Chris Harman
Marksizm w działaniu -2
6. Kryzys ekonomiczny
"Akumulacja bogactwa z jednej strony a nędzy z drugiej" - oto jak Marks
podsumowywał dążenia kapitalizmu. Ponieważ kapitalista boi się konkurencji
każdego innego, wymaga od swych podwładnych jak najbardziej wytężonej pracy,
starając się płacić im tak mało jak tylko się da.
Wynika z tego dysproporcja pomiędzy wzrostem środków produkcji z jednej strony a
bardzo ograniczonym wzrostem zarobków z drugiej. Marks twierdził, że to było
właśnie główną przyczyną kryzysów ekonomicznych.
Najłatwiej zorientować się w tym zadając sobie pytanie: kto kupuje tak
rozrastającą się ilość towarów? Wskutek niskich zarobków robotnicy nie są w
stanie pozwolić sobie na rzeczy wyprodukowane własną pracą. Kapitaliści zaś nie
mogą zwiększyć zarobków, bo to zmniejszyłoby zysk, zasadniczą siłę systemu.
Jeżeli jednak firmy nie są w stanie sprzedać wyprodukowanych towarów, są
zmuszone zamknąć fabryki i wyrzucić robotników. Wtedy ogólna liczba zarobków
bardziej jeszcze się zmniejsza i coraz więcej firm traci możność sprzedaży swych
wyrobów. Powstaje kryzys "nadprodukcji" we wszystkich działach, z gromadzącymi
się towarami, których ludzie nie mają za co kupić.
To było powtarzającą się sytuacją w kapitalistycznych społeczeństwach w ciągu
ubiegłych 160 lat.
Każdy jednak bystry zwolennik systemu zwróci uwagę na to, że istnieje łatwy
sposób wydobycia się z kryzysu. Trzeba tylko, aby kapitaliści zainwestowali swe
zyski w nowych fabrykach i maszynach. To stworzy możliwości pracy dla
robotników, którzy będą mogli wskutek tego wykupić niesprzedany towar. Znaczy
to, że póki funkcjonują nowe inwestycje, wyprodukowane towary mogą być sprzedane
i prawie pełne zatrudnienie robotników będzie zapewnione.
Marks nie był głupi i przyznawał temu rację. Jak już była o tym mowa, rozumiał
on, że zasadniczą cechą systemu spowodowaną konkurencją jest presja, aby
kapitaliści inwestowali. Ale - zapytywał - czy to znaczy, że kapitaliści będą
istotnie inwestować cały swój zysk i to stale?
Kapitalista inwestuje swój majątek tylko wtedy, gdy sądzi, że to mu zagwarantuje
"odpowiedni" zysk.
Jeśli nie spodziewa się, że przedsięwzięcie będzie zyskowne, nie zaryzykuje
ulokowania swych pieniędzy w inwestycjach. Włoży je do banku i tam zostawi.
Czy kapitalista zainwestuje swe pieniądze czy nie, zależy od tego, jak oceni
ekonomiczną sytuację. Jeżeli wygląda ona pomyślnie, wszyscy kapitaliści
gwałtownie inwestują w tym samym czasie, wyprzedzając jedni drugich, wyszukując
odpowiednie tereny do budowy, zakupując maszynerię, przetrząsając ziemię w
poszukiwaniu surowców, przepłacając wykwalifikowanych robotników.
Jest to zwykle nazywane "szczytem" lub "boomem".
Jednak dzika konkurencja o ziemię, surowce i pracowników podbija ceny na to
wszystko. I nagle przychodzi moment, kiedy niektóre firmy stwierdzają, że koszty
produkcji tak się podniosły, że nie ma mowy o zysku.
Nagle inwestycyjny szczyt zamienia się w inwestycyjny "krach". Nikt nie buduje
nowych fabryk - robotnicy budowlani zostają zwolnieni z pracy. Nikt nie chce
nowych maszyn - przemysł wytwarzający nową maszynerię wpada w kryzys. Nikomu nie
jest potrzebna stal i żelazo, a więc okazuje się, że huty produkujące stal
pracują "poniżej swych możliwości" i stają się "nierentowne". Zamykanie i
likwidowanie fabryk przenosi się z jednej gałęzi przemysłu na drugą, wywołuje
bezrobocie, a w konsekwencji zmniejsza możliwości kupowania przez robotników
artykułów z innych fabryk.
Historia kapitalizmu jest historią takich okresowych, powtarzających się
kryzysów, które prowadzą do zwariowanej sytuacji, w której bezrobotni głodują
przed zamkniętymi fabrykami, podczas gdy niszczeją stosy "zbędnych" towarów.
Kapitalizm tworzy te kryzysy nadprodukcji raz po raz, bo nic się tu nie planuje,
tak że nie ma sposobu zatrzymania panicznego pędu kapitału do dokonywania
inwestycji lub ich zaprzestania.
Ludzie kiedyś myśleli, że państwo mogłoby to zmienić. Że mogłoby utrzymywać
produkcję na równym poziomie przez ingerencję w sprawy ekonomii, zwiększanie
inwestycji państwowych, kiedy prywatne są za niskie, i zmniejszanie ich kiedy
prywatne inwestycje nabierają rozpędu. Jednak dzisiaj państwowe inwestycje są
również częścią tego obłędu.
Popatrzmy na "British Steel", huty państwowe. Kilka lat temu poinformowano
robotników pracujących w hutach, że zostają zwolnieni wskutek wprowadzenia
ogromnych, zautomatyzowanych pieców hutniczych, przy których można produkować
więcej stali i taniej. Dzisiaj w przemyśle stalowym panuje zastój i wiele świeżo
wprowadzonych nowoczesnych maszyn stoi nieużywanych, bo Anglia nie była jedynym
krajem, który wprowadził te kosztowne inwestycje. Francja, Niemcy, Stany
Zjednoczone, Brazylia, Wschodnia Europa, Południowa Korea i Polska zrobiły to
samo. Obecnie na całym świecie nastąpił kryzys nadprodukcji wskutek nadmiaru
wyrabianej stali. Państwowe inwestycje zostaty wszędzie obcięte.
Więc oczywiście hutnicy ucierpieli na tym podwójnie.
To jest cena, którą ludzkość stale płaci z powodu systemu, w którym władza nad
masową produkcją bogactwa znajduje się w rękach niewielkich, uprzywilejowanych
grup, które interesuje tylko zysk. Obojętne, czy te małe, uprzywilejowane grupy
składają się z właścicieli przemysłu, czy też zarządzają nim pośrednio, jako
ludzie kierujący państwem (jak pokazuje przykład British Steel). W każdym
przypadku używają oni swojej władzy aby rywalizować między sobą o jak największy
udział w zyskach (czy to na terenie własnego kraju czy międzynarodowym), a tymi,
którzy cierpią przez to - są pracownicy.
Obłędem w tym systemie jest fakt, że ten "kryzys nadprodukcji" wcale
nadprodukcją nie jest. Cały ten "nadmiar" stali na przykład mógłby dopomóc
rozwiązać sprawę głodu na świecie. Wieśniacy w różnych częściach świata orzą
ziemię drewnianymi pługami. Stalowe pługi mogłyby zwiększyć plony. Ale wieśniacy
są bez grosza, więc system kapitalistyczny nie jest nimi zainteresowany - system
nie może na nich zrobić zysku.
Dlaczego kryzysy przybierają na sile?
Kryzysy nie pojawiają się z monotonną regularnością. Marks przepowiedział, że z
biegiem czasu będą stawały się coraz groźniejsze.
Jeżeli nawet inwestycje są wprowadzane równomiernie, bez nadmiaru i błędów, nie
zapobiegnie to ogólnej tendencji do kryzysów. Dzieje się tak dlatego, że
konkurencja między kapitalistami (i kapitalistycznymi państwami) zmusza ich do
wprowadzenia maszynerii oszczędzającej pracę człowieka.
Obecnie w Anglii prawie wszystkie nowe wynalazki mają na celu zmniejszenie
liczby zatrudnionych pracowników. Dlatego dziś pracuje mniej robotników w
przemyśle niż 10 lat temu, mimo że produkcja wzrosła w tym czasie.
Tylko przez "racjonalizację produkcji", przez zwiększenie wydajności i
zmniejszenie zatrudnionego personelu kapitalista może zdobyć większy zysk niż
inni. Jednak skutek tego dla systemu jako całości jest niszczycielski, bo znaczy
to, że liczba robotników nie zwiększa się nawet w przybliżeniu w tym tempie, co
wzrost inwestycji.
A przecież praca robotników jest źrodtem zysku i paliwem, na którym upiera się
system. Jeśli stale powiększać inwestycje, nie zwiększając równocześnie źródła
zysków, zmierza się do katastrofy. Jest to tak pewne, jak to, że nie można
jechać limuzyną zużywając tę samą ilość benzyny co przy maluchu.
Dlatego Marks przepowiedział sto lat temu, że wielki sukces kapitalizmu we
wprowadzaniu ogromnych inwestycji w fabrykach prowadzi do tendencji do obniżania
się stopy zysku, a przez to do stale pogarszających się kryzysów.
