolucyjnego ruchu robotniczego i całości ruchu robotniczego, wypadnięcia organizacji miała istotne znaczenie dla działaczy głównego nurtu rewolucyjnego, którzy zdawali sobie sprawę z konsekwencji marginalizacji i następstw ewentualnego zerwania KPP z Międzynarodówką Komunistyczną. Koszt takiej operacji dla nielegalnej przecież partii był wręcz niewyobrażalny. Ewentualność fizycznej likwidacji KPP w obu przypadkach mogła mieć miejsce... i miała.
Kwestie te pozostają sprawą sporną, nie można wszakże zaprzeczyć, że wraz ze stalinizacją KPP walki frakcyjne wykorzystywane przez Stalina sprzyjały miernotom politycznym i karierowiczom. Sporna pozostaje również taktyka "entryzmu", która miała przecież również swoje negatywne konsekwencje. Ogólne prawidłowości odnotowują także niektóre tendencje trockistowskie, np. francuscy "grantowcy", którzy zauważają, że:
"W praktyce, wszystkie sytuacje rewolucyjne, które miały miejsce od stuleci - a było ich wiele - dowodzą następującej rzeczy, którą można uznać za prawo historyczne: kiedy masy ludu podejmują działanie, zawsze zwracają się ku wielkim organizacjom politycznym i związkowym o charakterze tradycyjnym, tzn. ku organizacjom, które pojawiły się historycznie jako wyraz zorganizowanego interesu pracowników najemnych i które, w konsekwencji, zajmują przeważające miejsce w zbiorowej świadomości, nie bandy samozwańczych <<rewolucjonistów>>, ale mas ludowych. Nawet w krajach, gdzie wprowadzenie dyktatur prawie całkowicie zniszczyło partie socjalistyczne czy komunistyczne, to właśnie te partie wyłaniają się na nowo wraz z ruchem masowym. Tak było w Hiszpanii, w chwili upadku reżymu frankistowskiego, w 1975 r., w 36 lat po zwycięstwie faszyzmu, choć za zdradę odpowiedzialność ponosiło kierownictwa socjalistów i komunistów. W Grecji PASOK stał się, w ciągu kilku dni, główną partią klasy robotniczej, w wyniku upadku dyktatury generałów w 1974 r.
W całej historii walk klasowych w skali międzynarodowej, praktycznie nie było żadnego wyjątku od tego prawa, a jednak skrajna lewica ignoruje to prawo lub je przemilcza.
Masowa mobilizacja, która nastąpi wcześniej czy później ponad głowami formacji skrajnie lewicowych zwróci się ku PS, PCF i wielkim konfederacjom związkowym. Młodzież i pracownicy, kiedy już rozpoczną akcję przeciwko władzy pracodawców i państwa, nie widzą przydatności sekt ani organizacji marginalnych, choćby ich idee cechowały się najwyższą <<czystością>>. I nie bez racji: takie organizacje nie mają, istotnie, żadnej przydatności w takim kontekście. W konsekwencji, podczas dojrzewania kryzysu przedrewolucyjnego, okaże się, że PS i PCF dysponują takimi rezerwami społecznymi, które są bez porównania bardziej znaczące i liczne niż wszystkie grupki pretendujące do miana <<rewolucyjnych>> razem wzięte" ("Contre le sectarisme de <<l'extreme gauche>>", "La Riposte" z 5 października 2002 r.).

Ten skrajny i zbyt kategoryczny pogląd "wiecznych entrystów" wskazuje jednak na zasadniczą tendencję.
Tak zwana klasowa świadomość, w postaci latentnej (uśpionej), zajmuje szczególne miejsce w świadomości zbiorowej klasy robotniczej. Może odradzać się w sposób skokowy, po latach "uśpienia" na bazie wzrostu walk klasowych i spontanicznej świadomości klasowej, w sytuacjach szczególnych, w momentach zwrotnych, takich jak kryzys przedrewolucyjny.
W przypadku Polski najpewniej odrodzi się rewolucyjny ruch robotniczy pod postacią partii komunistycznej, której częścią składową stanie się, zapewne, niemrawa i podstarzała, powstała jakby mimo woli, po "likwidacji" przez organa sądownicze Związku Komunistów Polskich "Proletariat", partia o tradycyjnej nazwie - Komunistyczna Partia Polski.
Ten znamienny przypadek potwierdza regułę, którą każda z butnych grup inicjatywnych powinna wziąć pod uwagę.



30 czerwca 2003 r.