POPULIZM CZY FASZYZM?

 



W grudniu 1992 r., w 29. zeszycie z serii "Polityka ekonomiczna i społeczna", wydawanej przez Fundację im. F. Eberta w Polsce ukazało się opracowanie Jerzego Hausnera Populistyczne zagrożenia w procesie transformacji społeczeństwa socjalistycznego. W pracy tej J. Hausner zauważył, że "populizm formuje się (...) jako ideologia ponadklasowa, ale w stosunku do określonej ideologii klasowej (...) wyłania się zawsze jako następstwo kryzysu dominującej ideologii i formacji politycznej" (jak wyżej, s. 123). Zdaniem J. Hausnera "kryzys określonego reżimu politycznego można rozumieć jako warunek konieczny (przyczynę) populizmu, zaś ogólny kryzys systemu jako warunek uzupełniający. W tym sensie każde załamanie reżimu politycznego wyzwala zagrożenie populistyczne, jest ono jednak silniejsze, jeżeli jest następstwem ogólniejszego kryzysu formacji społeczno-ekonomicznej. Zagrożenie populistyczne staje się więc szczególnie realne, gdy mamy do czynienia z sytuacją kryzysu w kryzysie" (tamże, s. 125).
Za R. Dornbuschem i S. Edwardsem, autorami pracy Macroeconomic Populism in Latin America (1989), J. Hausner podkreślał, że "to, co w rozumowaniu tych autorów wydaje się kluczowe i znaczące, to zdefiniowanie polityki populistycznej nie tyle jako alternatywy wobec polityki monetarystycznej, lecz jako niepożądanego, acz nieuchronnego następstwa jej niepowodzenia" (tamże, s.128).
Przypomnijmy, że w roku 1992 badacz i teoretyk, Jerzy Hausner, opowiadał się za tzw. korporacjonizmem socjalnym, przeciw zaś liberalnej wersji transformacji, której skutki były już wówczas aż nadto odczuwalne. Mimo to zauważał, że nie wykluczona jest jednak kolejna próba realizacji programu liberalnego. W jego mniemaniu, gdyby nawet przyniosła ona częściowe powodzenie "w rzeczywistości otwarłoby to stopniowo i wbrew intencjom drogę do populistycznej rewolty i dyktatury" (J. Hausner, "Kryzys finansowy państwa - przyczyny i perspektywy przezwyciężenia", w: J. Hausner, S. Owsiak, Kryzys finansowy państwa w procesie systemowej transformacji na przykładzie Polski, Warszawa 1992, s. 75).
O zagrożeniu klasowym, rewolucyjnym, o alternatywie socjalistycznej czy komunistycznej, nie ma dziś mowy skoro, jak twierdzi Jarosław Tomasiewicz, a z czym zapewne zgodziłby się Jerzy Hausner: "Bazą współczesnego polskiego populizmu jest m.in. proletariat. Klasa robotnicza - przed dwudziestu laty bezsprzecznie czołowa siła społeczeństwa - została zdziesiątkowana, zdezintegrowana i zdemoralizowana. Różnice w sytuacji różnych grup pracowników nie sprzyjają podtrzymaniu postawy solidarności. Z drugiej strony świeży charakter przemian sprawia, że robotnicy utrzymują kontakty rodzinne, sąsiedzkie czy towarzyskie z drobnymi przedsiębiorcami (których 60 proc. wywodzi się z klasy robotniczej) i z bezrobotnymi; wciąż żywe pozostają też więzi ze wsią. W rezultacie klasowa świadomość robotników ulega erozji w dwóch kierunkach: (a) świadomości <<ogólnoludowej>> (solidarność <<zwykłych szarych ludzi>> - do których odwołuje się m.in. Piotr Ikonowicz), (b) świadomości korporacyjnej (solidarności grupy zawodowej)" - Jarosław Tomasiewicz, "Tezy o populizmie".
Zdaniem Jarosława Tomasiewicza "Przeciwstawianie populizmowi <<klasowej polityki proletariackiej>> miałoby sens w przypadku istnienia silnej, zwartej i samoświadomej klasy robotniczej. W takich warunkach uleganie populizmowi oznaczałoby, z marksistowskiego punktu widzenia, krok wstecz (tak było w 1980-81). Obecnie jednak można postawić tezę, że uwstecznienie świadomości robotników wymaga adekwatnego dostosowania form organizacyjnych i formuł ideologicznych - należy (jak w XIX w.) wyjść od świadomości trade-unionistycznej i elementarnego instynktu egalitarnego" (tamże).
W przeciwieństwie jednak do Ikonowicza, Jarosław Tomasiewicz nie obawia się i nie waha, gdyż uważa, że "szansą dla lewicy może być zanurzenie się w populizmie, by w przyszłości wyłoniła się z jego lewego skrzydła partia klasy robotniczej", która to partia dla Ikonowicza jest raczej mgławicową konstrukcją.
Taki kierunek działań, zdaniem J. Tomasiewicza, oznacza "w praktyce przede wszystkim konieczność dostosowania programu i retoryki lewicy do świadomości mas (w tym m.in. znalezienie jakiegoś akceptowalnego modus vivendi z tradycyjną obyczajowością, religią i patriotyzmem)". O tym, że nie jest to takie proste świadczy choćby dyskusja i przesilenie w Nowej Lewicy po konferencji programowej 28 czerwca b.r., gdy naprzeciw siebie stanęli radykałowie, trockiści, socjaldemokraci i "zwykli szarzy ludzie" ("katolicki Ełk").
W pracy "Populistyczne zagrożenia...", za prof. M. Marody, Jerzy Hausner podkreślał, że sytuacja bez wyjścia, narastający chaos sprzyjają wyłanianiu się "specyficznych form identyfikacji makrospołecznej w oparciu o ideę wspólnego wroga, obcego". Jerzy Hausner zaznaczał wprawdzie, że zagrożenie populistyczne przewidywane jest raczej jako intuicja niż coś naukowo zdefiniowanego, jednak przy okazji, nawiązując do funkcjonalistów, którzy podkreślali obiektywne uwarunkowania populizmu, tj. kryzys związany z przechodzeniem od jednej formacji społeczno-ekonomicznej do drugiej, jak i do E. Laclau, który akcentował wagę elementu subiektywistycznego (kryzys dominującej formacji politycznej), dowodził całkiem udatnie, że zagrożenie populistyczne jest aż nadto realne.
Według E. Laclau, populizm nie jest zjawiskiem samoistnym, lecz fenomenem całkowicie relacyjnym. Formuje się właśnie "jako ideologia ponadklasowa, ale w stosunku do określonej ideologii klasowej. Jego istotą nie jest alternatywa, ale negacja. Nie jest wyrazem zróżnicowania, lecz antagonizmu społecznego. Jego sensem nie jest wyeksponowanie odrębności w ramach pewnej całości, lecz wyeksponowanie pewnej społecznej całości w przeciwieństwie do innej, pojmowanej jako wroga. Populizm jest formą polityczną, która ma zjednoczyć możliwie szerokie warstwy społeczeństwa w opozycji do dominującej ideologii" ("Wariant populistyczny" z 25 października 2002 r.). I taki właśnie jest cel Piotra Ikonowicza, stąd niedookreśloność jego "Manifestu Antykapitalistycznego".
Ikonowicz rozumie, że w sytuacji kryzysu w kryzysie, "masy społeczne obciążone skutkami kryzysu społeczno-ekonomicznego, tracąc zaufanie do rządzących elit i ich zdolności przezwyciężenia tego stanu, zdezorientowane, gorączkowo szukają nowej nadziei i identyfikacji" (J. Hausner, jak wyżej) i stara się im wyjść naprzeciw, sklecając pospiesznie z "rozumiejących się w pół słowa" partię, która nie bacząc na krytykę i jawną bezprogramowość prze do przodu, mając za nic uwagi "światłych ludzi". Czuje na gwałt potrzebę zagospodarowania wolnej przestrzeni. I choć "O zagrożeniu populistycznym mówią zarówno zwolennicy kapitalizmu, jak i <<radykalna lewica>>", przy czym "dla tych pierwszych to tak naprawdę jedyna i realna groźba na drodze transformacji kapitalistycznej (klasowej alternatywy, na razie, nie widać). Dla tych drugich, to ostatni szaniec obrony kapitalizmu, faszyzacja i autorytaryzm.
O ile zwolennicy transformacji kapitalistycznej raczej realnie oceniają zagrożenia, o tyle <<radykalna lewica>> na ogół kieruje się kalkami i analogiami historycznymi, postulując przy okazji rozwiązania przetestowane w walce z prawicowym populizmem w Zachodniej Europie. Taki sposób podejścia do tematu - nietrudny do przewidzenia - pozwala zwolennikom transformacji systemowej skutecznie manipulować sceną polityczną. W konsekwencji, groźba, choć całkiem realna, pozostaje, jak dotychczas, na poziomie werbalnym i hipotetycznym" ("Przestrzeń do zagospodarowania" z 17 lutego b.r.).
Ikonowicz, mając w sobie "wolę mocy", wyczuwa wiatr historii i na przekór członkom własnej partii (niegdyś PPS, dziś Nowej Lewicy), a nawet na przekór samemu sobie, stara się oprzeć na plebsie, kreując coś w rodzaju polityki lewicowego populizmu, który wypiera pragmatyczne i socjaldemokratyczne podejście, skuteczne w dobie względnej stabilizacji. Ikonowicz dobrze rozumie, że "w czasach przełomu, po upadku mitów o <<normalności>> gospodarki rynkowej i nowej klasy średniej, polaryzacja społeczeństwa stała się faktem brzemiennym w skutki" (tamże) - również dla niego (deklasacja, brak perspektyw wyjścia z sytuacji bez wyjścia). Czuje również, że "oferta lewicowego populizmu w tym jadłospisie wydaje się najbardziej atrakcyjna" (tamże). Atrakcyjniejszych dziś przecież nie ma, co rozumie się samo przez się, zważywszy na stan świadomości klasy robotniczej opisany m.in. przez Jarosława Tomasiewicza.
W artykule "Wariant populistyczny", przedstawiającym poglądy Jerzego Hausnera na temat zagrożenia populistycznego, zaznaczyliśmy, że ofensywa populistycznych koncepcji, choć budzi zarówno obawy, jak i nadzieje (przy braku klasowych organizacji robotniczych), może utrudniać odradzanie się świadomości klasowej robotników, ale jednocześnie pełnić może rolę tarana rozbijającego ideologię panującą. Populizm w Polsce podważa bowiem skutki przemian kapitalistycznych, choć nie kwestionuje samego kierunku tych przemian. W przypadku lewicowego populizmu sprawa nie jest tak jednoznaczna, podobnie jak niejednoznaczny jest sam ten nurt.
Populizm z natury rzeczy skupia wielkie rzesze społeczne, zacierając międzygrupowe różnice interesów. Przy tym, jest ruchem dość skutecznym, może bowiem destabilizować sytuację w celu przyspieszenia zmian. Jest również ruchem bardzo elastycznym, gdyż wyczulonym na różnorodne tendencje - interesy poszczególnych grup składowych. Ruchy populistyczne mogą spowodować poważne zamieszanie na scenie politycznej, kwestionując chociażby kierunek przemian ustrojowych (sprzyja temu niedookreślony charakter antykapitalistyczny takich partii, jak Nowa Lewica). Warto zauważyć, że podstawowe zagrożenie dla rządzących i panującej ideologii stanowi trudność kontrolowania tego ruchu, którego lewe skrzydło może zaważyć na losie konsolidacji kapitalistycznej w najbliższym czasie.
*
Jeśli uznać, że faszyzm miał charakter akcydentalny i nie był wyrazem konieczności rozwoju kapitalizmu, był zaś reakcją na gwałtowny wzrost nastrojów rewolucyjnych na początku XX wieku i odpowiedzią na siłę i ideologię rewolucyjnego ruchu robotniczego, to należy odrzucić dogmat, pokutujący w szeregach tzw. radykalnej lewicy o tożsamości populizmu i faszyzmu oraz narastającej w schyłkowym okresie kapitalizmu groźbie faszyzmu. T a k i e s t a n o w i s k o o t w i e r a drogę aktywnej ingerencji w bieg bieżących spraw. Pod jednym wszakże, niezmiennym warunkiem - zachowania zwartości i samodzielności ideologicznej i organizacyjnej odradzającego się rewolucyjnego ruchu robotniczego w ramach elastycznego, jednolitego frontu robotniczego "od dołu" z robotniczymi organizacjami lewicowo-populistycznymi. Należy przy tym zaznaczyć, że utożsamianie wszystkich odcieni populizmu z faszyzmem pachnie recydywą stalinowskiej teorii socjalfaszyzmu, która w nowych warunkach przybiera postać nie mniej nietolerancyjną i równie szkodliwą.
Interpretacje marksistowskie wyjaśniające istotę faszyzmu koncentrują się przeważnie na dwóch zagadnieniach: wzajemnego stosunku na osi kapitalizm-faszyzm i sił społecznych, które przyczyniły się do narodzin i rozwoju tej doktryny. Widoczne są trudności przy uwzględnieniu zasady konkretności oceny zjawisk społecznych. Wiele kwestii pozostaje spornych.
Obecnie, w konkretnym przypadku walka tzw. radykalnej lewicy z kapitalizmem rozwija się przechodząc w stadium, kiedy interesy klasy robotniczej (zmienionej nie do poznania, ich zdaniem, od czasów, gdy opisywał ją Marks) wymagają wsparcia i poszerzenia o inne postulaty wolnościowe - szersze, obejmujące dodatkowe żądania radykalizmu społeczno-obyczajowego. Wywalczone już radykalne swobody są bazą dla wysuwania nowych, wciąż poszerzających sferę wolności jednostkowej i społecznej.
W tym procesie okazuje się, że elementy psychologii, która jakoby sprzyjała zwycięstwu faszyzmu w latach 30., nadal istnieją w drobnomieszczaństwie. "Dla Wilhelma Reicha faszyzm jest faktem psychologicznym, drugą, przesłoniętą wychowaniem, naturalną warstwą prawdziwego charakteru człowieka. Mentalność faszystów jest mentalnością ludzi ulicy - uległych miernot charakterologicznych, pragnących gorąco poddania się władzy i, jednocześnie, pełnych buntowniczości" (Roman Tokarczyk, Współczesne doktryny polityczne, Lublin 1975, s. 84).
Dziś do grona zdeklasowanego, pełnego resentymentu i chęci odwetu drobnomieszczaństwa można zaliczyć wszak sproletaryzowane warstwy społeczeństwa, w tym i szerokie rzesze klasy robotniczej. Niebezpieczeństwo związane z populizmem, schlebianie nastrojom owych nacjonalistycznych, ksenofobicznych i konserwatywnych obyczajowo warstw społeczeństwa stanowi, według nowolewicowych radykałów, realne zagrożenie faszyzacją. Jako że nie ma dla nich najmniejszego znaczenia ideologia walki klasy robotniczej, jej świadomość ewoluująca od trade-unionistycznej do rewolucyjnej, ważne są tylko swobody obywatelskie i lęk o ich utratę. Jednocześnie istnieje lęk, że burżuazja, w ramach obrony swego systemu przed rewolucją, sięgnie do faszystowskich metod ochrony swego panowania. Podobieństwo krytyki demokracji liberalno-parlamentarnej, przeprowadzonej w sposób zasadniczy przez faszyzm, do kontestacji populistycznej jest dla nich dowodem powinowactwa populizmu z faszyzmem. Dodatkowym wsparciem tej tezy jest wizja fundamentalizmu katolickiego.
Trudno jednak spodziewać się, żeby społeczeństwo burżuazyjne przerażone radykalizmem obyczajowym sięgnęło do arsenału faszyzmu.
Tymczasem, populizm jest wyrazem wiary drobnomieszczaństwa w to, że może stanowić samodzielną siłę polityczną. Dąży do zorganizowania się w opozycji do wielkiej burżuazji, ale i do klasy robotniczej, którą traktuje jako nieudaczny motłoch, a jednocześnie jako odbicie samej siebie. Jednak efektem jej działania nie jest organizowanie walki o zmianę systemu, ale pisanie petycji do władz, organizowanie nacisków i protestów pod ich adresem. Jeżeli układ sił stawia przed populistami szansę przejęcia władzy, organizują ją w interesie wielkiego kapitału, do którego aspirują, a nie klasy robotniczej, którą pogardzają. Nie zawsze to musi prowadzić do dyktatury (tylko wtedy, gdy zagrożeniem jest autentyczna siła robotnicza).
Według Antonio Labrioli, faszyzm to forma reakcji antyproletariackiej, ale proletariat, zwłaszcza niemiecki, nie aprobował gremialnie faszyzmu, ani też nie odcinał się od niego zupełnie.
Faszyzm budził zresztą zastrzeżenia tak burżuazji, jak i proletariatu. Był w jakimś sensie poszukiwaniem trzeciej drogi przez trzecią siłę. Drobnomieszczaństwo przeciwstawiało się tak burżuazyjnemu parlamentaryzmowi, jak i socjalizmowi. Wpadło więc w objęcia faszyzmu poszukującego zdeterminowanych i zbulwersowanych sił społecznych. Nie należy zapominać, że elitę programotwórczą partii faszystowskiej stanowili przedstawiciele wielkiej burżuazji.
Zakwestionowanie systemu kapitalistycznego przez zorganizowany ruch robotniczy na przełomie XIX i XX wieku oraz rewolucja socjalistyczna były dowodem, że można było w społeczeństwie wpędzonym w zamęt wywołany wojną światową wprowadzić jakiś zamysł społeczny.
