MEANDRY LEWICOWEGO RADYKALIZMU
Kiedy Marks i Engels włączali się w walkę klasy robotniczej o swe wyzwolenie
spod jarzma niegodnych człowieka relacji międzyludzkich w pracy i w życiu
codziennym, nie narzucali robotnikom swoich problemów osobistych jako
niezbędnego warunku poparcia ich walki. A problemów tych było niemało.
Dziś, "rewolucyjna lewica" będąca karykaturą prawdziwego ruchu robotniczego
uzurpuje sobie prawo do osądzania klasy robotniczej z pozycji swojego ciasnego,
drobnomieszczańskiego indywidualizmu. Jakaż ogromna zmiana nastąpiła w ciągu
tych nieomal 200 lat!
Od czasu, kiedy partie robotnicze zaczęły instytucjonalizować się w ramach
systemu kapitalistycznego, zaczęły się do nich garnąć elementy szukające dróg
indywidualnego awansu i kariery, sprawę robotniczą uważając jedynie za formę
legitymizacji owych partii.
Poszerzając zakres upychanych na siłę w ruchu robotniczym rewindykacji, elementy
te osiągnęły "uwiecznienie walki" (walka stała się celem samym w sobie), tym
samym utrwalenie ścieżki indywidualnej drogi życiowej.
Tego typu tendencje, wyrażające się w czepianiu się ruchu robotniczego różnych "okołolitieraturnych
dam" i, dodajmy, dżentelmenów, co miało miejsce już na początku XX wieku,
osiągnęły swą kulminację w protestach 1968 r. Spowodowało to pewien przełom
jakościowy. Z "poputczika", drobnomieszczańskie elementy przerodziły się w
główny nurt, zaś sprawa robotnicza została sprowadzona do rangi jednego z wielu
elementów radykalizmu społecznego (i to nie najistotniejszego).
Zgodnie z logiką takiego rozwoju zatarciu uległ podział na lewicę i prawicę,
albowiem ruch robotniczy stoczył się do rangi jednego z radykalnych skrzydeł
ruchu protestu drobnomieszczańskiego. Jednym z wyrazów tego upadku jest względna
łatwość przechodzenia radykalnie nastawionej młodzieży ze skrajnie lewicowego do
skrajnie prawicowego ekstremum ruchów drobnomieszczańskich. Alarmowanie i
piętnowanie następującego w ten sposób "sojuszu ekstremów" jest jałowe z tego
względu, że nie podejmuje kwestii przyczyn takich procesów, zadowalając się, a
jakże - na modłę drobnomieszczańską, oskarżaniem jednostek. Tymczasem, "korzenie
zła" tkwią w meandrach ruchów radykalnych, w tym trockistowskiego, szukających
bezskutecznie oparcia w bazie podstawowej, a następnie stopniowo, i z wyjątkami
potwierdzającymi regułę (Lutte Ouvriere), zastępującego ową robotniczą,
proletariacką bazę - bazą zastępczą: radykalną młodzieżą.
Chcemy podkreślić, że zasadniczym kryterium przynależności do rewolucyjnego
ruchu robotniczego jest uznanie nadrzędnej roli klasy robotniczej i jej
interesu. To, co jest uznawane obecnie za lewicę radykalną należy do nurtu
radykalnego drobnomieszczaństwa, które usiłuje wykorzystać tradycje i instytucje
mniej lub bardziej zorganizowanego ruchu robotniczego dla swoich celów.
Drobnomieszczaństwo, ze względu na skrajny indywidualizm swej bazy
członkowskiej, nie jest w stanie samodzielnie wytworzyć własnego ruchu i zawsze
przybiera maski ruchów, na jakich pasożytuje.
Powstaje jednak pytanie, czy postulaty, które wysuwa drobnomieszczaństwo są złe?
Są to wszak postulaty tolerancji, maksymalnej wolności człowieka, nie stojące
przecież w sprzeczności z postulatami wysuwanymi przez klasę robotniczą.
Ogólnikowo piękne postulaty mają jednak tę przykrą cechę, że zamieniają się w
bardzo brzydkie w zetknięciu z brutalnością realnego życia. Albowiem jedną z
cech wyróżniających drobnomieszczaństwo jest całkowite oderwanie od realiów, w
jakich żyje większość społeczeństwa, patrzenie na świat przez pryzmat enklaw,
które stanowią nisze przetrwalnikowe drobnomieszczaństwa. Enklawy stabilności
zatrudnienia, skromnych, ale pewnych płac, brak stresu związanego z ponoszeniem
ryzyka, wydatnie zwiększają skłonności do indywidualistycznego mierzenia się z
życiem, streszczającego się w haśle: "skoro ja nie potrzebuje niczego od innych,
to niech inni niczego ode mnie nie żądają".
