D Y N A M I T R E S T R U K T U R Y Z A C J I


SPÓR O SPOSOBY ZDYNAMIZOWANIA GOSPODARKI I KIERUNKI REINDUSTRIALIZACJI
 



Na początku roku, w artykule "Zapaść cywilizacyjna" z 12 stycznia 2003 r., omówiliśmy pokrótce, posiłkując się artykułem Ireny Dryll ("Szok transformacji"), Raport Rządowego Centrum Studiów Strategicznych.
W Raporcie RCSS stwierdzono, że w wyniku transformacji systemowej ustabilizowaliśmy względnie gospodarkę... cofając się wręcz w rozwoju na skalę nie spotykaną w świecie.
W latach 90. przerwany został przedwcześnie proces uprzemysłowienia i rozpoczął się proces odprzemysłowienia. Powstała wypaczona struktura gospodarki, odbiegająca od potrzeb społecznych, w dużym stopniu przestarzała i niekonkurencyjna, co jest równoznaczne z uwstecznieniem struktury całej gospodarki. Zwinął się przemysł. Według danych na rok 2000, przy uwzględnieniu 26 branż, stan zatrudnienia spadł od kilku do ok. 30 procent w zależności od branży, w porównaniu z 1989 r. Nawet dynamiczny wzrost gospodarki w latach 1995-1997 nie zahamował tendencji ani do narastania zróżnicowania dochodów, ani do rozszerzania się biedy. Co więcej nasiliło się zjawisko dziedziczenia biedy, petryfikowały się struktury społeczne. Wnioski nasuwały się nieodparcie. Polska na naszych oczach staje się krajem kapitalizmu zależnego i peryferyjnego. Już dziś znalazła się w sytuacji neokolonialnej względem wysokorozwiniętych krajów kapitalistycznych i Unii Europejskiej, bowiem w wyniku transformacji ustrojowej, zamiast zapowiadanego awansu cywilizacyjnego, nastąpiła zapaść cywilizacyjna.
Temat ten zamarkowaliśmy wcześniej w artykule "Czarno na białym" z 7 grudnia ub. r., pogłębiliśmy natomiast w artykułach "Faza krytyczna" z 11 marca b.r. i "Za zasłoną restrukturyzacji" z 7 kwietnia b.r., umiejscawiając analizę na szerszym tle - "Międzynarodowa sytuacja gospodarcza" z 14 marca b.r. Obecnie wróciliśmy do tematu materiałem "Zapadlisko i efekt mnożnikowy" z 8 lipca b.r. Niniejszy artykuł jest jego kontynuacją.
To, że nastąpiła zapaść cywilizacyjna nie jest w zasadzie kwestionowane. Środowisko naukowe zgadza się, że w Polsce w wyniku transformacji nastąpił głębszy niż w innych krajach regionu, poza byłą NRD, zasięg likwidacji potencjału produkcyjnego w przemyśle. W szeregu branż nastąpiła wyraźna prymitywizacja produkcji przemysłowej z punktu widzenia jej poziomu technologicznego. Transformacja w Europie Środkowej i Wschodniej przyniosła również drastyczne pogorszenie struktury produkcji przemysłowej z punktu widzenia udziału w niej przemysłów najbardziej nowoczesnych wszystkim krajom tego regionu (z wyjątkiem Węgier). Polska nie była tu wyjątkiem.
Prof. Andrzej Karpiński przedstawia dane wskazujące na degradację 41 branż. Ogółem zatrudnienie w przemyśle spadło z 34,7% w 1989 r. do 19,7% w 2000 r. Wzrosła w niepokojącej skali zależność kraju od importu. Wystąpił nadmierny poziom penetracji importowej, co było jedną z głównych przyczyn wzrostu bezrobocia, które ma obecnie charakter strukturalny. W 1989 r. przerwany został proces industrializacji kraju. Bilansem 13-lecia jest głęboka deindustrializacja kraju. Potwierdza również, że przerwana industrializacja to jeden z najważniejszych błędów strategicznych popełnionych po 1989 r. (Andrzej Karpiński, "Co dalej z przemysłem w Polsce? Zarys strategii przemysłowej", Biuletyn nr 1(7) 2003 Komitetu Prognoz "Polska 2000 Plus" przy Prezydium PAN).