Społeczeństwo mieszczańskie miało już dawno za sobą swój okres heroiczny, skostniało i przestało stwarzać możliwości wybicia się jednostek ponadprzeciętnych w ilości wystarczającej, by ich usatysfakcjonować. Przywódcy faszystowscy (Hitler i Mussolini) nie widzieli w klasie robotniczej wyłącznie proletariuszy, ale zwłaszcza najprężniejszą część społeczeństwa i narodu, nie poddanego jeszcze procesom kosmopolitycznej degeneracji. Przejęli więc po części bazę społeczną partii robotniczych, choć w stopniu dużo mniejszym niż się spodziewali. Oparcie na drobnomieszczaństwie było więc podyktowane koniecznością.
Gdyby konieczność prowadzenia wojen zewnętrznych wynikała wyłącznie z potrzeb doktryny faszystowskiej drobnomieszczaństwo nigdy, nawet jako skrajnie nacjonalistyczne, nie zgodziłoby się na uczestnictwo w takich wojnach. Ale wojny nie wynikały z ideologii, ale z układu sił w dobie imperializmu. Nacjonalizm drobnomieszczaństwa to raczej ksenofobia w kraju, u siebie, a nie ekspansjonizm. Drobnomieszczaństwo nie ma sprecyzowanej ideologii, ale przyłącza się do ideologii dominującej, zwycięskiej. Charakterystyczne dla niej są koncepcje ekstremalne, dzięki czemu usiłuje ona maskować swój nijaki w rzeczywistości charakter. Nacjonalizm lub kosmopolityzm traktują z pogardą patriotyzm czy internacjonalizm, które wymagają pewnego odwołania się do tradycji, do bagażu historycznego, czasami niewygodnego, ale budującego niepowtarzalną tożsamość.
Faszyzm był próbą przejęcia ruchu zapoczątkowanego przez ruch robotniczy dla celów alternatywnych, wypływających z innych koncepcji ułożenia stosunków jednostka - państwo. Faszyzm, podobnie jak socjalizm, nie zrealizował swego celu, uległ wypaczeniu, tzn. ostatecznie został podporządkowany interesom wielkiego kapitału.
Z naszego punktu widzenia istotne jest, że rozpoznanie jakiegoś zjawiska jako faszyzmu prowadzi do mobilizacji przeciw niemu dowolnych sił społecznych - do frontu narodowego włącznie. Czy jednak należy wchodzić we front ludowy czy narodowy przeciwko przeciwnikom aborcji, legalizacji miękkich narkotyków czy ksenofobii? Czy rasizmowi nie powinniśmy się przeciwstawiać w ramach ruchu robotniczego, na warunkach internacjonalizmu, a nie kosmopolityzmu?
Populizm to przede wszystkim zamazywanie różnic klasowych i udawanie, że istnieją "obiektywistyczne" kryteria (aklasowe) rozróżniania między "progresywistami" a "reakcjonistami".
Dla tzw. radykalnej lewicy całe drobnomieszczaństwo (z którego wyłącza się intelektualistów i większość inteligencji, ale już wlicza się robotników jako element zdeklasowany w warunkach społeczeństwa postindustrialnego), to potencjalna baza faszyzmu. Szczególnie, gdy przejawia nastroje nacjonalistyczne i niepostępowe obyczajowo.
W tej optyce, partia Piotra Ikonowicza, biorąc pod uwagę niektóre elementy jej bazy społecznej - w tym skrytykowany "Ciemnogród" - może podpadać, jeśli nie pod miano populistycznej, to drobnomieszczańskiej, a więc protofaszystowskiej.
Dla "spartakusowców", partia Ikonowicza jest socjaldemokracją. Wizerunek socjaldemokracji psuje jednak ten sam element "ciemnogrodu". I tak oto zbliżamy się niebezpiecznie do pojęcia socjalfaszyzmu, jakby się ów termin wydawał skompromitowany przez stalinizm.
Oczywiście, tak jak w przypadku klasycznego faszyzmu, tak i dziś ważna jest ideologia wyznawana przez kierownictwo. Jeżeli kierownictwo Nowej Lewicy wyznaje zmodyfikowany na modłę nowolewicową "marksizm" odrzucający zasadniczą rolę klasy robotniczej, to mamy do czynienia z ruchem niesamodzielnym, gotowym oddać władzę wielkiemu kapitałowi lub sprawować władzę w jego imieniu (zarządzanie interesami burżuazji), co czyni Lula w Brazylii.


18 sierpnia 2003 r.