POPRZEĆ OGÓLNOPOLSKI KOMITET PROTESTACYJNY!!!

 


Zapowiedziany na 14 lipca b.r. 1,5 godzinny strajk ostrzegawczy w węźle gdańskim, choć cieszył się poparciem pasażerów kolei, miał raczej mocno ograniczony charakter. Pomogły wyprzedzające, nocne wizyty wysłanników dyrekcji u rodzin kolejarskich i wymuszanie pod osłoną nocy "lojalek". Iluzoryczne okazało się prawo do strajku, skoro dyrekcja w kolebce i bastionie "Solidarności", jawnie i publicznie (wywiady w radiu), mogła uznać strajk na kolei, w którym wiodącą rolę odgrywała właśnie "Solidarność", za akcję terrorystyczną uzasadniającą wszelkie środki prewencji i nacisku.
Tymczasem w Warszawie, przed Ministerstwem Infrastruktury pokojowo nastawieni i zdyscyplinowani przedstawiciele kolejarskiej braci, zaopatrzywszy się zawczasu w służbowe gwizdki, domagali się nie dość przekonująco, choć gromko, "odwołania Millera - nie pociągów", żądając przede wszystkim rozmów i pertraktacji, pozwalających "załatwić" partykularne interesy związkowców. W drugim dopiero rzędzie - spełnienia postulatów kolejarzy i pasażerów: utrzymania połączeń lokalnych, zapewnienia niezbędnych środków na nie i odwołania prywatyzacji spółek grupy PKP oraz zachowania narodowego charakteru PKP.
Zamiast tradycyjnych "solidarnościowych" petard - kolejarki wręczały policjantom róże, dziękując zgromadzonym licznie oddziałom prewencji za osłonę przed mieszaniem się czy brataniem z tłumem, za ład i (utrwalony?) porządek, i ochronę kolumny mundurowej przed ewentualnymi prowokatorami.
W tak przygotowanej, sielankowej nieomal atmosferze, zakłócanej jedynie gwizdami i okrzykami, przystąpiono do rozmów. Już po kilku godzinach pertraktacji zawarty został starannie wypracowany kompromis, przygotowany jak się wydaje zawczasu - kontakty między dyrekcją a związkowcami na moment bowiem nie ustały, choć były niewątpliwie wypadkową wzajemnych nacisków, które w terenie i "na dole" przybrały antagonistyczny charakter.
W rezultacie ostała się jedynie "konieczna i ze wszech miar uzasadniona korekta" w rozkładzie pociągów - zlikwidowano 125 połączeń lokalnych, których "wypełnienie" nie przekracza 10%. Delegatom kolejarzy obiecano ponadto uwzględnienie interesów pracowników w zamierzonej prywatyzacji najbardziej dochodowych odcinków pracy PKP ("spółek grupy PKP"). Protest odwołano, choć lokalnie trwały spory o poszczególne połączenia (np. na Śląsku). Związkowcy zrobili zapewne intratny interes, zapewniając sobie pewien wpływ na bieg prywatyzacji i wiodącą rolę w ruchu zawodowym. Na górze mówiono o niewątpliwym sukcesie (zamiast likwidacji 1050 lokalnych połączeń zapowiedzianych wiosną "oddano" zaledwie 125) i o koniecznym kompromisie, dla którego nie ma alternatywy; na dole - kompromis określono jako zgniły i mówiono o zdradzie i sprzedaniu strajku.
Jeszcze większym blamażem związków zawodowych zakończył się niedawny strajk w łódzkim "Uniontexie" (patrz: świetny artykuł Sebastiana Glicy "Strajk w Uniontexie", portal internetowy "Lewicowa Alternatywa").
Gdy już odtrąbiono zakończenie szeroko zakrojonej akcji strajkowej na kolei, planowanej włącznie do strajku generalnego, zapowiedzianego na 23 lipca, tygodnik "NIE" Jerzego Urbana ostrzegł przed kolejną, nadciągającą nawałnicą - buntem pozostawionych samym sobie pracowników FSO, którym odebrano wszelką nadzieję, nie mówiąc już o zaufaniu do związków zawodowych, których skorumpowani liderzy, rodem z Żerania mają dyrektorskie pensje i takąż świadomość klasową.