Hasło tolerancji jest tak abstrakcyjnie pojmowane, że swą kulminację osiąga w
regule: "Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji - nie ma wolności dla wrogów
wolności!" itd. Nie zauważając sprzeczności między hasłami indywidualistycznymi
a próbą ich wepchnięcia w kolektywne formy działania, drobnomieszczanin
konsekwentny staje się wyznawcą autorytaryzmu. O ile jednak nie prowokują go do
tego szczególne okoliczności, woli zatrzymywać się na etapie umywania rąk i
wycofywania do swej niszy, kiedy tylko spostrzeże, że wysuwanie zasad ogólnych
(imperatywów kategorycznych) z haseł moralności jednostkowej prowadzi do
totalitaryzmu.
Hasło tolerancji może odnosić się do jednostki i stanowić kryterium jej
tolerancyjności wobec cudzych poglądów i zachowań. Jeśli chodzi o zachowania
grupowe, zawsze nadrzędne są interesy danej grupy, inaczej nie stworzono by owej
grupy (chodzi nam o grupy społeczne, a nie o różnego typu grupy inicjatywne czy
kółka miłośników danej formacji politycznej). Zasady indywidualnej przyzwoitości
pozwalają na łagodzenie i nie dopuszczenie do degeneracji. Gorzej, gdy ich
brakuje.
Degeneracja może łatwo pojawić się w państwowej czy innej formie organizacji
społecznej. W swej kontestacji państwa drobnomieszczańscy radykałowie są
podwójnie niekonsekwentni. Żądają ustanowienia wolności i tolerancji jako reguły
panującej, czyli zamiast zniesienia państwa - utrwalenia takiego, które by było
ucieleśnieniem zasad przez nich preferowanych. Nie biorą pod uwagę, że wolność i
tolerancja przejawiają się w bezpośrednich stosunkach między ludźmi, zaś jako
zasady rządzące są pustą kategorią albo regułą prawną poddaną interpretacjom
cwanych prawników.
Od państwa powinno się wymagać jasnych kryteriów działania i możliwości kontroli
oddolnej. A nie, żeby było stróżem moralności. Podobnie jest z organizacjami
politycznymi.
Natomiast zupełnie inaczej jest z ocenami moralnymi. Drobnomieszczanin uważa
prawo do maksymalnej wolności jednostkowej za elementarne prawo człowieka,
jednak wyłącza spod niego prawo do posiadania opinii sprzecznej z jego opinią
(ponieważ jego opinie są przecież zdroworozsądkowo słuszne). Naturalnie, prawo
jednostki do maksymalnej wolności jest ograniczone ogólnikowym hasłem, że
granicą wolności jest wolność drugiego człowieka, jednak zakłada to wizję świata
doskonale homogenicznych i równych sobie monad. Zakłada to również i to, że
każde uleganie złudzeniom jest ryzykiem własnym. Wygodna koncepcja dla
silniejszych, darwinizm społeczny pełną gębą - w jego efekcie, na scenie
pozostaną tylko osobnicy równie silni i dostosowani do społeczeństwa doskonałych
egoistów.
Drobnomieszczanin-pięknoduch żyje samym sobą. Drobnomieszczanin-lewicowy radykał
wychodzi ze swej niszy, ale nie po to, by konfrontować swoje opinie z realnym
światem, ale po to, by strofować rzeczywistych ludzi za to, że nie dorastają do
jego drobnomieszczańskiego ideału.
W swoim schematyzmie i nieskończonej megalomanii nie zauważa, nie może zauważyć,
prymitywizmu własnych poglądów, gdyż dialektyka realnego i postulowanego,
realizowana w klasach tzw. niższych, jest dla niego nieuchwytna.
Klasy niższe mają współczucie i tolerancję dla błędów popełnianych przez młodych
ludzi. Kolektywizm będący udziałem tych klas sprawia, że kwestia nieplanowanej
ciąży jest załatwiana najczęściej małżeństwem. Czy to idealne wyjście? Zapewne
nie, ale nie o ideał chodzi, a o historyczny fakt podlegania jednostki pewnym
normom moralności tradycyjnej, uwewnętrznionej, sankcjonowanej przekazem (wobec
której można i należy się buntować).
