Sceny strajkowe z dziejów Francji (III)
1936, okupacje fabryk
W maju 1936 r. wybory wygrywa Front Ludowy – sojusz socjalistów, komunistów i radykałów. 24 maja pod Ścianą Komunardów 600 tys. manifestantów defiluje przed przywódcą socjalistów, wkrótce premierem, Léonem Blumem i przywódcą komunistów Maurice Thorezem.
Jean-Pierre DEBOURDEAU
Francję zalewa fala strajków, które obejmują prawie cały sektor prywatny w rolnictwie, przemyśle i handlu. 18 czerwca Léon Jouhaux, nieusuwalny (od 1909 r.!) sekretarz generalny CGT, nadal rozkłada ręce: „Dokładnie nie wiadomo, jak i gdzie wzniecono ten ruch.” Jego wybuchu nie poprzedziło ani nawet mu nie towarzyszyło żadne centralne hasło. W każdym razie jeśli chodzi o przyczynę strajku, to sprawa jest jasna. Wyraża ją piękna formuła Edouarda Dolléansa – to było „spotkanie nędzy z nadzieją”.
Pracownicy, zachęceni do jedności działania, jaką narzucili swoim organizacjom związkowym i partiom, i swoimi sukcesami wyborczymi, mają zamiar wystawić pracodawcom rachunki. Zmiana rządu się opóźnia – trwa miesiąc. Ten strajk to mieszanka poparcia dla Frontu Ludowego i pierwszy przejaw nieufności wobec polityki, którą będzie prowadził. Pracownicy chcą pomóc, co oznacza, że czują, iż będą trudności z dotrzymaniem przezeń obietnic.
Strajk wymusza zawarcie w rządowym pałacu Matignon porozumień, które idą dalej niż program wyborczy. Lecz walka strajkowa radykalizuje bojowników. Po to, aby zastopować ruch, który osiąga punkt szczytowy w dniach od 7 do 12 czerwca, tzn. po porozumieniach z Matignon, teraz (od makijażu) nazwanego Maquignon, trzeba całego autorytetu Thoreza.
Strajk na miejscu pracy – okupacyjny – stosowano w Rosji przed październikiem 1917 r. i we Włoszech w latach 1920-1921, a teraz popularyzuje go Czerwona Międzynarodówka Związkowa. W styczniu 1936 r. przychodzi kolej na USA – u Firestone’a, Goodyeara i Goodricha – a w marcu na Polskę – w łódzkim przemyśle włókienniczym.
Poprzednio we Francji dochodziło tylko do pojedynczych, izolowanych strajków okupacyjnych. A więc – innowacja, imitacja? Trudno powiedzieć. W każdym razie teraz szerzą się z szybkością zarazy. Załogi okupują trzy czwarte objętych strajkiem przedsiębiorstw – również gospodarstwa rolne.
Okupacja to przede wszystkim sposób na ochronę strajku przed groźbą lokautu lub użyciem przez pracodawców – w sytuacji masowego bezrobocia – łamistrajków czy faszystowskich bojówek sabotażowych. Następnie to wzięcie materialnego kapitału fabryki „w zastaw”, aby pracodawcy wybić z głowy ewentualne przejawy złej woli.
Stąd dynamika, którą zawczasu wyczuwają przestraszeni pracodawcy wraz z prawicą i biurokracjami ruchu robotniczego – strajk okupacyjny kwestionuje prawowitość własności kapitalistycznej. To odwet za lata upokorzeń, przystąpienie do działań nielegalnych, najpierw w atmosferze napięcia, potem – powszechnej radości, bo okupacja jest zbyt masowa, aby można było zastosować represje, i łatwo się do niej przyzwyczaić. To już nie „buda”, mówi w wywiadzie pewna robotnica, to „nasza” fabryka.
W przedsiębiorstwach powstaje sytuacja dwuwładzy między okupującymi je załogami a prawowitymi właścicielami, których aparat codziennego komenderowania rozleciał się, jeśli nie został „obłożony sekwestrem” czy siłą usunięty przez załogi. O wszystkim decyduje walne zgromadzenie strajkujących, a jego decyzje wykonują komitet strajkowy i jego rozmaite komisje (do spraw zaopatrzenia, ochrony, konserwacji, informacji, rozrywki...). Okupacja skłania do samoorganizacji. Znacznie poszerza zwyczajową sferę działania ruchu robotniczego, szerzy i odnawia chęć do działania, sprzyja ujawnianiu się indywidualnych i zbiorowych uzdolnień i predyspozycji.
Na listach postulatów figuruje również wola ustanowienia kontroli robotniczej nad produkcją. Po bezowocnych negocjacjach w niektórych oświadczeniach strajkujących pojawia się groźba zorganizowania pracy bez pracodawców lub wystąpienia z żądaniem rekwizycji przedsiębiorstwa przez państwo czy nacjonalizacji. Zresztą w fabryce czekolady Delespaul-Havez w Marcq-en-Bureuil załoga uruchamia produkcję pod swoim zarządem.
Choć w przedsiębiorstwach zatrudniających przeważnie kobiety pracownice przystępują do okupacji, a w zakładach nieprzemysłowych pracownicy robią to samo co załogi fabryczne, gdzie indziej do głosu dochodzą męski szowinizm i „robociarstwo” – supremacja „prawdziwego robotnika”: fabryczne komitety strajkowe „zezwalają” kobietom i pracownikom biurowym nie uczestniczyć w okupacji i faktycznie odprawiają ich do domu.
Zasługą tych komitetów jest to, że istnieją i działają, że na ogół są reprezentatywne dla załóg różnych wydziałów przedsiębiorstw i że składają się z prawdziwych kadr – organizatorów strajku. Jednak rzadko wybiera się je inaczej niż przy pomocy „oklaskomierza” na walnych zgromadzeniach załóg. Nie ma koordynacji komitetów strajkowych – jeśli nie liczyć paru wyjątków i prób: CGT kilkakrotnie zwołuje zebrania delegatów związkowych hutnictwa; działa komitet międzysklepowy, w którym delegaci załóg towarzyszą przedstawicielom organizacji związkowych podczas negocjacji branżowych; wreszcie u Hotchkissa komitet strajkowy próbuje animować koordynację najpierw 33, a następnie – w szczytowym okresie rozwoju ruchu strajkowego – 280 przedsiębiorstw przemysłu metalurgicznego regionu paryskiego.
Czy to przypadek, że właśnie w dniu, w którym powstaje komitet porozumiewawczy załóg tych przedsiębiorstw, Thorez składa znamienne oświadczenie? Strajkujący nie mają żadnego bezpośredniego wpływu na to, co negocjuje się na szczycie, ale Thorez oświadcza, że „strajki, podczas których tylko bardzo sporadycznie postępuje się zgodnie z instrukcjami CGT, nie pociągają za sobą żadnej poważnej kontestacji ze strony kierownictw związkowych – tak, jakby nie było żadnego związku między propozycjami, które się odrzuca, a tymi, którzy je formułują”.
„Robotnicy zajmowali fabrykę, ale fabryka zajmowała robotników” zamiast służyć im za bazę działania. Ten sam problem wystąpił już podczas okupacji fabryk w Turynie w 1920-1921 r. – robotnicy sami zamknęli się w zakładach. Jest ziarno prawdy w interesownym prezentowaniu tego ruchu przez Komunistyczną Partię Francji (PCF) i Francuską Sekcję Międzynarodówki Robotniczej (SFIO, socjalistów) jako ściśle ekonomiczno-rewindykacyjnego. Lecz tylko ziarno, bo tak twierdząc, zapomina się o walce z dyktaturą pracodawców w przedsiębiorstwach i o masowej woli wywierania nacisku na politykę rządu – a przecież to są właśnie podstawowe sprężyny tego strajku generalnego.
Mimo wszystko wydaje się, że strajkujące załogi pozostawiają sprawy ogólnospołeczne przede wszystkim radnym i posłom. Co prawda grozi się marszem hutników na Paryż, ale nie szuka się systematycznie związków ze światem zewnętrznym – nie tworzy się struktur międzyzawodowych, nie nawiązuje się kontaktów ze społecznościami lokalnymi, choć na porządku dnia stoją problemy związane z zaopatrzeniem okupowanych zakładów, z tymi, którzy „pracują na swoim”, nic nie robi się w sprawach żołnierzy, reakcyjnych rad miejskich, faszystów itd. To prawda, że strajkującym brak czasu, aby mogli doświadczyć tego, co daje samoorganizacja, gdy się upowszechnia. Nie uważają się za alternatywę wobec koalicji wyborczo-parlamentarnej, której rządów jeszcze nie przetestowali. Kierownictwo partii komunistycznej dobrze wie co robić. 30 października Thorez zamyka ten rozdział mówiąc: „W obliczu rozwoju reakcyjnych kampanii, które sieją zamieszanie i zwątpienie wśród młodzieży, lepiej nie stosować tej formy walki.”
Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski