Chwile szczerości
Musimy zaprotestować, nasza szczerość nie jest chwilowa. Dla niektórych jesteśmy
szczerzy aż do bólu od prawie dwóch lat. Ból sprawiliśmy też Spartakusowcom
samym naszym pojawieniem się po latach przerwy na scenie politycznej, skoro
niemal natychmiast zaatakowali nas swoim odkurzonym pamfletem w 6 punktach, do
którego, w międzyczasie, doszły 4 kolejne, w tym dwa dotyczące Klubu im. Róży
Luksemburg.
Spartakusowcy mają jakiś kompleks naszej wszechmocy, skoro przypisują nam
"utorowanie drogi restauracji kapitalizmu". Zapewne my wraz z Mieczysławem
Rakowskim (nie mylić z M.F. Rakowskim, który wolał faktycznie wprowadzać
kapitalizm w etapach reformy gospodarczej pod ochroną ulubieńca Spartakusowców -
gen. W. Jaruzelskiego) mieliśmy moc sprawczą. Cóż, każdy ma takiego Rakowskiego,
na jakiego zasługuje.
Nie wątpimy, że "każdy uczciwy lewicowiec" zadaje sobie różne pytania, m.in. o
taktykę walki bieżącej. Szkopuł w tym, że Spartakusowcy do uczciwych nie należą
i w związku z tym, żadnych pytań sobie nie zadają, żadnych odpowiedzi nie
poszukują - odpowiedzi mają wszak gotowe i schematyczne, pasujące rzekomo do
każdej okazji.
Nasze teksty bronią się same, czego nie da się powiedzieć o tekstach
Spartakusowców, które w 90% składają się z cytatów z nas i z Trockiego, zaś
pozostałe 10% to potrząsanie szabelką i hultajskie pokrzykiwania. Aż dziwne, że
Spartakusowcom nie przychodzi do głowy, jak kompromitująco brzmią ich wrzaski na
tle poważnych wypowiedzi Trockiego. Cóż, w pustej głowie rezonans bywa nie byle
jaki.
Nic nie mogło bardziej nas rozbawić, niż zapewnianie o naszym "ideologicznym
zawieszeniu broni". Należałoby o to zapytać naszych licznych dyskutantów z
ostatniego roku. A zapraszaliśmy do dyskusji wszystkich. Gdzie wtedy byli
Spartakusowcy? Znowu spóźniony refleks? Wszak najlepszemu z nich, C.
Cholewińskiemu, zabrało to 9 miesięcy.
Pompatyczne truizmy Spartakusowców byłyby nawet rozczulające, gdyby tak nie
przypominały gołosłownych hołdów składanych bolszewizmowi przez Stalina w
"Krótkim kursie WKP(b)".
Interesujący cytat z Trockiego:
"Drobnomieszczańskie, intelektualistyczne, demokratyczne, <>, literackie,
parlamentarne i inne koła mają swe konwencjonalne wartościowanie albo
konwencjonalny język w celu zatajenia braku wszelkiej wartości. To szerokie i
pstrokate towarzystwo wzajemnych zatajeń - <> - nie znosi zupełnie dotknięcia
marksistowskiego lancetu na jego wrażliwej skórze. Pomiędzy teoretykami,
pisarzami i moralistami wałęsającymi się między różnymi obozami panowały i
panują mniemania, że bolszewicy umyślnie przesadzają w rozbieżności, niezdolni
są do <> współpracy i przez swoje <> rozbijają jedność ruchu robotniczego.
Wrażliwemu i obraźliwemu centryście wydawało się zawsze, że bolszewicy go <>
tylko dlatego, że połowiczne myśli doprowadzą do końca, do czego on sam
niezdolny jest zupełnie. Jednakowoż tylko ta cenna właściwość nietolerancji
wobec każdej połowiczności i każdego wymijania trudności pozwala wychować
rewolucyjną partię, która nie da się zaskoczyć przez żadną <> sytuację" - szkoda
tyko, że zapowiada więcej niż Spartakusowcy są w stanie zrealizować.
Na darmo wciąż czekamy na poważną, merytoryczną, i nie polegającą na
fałszerstwie, odpowiedź na nasz tekst "Centryzm Spartakusowców". W tym
ustosunkowaniu, zamiast epitetów, należałoby oczekiwać rozbioru i poddania
analizie naszych twierdzeń i propozycji w odniesieniu do rzeczywistej,
dzisiejszej sytuacji i aktualnego układu sił, pokusić się o samodzielną ocenę
dzisiejszej sytuacji na lewicy w Polsce i o propozycje taktyki działania,
zaproponować coś własnego, a nie zasłaniać się cytatami z Trockiego. Należałoby
pokazać, że potrafi się zastosować metodologię "mistrza", gdyż przy całkowitym
braku analizy bieżącej zapewnienia o tym, że "od czasów MLT wiadomo, co robić",
brzmią jakoś dziwnie nieprzekonująco.
A swoją drogą, Spartakusowiec to nie hydra o stu głowach, choćby i używał stu
pseudonimów. Cios został wymierzony celnie (nie przypadkiem wypełzło całe
plugastwo). Warto tu odnotować jeszcze jedną sprawę charakterystyczną dla części
pryncypialnych i jakże odważnych, ale i bezmyślnych członków lewicy. Otóż w
większości przypadków ukrywają oni swą tożsamość - która dla odpowiednich służb
jest tajemnicą Poliszynela - przed innymi działaczami politycznymi. Kogo więc
najbardziej obawiają się ci rewolucjoniści? Kogo chcą oszukać? A może
najbardziej boją się ośmieszyć?
*
W pewnym sensie dyskusja ze Spartakusowcami może być pouczająca dla młodych
ludzi (choć część dyskusji pod tekstem "Waga zmian" została usunięta lub wypadła
"z przyczyn technicznych" z portalu LBC.any.pl), bo wbrew pozorom pociągają oni
wielu z nich swoją hurrarewolucyjną, pustą retoryką, nastawioną na rozbijactwo
grup lewicowych, z których chcą wyciągać ludzi, żeby budować swoją organizację,
ponieważ nie są w stanie podjąć żadnej sensownej działalności w zakładach pracy.
Wiemy z różnych źródeł, że niektórzy Czytelnicy, nawet jeśli sami się nie
odzywają, bojąc się oplucia przez Spartakusowców, to kibicują tej dyskusji.
Uważamy, że to dobrze, że toczy się dyskusja, nawet tak chaotyczna, jaką
prowadzą Spartakusowcy. Od początku wiele osób na lewicy, pytało dlaczego nie
można razem, dlaczego dzielić... Wtedy i dziś jeszcze wielu ludziom wydaje się
to dziwne i sprzeczne z etosem lewicy. Dzięki takim dyskusjom ujawniają się
powody, dla których ta jedność jest trudna, a czasem wręcz niemożliwa. Zresztą,
ludzi dzielą zasadnicze różnice poglądów, my proponujemy dyskutowanie o tych
różnicach i jawne spory, współdziałanie w ramach jednolitego frontu
robotniczego, a zatem w ramach taktyki walki, na jawnie określonych zasadach,
nie wykluczające rywalizacji i nazywania rzeczy po imieniu. Unikanie dyskusji i
tak nie dałoby jedności, a i nie służyłoby wyjaśnieniu przyczyn. Lepiej
wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi i temu wyjaśnieniu służy często niewdzięczna
rola, jaką na siebie wzięliśmy. Staramy się wyjaśniać to, co spora część lewicy
usiłuje maksymalnie zagmatwać, by ukryć swoje partykularne i ambicjonalne cele,
by dzięki tej "chytrości" być skutecznym. Pod pozorem dążenia do współpracy
jakże często kryje się chęć zdominowania, przejęcia, podporządkowania. Nam nie
chodzi o to, żeby nie było siły wiodącej, ale niech się ona wykrystalizuje
otwarcie, w dyskusji, a nie w zakulisowych podjazdach, niech ludzie sami
zdecydują, kto im odpowiada, niech się podzielą, ale świadomie. I tak w sytuacji
rewolucyjnej postawy ulegną przewartościowaniu. Tuszowanie różnic ma jednak
krótkie nogi, jak Nowa Lewica mogła się przekonać przy okazji współpracy z
Nurtem Lewicy Rewolucyjnej. Czy trzeba się obrażać? Nie, ale trzeba wiedzieć o
co komu chodzi.
Czy takie dyskusje to strata czasu, który należałoby poświęcić na pożyteczne,
praktyczne akcje? Nam się wydaje, że nie, czego dowodem różne ślepe zaułki, w
jakie wciąż brną próby działania wspólnego bez ustalenia zasad owej współpracy.
Ponad rok temu proponowaliśmy przedyskutowanie takich zasad, jeszcze w ramach
tworzonego wtedy Forum Lewicy. Niemal wszyscy chcieli wówczas jedności. Jak się
okazało, każdy rozumiał pod tym słowem co innego. A wszyscy byli szalenie
pragmatycznie nastawieni, wydawałoby się, że wszyscy unikali dyskusji, by nie
torpedować współpracy. To dlaczego nie wyszło?
Nie zachęcamy, żeby nam wierzyć na słowo. Ale my staramy się mówić maksymalnie
"otwartym tekstem" i każdy może nas sprawdzać, z nami polemizować, bo
przyjęliśmy zasadę, że odpowiadamy wszystkim, nikogo nie bojkotujemy, nawet
Spartakusowców.
20 sierpnia 2003 r.