Oczywiście, kiedy następuje pauperyzacja społeczeństwa niechciane są również i
dzieci małżeńskie. Bieda powoduje przerażające sytuacje - aborcji domowymi
metodami itp. patologie. Aborcja w warunkach szpitalnych, legalna, jest pewnym
wyjściem w społeczeństwie, gdzie nie jest łatwo sięgnąć po pigułkę
antykoncepcyjną, jako że wszystkie one są opisywane przez Kościół jako pigułki
poronne, a więc jako równie złe. Taka aborcja jako rozwiązanie sytuacji
spowodowanej zapętleniem się osoby z problemem, jest słusznym postulatem, choć
nawet feministki (w przeciwieństwie do drobnomieszczańskich radykałów) nie
posuwają się do twierdzenia, że aborcja jest czymś najwspanialszym pod słońcem;
jest, po prostu, wyborem mniejszego zła.
Drobnomieszczańscy radykałowie ujawniają swoje prawdziwe motywy popierania haseł
aborcji na żądanie, kiedy zabraniają wyrażania potępienia dla niemoralnie
zachowujących się mężczyzn, unikających konsekwencji swego popędu seksualnego.
Wśród klas niższych zazwyczaj różnicuje się oceny moralne w oparciu o
ujawniające się motywy i pobudki. Współczuje się "przyzwoitej" dziewczynie,
która została oszukana, i piętnuje się uwodziciela. Ale też i piętnuje się
kobiety, które seks traktują rozrywkowo. Niekiedy współczuje się kobietom tzw.
upadłym, które nie miały innego wyjścia, jak prostytucją zarabiać na życie. Gama
uczuć jest tu o wiele bogatsza niż u drobnomieszczanina, który wszystkich poza
sobą widzi płasko i jednorodnie, i uważa, że zamiast zróżnicowanego podejścia
należy narzucić jedno rozwiązanie - aborcję, nieważne czy kobieta jej chce, czy
też nie. Jak nie chce, to jej problem, mogła nie mieć kłopotów. Bo taki jest
rzeczywisty stosunek drobnomieszczanina do innego - to potencjalny kłopot.
Kłopot związany z tym, że nawet drobnomieszczanin nie jest całkowicie
uniezależniony od innych w zaspokajaniu swoich potrzeb.
Jeżeli ruch robotniczy przeciwstawia się moralności mieszczańskiej, to czyni tak
na jasnych i przejrzystych podstawach. Potępia zakłamanie mieszczanina, który
swoje osądy moralne uzależnia od zasobności kieszeni. Marks pisał, że pomysł
wspólnoty żon mógł zrodzić się w mózgu mieszczanina dlatego, że tenże traktuje
żonę jako narzędzie produkcji, a od komunistów słyszał o uspołecznieniu narzędzi
produkcji. Mieszczanin sam czyni "niemoralne propozycje", wystawiając własną
żonę na targ seksualny, jeśli wietrzy w tym jakąś korzyść. Jednocześnie obłudnie
oburza się na prostytucję.
Taką obłudę związaną z pieniądzem potępia marksizm i ruch robotniczy, a nie
postuluje upowszechnienia prostytucji jako sposobu na życie, ani nie tworzy z
prostytutek kobiecych oddziałów rewolucji.
Trudno jednak od drobnomieszczanina oczekiwać zrozumienia dla zniuansowanych
postaw i ocen moralnych. Jedyne, na co potrafi się on zdobyć, to powstrzymywanie
się od ocen w tym względzie, co jest przezeń traktowane jako dowód jego
tolerancyjności, wspaniałomyślności, a jest tylko zakamuflowanym wyrazem jego
braku zainteresowania innym.
Radykalizm drobnomieszczański ma jeszcze jedną charakterystyczną cechę
wynikającą z jego indywidualistycznych podstaw. W przeciwieństwie do marksizmu,
lewicowy drobnomieszczański radykalizm odwołuje się do zdroworozsądkowej,
powszechnie przekonującej słuszności głoszonych przez siebie haseł.
Drobnomieszczaństwo bywa za młodu lewicowe, ponieważ do młodych ludzi łatwo
trafia zdroworozsądkowe i ogólnohumanistyczne (acz nie pogłębione) hasło
równości, maksymalnej wolności, wyzwolenia pracy. Bez oporów poszerza to hasło o
inne, które są równie pociągające, bo trudno im odmówić zdroworozsądkowej (tj.
oderwanej od pytania o relacje wzajemne zainteresowanych osób) słuszności, jak
hasła swobody obyczajowej.
W imię oczywistości postulatów lewicy (wszystkich, nie tylko dotyczących swobody
obyczajowej), drobnomieszczanin nie widzi przeszkód, by wyciągać najdalej idące
konsekwencje ze swego radykalizmu, do promocji przemocy i terroru indywidualnego
lub grupowego włącznie. Tak, jak oczywistym wydaje mu się fundamentalizm hasła
wyzwolenia seksualnego, tak samo oczywiste jest dla niego określanie wroga. Jest
nim każdy, kto nie podziela jego zdania. Nie sposób go nie podzielić, skoro
zasadza się na oczywistości. Skoro jednak ktoś ma inne zdanie, to musi być albo
nieuczciwy, albo należeć do obozu przeciwnego. Najostrzejsze słowa czy nawet
inne formy zwalczania, w tym naciąganie faktów, naginanie interpretacji,
pomówienia, są dla niego usprawiedliwione bijącą w oczy oczywistością słusznych
postulatów radykalnej lewicy.
Jednak z czasem okazuje się, że na radykalnej lewicy oczywistość wspólnych
haseł: swobody obyczajowej i maksymalnej wolności, jakoś nie jest zbyt oczywista
i nie wystarcza do utrzymania jedności, nie mówiąc już o poparciu dla
ugrupowania, które idzie najdalej w utożsamianiu się z owymi hasłami. Ponadto,
doszedłszy do ściany i nie osiągnąwszy niczego, młody człowiek często obraża się
i z równą stanowczością szuka podobnej oczywistości, tyle że na przeciwległym
biegunie. Bo wszystko u niego musi być skrajne i totalne. Powszechne i
zdroworozsądkowo słuszne hasła nie prowadzą do jedności lewicy, a w końcu
skutkują erozją pewności, zwątpieniem, w przypadku najbardziej radykalnych
elementów. Jeżeli nie przekształci się taki radykał w organizacyjnego biurokratę
i karierowicza, to ma dużą szansę udać się na rozpaczliwe poszukiwanie
alternatywnych "wartości absolutnych", po to, by w końcu znaleźć się na skrajnej
prawicy, gdzie również dominują hasła niepodważalnie słuszne i nie znoszące
zniuansowania. Szczególnie, że skrajna prawica, jak wynika z analiz Jarosława
Tomasiewicza, adaptowała niektóre hasła lewicowe i sposoby działania.
Gdyby nie nienawiść neofitów zmieniających obozy do dawnych "współtowarzyszy",
sojusze ekstremów zapewne byłyby wyraźniejsze. Na razie dochodzi do zatarcia
różnicy między lewicą a prawicą. Ewolucja od lewicy do prawicy raczej niż
odwrotnie bierze się z faktu, że skrajny indywidualizm drobnomieszczańskiego
radykalizmu ewoluuje z wiekiem w kierunku umiarkowanej akceptacji pewnego
stopnia kolektywizmu, w celu efektywniejszego zagwarantowania swoich praw. Na
tle znajdującego się na lewo od rozumu indywidualizmu drobnomieszczańskiego
radykała, nawet konserwatyzm sprawia wrażenie inteligentniejszej i bardziej
zniuansowanej postaci wolności, gdyż biorącej pod uwagę realne, osadzone w
tradycji, sprzeczności i uwarunkowania społeczeństwa.
Tymczasem, przynależność do rewolucyjnego ruchu robotniczego nie ma nic
wspólnego ze zdroworozsądkową oczywistością prymitywnie pojmowanej wolności
jednostki, zaś marksizm nie jest śmietnikiem, do którego każdy może wrzucać
wszystko, co mu się wydaje słuszną rewindykacją. Tym się właśnie różni od
bezpłodnego, drobnomieszczańskiego humanizmu. Marksizm ma określoną i bardzo
konkretną rolę do odegrania. Rolę nieutopijną, ale nie mniej trudną -
uświadomienie ludziom, jakie są najgłębsze przyczyny ich nędzy i poniżenia oraz
jak można z tym walczyć. Walka o to, jak polepszyć swoją dolę w ramach
społeczeństwa burżuazyjnego siłą rzeczy nie może mieć pierwszeństwa przed celem
nadrzędnym - obaleniem tego społeczeństwa.
Dlatego też wszelkie sojusze można sensownie rozpatrywać biorąc pod uwagę tę
hierarchię ważności zadań. Postulaty "obyczajowe" lewica przejęła w sytuacji
regresu ruchu robotniczego, szukając antidotum na stagnację ruchu, a także
zdradę socjaldemokracji i stalinowskiego "komunizmu". Dziś trzeba wrócić do
korzeni, by jutro można było iść dalej!
26 sierpnia 2003 r.