Dziesięć lat później



W kwietniu 1992 r., Karol Modzelewski, otwierając pierwszy numer "Przeglądu Społecznego", pisma Solidarności Pracy, pisał:
"Przykład b. NRD pokazuje, że każdy skok w rynek kończy się załamaniem komunistycznej gospodarki. Mówiąc inaczej: doświadczenia wszystkich krajów postkomunistycznych pokazują jednoznacznie, że skokowe otwarcie na gospodarkę światową i ograniczenie się do mechanizmu rynkowego jako regulatora przeobrażeń jest dla tej gospodarki zabójcze. Socjalizm realny stworzył znaczny potencjał przemysłowy, czy szerzej cywilizacyjny, ale jest to potencjał nieefektywny. W istocie rzeczy cała gospodarka, a nie tylko poszczególne przedsiębiorstwa, nie jest w stanie wytrzymać konkurencji w warunkach otwarcia na gospodarkę światową.
Stawia to wszystkie kraje postkomunistyczne przed dramatycznym wyzwaniem, które w pewnym sensie jest wyzwaniem dla całego światowego systemu gospodarczego. Społeczeństwa tych krajów znalazły się w sytuacji, gdy ich znaczny, choć nieefektywny potencjał został wystawiony na zniszczenie przez recesję i przez konkurencję otaczającego świata. Realizacja tego scenariusza sprowadzi te kraje materialnie w najlepszym razie do poziomu Ameryki Łacińskiej. Oznacza to również degradację cywilizacyjną. Już dziś rząd w Polsce staje przed problemem, którą z absolutnie niezbędnych dla życia społecznego pozycji budżetowych skreślić. Tego rodzaju operacje oznaczają po prostu stopniowe wykreślanie Polski z kręgu krajów cywilizowanych. Dotyczy to zresztą wszystkich krajów postkomunistycznych.
Problem polega także na tym, iż społeczeństwa tych krajów są wykształcone, co jest niewątpliwym atutem. Jednak w przypadku głębokiej degradacji społecznej okoliczność ta może okazać się bardziej groźna. Rozdźwięk między aspiracjami dotyczącymi statusu jednostek i zbiorowości a możliwościami zaspokajania tych aspiracji jest w krajach postkomunistycznych znacznie bardziej dramatyczny niż w przypadku cierpliwych i niepiśmiennych Indian boliwijskich czy peruwiańskich. O utrzymaniu jakiejkolwiek demokracji, jakiegokolwiek przestrzegania praw człowieka w takich warunkach nie może być mowy. Perspektywą tych krajów jest głęboka destabilizacja, naprzemienne próby powrotu do demokracji i mało skuteczne, lecz brutalne dyktatury. Brak tu jednoznacznej analogii w świecie. Posługiwanie się terminem l a t y n i z a c j a nie jest nazbyt trafne, gdyż stopień napięcia konfliktów społecznych w krajach postkomunistycznych będzie zapewne większy" (Karol Modzelewski, "Wobec historycznego wyzwania", "Przegląd Społeczny" nr 1/kwiecień 1992, ss. 3-4).
Dziś, gdy rząd SLD i Unii Pracy (kontynuatorki Solidarności Pracy), której honorowym przewodniczącym jest właśnie Karol Modzelewski, a liderem i przywódcą, wicepremier w rządzie Leszka Millera, Marek Pol, zapowiada kolejne cięcia socjalne w ramach "programu uporządkowania i ograniczania wydatków publicznych", a kolejarze i górnicy szykują się do strajku generalnego, warto słowa te przypomnieć jako wręcz prorocze, by zdać sobie sprawę z dramatyzmu sytuacji i czekających nas wyzwań.
Trudno jednak przypuszczać, by Karol Modzelewski przewidział, że nie tylko kraje byłego obozu socjalistycznego wejdą w okres destabilizacji, a walki społeczne obejmą całą Europę w odpowiedzi na ofensywę neoliberalnego kapitalizmu i tzw. deregulację gospodarki.
