D Y N A M I T R E S T R U K T U R Y Z A C J I
SPÓR O SPOSOBY ZDYNAMIZOWANIA GOSPODARKI I KIERUNKI REINDUSTRIALIZACJI
Na początku roku, w artykule "Zapaść cywilizacyjna" z 12 stycznia 2003 r.,
omówiliśmy pokrótce, posiłkując się artykułem Ireny Dryll ("Szok
transformacji"), Raport Rządowego Centrum Studiów Strategicznych.
W Raporcie RCSS stwierdzono, że w wyniku transformacji systemowej
ustabilizowaliśmy względnie gospodarkę... cofając się wręcz w rozwoju na skalę
nie spotykaną w świecie.
W latach 90. przerwany został przedwcześnie proces uprzemysłowienia i rozpoczął
się proces odprzemysłowienia. Powstała wypaczona struktura gospodarki,
odbiegająca od potrzeb społecznych, w dużym stopniu przestarzała i
niekonkurencyjna, co jest równoznaczne z uwstecznieniem struktury całej
gospodarki. Zwinął się przemysł. Według danych na rok 2000, przy uwzględnieniu
26 branż, stan zatrudnienia spadł od kilku do ok. 30 procent w zależności od
branży, w porównaniu z 1989 r. Nawet dynamiczny wzrost gospodarki w latach
1995-1997 nie zahamował tendencji ani do narastania zróżnicowania dochodów, ani
do rozszerzania się biedy. Co więcej nasiliło się zjawisko dziedziczenia biedy,
petryfikowały się struktury społeczne. Wnioski nasuwały się nieodparcie. Polska
na naszych oczach staje się krajem kapitalizmu zależnego i peryferyjnego. Już
dziś znalazła się w sytuacji neokolonialnej względem wysokorozwiniętych krajów
kapitalistycznych i Unii Europejskiej, bowiem w wyniku transformacji ustrojowej,
zamiast zapowiadanego awansu cywilizacyjnego, nastąpiła zapaść cywilizacyjna.
Temat ten zamarkowaliśmy wcześniej w artykule "Czarno na białym" z 7 grudnia ub.
r., pogłębiliśmy natomiast w artykułach "Faza krytyczna" z 11 marca b.r. i "Za
zasłoną restrukturyzacji" z 7 kwietnia b.r., umiejscawiając analizę na szerszym
tle - "Międzynarodowa sytuacja gospodarcza" z 14 marca b.r. Obecnie wróciliśmy
do tematu materiałem "Zapadlisko i efekt mnożnikowy" z 8 lipca b.r. Niniejszy
artykuł jest jego kontynuacją.
To, że nastąpiła zapaść cywilizacyjna nie jest w zasadzie kwestionowane.
Środowisko naukowe zgadza się, że w Polsce w wyniku transformacji nastąpił
głębszy niż w innych krajach regionu, poza byłą NRD, zasięg likwidacji
potencjału produkcyjnego w przemyśle. W szeregu branż nastąpiła wyraźna
prymitywizacja produkcji przemysłowej z punktu widzenia jej poziomu
technologicznego. Transformacja w Europie Środkowej i Wschodniej przyniosła
również drastyczne pogorszenie struktury produkcji przemysłowej z punktu
widzenia udziału w niej przemysłów najbardziej nowoczesnych wszystkim krajom
tego regionu (z wyjątkiem Węgier). Polska nie była tu wyjątkiem.
Prof. Andrzej Karpiński przedstawia dane wskazujące na degradację 41 branż.
Ogółem zatrudnienie w przemyśle spadło z 34,7% w 1989 r. do 19,7% w 2000 r.
Wzrosła w niepokojącej skali zależność kraju od importu. Wystąpił nadmierny
poziom penetracji importowej, co było jedną z głównych przyczyn wzrostu
bezrobocia, które ma obecnie charakter strukturalny. W 1989 r. przerwany został
proces industrializacji kraju. Bilansem 13-lecia jest głęboka deindustrializacja
kraju. Potwierdza również, że przerwana industrializacja to jeden z
najważniejszych błędów strategicznych popełnionych po 1989 r. (Andrzej Karpiński,
"Co dalej z przemysłem w Polsce? Zarys strategii przemysłowej", Biuletyn nr 1(7)
2003 Komitetu Prognoz "Polska 2000 Plus" przy Prezydium PAN).
Środowisko naukowe zgadza się również, że "strategia przekształceń w przemyśle w
latach 2005-2015, a więc w pierwszym 10-leciu po wejściu do Unii Europejskiej
musi być strategią głębokiej zmiany, a nie kontynuacji, a nawet więcej -
odwrócenia tendencji dominujących w przemyśle w Polsce w pierwszym 13-leciu
transformacji systemowej (1989-2002)", że należy przejść od deindustrializacji
do reindustrializacji.
W procesie sanacji gospodarki szczególną rolę ma odegrać państwo prowadzące
aktywną politykę gospodarczą. Spór dotyczy sposobów zdynamizowania gospodarki i
kierunków reindustrializacji - ponownego uprzemysłowienia.
Zwolennicy dostosowania i komplementarności polskiej gospodarki do Unii
Europejskiej (do nich należy prof. Andrzej Karpiński) akcentują "tworzenie
zupełnie nowej struktury, dostosowanej już do potrzeb przyszłości oraz
promowanie rozwoju przemysłów, stanowiących bazę tej struktury". Jądrem tej bazy
powinien być "rozwój sektora technologii informacyjnych, biotechnologii i innych
dziedzin związanych z nowoczesną e-gospodarką".
Postulują oni dostosowanie przemysłu krajowego do "wymogów cywilizacji
informacyjnej" oraz "potrzeb przyszłego społeczeństwa", zwiększenie obecności
polskiego eksportu na rynkach wspólnoty i wykształcenie bardziej trwałych
kierunków specjalizacji pod kątem handlu zagranicznego, czy też maksymalne
wykorzystanie rozwoju przemysłu dla zdynamizowania gospodarki i w celu
ograniczenia bezrobocia.
Pięć priorytetów według prof. Andrzeja Karpińskiego to:
- przyspieszenie rozwoju przemysłu wysokiej techniki, przede wszystkim drogą
ściągnięcia na teren Polski inwestycji kapitału zagranicznego do tych dziedzin;
- zidentyfikowanie i wsparcie przez państwo tych wybranych dziedzin przemysłów
tradycyjnych, w których, pod warunkiem ich rekonstrukcji, jest możliwe
najszybsze doprowadzenie ich do konkurencyjności na rynkach zagranicznych i
krajowym (np. przetwórstwo miedzi, srebra, bursztynu itd.);
- wsparcie procesów specjalizacji pod kątem rynków światowych (przemysł
odzieżowy, przemysł przetwórstwa owocowego i warzywnego, przemysł meblarski i
samochodowy itd.);
- wsparcie tych dziedzin, które rokują największe efekty w dynamizacji
gospodarki polskiej (usługi biznesowe, przemysł wysokiej technologii, zwłaszcza
technologii informacyjnych i biotechnologii, przemysły wytwarzające dobra i
świadczące usługi służące wykorzystaniu czasu wolnego od pracy - turystyka,
gastronomia, hotelarstwo, przemysł rozrywkowy, motoryzacja, sport i związane z
tym usługi, przemysły wytwarzające dobra i usługi służące ochronie zdrowia i
upowszechnianiu nowoczesnych technologii medycznych, przemysł ekologiczny;
- wsparcie małych i średnich zakładów przemysłowych.
Zdaniem zwolenników dostosowania i komplementarności polskiej gospodarki do
wysokorozwiniętych gospodarek krajów kapitalistycznych, w tym do Unii
Europejskiej, "koniecznością powinno być przejście od dominacji negatywnych
procesów dostosowawczych, których istotę stanowi ochrona upadających przemysłów
oraz łagodzenie społecznych skutków tego dla rynku pracy - do pozytywnych
dostosowań" (tamże).
Teza ta współgra z dewizą dyżurnego liberała, prof. Jana Winieckiego, zdaniem
którego za obecny kryzys odpowiada "nadmiar socjalu i dyktat związków
zawodowych".
Zwolennicy dostosowania polskiej gospodarki abstrahują od faktu, że cały proces
zwijania się gospodarki i przemysłu, towarzyszący procesowi transformacji
systemowej miał niewątpliwie charakter dostosowawczy, był efektem wdrażania
programów dostosowawczych MFW i Banku Światowego (potocznie zwanych "terapią
szokową Balcerowicza"), nie był błędem nadgorliwych reformatorów.
Nie kwestionowane jest stwierdzenie, że "środki uzyskane z prywatyzacji w około
90 % nie były i nie są przeznaczone ani na restrukturyzację technologiczną
przemysłu, ani też na poprawę kondycji ekonomicznej przedsiębiorstw", bowiem
"prywatyzacja w procesie transformacji gospodarki stała się głównie narzędziem
wdrażania doktryny, a nie uzdrowienia i unowocześniania gospodarki"(...) nie
przyczyniła się też do wzrostu i umocnienia potencjału polskich przedsiębiorstw
przemysłowych. Natomiast ułatwiła przejęcie jego najbardziej wartościowej części
przez kapitał zagraniczny". Przy czym "napływ inwestycji zagranicznych nie
przyczynił się w dostatecznym stopniu do odnowy zużytego aparatu przetwórczego w
przemyśle" (Ryszard Grabowiecki, "Transformacja przemysłu w Polsce - wnioski na
przyszłość", tamże). W 2000 r. stopień zużycia maszyn i urządzeń w przemyśle nie
zmniejszył się i wciąż wynosi około 62 procent (w sektorze publicznym przemysłu
wynosi 70,3 %, w prywatnym - 52 %), nie wzrosły również konkurencyjne możliwości
polskich przedsiębiorstw, co skazuje je na upadek w obliczu integracji z Unią
Europejską.
Ten stan rzeczy nie zmienia jednak postawy "reformatorów", którzy proponują
ucieczkę do przodu i skok w przyszłość bez oglądania się na koszty społeczne -
zdjęcie osłony będzie bowiem równoznaczne z powtórką terapii szokowej. Tym razem
nie ma już jednak rezerw prostych, złudzeń i oszczędności całego życia, które
zostały wykorzystane przy poprzednim skoku. Ich program zatem ma charakter
jawnie konfrontacyjny i może być podjęty tylko pod osłoną Unii Europejskiej i
kapitału międzynarodowego.
Przeciwnicy integracji z Unią Europejską akcentują fatalne warunki przyjęcia
Polski do wspólnoty. Ich zdaniem pogłębią one tylko zapaść gospodarczą, którą
charakteryzuje "bliska zeru rentowność ogółu przedsiębiorstw, wynikający stąd
spadek inwestycji, rosnąca fala bankructw, spadek poziomu życia przeważającej
części ludności i wzrost bezrobocia, ogromny deficyt handlu zagranicznego,
obrotów płatniczych i budżetu". Dotychczasowe działania rządu, w ich mniemaniu,
jedynie opóźniają agonię większości wielkich przedsiębiorstw. Zaś zakładany
przez rząd wzrost produkcji w 2003 r. o 3,5% "opiera się głównie na
przewidywanym wzroście konsumpcji w wyniku przejadania posiadanych oszczędności"
(Mieczysław Rakowski, "Zarys alternatywnego wyjścia z kryzysu na drogę
racjonalnego rozwoju", Biuletyn SMP nr 13/2002 s. 3). Wejście do UE spowoduje
bowiem "swobodny przepływ kapitału, tj. przyspieszony wykup majątku Polski przez
zagraniczne koncerny, ogromną skalę ograniczeń produkcji krajowej w związku z
niemożnością spełnienia unijnych wymogów ekologicznych i sanitarnych, zakaz
wspierania przez państwo przedsiębiorstw w trudnej sytuacji finansowej i zakaz
zmiany kursu złotego bez zgody Unii, wieloletni zakaz emigracji zarobkowej do
starych krajów Unii dla częściowego choćby rozładowania ogromnego bezrobocia w
Polsce. W zamian Polska ma uzyskać nikłą pomoc, głównie inwestycyjną w zakresie
infrastruktury, przy obciążeniu polskiego budżetu ogromnymi wpłatami do budżetu
Unii, co wymaga dokonania ogromnych i trwałych cięć świadczeń socjalnych w tym
budżecie" (tamże). To zaś "szybko zwiększy bezrobocie i wpłynie na dalszą
obniżkę płac". "W tych warunkach straty ekonomiczne i społeczne z wejścia do
Unii znacznie przewyższą korzyści z Unijnej pomocy, która netto wyniesie ok. 1%
PKB i będzie skierowana na rozwój infrastruktury, potrzebnej głównie
zagranicznym firmom w Polsce oraz na pomoc bogatym chłopom, która pokrywana
będzie z podwyżek cen żywności w Polsce. Główny cel rządzącej wielkiej burżuazji
przy wstępowaniu do Unii, to nie podniesienie poziomu życia większości ludności,
który w tych warunkach jeszcze się obniży, ani obrona niezależności Polski,
która w rzeczywistości stanie się wewnętrzną półkolonią Unii z pozorami
formalnej niezależności, ale obrona swoich zagrożonych dochodów i władzy"
(Mieczysław Rakowski "Realistyczne - nie unijne drogi wyjścia z kryzysu w
Polsce", Biuletyn SMP nr 14/2003 s. 6).
Za doprowadzenie do takiego stanu rzeczy odpowiedzialne są elity, zarówno
gospodarcze jak i polityczne, które teraz wszelkimi sposobami starają się ukryć
i zamącić rzeczywisty obraz katastrofy gospodarczej. Proces transformacji
ustrojowej to czas grabieży i wyprzedaży majątku narodowego, jako własności
jakoby niczyjej. "W ciągu prawie 14 lat swego panowania rządom wielkiego
kapitału <<udało się>> obniżyć realne spożycie większości społeczeństwa (wg
danych budżetów rodzinnych) co najmniej o 1/3, powiększyć sferę ubóstwa (osób
żyjących poniżej minimum socjalnego) z 18% do 60% ogółu ludności oraz wpędzić w
nędzę 10% ludności, zmniejszyć udział czynnych zawodowo o 1/4 i doprowadzić
faktyczne bezrobocie (łącznie z utajonym, głównie w rolnictwie) do 5 mln osób. Z
drugiej strony, <<udało się>> jej zwiększyć udział spożycia górnych 15% ludności
z 26% w 1988 r. do 55% w 2002 r. W przeliczeniu na 1 mieszkańca wartość spożycia
1 osoby z górnej warstwy 15% ludności jest 9-krotnie wyższa na 1 osobę z dolnej
warstwy - 60% ludności. Nie jest to różnica, a przepaść w poziomie życia.
Tego ogromnego przekrojenia ogólnego funduszu spożycia na niekorzyść ludzi
pracy, a na korzyść ich wyzyskiwaczy, dokonano w wielkim stopniu przy pomocy
1,5-2 krotnej obniżki w ciągu tego okresu cen transakcyjnych (na granicy)
towarów zagranicznych w stosunku do cen krajowych, co uczyniło nieopłacalnym
polski eksport, zalało rynek zbędnym importem, pozbawiło zysków produkcję
krajową na potrzeby wewnętrzne, doprowadziło do bankructwa największych
przedsiębiorstw i setek tysięcy małych, uniemożliwiło niezbędne unowocześnienie
gospodarki. Jednocześnie jednak przyniosło ogromne dochody burżuazji związanej
ściśle z kapitałem zagranicznym, tzw. burżuazji kompradorskiej oraz jej
mocodawcom, zarówno ze sprzedaży z ogromnym zyskiem towarów importowanych, jak
też z relatywnie taniej konsumpcji importowanych luksusowych i półluksusowych
towarów i usług".
Według ekonomisty, dr Mieczysława Rakowskiego, to było główną przyczyną
katastrofy polskich finansów.
Wyraża się ona "głównie w wielkim deficycie budżetowym, w którym dochody
stanowią tylko 80% wydatków, a deficyt jest pokrywany głównie przez powiększenie
długu państwa. Niskie dochody budżetu wynikają z braku zysków polskich
przedsiębiorstw, przy jednoczesnym niekontrolowanym ukrytym wycieku zysków firm
zagranicznych, które wykupiły najlepsze polskie przedsiębiorstwa i z
pauperyzacji większości ludności, co zmniejsza dochody z opodatkowania towarów.
Zmniejszają się także dochody budżetu z wyprzedaży majątku zagranicy, ponieważ
jego najzyskowniejsze części już zostały sprzedane. Tymczasem wydatki budżetu
muszą pokryć spłaty oprocentowania i rat kapitałowych z szybko rosnącego obecnie
zadłużenia oraz starych długów; dopłaty do obecnych emerytur, których część jest
wydawana na tworzenie (w ramach <<reformy>> emerytur) funduszu emerytalnego na
przyszłe emerytury, które w relacji do płac będą wynosić tylko połowę obecnych
2/3; wymuszone opłaty emerytalne do nędzarskich dochodów większości chłopów
(ogólne realne dochody chłopów z rolnictwa spadły w porównaniu z rokiem 1988 4-5
krotnie); wymuszone, znikome wsparcie dla ludności żyjącej w nędzy. W tych
warunkach ogranicza się już od dawna dotychczasowe świadczenia socjalne, a
lecznictwo i szkolnictwo toną w długach" (tamże, s. 5).
Zdaniem Mieczysława Rakowskiego "W tej b e z w y j ś c i o w e j sytuacji
rządząca i opozycyjna frakcje wielkiej burżuazji kłócą się ze sobą zawzięcie,
zwalając jedna na drugą winę za p o g ł ę b i a n i e s i ę k r y z y s u oraz
za aferalne rozkradanie majątku państwowego i prywatnego. Jest jednak oczywiste,
że za obecny krach polityki gospodarczo-społecznej i zamiany Polski na słabe i
zależne państwo - odpowiadają obie te frakcje, które po kolei rządziły Polską
przez 14 lat".
Płaszczyzną, która łączy obie frakcje burżuazji jest "szukanie ratunku dla
swojej władzy przez wstąpienie do Unii Europejskiej". Obie zatem frakcje i ich
zaplecze naukowo-propagandowe wmawiają społeczeństwu, że "tylko to wejście
zapewni Polsce racjonalny rozwój i ogólny wzrost poziomu życia" (tamże, s. 5).
Tymczasem zapaść pogłębia się i działa efekt mnożnikowy opisany przez nas w
artykule "Zapadlisko i efekt mnożnikowy", który nabiera cech katastrofy
społecznej i gospodarczej.
Jak podkreśla Mieczysław Rakowski, nawet w obecnych warunkach możliwe jest
osiągnięcie zasadniczej poprawy "fatalnych obecnie dla Polski stosunków
gospodarczych i politycznych z zagranicą" - "główna trudność realizacji takiej
alternatywy polega na tym, że jest ona sprzeczna z interesami rządzącej w Polsce
burżuazji kompradorskiej i jej zagranicznych mocodawców. Dlatego jej realność
zależy od skutecznej walki o przejęcie władzy przez rząd reprezentujący interesy
ludu" (przy czym propozycje M. Rakowskiego nie wychodzą poza ramy kapitalizmu).
