UTOPIA IKONOWICZA

 


Dla Piotra Ikonowicza, kapitalizm to "ustrój oparty na władzy tych, którzy mają nad tymi, którzy nie mają" (Piotr Ikonowicz, "Manifest Antykapitalistyczny. Zarys" z 28.06.2003 r.). Stosując taką definicję kapitalizmu, trudno go odróżnić od dowolnego innego systemu społeczno-ekonomicznego opartego na antagonizmie klasowym, w tym od feudalizmu czy niewolnictwa. Ba, trudno oddzielić go w świetle tej definicji od dowolnego czegokolwiek, czego zapewne nie omieszkałby wykorzystać pierwszy lepszy liberał twierdzący, że "kapitalizm to ustrój oparty na władzy tych, którzy mają nieco oleju w głowie nad tymi, którzy go nie mają i dlatego są pozbawieni ducha przedsiębiorczości".
Tak zdefiniowany kapitalizm, zdaniem Ikonowicza, jest sprzeczny z demokracją, ponieważ odbiera ludziom prawo do decydowania o sobie.
Istotnie, od Proudhona (poprzez Hayeka do Friedmana) wiadomo, że tylko posiadanie (choćby i niewielkie, ale na własność) jest najlepszym gwarantem wolności jednostki i jedynym realnym zabezpieczeniem jej prawa do decydowania o sobie. Tak więc, już w drugim zdaniu swego fundamentalnego wyznania wiary (w zarysie) Ikonowicz staje w karnym szeregu wyznawców ekonomicznego liberalizmu, co warto zapamiętać, żeby nie dziwić się późniejszym meandrom jego myśli w manifeście.
Demokracja jest u Ikonowicza rozumiana jako wolność decydowania o sobie, nie zaś jako forma podejmowania decyzji o funkcjonowaniu społeczeństwa (to też warto zapamiętać, zwłaszcza w kontekście zapewnień Sekretarza Generalnego Nowej Lewicy, Zbigniewa Partyki, że Nowa Lewica, której Piotr przewodniczy, nie jest żadną mutacją New Left).
Trudno byłoby Ikonowiczowi, w świetle własnego pojmowania kapitalizmu wyjaśnić, dlaczego ludzie pozbawieni własności nie zabiorą się za owej własności zdobywanie, a żądają przywileju cieszenia się demokracją nie pracując tak usilnie, jak ci, którzy pracowali i ryzykowali w imię zdobycia owej własności. To elementarny punkt polemiki wszystkich zwolenników kapitalizmu (i to liberalnego) z aspołecznymi postawami różnych populistycznych demagogów, którzy wmawiają ludziom, że można otrzymać prawa obywatelskie w darze od opiekuńczego państwa zamiast na nie zapracować.
Nie negując stosunków kapitalistycznych w produkcji (nie tylko w dystrybucji) nie jest w stanie Ikonowicz, czy inny radykał, przeprowadzić dowodu na fałsz twierdzenia, że im kto biedniejszy, tym mniejszy był jego wkład pracy, a więc, że sam jest sobie winien. Ażeby to udowodnić musiałby przyjąć, że im ktoś bogatszy, tym bardziej aspołeczny, tym na większej krzywdzie oparte jest jego bogactwo, choćby sam bogacz jako człowiek był poczciwy i uczciwy na indywidualistyczno-osobisty sposób.
Utopia Ikonowicza jako polityka polega na tym, że nie negując kapitalistycznych stosunków produkcji, nie może inaczej, jak tylko postawą etyczną, przyjętą z góry i bez dowodu, uzasadniać sprzeciw wobec ograniczenia praw tych, którzy nic nie mają (nawet praw - bo gdyby mieli prawa, to nie byliby już tymi, którzy nic nie mają, a więc nie byliby obiektem panowania, ba - mogliby panować nad innymi).