Artykuł K. Modzelewskiego sprzed z górą 10 lat był "wołaniem o myśl programową, o pewną strategiczną wizję zapobieżenia postępującej degradacji naszego kraju i naszej części świata" (tamże, s. 5). Rzecz w tym, że kolejne lata nie przyniosły w tym względzie istotnego postępu. Co więcej, wraz z dojściem SdRP i SLD do władzy i pewnym ożywieniem gospodarczej koniunktury w drugiej połowie lat 90. katastroficzna perspektywa została chwilowo usunięta w cień. Wiele również zmieniło się w macierzystej partii Karola Modzelewskiego, skoro obecna koalicja rządząca SLD-UP nie stanowi nawet alternatywy dla liberalizmu, a jeden z autorów "Przeglądu Społecznego", Jerzy Hausner, podobnie jak Marek Pol pełniący funkcję wicepremiera, oświadcza wprost, że "to, co proponuje rząd na rok 2004, każe mi sytuować Sojusz w gronie partii liberalno-konserwatywnych". Pozostałe filary "Przeglądu Społecznego", w tym Tadeusz Kowalik, Włodzimierz Pańków i sam Karol Modzelewski, znaleźli się w zapleczu kadrowym rządzącej socjaldemokracji, w radzie naukowej dwumiesięcznika "Kontrpropozycje", gdzie spotkali się z byłymi ministrami: Januszem Obodowskim, Antonim Rajkiewiczem i Jackiem Kuroniem.
Choć nastąpiło przemieszczenie i wymieszanie elit postsolidarnościowych i postpezetperowskich, zbliżenie socjaldemokratów wszelkiej maści, to efekt był wręcz porażający - tryumf polskiego neoliberalizmu został ponownie potwierdzony, tym razem w programie rządu SLD i UP. Najpoważniejsi i najdociekliwsi krytycy opcji neoliberalnej (Jerzy Hausner) stali się w praktyce jej kontynuatorami i twórczymi realizatorami.
Środowisko, które w mniemaniu Karola Modzelewskiego miało "szansę stawić czoła", po którym "można było spodziewać się programu", okazało się nieprzygotowane nie tylko do "reformowania gospodarki", ale i do "zapobieżenia postępującej degradacji".
Ściślej mówiąc, potwierdziło się, że współczesna socjaldemokracja dowolnej maści nie ma alternatywnego, nieutopijnego programu, nie ma bowiem sprzyjających warunków działania, ani narzędzia wymuszającego na kapitalistach zawieszenie ich wzajemnej walki o podział zysków, o możliwość wyzyskiwania pracowników. Dlatego też socjaldemokracja całą nadzieję pokłada w narzędziu interwencjonizmu państwowego i w sile państwa, które mogłyby zostać wykorzystane przez lewicową ekipę u władzy. Jednak tylko do czasu pozostawania w opozycji; po dojściu do władzy socjaldemokraci tracą wszelkie złudzenia, docierają bowiem do nich realia systemu kapitalistycznego, gdzie nie liczy się efekt całościowy, ale doraźna konkurencja nie oparta na żadnych zasadach czy regułach, które nie byłyby modyfikowalne z punktu widzenia maksymalizacji zysku. Pisaliśmy o tym w artykule "Wzajemne zaufanie".
Uczciwym socjaldemokratom, w rodzaju Tadeusza Kowalika czy Karola Modzelewskiego, nie pozostaje więc nic innego, jak słanie apelów do władz, które nie spieszą z realizacją programu mającego na celu "uzdrowienie gospodarki" i "zapobieżenie postępującej degradacji". Zarówno Tadeusz Kowalik, promujący kolejne warianty umów społecznych, jak i Karol Modzelewski, który jako jeden z nielicznych już 10 lat temu zdawał sobie sprawę z tego, co nas czeka w wyobrażalnej perspektywie, nie mają nic więcej do zaoferowania.
W tych okolicznościach, perspektywiczną odpowiedzią na groźbę głębokiej destabilizacji, naprzemiennych prób powrotu do demokracji i "mało skutecznych, acz brutalnych" dyktatur wykluczających jakąkolwiek demokrację, jakiekolwiek przestrzeganie praw człowieka - odpowiedzią na perspektywę, którą jakże wymownie rysował już w 1992 r. Karol Modzelewski - jest program rewolucji społecznej i dyktatury proletariatu, który, ma się rozumieć, nie mieści się w horyzoncie i pragmatyce socjaldemokracji.



20 października 2003 r.