Sceny strajkowe z dziejów Francji (IV)
1953, gorące lato sektora publicznego
Sierpień 1953 r. Nieznośne upały – Francuzi wyjeżdżają na wakacje. 4 sierpnia z inicjatywy pocztowców z Siły robotniczej (FO) w Bordeaux wybucha strajk generalny. 15 sierpnia strajkuje 4 mln pracowników służb publicznych i przedsiębiorstw znacjonalizowanych.
Pocztowcy z Bordeaux nie nacisnęli żadnego guzika. Jako skrupulatni związkowcy uznali, że przewidziane przez prawicowy rząd przemysłowca Josepha Laniela posunięcia – reforma ubezpieczeń społecznych, likwidacja 4 tys. miejsc pracy, późniejsze przechodzenie na emeryturę - godzą w zdobycze socjalne uzyskane po wyzwoleniu i że pracownicy nie mogą biernie się temu przyglądać.
Od 20 lipca pocztowcy FO z Bordeaux, Marsylii i Nancy konsultują się ze sobą i wzywają do mobilizacji. 23 lipca CGT wzywa pracowników do „szybkiego i energicznego działania w jak największej jedności”. W Paryżu Powszechna Konfederacja Pracy (CGT) i Francuska Konfederacja Pracowników Chrześcijańskich (CFDT) nie zamierzają pozostawiać inicjatywy w rękach konkurencyjnej centrali FO. 4 sierpnia strajkują wszystkie urzędy pocztowe w kraju. Po godzinie pocztowcy wracają do pracy, ale w Bordeaux działacz związku pocztowców FO Jean Viguié wzywa do bezterminowego strajku generalnego. CGT i CFTC nie mogą zostać w tyle. 5 sierpnia powstaje jednościowy komitet strajkowy pocztowców i podejmuje hasło z Bordeaux. Następnego dnia FO i CFTC, a w ślad za nimi CGT, rozszerzają strajk na cały sektor publiczny. 8 sierpnia strajk ogarnia elektrownie, kopalnie, lotnictwo pasażerskie i koleje.
Rząd to ignoruje i 10 sierpnia wydaje 23 dekrety z mocą ustawy. W odpowiedzi ruch strajkowy ogarnia hutnictwo, banki, ubezpieczenia, biura wymiany walut, budownictwo, produkcję wyrobów chemicznych. W połowie miesiąca Francja jest sparaliżowana, zablokowana. Nie jeżdżą pociągi, nie wywozi się śmieci, nie działa poczta. Na południu producenci winorośli i wina wznoszą barykady na autostradach.
Rząd nie zamierza ustąpić wobec żądań. Odmawia negocjacji dopóki strajkujący nie podejmą pracy. „Rekwiruje” pracowników służb publicznych – wydaje im imienne nakazy powrotu do pracy. Ci demonstrują przed prefekturami i palą wezwania. Rząd stawia opornych przed sądami, ale te nie chcą ich sądzić. Nawet wojsko odmawia zastąpienia strajkujących pocztowców czy pracowników elektrowni.
Oddolnie wybierane komitety strajkowe rosną jak grzyby po deszczu. Działacze FO, CFTC i CGT obradują razem w Sotteville pod Rouen, gdzie ruch jest szczególnie dynamiczny, i w całej Normandii. Jednak duch jedności działania panuje tylko w dołach związkowych. Minęło zaledwie 5 lat odkąd doszło do rozłamu w CGT i powstała antykomunistyczna FO, toteż napięcia i wrogość między obiema centralami ostro dają o sobie znać. Podobnie w sferze politycznej – komuniści i socjaliści nie utrzymują ze sobą żadnych stosunków. Wrogość między nimi pozbawia ruch strajkowy wszelkiego przełożenia politycznego. Gdy jednak posłowie socjalistyczni żądają zwołania sesji Zgromadzenia Narodowego, komuniści udzielają poparcia tej inicjatywie.
Posłowie katoliccy i ministrowie negocjują oddzielnie z CFTC i FO i 20 sierpnia obie centrale wzywają do powrotu do pracy. Uzyskały dwie rzeczy: uczestnicy strajku nie będą karani i nie zmieni się wiek emerytalny. To lichy rezultat. Choć w niektórych sektorach CGT stara się podtrzymać strajk razem z tymi działaczami FO i CFTC, którzy sprzeciwiają się „zdradzie” kierownictw swoich central, około 26 sierpnia strajk wygasa.
Ten strajk był wymierzony w rząd i tym różnił się od strajku generalnego 1936 r., który był wymierzony w prywatnych pracodawców. Był pierwszą masową i bezterminową mobilizacją pracowników sektora publicznego. Swój rozmach bezspornie zawdzięczał oddolnej jedności działania organizacji związkowych należących do trzech różnych central. Rządząca prawica uniknęła klęski tylko dlatego, że niemożliwa była jedność lewicy.
Socjaliści wykluczali wszelkie zbliżenie z komunistami wykorzystując fakt, że w czerwcu 1953 r. ci poparli radziecką interwencję wojskową przeciwko robotnikom strajkującym w Berlinie Wschodnim i nie pozbierali się jeszcze po śmierci Stalina w marcu tego samego roku. Jednak to komuniści poczynili pierwsze kroki na rzecz odprężenia we wzajemnych stosunkach – w grudniu głosowali na socjalistycznego kandydata na prezydenta republiki. To nie wystarczyło – socjalista przegrał i po raz pierwszy od 1877 r. oba najwyższe urzędy – prezydenta i premiera – znalazły się w rękach prawicy. Taka była cena, którą lewicy francuskiej przyszło zapłacić za odmowę jedności działania podczas tego wielkiego strajku.
Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski