ZASADY PRZYZWOITOŚCI
 


Utopijnym zabiegiem jest oczekiwanie, że w polityce będą obowiązywały zasady grzeczności i taktu, w końcu polityka jest tą sferą ludzkiej aktywności, w której do głosu dochodzą największe ambicje, a miłość własna jest stale wystawiana na najboleśniejsze razy, co sprzyja chęci odwetu za wszelką cenę. A już przynajmniej trudno jest powściągnąć emocje. Nie bądźmy więc utopistami i nie oczekujmy w polityce tych samych zasad savoir-vivre'u, co u cioci na imieninach.
Jednak w polityce obowiązuje również pewien kodeks zachowania, którego przestrzeganie powinno być bezwzględnie wymagane - to jest obowiązek rzetelności.
Niestety, w tekście Michała z LBC brak jest nie tylko taktu, ale i elementarnej rzetelności, a to są już błędy w polityce niewybaczalne.
Tekst Michała ("Sprawa aborcji") jest oparty na fałszu i przeinaczeniach, których prostować nie musimy - w końcu tekstów, w których wykładaliśmy nasze poglądy jest WIELKA ILOŚĆ. Z Michałem mamy do czynienia od dawna i trudno powiedzieć co jest większe - nasza produkcja publicystyczna, czy nasza cierpliwość wobec niego. Ale dobre uczynki nigdy nie idą na marne - dzięki surowicy z Michała nasza odporność na Spartakusowców wydatnie wzrosła. Najwyraźniej to ten sam szczep wirusa.
Nie mamy najmniejszego zamiaru traktować jego tekstu wyrozumiale, gdyż, jak powiedzieliśmy wyżej - jest nierzetelny i nieuczciwy, i na wybaczające potraktowanie nie zasługuje, skłania jednak do paru refleksji, które, być może, przydadzą się nie zaślepionemu Czytelnikowi; straceńcy są już straceni.

Popieramy hasło aborcji z przyczyn społecznych i na życzenie kobiety. Popieramy prawa polityczne kobiet. Popieramy wyzwolenie kobiet spod przesądów społeczeństwa mieszczańskiego i od kieratu domowego. Uważamy, że te postulaty mieszczą się w nurcie walki klasy robotniczej o wyzwolenie społeczne.
Nie popieramy swobody obyczajowej, nie pochwalamy "przelotnych romansów", ani wolności od "wszystkiego, co poważne w miłości". Nie popieramy, ale i nie zwalczamy metodami politycznymi. Co najwyżej możemy mieć pogardę dla traktujących seks jako sport i rozrywkę. Problem jest polityczny tylko o tyle, o ile w szeregach rewolucjonistów nie powinno być miejsca dla takich ludzi.
Jednocześnie uważamy, że nagonka na tzw. katolicki Ełk świadczy o pogardzie dla klasy robotniczej i ludzi pracy.
Co więcej, uważamy, że życie nie kończy się na polityce. Jeżeli ktoś wybiera jednak życie zawodowego rewolucjonisty, to wybiera również pozostawienie bagażu swoich osobistych problemów za sobą. Najczęściej jest to trudne, a - jak wiadomo - miło być rewolucjonistą, bo to przecież nic prostszego na świecie. Zawodowy rewolucjonista, który ugania się za kobietami (lub mężczyznami, nie dyskryminujmy gejów), to nie rewolucjonista, to karykatura. A znamy takich "rewolucjonistów", co traktują swoją "działalność" jako wabik na "towarzyszki".
Inną rzeczą jest rozszerzanie programów o problemy seksu, narkotyków, tak aby objąć jak najszerzej młodzież i w rywalizacji z innymi organizacjami powiększać swoją liczebność. Co to ma wspólnego z walką klasy robotniczej? I w tym sensie to może być kryterium podziału na nurt klasowy i niekoniecznie klasowy.
Ciasne doktrynerstwo w kwestii traktowania choćby kwestii aborcji prowadzi do tragicznych skutków, o czym świadczy przykład, podany przez Spartakusowców, a dotyczący jednego z ich byłych działaczy, Billa Logana, który "potomstwo uważał za przekleństwo, a aborcję za <<partyjny obowiązek>>, tak że jeden towarzysz, który miał dziecko, został doprowadzony do samobójstwa" ("Bill Logan: Od fabrykanta aniołków do matki Teresy?...").
Abstrahując od debilnego w swym dążeniu do "politycznej poprawności" języka Spartakusowców, którzy nie chcąc być posądzonymi o seksizm, przeprowadzają gwałt zbiorowy na polskiej gramatyce, z powyższego cytatu jasno wynika jaka może być uczciwość "towarzyszy" wobec pozornie równej w prawach kobiety, ich koleżanki. A dla rewolucjonistów z czasów Lenina było jasne, że w ich szeregach powinna rozpocząć się skuteczna kampania o podmiotowe traktowanie kobiety.

Kierować się zasadami przyzwoitości w polityce mogą ci, którzy potrafią wyzwolić się od chorych ambicji, od pozostałych należy z całą bezwzględnością wymagać stosowania się do reguł rzetelności i sprawdzać ich stale.
Jakość życia seksualnego zależy od ludzkiej przyzwoitości, a więc nie ma nic wspólnego z polityką. W przeciwieństwie do polityki, w życiu los jednego człowieka jest uzależniony od dobrej woli drugiego, to nie wolna amerykanka, gdzie wszyscy uczestnicy gry są jednakowo odporni i weszli w tę grę świadomie. Michał pisze o popędzie seksualnym, który ma "charakter ponadklasowy i dotyczy wszystkich". Już to samo powinno spowodować u niego refleksję, że istnieje tu sprzeczność z polityką klasową proletariatu. Ale o tym pisaliśmy już, wystarczy sięgnąć.

22 sierpnia 2003 r. GSR