Środowisko naukowe zgadza się również, że "strategia przekształceń w przemyśle w latach 2005-2015, a więc w pierwszym 10-leciu po wejściu do Unii Europejskiej musi być strategią głębokiej zmiany, a nie kontynuacji, a nawet więcej - odwrócenia tendencji dominujących w przemyśle w Polsce w pierwszym 13-leciu transformacji systemowej (1989-2002)", że należy przejść od deindustrializacji do reindustrializacji.
W procesie sanacji gospodarki szczególną rolę ma odegrać państwo prowadzące aktywną politykę gospodarczą. Spór dotyczy sposobów zdynamizowania gospodarki i kierunków reindustrializacji - ponownego uprzemysłowienia.
Zwolennicy dostosowania i komplementarności polskiej gospodarki do Unii Europejskiej (do nich należy prof. Andrzej Karpiński) akcentują "tworzenie zupełnie nowej struktury, dostosowanej już do potrzeb przyszłości oraz promowanie rozwoju przemysłów, stanowiących bazę tej struktury". Jądrem tej bazy powinien być "rozwój sektora technologii informacyjnych, biotechnologii i innych dziedzin związanych z nowoczesną e-gospodarką".
Postulują oni dostosowanie przemysłu krajowego do "wymogów cywilizacji informacyjnej" oraz "potrzeb przyszłego społeczeństwa", zwiększenie obecności polskiego eksportu na rynkach wspólnoty i wykształcenie bardziej trwałych kierunków specjalizacji pod kątem handlu zagranicznego, czy też maksymalne wykorzystanie rozwoju przemysłu dla zdynamizowania gospodarki i w celu ograniczenia bezrobocia.
Pięć priorytetów według prof. Andrzeja Karpińskiego to:
- przyspieszenie rozwoju przemysłu wysokiej techniki, przede wszystkim drogą ściągnięcia na teren Polski inwestycji kapitału zagranicznego do tych dziedzin;
- zidentyfikowanie i wsparcie przez państwo tych wybranych dziedzin przemysłów tradycyjnych, w których, pod warunkiem ich rekonstrukcji, jest możliwe najszybsze doprowadzenie ich do konkurencyjności na rynkach zagranicznych i krajowym (np. przetwórstwo miedzi, srebra, bursztynu itd.);
- wsparcie procesów specjalizacji pod kątem rynków światowych (przemysł odzieżowy, przemysł przetwórstwa owocowego i warzywnego, przemysł meblarski i samochodowy itd.);
- wsparcie tych dziedzin, które rokują największe efekty w dynamizacji gospodarki polskiej (usługi biznesowe, przemysł wysokiej technologii, zwłaszcza technologii informacyjnych i biotechnologii, przemysły wytwarzające dobra i świadczące usługi służące wykorzystaniu czasu wolnego od pracy - turystyka, gastronomia, hotelarstwo, przemysł rozrywkowy, motoryzacja, sport i związane z tym usługi, przemysły wytwarzające dobra i usługi służące ochronie zdrowia i upowszechnianiu nowoczesnych technologii medycznych, przemysł ekologiczny;
- wsparcie małych i średnich zakładów przemysłowych.
Zdaniem zwolenników dostosowania i komplementarności polskiej gospodarki do wysokorozwiniętych gospodarek krajów kapitalistycznych, w tym do Unii Europejskiej, "koniecznością powinno być przejście od dominacji negatywnych procesów dostosowawczych, których istotę stanowi ochrona upadających przemysłów oraz łagodzenie społecznych skutków tego dla rynku pracy - do pozytywnych dostosowań" (tamże).
Teza ta współgra z dewizą dyżurnego liberała, prof. Jana Winieckiego, zdaniem którego za obecny kryzys odpowiada "nadmiar socjalu i dyktat związków zawodowych".
Zwolennicy dostosowania polskiej gospodarki abstrahują od faktu, że cały proces zwijania się gospodarki i przemysłu, towarzyszący procesowi transformacji systemowej miał niewątpliwie charakter dostosowawczy, był efektem wdrażania programów dostosowawczych MFW i Banku Światowego (potocznie zwanych "terapią szokową Balcerowicza"), nie był błędem nadgorliwych reformatorów.
Nie kwestionowane jest stwierdzenie, że "środki uzyskane z prywatyzacji w około 90 % nie były i nie są przeznaczone ani na restrukturyzację technologiczną przemysłu, ani też na poprawę kondycji ekonomicznej przedsiębiorstw", bowiem "prywatyzacja w procesie transformacji gospodarki stała się głównie narzędziem wdrażania doktryny, a nie uzdrowienia i unowocześniania gospodarki"(...) nie przyczyniła się też do wzrostu i umocnienia potencjału polskich przedsiębiorstw przemysłowych. Natomiast ułatwiła przejęcie jego najbardziej wartościowej części przez kapitał zagraniczny". Przy czym "napływ inwestycji zagranicznych nie przyczynił się w dostatecznym stopniu do odnowy zużytego aparatu przetwórczego w przemyśle" (Ryszard Grabowiecki, "Transformacja przemysłu w Polsce - wnioski na przyszłość", tamże). W 2000 r. stopień zużycia maszyn i urządzeń w przemyśle nie zmniejszył się i wciąż wynosi około 62 procent (w sektorze publicznym przemysłu wynosi 70,3 %, w prywatnym - 52 %), nie wzrosły również konkurencyjne możliwości polskich przedsiębiorstw, co skazuje je na upadek w obliczu integracji z Unią Europejską.
Ten stan rzeczy nie zmienia jednak postawy "reformatorów", którzy proponują ucieczkę do przodu i skok w przyszłość bez oglądania się na koszty społeczne - zdjęcie osłony będzie bowiem równoznaczne z powtórką terapii szokowej. Tym razem nie ma już jednak rezerw prostych, złudzeń i oszczędności całego życia, które zostały wykorzystane przy poprzednim skoku. Ich program zatem ma charakter jawnie konfrontacyjny i może być podjęty tylko pod osłoną Unii Europejskiej i kapitału międzynarodowego.
Przeciwnicy integracji z Unią Europejską akcentują fatalne warunki przyjęcia Polski do wspólnoty. Ich zdaniem pogłębią one tylko zapaść gospodarczą, którą charakteryzuje "bliska zeru rentowność ogółu przedsiębiorstw, wynikający stąd spadek inwestycji, rosnąca fala bankructw, spadek poziomu życia przeważającej części ludności i wzrost bezrobocia, ogromny deficyt handlu zagranicznego, obrotów płatniczych i budżetu". Dotychczasowe działania rządu, w ich mniemaniu, jedynie opóźniają agonię większości wielkich przedsiębiorstw. Zaś zakładany przez rząd wzrost produkcji w 2003 r. o 3,5% "opiera się głównie na przewidywanym wzroście konsumpcji w wyniku przejadania posiadanych oszczędności" (Mieczysław Rakowski, "Zarys alternatywnego wyjścia z kryzysu na drogę racjonalnego rozwoju", Biuletyn SMP nr 13/2002 s. 3). Wejście do UE spowoduje bowiem "swobodny przepływ kapitału, tj. przyspieszony wykup majątku Polski przez zagraniczne koncerny, ogromną skalę ograniczeń produkcji krajowej w związku z niemożnością spełnienia unijnych wymogów ekologicznych i sanitarnych, zakaz wspierania przez państwo przedsiębiorstw w trudnej sytuacji finansowej i zakaz zmiany kursu złotego bez zgody Unii, wieloletni zakaz emigracji zarobkowej do starych krajów Unii dla częściowego choćby rozładowania ogromnego bezrobocia w Polsce. W zamian Polska ma uzyskać nikłą pomoc, głównie inwestycyjną w zakresie infrastruktury, przy obciążeniu polskiego budżetu ogromnymi wpłatami do budżetu Unii, co wymaga dokonania ogromnych i trwałych cięć świadczeń socjalnych w tym budżecie" (tamże). To zaś "szybko zwiększy bezrobocie i wpłynie na dalszą obniżkę płac". "W tych warunkach straty ekonomiczne i społeczne z wejścia do Unii znacznie przewyższą korzyści z Unijnej pomocy, która netto wyniesie ok. 1% PKB i będzie skierowana na rozwój infrastruktury, potrzebnej głównie zagranicznym firmom w Polsce oraz na pomoc bogatym chłopom, która pokrywana będzie z podwyżek cen żywności w Polsce. Główny cel rządzącej wielkiej burżuazji przy wstępowaniu do Unii, to nie podniesienie poziomu życia większości ludności, który w tych warunkach jeszcze się obniży, ani obrona niezależności Polski, która w rzeczywistości stanie się wewnętrzną półkolonią Unii z pozorami formalnej niezależności, ale obrona swoich zagrożonych dochodów i władzy" (Mieczysław Rakowski "Realistyczne - nie unijne drogi wyjścia z kryzysu w Polsce", Biuletyn SMP nr 14/2003 s. 6).
Za doprowadzenie do takiego stanu rzeczy odpowiedzialne są elity, zarówno gospodarcze jak i polityczne, które teraz wszelkimi sposobami starają się ukryć i zamącić rzeczywisty obraz katastrofy gospodarczej. Proces transformacji ustrojowej to czas grabieży i wyprzedaży majątku narodowego, jako własności jakoby niczyjej. "W ciągu prawie 14 lat swego panowania rządom wielkiego kapitału <<udało się>> obniżyć realne spożycie większości społeczeństwa (wg danych budżetów rodzinnych) co najmniej o 1/3, powiększyć sferę ubóstwa (osób żyjących poniżej minimum socjalnego) z 18% do 60% ogółu ludności oraz wpędzić w nędzę 10% ludności, zmniejszyć udział czynnych zawodowo o 1/4 i doprowadzić faktyczne bezrobocie (łącznie z utajonym, głównie w rolnictwie) do 5 mln osób. Z drugiej strony, <<udało się>> jej zwiększyć udział spożycia górnych 15% ludności z 26% w 1988 r. do 55% w 2002 r. W przeliczeniu na 1 mieszkańca wartość spożycia 1 osoby z górnej warstwy 15% ludności jest 9-krotnie wyższa na 1 osobę z dolnej warstwy - 60% ludności. Nie jest to różnica, a przepaść w poziomie życia.
Tego ogromnego przekrojenia ogólnego funduszu spożycia na niekorzyść ludzi pracy, a na korzyść ich wyzyskiwaczy, dokonano w wielkim stopniu przy pomocy 1,5-2 krotnej obniżki w ciągu tego okresu cen transakcyjnych (na granicy) towarów zagranicznych w stosunku do cen krajowych, co uczyniło nieopłacalnym polski eksport, zalało rynek zbędnym importem, pozbawiło zysków produkcję krajową na potrzeby wewnętrzne, doprowadziło do bankructwa największych przedsiębiorstw i setek tysięcy małych, uniemożliwiło niezbędne unowocześnienie gospodarki. Jednocześnie jednak przyniosło ogromne dochody burżuazji związanej ściśle z kapitałem zagranicznym, tzw. burżuazji kompradorskiej oraz jej mocodawcom, zarówno ze sprzedaży z ogromnym zyskiem towarów importowanych, jak też z relatywnie taniej konsumpcji importowanych luksusowych i półluksusowych towarów i usług".
Według ekonomisty, dr Mieczysława Rakowskiego, to było główną przyczyną katastrofy polskich finansów.
Wyraża się ona "głównie w wielkim deficycie budżetowym, w którym dochody stanowią tylko 80% wydatków, a deficyt jest pokrywany głównie przez powiększenie długu państwa. Niskie dochody budżetu wynikają z braku zysków polskich przedsiębiorstw, przy jednoczesnym niekontrolowanym ukrytym wycieku zysków firm zagranicznych, które wykupiły najlepsze polskie przedsiębiorstwa i z pauperyzacji większości ludności, co zmniejsza dochody z opodatkowania towarów. Zmniejszają się także dochody budżetu z wyprzedaży majątku zagranicy, ponieważ jego najzyskowniejsze części już zostały sprzedane. Tymczasem wydatki budżetu muszą pokryć spłaty oprocentowania i rat kapitałowych z szybko rosnącego obecnie zadłużenia oraz starych długów; dopłaty do obecnych emerytur, których część jest wydawana na tworzenie (w ramach <<reformy>> emerytur) funduszu emerytalnego na przyszłe emerytury, które w relacji do płac będą wynosić tylko połowę obecnych 2/3; wymuszone opłaty emerytalne do nędzarskich dochodów większości chłopów (ogólne realne dochody chłopów z rolnictwa spadły w porównaniu z rokiem 1988 4-5 krotnie); wymuszone, znikome wsparcie dla ludności żyjącej w nędzy. W tych warunkach ogranicza się już od dawna dotychczasowe świadczenia socjalne, a lecznictwo i szkolnictwo toną w długach" (tamże, s. 5).
Zdaniem Mieczysława Rakowskiego "W tej b e z w y j ś c i o w e j sytuacji rządząca i opozycyjna frakcje wielkiej burżuazji kłócą się ze sobą zawzięcie, zwalając jedna na drugą winę za p o g ł ę b i a n i e s i ę k r y z y s u oraz za aferalne rozkradanie majątku państwowego i prywatnego. Jest jednak oczywiste, że za obecny krach polityki gospodarczo-społecznej i zamiany Polski na słabe i zależne państwo - odpowiadają obie te frakcje, które po kolei rządziły Polską przez 14 lat".
