Tekst pochodzi z tygodnika Polityka NUMER 37/2003 (2418) http://polityka.onet.pl/artykul.asp?DB=162&ITEM=1133059&MP=1
Ewa Winnicka
Kim on nam
Korea Północna i Wielki Wódz Kim Dzong Il mają na świecie i w Polsce
zagorzałych wielbicieli. Reporterka POLITYKI wmieszała się w to grono.
Korea Północna jest ostatnim nieskalanym przez imperializm
przyczółkiem na Ziemi. I tysiące Europejczyków tęsknią za tą czystością. W
Londynie odbył się pierwszy międzynarodowy kongres przyjaciół Korei. Byłam na
tym kongresie.
Dermot Hudson, czterdziestolatek, londyńczyk, numer trzy w Światowej Organizacji
na rzecz Przyjaźni z Koreą Północną, wyjątkowo ceni koreańskie gabinety
dentystyczne. Plomba służy tam jeszcze szczęce zwykłego obywatela, a nie
bogaceniu się kapitalisty. Więc każdą wizytę w kraju Kim Ir Sena Dermot
wykorzystuje, by leczyć zęby.
Niedawno Dermot Hudson wysłał do przyjaciół pozdrowienia z piątej podróży do
Phenianu. „Dawno nie byłem tak szczęśliwy. Podczas uroczystości z okazji Dnia
Słońca widziałem na żywo towarzysza Kim Dzong Ila. Szedł wyprostowany i tak jak
40 lat temu biła od niego wielka siła. Phenian był w nastroju festiwalowym,
ulice pełne świętujących ludzi, kioski pełne towarów: i napojów, i lodów. Dzieci
trzymały lizaki, a dorośli śpiewali i tańczyli ”.
I tym razem nie widział głodu. Ci, którzy piszą w gazetach o koreańskim głodzie,
są według niego chorzy na umyśle.
Żeby wyjechać do Korei, Dermot – z wykształcenia historyk, z zawodu agent
nieruchomości, z przekonania komunista – musi każdorazowo stoczyć walkę z
właścicielem agencji, która go zatrudnia. – To burżuj. Narzeka, że londyńskie
mieszkania wycenia komunista . Komuniści w dzisiejszym Londynie mają status
trędowatych. Nie zawsze tak było. Ojciec Dermota z powodzeniem lewicował,
należał do Partii Pracy. Pokolenia dziadków bał się wywiad amerykański .– To był
czas, gdy CIA podejrzewała, że połowa agentów brytyjskich służy Moskwie.
Przygoda z Koreą Wodza zaczęła się na studiach .Dermot przeczytał, że pewien
koreański człowiek wymyślił coś jeszcze nowocześniejszego niż marksizm-leninizm.
A w dodatku skutecznie wypraktykował. Wtedy, w czasach szalejącej Margaret
Thatcher, trudno było o pisma Wielkiego Wodza objawiające idee dżucze. Ludzie w
pod londyńskim NewMalden, gdzie tradycyjnie osiedla się koreańska społeczność,
uciekali na sam dźwięk nazwiska Marszałka. (Dziś w New Malden mieszka 15 tys.
Koreańczyków, w tym podobno dwóch z Północy. Mooryang , studentka urodzona w
Seulu, wolałaby jednak ich nie spotkać. Za takie kontakty ściga człowieka
seulska służba bezpieczeństwa).
Funkcjonował jednak wolny rynek, więc w końcu Dermot natknął się w antykwariacie
w Southampton na dzieła zebrane: wszystkie tomy za jedyne 50 pensów. Odtąd wolne
chwile poświęca północnokoreańskiej pasji. I odtwarzaniu endemicznego świata.–
Czy ktoś z was natknął się w sieci na pieśń „Trzymajmy wysoko czerwoną flagę”?
Nie mogę jej znaleźć.
W 2000 r. spotkał w Internecie Shauna, Davida, Bjernara z Norwegii, Juhę Kieksi
z Finlandii, a przede wszystkim Alejandro Cao de Benosa z Barcelony, ducha
sprawczego Sprawy, który od dawna kontaktował się serdecznie z dyplomatycznymi
sferami w Phenianie.
Wszyscy zauroczeni udanym koreańskim eksperymentem politycznym szukali w sieci
braterskiego wsparcia. Według szacunków Dermota w Organizacji działa już 1500
aktywnych przyjaciół Korei. I z dnia na dzień ich przybywa. Prawie wszyscy
urodzili się w świecie dostępnych paszportów, gospodarki rynkowej i wolności
osobistej. Organizacja KFA (Korean Friendship Associacion) ma charakter
internetowy i bardzo oficjalny. Zarejestrowana jest w katalońskim departamencie
sprawiedliwości oraz w Chinach. Jeśli w którejś z oficjalnych gazet zachodnich
ukazuje się wyjątkowo oszczerczy artykuł – aktywiści z KFA reagują błyskawicznie
i natychmiast wysyłają sprostowania. Analogowo, mailowo, a przede wszystkim w
dużej liczbie. Ostatnia fala sprostowań ruszyła za fałszywymi informacjami
dotyczącymi rzekomego zagrożenia nuklearnego ze strony KRLD, która, wiadomo
przecież, od lat występuje z propozycją zawarcia paktu pokojowego z USA.
Wcześniej prostowano informacje: o przypadkach kanibalizmu, do którego wszak nie
dochodzi wśród ludzi sytych, o porwaniach obywateli japońskich, którzy w
rzeczywistości zostawali w Korei na własne życzenie, o karnych obozach pracy,
które tak naprawdę służą samorealizacji . Dzięki pomocy strony koreańskiej rusza
projekt internetowej biblioteki. Chętni wypożyczać mogą dzieła Kim Ir Sena, Kim
Dzong Ila, a także filmy o życiu w KRLD. Wszystko w nowoczesnej wersji cyfrowej.
Alejandro, sekretarz generalny Organizacji, ma pełne poparcie ze strony
północnokoreańskiego rządu. Nadano mu nawet rangę ministra. Według niektórych
towarzyszy Alejandro za swoją pracę otrzymuje koreańskie wynagrodzenie.
Najchętniej, po sąsiedzku, do Organizacji wstępują obywatele Chin, potem Stanów
Zjednoczonych (sam i niepewni, czy w swoim kraju są legalni, czy nie).Wielu
pochodzi z Wielkiej Brytanii, kilku z Finlandii, Szwajcarii, Hiszpanii, Norwegii
i Polski. Większość studiuje, przeważają mężczyźni.
W 50 rocznicę zwycięstwa Wielkiego Wodza w wojnie ojczyźnianej Dermot Hudson
otwiera w Londynie pierwszy międzynarodowy kongres przyjaciół Korei .
Przyjechały oficjalne delegacje z Ameryki i Europy. Ściągnęli cywilni
wielbiciele. Już zasiedli w dostojnej Conway Hall w uniwersyteckiej dzielnicy
Bloomsbury.
Szczegółowy scenariusz kongresu jest przez obywateli zachodnich realizowany
skrupulatnie według przekazanych przez stronę koreańską dyrektyw. Na podeście
stoły obciągnięte zielonym suknem. Za stołami angielscy gospodarze:
przewodniczący Dermot, sekretarz Shaun Pickford, robotniczy delegat ze
Staffordshire oraz dystyngowany David Thompson-Rowlands, syn wyjątkowo zamożnego
kapitalisty z Oxfordu, który dla oczyszczenia umysłu studiuje kimirsenowską
filozofię polityczną.
Za gospodarzami znaczącej wielkości portrety bohaterów. Po lewej: Kim Dzong Suk,
partyzantka, bohaterka antyjapońskiej wojny wyzwoleńczej (wrogowie plotkują, że
szczególnie blisko związana z Wodzem).W centrum: Drogi Wódz Kim Dzong Il. Po
prawej: Wielki Wódz Kim Ir Sen. To jeden z dwóch oficjalnych wizerunków Wodza.
Wersja z lekkim uśmiechem Giocondy. Obrady prowadzone są w atmosferze
wyjątkowej powagi i skupienia, z marszową muzyką w tle. Więc najpierw film
poglądowy o rzeczywistym życiu w Korei. Drogi Wódz Kim Dzong Il gospodarskim
okiem dogląda pracy przy taśmach produkcyjnych. Obserwuje porządek w
nowoczesnych szpitalach i skomputeryzowanych szkołach.Następnie obywatele,
którzy w spontanicznym geście upamiętnienia historii przemierzają trudne szlaki
antyjapońskich partyzantów. Obywatele maszerują przez ośnieżone góry. Śpiewają.
Widać wyraźnie, że wszyscy mają kurtki i buty. Oprócz oczywistych korzyści z
wzajemnego spotkania w realu, kongres będzie służyć:
• wystosowaniu rezolucji o sprzeciwie wobec agresywnej polityki USA,
• wysłuchaniu przemówień zaproszonych koreańskich i brytyjskich towarzyszy:
- Ri Song Ho, ambasadora KRLD w Wielkiej Brytanii (– Wzywam Amerykę do
podpisania paktu o nieagresji i wycofania się z południowej części półwyspu!),
– Chrisa Colemana, rzecznika angielskich Rewolucyjnych Marksistów-Leninistów (–
Niech nikt nie przekręca historii. Pół wieku temu to opętane przez USA
południe napadło na tereny północne!), – Andy Brooksa, sekretarza
generalnego Partii Nowych Komunistów (– D zielny towarzysz K im Ir Sen
rozgromił imperialistów zachęcając narody do walki o własną wolność, a teraz
Drogi Kim Dzong Il zjednoczy bezpiecznie koreańskie kraje!),
• uczczeniu minutą ciszy ofiar koreańskiej wojny ojczyźnianej,
• oraz na koniec: przekąsce i dyskusji. Conway Hall pęka w szwach.
Pod względem inicjatyw własnych część sprawozdawczą wygrywa z pewnością
oficjalny delegat z Finlandii. Juha Kieksi jest doświadczonym działaczem,
członkiem Komunistycznej Partii Finlandii . Wierzy, że jeśli odpowiednio często
będzie się pisać całą prawdę o Korei, to ludzie w końcu w nią uwierzą. To
sprawdzona historycznie metoda.
Juha mieszka w środkowej Finlandii. Do 1995r. należał do Towarzystwa Przyjaźni
Fińsko-Koreańskiej, które jednak rozpadło się, kiedy ze względów
oszczędnościowych Koreańczycy zamknęli swoją ambasadę w Helsinkach. Działalność
polityczna Juhy to redagowanie ulotek, pism i broszur .Jest jednak ograniczona
złym humorem małżonki oraz rosnącymi potrzebami syna. Działalność ta, jak za
dawnych rewolucyjnych czasów, prowadzona jest więc nocami. Za dnia Juha dokonuje
inspekcji gospodarstw rolnych z ramienia rządu. I z przerażeniem patrzy w
przyszłość, kiedy Unia Europejska przyjmie nowych członków. Część produkcji
rolnej przeniesie się do tańszej znacznie Estonii, a rolnicy fińscy zostaną na
lodzie. Moloch europejski, jak również hegemonia Ameryki przeraża Juhę. Dużo
bliższa jest już realizowana przez komunistów koreańskich idea silnej
niezależności. Uważne balansowanie między Rosją i Chinami. Opór wobec żądań
Ameryki.
Protest przeciw terroryzmowi amerykańskiemu jest podstawową współczesną
płaszczyzną porozumienia lewicowych osób w Organizacji. Juha dwukrotnie
wizytował Koreę. Raz studiował w Akademii Dżucze pod Phenianem. Widział sytych,
szczęśliwych, ubranych lepiej niż w Pekinie ludzi. To prawda: ludzie ci nie
pili coca-coli.
Mimo dojrzałego wieku delegat ze Staffordshire wciąż mieszka u swojej mamy i
pracuje w fabryce odzieżowej. Rejon delegata Pickforda jest sparaliżowany
bezrobociem i nędzna posada nie pozwala na wynajęcie mieszkania. Delegat ma dużo
czasu, więc może poświęcić się studiowaniu idei dżucze i analizowaniu stosunków
międzynarodowych pod kątem jej założeń. Więc gdyby Warszawa jakieś pół wieku
wcześniej doceniła wartość idei dżucze, dziś polskie dzieci nie umierałyby z
głodu na śmietnikach.
Shaun ma gotową odpowiedź na pytanie, dlaczego w Polsce nie udał się komunizm.
Komunizm nie udał się z winy nieudolnych powojennych pseudokomunistycznych
liderów, którzy w 1944 r. najpierw naiwnie uwierzyli, że Stalin ma poukładane w
głowie, a po jego śmierci przestali w ogóle wierzyć w rewolucję i rozluźnili
zachodnie granice. Przez te wszystkie graniczne nieszczelności latami wlewała
się do Polski amerykańsko-brytyjska trucizna imperialistyczna, która osadzała
się w głowach i sercach mas robotniczych, i w końcu rozsadziła kraj od środka.
Shaun nie może wykluczyć, że polscy liderzy robili to zupełnie celowo, będąc na
usługach obcego wywiadu. W każdym razie Polska straciła szansę na doskonały
ustrój, który gwarantuje wolność, niezależność i – wystarczy właściwie spojrzeć
na pierwszego lepszego Koreańczyka – przynosi szczęście człowiekowi. (Wielka
Brytania, Shaun żałuje, nigdy nie miała tak wielkiej szansy na dziejową
sprawiedliwość. A teraz u boku diabelskiej Ameryki brnie ku piekłu). Polska i
Wielka Brytania nie miały po prostu swojego Kim Ir Sena: wodza, ojca,
nauczyciela, opiekuna, filozofa.
Zagranica, w najrozmaitszych swoich przejawach, dość mocno irytuje i Shauna, i
Dermota. Zwłaszcza w Londynie o tej porze roku.– Proszę, stoimy na Piccadily
Circus, ale żeby dojść milę do mostu Westminsterskiego, tam za rogiem, zejdzie
ponad godzina . To przez watahy turystów, zwłaszcza japońskich i amerykańskich,
które kompletnie destabilizują to miasto.
Gdyby Londyn był Phenianem, na przestronnych, pustych ulicach w każdej chwili
mógłby wylądować samolot, który nie zaplątałby się w wiszącą elektryczną
trakcję. W zaułkach nie rzęziliby alkoholicy, narkomani i mordercy, liczne parki
wypełniałby śpiew dzieci, zwykły człowiek nie ginąłby na przejściu pod kołami
rozszalałych aut, a cholerni turyści chodziliby gęsiego wyznaczonymi szlakami.
Dzięki obligatoryjnym pracom społecznym chodniki nie tonęłyby w śmieciach, a
wypielęgnowane drzewa cieszyłyby wzrok przechodnia. Każde koreańskie drzewo
przydrożne ma bowiem swojego odpowiedzialnego opiekuna.
Jeśli zwiędnie, opiekun ma kłopoty.
David, obywatel Oxfordu, miłośnik idei dżucze, też ma czasem dosyć zagranicy
widocznej latem na ulicach zabytkowych angielskich miast. Często sięga więc po
remedium. Otóż David spędza wakacje na ekskluzywnych wycieczkach po Morzu
Śródziemnym lub Karaibach. Jest spokój, jest słońce i czas, by przestudiować
dzieła zebrane Wielkiego Wodza Rewolucji.
Porzeczki przyjaźni
Stanisław Dobek, sadownik, mieszka w Kleczanowie i działa w PSL, Ochotniczej
Straży Pożarnej, Towarzystwie Miłośników Wsi Kleczanów, Muzeum Ruchu Ludowego w
Warszawie oraz w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Północnokoreańskiej.
Przygoda z Koreą rozpoczęła się od zaproszenia, które w 1997 r. pod adresem
muzealników wystosowała północnokoreańska ambasada. Na przyjęciu Stanisław Dobek
się wzruszył. Pan
Kim Dżu Dok, sekretarz, opowiedział o żywiole, który nawiedził kraj i o pewnych
brakach ryżu, który w obecnej sytuacji państwo może kupić wyłącznie za gotówkę.
Więc pan Dobek od razu zaprosił pana Doka do Kleczanowa, a na spotkaniu z
gospodarzami zebrał tysiąc złotych w ramach pomocy żywnościowej dla koreańskiego
narodu. Potem wydarzenia potoczyły się szybko: –Rozwijała się między nami nić
sympatii. Do Kleczanowa przyjeżdżali goście z ambasady, zwiedzali nasze
gospodarstwa, byli zadowoleni. Odpowiadali na trudne pytania o kult jednostki
.Więc pomyśleliśmy: niech przyjadą koreańscy sadownicy i zdobędą nowe
doświadczenie.
Na początku września ubiegłego roku do Kleczanowa przyjechali trzej koreańscy
rolnicy i jeden działacz komitetu wykonawczego partii z Phenianu. Pracowali
cztery miesiące.– Widać było, że traktory prowadzą niepewnie, jak również wózki
widłowe. Wydaje się ,że uprawy w Korei nie są jeszcze zmechanizowane. Niemniej
uczyli się bardzo szybko. To bardzo kulturalni, zdolni i uprzejmi ludzie. Choć
spięci, na tematy polityczne nierozmawiający.
W tym roku przyjedzie następna grupa. Nauczą się sadzić porzeczki, które na
razie nie rosną w ich rodzinnym kraju. Stanisław Dobek przygotował się do wizyty
merytorycznie.– Biorąc pod uwagę podstawy konfucjonizmu, setki lat izolowania od
świata pozachińskiego, tradycje wodzowskie oraz lata twardej japońskiej ręki,
wierzę, że obecny system może przynosić obywatelom Korei szczęście i
satysfakcję. Koreańczycy bardzo potrzebują silnego gospodarza.
Syn odjeżdża na lewo
Bartek Pataląg jest polskim delegatem Światowej Organizacji na rzecz Przyjaźni z
Koreą Północną.
W lipcu otrzymał odznakę zasłużonego dla Sprawy. Odznaczenie jest rezultatem
sukcesu polskiej internetowej strony Organizacji. Zawiera ona cenne źródła
historyczne, takie jak artykuły „Trybuny Ludu” z okazji wizyt Kim Ir Sena w
Polsce oraz zupełnie aktualne informacje gospodarcze, które świadczą o wielkiej
gotowości północnokoreańskiej gospodarki do współpracy. Bartek ma 19 lat i w
czerwcu zdał maturę. Kilka lat temu obejrzał „Defiladę” Andrzeja Fidyka,
dokument zrealizowany podczas obchodów 40-lecia istnienia Koreańskiej Republiki
Ludowo-Demokratycznej. I pokochał Koreę: za widoczną na ekranie cudowną
organizację, za dbałość o czystość otoczenia naturalnego, za nieudawany
entuzjazm społeczny, za miłość, którą koreańscy ludzie darzą swoich przywódców.
Rodzice delegata byli niemile zaskoczeni. Ojciec należał do Solidarności. Więc
dlaczego syn odjeżdża w lewo?
Licealista zajął się żmudną lekturą i zdobywaniem wszelkich niezależnych
informacji o ulubionym kraju, poszukiwaniami internetowymi oraz pisaniem listów
do koreańskiej ambasady. I ambasada chętnie pomogła w dostarczaniu informacji.
W majową niedzielę pod dom w Radomiu podjechał Opel Kadet Kombi z panem Pak Song
Cholem, attaché kulturalnym KRLD, jego żoną i córkami. – Koreańscy goście
potwierdzili, że główna ulica Phenianu posiada 13 pasów ruchu w jedną stronę. Na
oficjalnej stronie Organizacji Bartek relacjonuje.„Po ponaddwugodzinnym
spotkaniu (...)przekonałem się, że Koreańczycy to wspaniały, miły naród, a
wszystkie oczerniające informacje płynące z imperialistycznych mediów można
między bajki włożyć ”.
Na razie Bartek spodziewa się od rodziców własnego samochodu w związku ze
szczęśliwie zdanymi egzaminami na studia.
Głodni nie śpiewają
Sławoj January Guzowski jest z zawodu inżynierem oraz politologiem. Przez 9 dni
podróżował po Korei. Efektem są cztery pozycje książkowe i liczne prelekcje w
szkołach i uniwersytetach.
Guzowski znajduje znaczące paralele między warunkami życia mieszkańców Warszawy
i Phenianu. „Nawet topograficzne usytuowanie Stolic jest zbieżne. Przez Phenian
przebiega szeroka rzeka Tadeong, dzieląc uroczą metropolię na dwie części, a
stolicę Polski również na dwie części dzieli szeroka rzeka Wisła ” – pisze
Guzowski w wydanej sześć lat temu książce „Korea i Przywódca narodu koreańskiego
Prezydent Kim Ir Sen ”. – Korea ma za sobą pięć tysięcy lat państwowości, Polska
tysiąc, a Stany Zjednoczone trzysta. Powinniśmy się uczyć
od Korei, o której wysokim poziomie kulturalnym i cywilizacyjnym niech świadczy
fakt ,że śpiewa i tańczy tam 35 tys. zespołów folklorystycznych. Przecież głodni
nie śpiewają!
Świat nie powinien się dziwić, że naród koreański pozbawiony wszelkiej
militarnej pomocy sam sobie zapewnia bezpieczeństwo.– Zapewniam, że obywatele z
pełnym przekonaniem odmawiają sobie drugiej łyżeczki cukru do herbaty. Wiedzą,
że ta druga łyżeczka posłuży armii ,która będzie strzegła ich spokoju.