PODRÓŻE KSZTAŁCĄ
Naiwne wydają się deklaracje przedstawicieli niektórych
organizacji przynależnych do Polskiego Forum Społecznego, zapewniających o
swojej niezmiennej chęci pozostania "częścią ruchu antyglobalistycznego" i to w
dodatku wpływową (Zbigniew Partyka "Refleksje antyglobalistyczne"), gdy na
naszych oczach, w przyspieszonym tempie, załamuje się tzw. pluralistyczna
alternatywa antykapitalistyczna i koncepcja partii antykapitalistycznej,
osadzonej głęboko w "ruchu alterglobalistycznym". Pisaliśmy o tym w artykule
"Początek końca" (z 3 marca b.r.), przyznając skądinąd rację Maciejowi
Ramatowskiemu z Nurtu Lewicy Rewolucyjnej, który odnotował dominację w ruchu
antyglobalistycznym sił reformistycznych, drobnomieszczańskich, a nawet
burżuazyjnych (patrz: "Porto Alegre - dominował mit <<kapitalizmu z ludzką
twarzą>>" i "Po Porto Alegre 2003").
Dominacja ta w 2003 r. przybrała charakter instytucjonalny i stała się wręcz
symbolem rozdarcia ruchu antyglobalistycznego między krytykę a akceptację
kapitalizmu. Na rynku polskim wyraziło się to w konkurencji dwóch forów
społecznych: Forum Antykapitalistycznego, zainicjowanego przez Pracowniczą
Demokrację, i wspomnianego już Polskiego Forum Społecznego. Rozłam ten tuszuje
tylko, z jednej strony, partyjniacki charakter działań polskiego odpowiednika
brytyjskiej Socialist Workers Party, z drugiej, rozpływowa taktyka, "najbardziej
otwartego pluralizmu" ugrupowań związanych z byłym Zjednoczonym Sekretariatem IV
Międzynarodówki.
Utworzenie Międzynarodowej Rady Światowego Forum Społecznego, której rdzeń
stanowią "reformistyczni biurokraci i burżuazyjni intelektualiści", to początek
końca.
Rada z mety narzuciła ruchowi antyglobalistycznemu ramy formalnie wykluczające
jego antykapitalistyczną ewolucję. Wykluczenie udziału partii politycznych,
zakaz zatwierdzania rezolucji drogą głosowania, odpowiednie programowanie forów
społecznych, to tylko niektóre bariery uniemożliwiające ekspansję "nowej
radykalnej lewicy", która na II Światowym Forum Społecznym kontestowała linię
kierownictwa i liderów ruchu. Po częściowym wyblokowaniu, po doświadczeniach
pierwszego światowego forum, anarchistów i "autonomistów", teraz przyszła kolej
na upartyjnioną opozycję antykapitalistyczną.
Zbigniew Partyka słusznie zauważa - w sposób zdroworozsądkowy - że "w tych
warunkach, przy respektowaniu tych zasad, wszelkie mówienie o przekształceniu
się ruchu antyglobalistycznego w alterglobalistyczny jest pozbawione
materialnych podstaw".
Tę gadkę-szmatkę na rynku polskim za "mandelowcami" (za IV Międzynarodówką)
wciska radykałom "Robotnik Śląski", nagminnie lansujący termin alterglobalizm,
jakoby opisujący rzeczywistość ruchu No Global.
Okazało się zatem, że w typowej, "samoograniczającej się" sytuacji, nowe ruchy
społeczne, opisywane przez Radzisławę Gortat w zbiorze pt.: Studia nad ruchami
społecznymi (1987), nie mają szans na "prawomocne" wyartykułowanie
alternatywnego programu, szczególnie ekonomicznego, i wyodrębnienie się ruchu
antykapitalistycznego wewnątrz "ruchu ruchów".
Odbywające się przy okazji forów i szczytów antyglobalistów tzw. konferencje
antykapitalistycznej lewicy, zostały w ten sposób wyblokowane i postawione
formalnie poza sformalizowanymi i niesformalizowanymi strukturami
organizacyjnymi ruchu antyglobalistów. Teraz, jako element obcy mogą być
kontestowane na równi z innymi organizacjami partyjnymi.
Ruch antyglobalistyczny, przybierając formy instytucjonalne, w ramach
samoograniczania się, unika jednocześnie przegrupowania i przeorientowania na
pozycje rzeczywiście alternatywne wobec kapitalizmu.
"Ruch ruchów", mimo że nabrał charakteru antyglobalizacyjnego, pozostaje wciąż
ruchem i protestem, przede wszystkim, radykalizujących się klas średnich i grup
peryferyjnych, prowadzących "moralną krucjatę" i tylko czasami przeradzających
się w specyficzną grupę nacisku, wyjątkowo zaś w ruch społeczny dążący do zmiany
systemowej. Ruch ten bowiem nie niesie ze sobą zapowiedzi przyszłego, odmiennego
społeczeństwa - wskazywali na to wszyscy badacze tzw. nowych ruchów społecznych,
przez niektórych zwanych współczesnymi. Co najwyżej poszerza on pole społeczne
pozostające poza kontrolą państwa i instytucji z nim związanych (kontrkultura).
Dobrze, że ktoś wreszcie przerwał tę propagandę sukcesu i "postmodernistyczne
gaworzenie" propagatorów "pielgrzymek do Porto Alegre". Trudno nam jednak
uwierzyć, że w Nowej Lewicy, po wezwaniu do odłożenia referendum w sprawie
integracji z Unią Europejską i po artykule Z. Partyki, zabrakło nagle nie tylko
euroentuzjastów, ale i entuzjastów ruchu No Global i innych, nowych ruchów
społecznych.
Co prawda, z pozycji partyjniackich, zdroworozsądkowych i lewicowo-turystycznych
można wprawdzie zrozumieć miałkość akcji antyglobalistów - cóż podróże kształcą
- ale trudno oczekiwać zmiany bazy społecznej organizacji, takich jak Nowa
Lewica czy koalicje w rodzaju Polskiego Forum Społecznego.
Proces proletaryzacji społeczeństwa dotyka również takich grup społecznych, jak
niedoszłe "nowe klasy średnie", stare warstwy średnie, drobnomieszczaństwo czy
grupy peryferyjne, które w Polsce ze względu na katastrofę gospodarczą i
społeczną, związaną z transformacją ustrojową, deklasują się w przyspieszonym
tempie - rzadko jednak z pozytywnym skutkiem. Przeważnie roztapiają się w ruchu
populistycznym, którego radykalny charakter daleki jest od idei klasowego
rewolucyjnego ruchu robotniczego, bliższy natomiast - "siermiężnym" wydaniom
populizmu i nacjonalizmu, które z czasem, ze względu na schyłkowy okres
kapitalizmu, przybierają autorytarny i faszyzujący charakter. Populizm lewicowy,
któremu hołduje Nowa Lewica ma marginalny charakter (porównaj: Jarosław
Tomasiewicz, "Brunatna fala"?).
30 czerwca 2003 r.