Dyskusja na temat klasy robotniczej lat dziewięćdziesiątych XX wieku. W załączeniu publikujemy artykuły uczestników dyskusji redakcyjnej, opublikowane w "Samorządności Robotniczej" (pismo GSR). W dyskusji, która była kontynuacją poprzednich dociekań na ten temat, udział wzięli: Ewa Balcerek, prof. Jacek Tittenbrun, prof. Jan Dziewulski, Włodzimierz Bratkowski, Jerzy Łazarz, Zbigniew Partyka i prof. Przemysław Wójcik.


Jerzy Łazarz

Jaka jesteś KLASO?
 


Rosnące zainteresowanie klasą robotniczą, zresztą nie tylko polskich, ale również czołowych europejskich i amerykańskich, burżuazyjnych politologów, socjologów, psychologów społecznych, a także polityków - jest zrozumiałe. Bez względu na to, czy rozpatrujemy globalne tendencje rozwoju współczesnego świata, czy też jedynie nasze krajowe problemy związane z pytaniami o trwałość kapitalistycznej transformacji - nie można dać sensownej odpowiedzi na związane z tym pytania bez analizy tendencji rozwojowych i przewidywanych zachowań robotników.
Są tacy, którzy klasę robotniczą podziwiają, są tacy, którzy nią gardzą, są tacy, którzy czują przed nią respekt, i tacy, którzy chcą ją uczynić posłusznym narzędziem w realizacji swoich partykularnych celów politycznych i klasowych.
Mnie interesuje inna grupa pytań: na ile sama klasa robotnicza ma świadomość, iż stanowi jedyną nadzieję samowyzwolenia z ustroju wyzysku, a jednocześnie nadzieję dla pracującej większości społeczeństwa polskiego (nie w pełni zresztą przez to społeczeństwo uświadomioną), na utworzenie stosunków społecznych znoszących raz na zawsze upokorzenie człowieka pracy przez człowieka z kapitałem?
W niniejszym opracowaniu nie potrafię dać na tak postawione pytania odpowiedzi, mimo że ich poszukuję; dążę do zagęszczenia pytań z tym związanych - licząc, że, być może, uda mi się wywołać dyskusję. Również, a może przede wszystkim w środowisku najbardziej zainteresowanym, tj. robotników.
Postawione w niniejszym materiale problemy i zagadnienia przygotowałem opierając się na rozległej literaturze i materiałach badawczych, różnej zresztą jakości i wagi, ale każdy z nich - w czym czytelnik, mam nadzieję, zorientuje się - ma swoje istotne znaczenie.
Wśród tych materiałów, obok roczników statystycznych GUS za lata 1989-1996, znajdują się: 12 tematycznych opracowań GUS, w tym: Ubóstwo w świetle badań budżetów domowych; materiały rządowe, w tym o szczególnym znaczeniu, przygotowany przez Pełnomocnika Rządu ds. Rodziny i Kobiet Raport o sytuacji polskich rodzin oraz znajdujący się w posiadaniu Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej materiał wyjściowy do Raportu liczący około 1600 stron - przygotowany przez poszczególne resorty oraz Instytut Pracy i Spraw Socjalnych (jak powszechnie wiadomo, Raport został przyjęty przez Sejm RP w czerwcu 1996 r.).
Ponadto korzystałem szeroko z prasy zawierającej interesujące mnie informacje i opracowania, m.in.: roczniki kwartalnika "Studia Socjologiczne" za lata 1992-1996, zawierające w sumie 62 artykuły poświęcone problematyce robotniczej; materiały analityczne i przedruki prasy obcojęzycznej dotyczące fali oporu społecznego w Polsce w latach 1992-1993, opublikowane na łamach wydawanego przez URM, na użytek posłów i członków rządu, periodyku "Dwutygodnik Rządowy", a także na łamach czasopisma "Forum"; publikacje, recenzje i dyskusje redakcyjne poświęcone trzem wielkim teoriom socjologicznym rozwoju ludzkości w ciągu 30-50 lat XXI wieku, publikowane w prasie naukowej.
Nieocenionym źródłem wiedzy o robotniczych problemach są materiały ośrodków badania opinii społecznej za lata 1992-1996 (CBOS, OBOP, Pentor, Pracownia Sopocka) oraz materiały Państwowej Inspekcji Pracy, materiały pokontrolne i biuletyny Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, materiały pokontrolne kontroli fiskalnej Ministerstwa Finansów. Interesujące dla badacza są również materiały Sądów Pracy wskazujące, jak w miarę postępów prywatyzacji rośnie fala naruszeń praw i interesów pracowniczych przez prywatnych przedsiębiorców. Według moich osobistych szacunków, o ile w przedsiębiorstwach prywatnych stosunek naruszeń praw i interesów pracowniczych przez właścicieli do naruszeń praw właścicieli przez pracowników miał się w 1994 r. jak 180: l, to w 1996 r. już jak 600: l1.
Z dużym zainteresowaniem przestudiowałem publikacje książkowe, materiały z konferencji naukowych, w niektórych z nich uczestniczyłem osobiście, np. w konferencji organizowanej przez Fundację Praca Polska nt. "Społeczeństwo globalne przemiany ustrojowe", która odbyła się w czerwcu 1996 r.; przez Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego: "Systemy partyjne", w listopadzie 1996 r.; "Młodzież polska wobec wyzwań demokracji i rynku", w listopadzie 1996 r.; przez Ośrodek Realizacji Badań Socjologicznych oraz Zakład Badania Struktury Społecznej Instytutu Filozofii i Socjologii PAN "Wpływ ankietera na wyniki badań socjologicznych" w listopadzie 1994 r. i innych.
*
Wszędzie, gdzie w tekście posługuję się danymi statystycznymi i danymi liczbowymi, jeśli nie zamieszczam specjalnych odnośników, są to dane opracowane lub zestawione na podstawie statystyki GUS lub badań socjologicznych omówionych w następujących pracach: Studia nad systemem reprezentacji interesów pod redakcją Jerzego Hausnera i Piotra Marciniaka; Juliusza Gardawskiego Przyzwolenie ograniczone. Robotnicy wobec rynku i demokracji; Janusza Czapińskiego, Polski generalny sondaż społeczny.
Nieśmiałe spojrzenie wstecz...
1. W toku prac nad tematem stanowiącym podstawę i oś niniejszego materiału, spróbowałem zorientować się, chociażby dla celów porównawczych, jaki był stan badań nad klasą robotniczą do 1989 r. W tym celu przestudiowałem materiały tzw. robotniczego Plenum KC PZPR z 2-3 czerwca 1984 r. wraz z materiałami wstępnymi i pomocniczymi. Przejrzałem ponownie materiały tzw. Komisji Władysława Kruczka dotyczące wydarzeń na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. wraz z późniejszymi zmianami.
Dla uzyskania w miarę pełnego obrazu, obok przestudiowania publikacji książkowych zawierających efekty badań socjologicznych, zapoznałem się również z takimi materiałami, jak: roczniki biuletynów Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk za lata 1974-1986, z tematami węzłowymi dotyczącymi badań nad stratyfikacją społeczną, w tym także nad klasą robotniczą za okres jak wyżej.
Powtarzam jeszcze raz: jest to margines zasadniczego tematu, zastanawia jednak, z perspektywy lat, które minęły, strach kierownictwa "robotniczej" partii i kierownictwa "ludowego" państwa przed uzyskaniem możliwie pełnej wiedzy o klasie oficjalnie uznawanej za "wiodącą", "czołową siłę narodu".
Wydaje się, że przedmiotem szczególnej obawy było, aby prawda o sytuacji materialnej, poglądach, opiniach krytycznych, stosunku do zjawisk społecznych badanych grup nie dotarła, przede wszystkim, do samej klasy robotniczej, nie stała się elementem jej uświadomienia. Smutny to wniosek. Ale nie można od niego uciec.
2. Bez wątpienia najlepszym (niech mi autor wybaczy tę ocenę) według mnie, najbardziej uczciwym, wydaje się, że nie skażonym zabiegami cenzury i politycznymi korektami redakcyjnymi wydawnictwem o klasie robotniczej w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej było dwutomowe dzieło pod redakcją Przemysława Wójcika, pt. Położenie klasy robotniczej w Polsce (1984) - tom 1: "Warunki pracy i poziom zdrowotności robotników" opracowany w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu KC PZPR, oraz tom 2: "Kwestia mieszkaniowa" opracowany w Akademii Nauk Społecznych. Dzieło to, liczące łącznie 540 stron, ukazało się jedynie w zminiaturyzowanym do formatu A5 maszynopisie, w nakładzie zaledwie 900 egz., z klauzulą wyłączności do użytku wewnątrzpartyjnego. W zamyśle miało być rozprowadzone wyłącznie według imiennych list. Praca ta ukazująca całą materialną i bytową mizerię "przodującej", "wiodącej" i "panującej politycznie" klasy robotniczej, nie była znana nie tylko społeczeństwu, nie tylko zainteresowanej klasie, ale nawet jej aktywowi.
Opracowanie to potwierdza z całą wyrazistością ujawniony w toku przygotowań do tzw. robotniczego plenum KC PZPR i przekonująco udokumentowany w materiałach pomocniczych do tego plenum fakt stałego, relatywnego pogarszania się sytuacji klasy robotniczej od końcowych lat planu sześcioletniego Rozwoju Gospodarczego i Budowy Podstaw Socjalizmu, tj. od 1955 r. Przy czym tendencja ta, po roku 1974, tj. w okresie tzw. jedności ideowo-moralnej narodu polskiego, uległa gwałtownemu przyspieszeniu, polegającemu głównie na pogorszeniu relacji między sytuacją materialną robotników a kadrami kierowniczymi wszystkich szczebli oraz tzw. instytucji władzy, jak aparat partyjny, związki zawodowe, milicja, służba bezpieczeństwa itp.
Dziś można stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, że klasa robotnicza wykorzystała swoje "panowanie" głównie po to, aby szybciej niż własny poprawić poziom bytu innych klas i warstw społecznych. Jedynym jej "przywilejem" były tzw. punkty za pochodzenie społeczne, z których korzystały dzieci robotników ubiegające się o przyjęcie na studia wyższe. Z podobnych preferencji korzystała także młodzież wiejska. Nie był to więc robotniczy monopol.
"Plenum robotnicze" miało być wyrazem "szczerej i otwartej" rozmowy kierownictwa partii z klasą robotniczą. Niestety fakt relatywnego ubożenia klasy robotniczej w referacie pominięto. Rozpatrywano ewentualną możliwość ujawnienia tej sprawy w materialne pomocniczym i nadanie mu rangi aneksu do materiałów Plenum KC PZPR. Nie zdobyto się na to. Tak jak nie zdobyto się na uwolnienie robotników od upokarzających, kontrolnych obmacywań "na bramie wyjściowej" w momencie opuszczania zakładu pracy, mimo że taka możliwość była również rozważana jako "prezent - wyraz zaufania kierownictwa partii do swojej klasy". Ponieważ nacisk robotników w tej sprawie był dość silny, wiele komitetów wojewódzkich PZPR w latach 1984-1986 inicjowało wprowadzenie w zakładach pracy tytułów "zasłużonego pracownika zakładu". Uzyskanie tego tytułu zwalniało jego posiadacza od kontroli "na bramie" zakładu. Niestety, pomysł ten w praktyce, ze względu na prosty fakt, iż posiadaczami tytułów nie mogli być wszyscy - zamiast satysfakcji - dzielił i konfliktował załogi robotnicze.
3. Wracając do wymienionego dzieła pod redakcją Przemysława Wójcika, zarówno ono, jak i badania Leszka Gilejki, Kazimierza Doktora i innych socjologów, zadają kłam bezmyślnie powtarzanej tezie, iż "robotnicy odrzucili państwo robotników". Przeciwnie: robotnicy z uporem domagali się państwa, jeśli już nie robotniczego, to przynajmniej prorobotniczego, domagali się zgodności rzeczywistości z deklaracjami ideologicznymi i politycznymi władzy. I na tym polegała tragedia.
Również niezasadna jest teza - sformułowana po raz pierwszy przez Grzegorza Weigela w jego Ostatecznej Rewolucji2, iż przyczyną wszystkich wystąpień polskich robotników była obrona ich poziomu życia, wyrażająca się w proteście przeciwko podwyższaniu cen kolejno w latach: 1956, 1970, 1976. Podwyżki cen były jedynie impulsem, zapłonem, który powodował wybuch nagromadzonego materiału palnego. Ciągłe naruszanie godności robotniczej przez coraz bardziej arogancką władzę i coraz większa rozpiętość między deklaracjami władzy a nieprzystającą do nich rzeczywistością, odgrywało w gromadzeniu materiału zapalnego znaczącą rolę.
4. Stan badań naukowych dotyczący problemów robotniczych, tj. ich tematyka, zasięg, charakter wydawnictw (wewnątrzuczelniany, eksperymentalny-utajniony, do szerszego upowszechnienia itp.), wielkość nakładów odbywał się pod ścisłą kontrolą i aprobatą Wydziału Nauki KC PZPR.
Działający w tym wydziale specjalny zespół pod kierownictwem zastępcy kierownika wydziału opiniował wszystkie tematy badawcze z tego zakresu, skreślając zresztą większość z przedstawianych przez wyższe uczelnie tzw. tematów węzłowych.
Przy selekcji tematów węzłowych dotyczących badań nad klasą robotniczą przestrzegano następujących zasad:
- z reguły nie wolno było obejmować badaniami terytorium całego kraju, ale najwyżej 2-3 zakłady, tak aby konflikty były umiejscowione jedynie na osi dyrekcja-związki zawodowe-załoga;
- unikanie badań stosunku robotników do PZPR i socjalizmu;
- opinie robotnicze mogły dotyczyć: polityki cenowej, oświatowej, tempa uprzemysławiania, opieki zdrowotnej itp.;
Powyższe rozszerzono w końcu lat siedemdziesiątych o elementy wpływu robotników na decyzje samorządów robotniczych, na ich aktywność społeczną w radach narodowych i samorządach mieszkańców oraz na opinie robotników o pracy tych instytucji.
Ogólnie należy zauważyć, że badania naukowe samej klasy robotniczej zaczęły się stosunkowo późno. Przez cały czas przeważały publikacje, zwłaszcza w obiegu wydawniczym, głównie o charakterze teoretycznym lub informacyjnym, jak np.:
- o modelowym znaczeniu klasy robotniczej dla przemian budownictwa socjalistycznego; tu zasadnicze znaczenie miały prace W. Wesołowskiego i S. Widerzszpila;
- prace problemowe i informacyjne o awansie kulturalnym, oświatowym robotników oraz o przemianach cywilizacyjnych w tym środowisku.
Prac o stanie materialnym i bytowym robotników było stosunkowo niewiele. Badania naukowe dotyczące świadomości politycznej i sytuacji były nieliczne, fragmentaryczne i w większości utajnione.
*
Badania naukowe dotyczące klasy robotniczej w okresie PRL-u nie miały i nie mogły mieć istotnego wpływu na kształtowanie samoświadomości robotniczej. Rządząca partia przez system zakazów i ograniczeń, cenzorskich zapisów, ingerencji w treść opracowań oraz skazywania na niebyt opracowań, których wyniki różniły się od oficjalnie przyjętych poglądów, nie ułatwiała klasie robotniczej samopoznania; przeciwnie, wbrew oficjalnym deklaracjom, proces rozwoju samoświadomości hamowała.
Eksplozja
1. Od 1989 do pierwszej połowy 1992 r. zainteresowanie ośrodków naukowych i badawczych klasą robotniczą było:
- minimalne, w istocie zaledwie śladowe;
- monotematyczne, dotyczyło w zasadzie jedynie stosunku robotników do przekształceń własnościowych;
- doraźne, badania były prowadzone głównie przez ośrodki badania opinii społecznej.
W drugiej połowie 1992 r. nastąpiła EKSPLOZJA zainteresowania problemami klasy robotniczej. Stan ten trwa do dziś!
2. Gdzie tkwią przyczyny tego nagłego wzrostu zainteresowania robotniczymi problemami? Należy w tym miejscu przypomnieć o niezwykle silnych i długotrwałych wystąpieniach robotniczych w 1992 i 1993 r. Mimo że ani jeden strajk nie odbywał się pod wyraźnymi, antykapitalistycznymi hasłami politycznymi, to jednocześnie nie było ani jednego elementu kapitalistycznej transformacji, który nie zostałby oprotestowany przez strajkujących.
W Polsce do dzisiejszego dnia nie ma, niestety, analizy ówczesnych wystąpień robotniczych o skali i natężeniu nie mających sobie równych w historii od czasu rewolucji 1905 r. Czy to jest przypadek?
Natomiast z publikacji prasy zagranicznej i analiz polityków europejskich i amerykańskich przedrukowywanych, między innymi na łamach "Forum" i "Dwutygodnika Rządowego", wynika, że o ile fala strajków w Polsce w 1992 r. wywołała w kręgach władzy i przedsiębiorców rozwiniętych krajów kapitalistycznych poważne zaniepokojenie, to wystąpienia w ciągu tzw. gorącego lata 1993 r., w czasie którego liczba strajków przekroczyła 7 tysięcy - doprowadziły do stanu paniki. Bano się, aby wystąpienia robotnicze w Polsce w 1993 r. nie doprowadziły do powtórzenia, na zasadzie domina, w Europie Zachodniej i Południowej - roku 1989, tyle że o przeciwnym wektorze.
Publicyści, politolodzy, politycy i inni obserwatorzy sceny politycznej w Polsce do dziś są zgodni, że decyzja ówczesnego prezydenta RP, Lecha Wałęsy, o rozpisaniu wcześniejszych wyborów parlamentarnych i wygrana w tych wyborach SLD uratowały proces kapitalistycznej transformacji w Polsce. I nie tylko w Polsce.
Strajki robotnicze lat 1992-1993 uświadomiły wszystkim siłom politycznym, że klasa robotnicza jest nie byłym, lecz ciągle obecnym uczestnikiem życia społecznego. Z drugiej strony, należy stwierdzić z żalem, że klasa robotnicza jako całość nie ma do dziś świadomości faktu, iż otarła się o możliwość zatrzymania i odwrócenia procesów rozwoju kapitalizmu w Polsce. Nie było jednak wówczas zorganizowanej siły politycznej tym zainteresowanej.
3. Powtórzmy: od drugiej połowy 1992 r. zainteresowanie ośrodków badawczych klasą robotniczą jest ogromne. Można stwierdzić, bez oskarżenia o przesadę, że nigdy dotąd w dziejach Polski tak wiele instytucji naukowych i badających opinię społeczną nie zajmowało się różnorodnymi zagadnieniami robotniczymi.
Gwoli prawdzie, jeśli chodzi o nauki socjologiczne, to ciągle największe jest ich zainteresowanie tzw. klasami średnimi. Ale nawet w pracach poświęconych z zamysłu klasom średnim, duża ich część traktuje o problemach robotniczych. Dotyczy to zwłaszcza tzw. górnych pod względem dochodów, wykształcenia, kwalifikacji i miejsca w procesie produkcji warstw klasy robotniczej.
Obecnie sprawami klasy robotniczej zajmują się systematycznie takie renomowane i szanowane w świecie nauki ośrodki, jak: Instytut Studiów Społecznych UW, Zakład Socjologii Empirycznej Szkoły Głównej Handlowej, Ośrodek Realizacji Badań Socjologicznych oraz Zakład Badania Struktury Społecznej Filozofii i Socjologii PAN; Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. Ponadto: GUS - badania reprezentacyjne, CBOS, Pentor, OBOP oraz inne ośrodki badania opinii społecznej.
Wśród uczonych zajmujących się tą problematyką są tacy znawcy przedmiotu, jak: Leszek Gilejko, Juliusz Gardawski, Przemysław Wójcik, Lidia Beskid, Zbigniew Sufin, Lena Kolarska-Bobińska, Andrzej Rychard, Tomasz Żukowski, Stefania Dzięcielska-Machnikowska, Grzegorz Matuszak i wielu, wielu innych. Aktualnie nie ma w Polsce uniwersytetu, w którym nie zajmowano by się problemami klasy robotniczej, czy to w ujęciu globalnym czy regionalnym.
Tylko w latach 1992-1996 ukazało się około 60 znaczących wydawnictw książkowych, referatów, materiałów z sesji naukowych i ponad 300 artykułów naukowych podejmujących - według mnie - prawie wszystkie możliwe aspekty życia, sytuacji materialnej, świadomości, aktywności społecznej i politycznej itp. klasy robotniczej w różnych przekrojach: zakładowym, krajowym, regionalnym, branżowym. A przecież mogłem wiele przeoczyć...
4. Ściśle z zainteresowaniem naukowych ośrodków badawczych sprzęgnięte jest zainteresowanie omawianą problematyką ze strony partii politycznych i polityków.
Jeśli mierzyć skalę tego zainteresowania skierowanymi pod adresem ośrodków badawczych postulatami o podjęcie określonych tematów, to należy stwierdzić z dużą dozą zaskoczenia, że zainteresowanie ze strony tzw. partii lewicy, tj. SdRP, PPS, UP czy ZKP "P", jest prawie zerowe.
ZKP "P" jest partią marginalną, nie wywiera żadnego wpływu na środowisko robotnicze. Nie jest również sama przedmiotem zainteresowania ze strony ośrodków badawczych. Wyjaśnijmy w tym miejscu, że według Artura Bodnara partiami marginalnymi są partie, które: a) nie mają praktycznej więzi z żadną grupą (klasą) społeczną, b) nie wpływają swoją działalnością na rzeczywistość społeczno-polityczną w kierunku jej zmiany bądź jej kształtowania zgodnie z interesem grupy (klasy), z którą partia ta deklaruje swoje szczególne więzi3.
Jeśli chodzi o SdRP i UP to partie te interesuje struktura klasowa społeczeństwa polskiego nie według społecznego podziału pracy i stosunku do środków produkcji, ale według poziomu dochodów i prestiżu społecznego. Jest to więc inny rodzaj stratyfikacji społecznej. W istocie partie te wykazują wielkie zainteresowanie problemami zachodzącymi w tzw. klasach średnich.
Jedynie PPS kilkakrotnie deklarowała podjęcie szerokiej, politycznej działalności wśród klasy robotniczej, ale na słowach się skończyło. Nawiasem mówiąc PPS staje się również coraz wyraźniej partią marginalną - przestaje być przedmiotem społecznego zainteresowania. Natomiast ogromne jest zainteresowanie zachodzącymi procesami, a zwłaszcza stanem świadomości klasy robotniczej, ze strony prawicy politycznej.
Szczególne zainteresowanie tą problematyką wykazują: Solidarność, RdR, KPN, Unia Wolności. Ostatnio dołączył do szczególnie zainteresowanych również ROP. Przy czym ROP, który ma specjalny zespół ds. analizy materiałów socjologicznych i badawczych dotyczących klasy robotniczej, interesują głównie bieżące nastroje tej klasy, ważne ze względu na przebieg i wynik kampanii wyborczej do parlamentu, tj. głównie sondaże prowadzone przez ośrodki badania opinii społecznej.
Ogólnie: jest to obserwacja uważna, pełna niepokoju i jednocześnie zaangażowana. Ocenia się, że około 40 proc. wszystkich badań dotyczących klasy robotniczej jest podejmowane z inicjatywy lub na zapotrzebowanie tych partii.
Odnotujmy w tym miejscu znamienny fakt: stan zorganizowania robotników w partiach politycznych w miarę postępów prywatyzacji systematycznie maleje. Prywatni pracodawcy nie życzą sobie ani związków zawodowych w zakładzie pracy, ani aktywności politycznej robotników. Nie bez znaczenia jest również fakt nieufności robotników do istniejących partii (o czym nieco szerzej w dalszej części niniejszego opracowania). Aktualnie na każde 10 tys. robotników jedynie 2 osoby są członkami jakiejś partii politycznej, tj. stan politycznego zorganizowania wynosi 0,2 promila.
Środowisko robotnicze jako całość jest więc wielkim politycznym niemową i wielką polityczną pustynią. Zauważmy jednak: jest to niemowa o wielkiej politycznej sile, jeśli decyduje się na publiczne wystąpienie. I tego się prawica boi. I nad tym chciałaby zapanować.
5. Ogromne jest zainteresowanie problemami polskiej klasy robotniczej ze strony kapitału zarówno polskiego, jak i obcego. Około 50 proc. badań jest finansowanych (sponsorowanych) przez polski kapitał, tak jego organizacje, jak poszczególnych kapitalistów. Duże znaczenie w finansowaniu badań i wydawnictw publikujących rezultaty tych badań mają zagraniczne fundacje, jak np.:
- Fundacja im. Friedricha Eberta,
- Instytut Karola Rennera (Wiedeń),
- Międzynarodowe Centrum im. Olofa Palme (Sztokholm),
- Fundacja im. Alfreda Mozera (Amsterdam) i inne.
6. Mimo tak rozwiniętych badań nad klasą robotniczą samowiedza robotników jest nadal znikoma.
W drugiej połowie 1996 r. odbyłem spotkanie grupowe robotnikami 4 warszawskich zakładów pracy4. Najmniejsza grupa liczyła 8 uczestników, największa - 26. Mimo różnic ilościowych poszczególnych grup i mimo różnego w przeszłości i obecnie zaangażowania załóg w życie społeczne kraju - rezultaty sondażu pokrywają się. Na podstawie jego wyników, na pytanie: Co robotnicy wiedzą o sobie jako o dużej grupie społecznej, można stwierdzić, że:
- wiedzą bardzo wybiórczo o sytuacji swoich zakładów; dziś znacznie mniej niż przed laty, gdyż w miarę postępów prywatyzacji, właściciele nie życzą sobie, aby robotnik "pchał nos w nie swoje sprawy";
- wiedzą bardzo wybiórczo i fragmentarycznie o groźbach dotyczących ich zakładów i własnych losów jako pracowników;
- w okresach napięć dowiadują się - od przywódców związkowych - w formie skondensowanej, hasłowej często obliczonej na wywołanie sytuacji szokowej i krótkotrwałego gniewu, o skali zagrożeń, ich przyczynach i koniecznych środkach zaradczych.
Wiedza o losie branży, o sytuacji załóg innych zakładów jest wśród robotników bliska zeru. Refleksyjnej wiedzy o robotnikach jako KLASIE, występujących wśród niej zjawiskach, tendencjach itp., po prostu nie ma. Klasę robotniczą bada się jak przedmiot ewentualnych, politycznych zabiegów, nie zaś jako współuczestniczący, świadomy podmiot życia społeczno-politycznego. Nie ma takich sił, organizacji, struktur, mechanizmów uogólnienia doświadczeń robotniczych, które by rozwijały ich klasową samo-wiedzę i samoświadomość.
Kapitalizm ustrojem krętaczy
l. Według Leszka Kołakowskiego, "historia jest zniekształconym okruchem zapamiętanej przeszłości, której ogromna reszta zaginęła w mrokach dziejów"5.
Współcześnie w Polsce mamy zniekształconą wiedzę nie tylko o przeszłości, ale także o teraźniejszości i, tak naprawdę, niewiele wiemy - i to mimo zniesienia cenzury, jawności informacji i powszechnego dostępu do niej. Kapitalizm jest ustrojem krętaczy i krętaczy preferującym. Tak naprawdę, to wiadomo jedynie tyle, że nawet trzy czwarte danych zawartych w rocznikach statystycznych nie jest pewne.
Oto przykłady:
- nie jest znany Produkt Globalny Brutto, netto, nominalny i realny. Faktyczny różni się od statystycznego i to znacznie, gdyż prywatni przedsiębiorcy zawyżają nakłady, wykazując jako nakłady finansowe osobistą konsumpcję luksusową, m.in. prywatne samochody, wille i apartamenty jako składniki wytwórcze. Dość do minimalizowania wielkości podatków, zaniżają informacje o wielkości produkcji, obrotów i dochodów;
- nieznana jest wielkość zatrudnienia. Według GUS nieformalnie zarobkuje około 2,5 procenta zatrudnionych, czyli blisko 400 tys. osób. Dane te są niewątpliwie znacznie zaniżone. Zdaniem Państwowej Inspekcji Pracy, liczba ta jest czterokrotnie wyższa, a eksperci Instytutu Badań nad Demokracją i Przedsiębiorstwem Prywatnym Krajowej Izby Gospodarczej, na podstawie badań przeprowadzonych w województwach warszawskim, łódzkim i przemyskim oceniają, że problem ten dotyczy aż 15-20 procent osób zawodowo czynnych, a więc 2,4-3,2 Polaków6;
- nie jest znana wielkość bezrobocia. Według Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej bezrobocie faktyczne jest wyższe o około 33 procent od oficjalnego; według Jana Główczyka7 jest ono oficjalnie zaniżane o 32 procent; natomiast według socjologów z PAN i Szkoły Głównej Handlowej jest ono około 40 procent wyższe od statystycznego. Jak jest więc naprawdę?;
- nie jest znana wielkość średniej płacy. Według Inspekcji Pracy ZUS nagminną praktyką prywatnych przedsiębiorców jest zaniżanie informacji o płacach pracowniczych po to, aby płacić mniejsze składki ZUS. Powiedzmy otwarcie, to szczególnie podła forma okradania robotników, ponieważ pozbawia ich należytego zabezpieczenia na starość lub w czasie choroby.
Przerwijmy tę wyliczankę łgarstw. Sądzę, że wystarczy, aby wyrobić sobie pogląd o zasięgu problemu.
2. W toku prac nad Raportem o Sytuacji Polskich Rodzin szereg resortów i instytucji państwowych przesłało materiały wstępne do tego raportu opracowane również przy współudziale ekspertów i doradców, m.in.: Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej, Ministerstwa Kultury i Sztuki. W toku wstępnej selekcji materiałów Minister Pracy i Polityki Socjalnej odrzucił wszystkie bardziej drastyczne dane i stwierdzenia argumentując, że instytucje te, przedstawiając rzeczywistość w szczególnie czarnym świetle, chcą zwiększyć w ten sposób swój udział w podziale środków budżetowych.
Kapitalizm jest systemem, w którym nikt nikomu nie ufa, nawet na poziomie najwyższych organów władzy i administracji państwowej.
Tak na marginesie tej sprawy, a na potwierdzenie wymienionych tez, jeszcze jeden przykład: po przyjęciu przez Sejm w czerwcu 1996 r. rządząca koalicja włożyła raport pod sukno. Natomiast prawie natychmiast opublikowała dokument stanowiący pieśń pochwalną dla osiągnięć jej dotychczasowych rządów pt. Reformy z ludźmi i dla ludzi8. Jeśli prawicowa opozycja tuż przed wyborami wyciągnie "Raport" spod sukna, to wybuchnie on jak bomba.
3. W tych warunkach, w Polsce, obok oficjalnej statystyki zawierającej niepewne dane, wytworzyły się rozległe teorie szacunków próbujące odpowiedzieć na pytania:
- jakie są różnice między faktycznym a statystycznym dochodem narodowym, między faktycznym a statystycznym zatrudnieniem?;
- jaka jest faktyczna wysokość płacy roboczej, jaka jest faktyczna skala ubóstwa?;
- na ile faktyczna przestępczość jest wyższa od statystycznej?
I tak dalej, i tak dalej.
Prace nad teoriami szacunków nie mają li tylko znaczenia teoretycznego. Szacunki są brane pod uwagę jako podstawa do decyzji o charakterze strategicznym, m.in. również w Ministerstwie Finansów i Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej oraz w byłym Ministerstwie Przekształceń Własnościowych, a więc w ministerstwach mających ogromne znaczenie dla życia społecznego i gospodarczego kraju. Totalne krętactwo nie jest specjalnością tylko polską, jest ono właściwe całemu systemowi kapitalistycznemu. Zjawisko to w burżuazyjnej ekonomii nazywa się naukowo - "asymetrią informacyjną"; w jej ramach powstało wiele teorii dotyczących problematyki podejmowania "skutecznych decyzji przy fałszywych lub też niepewnych danych".
Amerykański ekonomista (noblista zresztą), William Yickrey, twierdził, że we współczesnych korporacjach kapitalistycznych istnieją przynajmniej cztery, niezależne od siebie układy informacyjne:
- jeden, oficjalny, dla potrzeb związanych z walką konkurencyjną; dla informacji władz skarbowych itp.;
- drugi, tajny dla potrzeb decyzyjnych.
Niestety, mimo oczekiwań kierownictw korporacji, ten drugi układ również nie zawiera danych prawdziwych, ponieważ firmy wchodzące w skład korporacji też dążą do maksymalizacji zysków i także mają przynajmniej dwa własne układy informacyjne. Nowoczesna informatyka, system filtrów i blokad pozwala na dowolne manipulowanie danymi i ich wybiórcze ujawnianie.
Inny ekonomista, Thomas Mayer, potwierdzając tezy Yickreya, rozszerza te obserwacje właściwie na wszystkie dziedziny życia gospodarczego rozwiniętych krajów kapitalistycznych, łącznie z tak istotną dla modelowych rozważań ekonomicznych na temat wzrostu gospodarczego, jaką są informacje dotyczące handlu zagranicznego. Wykazuje on na podstawie materiałów statystycznych, że saldo handlu zagranicznego, wielkość wzajemnych obrotów i wielkość deficytu w tym handlu, np. deficytu USA i Kanady, będą inne według statystyk USA, a inne według statystyk Kanady. Podobnie jest, jeśli bada się te wielkości w odniesieniu do każdej pary innych państw. Bierze się to stąd, że w każdym z tych państw opłaca się łżeć na inny temat9.
Wynika stąd, że jeśli posługujemy się oficjalnymi danymi lub się na nie powołujemy, należy je zawsze traktować z dużą ostrożnością. Rozdźwięk między nimi a rzeczywistością może być, i przeważnie bywa, znaczny. Dane liczbowe we współczesnym świecie kapitalistycznym rzadko bywają bohaterami opowieści prawdziwych. Stąd badać zjawiska współczesnego kapitalizmu może jedynie człowiek głęboko niewierzący.
4. A jaka jest wiarygodność danych pochodzących z naukowych badań socjologicznych i badań opinii społecznej?
25 listopada 1994 r. w Pałacu Staszica w Warszawie Ośrodek Realizacji Badań Socjologicznych oraz Zakład Badania Struktury Społecznej Instytutu Filozofii i Socjologii PAN zorganizowały konferencję metodologiczną pt. "Wpływ ankietera na wyniki badań socjologicznych". W toku obrad ujawniono:
- powszechność tzw. fałszywek, tj. sytuacji, w których ankieter wypełnia sam znaczną część kwestionariuszy, przy czym zauważono, że zjawisko to jest znacznie większe wśród ankieterów ośrodków badania opinii społecznej niż wśród studentów uczestniczących w badaniach naukowych; ci ostatni mają innego rodzaju, dla niektórych dość silną, motywację uczestniczenia w przygodzie poznawczej;
- nieobiektywny sposób stawiania pytań lub taki, który sugeruje respondentowi odpowiedź;
- dokonywanie zapisu odpowiedzi respondentów zgodnie z politycznym zaangażowaniem ankietera;
-niejasność, nieczytelność, wieloznaczność pytań kierowanych do respondenta, tak iż nie rozumie on ich treści, co powoduje, że odpowiedzi mają charakter przypadkowy.
W toku konferencji ujawniono nawet tak wstydliwy fakt, jak permanentną praktykę uzgadniania rezultatów badań prowadzonych przez różne ośrodki, tak aby różnice między opublikowanymi wynikami badań rażąco się nie różniły.
Z powyższego nasuwa się wniosek, iż wszystkie rezultaty badań należy traktować jedynie jako pomoc pozwalającą na orientację w zakresie trendów poszczególnych zjawisk, nie zaś jako niepodważalną fotografię rzeczywistości.
*
Jest oczywiste, że w dalszych częściach niniejszego opracowania posługuję się danymi dostępnymi, ponieważ nie mam innego wyjścia. Pamiętam jednak o tym, że są to zawsze dane "około", przy czym, jak dalekie są one od rzeczywistości, tego naprawdę nie wie nikt.
Spór o tożsamość klasy, czyli definicje...
1. Różne są definicje klasy robotniczej. Jest ich blisko 100. Ich skala waha się od określenia Fryderyka Engelsa sformułowanego w "Uwadze" do angielskiego wydania Manifestu Partii Komunistycznej z 1888 r., iż jest to "klasa nowoczesnych robotników najemnych, którzy nie posiadając środków produkcji, zmuszeni są, by istnieć, sprzedawać swą siłę roboczą", przez definicje maksymalnie proste, iż klasa robotnicza jest zespołem fizycznych pracowników najemnych, po bardziej rozwinięte, iż są to pracownicy fizyczni zatrudnieni przy produkcji dóbr materialnych.
Obok definicji opisujących robotników według ich miejsca w społecznym podziale pracy i stosunku do środków produkcji, są również autorzy przypisujący klasie robotniczej określone cechy świadomościowe. Należy do nich między innymi Stanisław Widerszpil, który wyraźnie nadużywając marksowskiego podziału na "klasę w sobie" i "klasę dla siebie" odróżnia dwa pojęcia: a) robotnika, tj. każdego pracownika fizycznego i b) członka klasy robotniczej, tj. jedynie takiego robotnika, który ma świadomość swojej historycznej misji10. Gdyby przyjąć tę definicję, to polska klasa robotnicza analizowana współcześnie, byłaby kategorią już tylko historyczną.
2. W latach 1960-1961 toczyła się międzynarodowa dyskusja wśród marksistów na temat współczesnej klasy robotniczej. Jej wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie "Problemy Pokoju i Socjalizmu". Według tej dyskusji współczesna klasa robotnicza jest pojęciem złożonym. Obejmuje ono:
a) podstawową klasę robotniczą, tj. pracowników najemnych, wykonujących pracę zarówno w dziedzinie wytwórczej, jak i uszlachetniającej, a więc w produkcji i usługach, bez względu na wykształcenie. W skład klasy robotniczej wchodzą więc zarówno robotnicy niewykwalifikowani, jak i robotnicy przyuczeni, wąsko wyspecjalizowani operatorzy maszynowi, a także robotnicy wysoko wykwalifikowani, bezpośrednio obsługujący procesy produkcyjne i urządzenia techniczne często o skomplikowanej konstrukcji;
b) wtórną klasę robotniczą, w tym wchodzący w skład marksowskiego robotnika łącznego nadzór techniczno-inżynieryjny, związany bezpośrednio z działalnością wytwórczą bądź usługową. W skład wtórnej klasy robotniczej wchodzi również rezerwowa armia pracy, bez względu na źródła poprzedniej pracy poszczególnych osobników.
Powyższą definicję współczesnej klasy robotniczej, wypracowaną w środowisku marksistowskim, przyjęła w zasadzie cała poważna socjologia, w tym i burżuazyjna. W dalszym ciągu niniejszego artykułu będę się posługiwał tą właśnie definicją.
3. Oczywiście, w świecie nauki spory o definicję klasy robotniczej nadal trwają; należy sądzić, że będą one ulegały zaostrzeniu, a samo pojęcie klasy robotniczej będzie wzbogacane o kolejne, nowe elementy.
Między innymi, toruje sobie drogę teoria tzw. nowej klasy robotniczej, według której czynnikiem determinującym położenie klasowe wszystkich członków tej kategorii jest nie tylko ich wykonywany zawód, ale i wspólnota miejsca pracy. Według teoretyków "nowej klasy robotniczej" będzie ona realizowała swoją misję dziejową, przede wszystkim, w ramach społeczeństwa superindustrialnego, w kierunku antykapitalistycznego społeczeństwa racjonalnego i socjalnego11.
Na przeciwstawnym biegunie funkcjonują teorie, według których we współczesnych, wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych trudno mówić o klasie robotniczej. Jej miejsce zajęła "klasa średnia". Jednak gdy dochodzi do robotniczych strajków i wystąpień ulicznych, wówczas prawie natychmiast przestaje się ględzić o klasie "niższej", "niższej-wyższej", "średniej-niższej", a mówi się i pisze o wystąpieniach robotników Londynu, Mediolanu. Turynu, Lyonu czy Marsylii. I okazuje się wówczas, że tych robotników, których już dawno nie powinno być, jest nagle aż zbyt wielu...
Bez względu na to, jak uczeni mężowie zdefiniują klasę robotniczą, czy zauważają jej istnienie czy też nie, ona po prostu jest i nie tylko upomina się o swoje prawa, ale także wspiera walkę innych warstw ludzi pracy najemnej.
4. W tym miejscu powiedzmy sobie wyraźnie, że faktyczne badania socjologiczne i oficjalne statystyki są dalekie od subtelnego, teoretycznego rozróżnienia różnych składowych części współczesnej klasy robotniczej. W dalszym ciągu bada się sytuację, poglądy itp. głównie pracowników fizycznych, rozróżniając ich pod względem: wykształcenia, miejsca zamieszkania, wielkości przedsiębiorstwa (zakładu), charakteru własności przedsiębiorstwa (państwowe, prywatne, komunalne).
Badania naukowe dotyczą więc głównie podstawowej klasy robotniczej. Warto również zauważyć, że socjologia burżuazyjna, w tym również polska, badając wpływ bezrobocia na świadomość robotników zawodowo czynnych, prawie zupełnie nie interesuje się świadomością bezrobotnych. Bada się głównie świadomość tych, którzy mogą być groźni z punktu widzenia interesów kapitalistycznych klas posiadających.
Na przykład, w Polsce, w sposób niezwykle poważny rozpoznaniem stanu świadomości klasowej, zajmuje się jedynie Katedra Socjologii Zawodu Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego12. Świadomością bezdomnych nie zajmuje się praktycznie nikt.
Klasy przyszłość globalna
Współcześnie funkcjonują w światowej socjologii równolegle trzy główne nurty teoretyczne dotyczące przyszłości rozwoju społeczeństwa ludzkiego oraz ściśle z nimi związane poglądy na losy klasy robotniczej. Wszystkie te nurty stanowią rodzaj prognozy naukowej dotyczącej 30-50 lat XXI wieku. Nurt pierwszy, to grupa teorii tzw. postindustrializmu. Jej zwolennikiem jest między innymi Adam Schaff13.
Argumentacją wiodącą tych teorii jest argumentacja filozoficzna i socjologiczna. Osią argumentacji socjologicznej jest analiza skutków postępu technicznego. Zakłada się, że w rezultacie rewolucji naukowo-technicznej, a w szczególności rewolucji informatycznej, nastąpi niebywały wzrost produkcyjnych możliwości społeczeństw, który w konsekwencji doprowadzi do "rozmycia się" własności i zaniku klas. Nastąpi wyrównanie poziomu życia i wykształcenia ludzi obcujących ze złożonymi, supernowoczesnymi i superwydajnymi technologiami. Zamożność stanie się powszechna dzięki obfitości dóbr, wzrosną społeczne i indywidualne zasoby wolnego czasu umożliwiające jednostkom wszechstronny rozwój osobowości. Praca z niezbędnej dla bytu społecznego i jednostkowego konieczności, przekształci się w swobodnie wybierane zajęcia dające CZŁOWIEKOWI twórczą satysfakcję.
Reasumując: to, do czego miała doprowadzić marksistowska walka klas drogą krwawych rewolucji społecznych, ludzkość osiąga w warunkach komfortowych - drogą pokojową w rezultacie geniuszu ludzkiego rozumu.
W miarę kształtowania się społeczeństwa bezklasowego, wraz ze wszystkimi klasami znika również klasa robotnicza. Proces ten faktycznie już się rozpoczął gdzieś na przełomie lat 70-80. XX wieku. Według tej grupy teorii klasa robotnicza weszła w okres historycznego przemijania.
W światowej socjologii tę grupę teorii określa się jako skrajnie optymistyczną. Zauważmy jednak: przedstawiona wizja dotyczy jedynie krajów dziś najbardziej rozwiniętych. A reszta? Odpowiedzi sensownej brak.
Nurt drugi, to grupa teorii postmodernizmu. Postmodernizm stanowi we współczesnym świecie niezmiernie rozwinięty prąd umysłowy dotyczący kultury, sztuki, filozofii, etyki, socjologii itp. Nas interesuje głównie jako filozoficzna, etyczna i socjologiczna wizja przyszłości.
Nurt ten można uważać zarówno za prognozę rozwoju ludzkości, jak i - według mnie bardziej trafnie - za przestrogę, iż również taka prognoza może być możliwa. Według postmodernizmu apokalipsa może się zdarzyć, jeśli ludzkość zachwycona nowoczesnością, techniką, technologią, zapomni, że CZŁOWIEK to, przede wszystkim, określone dobra etyczne, uczucia, walory moralne, a nie jedynie chłodny rozum.
Niemniej, według tych teorii następuje w skali masowej we współczesnej cywilizacji "uciszenie moralności", na rzecz "chłodnego, kalkulującego rozumu". W tym kierunku coraz wyraźniej zmierza świat14. Za punkt wyjścia do dalszych rozważań, postmodernizm, podobnie jak postindustrializm, przyjmuje przyspieszony postęp technologiczny, ale wyciąga z tego faktu zupełnie odmienne wnioski. Zauważa bowiem, że w rezultacie niebywałego postępu technologicznego stosunkowo niewielka część społeczeństwa potrafi wytworzyć niezbędne dobra dla wszystkich. Pozostała więc część z punktu widzenia potrzeb produkcji i usług staje się zbędna.
Według tej teorii nieprawdą jest, że skracając czas pracy można dać pracę wszystkim. Technologia wytwórczości i usług ma swoje granice czasowe, po przekroczeniu których praca staje się nieefektywna, a nawet niemożliwa. Gdyby, na przykład, wszyscy pracowali przez 5 lub 15 minut tygodniowo, w rezultacie ich pracy nie powstałoby żadne dobro. Gdyby natomiast przyjąć, że racjonalną granicę technologiczną, poniżej której nie można zejść, jest np. minimum 4 godzin pracy tygodniowo, to wówczas może się okazać, iż w połowie XXI wieku do wytworzenia niezbędnych dóbr i usług wystarczy zaledwie jednej piątej całej ludzkiej populacji. Przy czym, ilość ludzi zbędnych będzie narastać najpierw powoli, a następnie lawinowo, od końca XX wieku poczynając. Brak pracy nie będzie ludzi uszlachetniał, ale przeciwnie będzie ich deprawował. Cztery piąte ludzkości, nie będąc zawodowo czynną, będzie traciła motywację do kształcenia, samorozwoju, będzie rosła jej degradacja w stosunku do zawodowo czynnych. Powoli będą się stawali "podludźmi" chcącymi jedynie "igrzysk i użycia". Będzie to więc, w pierwszej fazie swojego rozwoju, społeczeństwo dwubiegunowe: z jednej strony, bezklasowe społeczeństwo wytwórców, z drugiej - pasożytniczy, nikomu niepotrzebny motłoch.
Zawodowo czynni będą się w początkowej fazie zamykali przed "agresywną masą" w gettach. Zauważmy, że już obecnie w wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych powstają getta uliczne i osiedlowe z policją, systemem ochrony i zabezpieczeń przed "agresywnym motłochem".
Następnie, jak to formułuje Zygmunt Bauman, zacznie w sferze moralnej torować sobie drogę koncepcja ludzkości według "etyki ogrodnika", tj. dzielenie tego, co znajduje się na "poletku planety" - na rośliny użytkowe i chwasty15. Aby "rośliny użytkowe" mogły się rozwijać, zawodowo czynni wytwórcy przystąpią do tępienia chwastów, starając się ograniczyć liczbę "zbędnych podludzi", aż do ich zupełnego wyplenienia. I nie jest ważne, czy będzie to kolejna rampa i komora gazowa, masowa sterylizacja przez napromieniowanie, czy też masowy zabieg genetyczny. Ludzkość czeka kolejny, potworny holocaust. Podobna etyka już dzisiaj toruje sobie drogę, np. w Ameryce Łacińskiej, gdzie specjalne szwadrony śmierci polują na bezdomne dzieci, mordując je w przeświadczeniu, iż w ten sposób uwalniają świat od przyszłych przestępców i zbrodniarzy.
Zanim przyjdzie ziemski raj, jak chcą postindustrialiści, najpierw może być piekło zagłady.
Według tej teorii klasa robotnicza jest "klasą zmierzchu". Przy czym jej zmierzch będzie następował w warunkach procesu rozkładu i zaniku człowieczeństwa, mimo iż na planecie w dalszym ciągu pozostaną ssaki ludźmi zwane16.
Nurt trzeci stanowi zespół teorii twierdzących, że wkraczamy w epokę superindustrializmu17. Jest to najmniej spekulatywny zespół teorii prognozujących rozwój ludzkości w pierwszej połowie XXI wieku, starający się wychwycić rzeczywiste zjawiska dziejące się w gospodarce światowej. Punktem wyjścia rozważań głównie o charakterze ekonomicznym i socjologicznym są trzy podstawowe przesłanki.
Przesłanka pierwsze polega na tym, że kapitalizm po okresie współzawodnictwa z "realnym socjalizmem" odziedziczył niezwykle drogie czynniki produkcji: wysokie płace robocze, różnego rodzaju ubezpieczenia, silne związki zawodowe, prawo chroniące pracowników itp. Przesłanka druga: do niedawna konkurencyjny w stosunku do ceny siły roboczej postęp naukowo-techniczny zaczyna wyczerpywać swoje możliwości. Każdy kolejny przyrost nakładów na postęp techniczny i technologiczny daje coraz mniejsze przyrosty zysków. Przesłanka trzecia: wbrew początkowym przypuszczeniom dotychczasowy postęp w zakresie praktycznego posługiwania się nowoczesną techniką i technologiami nie tylko nie podniósł wymogów w stosunku do bezpośrednich wytwórców, ale nawet je obniżył. Wystarczy wszak, aby dozór był wysoko kwalifikowany.
Z dwóch pierwszych przesłanek wynika konieczność obniżenia ceny czynników produkcji oraz wyhamowania tempa postępu naukowo-technicznego. Ponieważ demontaż kapitalistycznego "państwa dobrobytu" czy też "państwa socjalnego" napotyka na bardzo silny opór robotników i związków zawodowych oraz innych organizacji ludzi pracy najemnej w wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych, następuje przemieszczenie produkcji do krajów dotychczas nieuprzemysłowionych, na co pozwala przesłanka trzecia.
W rezultacie przemieszczeń produkcji do krajów dotychczas nie rozwiniętych, następuje ich uprzemysłowienie, rozwija się masowo klasa robotnicza, powstają wszystkie towarzyszące temu problemy socjalne. Jednocześnie w krajach dotąd wysoko rozwiniętych w rezultacie "ucieczki kapitału", następuje wzrost bezrobocia, "miękną" związki zawodowe, słabnie opór robotników, następuje obniżenie zarobków, tanieje siła robocza i inne czynniki produkcji. W rezultacie tych procesów nastąpi wyrównanie poziomów uprzemysłowienia, zaniknie prawo nierównomiernego rozwoju kapitalizmu, cały glob wejdzie w okres superindustrializmu.
Wnioski wynikające z tej analizy są następujące: klasa robotnicza w skali całego globu w XXI wieku nie tylko nie będzie zanikać, ale, przeciwnie, będzie się rozwijała jakościowo i ilościowo. Kapitalizm jako system stanie się zjawiskiem ogólnoświatowym. Epoka superindustrializmu wszystkie przeciwieństwa kapitalizmu ujawni w sposób szczególnie wyrazisty. Nieunikniony stanie się konflikt między pracą a kapitałem w skali globalnej, w rezultacie którego ludzkość wejdzie w nową fazę rozwoju społecznego.
Zauważmy, iż socjologiczna teoria superindustrializmu "współgra" z ekonomiczną teorią kształtowania się megakapitalizmu, tj. światowej, globalnej gospodarki kapitalistycznej, który to proces według Europejskiego Okrągłego Stołu Przemysłowców winien zakończyć się najpóźniej w trzeciej dekadzie XXI wieku18. Według wymienionego nurtu teoretycznego klasa robotnicza w wieku XXI będzie klasą przyszłości, nadziei i społecznego wyzwolenia.
Byt i...
1. We wszystkich badaniach socjologicznych, robotnicy oświadczają, że żyje im się obecnie gorzej w porównaniu do 1989 r. Oświadcza tak od 81 do 84 proc. respondentów ze środowiska robotniczego19.
Zauważmy, że jak to wynika z badań CBOS-u, tak naprawdę z kapitalistycznej transformacji zadowolonych jest jedynie sześć grup ludności. Obok różnych grup kapitalistów, z których 89 proc. stanowczo oświadcza (i ja im wierzę), że nigdy tak dobrze nie żyli, jak obecnie, zgodni są również odnośnie zdecydowanej poprawy swojej sytuacji materialnej:
- działacze opozycyjni z lat 80. (+48, -9 proc.);
- działacze Solidarności (+50, -10 proc.);
- pracownicy aparatu byłej PZPR (+45, -11 proc.).
Z raportu CBOS wynika również, że poczynając od 1989 r. systematycznie i znacząco ulega poprawie sytuacja materialna działaczy wszystkich związków zawodowych20. Nie narzekają także na pogorszenie się ich sytuacji materialnej: członkowie rządu, posłowie, senatorowie i radni. W sumie wymienione spostrzeżenia są optymistyczne. Na robotniczej biedzie można się nieźle urządzić i coraz dostatniej żyć.
2. Różne są wskaźniki BIEDY.
a) wskaźnik absolutny - dotyczy sytuacji, gdy występuje brak środków niezbędnych do fizycznej i biologicznej egzystencji człowieka. Ocenia się, że w tych warunkach żyją w Polsce głównie bezdomni. Według szacunków GUS, liczba bezdomnych wynosi około 200 tysięcy, co stanowi mniej więcej liczbę ludności Torunia. Według socjologów z UW liczba ta wynosi około 600 tys. osób, co stanowi już wielkość dorównującą liczbie mieszkańców Wrocławia. Szacuje się również, że wśród bezdomnych około 70-80 proc. stanowią byli pracownicy fizyczni oraz około 30-40 proc. byli więźniowie;
b) wskaźnik względny, tj. stan poniżej minimum socjalnego. Jest to taki niedostatek środków, który uniemożliwia zaspokojenie potrzeb na przyjętym społecznie poziomie życia. W wyrazie materialnym jest to miesięczny dochód czteroosobowej rodziny wynoszący poniżej wielkości półtorej najniższej emerytury, tj. poniżej 519.62 zł brutto. Najniższa emerytura wynosiła w marcu 1997 r. 346,41 zł brutto. Według minimum socjalnego i poniżej w 1995 r. żyło w Polsce około 50 proc. ludności oraz 68 proc. pracowników fizycznych i ich rodzin;
c) wskaźnik trzeci, tj. oficjalna granica biedy, kiedy dochody czteroosobowej rodziny nie przekraczają miesięcznie kwoty najniższej emerytury, tj. mniej niż 346,41 zł brutto. Wynika stąd, iż oficjalna granica biedy równa się 70 proc. minimum socjalnego. Według Banku Światowego, w 1995 r., na poziomie najniższej emerytury na gospodarstwo domowe żyło w Polsce 15 proc. rodzin pracowniczych;
d) obok wskaźników krajowych istnieją również wskaźniki międzynarodowe, warto je poznać chociażby po to, aby wiedzieć, jaki poziom biedy czeka polskich robotników po przyjęciu Polski do struktur europejskich.
Według Banku Światowego miarą ubóstwa jest dochód nie przekraczający 4 USD dziennie na rodzinę (gdy l USD = 3 zł, to dochód miesięczny wynosi 360 zł brutto). Jest to poniżej minimum socjalnego. Natomiast według UNICEF (Fundusz Narodów Zjednoczonych Pomocy Dzieciom) miarą ubóstwa jest dochód niższy niż 20 proc. przeciętnej płacy na rodzinę. Według tej miary żyło, w 1995 r., 13 proc. rodzin pracowniczych.
3. Według respondentów Demoskopu (sondaż z września 1996 r.) miesięczna, minimalna kwota niezbędna jednej osobie do przeżycia waha się według:
- 20 proc. respondentów od 200 do 300 zł na osobę;
- 50 proc. respondentów około 450 zł na osobę.
Natomiast, aby żyć bez kłopotów, to zdaniem respondentów, dochód na osobę winien wynosić miesięcznie 1.330 zł, tj. 5.320 zł na czteroosobową rodzinę. Według Instytutu Rynku Wewnętrznego i Konsumpcji oraz Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, wielkość 450 zł na osobę, tj. 1.800 zł na rodzinę jest kwotą skromną. Według szacunków tzw. minimum bezpiecznej egzystencji powinno wynosić od około 2.000 zł do 2.800 zł na rodzinę netto, w zależności od przyjętego koszyka dóbr uznanych za niezbędne dla normalnego życia i rozwoju rodziny. Wynika z powyższego, że wskaźnik minimum bezpiecznej egzystencji jest siedmiokrotnie wyższy od wskaźnika minimum socjalnego.
4. Do najróżniejszych przyczyn złej i w dalszym ciągu pogarszającej się sytuacji materialnej robotników należą:
- utrzymujące się wysokie bezrobocie, w rezultacie którego w rodzinach robotniczych zmniejszyła się ilość osób zatrudnionych, w co piątej rodzinie robotniczej przynajmniej jedno z rodziców jest bezrobotne;
- postępująca prywatyzacja, która osłabiła siłę oporu pracowniczego w znacznej ilości przedsiębiorstw w stosunku do coraz bardziej bezwzględnych pracodawców;
- wzrost kosztów utrzymania mieszkania (czynsz, c.o., gaz, światło itp.);
- gwałtowny wzrost cen artykułów pierwszej potrzeby a zwłaszcza: żywności, ubrań, obuwia, bielizny itp.;
- spadek realnych dochodów z płacy i dochodów na członka rodziny;
- ogólny spadek ceny pracy; w rezultacie bezrobocia pracownika nie poszukuje właściciel zakładu, ale robotnik poszukuje pracy, często konkurując o nią z innymi robotnikami.