Płaszczyzną, która łączy obie frakcje burżuazji jest "szukanie ratunku dla swojej władzy przez wstąpienie do Unii Europejskiej". Obie zatem frakcje i ich zaplecze naukowo-propagandowe wmawiają społeczeństwu, że "tylko to wejście zapewni Polsce racjonalny rozwój i ogólny wzrost poziomu życia" (tamże, s. 5).
Tymczasem zapaść pogłębia się i działa efekt mnożnikowy opisany przez nas w artykule "Zapadlisko i efekt mnożnikowy", który nabiera cech katastrofy społecznej i gospodarczej.
Jak podkreśla Mieczysław Rakowski, nawet w obecnych warunkach możliwe jest osiągnięcie zasadniczej poprawy "fatalnych obecnie dla Polski stosunków gospodarczych i politycznych z zagranicą" - "główna trudność realizacji takiej alternatywy polega na tym, że jest ona sprzeczna z interesami rządzącej w Polsce burżuazji kompradorskiej i jej zagranicznych mocodawców. Dlatego jej realność zależy od skutecznej walki o przejęcie władzy przez rząd reprezentujący interesy ludu" (przy czym propozycje M. Rakowskiego nie wychodzą poza ramy kapitalizmu). Jest to bowiem skutek kapitalistycznego kryzysu rzekomej "nadprodukcji" przy biedzie i nędzy szerokich rzesz. Szczególną jego cechą w naszych krajowych warunkach jest, zdaniem M. Rakowskiego, że jest on w znacznym stopniu wywołany pogarszającymi się warunkami wymiany z zagranicą. "Dlatego też w naszych krajowych warunkach, pierwszym najważniejszym krokiem ku wyjściu z kryzysu (który uruchomi środki dla wielu niezbędnych następnych kroków), powinno być jak najszybsze ok. 2-krotne podniesienie kursu obcych walut wobec złotego" (tamże, s. 6).
Problem w tym, że proponowana zmiana "byłaby sprzeczna z interesami zamożnych grup, a w szczególności właścicieli przedsiębiorstw i banków, związanych z importem i spółkami kapitału zagranicznego". Byłaby ona także sprzeczna z interesami zaangażowanych w Polsce zagranicznych koncernów i banków.
W programie alternatywnym ekonomista Mieczysław Rakowski proponuje, m.in., rozwój produkcji pracochłonnej i mało kapitałochłonnej, zastosowanie szerokiego interwencjonizmu państwa, odrzucenie w praktyce nieludzkiej zasady traktowania człowieka jako towaru, przyjęcie natomiast zasady, że "pozytywną jest produkcja przynosząca wzrost dochodu narodowego, nawet jeśli jej cena nie w pełni pokrywa poniesione koszty, łącznie z funduszem płac (który to deficyt może być pokryty z zasobów państwa)." Jego zdaniem "Pomoże to zasadniczo zmienić sytuację w tych dziedzinach produkcji, które nie wymagają wysokich nakładów inwestycyjnych, ani dużego importu zaopatrzeniowego, dają duże zatrudnienie, opierają się na niewykorzystanych krajowych zasobach i mogą szybko zwiększyć podaż dóbr i usług dla niezamożnych grup ludności" (tamże, s. 7).
Dla przykładu: "Podniesienie kursu walut wywarłoby ogromny wpływ na rozwój lub wstrzymanie upadku szeregu bazowych w Polsce dziedzin, m.in. górnictwa i hutnictwa i wielu innych, których produkcja, przy swojej nierentowności w obecnych warunkach taniego importu przy niskim kursie walut zagranicznych, jest maksymalnie ograniczana lub nawet likwidowana, podcinając u podstaw ekonomiczną niezależność gospodarczą kraju, gdyż od tych dziedzin zależy w ogromnym stopniu gospodarka. Ich upadek generuje ogromne bezrobocie i rodzi także na masową skalę patologiczne zjawisko tworzenia nowych spółek, pasożytujących na tych (i wielu innych) przedsiębiorstwach".