*
W tym kontekście należy widzieć działania Nurtu Lewicy Rewolucyjnej (pismo ulotne "Kret" i Grupa Pracownicza na rzecz Odnowy i Jedności Ruchu Związkowego) oraz Nowej Lewicy (ulotkowanie i Społeczny Komitet Obrony FSO). Czy działania te okażą się pomocne w walce klasowej, czy też będą iluzoryczne lub posłużą do skanalizowania protestu robotników, nie jest tak oczywiste, jak się wydaje organizatorom, gotowym wszystkimi sposobami załapać się na niepowtarzalną okazję, by zaistnieć na scenie politycznej. Zależy to bowiem od tego, jak wpiszą się one w interesy biurokracji związkowej i socjaldemokracji sprzeczne z interesem klasy robotniczej.
Slogany o jedności i odnowie ruchu związkowego nie przekładają się bowiem na rzeczywiste uwarunkowania, w jakich znajdują się dziś związki zawodowe. W tym przypadku słowa "odnowa" i "jedność" są bezprzedmiotowe. Z kim bowiem ma być ta jedność i co ma być odnawiane?
Trudno uwierzyć, by kolejna o d n o w i o n a odmiana KSS "KOR" - Społeczny Komitet Obrony FSO zastąpił konieczną samoorganizację i upodmiotowienie klasy robotniczej, a nie skończył haniebnie tak jak jego poprzedniczka (KOR) wraz z swymi liderami, po drugiej stronie barykady. A swoją drogą, dysydenci we wszechogarniającym i panującym kapitalizmie, to pomysł wręcz aberracyjny.
Jak zresztą głęboka ma być ta odnowa związkowa? Czy nie zakończy się ona, jak zwykle, na przemalowaniu fasady i wymianie najbardziej zużytych, skorodowanych i skorumpowanych elementów dekoracji? Czyż nie łatwiej byłoby stawiać konstrukcję od podstaw, stawiając na klasowe związki zawodowe i takież partie? Wszakże obecnie zaufanie do związków zawodowych oscyluje wokół 5 procent, uzwiązkowienie zaś regularnie spada. Mówi się nawet o zaniku związków zawodowych, które jak wszyscy wiedzą, tu i teraz, w obecnym układzie społecznym pełnią rolę zużytego i skorodowanego bufora, ewentualnie są jawnym elementem układu władzy w ruchu robotniczym. Odnawianie czegoś takiego wydaje się z gruntu niecelowe lub wymaga rewolucji, porównywalnej chociażby z "pierwszą Solidarnością".
Powaga sytuacji zmusza do poważnego potraktowania tematu i wypracowania równie poważnej i przemyślanej strategii działań. Nie da się drogą na skróty zbudować organizacji klasowych zdolnych do reprezentowania swojej bazy społecznej. Nie da się również przy pomocy haseł demagogicznych lub poprzez przejmowanie popularnych postulatów - w obecnej, jakże skomplikowanej sytuacji, całkowicie utopijnych - wyrwać z rąk prawicy i wszelkiej maści populistów załóg likwidowanych zakładów pracy. A konkurencja o rząd dusz nie śpi!
Tylko szczera, poważna debata i rozmowy z żywotnie zainteresowanymi obroną swoich miejsc pracy i losem swoich rodzin - i właśnie ciężka praca polityczna - mogą stworzyć solidne podstawy nie tylko pod "załapanie przyczółka", ale i pod zakorzenienie się w klasie robotniczej i szeroką odbudowę ruchu robotniczego, co musi być udziałem rewolucyjnego ruchu robotniczego.

Inicjatywa Nowej Lewicy & Co.

Zasadniczą sprawą przy ocenie inicjatywy Grupy Pracowniczej na rzecz Odnowy i Jedności Związków Zawodowych, Nurtu Lewicy Rewolucyjnej i Nowej Lewicy, polegającej na utworzeniu SKO FSO jest odpowiedzenie sobie na pytanie, czy jest to inicjatywa mająca na celu wspomożenie toczącej się walki klasy robotniczej, czy próba wykorzystania desperacji pracowników danego zakładu do promowania własnej organizacji.
Podobnie jak akcje protestu przeciwko wojnie w Iraku lub jego okupacji - zasadniczo słuszne i szlachetne - są one, w konkretnym przypadku podziałów i partyjniackiej konkurencji na scenie politycznej, tylko próbą zaprezentowania swojej organizacji i promowania jej na scenie politycznej.
Zbiór haseł proponowanych przez wspólną inicjatywę GP, NLR i NL jako zbiór postulatów mających być odpowiedzią na konkretną, dramatyczną sytuację pracowników likwidowanej fabryki zaskakuje utopijnością i oderwaniem od właśnie konkretnej sytuacji. Skuteczność pomocy okazywanej pracownikom miała być wyróżnikiem działań Nowej Lewicy. Ta skuteczność miała predestynować ją do roli siły wiodącej na radykalnej lewicy, w odróżnieniu od różnych hurrarewolucyjnych, niekonkretnych haseł głoszonych przez wszelkich "internetowych rewolucjonistów". Tymczasem, zamiast konkretnych postulatów, np. zagwarantowania godziwych odpraw dla zwalnianych pracowników, negocjacji etapów likwidacji fabryki, mamy zespół utopijnych i nierealistycznych haseł: nacjonalizacji zakładu, utrzymania produkcji i zatrudnienia na dotychczasowym poziomie oraz oddłużenia zakładu.
Trudno wyobrazić sobie, żeby w sytuacji wejścia do Unii Europejskiej było możliwe uruchomienie na nowo produkcji samochodów, nawet gdyby nie było utopią zakupienie jakiejś nie przestarzałej, konkurencyjnej licencji. Liczenie na delokalizację nowoczesnego przemysłu motoryzacyjnego do Polski jest mrzonką, ponieważ kraje rozwinięte same mają kłopoty gospodarcze, a dynamikę tworzenia zysku kapitalistycznego generuje nie produkcja przemysłowa, ale obrót kapitału finansowego. Problem leży więc w samym systemie wolnokonkurencyjnym, a nie w efektywności, kompetencji czy dobrej woli jakiegoś menadżera czy nawet państwa burżuazyjnego.
W konkretnej sytuacji krajowej i międzynarodowej, państwo znalazło jedyne ze swego punktu widzenia rozwiązanie - montownia zatrudniająca ok. 500 osób.
Wypisywanie haseł o nacjonalizacji zakładu mieści się najzupełniej w optyce reformistycznej, jeśli, jak w przypadku inicjatywy GP, NLR i NL, jest sprowadzone do poszczególnego zakładu. W takiej postaci służy wyłącznie promocji NL. Jeśli nawet zamierzenia są bardziej perspektywiczne, to umieszczanie haseł nacjonalizacji w kontekście inicjatywy typu akcyjnego, doraźnego, jednostkowego jest sprzeczne z oczekiwaniami wobec organizacji mającej z założenia legitymować się świadomością na wyższym poziomie, organizującej, radykalizującej i rewolucjonizującej świadomość. Takie postawienie sprawy abstrahuje od istniejących już, spontanicznych rozwiązań wypracowanych w ubiegłym roku przez robotników (OKP), którzy zrozumieli, że należy przejść od akcji zakładowych na poziom ponadzakładowy. Trzeba im pomóc w uogólnianiu haseł wypracowanych na poprzednim poziomie w hasła rzeczywiście kwestionujące system. W tym kontekście, inicjatywa Nowej Lewicy i spółki jest cofnięciem się w "dyskusji" toczącej się od ubiegłego roku, "dyskusji praktycznej", obrazowanej hasłami renacjonalizacji i odstąpienia od prywatyzacji (w przypadku "Solidarności").
W tej sytuacji, faktycznym celem stworzenia SKO FSO jest wspomożenie inicjatywy czysto partyjnej. Nowa Lewica nie przedstawiła programu, w którym zadeklarowałaby swą służebną rolę wobec klasy robotniczej. Wręcz przeciwnie. Na tym tle działacze NL, liczący na jej charakter zaplecza politycznego dla walk pracowniczych, mogą słusznie poczuć się zawiedzeni. Relacje między partią a klasą robotniczą są tu bowiem odwrotne. To nie Nowa Lewica ma służyć sprawie samoorganizacji klasy robotniczej, ale właśnie siła partii NL, przeliczona na głosy wyborcze, ma być budowana w oparciu o bazę i potencjał pracowniczego niezadowolenia, w tym przypadku - pracowników likwidowanego zakładu Daewoo-FSO.
To właśnie rewolucyjna partia robotnicza, jaką nie jest Nowa Lewica, powinna artykułować postulaty wyprzedzające o krok spontaniczne hasła zrodzone w walce robotniczej, dbając jednocześnie, by organizacje robotnicze i tworzone przez robotników stanowiły realną gwarancję nieutopijności haseł antysystemowych. Chwytanie się haseł, które już zdobyły świadomość protestujących jest działaniem bezpiecznym, populistycznym, bo grającym na nastrojach już ukształtowanych. W żadnym wypadku partia NL nie pretenduje do roli awangardy świadomości rewolucyjnej, potwierdzając swe reformistyczne przekonania i manipulatorskie sposoby działania.
