Tekst pochodzi z Gazety Wyborczej z 24 września. Nadesłał go "fungini" za co serdecznie dziękujemy. Brak perspektyw w systemie kapitalistycznym zmusza ludzi do używania przemocy. Bohater tego artykułu pewnie zostanie nazwany "psychopatą", "narkomanem" i trafi do więzienia lub szpitala psychiatrycznego gdzie wszyscy o nim zapomną. Zamykanie przeciwników politycznych w szpitalach psychiatrycznych, jest już sprawdzoną metodą walki z opozycją w krajach totalitarnych. W tej chwili metody tej używa się przede wszystkim w Rosji. W ciągu ostatnich kilku lat, trafiło tam wielu rosyjskich komunistów z AKM i innych organizacji, gdzie są codziennie torturowani i szprycowani narkotykami.
Lidia Ostałowska, Mateusz Zieliński
Dlaczego Adrian wdarł się do TVP
Adrian M., będąc pod wpływem narkotyku,
wdarł się do gmachu telewizji przy ul. Woronicza. Podczas przesłuchań wyjaśnił,
że chciał dostać się na wizję, by "ostrzec innych młodych ludzi przed zgubnymi
skutkami zażywania narkotyków" Adrian M., który próbował wedrzeć się na antenę 2
TVP, nie był samotnym szaleńcem. W jego rodzinnym Tomaszowie Mazowieckim jest
grupa podobnie myślących młodych ludzi, dla których stał się bohaterem. -
Pokazał drogę - mówią. Już nazajutrz po akcji w TVP przyjaciele Adriana szukali
kontaktu z mediami. Telefon w warszawskiej redakcji "Gazety" zadzwonił w
poniedziałek późnym wieczorem: - Przyjedźcie, opowiemy, kim jest Adek.
Spotkaliśmy się z nimi na przystani w Tomaszowie Mazowieckim. Na trawie siadło
20 młodych ludzi z różnych środowisk - studenci, robotnicy, bezrobotni,
dresiarze, skejci.
- Po co Adrian poszedł do telewizji? - zapytaliśmy.
- Żeby zaprotestować przeciw obecnej polityce i ustrojowi - tłumaczy Krzysztof,
22 lata, przyjaciel Adriana. - Powiedzieć ludziom to, co wszyscy myślimy: że
pozycję w Polsce zdobywa się nieuczciwie, a prawo kreują ci, którzy stoją ponad
prawem. Te przetargi, te odprawy...
- Adrian wiedział, że nawet jeśli uda mu się wystąpić, to i tak go zamkną -
dodaje 20-letnia Ania. - Ale uważał, że warto. Pokazał, że w Polsce można się
zbuntować. A dlaczego nie pozwolili mu wystąpić? Tak się tam boją prawdy?
Przecież w demokracji każdy może powiedzieć, co chce. A telewizja jest
publiczna!
Koledzy i przyjaciele nie znają dokładnie treści, jakie Adrian chciał wygłosić
przed kamerami. Domyślają się jedynie.
Daniel: - Adzio miał powiedzieć ludziom, że nie muszą się poddawać presji, która
każe każdemu robić karierę i pieniądze, w czasie gdy pracy nie ma.
Krzysztof: - Nie podobał mu się ten polski realny kapitalizm. Tak jak nam. I tak
jak my chciał wyzbyć się uzależnienia od pieniądza i cywilizacji.
Inny kolega: - Tu się już nie da wytrzymać! W Tomaszowie jest 24-proc.
bezrobocie. Ja w ciągu pięciu lat tylko miesiąc przepracowałem legalnie. A
na czarno płacą po trzy złote za godzinę! To wyzysk.
- Nikt się z nami nie liczy i nie jesteśmy nikomu potrzebni. Chcieliśmy założyć
klub, aby było się gdzie spotykać. Są opuszczone hale fabryczne, byliśmy gotowi
wyremontować je sami, poszliśmy do urzędu miasta, żeby nam pozwolili. Olali nas.
- Adek nie miał innego wyjścia niż przemoc. Nie wpuścili go do studia po
dobroci, to wyciągnął pistolet. Ale tam nie było kul.