Tak jak już zaznaczyliśmy, alternatywne propozycje M. Rakowskiego mieszczą się w ramach rozwiązań nie kwestionujących kapitalistyczną transformację. Autor przyjmuje nawet, że w zmienionej strukturze zagranicznym koncernom działającym w kraju opłacałoby się zwiększenie zakupu tańszych materiałów i podzespołów w Polsce zamiast ich zakup za granicą. Wyeliminowany zostałby tylko kapitał spekulacyjny i ukrócona działalność wszelkiego rodzaju pasożytniczych organizacji, działających obecnie we wszystkich dziedzinach gospodarki, szczególnie silnie w pośrednictwie handlowym, zżerających większość akumulacji. Należy zaznaczyć, że ogólne zyski w handlu w Polsce są obecnie o połowę wyższe niż w przemyśle.
Utopijność założeń Mieczysława Rakowskiego zawiera się w abstrahowaniu od konkretnego stadium kapitalizmu. W Polsce jest to okres pierwotnej akumulacji kapitału (przez lud zwany słusznie "złodziejską prywatyzacją"). Pazerność kapitału i wzrost wyzysku widoczny jest na każdym kroku, m.in. poprzez wydłużanie czasu pracy i fakt, że płace rosną kilkakrotnie wolniej niż wydajność pracy. Nakłada się on na kolejną fazę schyłkowego kapitalizmu charakteryzującą się nastawieniem na zyski w krótkim horyzoncie czasowym i właśnie nastawieniem na zyski spekulacyjne, które preferuje kapitał finansowy. Rozwój przemysłowy i gospodarczy przestał odgrywać wiodącą rolę, bowiem zdaniem Samir Amina:
"Upadek systemów regulacji właściwych okresowi powojennemu, które osiągnęły swe historyczne granice, otworzył okres kryzysu kapitalizmu. Niezrównoważone stosunki sił preferujące kapitał dominujący, reprezentowany przez korporacje międzynarodowe, przyniosły znaczące wzrost marży zysku. Było to możliwe wyłącznie na gruncie stosunkowo stałego popytu globalnego, a nawet jego redukcji, w rezultacie nierównego rozkładu dochodów.(...)
Polityka zarządzania kryzysem ma wymiar globalny, jako że jest stosowana w celu poszerzenia obszarów finansowego inwestowania, które samo stało się alternatywą dla kurczących się inwestycji produkcyjnych. Kryzys wyraża się we wzroście nadwyżki (wytworzonym przez nadwyżkę zysku), która nie może znaleźć zbytu w ekspansji inwestycji produkcyjnych (z powodu braku dynamiki popytu), poszukując alternatywnego, finansowego rynku zbytu. To, co znamy jako ufinansowienie systemu (priorytet dla ochrony inwestycji finansowych kosztem ekspansji inwestycji produkcyjnych) stanowi więc strategię zarządzania tym kryzysem. Ta strategia globalizacji finansowej składa się z równie znanych elementów: fluktuacja kursów walut (co daje szerokie pole dla spekulacji), zarządzanie zewnętrznym długiem krajów Trzeciego Świata oraz byłego bloku socjalistycznego (na tym poziomie tzw. polityki dostosowania strukturalnego nie zasługują na swoje miano, albowiem ich wyłącznym celem jest zarządzanie kryzysem, po to, by podporządkować polityki owych krajów, których jedyną troską jest obsługa długu nawet za cenę ich deindustrializacji), deficyt zagraniczny Stanów Zjednoczonych. (...)
Rezultaty owej finansowej globalizacji są już oczywiste. Począwszy od lat 80. krzywe międzynarodowych transferów finansowych szybują w górę i odrywają się od wzrostu światowego handlu oraz od inwestycji produkcyjnych. Przypisywanie tego <<szybowania>> informatyce, jak to się czyni nagminnie, nie ma zbyt wielkiego sensu. Moc przetwarzania danych, która jest tylko środkiem, niewątpliwie wzmacnia możliwości spekulacji, ale nie jest ich przyczyną; w tym celu musi istnieć nadwyżka, która nie może znaleźć zyskownej niszy dla produkcyjnych inwestycji." (Samir Amin, "Economic Globalism and Political Universalism: Conflicting Issues?", "Journal of World-System Research", VI, 3, jesień/zima 2000; ss. 609-610).
B e z w y j ś c i o w a s y t u a c j a, którą opisał M. Rakowski, pozostaje namacalnym faktem, obrazującym niemoc odwrócenia przez "reformatorów" nadciągającej wielkimi krokami katastrofy społecznej i gospodarczej. Nadzieję możemy zatem wiązać tylko ze zmianą systemu, ze zniesieniem kapitalizmu. Pytanie o możliwość rewolucji i sposób jej rozumienia pozostaje otwarte.

14 lipca 2003 r.