Działalność Nowej Lewicy na niwie ruchu robotniczego musi zostać napiętnowana jako działalność siejąca złudzenia i hamująca rozwój walki klasowej. Zbiór haseł SKO FSO nie proponuje nawet żadnych postulatów przejściowych, które otwierałyby drogę poszerzania walki w konkretnej sytuacji naszego kraju. Po doświadczeniach ubiegłego roku tylko hasła polityczne mogą przekroczyć granice reformizmu, który w obecnej sytuacji jest utopijną mrzonką lub może mieć charakter reakcyjny (casus SLD czy Unii Pracy). Realność reformistycznych postulatów istnieje w sytuacji rozwijającego się kapitalizmu, jego dobrej koniunktury, a dziś przecież kryzys ogarnia ów system nie tylko w Polsce.
*
W konkretnym momencie również realność zdawałoby się sprawdzonych rozwiązań walk cząstkowych i walki ekonomicznej nie przekłada się na jakże namacalną, rzeczywistą i tragiczną, bo beznadziejną walkę o miejsca pracy.
Żeby coś zmienić należy wspomóc samoorganizującą się klasę robotniczą, która sama wybiera w decydujących momentach dokąd iść, nie tylko w skali jednego zakładu pracy, ale na szczeblu krajowym. Już w ubiegłym roku robotnicy pokazali, że aby iść do przodu i walczyć należy wyjść z upadających fabryk. Powstanie Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego, marsze i manifestacje uliczne, akcje solidarnościowe w rodzaju wsparcia szczecińskiej "Odry", były krokiem w odpowiednim kierunku i uzasadnioną nadzieją na zmianę sytuacji. Nie czas teraz wracać do działań naprawczych, odnowicielskich, manipulatorskich lub w stylu KSS "KOR". Warto raczej, wykorzystując doświadczenia OKP, stoczniowców czy pracowników ożarowskiej Fabryki Kabli i wielu innych upadających zakładów pracy sprostać wyzwaniom, tworząc strukturę nie dającą się skanalizować w ramach poszerzonej lub odnowionej reprezentacji związkowej.
Ogólnopolski Komitet Protestacyjny już w zeszłym roku odrzucił, podsuwaną mu przez decydentów, związkową alternatywę, uznając ją słusznie za próbę skanalizowania protestu, za drogę do Komisji Trójstronnej, w której reprezentacja pracownicza i tak będzie ubezwłasnowolniona. Nie można zamykać się w swoim gronie, ani w upadającym zakładzie pracy skutecznie prowadzić strajku okupacyjnego. Należy wyjść na szerokie wody, nie bać się konkurencji ze strony prawicy i populistów wszelkiej maści. Należy wesprzeć OKP, takim jaki jest, lecz nie bezkrytycznie. Trzeba podjąć wewnątrz, "otwartej przecież dla wszystkich" struktury zrodzonej z autentycznego buntu robotników "dyskusję praktyczną". I pójść dalej - powołać reprezentację polityczną i klasową, współtworzyć platformę programową walki - O P O Z Y C J Ę R O B O T N I C Z Ą i organizację upodmiotowiającą robotników, choćby ZWIĄZEK ROBOTNIKÓW POLSKICH.

W konkretnej sytuacji nie ma rozwiązań w sferze czysto gospodarczej, bo nie ma warunków po temu, nie ma rozwiązań aideologicznych; skuteczne rozwiązania leżą w sferze politycznej. Dopiero takie działania mogą z d y n a m i z o w a ć scenę polityczną i odwrócić katastrofalny stan rzeczy, z którego daleko nie wszyscy, jak widać, zdają sobie sprawę.
To robotnicy w swym spontanicznym, zeszłorocznym proteście znaleźli rozwiązania i odpowiedzi na obecną "b e z w y j ś c i o w ą s y t u a c j ę". Należy "jedynie" wesprzeć ich lub wrócić do ich inicjatywy, wyciągając również wnioski z ich błędów, przełamując niewątpliwe opory, wynikające głównie z zerwania ciągłości ruchu robotniczego, w tym przede wszystkim rewolucyjnego ruchu robotniczego, przed powrotem klasy robotniczej na scenę polityczną jako podmiotu dziejów.
28 lipca 2003 r.