Jest to bowiem skutek kapitalistycznego kryzysu rzekomej "nadprodukcji" przy
biedzie i nędzy szerokich rzesz. Szczególną jego cechą w naszych krajowych
warunkach jest, zdaniem M. Rakowskiego, że jest on w znacznym stopniu wywołany
pogarszającymi się warunkami wymiany z zagranicą. "Dlatego też w naszych
krajowych warunkach, pierwszym najważniejszym krokiem ku wyjściu z kryzysu
(który uruchomi środki dla wielu niezbędnych następnych kroków), powinno być jak
najszybsze ok. 2-krotne podniesienie kursu obcych walut wobec złotego" (tamże,
s. 6).
Problem w tym, że proponowana zmiana "byłaby sprzeczna z interesami zamożnych
grup, a w szczególności właścicieli przedsiębiorstw i banków, związanych z
importem i spółkami kapitału zagranicznego". Byłaby ona także sprzeczna z
interesami zaangażowanych w Polsce zagranicznych koncernów i banków.
W programie alternatywnym ekonomista Mieczysław Rakowski proponuje, m.in.,
rozwój produkcji pracochłonnej i mało kapitałochłonnej, zastosowanie szerokiego
interwencjonizmu państwa, odrzucenie w praktyce nieludzkiej zasady traktowania
człowieka jako towaru, przyjęcie natomiast zasady, że "pozytywną jest produkcja
przynosząca wzrost dochodu narodowego, nawet jeśli jej cena nie w pełni pokrywa
poniesione koszty, łącznie z funduszem płac (który to deficyt może być pokryty z
zasobów państwa)." Jego zdaniem "Pomoże to zasadniczo zmienić sytuację w tych
dziedzinach produkcji, które nie wymagają wysokich nakładów inwestycyjnych, ani
dużego importu zaopatrzeniowego, dają duże zatrudnienie, opierają się na
niewykorzystanych krajowych zasobach i mogą szybko zwiększyć podaż dóbr i usług
dla niezamożnych grup ludności" (tamże, s. 7).
Dla przykładu: "Podniesienie kursu walut wywarłoby ogromny wpływ na rozwój lub
wstrzymanie upadku szeregu bazowych w Polsce dziedzin, m.in. górnictwa i
hutnictwa i wielu innych, których produkcja, przy swojej nierentowności w
obecnych warunkach taniego importu przy niskim kursie walut zagranicznych, jest
maksymalnie ograniczana lub nawet likwidowana, podcinając u podstaw ekonomiczną
niezależność gospodarczą kraju, gdyż od tych dziedzin zależy w ogromnym stopniu
gospodarka. Ich upadek generuje ogromne bezrobocie i rodzi także na masową skalę
patologiczne zjawisko tworzenia nowych spółek, pasożytujących na tych (i wielu
innych) przedsiębiorstwach".
Tak jak już zaznaczyliśmy, alternatywne propozycje M. Rakowskiego mieszczą się w
ramach rozwiązań nie kwestionujących kapitalistyczną transformację. Autor
przyjmuje nawet, że w zmienionej strukturze zagranicznym koncernom działającym w
kraju opłacałoby się zwiększenie zakupu tańszych materiałów i podzespołów w
Polsce zamiast ich zakup za granicą. Wyeliminowany zostałby tylko kapitał
spekulacyjny i ukrócona działalność wszelkiego rodzaju pasożytniczych
organizacji, działających obecnie we wszystkich dziedzinach gospodarki,
szczególnie silnie w pośrednictwie handlowym, zżerających większość akumulacji.
Należy zaznaczyć, że ogólne zyski w handlu w Polsce są obecnie o połowę wyższe
niż w przemyśle.
