Tekst pochodzi z Nowego Państwa nr 31 w 2000 roku, przed wyborami prezydenckimi

http://www.nowe-panstwo.pl/archiwum/nr31/glowna/245_wybory_ikonowicz.htm . Ikonowicz mówił, że dostanie w nich minimum 2 % dostał dziesięć razy mniej. Programowo Ikonowicz nawiązuje do socjal liberałów z Europy zachodniej: "Różnię się od nich nowoczesnym programem społecznym. Przecież Blair właśnie zwiększa wydatki budżetowe w Anglii, a Jospin wprowadza 35–godzinny tydzień pracy we Francji". Kilka lat temu podczas jakiś wspólnych akcji z PPS, Ikonowicz zawsze podkreślał z wyższością "my jesteśmy nowoczesna lewica a tacy jak my rządzą w UE". Wystarczyło trzy lata i Ikonowicz zmienił poglądy i teraz krzyczy na demonstracjach antywojennych "Zabić Blaira skurwysyna!". Ogólna radykalizacja nastrojów na radykalnej lewicy, przynajmniej na poziomie haseł, jest zasługą LBC. Tak jak Cisza zaczął powtarzać argumenty LBC w sprawie akcji bezpośredniej, tak Nowa Lewica też stara się płynąć z prądem. Jeszcze nie dawno działacze NL podkreślali "my nie chcemy robić rewolucji, chcemy działać całkowicie legalnie". Cieszy nas bardzo ta zmiana nastrojów. Miejmy nadzieje, że tym razem Ikonowicz nie zmieni frontu (jak to wiele razy zdarzało mu się w przeszłości).


Robert Mazurek

Czerwony sztandar
 


— Nie mam przyjemności z panem! — opędzał się od Piotra Ikonowicza robotnik w Poniatowej, którego interesów przywódca socjalistów chciał bronić. Niezrażony kandydat na prezydenta liczy na głosy rozczarowanych do Kwaśniewskiego i myśli już o przyszłych wyborach parlamentarnych

Dla Piotra Ikonowicza prawdziwe wybory odbędą się mniej więcej za rok. Jego start w wyborach prezydenckich ma tylko przypomnieć elektoratowi o istnieniu Polskiej Partii Socjalistycznej i wykreować ją na jedyną prawdziwą lewicę właśnie przed wyborami do Sejmu. Bo to one będą dla socjalistów być albo nie być. — Raczej nie być — krzywi się na to porównanie jeden z liderów SLD. — Teraz nic nie ugra, a w przyszłym roku przypieczętuje swoją klęskę. A jeszcze niedawno wydawało się, że przed Ikonowiczem zadowolonym z roli dyżurnego trybuna ludowego SLD stoi obiecująca kariera. Jeśli wierzyć anonimowemu liderowi Sojuszu, przymierzał się nawet do roli… ministra spraw zagranicznych w przyszłym rządzie lewicy. Dziś nasz rozmówca, opowiadając o tych planach Ikonowicza, zanosi się gwałtownym śmiechem. Pojawiał się i znikał Syn wieloletniego dziennikarza PAP, niegdyś między innymi korespondenta na Kubie, a dziś specjalisty od… Watykanu i brat właścicielki luksusowych warszawskich restauracji Magdaleny Gessler od zawsze był radykalnym lewicowcem. Tak radykalnym, że kontestując ugodową — jego zdaniem — wobec komunistów politykę podziemnej PPS Jana Józefa Lipskiego, założył zadymiarską PPS–Rewolucję Demokratyczną. Bojkotował wybory do Sejmu kontraktowego, potem prezydenckie.

Tkwił na marginesie. Znudzony pozostawaniem poza Sejmem doprowadził najpierw do zjednoczenia PPS–ów, a w końcu, przed 1993 rokiem, znalazł się na liście SLD. Był pierwszym politykiem „solidarnościowym" (choć tak naprawdę z samą „Solidarnością" nie był związany), który przeszedł do obozu postkomunistów. — Zdrada! — zatrzęśli się z oburzenia byli opozycjoniści i władze emigracyjnego PPS–u. Ikonowicz wszedł do Sejmu. Już pierwszy budżet koalicji SLD–PSL poróżnił go z resztą klubu Sojuszu i wkrótce z niego wystąpił. Założył koło PPS, w sprawach gospodarczych radykalnie lewicowe, ale w najważniejszych głosowaniach politycznych popierające Sojusz. Gdy więc zmarł poseł PPS Andrzej Lipski, by ratować istnienie koła, władze Sojuszu delegowały do niego swoją posłankę Marię Walczyńską–Rechmal. Parlamentarzystka nie czuje się chyba szczególnie przywiązana do idei socjalistycznej, bo w tej kadencji pozostaje w klubie SLD. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi Ikonowicz szybko pogodził się z Sojuszem i znów kandydował z jego listy. Gdy w zeszłym roku SLD przekształcało się w jedną partię, Ikonowicz nie chciał być jednym z wielu założycieli, wolał być liderem. Popularność zyskana dzięki uczestnictwu w pierwszomajowych demonstracjach oraz radykalnej krytyce kleru i „solidaruchów" procentowała. Niezły wynik w Warszawie w ostatnich wyborach spowodował, że wzrósł jego apetyt. Wystąpił więc z klubu Sojuszu. Jak zapewnia, tym razem ostatecznie. — Decyzja o samodzielnym starcie PPS w wyborach jest nieodwołalna — zarzeka się Ikonowicz. — No cóż, zawsze lepiej współpracować niż rywalizować — komentuje decyzję socjalistów poseł SLD Lech Nikolski. — Ale specjalnego uszczerbku dla Sojuszu w tym nie widzę. Pełnomocnik komitetu wyborczego Ikonowicza Janusz Rolicki ustala strategię: — Jedynym prawdziwym przeciwnikiem PPS jest SLD, bo Miller chce, by na lewicy była tylko jedna siła, czyli SLD. Unia Pracy jest całkowicie spacyfikowana i pójdzie z nimi do wyborów. Dostaną jakieś siedem — dziesięć miejsc w Sejmie i będą siedzieć cicho — prorokuje były naczelny Trybuny. Socjaliści przekupić się nie dadzą i Sojuszu nie oszczędzają. — SLD to partia władzy — ocenia rzeczniczka sztabu Ikonowicza Agnieszka Wołk–Łaniewska. — Moglibyśmy z nimi współpracować, gdyby rozpoczęli poważną debatę programową, tylko na to mają najmniej ochoty. Nie oszczędzają też Aleksandra Kwaśniewskiego. — Tak jak SLD nie jest lewicą, tylko partią centrową, której „lewicowość" objawia się wyłącznie we frazeologii i obronie interesu PZPR–owskiej nomenklatury, tak Kwaśniewski nie jest kandydatem lewicy — oskarża Rolicki. A sam Ikonowicz podkreśla różnice dzielące go od prezydenta. — On jest częścią establishmentu, który nie rozumie, co się w kraju dzieje. — I dowodzi: — Kwaśniewski może sobie być socjalliberałem, ale ludzie głosują na SLD i na niego nie dlatego, że są socjalliberałami, ale nie mają alternatywy. Teraz my ją tworzymy.

Pasożyt Przy kampanii prezydenckiej nie obyło się jednak bez kłopotów. Część działaczy PPS poparła nawet Kwaśniewskiego i weszła do jego komitetów wyborczych. Zwolenników Ikonowicza to nie zraża. — Trzeba powiedzieć głośno, że nie chcemy budować kapitalizmu, jesteśmy przeciw dalszej prywatyzacji, że zagrożona jest neutralność światopoglądowa państwa — tłumaczy powody startu w wyborach Wołk–Łaniewska. Na czyje głosy może liczyć Ikonowicz, prezentując taki program? Zdaniem jego otoczenia, naturalnymi wyborcami lidera socjalistów muszą być ci, którzy popierali do niedawna SLD. — I się do nich rozczarowali. A teraz wiedzą, że dzięki Sojuszowi żadnej zmiany nie będzie — kończy Rolicki. — Wszyscy pokrzywdzeni przez transformację, którzy chcą przełomu, a nie reform, lecz nie otarli się o ksenofobię i nacjonalizm — charakteryzuje swój elektorat Ikonowicz. Jego zdaniem, jest wielu takich ludzi, czego dowodem to, że „przy tym niezadowoleniu społeczeństwa partie neofaszystowskie nie zdobywają w Polsce, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, więcej niż 1 procent głosów". Tyle że o względy sfrustrowanych będzie zabiegać co najmniej kilku pretendentów do prezydentury. — Różnię się od nich nowoczesnym programem społecznym. Przecież Blair właśnie zwiększa wydatki budżetowe w Anglii, a Jospin wprowadza 35–godzinny tydzień pracy we Francji — mówi z zapałem Ikonowicz. — Dzieli nas również to, że my nie jesteśmy przeciwko Unii Europejskiej, bo podobają nam się obowiązujące tam gwarancje socjalne, choć nie podoba nam się wchodzenie do Unii na kolanach. — To pasożyt — ocenia go jeden z liderów Sojuszu. — W 1997 roku nie przyprowadził do SLD żadnych nowych wyborców, tylko żerował na naszych. Teraz chce to powtórzyć. A Sojusz chce mu to uniemożliwić, dlatego zwolennicy Kwaśniewskiego podkreślają, że prezydent jest człowiekiem lewicy. — Dowiódł tego nie tylko historycznymi zasługami, ale także sposobem, w jaki sprawuje urząd. Ma lewicowy program i popierają go takie siły lewicy, jak SLD, OPZZ czy Unia Pracy — wylicza Lech Nikolski ze sztabu wyborczego prezydenta.

Adam, syn Edwarda Odpowiedzią Ikonowicza nie będzie z pewnością potężna kampania wyborcza, bo jego sztabu na taką nie stać. Ze skromności chce jednak uczynić atut. Będzie tylko jeden czarno–biały plakat z portretem Piotra i czerwonym hasłem Pracy i chleba! Takie same mają też być ulotki rozdawane na spotkaniach. Również wywiad–rzeka z przewodniczącym PPS, który już niedługo ukaże się w księgarniach, będzie zatytułowany tym samym hasłem. Ikonowicz do maksimum wykorzystuje okazje do darmowego promowania swojej osoby. Jeszcze chętniej niż zazwyczaj wdaje się w gorące spory parlamentarne, zwykle w czasie transmisji telewizyjnych. Tydzień temu podczas głosowania nad ustawą o PKP kilkakrotnie żarliwie domagał się wyjaśnień, miotał oskarżenia pod adresem rządu i żądał okazywania szacunku przez Jerzego Buzka. Premier miał bowiem… nie patrzeć się na posła PPS. Za inne elementy kampanii trzeba będzie jednak płacić. Sztab Ikonowicza przewiduje, że wydadzą tylko 100 tysięcy złotych, przy ustawowym limicie 12 milionów, który z pewnością wykorzystają najważniejsi kandydaci. — Biznes nas nie wspiera, bo nie mamy mu nic do zaproponowania — przyznaje Wołk–Łaniewska. — Znajdują się jednak drukarnie, które wydrukują coś taniej, i sympatycy, którzy wspomogą. Czasem nawet ktoś ufunduje kaszankę i dopłaci do piwa, jak to było w Płocku. Wtedy spotkanie się udaje. A że nie zawsze tak jest, kandydat przekonał się choćby we wspomnianej Poniatowej, dokąd pojechał agitować wśród pracowników bankrutującej fabryki „Eda". I mimo że miasteczko w Lubelskiem jest trapione masowym bezrobociem, to — jak podaje korespondent PAP — recepty przewodniczącego PPS nie cieszyły się specjalnym wzięciem. Dla sztabu Ikonowicza musiało to być gorzkie doświadczenie, bo właśnie na małe miasta liczy najbardziej. — Tam nie jeżdżą ci wielcy, a tam mieszka nasz elektorat — ocenia rzeczniczka sztabu. — Chcemy do niego dotrzeć, współpracując z lokalnymi mediami, nawet z tymi małymi gazetami o pięciotysięcznym nakładzie. Być może pomocna okaże się tu żona kandydata, publicystka Trybuny Zuzanna Dąbrowska. Rzadko bowiem pojawia się na oficjalnych spotkaniach męża, częściej pracując przy organizowaniu kampanii. Przy produkcji programów wyborczych dla telewizji pomoże z kolei reżyser Janusz Kidawa — członek komitetu wyborczego Ikonowicza. Znaleźli się w nim również: ulubieniec przychodzących na spotkania z liderem PPS Wojciech Siemion i Adam Gierek, syn Edwarda.

Śpimy spokojnie Otoczenie Ikonowicza liczy na więcej niż 1–2 procent, choć mniej więcej tyle dają mu dziś sondaże. — Pewnie tego nie napiszecie, ale po kilku spotkaniach wierzę, że możemy zdobyć 5 procent — mówi Wołk–Łaniewska. Nie trzeba chyba przekonywać, że taki wynik w pełni by ją satysfakcjonował, tym bardziej że przecież 5 procent to bariera, powyżej której partia wchodzi do Sejmu. — Może jakąś część głosów nam odbierze, ale w Polsce nie ma klimatu dla skrajnych rozwiązań politycznych, a PPS to skrajna lewica, wręcz ugrupowanie lewackie — sądzi rzecznik sztabu Kwaśniewskiego Dariusz Szymczycha. — Ani Piotr Ikonowicz, ani jego małżonka nie spędzają nam snu z powiek. I niech pan tak napisze.