Aby uświadomić sobie rozmiary robotniczej biedy, trzeba pamiętać, że w rodzinach robotniczych, po opłaceniu wszystkich kosztów związanych z utrzymaniem mieszkania, na inne cele pozostaje zaledwie 40 proc. miesięcznych dochodów. Dla porównania: w rodzinach menedżerskich przy innym, nieporównywalnie wyższym standardzie mieszkania, na inne cele pozostaje aż 92 proc. miesięcznych dochodów. A warto wiedzieć, że różnica między dochodami menedżerów a przeciętnym dochodem robotników kształtuje się od l : 10 do l : 55.
Większe tempo ubożenia i większa skala ubóstwa rodzin robotniczych w stosunku do ogółu polskich rodzin doprowadziły do poważnej reorientacji konsumpcji. W rodzinach robotniczych w ciągu ostatnich lat nastąpiła redukcja wydatków w ujęciu realnym w stosunku do 1989 r.:
- na odzież i obuwie - trzy razy mniej;
- na sprzęt mechaniczny - dwa i pół raza mniej;
- wydatki na rekreację, kulturę, gazety zostały sprowadzone do wielkości śladowych i wynoszą 0,92 proc. dochodów miesięcznych.
5. Ten stan rzeczy wycisnął swoje piętno na klasie robotniczej. Spadek wydatków na książki, prasę, teatr, koncerty - ogólnie na oświatę i kulturę - powoduje, że wielu robotników patrzy na świat w sposób "zasłyszany", a nie przemyślany. Wytwarza się tzw. społeczność telewizyjna, co jest świadomościowe groźne.
W połowie lat 70. grupa uczonych socjologów i psychologów ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i Wielkiej Brytanii przeprowadziła w kilku krajach Ameryki Południowej (m.in. w Argentynie i Brazylii) badania porównawcze wśród rodzin o różnym statusie materialnym21. W rezultacie stwierdzono występowanie znacznych osobniczych różnic rozwojowych w przypadku:
- dzieci w wieku 6-7 lat różnice rozwoju między dziećmi z rodzin zamożnych i wykształconych a rodzin robotniczych sięgały dwóch lat życia, tj. sześcioletnie dziecko robotnicze postrzegało świat jak czterolatek z rodziny zamożnej;
- młodzieży w wieku 18-20 lat różnica ta sięga już 3-4 lat;
- osób, które przekroczyły 20 lat i ukończyły jedynie szkołę podstawową, w poważnym stopniu zanikła zdolność do układania spostrzeżeń i otrzymywanych informacji w ciąg przyczynowo-skutkowy.
Myślenie głównie za pomocą "obrazków", a ostatnia informacja ma znaczenie najważniejsze. Można by o tym wszystkim nie pisać, gdyby nie zaobserwowany fakt występowania również w Polsce różnic rozwojowych między dziećmi z rodzin robotników w wieku 6-7 lat a dziećmi z rodzin zamożnych. Rozpoczęliśmy już wędrówkę drogą zaobserwowaną w Ameryce Łacińskiej. I to wędrówkę pospieszną.
6. Obok groźby kalectwa kulturowego poważnej części klasy robotniczej grozi również kalectwo fizyczne. Widać to szczególnie po sposobie odżywiania się. W 1995 r. w stosunku do 1989 r. wartość energetyczna i spożywcza odżywiania się robotników spadła o około 40 proc. Z raportu pełnomocnika rządu ds. rodziny i kobiet wynika, że około połowa rodzin niedojada. Kilkanaście procent niemal nie je owoców, nie pije mleka, odżywia się tylko chlebem i warzywami. Również ponad połowa rodzin robotniczych nie jada przynajmniej co drugi dzień posiłków z mięsem lub rybą. Stan ten odbił się szczególnie silnie na kondycji młodego pokolenia. Co czwarte dziecko nie ma miejsca do nauki i zabawy, co szóste - oddzielnego łóżka do spania, co drugie - samodzielnego pokoju. W 23 proc. rodzin dzieci nie otrzymują kanapek do szkoły. Według danych MEN codziennie 2 miliony dzieci jest głodnych, z tego aż 600 tys. to dzieci robotnicze, tj. 30 proc.
Proszę uruchomić na chwilę swoją wyobraźnię. W 1995 r. w czerwcu Warszawa liczyła 1.638 tys. mieszkańców. Przyjmijmy, że wraz z przybyszami byłoby dzisiaj w Warszawie 2 miliony ludzi. Proszę więc sobie wyobrazić to miasto w całości wypełnione jedynie głodnymi dziećmi: na ulicach, w autobusach, w bankach, kinach itp. Okropne, prawda? Taka jest skala problemu!!!
Nic dziwnego, jeśli wszystkie badania socjologiczne i sondaże wykazują, że klasa robotnicza jest obecnie najuboższą klasą społeczną. I nie można się dziwić, że wówczas gdy 58 proc. wszystkich rodziców w Polsce pragnie, aby ich dziecko miało wykształcenie wyższe, w rodzinach robotniczych jedynie 6 proc. rodziców tego pragnie, a aż 84 proc. chce, aby ich dziecko jak najszybciej poszło do pracy. Dziecko jest postrzegane jako ciężar, a nie nadzieja.
*
A jakie w tej sytuacji socjalnej są marzenia samych dzieci robotniczych? Według badań prof. Hanny Świda-Ziemby22, przeprowadzonych na próbie ogólnopolskiej wśród uczniów ostatnich klas szkoły podstawowej pragną oni:
- być długo młodym, bez obowiązków;
- w życiu dorosłym mieć dobrą pozycję materialną, mieć duże wpływy polityczne, nie narażać się opinii społecznej, nie pracować ciężko, mieć dużo czasu na sport, muzykę i przyjemności.
Pytanie: Czy jest to rodzinny przekaz pokoleniowy czy też raczej karykaturalne zderzenie obserwacji otoczenia społecznego ze światem telewizyjnych złudzeń i marzeń?
7. "Polityka" opublikowała w styczniu zawartość tzw. koszyka "Polityki"23. W tym artykule-raporcie zastosowano bardzo prosty zabieg: przyjęto średni miesięczny zarobek netto w sektorze przedsiębiorstw w latach 1989-1996 oraz dzieląc go przez ceny poszczególnych dóbr i usług wyliczono, o ile wzrosła siła nabywcza ludności w 1996 r. w stosunku do roku 1989.
Nie podejrzewam "Polityki" o zamiary nieuczciwe. Nie używam więc słowa: oszustwo. Artykuł ten jednak upowszechnił nieprawdę. Po pierwsze, nie wolno w społeczeństwie, w którym istnieje silne zróżnicowanie dochodów używać jednej średniej dla całej populacji. Po drugie, wyodrębniając różne grupy dochodowe, należy dodatkowo wziąć pod uwagę: a) wydatki mające charakter wariantowy, do tej grupy wydatków należą m.in. wszystkie substytuty (np. masło, olej, margaryna) oraz produkty konkurujące między sobą jakością i ceną (np. mogę kupić suknię u Christiana Diora, a mogę w "Lumpeksie"), a także preferencje (np. będę chodzić w niemodnym obuwiu, gdyż muszę mieć pieniądze na koncerty Warszawskiej Jesieni); b) wydatki o charakterze alternatywnym, tj. typu albo-albo, gdzie wyboru właściwie nie ma. Do wydatków alternatywnych należą wydatki mieszkaniowe: muszę płacić za c.o. lub będę mieszkać w nieogrzanym mieszkaniu, muszę płacić czynsz lub mogę iść "w kanał", "na ulicę", "na dworzec", tj. stać się bezdomnym.
Wydatki alternatywne nie zależą od preferencji i od ekonomii gospodarstwa domowego - są stałe. Należy więc, po wyodrębnieniu poszczególnych silnie zróżnicowanych grup dochodowych, odjąć od każdej z nich procent wydatków stałych we wszystkich latach porównywalnych ze sobą. Po dokonaniu takiego niezbędnego i uczciwego zabiegu, okaże się, że w 1996 r., w stosunku do roku 1989, siła nabywcza średnich miesięcznych zarobków robotniczych spadła we wszystkich grupach towarowych i we wszystkich grupach usług i to znacznie.
Przykładowo: w 1996 r., w stosunku do 1989 r., za robotnicze zarobki można było nabyć:
- 3 razy mniej jaj, a nie 1,25 raza więcej, jak to wynika z wyliczeń "Polityki";
- 4 razy mniej wołowiny z kością, a nie mniej więcej tyle samo, co w okresie wyjściowym;
- 2,5 raza mniej schabu, a nie 1,5 raza więcej;
- ponadto 9 razy mniej można korzystać z porad lekarza oraz 4 razy rzadziej wyjeżdżać na wczasy.
*
Znaczenie prawdziwej informacji w sensie psychologiczno-politycznym jest ogromne:
- robotnik, który przeczyta w "Polityce" informację o powszechnym wzroście siły nabywczej miesięcznych zarobków i porówna ją z własną sytuacją materialną i z własnymi możliwościami, będzie miał uczucie osamotnienia i niższości w stosunku do "świata, który sobie radzi";
- robotnik, do którego dociera informacja prawdziwa wie, że jego los nie ma jedynie wymiaru indywidualnego, ale szerszy - społeczny. A więc przyczyny jego położenia materialnego nie są zależne jedynie od jego rzetelności i przedsiębiorczości;
- gdyby do tego robotnika dodatkowo dotarła informacja o liczebności grupy, do której należy, zrodziłoby się u niego i umocniło przekonanie o możliwości i potrzebie podjęcia walki o zmianę przyczyn wywołujących ten niekorzystny dla niego stan, umacniałoby się również przekonanie - lub, być może tylko nadzieja, na możliwość wygrania tej walki.
... i świadomość
1. Pochodną sytuacji materialnej klasy robotniczej są jej wielkie lęki. Robotnicy boją się, przede wszystkim, utraty pracy (72 proc.), dalszego pogarszania materialnych warunków życia (64 proc.) oraz utraty zdrowia (58,6 proc.). Pozostałych zagrożeń, takich jak: wojna, niepokoje społeczne, a nawet własna śmierć - obawia się poniżej 10 proc. populacji robotników.
Ze wszystkich badań i sondaży wynika, że robotnicy mają gorzką świadomość, iż swoje problemy muszą rozwiązywać sami, że nie mogą liczyć na niczyją pomoc. Dominującym uczuciem robotników jest świadomość osamotnienia. Klasa robotnicza ma świadomość klasy politycznie porzuconej. Na pytanie: kto najlepiej reprezentuje interesy robotników w Polsce?, aż 68,5 proc. badanych odpowiada: NIKT. Powyżej 10 proc. robotników wskazało na NSZZ "Solidarność", powyżej 5 proc. na OPZZ, 4 proc. na prezydenta, od l do 3 proc. na rząd, sejm, kościół, senat. Na partie robotnicze wskazało "aż" 0,6 proc. respondentów ze środowiska robotniczego24.
Jeśli przyjąć, iż około 15 proc. społeczeństwa deklaruje swoje mniej lub bardziej ograniczone zaufanie do partii politycznych, to klasa robotnicza jest w istocie jedyną wielką grupę społeczną nie wiążącą swoich nadziei z żadną z obecnie istniejących partii. Z rozmów przeprowadzonych z robotnikami wynika, że manifestują oni totalną pogardę do polityków głównie z dwóch przyczyn:
- że dbają jedynie o swoje własne interesy;
- że nie mają żadnych poglądów (twarzy), są gotowi zmieniać programy, partie aby tylko "utrzymać się przy żłobie", ci sami ludzie mówią, co parę miesięcy zupełnie co innego, "mają ludzi za durniów i nawet się ze wstydu nie zaczerwienią".
Zespół zagadnień związanych z problemem stosunku robotników do istniejących partii politycznych, wymaga nieco bardziej szczegółowego rozpatrzenia zwłaszcza, że nagromadziło się w tej sprawie zbyt wiele niepłodnych poznawczo stereotypów.
Pierwsza grupa stereotypów: dr Tomasz Żukowski, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, stwierdza na łamach "Polityki"25, że wojna na górze w 1991 r. wywołała odsunięcie się robotników od polityki; w wyborach do parlamentu w 1991 r. robotnicy poparli "prawicę" w stopniu wyraźniejszym niż "lewicę"; w latach 1993-1994 silniejsze były sympatie robotników w kierunku "lewicy"; obecnie znowu następuje przesunięcie "na prawo". Rozpatrzmy wymienione tezy uważniej.
Po pierwsze: uniwersytecki kolega dr. T. Żukowskiego, Tadeusz Szawiel, udowodnił przekonująco, iż obecnie podział polskich partii politycznych na "lewicę" i "prawicę" jest społecznie - w tym również wśród robotników - nieczytelny26.
Po drugie: rozważania dotyczące przesuwania się wahadła sympatii robotniczych między "lewicą" a "prawicą" dotyczy mniej niż jednej piątej wszystkich robotników. Jakże więc można nie dostrzec postawy osiemdziesięciu procent tej wielkiej i ważnej grupy społecznej? W wyborach do Sejmu RP z 27 października 1991 r. wszystkie partie w nich uczestniczące wśród zdobytych głosów pozyskały również 4 proc. głosów robotniczych. Oznacza to, iż w głosowaniu wzięło udział około 13 proc. ogółu robotników uprawnionych do głosowania. Zapamiętajmy, że przy ogólnej frekwencji wyborczej wynoszącej wówczas 43,2 proc., tj. przy absencji 56.8 proc. całego elektoratu absencja robotników wyniosła aż 87 proc.!!! I ta wielkość jest wyrazem ich politycznej postawy!
W wyborach do Sejmu RP z 19 września 1993 r. wśród głosów oddanych na wszystkie partie było 5 proc. głosów robotniczych, tj. w wyborach wzięło udział 17 proc. wszystkich zawodowo czynnych robotników. Tym razem, przy 52,08-procentowej frekwencji całego elektoratu absencja robotników wyniosła 83 proc.27 Podobnie było w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych.
Jak z tego wynika, robotnicy stosunkowo wcześnie w swojej ogromnej większości spostrzegli, że żadna z istniejących partii politycznych nie jest zdolna ani reprezentować ich interesów klasowych, ani o nie walczyć. Że cały układ polityczny w Polsce, ze względu na swój kapitalistyczny bądź prokapitalistyczny charakter jest im obcy i wrogi. Czy można więc twierdzić w tej sytuacji, jak to robią niektórzy socjologowie, że robotnicza absencja wyborów świadczy o ich odsunięciu się od polityki? Jakim prawem? Na jakiej podstawie? Taka postawa jest polityką właśnie. I to świadomą!
Druga grupa stereotypów: CROS opublikował rezultaty badań przeprowadzonych od września 1995 r. do października 1996 r. dotyczących tzw. samoidentyfikacji politycznej Polaków, jeśli chodzi o przynależność do "lewicy", "prawicy" bądź "centrum"28. Ponieważ większość robotników nie wykazała sympatii ani do SLD, ani do partii postsolidarnościowych uznano, że "dominującą tendencją wśród robotników jest tendencja centrowa". A jeśli robotnicy nie uznają SdRP za partię lewicową, a SLD za lewicowy nurt polityczny? A jeśli uważają, że partii o charakterze prokapitalistycznym nie można mianować LEWICĄ? To co wówczas? Mają do tego prawo, czy też nie? Nasuwa się w tej sprawie kolejne pytanie: dlaczego brak jest zupełnie badań socjologicznych nt. poglądów robotniczych o lewicy i lewicowości politycznej i społecznej?
Do nagminnych praktyk należy przypisywanie klasie robotniczej cech konserwatywnych dlatego, że jak wynika między innymi z badań Juliusza Gardwskiego jedynie około 5 proc. robotników popiera rozwiązania liberalno-wolnorynkowe i jest otwarta na prywatyzację oraz że ciągle ponad połowa robotników uważa, iż bilans socjalizmu był pozytywny29.
Trzecia grupa stereotypów dotyczy twierdzenia, że klasa robotnicza jest klasą najbardziej nieprzewidywalną (czytaj: nieodpowiedzialną). Stereotyp ten bierze się z faktu socjologicznego, iż jak dotąd większość tzw. badań wstępnych, np. na temat zachowań robotników w wyborach parlamentarnych po prostu nie sprawdziło się. Nie wykluczam określonego stopnia trudności prognozowania zachowań robotników, zwłaszcza w obecnej trudnej ich sytuacji politycznej, społecznej i bytowej. Sądzę jednak, że popełniane są istotne błędy badawcze. Posłużę się przykładem. "Polityka" w cytowanym już "Raporcie" dotyczącym klasy robotniczej opublikowała tabelę obrazującą "Poparcie dla głównych sił politycznych w drugiej połowie 1996 roku". W tabeli wymieniono deklarowane poparcie "ogółu społeczeństwa" oraz "robotników".
Sprawdziłem: OBOP w drugiej połowie 1996 r. przeprowadził jedynie sondaż ogólny, nie przeprowadził żadnego szczegółowego sondażu wśród robotników. Nie badał więc ich poglądów jako oddzielnej populacji. Zastosowano w tym przypadku następujący zabieg: wyodrębniono z sondażu ogólnego stanowiska tych respondentów, którzy określili się jako robotnicy i na podstawie zawartych w tych ankietach odpowiedzi ustalono ich stosunek do poszczególnych partii.
Jest to działanie nieuprawnione. Na podstawie wyodrębnionych grup respondentów według zawodu, płci, wieku itp. można sygnalizować jak te cechy różnicują stosunek elektoratu do poszczególnych partii (czy też w stosunku do innych zjawisk). Nie można natomiast konstruować całościowych osądów danej grupy. Z kilku przyczyn. Między innymi dlatego, że liczebność robotników jest przypadkowa w stosunku do liczebności wszystkich respondentów, że nie oddaje ona struktury rzeczywistej klasy robotniczej według miejsca zatrudnienia, charakteru własności zakładu, jego wielkości itp. W tak wielkiej grupie społecznej, jaką jest klasa robotnicza zawsze istniało wewnętrzne zróżnicowanie interesów. Obecnie, w okresie kapitalistycznej transformacji naruszającej w sposób szczególnie dotkliwy interesy różnych jej oddziałów, te różnice interesów dają o sobie znać ze zwielokrotnioną siłą.
Poznanie całej prawdy o klasie robotniczej nie jest możliwe (podobnie jak o żadnym społecznym zjawisku), żeby jednak przybliżyć naszą wiedzę o istotnych jej problemach i zachodzących wśród niej procesach, niezbędne są badania prowadzone w sposób szczególnie odpowiedzialny.
Wśród respondentów wymienionych badań jest również dwóch profesorów. Nikomu jednak do głowy nie wpadło, aby na tej podstawie sformułować skalę poparcia polskiej profesury dla "głównych sił politycznych".
*
Reasumując: prokapitalistyczne stereotypy polskiej socjologii, stosowane w odniesieniu do uogólnienia wyników badań zjawisk zachodzących wśród klasy robotniczej, hamują w istotny sposób proces poznawczy oraz umożliwiają manipulację świadomością, prowadzoną w stosunku do robotników przez różne kapitalistyczne partie i ugrupowania polityczne.
2. Współczesną cechą środowiska robotniczego są głębokie niekonsekwencje świadomościowe, złudzenia, osłabienie tradycyjnych wartości przy jednoczesnym utrzymaniu się przekonania o potrzebie oporu przed kapitalizmem.
Stosunkowo duże spustoszenie dotychczasowy okres transformacji wniósł w sferę wartości. Robotnicy spostrzegli, iż w kapitalizmie podstawę prestiżu społecznego stanowi nie praca, a pieniądz. Odbiło się to szczególnie silnie na osłabieniu wśród robotników etosu pracy. Na pytanie (1995 r.): "Czy pracowałbyś, gdybyś nie musiał?", jedynie 10 proc. robotników odpowiadało twierdząco (96 proc. lekarzy, 80 proc. uczonych). Jednocześnie rośnie kult pieniądza oraz, co jest szczególnie niepokojące, traktowanie swojej własnej pozycji społecznej i materialnej jako upokarzającej, przejściowej, z której należy się wyrwać. Nastąpiło osłabienie, i to bardzo wyraźne, poczucia godności "bycia robotnikiem". Ze swojej pozycji społeczno-zawodowej nie jest zadowolonych blisko 80 proc. robotników, a jednocześnie ponad 60 proc. z nich marzy o tym, by zdobyć, często w cudowny sposób, np. wygrać na loterii, środki na założenie własnej firmy. O skali problemu i skali złudzeń świadczy fakt, że aż około 90 proc. młodych robotników (do 30 roku życia) sądzi, że uda im się wyjść ze środowiska robotniczego i "pójść na swoje".
Przejawem niekonsekwencji świadomościowych jest z jednej strony dostrzeganie, że obniżenie się poziomu życia dotyczy głównie ludzi żyjących z pensji (49 proc.); widzenie charakteru i istoty konfliktów społecznych jako sprzeczności interesów między przedsiębiorcami a pracownikami (65 proc.), z drugiej przekonanie o konieczności różnic dochodowych "gdyż zapewniają one dobrobyt i o nim świadczą" (31 proc.). Wydaje się, że "teoria klas średnich" i towarzysząca jej przez środki masowego przekazu akcja "propagandowo-wychowawcza" wnosi w środowisko robotnicze elementy rozkładu szczególnie skutecznie.
Pojęcie awansu wśród znacznej części robotników przemieszcza się z awansu rozumianego jako uzyskanie lepszych warunków pracy i płacy w ramach środowiska robotniczego w kierunku awansu rozumianego jako wyrwanie się z tego środowiska i przejście do klasy średniej. Toruje sobie drogę przeświadczenie, iż robotnikiem można być jedynie przejściowo - jest to zaledwie pewien etap w życiu. Celem nadrzędnym - jak na razie bardziej w wymiarze indywidualnym niż grupowym - staje się powoli nie tyle walka o interes klasy robotniczej jako całości, ile "wyrwanie się z niej".
Jednocześnie, w ciągu ostatnich trzech lat niezmiennie około 25-30 proc. robotników objętych różnymi badaniami socjologicznymi zupełnie nie formułuje swoich celów życiowych ("nie wiem co jest dla mnie najważniejsze"). Jest to duża grupa "sparaliżowanych".
Odnotujmy na koniec tego punktu niepokojące zjawisko osłabienia solidarności wewnątrzklasowej znajdujące swój wyraz w stale rosnącej niechęci pracującej części robotników do bezrobotnych. Obecnie, już co trzeci pracujący pracownik widzi w bezrobotnym konkurenta, który może przyczynić się do obniżenia jego warunków pracy i płacy (szczególnie silnie jest to zauważalne w sektorze prywatnym w województwach dotkniętych dużym bezrobociem). Około 20 proc. robotników - według różnych badań - wyraża swoją pogardę dla bezrobotnych.
3. Konsekwencją poczucia politycznego osamotnienia, niechęci do istniejących partii politycznych i pogardy dla polityków jest nikła akceptacja demokracji (25 proc.) oraz nieufna i ujemna ocena wszystkich rządów od 1989 r., a także Sejmu, Senatu i rad gminnych.
Robotnicy nie widzą żadnych szans, aby ten dotychczasowy układ polityczny mógł być efektywny i prospołeczny. Według OBOP "panuje powszechne przekonanie badanych, że wielka transformacja nie zmieniła wcale poziomu wpływu przeciętnych ludzi na to, co dzieje się w całym kraju"30. Rodzi to przekonanie, że skuteczniej sytuację materialną robotnika i jego rodziny poprawiłby silny przywódca (63 proc.), aniżeli dobrze działająca demokracja (21 proc.)31. Nietrudno dojść do wniosku, że ten element świadomości kryje w sobie poważne niebezpieczeństwa społeczne.
4. Podstawowa klasa robotnicza w ciągu 6 ostatnich lat zmalała o 349 tysięcy osób i wynosi nieco ponad cztery miliony osób, tj. zaledwie 54,63 proc. stanu z 1989 r. Zmalała również o 19 proc., w stosunku do 1989 r., ilość osób wchodzących w skład nadzoru techniczno-inżynieryjnego. Wzrosła natomiast gwałtownie lista bezrobotnych, która według stanu na 30 września 1996 r. wynosiła oficjalnie 2.341 tysięcy osób. Łącznie podstawowa i wtórna klasa robotnicza wynosi około 7 milionów osób, tj. 84,78 proc. tak definiowanej klasy robotniczej z 1989 r.32
Chcę w tej sprawie zwrócić uwagę czytelnika jedynie na dwa zagadnienia:
- przemiany w strukturze klasy robotniczej, a zwłaszcza jej zmniejszenie nie zostały wywołane wymogami postępu naukowo-technicznego, lecz kurczeniem się wytwórczości, a w wielu przypadkach nastąpiło obniżenie poziomu uzbrojenia pracy oraz przekształcenie robotnika-wytwórcy w montera produktów wytwarzanych poza jego zakładem, w wielu wypadkach za granicą33;
- zdaniem socjologów i psychologów zjawisk społecznych, aby klasa robotnicza zachowała swoje cechy, bezrobocie nie może być większe niż jedna czwarta jej stanu. Im bliżej tej granicy a zwłaszcza po jej przekroczeniu, klasa ta nabiera charakteru uległego, podatnego na manipulacje tłumu. W tym względzie są również ze sobą zgodni Francuz Gustaw Le Bon i noblista, Austriak z pochodzenia, Elias Canetti34. W Polsce stosunek bezrobotnych do podstawowej klasy robotniczej wyniósł 55,7 proc. Fakt ten również wiele wyjaśnia.
I co dalej?
Postawiłem pytanie najtrudniejsze z możliwych. Nie ulega wątpliwości, że pomimo wszystkich spustoszeń świadomościowych, klasa robotnicza pozostaje najsilniejszą antykapitalistyczną formacją społeczną. Więcej, walka z kapitalizmem o jego odejście w historyczną przeszłość jest jednocześnie walką o interesy robotników, te uświadomione przez nich i te, być może, jeszcze nieuświadomione.
Okresy wielkich przemian, zarówno o rewolucyjnym, jak i kontrrewolucyjnym charakterze, burzą dotychczasowe systemy wartości, wnoszą nowe, ale wnoszą także i złudzenia, rodzą u części apatię. Myślę, że apatia i złudzenia będą ustępować. Chodzi o to, aby temu procesowi nadać przyspieszenie. Robotnikom potrzebna jest klasowa organizacja, tj. ich własna partia; potrzebna jest rewolucyjna teoria, która musi obecnie spełniać wielorakie funkcje: uświadomić istotę robotniczych interesów, drogi ich realizacji, perspektywę rozwojową i charakter walki, wskazać sojuszników i przeciwników. Teoria dzisiaj musi spełnić jeszcze jedną ważną rolę: ostrzec robotników przed fałszywymi przyjaciółmi, nauczyć zniechęcania ich do działań manipulacyjnych.
Uważna obserwacja ujawnia prosty fakt: nie ma w tej chwili w Polsce ani jednej partii o kapitalistycznym charakterze, która by nie chciała na barkach robotników dostać się do władzy. I to nie do byle jakiej, ale trwałej. Prawie absolutnej. Robotnicy są postrzegani jedynie jako klasa, którą można ze względu na stan jej zorganizowania przestrzennego wykorzystać szczególnie skutecznie jako groźną siłę nacisku. A co potem? Co po dojściu do władzy? Kto w kapitalizmie przejmowałby się klasą robotniczą, gdy władzę już ma i to silną. Warto w tym względzie pamiętać o doświadczeniach ostatnich lat.
A w ogóle jest się nad czym zastanowić. Jest o czym podyskutować. Zapraszam.

Jerzy Łazarz

(za: "Samorządność Robotnicza", nr 17/1997, ss. 4-15)
1 Chodzi oczywiście jedynie o sprawy, które znalazły swój epilog w sądzie. Autor jest ławnikiem w Sądzie Pracy.
2 George Weigel (1992): Ostateczna rewolucja, rozdział: "Robotnicy odrzucają państwo robotników", Warszawa.
Teza, iż główną przyczyną wystąpień robotniczych były podwyżki cen, została bezkrytycznie powtórzona przez wielu autorów, m.in. patrz: Jan Główczyk (1996): Kapitalizm po polsku, Warszawa. Książka Weigela jest interesująca również z innego powodu. Jest ona podobna do książki Petera Schweizera: Victory. O ile Schweizer całą zasługę w doprowadzeniu do władzy i upadku "światowego komunizmu" przypisuje Amerykańskiej Agencji Wywiadowczej (CIA), o tyle Weigel - kościołowi rzymskokatolickiemu. A może mieliśmy do czynienia z aliansem dwóch TAJEMNYCH sił? Rodzi się wówczas pytanie o przywództwo w tym aliansie. Ale to już nie mój kłopot.
3 Artur Bodnar (1988): Nauka o polityce, Warszawa.
4 Daewoo-FSO Motor Sp. z o.o.. Huta Lucchini Warszawa Sp. z. o.o., Zakład Przemysłu Ciągnikowego "Ursus", Thomson Polcolor Sp z o.o.

5 Leszek Kołakowski (1989): Pochwała niekonsekwencji, Warszawa.
6 "3 mln Polaków pracuje <<na czarno>>". "Trybuna" nr 276 z listopada 1996 r.
7 Jan Główczyk (1996): Kapitalizm po polsku, Warszawa.
8 Rada Ministrów (wrzesień 1996): Reformy z ludźmi i dla ludzi. Trzy lata rządów koalicji PSL i SLD, wydaw. URM, Centrum Informacyjne Rządu.
9 Thomas Mayer (1996): Prawda kontra precyzja w ekonomii, Warszawa. Podobnie Griliches Zvi (1986): Economic Data Issues, Amsterdam.
10 Stanisław Widerszpil (1965): Skład polskiej klasy robotniczej, Warszawa.
11 Zobacz między innymi: Mallet S.(1975): The New Working Class, Nottingam.
12 Między innymi ukazały się następujące, interesujące prace: Stefania Dzięcielska-Machnikowska (1994): Co myślą łódzcy bezrobotni?, Łódź; oraz tejże autorki (1992): Co myślą bezrobotne kobiety?, Łódź.
13 A. Schaff (1995): Notatki Kłopotnika, Warszawa.
14 Bell D. (1974): The Coming of Post-Industrial Society, New York.
15 Według: Marek Czyżewski (Uniwersytet Łódzki): "Podstawą analizy Holocaustu u Baumana jest ogólna, teoretyczna, założona z góry, makrosocjologiczna teza o związku procesów modernizacyjnych z powstawaniem społecznych warunków dla masowej zbrodni". Marek Czyżewski: "Etyka ponowoczesna i Levinas", "Studia Socjologiczne" nr 1/2. 1995.
16 Z. Bauman (1994): Dwa szkice o moralności po-nowoczesnej, Warszawa; tenże (1992): Nowoczesność i zagłada. Warszawa; tenże (1996): Etyka ponowoczesna, Warszawa.
17 Szerzej na temat postmodernizmu zobacz: Postmodernizm a filozofia, Warszawa 1996.
18 Szerzej na ten temat M. Hamilton, M. Hiroszowicz (1995): Klasy i nierówności społeczne w perspektywie porównawczej, Warszawa.
19 Andrzej Szoszkiewicz: "Jak powstaje gospodarka globalna, Megakapitalizm", "Wprost" nr 46 z 17 listopada 1996.
20 W niniejszym artykule wykorzystano dane zawarte w następujących materiałach: a) Pełnomocnika Rządu ds. Rodziny i Kobiet (1995): Raport o sytuacji polskich rodzin, druk sejmowy nr 1348; b) materiałach pomocniczych do Raportu o sytuacji polskich rodzin znajdujące się w Instytucie Pracy i Spraw Socjalnych: c) GUS (1996): Ubóstwo w świetle badań budżetów gospodarstw domowych, Warszawa. W przypadku, gdy posługuje się danymi z innych opracowań jest to zaznaczone w tekście.
21 CBOS (listopad 1996): Ocena polskich reform w latach 198- 1996, Warszawa.
22 Konferencja naukowa: "Młodzież polska wobec wyzwań demokracji i rynku", UW, Instytut Socjologii, 21-22 listopada 1996.
23 " Wojciech Markiewicz: "Czternasty Koszyk Polityki dużo lepiej, trochę gorzej", "Polityka" nr 2071 z 11 stycznia 1996.
24 "Przemiany ustrojowe a społeczeństwo obywatelskie", Międzynarodowa Konferencja Naukowa, Warszawa 7-9 czerwca 1996.
25 Mariusz Janicki, Wiesław Władyka: "Robotnicy '97. Przegrana klasa", "Polityka" nr 5 (2074) z l lutego 1997.
26 Tadeusz Szawiel: "Znaczenie podziału lewica prawica w polityce i w szerszym kontekście kulturowym", konferencja naukowa: "Systemy partyjne w nowych demokracjach. Przypadek Polski", 19-20 listopada 1996, UW, Instytut Socjologii.
27 Na podstawie raportów INFAS o wynikach wyborów do Sejmu RP. Raport pierwszy z 28 października 1991 r., raport drugi z 20 września 1993 r.
28 CBOS (listopad 1996): Lewica-Centrum-Prawica. Analiza samoidentyfikacji politycznej Polaków, Warszawa.
29 Juliusz Gardawski (1996): Przyzwolenie ograniczone. Robotnicy wobec rynku i demokracji, Warszawa.
30 OBOP (sierpień 1996): Co się zmieniło w Polsce po roku 1989?, Warszawa.
31 Lena Kolarska-Bobińska, Andrzej Rychard (1990): Polityka i gospodarka w świadomości społecznej, Warszawa. Autorzy zauważyli, że już w 1988 r. występowała tendencja świadomościowa poparcia dla "silnego przywódcy", jako przejaw tęsknoty za "dobrym" ładem społecznym. Nie jest to więc zjawisko lat ostatnich.
32 GUS: Roczniki Statystyczne za lata 1990-1996, Warszawa.
33 Raport "Ekspertyza i opinie funkcjonowania rozwiązań systemowych o charakterze ekonomiczno-finansowym" (MPiM, Warszawa, listopad 1995). Według raportu badaniami objęto 343 przedsiębiorstwa, w których stwierdzono ogółem zużycie środków trwałych 52,6 proc., w tym maszyn i urządzeń - 66,7 proc. Współczynnik rozbudowy majątku trwałego w przemyśle elektromaszynowym wynosił zaledwie 2 proc. Ale współczynnik odnowy majątku, tj. relacja nakładów inwestycyjnych do amortyzacji wynosił zaledwie 40 proc. w tym przemyśle, był więc ujemny. Podobnie sytuacja wyglądała we wszystkich masowych gałęziach produkcji.
34 Gustaw Le Bon (1986): Psychologia tłumu, Warszawa. Elias Canetti(I996): Masa i władza, Warszawa.