Utopijność założeń Mieczysława Rakowskiego zawiera się w abstrahowaniu od
konkretnego stadium kapitalizmu. W Polsce jest to okres pierwotnej akumulacji
kapitału (przez lud zwany słusznie "złodziejską prywatyzacją"). Pazerność
kapitału i wzrost wyzysku widoczny jest na każdym kroku, m.in. poprzez
wydłużanie czasu pracy i fakt, że płace rosną kilkakrotnie wolniej niż wydajność
pracy. Nakłada się on na kolejną fazę schyłkowego kapitalizmu charakteryzującą
się nastawieniem na zyski w krótkim horyzoncie czasowym i właśnie nastawieniem
na zyski spekulacyjne, które preferuje kapitał finansowy. Rozwój przemysłowy i
gospodarczy przestał odgrywać wiodącą rolę, bowiem zdaniem Samir Amina:
"Upadek systemów regulacji właściwych okresowi powojennemu, które osiągnęły swe
historyczne granice, otworzył okres kryzysu kapitalizmu. Niezrównoważone
stosunki sił preferujące kapitał dominujący, reprezentowany przez korporacje
międzynarodowe, przyniosły znaczące wzrost marży zysku. Było to możliwe
wyłącznie na gruncie stosunkowo stałego popytu globalnego, a nawet jego
redukcji, w rezultacie nierównego rozkładu dochodów.(...)
Polityka zarządzania kryzysem ma wymiar globalny, jako że jest stosowana w celu
poszerzenia obszarów finansowego inwestowania, które samo stało się alternatywą
dla kurczących się inwestycji produkcyjnych. Kryzys wyraża się we wzroście
nadwyżki (wytworzonym przez nadwyżkę zysku), która nie może znaleźć zbytu w
ekspansji inwestycji produkcyjnych (z powodu braku dynamiki popytu), poszukując
alternatywnego, finansowego rynku zbytu. To, co znamy jako ufinansowienie
systemu (priorytet dla ochrony inwestycji finansowych kosztem ekspansji
inwestycji produkcyjnych) stanowi więc strategię zarządzania tym kryzysem. Ta
strategia globalizacji finansowej składa się z równie znanych elementów:
fluktuacja kursów walut (co daje szerokie pole dla spekulacji), zarządzanie
zewnętrznym długiem krajów Trzeciego Świata oraz byłego bloku socjalistycznego
(na tym poziomie tzw. polityki dostosowania strukturalnego nie zasługują na
swoje miano, albowiem ich wyłącznym celem jest zarządzanie kryzysem, po to, by
podporządkować polityki owych krajów, których jedyną troską jest obsługa długu
nawet za cenę ich deindustrializacji), deficyt zagraniczny Stanów Zjednoczonych.
(...)
Rezultaty owej finansowej globalizacji są już oczywiste. Począwszy od lat 80.
krzywe międzynarodowych transferów finansowych szybują w górę i odrywają się od
wzrostu światowego handlu oraz od inwestycji produkcyjnych. Przypisywanie tego
<<szybowania>> informatyce, jak to się czyni nagminnie, nie ma zbyt wielkiego
sensu. Moc przetwarzania danych, która jest tylko środkiem, niewątpliwie
wzmacnia możliwości spekulacji, ale nie jest ich przyczyną; w tym celu musi
istnieć nadwyżka, która nie może znaleźć zyskownej niszy dla produkcyjnych
inwestycji." (Samir Amin, "Economic Globalism and Political Universalism:
Conflicting Issues?", "Journal of World-System Research", VI, 3, jesień/zima
2000; ss. 609-610).
B e z w y j ś c i o w a s y t u a c j a, którą opisał M. Rakowski, pozostaje
namacalnym faktem, obrazującym niemoc odwrócenia przez "reformatorów"
nadciągającej wielkimi krokami katastrofy społecznej i gospodarczej. Nadzieję
możemy zatem wiązać tylko ze zmianą systemu, ze zniesieniem kapitalizmu. Pytanie
o możliwość rewolucji i sposób jej rozumienia pozostaje otwarte.
14 lipca 2003 r.