Tekst pochodzi ze strony Witryna Socjalistyczna http://www.socjalizm.cc.pl/
Historia Komuny Paryskiej 1871
KOMUNA PARYSKA 1871 to pierwsza proletariacka rewolucja i pierwszy rząd klasy
robotniczej funkcjonujący w Paryżu w okresie od 18 marca do 28 maja 1871 roku.
Uczestniczyło w niej wielu Polaków. Po stłumieniu Komuny wielu komunardów
zostało straconych bądź deportowanych do Nowej Kaledonii.
Nie będącym w temacie podaję, że Komuna Paryska nie jest tożsama z wcześniejszą
burżuazyjną tzw. Wielką Rewolucją Francuską jaka miała miejsce w latach 1789 –
1799 zakończonej 18 brumaier`a 1799 roku zamachem ze strony Napoleona. W czasie
Wielkiej Rewolucji Francuskiej także funkcjonowała i jest historycznie znana
nazwa komuna paryska ale jako organ samorządu miejskiego Paryż.
Natomiast w 1871 roku KOMUNA PARYSKA to określenie całego zrywu rewolucyjnego.
Była ona krótkotrwałą formą władzy rewolucyjnej proletariatu. Karol Marks nazwał
ją „ rządem klasy robotniczej „ . Komuna Paryska wydała wiele dekretów i uchwał
o nacjonalizacji warsztatów, oddzieleniu kościoła od państwa, czy laicyzacji
szkół. Chociaż dekrety te pozostały w przeważającej większości na papierze,
stały się one punktem wyjścia dla wielu pokoleń socjalistów.
Komuna Paryska była w znacznym stopniu ruchem narodowym, który usiłował przejąć
obronę Francji z rąk rządu burżuazyjnego nie potrafiącego obronić kraju przed
Prusakami.
Równocześnie Komuna Paryska była ruchem różniącym się od innych wcześniejszych
zrywów społecznych wyraźnym funkcjonowaniem idei socjalistycznych w świadomości
zbiorowej komunardów pozostających pod wpływami PIERWSZEJ MIĘDZYNARODÓWKI.
Wstęp Jerzego Borejszy do polskiego wydania Historii Komuny Paryskiej 1871 Lissagaray`a
..............Dzisiaj wyblakły bardzo barwy tego czasu.
Ale pół wieku temu żyli jeszcze towarzysze walki Lissagaraya — ostatni
komunardzi. Dyrektor Mennicy z czasów Komuny, brązownik Zephirin Camelinat zmarł
w 1932 roku. W ciągu długiego życia wielokrotnie mógł oglądać swój portret w
różnych wizjach literackich. Nie zawsze patetycznych. Trafił i do znanej
satyrycznej piosenki robotników francuskich jako „Camelinat, chluba kraju" —
ten, który w każdej kafejce korzysta ze stołów jako trybuny do przemówień.
Byli komunardzi legendą żywą. Z dramatów i poezji Wiktora Hugo, Henrika Ibsena,
Walta Whitmana czy Mihaila Eminescu. Do Polaków przemawiali najpierw z
opowieści świadków naocznych 1871 roku, później z „Płomieni" Brzozowskiego i
„Komuny Paryskiej" Władysława Broniewskiego.
Wiadomo, że Lenin, nieskory do zbytniego uzewnętrzniania swoich uczuć, w
styczniu 1918 roku, kiedy wyliczył, iż władza radziecka w Rosji trwa już o dzień
dłużej od Komuny Paryskiej, tańczył z radości na śniegu. Kiedy zmarł sześć lat
później, złożono go w mauzoleum na Placu Czerwonym spowiniętego w sztandar
jednego z batalionów paryskiej gwardii narodowej z 1871 roku.
Stała się Komuna Paryska legendą—mitem dla robotników i socjalistów całego
świata. Tak wielkim, że przesłaniał często rzeczywistość historyczną..
Komuna Paryska przyszła jako odpowiedź na czasy, kiedy samo noszenie czerwonego
krawata lub innego ówczesnego oznacznika swobód demokratycznych powodowało
uwięzienie; kiedy z katedr College de France czy Sorbony usuwano największe
znakomitości naukowe (wśród nich i Adama Mickiewicza) za krytycyzm wobec władzy;
kiedy krewny Napoleona III mógł na początku 1870 roku bezkarnie zastrzelić
dziennikarza, mówiącego mu prawdę w oczy; kiedy tysiące Francuzów, a wśród nich
pisarze tej miary, co Wiktor Hugo, musiało uchodzić na obczyznę.
System stworzony w rezultacie zamachu stanu, dokonanego 2 grudnia 1851 roku
przez Ludwika Napoleona Bonaparte, opierał się na sile i demagogii. Niewielka
grupa cynicznych i bezwzględnych spiskowców, szermując hasłami jedności
narodowej i władzy dla ludu, zaprowadziła rządy twardej ręki i w 1852 roku
ogłosiła Francję Cesarstwem.
Oporą władzy stał się celowo przepłacony, sprawny i nie nazbyt liczny aparat
biurokratyczny oraz policja i armia. Zlikwidowano swobody zdobyte we
Francji w 1848 roku, w dobie Wiosny Ludów: wolność prasy, zgromadzeń, wierzeń
religijnych. Wybory stały się fikcją. Ludność mogła głosować tylko na kandydatów
rządowych; w wypadku dużej absencji lub sprzeciwów prefekci i policja fałszowali
wybory. Ludność w urządzanych od czasu do czasu głosowaniach
powszechnych—plebiscytach— nie miała możności wyboru, mogła się tylko opowiadać
za Napoleonem III lub przeciwko niemu. Oponentów nie brakowało, ale ich „nie"
tonęło zazwyczaj w powodzi karnych, bezmyślnych lub zastrachanych „tak". W dobie
plebiscytu 1870 roku Honoriusz Daumier naszkicował swój słynny rysunek „Burżuj",
przedstawiający rozmowę francuskiego mera z dwoma prostymi wyborcami:
— Panie merze, cóż więc to jest to słowo „plebiscyt"?
— Jest to słowo łacińskie, które oznacza „tak".
Napoleon III przekształcił wojsko w ślepe narzędzie reżymu. Jakżeż jednobarwny
jest portret tego korpusu oficerskiego, stanowiącego w latach 1870— 1871 o
obliczu armii francuskiej! Tych, którzy nie zawahali się przed wojną domową!
Nader sugestywną charakterystykę jego dał ostatnio były szef sztabu armii
francuskiej — Andre Zeller, człowiek bynajmniej nie socjalizujący, który
kilkuletni pobyt w więzieniu za udział w 1961 roku w puczu Challe'a—Jouhauda—Salana
wykorzystał na studia nad Komuną Paryską. Doszukiwał się w niej —jak i wielu
jego rodaków — nauk i paraleli historycznych z rzeczywistością dzisiejszej
Francji.
Zeller w swojej dopiero co wydanej monografii zwraca uwagę na zaskakującą
jednorodność kariery wyższych oficerów Napoleona DI: daty awansów, kampanie,
odznaczenia, typowa dla wszystkich brawura posunięta aż do okrucieństwa,
małżeństwa w obrębie tej samej kasty łączyło ich wszystko.
„Wstąpili na służbę — pisze Zeller — przy Karolu X lub Ludwiku Filipie i
przeżyli trzy lub cztery reżymy. Algieria, która stanowiła scenę ich życia
wojskowego, najczęściej stawiała ich na uboczu nagłych zmian opinii publicznej.
Ale na wszystkich kryzys lat 1848—1851, który zastał ich w stopniu kapitanów,
majorów czy podpułkowników, wycisnął swoje piętno; utrata prestiżu w lutym 48,
uliczne walki czerwcowe, zamach stanu 2 grudnia (...) od tych czasów większość z
nich opowiadała się «za porządkiem» i zarazem nie miała zaufania do republiki.
Wreszcie, Cesarstwo trzymając ich osiemnaście lat pod korcem, czyniąc z nich
zawodowców biorących udział w dalekich kampaniach, obsypanych zaszczytami,
odseparowanych od kraju, bez większej samoświadomości, bez wysiłku myśli,
zrobiło z nich po prostu swoje narzędzie
Tym narzędziem posłużono się później przeciwko robotnikom paryskim. Jak pisze
Zeller: „Mało oficerów, zwłaszcza wśród kadry dowódczej, odczuwało skrupuły
przystępując do walki przeciwko Francuzom".
Gorzej spisała się kadra dowódcza armii w walce z wrogiem zewnętrznym —
Prusakami. 19 lipca 1870 roku rząd Napoleona III, sprowokowany przez Bismarcka,
wypowiedział Prusom wojnę. Zaślepieni i megalomańscy rządcy
Drugiego Cesarstwa, pragnąc scementować społeczeństwo i zachować swój system
władzy, postanowili zamiast „wolności i chleba" ofiarować narodowi zwycięską
wojnę. Otumanione tłumy Paryżan wyległy na bulwary z okrzykami „Na Berlin! Na
Berlin!" Nastroje patriotyczno-nacjonalistyczne w Paryżu w lipcu 1870 roku były
silniejsze, niżby to wynikało z lektury Lissagaraya.
Kiedy Napoleon DI wysłał do swojego kuzyna — opozycjonisty — księcia Hieronima
telegram z wieścią o wojnie, ten wykrzyknął: „Oto ich ostatnie szaleństwo,
następnego już nie zrobią!" Miał rację. W sześć tygodni później było już po
Drugim Cesarstwie.
Niewielu polityków jednak spodziewało się w lipcu 1870 roku, że małe Prusy
Bismarcka i Moitkego tak rozgromią jedno z głównych mocarstw europejskich.
Wieść o druzgocącej klęsce pod Sedanem dotarła do Paryża 3 września. Był to
potężny szok dla opinii publicznej, którą przekonywano o potędze militarnej
kraju. W dniu 4 września Paryżanie wylegli na ulice, obalili Drugie Cesarstwo i
doprowadzili do powstania republikańskiego Rządu Obrony Narodowej. Francuzi
uważali republikę za synonim demokracji. Wierzyli, że teraz pokonają
nieprzyjaciela.
Król pruski Wilhelm I na wieść o powstaniu nowego rządu w Paryżu wyraził obawę,
że „wojna zacznie się dopiero teraz". Ale Bismarck zachował spokój. 12 września
1870 roku oświadczył w wywiadzie dla angielskiego „The Standard": „Możliwe, że
Francuzi będą dobrymi żołnierzami za trzy miesiące, ale my im tych trzech
miesięcy nie damy".
19 września wokół Paryża zamknęła się obręcz wojsk niemieckich. Miasto było
bronione nader nieudolnie. Poświęcenie ludności okazało się niewystarczającym
atutem, brak było kierownictwa ogólnego. Thiers na wiele miesięcy przed Komuną
dojrzał niebezpieczeństwo rewolucji wewnętrznej. Widziało je również wielu jego
generałów. Stąd brała się po części ich niekonsekwencja w prowadzeniu wojny.
Blanqui w listopadzie 1870 roku w swoim piśmie „La Patrie en Danger" wołał:
„Klasa rządząca nie pragnie wojny narodowej, która ograniczałaby jej przywileje.
Na dnie tej wojny zewnętrznej kryje się przede wszystkim wojna wewnętrzna (...)
kapitał woli króla Prus od republiki".
Bismarck nie bez racji mawiał, że Thiers „potajemnie pragnie współpracy z nami,
ale nie dopuszcza do publicznego przyznania się do niej; Pan Thiers czerwieni
się przed Francją z powodu swego porozumienia z nami".
18 stycznia 1871 roku zwycięski Bismarck proklamował w Wersalu powstanie Drugiej
Rzeszy. 26 lutego Thiers podpisał tam preliminaria pokojowe z Niemcami. Ale w
Paryżu nie chciano przystać na haniebny pokój.
Nazwisko Thiersa stało się symbolem reakcji i przegranej. Z jednej strony Paryża
stanęły jego oddziały, z drugiej — Prusacy.
Paryżanie burzyli się, obradowali w ponad 30 klubach, w setkach kawiarń. Kluby
zbierały się, rzecz charakterystyczna, nie w „okręgach bogatych", takich jak
szesnasty czy ósmy, ale w obrębie starych „przedmieść" rewolucyjnych (Saint-Antoine,
Saint-Martin, Saint-Denis, Sainf-Marcel). W stolicy coraz większy wpływ
wywierała nowa władza: powołany w lutym Komitet Centralny Gwardii Narodowej,
sfederowani gwardziści.
Nestor Rousseau, jeden z członków Komitetu, wyznaczony, aby nadzorować porządek
w mieście w nocy z 17 na 18 marca, oświadczył potem: „Kochając armię, maszerując
z nią ramię w ramię przeciwko wrogom, pragnęliśmy za wszelką cenę uniknąć walki
bratobójczej. Ale jednocześnie z 17 na 18 marca Thiers rozkazał odebrać
paryskiej gwardii narodowej jej działa. Jak podkreślają to dzisiaj bardzo mocno
historycy: poszedł na ryzyko prowokacji. Świadomie dążył do rozwiązania sytuacji
wewnętrznej nawet kosztem przelewu krwi francuskiej. Nie przewidział jednak, że
konfrontacja zbrojna przekształci się w wojnę domową.
Wydarzenia 18 marca są tak żywiołowe, że nie udało się nigdy ustalić, kto
rozpoczął opór przeciwko akcji wojska, kto imiennie wziął udział w egzekucji
generałów Lecomte'a i Clementa Thomas na ulicy des Rosiers. Sądy wersalskie za
aresztowanie ich skazały później na karę śmierci Frederica Verdaguera,
sierżanta, który zachęcał żołnierzy do bratania się z ludnością i gwardią
narodową, Charles'a Lagrange'a, urzędnika handlowego, Simona Mayera, literata,
Firmina Masselota, zegarmistrza, Herpina-Lacroix, robotnika najemnego, Charlesa
Leblonda, sprzedawcę w winiarni. Ci ludzie pod względem pozycji społecznej byli
reprezentatywni dla tłumu, który zapoczątkował Komunę Paryską.
Kiedy na ratuszu wywieszono czerwony sztandar, Felix Pyat oświadczył:
„Francja ludowa datuje się od 18 marca... Francja szlachecka zmarła w 1789 roku
wraz z białym sztandarem! Francja burżuazyjna skonała w 1870 ze sztandarem
trójkolorowym! Koniec z kastami, koniec z klasami!"
18 marca Paryż mógł dysponować nominalnie 200 tysiącami gwardzistów narodowych i
żołnierzy, dużym parkiem artyleryjskim, ogromnymi zapasami amunicji, złotem
Banku Francji.