Demokracja, jak wiadomo, jest najgorszym ustrojem. W tej sytuacji demokracja oparta na cenzusie majątkowym, ograniczona do "obywateli", jak w starożytnym Rzymie, jest już pewnym pozytywnym rozwiązaniem. Bo przecież dopuszczenie do rządów tych, którzy w danym ustroju są dyskryminowani prowadzi do destabilizacji tego ustroju, a więc i do obalenia rządów demokracji, czyli do anarchii i rewolucji, chaosu i nieszczęścia.
Jeśli ktoś ma (posiada) - to z tej racji ma pełne prawo być politykiem w kapitalizmie i w demokracji. Jeśli nie ma (nie posiada) - musi zmobilizować niezadowolonych, którzy chcą "mieć", ale nie na polu działalności gospodarczej, gdzie jest naturalne miejsce do zaspokojenia owego pragnienia "posiadania", lecz na polu polityki, gdzie można ów brak posiadania nadrobić siłą głosów niezadowolonych. Jeżeli jednak nie dąży się do zniesienia stosunków produkcji reprodukujących układ i podział ludzi na "mających" i "nie mających", to dąży się tylko do zrobienia kariery politycznej kosztem wyprowadzonych w pole wyborców.
Że Ikonowicz nie ma innego celu - o tym świadczy fakt, że nie ma on złudzeń, co do demokracji.
"Kapitalizmu nie obali żadna partia ani ruch społeczny. Kapitalizm obali się sam". Powstaje pytanie, po co powołana została "antykapitalistyczna partia Nowa Lewica"? Najwyraźniej nie w celu obalenia kapitalizmu. Pewnie w celu upolitycznienia ludzi w oczekiwaniu na cud.
Ponieważ kapitalizmu nie obali żadna partia, to i demokracja nie jest drogą do obalenia kapitalizmu. Jest więc pozornie demokracja czymś w rodzaju ozdobnika, kwiatka do kożucha, rzeczą ładną, acz niefunkcjonalną z punktu widzenia walki o lepsze jutro. Ale nie, dla Ikonowicza jest gwarancją, że kapitalizm zostanie zastąpiony przez "jakąś formę socjalizmu". Dlaczego? Przecież partie polityczne lewicy (tj. element demokracji) są bezradne w obalaniu kapitalizmu. Otóż dlatego, że zasady demokracji będą w odpowiednim momencie kagańcem dla zbyt daleko idących, "totalitarnych" zakusów ruchu robotniczego. Po to jest potrzebna Ikonowiczowi demokracja.
Cóż więc obali kapitalizm? Skoro nie ma się on przerodzić w globalne barbarzyństwo, zaś wszelkie działania polityczne są zbędne z punktu widzenia celu - obalenia kapitalizmu - to jedyną siłą zdolną przekształcić kapitalizm w system przyjazny człowiekowi może być tylko świadoma wola Wielkiego Reformatora. Jakaś bliżej nieokreślona siła świadomie i jawnie nie dopuszczałaby do realizowania przez państwo interesów wielkich korporacji. Trudno nie usłyszeć za tym chichotu schaffowskiej judeo-chrześcijańskiej Agape ("niebiańskiej miłości bliźniego").
W swoim czasie zarzuciliśmy "Manifestowi Antykapitalistycznemu" Zbyszka Partyki pewną niekonsekwencję i uleganie konieczności mówienia językiem ezopowym jako jedynym możliwym do strawienia przez środowisko zgrupowane wokół Nowej Lewicy. Dziś, kiedy na Konferencji Programowej Nowej Lewicy została przedstawiona "poprawiona", a właściwie na nowo napisana wersja "Manifestu Antykapitalistycznego", tym razem przez wodza, który postanowił zapewne niejednoznaczności Partyki wyrugować, musimy stwierdzić, że - w świetle tego ostatniego dokumentu - tekst Zbigniewa Partyki jest "wzorem rewolucyjnej (i nie tylko) klarowności".
A swoją drogą, jaką ewolucję musiał przejść Zbigniew Partyka, który nie oponuje przeciwko politycznej kompromitacji, jaką jest tekst Ikonowicza, a tylko broni go wskazując, iż sam autor usprawiedliwiał charakter "Manifestu", powołując się na konieczność prowadzenia dyskursu na poziomie możliwym do zaakceptowania przez najbardziej chyba odległy od lewicowości segment ewentualnego elektoratu zgromadzonego w Nowej Lewicy...
Stanowisko Piotra Ikonowicza jest świadomym wyborem utopii, świadomym opowiedzeniem się za odrzuceniem walki klas, realnych sprzeczności na rzecz sprzeczności zachodzących, co najwyżej, na poziomie logicznym, sprzeczności między absolutyzowanymi i abstrakcyjnymi kategoriami. Atrakcyjność tego typu pojmowania sprzeczności polega na tym, że nie pociągają one za sobą żadnych niepokojów społecznych czy krwawych rewolucji, ale znajdują swe rozwiązanie w głowie badającego je myśliciela i przynoszą, w efekcie, spokój i ukojenie temu ostatniemu... i Nurtowi Lewicy Rewolucyjnej. Mniejsza o świat zewnętrzny, który stanowił jedynie pożywkę dla tak dociekliwego teoretycznie umysłu.
Postulat i potrzeba "globalnego rządu" i "prawdziwego Banku Światowego" to już rządy filozofów (?) pokroju Piotra, którego zdaniem: "Rozwiązywanie problemów społecznych i gospodarczych przy udziale państwa wymaga poddania go kontroli społeczeństwa. Nie ma innej drogi niż masowe uczestnictwo obywateli w życiu politycznym. Aby to umożliwić trzeba wyrwać z kręgu nędzy i ekonomicznego szantażu miliony upośledzonych społecznie i uczynić z nich na nowo obywateli" - to już istne błędne koło, zadanie dla tytana intelektu.
Formalna równość obywateli wobec prawa jest wypaczona przez władzę ekonomiczną burżuazji (kapitału). Kapitalizm jest więc sprzeczny z demokracją (tu utożsamioną z formalnoprawną równością obywateli). Trudno więc zgodzić się z żalem Piotra Ikonowicza, że "zanikowi demokratycznych uprawnień i prerogatyw na szczeblu krajowym nie towarzyszy powstanie instytucji demokracji globalnej". Skąd optymistyczne założenie, że to, co zostało sprowadzone do parodii na szczeblu krajowym ostanie się wobec władzy międzynarodowego kapitału jako realna, krwista postać demokracji globalnej?
Jeżeli państwo i jego funkcje powstały w wyniku konieczności ochrony zdobyczy "tych, którzy posiadają" przed tymi, "którzy nie posiadają", to instytucji demokracji globalnej nie ma tylko dlatego, że przeciwnik kapitału międzynarodowego - międzynarodowy ruch robotniczy jest zbyt słaby. Jeśli wzrośnie w siłę, rząd globalny pojawi się w 5 minut. Ale nie będzie to "rząd filozofów", jakby tego chciał Ikonowicz.
Ciekawym przyczynkiem do historiografii ludzkości jest podpisanie się Ikonowicza pod maksymą głoszącą, że "darwinowska walka wszystkich ze wszystkimi zaprowadziła w ślepy zaułek narastających nierówności". Toż gdyby biedni nie prowadzili darwinowskiej walki z wyzyskiwaczami, na pewno dziś nie znajdowaliby się "w ślepym zaułku narastającej nierówności". Odnosi się wrażenie, że doradcą Ikonowicza nie jest Z. Partyka, ale prof. Jan Winiecki ze swą tezą, że "przerost socjalu i dyktat związków zawodowych" doprowadziły do wzrostu nędzy i bezrobocia. No, ale skoro wierzy się w to, że kapitalizm sam się obali siłą swej degeneracji (bo nawet nie sprzeczności - Ikonowicz o sprzecznościach nic nie mówi, woli kategorie etyczne od społecznych), to trudno nie ubolewać nad zaślepieniem zbyt niecierpliwych ludzi.
Oczywiście, wystarczy zgłosić postulat, żeby elita władzy i pieniądza sama ograniczyła swą luksusową konsumpcję i dzięki temu opłaciła "minimalny dochód gwarantowany" i "proces skracania czasu pracy przy jednoczesnym dzieleniu się przez pracodawców premią modernizacyjną z pracującymi" itd., itp., wówczas uniknie się, oczywiście, "darwinowskiej walki wszystkich ze wszystkimi". Ten jakże racjonalny argument w ustach Piotra Ikonowicza brzmi tak przekonująco, że predestynuje go do roli pośrednika między masami a elitami, co również uzasadnia powód, dla którego Piotr Ikonowicz pragnie zostać posłem (Sejmu i Europarlamentu), a więc brać udział w systemie demokratycznym (fasadowym w kapitalizmie!), chociaż dzięki partii nie uzyska przecież efektu zniesienia kapitalizmu. Efekt ten, jak widzimy, można uzyskać wyłącznie drogą perswazji w wykonaniu Ikonowicza (głosujcie więc na naszego kandydata!).
Urok osobisty Piotra Ikonowicza przekona jeszcze elity do tego, by porzuciły ideę podatku liniowego na rzecz opodatkowania się progresywnego, mając za pociechę wizję, że jeśli dochód elity będzie mniejszy, to i podatek (cóż za ulga!) ulegnie obniżeniu!
Dochodząc do stwierdzenia, że "jedyną funkcjonującą jeszcze formą demokracji jest państwo" nie dziwimy się reakcji Tomasza Rafała Wiśniewskiego, który w szoku, na kolanie stworzył altermanifest, a raczej wyrażamy zdumienie, że nie doznał on rozległego udaru, gdyż taki mógłby być piorunujący efekt tez Ikonowicza.
"Kapitalizm obali się sam" - trochę dziwi partyjniackie zdziwienie NLR, który komentuje te słowa Piotra Ikonowicza, że jest to sformułowanie nieco zbyt mechanistyczne, które może zniechęcać ludzi do działania. U Ikonowicza mamy wyraźnie sformułowaną tezę o tym, że działaniem typu partyjnego nie da się nic zmienić, i to uargumentowaną podwójnie:
raz, że partia ani ruch społeczny nie obalą kapitalizmu (bo tak twierdzi Ikonowicz);
dwa, aby przezwyciężyć nędzę trzeba z ludzi uczynić obywateli, aby z nich uczynić obywateli, trzeba wyrwać ich z nędzy (skutecznym działaniem partyjnym może więc być, co najwyżej, zakładanie kooperatyw).
Skoro jednak Ikonowicz zakłada partię, to oznacza to tylko tyle, że usiłuje cenzus majątkowy nałożony przez istniejącą formę demokracji przezwyciężyć dzięki sile innego typu - sile opartej na masie członkowskiej. Ale nie ta masa będzie podmiotem przemiany ustrojowej (inaczej nie byłoby powodu, by twierdzić, że partia nie obali kapitalizmu), ale ktoś świadomy celów, lider, wódz, ktoś, kto potrafi być łącznikiem między dążącymi do zmiany masami a opornymi, acz podatnymi na racjonalne argumenty, elitami - Jednostka Wybitna.
Podsumowując: czyż jednak koncepcja Ikonowicza jest bardziej utopijna lub naiwna od stwierdzenia Nurtu Lewicy Rewolucyjnej głoszącego, że rewolucja może dokonać się metodą łagodną, na wzór pierwszej Solidarności, kiedy ogarnie masy? Osądźcie sami.



3 lipca 2003 r.