Później policja potwierdza: w gazowym pistolecie, którym Arkadiusz M.
sterroryzował strażnika, nie było ładunków.
Agnieszka: - Teraz, kiedy w telewizji pokażą terrorystów, nie będę ich potępiać,
zanim nie dowiem się, o co im chodzi. Bo naprawdę terrorystami są
politycy, a nie Adzio.
Co się stało w niedzielę
Adrian M., będąc pod wpływem narkotyku, wdarł się do gmachu telewizji przy ul.
Woronicza. Wziął zakładnika i grożąc mu śmiercią, żądał wpuszczenia na wizję. Po
trzech godzinach negocjacji obezwładnili go antyterroryści. Wczoraj sąd
zastosował areszt na trzy miesiące.
Podczas przesłuchań w prokuraturze podejrzany wyjaśnił, że chciał dostać się na
wizję, by "ostrzec innych młodych ludzi przed zgubnymi skutkami zażywania
narkotyków"
Kim jest Adrian M.
Wysoki blondyn. Syn nauczycielki i dziennikarza, mieszkał z babcią. Przerwał
studia informatyczne, by - jak mówił znajomym - "nie być maszyną". Wcześniej
wzorowy uczeń liceum. Z polskiego najlepszy w szkole. Pisał artykuły do "Echa
Tomaszowa". Na forach internetowych podpisywał się
"Człowiek z Księżyca". Jego ulubionym filmem był "Ghost Dog. Droga samuraja",
opowieść o honorze, której pozytywnym bohaterem jest zawodowy zabójca -
uważający się za samuraja Murzyn.
Popalał marihuanę, ćwiczył sporty walki, w domu urządził siłownię. Ochroniarz
przetrzymywany przez Adriana Ochroniarz, którego Adrian przetrzymywał podczas
próby wejścia do studia TVP w Warszawie, jest już w domu. Czuje się dobrze, ale
przynajmniej do końca tygodnia nie wróci do pracy. Pozostaje pod opieką
psychologów. - Jest spokojny, mógłby już pracować, ale należy mu się odpoczynek
- mówi Janusz Marek, komendant ochrony TVP.
29-letni Tomasz w ochronie telewizji pracuje od czterech lat. Trafił tu po
wojsku i tak jak wszyscy ochroniarze przeszedł szkolenie antyterrorystyczne. -
Dlatego doskonale wiedział, co robić, i świetnie się zachowywał - mówi komendant
Marek. Ochroniarz trzymany na muszce nawet zdobył się na blef. Przytaknął na
pytanie zamachowca, czy ma dzieci. W ten sposób chciał wzbudzić większą litość w
desperacie. W rzeczywistości jest żonaty od roku, ale potomstwa się jeszcze nie
doczekał.
Kim są koledzy Adriana?
Tomaszów Mazowiecki: 70 tys. mieszkańców, filia Uniwersytetu Łódzkiego, 12 szkół
średnich. Jedno kino - Włókniarz, jeden dom kultury, żadnego teatru. Na głównym
placu Kościuszki odpadające tynki, neony z epoki Gomułki, a na przystanku stary
jelcz.
Przyjaciele Adriana: - Jesteśmy alternatywą. Porządny młody człowiek z Tomaszowa
ma włosy na żel, nosi dżinsy i obcisłą koszulkę. Nie pasujemy. Ludzie patrzą na
nas z odrazą na ulicy. Dziewczyny opowiadają, że lubią spędzać czas na
"misjach". To wypad poza miasto, leżenie na trawie i gapienie się w niebo: -
Daleko od Tomaszowa cieszymy się, że jesteśmy wolni od tego betonu. Tu nie ma
pubów ani żadnej dyskoteki, tylko zwykłe bary. Samemu trzeba szukać wrażeń. Są
oczytani. Niektórzy malują, grają, komponują, interesują się fotografią.
Krzysiek, 22 lata
Czarne spodnie, czarna koszula, czarna bejsbolówka na czarnych kręconych
włosach. Niektórzy nazywają go "Szatan". Na prawej dłoni wytatuowany pentagram.
- To ochrona przed złem - tłumaczy. Z Adrianem znają się od dziecka. Razem
chodzili do podstawówki. Potem Krzysiek skończył najlepsze liceum w mieście,
poszedł do szkoły oficerskiej, rzucił ją, poszedł do akademii ekonomicznej,
rzucił ją, nie może znaleźć stałej pracy: - Boli nas ten system, ale Adriana
bolał najbardziej.
Ania, 20 lat
Okrągła buzia, ćwiek w dolnej wardze. Na głowie dredy. Spod rękawa koszuli z Che
Guevarą wygląda tatuaż. We wrześniu zaczęła naukę w klasie maturalnej. Uczy się
wieczorowo, nie pracuje. Adriana poznała przed dwoma laty u kolegi. Lubią się,
nic więcej. Według Ani Tomaszów to ciemnogród: rządzi Kościół, a ludzie są
zamknięci w sobie, nietolerancyjni.
Agnieszka, 20 lat
Koszulka z kolorowym obrazkiem z japońskiej kreskówki. Długie dredy, kolczyk w
nosie. Uczy się w tym samym liceum wieczorowym co Ania, ale jest o klasę niżej.
Tomaszów to dla niej wcielenie prowincjonalizmu. Świadczy o tym szumne otwarcie
McDonalda tego lata, z udziałem miejscowego establishmentu.
Daniel, 22 lata
Łysa głowa, sportowe buty, hiphopowa smycz na szyi. Skończył prestiżowe liceum
plastyczne w Łodzi, teraz w szkole pomaturalnej uczy się grafiki komputerowej.
Mówi: - Z Adkiem nazywaliśmy się braćmi. Nie odważyłbym się zrobić tego co on,
ale zgadzam się z nim. Pokazał mi drogę.
Komentarz: Pogarda dla dekalogu
Można się oczywiście pochylać z troską nad młodymi z Tomaszowa, dla których
Adrian, terrorysta z telewizji, jest bohaterem i męczennikiem. Pogardzani,
niepotrzebni, wykluczeni, bezrobotni, zbuntowani... Słowem, ofiary
społeczeństwa.
Nie prowadzi to jednak do niczego sensownego. W umysłach tych młodych ludzi
wszystko się miesza ze wszystkim - cały świat jest zły i ich krzywdzi. Wczuwanie
się w ich dusze prowadzi do usprawiedliwienia ślepej agresji jako sposobu
zaistnienia. Przecież już teraz młodych ludzi z Tomaszowa nie sposób przekonać,
że to, co zrobił Adrian, to nie heroizm, tylko bandycka przemoc, która mogła się
skończyć tragedią, gdyby np. któryś z antyterrorystów stracił nerwy i zaczął
strzelać. Niczym nie można usprawiedliwić przystawiania człowiekowi pistoletu do
głowy.
Bezrobocie, brak perspektyw, prowincjonalne wykluczenie, przemoc, przestępczość
- to społeczne plagi, które trzeba zwalczać. Ale nie można się godzić, by
uzasadniały gwałt i brutalność. Bo jeszcze gorszą społeczną chorobą jest
tolerowanie postawy: to inni są winni, że nie jestem taki, jaki chciałbym być.
To "system" jest winny, że mi się nie udaje. W sobie winy nie widzę; za własne
życie, za to, co robię, sam nie ponoszę odpowiedzialności.
Nie wolno tłumaczyć bandyty tym, że miał pod górkę do szkoły. Już i tak za dużo
tego słyszymy: usprawiedliwianie desperacją górników podpalających na
demonstracji policjanta; terrorystów - nędzą Trzeciego Świata; uczniów
amerykańskich szkół masakrujących kolegów z karabinu maszynowego - złym
wychowaniem i materialistycznym otoczeniem. Takie myślenie to leczenie dżumy
cholerą. Pogarda dla dekalogu, który ludzie
przecież dobrze znają. I to nie z telewizji.
Lidia Ostałowska, Mateusz Zieliński
Gazeta Wyborcza 24-09-2003