Tuż po 18 marca Wersal nie rozporządzał nawet 20 tysiącami żołnierzy ,po
ściągnięciu rezerw z prowincji w końcu marca zebrał 6 tysięcy. Komuna miała
wtedy ogromną potencjalną przewagę nad wojskami wersalskimi. Brat Jarosława
Dąbrowskiego, Teofil, dając wyraz typowej dla polskich komunardów opinii pisał,
iż „ów rokosz" posiadał „środki, jakich żadna rewolucja nie miała".Nie brak było
takich, którzy łudzili się nadzieją, iż miażdżąca przewaga Paryża, wspartego
przez inne miasta, może zadecydować o zmianie władzy w drodze pokojowej. Nie
śpieszono się z atakiem na Wersal.
Komuna stała się określeniem zarówno samego ruchu rewolucyjnego w Paryżu, jak i
władzy rządzącej miastem (zwanej też w historiografii polskiej Radą Komuny).
Paryż wybrał do Rady Komuny 90 członków. Nie wszyscy jednak przystąpili do
pełnienia swoich obowiązków. Wśród wybranych było dwudziestu kilku robotników.
Większość stanowili urzędnicy, buchalterzy, dziennikarze, prawnicy, nauczyciele.
Rada Komuny była proporcjonalnie o wiele mniej robotnicza, jeśli chodzi o jej
skład społeczny, niż sam ruch paryski. Pod względem politycznym „większość"
Komuny składała się z blankistów i neojakobinów, zwolenników dyktatorskiej
władzy politycznej, często zapatrzonych w przeszłość i kopiujących mechanicznie
schematy władzy z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Chcieli działać według
reguł dawnych rewolucji burżuazyjno - demokratycznych, a mieli do czynienia z
ruchem, który wykraczał poza te ramy.
Wrogowie Komuny chętnie karykaturowali przywódców „większości". Znany pisarz
reakcyjny Pauł de Saint-Yictor twierdził: „Stary Delesciuze ucharakteryzował się
na Maksymiliana Robespierre'a. Feliksowi Pyat dość było pozostać sobą samym, aby
odegrać szaleństwo i podłość Marata, Rigault zastygł w pozie Saint-Justa".
Do „mniejszości" Komuny należeli wyznawcy idei Josepha Proudhona. Występowali
oni z programem konkretnych reform społecznych, podkreślali pierwszeństwo haseł
ekonomicznych przed postulatami politycznymi. Byli przeciwnikami wszelkiej
dyktatury, niekiedy w ogóle negowali celowość walki politycznej. Wielu z nich
należało do Pierwszej Międzynarodówki. Należy tu jednak od razu zastrzec się
przed utożsamianiem takich pojęć jak „socjalista", „członek Międzynarodówki",
„komunard". Niemało członków Międzynarodówki nie było socjalistami czy też
uchyliło się od udziału w Komunie Paryskiej. Wielu komunardów nie uważało się za
socjalistów, część stała się nimi dopiero po lekcji 1871 roku,
Choć Międzynarodówka miała nikły udział w wybuchu Komuny i nie wpływała na nią
jako organizacja, Marks żarliwie wystąpił w obronie całości dzieła Komuny, nie
opowiadając się ani za blankistami, ani za proudhonistami, podkreślając
natomiast, że w praktyce czynili oni w 1871 roku po wielokroć co innego, niż
nakazywały im doktryny.
Trudno jednak przeprowadzić ścisłe rozgraniczenie polityczne wśród członków Rady
Komuny. Niewiele było tu jednostek wybitnych o jasnym programie i umiejętności
przewodzenia masom. Proudhon, którego wpływy górowały wśród robotników na
kontynencie europejskim, zmarł w 1865 roku. Auguste Blanqui, bodaj jedyny, który
miał dane, aby zostać niekwestionowanym przywódcą rewolucji 18 marca, dosłownie
w przeddzień jej został aresztowany przez rząd Thiersa na prowincji. Marks był
nieznany i daleko.
Lissagaray pokazuje nam ów niesłychany rozgardiasz, jaki panował w Paryżu. Rada
Komuny przejęła całą administrację miejską. Tworzyła nowe urzędy. Brano ludzi
prosto z ulicy. Muzyk Raoul Pugno zgłosił się do prefektury policji, aby uzyskać
przepustkę na wyjazd z Paryża — mianowano go inspektorem Komuny do spraw muzyki.
Do wyjątków należeli tacy ludzie, jak odlewnik Descamps, który zapytany po
Komunie przez sędziów, dlaczego nie sprawował urzędów, odparł:
„Nie miałem dość wykształcenia, aby być rządem".
Kim był przeciętny komunard, jeden z kilkudziesięciu tysięcy, które wzięły
aktywny udział w walce i pracach Komuny Paryskiej? Bo powiedzmy od razu: nie
każdy z ponad dwustu tysięcy wyborców poparł Komunę Paryską, a dwieście tysięcy
gwardzistów narodowych okazało się papierową fikcją. Tylko część z nich służyła
w swoich batalionach.
Po raz pierwszy w historii nowoczesnych rewolucji ponad połowę zwykłych
uczestników ruchu stanowili robotnicy i rzemieślnicy. Na podstawie 36 309 spraw
aresztowanych komunardów, które generał Appert przedstawił w specjalnym raporcie
Zgromadzeniu wersalskiemu w lipcu 1875 roku, możemy podać dość dokładny opis
paryskiego komunarda
Pierwsze prace o udziale Polaków w Komunie Paryskiej ukazały się od razu w 1871
roku. Jedna z nich — pióra znanego we Francji działacza radykalnego, Polaka
Bronisława Wołowskiego, zatytułowana „Dombrowski et Yersailles"— stała się
bestsellerem swego czasu. Tylko w języku francuskim miała w ciągu kilku miesięcy
siedem wydań. Rozsławiła ona szeroko imię Jarosława Dąbrowskiego. Zawierała
ostrą krytykę Thiersa i okrucieństw wersalczyków. Mimo że Wołowski sam nie brał
udziału w Komunie Paryskiej, kolportowanie jego książki zostało zakazane we
Francji.
Rząd Trzeciej Republiki nie stawiał natomiast żadnych przeszkód w
rozpowszechnianiu innej pracy wydanej w 1871 roku: broszury agenta policji
carskiej Apollona Beliny-Młochowskiego „Les Polonais et la Commune de Paris".
Autor jej postawił sobie dwojaki cel: po pierwsze, udowodnić rządowi i
francuskiej opinii publicznej, że to Polacy przede wszystkim sprowokowali
insurekcję paryską 1871 r., a przez to uniemożliwić jakąkolwiek dalszą
działalność emigracji polskiej we Francji; po wtóre, pragnął on przekonać
czytelników swojej książki, że Polacy od dawna odgrywają bardzo poważną rolę w
sekcjach Międzynarodówki we Francji, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, w monarchii
austro - węgierskiej, przygotowując nowe spiski i rewolucje polityczne.
Spodziewał się Belina-Młochowski, że w ten sposób utrudni w ogóle sytuację
polskich emigrantów w Europie. Książka jego została poważniej potraktowana tylko
przez władze francuskie. Jawne zmyślenia tego rosyjskiego agenta,
wyolbrzymiające niewspółmiernie do rzeczywistości rolę Polaków, podane zostały
jednak jako fakty przez kilku autorów różnego autoramentu. Książki te
rozpoczynają wcale niemały spis pozycji wspomnieniowych i opracowań badawczych
poświęconych udziałowi Polaków w Komunie Paryskiej.
W chwili wybuchu wojny francusko-pruskiej polityczna emigracja polska we Francji
liczyła około 6—7 tysięcy ludzi. Ponad połowa wychodźców mieszkała w Paryżu.
Byli to przedstawiciele różnych pokoleń: dawni powstańcy z lat 1830, z czasów
Wiosny Ludów i powstania styczniowego.
Bezpośrednio po wybuchu wojny ukształtowało się w łonie emigracji polskiej kilka
stanowisk. Prawica, której trzon stanowili zwolennicy Hotelu Lambert, uważała,
iż należy całkowicie zaangażować się po stronie cesarskiej Francji. Część
wychodźstwa sądziła, że pomoc Francji trzeba okazywać dopóty, dopóki wojna
będzie nosiła charakter obronny i toczyła się na terytorium francuskim.
Najbardziej radykalni wychodźcy w pierwszych chwilach wojny nawoływali do
wstrzymania się od jakiegokolwiek udziału w walce dwóch rządów
monarchistycznych. Niebawem jednak w pełni zagrały sympatie profrancuskie,
zwłaszcza po powstaniu rządu republikańskiego. Radykałowie emigracyjni liczyli
się z tym, że wojna francusko-pruska może się przekształcić w rewolucję
wewnętrzną.
Przedstawiciele różnych odłamów emigracji polskiej, od konserwatywnego księcia
Władysława Czartoryskiego poczynając a na Jarosławie Dąbrowskim kończąc,
proponowali współpracę rządowi Napoleona III, a później pierwszym władzom
republikańskim. W przededniu wybuchu wojny Dąbrowski przesłał Napoleonowi ni
memoriał w sprawie wywołania powstania w Polsce. Czytamy w nim: „Francja powinna
w swoim interesie — ośmielam się to powiedzieć — wskrzesić powstanie polskie,
powstanie większe i rozleglejsze aniżeli powstanie 1863 r.".
Zarówno rząd rosyjski, jak i Bismarck obawiali się powstania polskiego. Z pewnym
niepokojem śledzono kontakty Poznania, Lwowa i Krakowa z Paryżem. Prusacy
niepokoili się o postawę pułków poznańskich, wchodzących w skład armii.
Francuscy, rosyjscy i austriaccy dyplomaci podkreślali w swoich raportach stan
wzburzenia i wyraźne sympatie profrancuskie na ziemiach polskich. Bismarck nie
bez pewnej racji powtarzał, iż w Polsce wystarczy batalion Francuzów, aby
wywołać powstanie.
Rząd Obrony Narodowej nie chciał jednak zezwolić ani na formowanie legionu
polskiego, złożonego z emigrantów, ani też na szerszą działalność dywersyjną
wśród tych pułków armii pruskiej, w których walczyli Polacy, ani tym bardziej na
próby wywołania powstania w Polsce. Za wszelką cenę bowiem starano się unikać
drażnienia Rosji carskiej sięganiem po sprawę polską. Od Gambetty po Thiersa, od
konserwatystów po republikanów politycy francuscy postawili na kartę rosyjską.
Miesiącami oczekiwali, iż Aleksander II położy tamę postępom oręża pruskiego. Na
próżno więc polscy politycy emigracyjni i krajowi pertraktowali z rządem
Francji. I nic dziwnego, że zwłaszcza wśród emigracji polskiej, lepiej
zorientowanej od Polaków w kraju, jaką postawę przyjęli politycy francuscy,
narastała wrogość wobec Rządu Obrony Narodowej; rozszerzały się kontakty
polskiej emigracji (i to nie tylko najbardziej radykalnych elementów) ze skrajną
opozycją francuską. W wielu raportach policji francuskiej odnajdujemy wzmianki o
wystąpieniach Polaków w 1870 i 1871 roku w klubach rewolucyjnych Paryża, Lyonu i
Marsylii.
W Komunie widzieli Polacy ostatnią szansę ocalenia Francji, odrodzenia jej jako
państwa demokratycznego — obrończyni Polski. Nic więc dziwnego, iż uchwycili się
tej ostatniej możliwości. Od razu po wybuchu Komuny konstatowano w Wersalu:
„Jarosław Dąbrowski, nie będąc jawnie członkiem komitetu rewolucyjnego, zasiada
na ratuszu". Niebawem Dąbrowski został mianowany dowódcą 11 legii gwardii
narodowej, a 7 kwietnia—dowódcą garnizonu. 28 kwietnia mianowano Dąbrowskiego
dowódcą całego lewego frontu, a w początkach maja wodzem sił zbrojnych Komuny.
Walery Wróblewski przystąpił do Komuny później, po pewnym zastanowieniu. 7 IV
zgłosił się do komisji wojny oświadczając, iż oddaje się do jej dyspozycji, i
złożył plan operacji przeciwko armii wersalskiej. Został mianowany
głównodowodzącym prawym brzegiem Sekwany . Nie przyjął proponowanego mu w
ostatnich dniach Komuny głównego dowództwa kiedy sytuacja była już
beznadziejna, walczył jednak do końca, a po upadku Komuny ukrywał się jeszcze
czas pewien w samym Paryżu. Kilkudziesięciu Polaków zajmowało kluczowe
stanowiska w sztabie Komuny . Generałami komuny Paryskiej j było jeszcze dwóch
Polaków: August Okołowicz oraz Roman Czarnomski.
Za Dąbrowskim i Wróblewskim pociągnęły setki rodaków. Było ich nie mniej niż
czterystu. Przedstawiciel carski w Paryżu — Okuniew — mówił nawet o sześciuset,
a naoczny świadek, syn Adama Mickiewicza, Władysław, przypuszczał, iż było ich
siedmiuset. Spotykana często w relacjach popularyzacyjnych liczba 170—200 — to
tylko spis tych, których udział udało się dokładniej odtworzyć.
Polacy wzięli udział w rewolucji paryskiej, albowiem: po pierwsze, sądzili, że w
ten sposób mogą przybliżyć odbudowanie Polski; po drugie, do walki po stronie
ludu paryskiego skłaniały ich przekonania demokratyczne, wspólnota poglądów i
losu zrodzona w warsztatach pracy, urzędach, w batalionach gwardii narodowej; po
trzecie, niektórzy—była to grupa niezbyt liczna— przystępowali do Komuny
dlatego, że uważali się za socjalistów, chwytali za broń połączeni już wcześniej
sojuszem z działaczami francuskimi, którzy ujęli ster Komuny; po czwarte, pewną
grupę wreszcie ponaglił lub wręcz zmusił do udziału w Komunie brak środków
utrzymania.
Na uwagę zasługują przede wszystkim powiązania Dąbrowskiego, Wróblew-skiego i
towarzyszy z większością Komuny — z jakobinami i blankistami, takimi jak Karol
Delesciuze, Feliks Pyat, Raut Rigault, Karol Gerardin, Emil Eudes. Jest rzeczą
oczywistą, iż uczestnikom polskich konspiracji niepodległościowych, a zwłaszcza
dowódcom wojskowym, najbardziej odpowiadać mógł program scentralizowania władzy,
podjęcie energicznej akcji wojskowej i zaprowadzenie surowej, rewolucyjnej
dyscypliny w oblężonym mieście. Do tego zaś dążyli przywódcy większości Komuny,
dawni znajomi Dąbrowskiego z klubów rewolucyjnych Paryża. Rozgłos Dąbrowskiemu
przyniosła przede wszystkim jego wydrukowana rozprawa, zawierająca krytykę
nieudolnej obrony Paryża przez generała Trochu. Prócz Dąbrowskiego do klubów
paryskich przed Komuną uczęszczało wielu jej przyszłych dowódców, ni.in.
Aleksander Wemicki, Wiktor Zadora Paszkowski, Walory Wróblewski.
Raporty policyjne pisane raczej ex post, po Komunie, wymieniają niektórych jej
polskich uczestników—m.in. J. Dąbrowskiego—jako członków Międzynarodówki. Wiemy,
że członkami Międzynarodówki byli niektórzy Francuzi pochodzenia polskiego lub
Polacy bardziej zasymilowani we Francji. Dotyczy to m.in. członka
Komuny—Juliusza Babicka, Pauliny Mink-Mękarskiej. Bernarda Landecka. Poza nimi
wymienić można głównego komisarza żeglugi i portów Komuny Jana Ludwika
Landowskiego, członka Międzynarodówki w Szwajcarii, współpracownika Bakunina —
Walerego Lankiewicza, być może Antoniego Mycielskiego, Władysława Gronau, szefa
sztabu Wróblewskiego—pułkownika Józefa Rozwadowskiego, Włodzimierza
Roźałowskiego, Aleksego Piastowskiego, czynnego po Komunie w sekcji regionalnej
Międzynarodówki w Genewie Juliusza Bobińskiego. Agenci policji twierdzili, iż do
Międzynarodówki w Paryżu przystąpiło wielu Polaków-komunardów.
O radykalnych poglądach Polaków biorących udział w Komunie świadczyło też
powołanie w kwietniu Komitetu Socjaldemokratycznego Polskiego, który zajmował
się organizacją batalionu Wolnych Strzelców Polskich. Pod odezwą jego podpisani
byli: Eugeniusz Kompański, Kacper Michał Turski i Biemacki. Kompańskiego
spotykamy po Komunie w kręgu Marksa i Międzynarodówki. Turski to współpracownik
Bakunina, później na emigracji w Szwajcarii przyjaciel Wróblewskiego i Piotra
Tkaczowa. Sygnatariusze odezwy Komitetu Socjaldemokratycznego Polskiego działali
w porozumieniu z polskimi generałami Dąbrowskim i Wróblewskim.
Obaj generałowie słynęli z energii i odwagi, obaj przedłożyli projekty akcji
ofensywnej przeciwko wojskom wersalskim i znaleźli zbyt mało zrozumienia w
Radzie Komuny.
Według świadectw zarówno komunardów, jak i przeciwników insurekcji paryskiej
Polacy dali jej najlepszych dowódców. Nie bez powodu pod koniec kwietnia znany
publicysta polski Józef Tokarzewicz donosił z Wersalu; „Dąbrowski nadzwyczaj
popularny u komunistów. Gdzie się pokaże, krzyczą: Vive la Pologne! W Wersalu
oddają mu sprawiedliwość, że się bije jak lew, choć postawę ma muchy (...) —
Wróblewski bardzo energiczny. Dąbrowski naczelnym wodzem. Urzęda w rękach
Polaków". Były to „urzęda" wojskowe, albowiem Polacy, poza nielicznymi
wyjątkami, interesowali się głównie militarną stroną Komuny.
Nie bez podstaw Ludwik Krzywicki pisał o spotkaniu z Wróblewskim w Genewie w
latach osiemdziesiątych: „Generał Komuny budził we mnie głębokie poważanie, ale
gdy jąłem dopytywać się go o rzeczy, które mnie interesowały a dotyczyły różnic
ideowych wśród ciała reprezentacyjnego Paryża w r. 1871, nic a nic się nie
dowiedziałem". Wróblewski, Dąbrowski i towarzysze, ludzie czynu, cudzoziemcy,
nie wrośnięci jeszcze w życie społeczne Europy zachodniej — tak jak np. Leo
Frankel — uważali, iż rzeczą główną jest najpierw zwyciężyć, decyzje zaś w
sprawach wewnętrznych pozostawiali Francuzom — Radzie Komuny.
Nie należy jednak bagatelizować przekonań politycznych polskich uczestników
Komuny. Teofil Dąbrowski, brat Jarosława, zarówno w liście do Józefa Ignacego
Kraszewskiego,jak i w często dziś cytowanym oświadczeniu do lwowskiej „Gazety
Narodowej" podkreślał, że walczyli z bratem z cala świadomością o rewolucję
socjalną, że wzięli udział w „walce pracy z kapitałem". Pisał on: „Trzydzieści
tysięcy ludzi zamordowanych sądem doraźnym pijanego żołdactwa na bruku paryskim.
Nie może jednak zabić, zagłuszyć idei—bo ona jest słuszna, więc trwa i
tryumfować musi; a najlepszym dowodem jest to, że dziś więcej jak kiedykolwiek
walka pracy z kapitałem jest na porządku dziennym. Rewolucja socjalna w Europie
jest prawie nieunikniona. Nie dziś to jutro, nie za rok, to za lat kilka.
Przyjmując zatem udział w ruchu paryskim wiedzieliśmy dobrze, co robimy. Jako
ludzie mający przekonania polityczne te same, jakie wygłaszała Gmina (Komuna —
J. R), mieliśmy obowiązek sumienny bronić tych zasad. Lecz nie chodziło nam w
tym razie li tylko o obronę naszych przekonań — chodziło nam jeszcze o coś
więcej. My, jako Polacy, zapatrywaliśmy się zawsze na wszystkie kwestie
polityczne i socjalne ze stanowiska polskiego. Pierwszą naszą myślą i pytaniem
było zawsze, co z tego za korzyść dla Polski być może? Otóż przystępując do
rewolucji paryskiej, widzieliśmy w niej rewolucję socjalną, Która przy
powodzeniu mogła wywrócić cały stan rzeczy istniejący dziś w Europie. Czy Polska
mogła na tym co stracić? Nie. Wygrać? Wszystko. Myśl ta była bodźcem dla
wszystkich Polaków walczących pod sztandarem rewolucyjnym. Myśl ta dawała nam
podwójną wartość nad tym wszystkim, co nas ^otaczało. Bo myśmy walczyli «za ich
i za naszą wolność». I dlatego to niepojętym jest dla wielu, dlaczego my
przewyższaliśmy odwagą i poświęceniem wszystkich innych przyjmujących udział w
tej sprawie'
Poglądy czołowych polskich uczestników Komuny, zarówno sprzed 1871 roku jak i z
lat późniejszych, przemawiają za tym, że zarówno kroki doraźne, jak i tendencje
Komuny w kierunku demokratyzacji administracji i sądownictwa, socjalizacji
fabryk, oddzielenia Kościoła od państwa, szły na ogół po ich myśli. uważali
jednak , iż zbyt wiele czas traci się na debaty. a niekiedy wręcz jałowe
dyskusje , zamiast atakować wersalczyków i wykorzystać pieniądze znajdujące się
w banku Francjii. Nic więc dziwnego, że w dyskusjach owych nie brali udziału.
W przededniu Komuny Jarosław Dąbrowski w swym referacie „Trochu comme
organisateur st comme generał en chef podkreslił, iż Paryż może „dostarczyć
uzxbrojenia dla 500 000 żołnierzyy, a jako kapitaliści, bank i dobra kościelne
pozwalały pokryć wydatki bez uciekania się do nadzwyczajnych środków'. Po upadku
Komuny brat generała powtórzył tylko owo sformułowanie, dając wyraz typowej dla
polskich komunardów opinii o przyczynach upadku insurekcji paryskiej, mówiąc o
„wielkim niedołęstwie ludzi nią kierujących."
Świadomi już w połowie maja, iż klęska Komuny jest nieuchronna, Polacy wytrwali
do końca w szeregach jej obrońców. Poczciwy „Słowik Ukraiński" - stary
przyjaciel Adama Mickiewicza, poeta Józef Bohdan Zaleski prosił w tych dniach
spoza Paryża: „Co się od rodaków dowiecie o losie Dąbrowskiego, Wróblewskiego
itp., donoście nam ze wszystkimi okolicznościami. Obyż przynajmniej po
szlachecku polegli na barykadach". Polscy komunardzi nie zawiedli przynajmniej
tej gorzkiej nadziei rodaków. W walce o idee dalekiej przyszłości przestrzegali
do końca kodeksu honorowego obowiązującego dziewiętnastowieczne społeczeństwo.
22 maja rano Dąbrowski przestał pełnić funkcję dowódcy. Z kilkoma oficerami,
ranny, nadaremnie usiłował przedostać się przez pozycje pruskie do Belgii.
Obręcz zamknęła się. Z jednej strony wojska, których głównodowodzący na prośbie
rannego generała Komuny i kilku jego oficerów napisał własnoręcznie: „Mogą
wisieć". Z drugiej —wersalczycy, pilnie tropiący Dąbrowskiego. Tymczasem jeden z
oficerów Komuny — prowokator — bezpodstawnie oskarżył Dąbrowskiego o zdradę.
Członkowie Komitetu Centralnego zwrócili się serdecznie do Dąbrowskiego,
starając się go uspokoić. Dąbrowski pożegnał się z towarzyszami. „Zrozumieli oni
— pisze Lissagaray — że generał pragnie śmierci".
23 maja w beznadziejnej sytuacji Dąbrowski przejął obronę 19 i 20 okręgu. Ranny,
na koniu poprowadził kompanię marynarzy do ataku na barykadę przy ulicy Myrrha.
Tu dosięgła go śmiertelna kula. Oto fragment raportu o śmierci Dąbrowskiego,
sporządzonego specjalnie dla dowódcy wojsk wersalskich, marszałka Mac-Mahona:
„Panie Marszałku, 23 maja br. 45 marszowy (batalion) otrzymał rozkaz
zaatakowania barykady położonej na skrzyżowaniu ulic Myrrha i des Poissonniers.
Barykada ta, po zaciętej obronie, została zdobyta przez 45-y. Wieczorem
rozniosła się pogłoska, że Dąbrowski, jeden z najbardziej znanych dowódców
insurgentów, został tam zabity. — Ranny śmiertelnie 23-go Dąbrowski został
przeniesiony do apteki panów Bertrand i Batailly przy ulicy Myrrha 69, gdzie
otrzymał pierwszą pomoc, Stamtąd przeniesiono go do szpitala Lariboisiere, gdzie
o trzeciej po południu dokonał żywota".
Ciało Dąbrowskiego przeniesiono na ratusz. W nocy z 23 na 24 maja przy świetle
pożarów pochowano go na cmentarzu Pere-Lachaise. Trumnę, owiniętą czerwonym
sztandarem, złożono w prowizorycznym grobowcu. Oddział żołnierzy oddał mu honory
wojskowe. Nad grobem przemówił znany publicysta, członek Rady Komuny Yermorel,
składając hołd Dąbrowskiemu jako „bohaterowi i szermierzowi Republiki
Powszechnej". Przemówienie swoje zakończył słowami „Naszym obowiązkiem jest
walczyć i umrzeć, lecz (...) w tę krwawą noc, która nas otacza, nie mogę nie
dostrzec promienia nadziei. Nadejdzie dzień, kiedy sprawiedliwość zwycięży".
Niebawem sam Yermorel padł w walce.
Śmierć Dąbrowskiego stała .się ogromną stratą dla emigracji polskiej. Dąbrowski
był już bowiem znany w całej Europie jako znakomity generał i teoretyk wojskowy.
Nie na próżno jeden z dziennikarzy polskich pisał z Galicji 18 maja 1871 roku,
bynajmniej nie aprobując zresztą poglądów Dąbrowskiego:
„Polska, zdaniem moim, na tym w oczach świata zyska, że ją reprezentują nie
tylko Ledóchowscy i Czartoryscy, ale także i Dąbrowscy. My tu cieszymy się
niezmiernie, że zamiast wątpliwego oficera zdobyliśmy jenerała, który potrafi
lepiej bronić Paryża od najzdolniejszego w Europie jenerała Trochu i potrafi bić
najwaleczniejszego jenerała Mac-Mahona (...)". Opinię tę podzielały koła
demokratyczne na ziemiach polskich.
Okrucieństwa Wersalczyków w czasie ostatniego tygodnia Komuny, kiedy to
wystarczyło ujawnić, iż się jest Polakiem, aby zostać rozstrzelanym, kiedy to
zgładzono wielu emigrantów, nawet wiekowych starców, nie mających nic wspólnego
z Komuną, przesądziły o potępieniu zwycięzców przez znaczną część społeczeństwa
polskiego. Nie podzielała ona całkiem ideałów insurekcji paryskiej, ale podpisać
się mogła pod słowami starego demokraty, generała Komuny Paryskiej—Romana
Czamomskiego—który przystąpił do niej, aby walczyć przeciwko „przyjaciołom
Prusaków, reakcjonistom francuskim", albowiem, jak głosił: „W każdym zatargu
między zadowolonymi i niezadowolonymi, Polak musi stanąć po stronie
niezadowolonych".
Dziesiątki Polaków zginęły w walce, wielu zesłano na pontony do Cherbourga i do
Nowej Kaledonii. Nad wieloma polskimi oficerami Komuny ciążyły wyroki śmierci.
Nic więc dziwnego, że, podobnie jak większość bardziej znanych
komunardów-Francuzów, Polacy salwowali się ucieczką za granicę:do Wielkiej
Brytanii, Szwajcarii i Belgii.
Byli komunardzi czuli się pewniej w Anglii niż na kontynencie europejskim, gdzie
orędzie zgłoszone 6 czerwca 1871 roku przez Jules Favre'a w imieniu rządu
francuskiego rozpoczęło falę prześladowań przeciwko uczestnikom niedawnych
wydarzeń rewolucyjnych, członkom Międzynarodówki. Policje kilku zainteresowanych
krajów pomagały sobie w tropieniu rewolucjonistów polskich. Rząd carski żywo
interesował się losami polskich uczestników Komuny. Z obawą śledził ich napływ
do monarchii austro-węgierskiej i Rumunii. Przedstawiciel carski w Wiedniu
domagał się gwarancji, że uciekinierzy-komunardzi nie zostaną wpuszczeni do
Galicji.
Zstępujących na ląd angielski uchodżców-komunardów witały słowa napisanej przez
Marksa Odezwy Rady Generalnej Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników w
sprawie wojny domowej we Francji: „Thiers, burżuazja, Drugie Cesarstwo ciągle
tumanili Polaków głośnymi deklaracjami swej sympatii, w rzeczywistości
zaprzedając ich Rosji jak i wykonując dla niej brudną robotę. Komuna uczciła
bohaterskich synów Polski stawiając ich na czele obrońców Paryża".
Wiele gazet, zwłaszcza galicyjskich, .nie taiło współczucia i pewnych sympatii
dla Polaków-komunardów. Wieści i publikacje o Komunie Paryskiej szeroko krążyły
me tylko po zaborze austriackim i pruskim, ale i rosyjskim. Komuna Paryska
wpłynęła na rozwój ruchu rewolucyjnego na ziemiach polskich. Jarosław Dąbrowski
i Walory Wróblewski byli przykładem dla młodego pokolenia socjalistów, czemu
wielu z nich, jak Ludwik Krzywicki czy Feliks Koń, dało później świadectwo
pisemne. „Żywot jenerała Dąbrowskiego napisany przez adiutanta jego Włodzimierza
Roźałowskiego" stał się popularną lekturą polskich robotników. Legenda o
polskich generałach była tak silna i długotrwała, że jeszcze w dobie rewolucji
1905 roku młodzież z Krakowa proponowała stojącemu jut nad grobem weteranowi
Komuny — Waleremu Wróblewskiemu — aby przybył objąć nad nią dowództwo.
Komuna stała się dla jednych wezwaniem w przyszłość, dla innych widmem, którego
pojawieniu się pragnęli zapobiec. Widać to nie tylko na bądź co bądź pobocznym
przykładzie ziem polskich i nie tylko w samej Francji, gdzie rządy Trzeciej
Republiki, pomne roku 1871, rozpoczęły w latach osiemdziesiątych politykę reform
społecznych.
Nazajutrz Po upadku insurekcji paryskiej Jules Favre starał się wydobyć Francję
z izolacji na arenie międzynarodowej poprzez zblokowanie wokół niej państw
europejskich we wspólnej akcji przeciwko Międzynarodówce, przeciwko „bezbożności
i komunizmowi", przeciwko „brutalnej sile mas". Favre działał przy tym w
przekonaniu, iż Europie istotnie w najbliższym czasie mogą zagrozić nowe ruchy
rewolucyjne. W pierwszym rzędzie myślał fu o Włoszech. Wiktor Emanuel II w
rozmowie z francuskim ambasadorem Choiseulem w związku z Komuną Paryską
powiedział — co stało się później głośne— iż trzeba energicznie walczyć z
trzydziestoma-czterdziestoma tysiącami podobnych niegodziwców we Włoszech.Próbę
podobnego rodzaju w niespełna miesiąc po orędziu Favre'a podjął Bismarck,
również jednak bez większego powodzenia.
Rozbiła się ona między innymi o opory angielskie. W 1872 roku doszło jednak do
porozumienia między rządem niemieckim i austro-węgierskim w sprawie wspólnej
akcji przeciwko Międzynarodówce.
Niekiedy można mówić o świadomym wyolbrzymianiu groźby rewolucyjnej i
socjalistycznej przez rządowych polityków europejskich, ale wielokroć, jak
pokazują to dokumenty, były to obawy nieudawane — zarówno w przypadku prefekta
Florencji, austriackiego namiestnika Lwowa czy rosyjskiego konsula w
Bukareszcie. Dyplomacja rosyjska bacznie śledziła kontakty członków
Międzynarodówki w monarchii austro-węgierskiej, stawiając często znak równania
między nimi i komunardami. Carski charge d`affairs w Wiedniu Wasilczykow domagał
się gwarancji, że uciekinierzy z Komuny nie zostaną wpuszczeni do Galicji.
Kanclerz austro-węgierski Andrassy niepokoił się, iż w Rumunii może dojść do
powstania „czerwonej republiki". Upadek
Drugiego Cesarstwa we Francji witano tam jako zwycięstwo demokracji. W Komunie
Paryskiej nie tylko w kraju upatrywano próbę ocalenia republiki. 16 kwietnia
1871 roku bukareszteński „Telegraful" stwierdzał, że nikt nie może wątpić, iż
Thiers jest wrogiem republiki, i że krew rozlana pod pretekstem obrony porządku
stanowi daninę złożoną monarchii. „To w Paryżu — wołali Rumuni — decyduje się
los świata liberalnego". Pod wpływem wydarzeń we Francji doszło w Bukareszcie 22
marca 1871 roku do powa&iych rozruchów antyrządowych.
Strach przed Komuną—niezależnie od tego, na ile był zasadny w poszczególnych
państwach — stał się jednym z decydujących czynników w stosunkach
międzynarodowych. Powołanie we Francji rządu republikańskiego i Komuna Paryska
odbiły się mocnym echem od Pirenejów po Bałkany, i egzemplifikacja tego zjawiska
mogłaby być, rzecz jasna, nader obszerna na przykładzie wielu krajów
europejskich.
Fala mityngów popierających Komunę przetoczyła się przede wszystkim przez
Niemcy. Zapoznanie się choćby z relacjami z socjaldemokratycznego „Yoikstaatu"
pokazuje, jak szeroki był zasięg tego ruchu solidarności. Na niejednym z
mityngów porównywano rodzącą się Drugą Rzeszę do niedawno obalonego Drugiego
Cesarstwa. Engebls w listach do Wilhelma Liebknechta podkreślał wysoką
świadomość klasową robotników niemieckich. Z wystąpień niemieckich najszerszym
bodaj echem odbiło się słynne przemówienie Augusta Bebla z 25 maja 1871 roku.
Socjalistyczny deputowany zwracając się w dniach upadku Komuny do niemieckiego
Reichstagu, mówił, że „zanim minie parę dziesięcioleci, hasło bojowe paryskiego
proletariatu: «Pokój chatom, wojna pałacom, śmierć nędzy i pasożytnictwu, stanie
się hasłem bojowym całego proletariatu europejskiego". W związku z przemówieniem
Bebla i akcjami solidarności z Komuną w Niemczech, Wielkiej Brytanii,
Austro-Węgrzech^ Włoszech, Szwajcarii, Belgii dyplomaci Aleksandra H twierdzili,
iż Komuna Paryska jest powstaniem o „międzynarodowym charakterze".
Inne echa wywołała, oczywiście. Komuna na obszarach rozwiniętych, a inne w
zacofanych zakątkach Europy południowej i wschodniej. Na ziemiach czeskich od
razu w latach 1871—1872 przyśpieszyła rozwój ruchu robotniczego, głośnym echem
odbiła się w Rosji; natomiast dla rewolucjonistów serbskich czy bułgarskich o
wiele bardziej zrozumiałe i bliskie byty w 1871 toku założenia Młodej Europy czy
hasła 1848 roku niż idee Komuny Paryskiej. Oczywiście, przywódcy rangi Svetozara
Markovica, Christo Botewa czy Lubena Krawełowa doskonale zdawali sobie sprawę ze
znaczenia Komuny jako rewolucji socjalnej. Markowi w swoim socjalistycznym „Radeniku"
od razu w 1871 roku szerzył jej idee. Ale nie te wybitne jednostki stanowiły o
charakterze ogólnym ruchu w krajach bałkańskich, gdzie Komuna Paryska stała się
przede wszystkim dodatkowym bodźcem dla rozwoju ruchów narodowowyzwoleńczych,
przyczyniając się zarazem do ich popularyzacji. O ile w roku 1871 Bułgarzy czy
Serbowie byli jeszcze w stadium „Marsylianki", to po odzyskaniu niepodległości
narodowej, wraz z pewnym rozwojem proletariatu przemysłowego przechodzili w
stadium „Międzynarodówki"; Komuna Paryska jako rewolucja społeczna stała się dla
nich czynnikiem aktualnym, mobilizującym dopiero w wiele lat po marcu 1871 roku.
Bezpośrednie echa Komuny Paryskiej, a później, z upływem lat, przekaz o niej w
całej Europie wytworzyły więź internacjonalną organizacji robotniczych i
socjalistycznych, więź nieporównywalnie silniejszą od tej, jaka istniała przed
rokiem 1871. Z drugiej strony, złączyły rządy we wspólnej obawie przed
rewolucją, przed wojną domową.
Strach rządów przed Komuną zwielokrotniło doświadczenie całej minionej epoki
spisków, zamachów, działalności organizacji tajnych. W Komunie dopatrywano się
potajemnych, ukrytych sprężyn. Politycy rządowi, nie potrafiąc przeniknąć
istotnego sensu Komuny, stawiali często całkowity znak równania między nią a
Międzynarodówką.
Prasa europejska sowicie raczyła swoich czytelników opowieściami o dwu czy
trzymilionowej Międzynarodówce, która podziemną siecią spiskową zaminowała cały
kontynent. Thiers i jego najbliżsi współpracownicy świadomie rozdmuchiwali
wieści o międzynarodowych powiązaniach komunardów, usiłowali zwalić winę za
Komunę na cudzoziemców i rozbić doszczętnie lewicę przez rozpętanie szowinizmu
narodowego.
Paul de Saint-Yictor w swojej „L`Oegie rouge" mówił o „szumowinach z obu
kontynentów" (a wśród nich „fałszerzach polskich"), którzy stanęli na czele
batalionów paryskich. Wtórowali mu sławetny felietonista „Le Temps" Franois
Sarcey czy Aleksander Dumas-syn. Do nielicznych wśród elity pisarskiej Francji
należał Wiktor Hugo, deklarujący w dobie Komuny swoją sympatię dla Jarosława
Dąbrowskiego i Polaków.
Jakże symptomatyczne były stwierdzenia „Le Figaro" z 16 maja 1871, które żądało,
aby: „wszyscy Polacy spod ciemnej gwiazdy, wszyscy Wołosi (Rumuni — J. B.) z
urojenia, którzy dwa miesiące panowali nad najpiękniejszym i najszlachetniejszym
miastem świata, zostali razem z ich adiutantami, pułkownikami i innymi łotrami w
akselbantach postawieni przed sądem doraźnym, doprowadzeni z więzienia na Pole
Marsowe i rozstrzelani na oczach zgroma+dzonej ludności".
Jednego z delegatów Komuny do spraw wojny — Rossela — przed skazaniem na śmierć
indagowano o udział cudzoziemców. Oto fragment owego zapomnianego zeznania:
„Pytanie:—Musiało to być smutne dla Pana być dowódcą armii insurgentów, złożonej
z nicponi wszystkich krajów! Czytam nazwiska, które przewijają się w Pana
rozkazach. Jest tam mnóstwo nazwisk na «ski».
Odpowiedź:—Z pewnością tak, było to dla mhie bardzo przykre (...) ale czegóż
chcecie! Potrzebowaliśmy specjalistów. Z braku Francuzów musieliśmy zaakceptować
cudzoziemców...".
Prawica francuska szukała winnych wśród Polaków, Włochów czy Rumunów.
Konserwatyści polscy zaś piórem Juliana Kłaczki i Stanisława Koźmiana
odżegnywali się od swoich rodaków: w oficjalnym memoriale do Zgromadzenia
wersalskiego zapierali się Jarosława Dąbrowskiego, twierdzili, iż bardziej był
Rosjaninem niż Polakiem, że swoje ideę yyyniósł ze „szkół moskiewskich".
W całej Europie widoczne są w dobie Komuny wysiłki rządów, aby pogrzebać ruchy
rewolucyjne poprzez rozbudzanie nacjonalizmów i szowinizmu. Jest to dopiero
początek podobnej działalności.
Komuna Paryska została stłumiona bardziej krwawo niż jakakolwiek inna rewolucja
w XIX wieku w Europie. Straty Paryża oblicza się na około 100 tysięcy osób: 30
tysięcy zabitych w czasie zdobywania miasta, dziesiątki tysięcy uciekinierów,
aresztowanych, deportowanych, skazanych na wygnanie. Komuna wykopała przepaść
nie do zasypania między burżuazją a robotnikami francuskimi. Między
wyzyskiwaczami a wyzyskiwanymi całej Europy. Nie były to puste słowa: bez pomocy
Bismarcka Thiers nie uporałby się tak szybko z Komuną. Przeciwko Międzynarodówce
burżuazji, arystokracji i feudałów wytworzyło się niespotykane dotąd
ponadnarodowe poczucie więzi internacjonalnej robotników. To właśnie
poeta-komunard Eugeniusz Pottier w 1871 roku napisał ich hymn „L'Intemationale"
— śpiewaną po dziś dzień „Międzynarodówkę".
„Dziś niczym —jutro wszystkim my". W 1871 roku zwycięstwo wydawało się
komunardom niezmiernie bliskie. Tam zrodziła się wiara współczesnych ruchów
socjalistycznych w bliską rewolucję, która odtąd była czynnikiem mobilizującym
dla całych pokoleń. Okrucieństwa Wersalczyków zrodziły pragnienie odwetu.
Zrodziły przekonanie, iż konflikt między burżuazją a proletariatem musi być
zbrojny i krwawy, że jest nieunikniony.
Komuna Paryska stała się głównym punktem odniesienia dla światowego, zwłaszcza
europejskiego, ruchu robotniczego aż po rok 1905 i 1917. W początkach pierwszej
rewolucji rosyjskiej Lenin podkreślał: „My wszyscy w obecnym ruchu wspieramy się
na barkach Komuny". Zwyciężeni z 1871 roku stali się sztandarem żyjących.
Komuna Paryska po raz pierwszy w czasach nowożytnych pokazała, że dla pozornie
niewzruszonych ustrojów autorytarnych największą groźbę stanowią wojny
zewnętrzne, które mogą się przerodzić w rewolucje.
Zdecydowanie republikańska postawa Paryżan uniemożliwiła powrót do monarchii. W
1879 roku pisarz Jules Yalles z wygnania w Londynie zwracał się do nowego
prezydenta Republiki, Juliusza Grevy: „Podliczając w dniu wyborów głosy, które
padły na Pana, trzeba było wziąć pod uwagę nie tylko niebieskie czy różowe
kartki deputowanych i senatorów, lecz także bielejące kości rozstrzelanych
komunardów". Rok później, wraz z utwierdzeniem się u władzy bardziej radykalnych
republikanów, ogłoszono amnestię dla uczestników Komuny.
Wymownym symbolem znaczenia Komuny Paryskie] dla Francji może być fakt, że
skazany na dożywotnie ciężkie roboty rzeźbiarz-komunard Jules DalosI stworzył po
powrocie słynną rzeźbę „Tryumf Republiki", która po dziś dzień góruje nad
paryskim Place de la Nation. i
Ale wcześniej, od razu po 1871 roku, „dla odkupienia grzechów Komuny" rząd
podjął decyzję wzniesienia świątyni na wzgórzach Montmartre — górującej po dziś
dzień nad Paryżem bazyliki Sacre-Coeur.
Po komunardach pozostał w Paryżu mur de federes. Wielka „ściana komunardów" na
cmentarzu Pere-Lachaise. Tu w maju 1871 r. rozstrzeliwano ich tysiącami i
grzebano tak, aby ślad wszelki po nich zaginął. Od stu lat pod tą ścianą
masowych egzekucji zbierają się rewolucjoniści całego świata. Co roku
przypominają życie i męczeństwo tych prostych, bohaterskich, często pełnych
utopijnych złudzeń ludzi, którzy stali się dla wielu pokoleń socjalistów
wezwaniem do walki o zniesienie nędzy, o wolność— „autonomię", jak często
mówiono w czasie Komuny —jednostek i społeczeństw.
Tu wielokrotnie aż po rok 1900 przychodził Prosper Lisssagaray wraz z dawnymi
towarzyszami walk. Tutaj pragnął być pogrzebany. Tu po dziś dzień napomnieniem
dla wszystkich, którzy zniekształcają obraz Komuny Paryskiej i bezzasadnie
przedstawiają się jako jej kontynuatorzy, brzmią słowa Lissadaray`a „Ten, kto
tworzy dla ludu kłamliwe legendy rewolucyjne, kto zwodzi zmyślonymi historiami,
jest w równym stopniu przestępcą, co geograf sporządzający fałszywe mapy dla
żeglarzy "
Jerzy Borejsza