Dwa w jednym
Fiasko prób zbudowania w latach 80., w oparciu o tradycje postkorowskie i
"solidarnościowe", takiej czy innej partii lewicowej wiąże się bezpośrednio z
ewolucją tych formacji i ich zaangażowaniem się po stronie kapitalizmu.
Do postkorowskiej i "solidarnościowej" idei Klubów Samorządnej Rzeczypospolitej
z 1981 r., jeszcze w okresie stanu wojennego, nawiązywali polscy mandelowcy,
tworząc w 1983 r., już po rozłamie w GSR - Tymczasowy Komitet Robotniczej Partii
Rzeczypospolitej Samorządnej, powołany na bazie Porozumienia Prasowego Opozycji
Robotniczej "Solidarności", do którego w rzeczy samej należała raptem jedna
redakcja "solidarnościowa" i kilka zgoła krytycznych wobec tej formacji.
Wprowadzenie do nazwy porozumienia odniesień do "Solidarności" i "Samorządnej
Rzeczypospolitej" wypływało z inspiracji, a właściwie dyktatu Zjednoczonego
Sekretariatu IV Międzynarodówki.
Do idei tych odwoływała się również PPS-Rewolucja Demokratyczna Piotra
Ikonowicza. Zdecydowanie krytyczna wobec tego rodzaju praktyk była Grupa
Samorządności Robotniczej - Komuniści (patrz: poprzedzająca rozłam dyskusja w "Inprekorze").
Po zniesieniu stanu wojennego, zdyskontować tych tradycji nie zdołali już także
zwolennicy Socialist Workers Party i International Socialist Tendency
(Solidarność Socjalistyczna, obecnie Pracownicza Demokracja) oraz prawowici
następcy - tzw. lewica solidarnościowa i postkorowska - Ryszard Bugaj, Zbigniew
Bujak, Tadeusz Kowalik, Karol Modzelewski (Solidarność Pracy, obecnie Unia
Pracy), czy też zwolennicy "Czwórki" - Zbigniew M. Kowalewski i Józef Pinior.
Okazało się, że bez oparcia się na byłych członkach PZPR nie da się w Polsce
zbudować żadnej liczącej się formacji lewicowej. Tymczasem, licząca się formacja
mogła mieć tylko charakter socjaldemokratyczny i nieuchronnie zmierzała do
sojuszu z wiodącą i budującą kapitalizm organizacją postpezetperowską (SdRP -
SLD). Los taki spotkał zarówno PPS, jak i Unię Pracy).
Inicjatywy Tendencji Socjalistycznej i mandelowców jako niewiarygodne lub mało
wiarygodne nie miały szans powodzenia.
W latach 80. wprost do tradycji solidarnościowych odwoływały się już tylko trzy
konkurujące ze sobą związki zawodowe: NSZZ "Solidarność", "Solidarność '80" i
Wolny Związek Zawodowy "Sierpień '80".
W połowie lat 90., po zawiązaniu przez NSZZ "Solidarność" prawicowej koalicji
wyborczej pod nazwą Akcja Wyborcza "Solidarność" (AWS) i zbliżonej, choć
konkurencyjnej ewolucji "Solidarności '80" i "Sierpnia '80", "solidarnościowe"
odwołania na lewicy ostatecznie utraciły znaczenie identyfikacyjne, o czym
świadczy zmiana nazwy z SS na PD, z SP na UP, czy też podjęcie przez NLR (mandelowców)
kolejnej próby utworzenia własnej partii, tym razem pod nazwą Ligi
Komunistycznej, w której uczestniczyły niedobitki z GIPR i młodzieżówki ZKP
"Proletariat".
Tym samym, określenie "lewica solidarnościowa" czy postsolidarnościowa,
zatraciło swoje znaczenie, a nawet w części środowisk radykałów nabrało
znaczenia epitetu ("solidaruch" jak "komuch").
Nie znaczy to jednak, że w obecnych formacjach postsolidarnościowych (NSZZ
"Solidarność", "Solidarność '80" czy "Sierpień '80") nie mogą występować
radykalne czy lewicujące tendencje. Wskazuje jedynie, że odwołania do
historycznej już, "pierwszej Solidarności" nie mają mocy sprawczej,
mobilizacyjnej i nie pozwalają rewindykować ani dyskontować robotniczych korzeni
i tradycji "Solidarności" w celach organizacyjnych, nie mogą pełnić roli "koła
zamachowego" i "drogi na skróty" w budowie partii, odrodzeniu lewicy
rewolucyjnej i rewolucyjnego ruchu robotniczego.
Choć zmieniła się forma, istota myślenia na lewicy radykalnej pozostała jednak
bez zmian: to, co dziś wydaje się oczywiste, jeśli chodzi o stosunek do
"Solidarności", nie umarło bynajmniej, ale podlega jedynie procesowi "re-orientacji"
i zastępowane jest przez nowe odniesienie - do nowego "koła zamachowego" i nowej
"drogi na skróty" - ruchu No Global, "drogi do Porto Alegre".
Co charakterystyczne - znów na czele tej tendencji stoją byli "solidarnościowcy"
- współcześni "antyglobaliści", których oportunizm jest cechą wręcz immanentną.
Pozycje GSR i ex-GSR w tym kociokwiku pozostają - nieznośnie dla niektórych
-niezmienne, podobnie zresztą jak SGP i ex-Spartakusowców (u tych ostatnich
niezmienna jest głównie ślepa, bo bez umiejętności przeprowadzenia
konkretno-historycznej analizy, schematyczna nienawiść udająca pryncypialność).
Żeby uchwycić o co tu chodzi, warto przypomnieć dyskusję między GSR a GIPR po
kolejnym rozłamie (początek 1995 r.)
W załączeniu:
- "Propozycje GIPR", "Samorządność Robotnicza" nr 15, s. 26;
- GSR, "W odpowiedzi", "Samorządność Robotnicza" nr 15, ss. 26-27.
24 października 2003 r.
Propozycje GIPR
Grupa Samorządności Robotniczej,
Grupa Inicjatywna Partii Robotniczej analizując sytuację w Polsce, obserwując
zamieszanie po wyborach prezydenckich, w których wygrał kandydat pseudo-lewicy i
przede wszystkim widząc słabą kondycję konsekwentnej lewicy, wychodzi z
inicjatywą otwartej dyskusji nad podanymi niżej problemami. Dyskusja ta, która
jest naszym zdaniem potrzebna, byłaby okazja do dokładnego poznania się naszych
grup - do określenia spraw, które są dla nas wspólne i nas łączą, ale także (a
może przede wszystkim) tych, które nas dzielą. Celem takiej dyskusji, oprócz
wzajemnego poznania, byłaby ewentualna przyszła współpraca nad konkretnymi
problemami. Przedstawiamy nasze propozycje, ale oczywiście oczekujemy nowych,
zaproponowanych przez Was.
Nasze propozycje, które mogą być polem dyskusji i współpracy to:
- walka z układem "Kwaśniewski-Wałęsa", pokazanie prawdziwie lewicowej
alternatywy dla społeczeństwa, uświadomienie, że żaden z nich nie proponuje nic
pożytecznego dla ludzi pracy;
- budowa "Rzeczypospolitej Samorządnej" - stworzenie samorządów pracowniczych,
które decydowałyby o losie zakładu-miejsca pracy, zniesienie Senatu i urzędu
prezydenta oraz zastąpienie ich Samorządową Izbą Pracy - organem władzy
robotniczej;
- walka o ustawowe skrócenie dziennego czasu pracy z 8 do 6 godzin bez obniżania
pensji, co pozwoliłoby m.in. na likwidację bezrobocia i przyspieszenie rozwoju
gospodarczego;
- dyskusja nad rolą i działaniem związków zawodowych, związki zawodowe a
ugrupowania polityczne, czy związki zawodowe reprezentują jeszcze ludzi pracy;
- wymówienie długu zagranicznego Polski wobec innych państw i instytucji
międzynarodowych - Polska już dawno spłaciła swój dług, jak długo jeszcze ludzie
pracy będą ponosić konsekwencje układów między biurokratami;
- współudział w krajowych i międzynarodowych kampaniach solidarności z
represjonowanymi działaczami robotniczymi, związkowymi i politycznymi, z
niepokojem obserwujemy wzrost represji wobec aktywistów robotniczych;
- walka z rosnącą falą nacjonalizmu, ksenofobii, antysemityzmu, walka o
równouprawnienie kobiet.
Takie są nasze propozycje, są to tylko główne zarysy problemów, z radością i
otwartością przyjmiemy wszelkie inne propozycje tematów do dyskusji.
Oczekujemy odpowiedzi na naszą inicjatywę, która jak wierzymy, może być jednym z
elementów przezwyciężenia kryzysu konsekwentnej, rewolucyjnej lewicy.
3 grudnia 1995 r.
Za Grupę Inicjatywną Partii Robotniczej - Dariusz Ciepiela
W odpowiedzi
Powyższy list, który został wysłany 13 marca 1996 r., jest tekstem pod wieloma
względami zdumiewającym. Ponad trzymiesięczna zwłoka między jego powstaniem a
momentem, w którym zdecydowano się go wysłać, sugerowałaby głęboki namysł, jakąś
głęboką dyskusję wewnętrzną, ale jest to jedyna przesłanka do takiej oceny. Nie
można bowiem doszukać się w reprodukowanym tekście żadnego wysiłku podjęcia
szczerej, rzeczowej i merytorycznej dyskusji. Ze strony osób, które po naszym
odejściu z GIPR zdecydowały się na pozostanie w tej organizacji padły pod naszym
adresem oszczercze i obraźliwe oskarżenia, których jak dotąd nikt z osób
reprezentujących tę organizację publicznie nie odwołał. Jak tedy mamy toczyć
dyskusją w sposób "radosny i otwarty"? Wolne żarty!
Można, oczywiście, podejrzewać, że po wyjeździe Elżbiety (...), środowisko tak
osłabionego GIPR poczuło się zmuszone do stopniowego wycofywania się z
poprzednich hurraoptymistycznych frazesów i wynikającej z nich arogancji
przekraczającej granice prawdy i odpowiedzialności. Wobec tego GIPR mógłby
wycofać się poniewczasie z zapowiedzi natychmiastowej budowy partii (do maja
1995 r.) i próbować odbudować zerwane więzi, nie mając jednak odwagi przyznać
tego publicznie. Cóż jednak byłby dla nas za pożytek z dialogu z partnerem,
który nie jest w stanie określić sensu i charakteru swych poczynań?
Rzetelne potraktowanie propozycji GIPR podważane jest także przez fakt
ignorowania w złożonej nam propozycji tych treści, które były przedstawione
przez Grupę Samorządności Robotniczej w deklaracji "Przesłanki jedności
robotniczej", opublikowanej w nr 14/95 "Samorządności Robotniczej" z jesieni
ubiegłego roku. Wobec tego oczekiwania ze strony GIPR na nasze "wszelkie inne
propozycje tematów do dyskusji" jest obłudą w formie czystej, tym, co
potępiliśmy we wspomnianej deklaracji - próbą konstruowania fałszywych
kontekstów.
Włączenie się do dyskusji, którą sami zainicjowaliśmy, a którą GIPR ogłosił za
swoją inicjatywę wymagać będzie pewnych talentów akrobatycznych, ale trudno,
czemu nie. Trzeba tu jednak, po raz kolejny, wyrazić zdumienie tonem, który
przyjął GIPR, tonem u nich niespotykanym, aczkolwiek znajomym. Skąd można by się
spodziewać w dokumencie GIPR określeń, takich jak "słaba kondycja konsekwentnej
lewicy", problem "przezwyciężenia kryzysu konsekwentnej, rewolucyjnej lewicy"?
Takie stwierdzenia były głoszone przez nas ponad rok temu i stały się (między
innymi) podstawą podjęcia decyzji o wystąpieniu z GIPR i wznowieniu działalności
GSR, gdyż naszym zdaniem z ocen politycznych winny wynikać decyzje
organizacyjne. Dlatego też musimy przestrzec obecnych GIPR-owców, że za
głoszenie takich tez mogą być usunięci ze swej organizacji decyzją
transoceanicznego kierownictwa.
Z wymienionych w liście problemów w istocie interesującym dla nas jest tylko
punkt wymieniony na czwartym miejscu - "dyskusja nad rolą i działaniem związków
zawodowych, związki zawodowe a ugrupowania polityczne, czy związki zawodowe
reprezentują jeszcze ludzi pracy". Jest to bowiem podstawowy obszar
zainteresowania i działalności GSR. Widzimy jednak, a możemy tak sądzić z
dyskusji przed rozłamem i późniejszych publikacji GIPR, że istnieją między nami
poważne różnice w ocenach. Założeniem porozłamowego GIPR było bowiem
jednostronne i jednoznaczne akceptowanie wszystkich działań WZZ "Sierpień '80".
Zasada ta była prezentowana na łamach nowego organu GIPR - "Głosu Robotniczego",
gdzie "Sierpień '80" był opisywany jako związek kroczący od sukcesu do sukcesu i
to w roku 1995, gdy dał się zauważyć marazm w tej organizacji, odmienny od
niegdysiejszej ofensywności i radykalizmu. Zaatakowano także inne pisma (bez
wymieniania naszej "Samorządności Robotniczej", ale to wszak o nas chodziło), że
nie dostrzegają tych epokowych sukcesów. Otóż nie podzielamy tych ocen i tego
tonu. Od dość dawna dostrzegaliśmy kryzys całego ruchu związkowego w Polsce,
jego trudności, odmienne dla różnych struktur, lecz doskonale widoczne. Był i
jest przedmiotem naszej troski i uwagi fakt, że jak dotąd żaden z sektorów ruchu
związkowego w Polsce nie spełnia kryteriów ruchu klasowego i jako taki się nie
definiuje. W rozważaniach GIPR, podobnie jak LIT(CI), ten problem zupełnie nie
istnieje, co w naszym przekonaniu jest źródłem jałowości tego typu refleksji,
która musi kończyć się na poziomie scholastycznych rozważań o wyższości tej czy
innej formy upodmiotowienia klasy robotniczej, czy jak woli GIPR - "ludzi
pracy".
Kryzys świadomości ruchu związkowego został wyraźnie udokumentowany
stanowiskiem, jakie poszczególne centrale zajęły wobec tzw. referendów
uwłaszczeniowych, gdzie także "Sierpień '80" nie była w stanie wyróżnić się
korzystnie. Zupełni drugorzędnym, aczkolwiek symptomatycznym wydarzeniem jest
to, że sekretarz KK WZZ "Sierpień '80", Bogusław Ziętek, raczył się na łamach
"Wiadomości Kulturalnych" odciąć od współpracy i znajomości z nami w kontekście
tego, że GSR "w programie swym nawiązuje do najbardziej radykalnych tradycji
robotniczych, łącznie z poparciem dla idei dyktatury proletariatu". I jeśli to
pierwsze zdystansowanie się było na tyle absurdalne, że nawet obcy nam redaktor
"Wiadomości Kulturalnych" mógł wskazać na szeroko udokumentowane związki
środowiska dawnego RKO "Solidarność '80" i obecnego WZZ "Sierpień ,80" z naszymi
pismami, to nieprzypadkowy jest brak związku przedstawiciela związkowej
biurokracji z tradycjami robotniczymi i dyktaturą proletariatu. Nie jest więc
sprawą przypadku, że rozluźniliśmy swe związki z "Sierpniem '80", gdy jego
dygnitarze przeprowadzili się do wytwornej siedziby z wielkimi lustrami, a wy
całkowicie podporządkowaliście się służbie temu kursowi. Moment dla waszej
strategii był wyjątkowo nietrafnie wybrany, aktywność związku słabła, brak
oryginalnych ideowych poszukiwań kierownictwa zaowocował przyjęciem banalnej,
patriotyczno-niepodległościowej frazeologii i takiejż ideologii.
Nasza koncepcja pracy w ruchu związkowym polegała zawsze na poparciu dla realnie
istniejących tendencji skonfliktowanych z panującym status quo, przy
gwarantowaniu możliwości wyrażania naszego, radykalnie robotniczego,
rewolucyjnego stanowiska. Gdy zanika radykalizm związku, gdy przywódcy
dostosowują się do tendencji dominujących, zanika tolerancja na nasze działania,
zanika pamięć o naszej pracy i współpracy. Tak stracił pamięć Maciej Jankowski,
tak teraz Bogusław Ziętek.
Oczywiście, apoteoza "Sierpnia '80" może mieć jakiś sens z punktu widzenia
międzynarodowych aspiracji LIT(CI), ale jest to w istocie swej łudzenie
publiczności rewolucyjnymi, robotniczymi kontaktami w związkach zawodowych, bez
próby analizy tego, z jakim związkiem, w jakiej fazie mamy do czynienia.
Pole związkowego działania jest dotąd precyzyjnie określone - otwarte i
wartościowe są tylko pozycje w związkach, które popadały dawniej w konflikty z
biurokracją, a obecnie popadają w konflikt z budowanym kapitalizmem. Inne układy
są pozamerytoryczne, kumplowskie lub klientowskie, i merytorycznie nic lewicy
rewolucyjnej nie przynoszą. Przyjęcie bardziej konformistycznej linii przez
kierownictwo związkowe i wyegzekwowanie tej linii powoduje konflikt (gdy lewica
wie, co się dzieje i nie rezygnuje z zasad), eliminuje dostępne pole działania
lewicy i zawęża ramy demokracji wewnątrzzwiązkowej. Nieklasowy charakter ruchu
związkowego utrudnia i jak dotąd uniemożliwiał dokonanie rozłamu lub przejęcie
kierownictwa związku przez tendencje lewicowe. Brak klasowej alternatywy w ruchu
związkowym czyni jednak możliwe i konieczne pojawienie się nowego pola
konfliktu, nowej, frondującej organizacji podatnej na oddziaływanie rewolucyjnej
lewicy. Ukształtowanie się klasowego nurtu ruchu związkowego zmieni zasadniczo
warunki działania lewicy, zapewne "uodparniając" biurokracje związkowe na
penetrację lewicy.
Działalność w ruchu robotniczym, nie tylko związkowym, wymaga nauczenia się
szacunku dla konkretu, dla aktualnego stanu świadomości, odrzucenia wszelkiego
schematyzmu. Dlatego też nie rozumiemy zgłaszania postulatów niekonkretnych,
schematycznych, nieprzemyślanych. Cóż bowiem oznacza postulat skrócenia czasu
pracy z 8 do 6 godzin? Nowy kodeks pracy wprowadza 42 godziny tygodniowo i
maksimum 8 godzin dziennie w rozliczeniu trzymiesięcznym. Któż miałby wprowadzić
nowy wymiar czasu pracy? Rozumiemy recepcję zachodnioeuropejskich żądań związków
zawodowych wprowadzenia siedmiogodzinnego dnia pracy, rozumiemy, że tymi
sześcioma to przebiliście konkurencję, ale wiązanie tego z walką z bezrobociem,
to jednak zbyt wiele. Były takie koncepcje we Francji, zgłaszane przez
socjalistów, ale w warunkach gospodarki kapitalistycznej w chaosie, to chyba nie
jest droga. Jeśli to jednak ma być nie hasło propagandowe o wymiarze bieżącym, a
element docelowego programu po zwycięstwie rewolucji robotniczej, to inna
sprawa, należałoby to wówczas jasno określić. Dla nas traktowanie tego jako
przejściowego hasła jest nie do przyjęcia, gdyż obecnie takie hasło nikogo nie
mobilizuje, nie ma żadnego związku ze stanem świadomości robotniczej i
potrzebami konkretnych walk społecznych. W drugim wypadku, to nie pochłania nas
tego rodzaju pusta propaganda, czcze zapowiedzi.
Podobnie jest z hasłem "wymówienia długu zagranicznego Polski", propagowanym
jeszcze w latach osiemdziesiątych przez Jerzego Urbana jako rzecznika rządu PRL,
a w ślad za tym przez kolegów z Nurtu (wówczas jeszcze Warszawskiej Grupy Lewicy
Rewolucyjnej, patrz "Kret" nr 2/87). Póki nie stoi za tym jakaś konkretna siła o
wymiarze rewolucji, to nie ma powodu narażać się na śmieszność kabaretowym
małpowaniem deklaracji Lenina.
Odmienna jest wreszcie nasza ocena sytuacji politycznej w Polsce, co zapewne nie
ma za podstawę odmiennego dystansu czasowego wobec wydarzeń. Otóż nie ma mowy o
układzie Kwaśniewski-Wałęsa dopóki nie ma żadnej realnej, lewicowej alternatywy
i rosnącego nacisku z lewa. Dopóki tego nie ma, to mogą w pełni ujawniać się
kontrowersje w łonie sił prokapitalistycznych. To, że żaden z nich nie proponuje
nic dobrego ludziom pracy, to sprawa oczywista w sytuacji, gdy "ludzie pracy"
poprzez swe masowe organizacje nie są w stanie zgłaszać żadnych sensownych
postulatów, to panowie prezydenci nie muszą nawet szczególnie finezyjnie budować
demagogii, wystarczy bełkot o uwłaszczeniu.
Kwestia budowy "Rzeczpospolitej Samorządnej" jest dla nas równie mało
przekonywająca. Samo hasło jest nam obce, było wysuwane przez lewicę korowską na
I Zjeździe NSZZ "Solidarność", a potem przyjęte jako wyróżnik przez Kluby
Rzeczpospolitej Samorządnej - tworzony przez Kuronia zalążek prawicowej partii o
socjaldemokratyczno-menedżerskim charakterze. Dla nas celem jest system
samorządności robotniczej, z akcentem kładzionym jednak nie na los pojedynczego
miejsca pracy i zakładu pracy, ale rozbudowany pionowo i poziomo, z akcentem na
budowę dyktatury proletariatu. Rozumiemy jednak, że obecnie, w bliskim obcowaniu
z biurokracją związkową takie pojęcia pojawić się w GIPR nie mają prawa. My
jednak nie widzimy potrzeby ukrywania czegokolwiek i używania kategorii, które
do naszej tradycji nie przynależą (a używane były w tradycji zgoła odmiennej) i
wprowadzić mogą więcej zamętu niż pożytku.
Dobrze wiecie, że nasza wstrzemięźliwość wobec udziału w tzw. międzynarodowych
akcjach solidarności z represjonowanymi działaczami wynika z niewiary w inny niż
partykularny charakter tego rodzaju działań. Polega to z grubsza na tym, że
większość międzynarodowych central trockistowskich obstawia w jakimś kraju swego
"męczennika" i działania wokół akcji solidarnościowej stara się dyskontować jako
potwierdzenie swej roli chorążego międzynarodowej solidarności pracujących. Dla
nas żenujące jest branie udziału w tym spektaklu w jakiejkolwiek z tych ról.
Ewidentne wypadki represji wobec rewolucyjnych działaczy zawsze jednak spotykają
się z naszym sprzeciwem.
"Walka z rosnącą falą nacjonalizmu, ksenofobii, antysemityzmu, walka o
równouprawnienie kobiet" jest tym obszarem zagadnień, w którym GSR ma swoje,
znane wam stanowisko. Dookreślać je i poświęcać więcej uwagi będziemy o tyle, o
ile ma to związek z podstawowym, robotniczym polem walki, z działaniami na rzecz
budowy podmiotowości klasy robotniczej. Szukanie baz zastępczych, wyżywanie się
w tej problematyce nie jest naszym zadaniem. O wiele bardziej inspirujące niż
dokonania Nowej Lewicy są dla nas osiągnięcia i styl działania Lutte Ouvriere.
Zbieżności z wyrażanymi zainteresowaniami GIPR, jak widać, także brak.
Podsumowując stanowiska zawarte w publicystyce i liście GIPR, naszą odpowiedź i
wcześniejsze deklaracje, zwłaszcza "Przesłanki jedności robotniczej", należy
dostrzec ogromne rozbieżności, zarówno w ujęciu i rozumieniu problemów, jak też
nawet w ich hierarchizacji. Rozbieżności, które wystąpiły przy rozłamie ujawniły
obecnie swój programowy wymiar. Odmienne jest rozumienie roli organizacji,
charakteru jej budowy, podstawowych ocen politycznych i preferencji tematów
stanowiących osie działań organizacyjnych. W stanowisku GIPR brak jest też
całkowicie problematyki roli międzynarodowych struktur ruchu robotniczego w
dobie obecnej. Musi to dziwić, gdyż nie są tajemnicą związki GIPR z LIT(CI).
Albo więc GIPR uznaje ten problem za bezdyskusyjny, albo chce z góry wykluczyć
ze szczerych i radosnych rozważań analizę i uzasadnienie sensowności tych
związków. To, jak też wymienione na wstępie nieprzezwyciężenie zaszłości dają
podstawę do potwierdzenia dalekiego od normalizacjii stanu wzajemnych stosunków.
Grupa Samorządności Robotniczej
18 marca 1996 r.