To jego twierdzenie może być z łatwością zastosowane do kapitalizmu w dobie
dzisiejszej. Zamiast "zfych okresów" przechodzących w "dobre" -od krachów
przechodzących w szczyty, znajdujemy się dzisiaj w nigdy nie kończącym się
kryzysie. Wszelkie zmiany na lepsze i spadek bezrobocia są ograniczone i
krótkotrwałe.
Zwolennicy systemu twierdzą, że przyczyną są niedostateczne inwestycje. Bez
nowych inwestycji nie ma możliwości zatrudnienia nowych pracowników, a bez
nowych pracowników brakuje pieniędzy na zakup nowych wyprodukowanych dóbr.
Możemy zgodzić się z tym, ale nie z uzasadnieniem przyczyny dlaczego tak się
dzieje.
Ich zarzut dotyczy zarobków. Mówią, że zarobki robotników są za wysokie, co
obniża zysk niemal do zera. Kapitaliści lękają się inwestować, bo nie otrzymują
"dostatecznego wynagrodzenia".
Jednak kryzys pogłębiał się przez długie lata, w czasie, w których polityka
wypłat i decyzje państwowe obcięty robotnikom płace, obniżając poziom życia i
zwiększając zyski. Lata 1975-78 były okresem największego obniżenia się poziomu
życia robotników w tym stuleciu w Anglii i bogacenia się bogatych. Udział 10-ciu
procent najbogatszych ludzi w narodowym majątku wzrósł z 57,8% w 1974 r. do 60%
w 1976.
Mimo to wciąż jest niedość inwestycji, aby zakończyć kryzys - i to nie tylko w
Anglii, lecz również we Francji, w Japonii i Niemczech.
Lepiej jest więc posłuchać co Marks powiedział 100 lat temu niż przysłuchiwać
się tym, którzy płaszczą się przed dzisiejszym kapitalizmem.
Marks przepowiedział, że w miarę starzenia się kapitalizmu kryzysy staną się
gorsze, ponieważ źródło zysku, praca, nie zwiększa się równie szybko jak wkład
inwestycyjny, który ją umożliwia. Marks pisał o tym, kiedy wartość instalacji i
maszynerii potrzebnej do zatrudnienia każdego robotnika była stosunkowo niska.
Rozrastała się ona od tego czasu i dzisiaj może być oceniana na 20 a nawet 30
tysięcy funtów. Konkurencja między firmami kapitalistycznymi wymuszała na nich
wprowadzanie coraz droższej maszynerii. Dziś jest ogólnie przyjęte, że
wprowadzenie nowej maszynerii jest równoznaczne z potrzebą mniejszej ilości
pracowników.
Organizacja Współpracy i Rozwoju Gospodarczego (OECD) przepowiada, że w
światowych głównych działach przemysłowych zmniejszy się liczba ludzi
zatrudnionych w ciągu następnych pięciu lat, nawet jeśli jakimś cudem inwestycje
dynamicznie się zwiększą.
Cudu jednak nie będzie. Kapitaliści dbają bowiem o swój zysk i jeżeli ich
inwestycja zwiększy się czterokrotnie, a zysk tylko dwukrotnie, to ich to bardzo
zdenerwuje. Jednak tak się napewno stanie, jeśli przemysł będzie rozwijać się
szybciej niż źródło zysku - praca.
Jak Marks stwierdził, stopa procentowa zysku będzie mieć tendencję zniżkową. W
końcu przyjdzie okres, kiedy każda nowa inwestycja będzie się wydawać coraz
bardziej niebezpieczna. Wielkość wydatków potrzebnych na nowe instalacje i
maszynerię będzie kolosalna, a procent zysku stanie się niższy niż kiedykolwiek
przedtem. Kiedy to stadium zostanie osiągnięte, każdy kapitalista (lub
kapitalistyczne państwo) będzie marzył o programie nowych wielkich inwestycji,
ale będzie lękać się go zrealizować w obawie plajty.
Dzisiejsza gospodarka światowa właśnie tak wygląda. W Anglii Rover planuje nowe
modele samochodów, ale boi się strat finansowych. British Steel roi o tych
wielkich instalacjach, które zaplanowało przed pięcioma laty - ale nie może ich
zrealizować, bo nie jest w stanie sprzedać swych obecnych wyrobów. Japoński
przemysł stoczniowy zaniechał wprowadzania inwestycji w swych nowych zakładach,
a niektóre ze starych zamknął.
Ten właśnie sukces kapitalizmu w budowaniu coraz większej i bardziej
produkcyjnej maszynerii doprowadził cały system do kryzysu, który wydaje się nie
mieć końca.
W niewolniczych społeczeństwach starożytności i w feudalnych społeczeństwach
średniowiecza przychodził moment, kiedy bądź rewolucja mogła te społeczeństwa
zmienić, bądź też wchodziły one w okres stałego krysysu, który wpływał na to, że
cofały się w rozwoju. W przypadku Rzymu brak rewolucji doprowadził do zagłady
rzymskiej cywilizacji i do ciemnego okresu średniowiecza. W przypadku niektórych
feudalnych społeczeństw (w Anglii, a potem we Francji) rewolucje obaliły dawny
system i doprowadziły do nowego społecznego postępu w okresie kapitalizmu.
W chwili obecnej przed kapitalizmem otwierają się możliwości: albo stałego
kryzysu, który w końcu pogrąży ludzkość na nowo w barbarzyństwie wskutek biedy i
wojny, albo też socjalistycznej rewolucji.
7. Klasa pracownicza
Marks rozpoczął swój Manifest Komunistyczny słowami:
"Historia wszystkich dotąd istniejących spoteczeństw byta historią walki klas".
Zasadniczym zagadnieniem było w jaki sposób klasa rządząca ma zmusić klasę
uciskaną do produkowania dla niej dobrobytu. Z tego powodu w każdym z
istniejących w przeszłości społeczeństw odbywały się ciężkie walki między
klasami. Często kończyły się one rewolucją - zbrojnymi walkami, powstaniami
niewolników w starożytnym Rzymie, powstaniami chłopów w średniowiecznej Europie,
wielkimi rozruchami i rewolucjami w XVII i XVIII wieku.
We wszystkich tych walkach masy buntowników pochodziły z najbardziej uciskanej
części społeczeństwa. Jednak, jak Marks nie omieszkał dodać, wszystkie ich
wysiłki kończyły się zastąpieniem jednej uprzywilejowanej mniejszości inną. Tak
na przykład w starożytnych Chinach było wiele zwycięskich buntów chłopskich, ale
ich skutkiem stawało się tylko zastąpienie jednego cesarza innym. Również we
francuskiej rewolucji choć największe wysiłki poniosły najbiedniejsze klasy
Paryża (tak zwani "Bras Nus"), lecz w rezultacie nie one objęły władzę w
społeczeństwie. Finansiści i przemysłowcy zastąpili króla i dworzan.
Byty dwa powody tego, że niższe klasy nie potrafiły utrzymać władzy po
rewolucjach, w których walczyły.
Po pierwsze ogólny poziom bogactwa w społeczeństwie był dość niski. Tylko
wskutek tego, że ogromna większość ludności była utrzymywana w nędzy, niewielka
mniejszość miała wolny czas na zajmowanie się sztuką i nauką, podnosząc kulturę.
Innymi słowy dla rozwoju cywilizacji podział na klasy w społeczeństwie był
koniecznością.
Po drugie życie ciemiężonych klas nie przygotowało ich do zarządzania
społeczeństwem. Większość z nich była niepiśmienna i bardzo mato wiedziała o
życiu poza swym bezpośrednim otoczeniem. Co jeszcze ważniejsze, ich codzienne
warunki ustawiały często jednych przeciw drugim. Każdy rzemieślnik w mieście
prowadził swoje małe przedsiębiorstwo i w pewnym stopniu rywalizował z innymi
rzemieślnikami, nie byt z nimi zjednoczony.
Rewolty chłopskie byty buntem wielkich mas ludności, domagających się podziału
gruntów należących do lokalnych panów feudalnych. Kiedy jednak pan został
pokonany, zaczynały się kłótnie i nieporozumienia, bo buntownicy nie mogli się
zgodzić jak podzielić grunty między sobą. Jak Marks się wyraził, chłopi byli jak
"ziemniaki w worku": mogli być popchnięci wszyscy razem przez jakąś zewnętrzną
siłę, ale nie byli zdolni zjednoczyć się na stałe dla reprezentowania swych
własnych interesów.
Pracownicy, którzy stwarzają bogactwo w nowoczesnym ustroju
kapitalistycznym, różnią się od wszystkich dawniejszych niższych klas. Po
pierwsze podział na klasy nie jest już teraz konieczny dla rozwoju ludzkości.
Stwarza się obecnie tyle bogactwa, że samo społeczeństwo kapitalistyczne niszczy
od czasu do czasu wielkie jego ilości przez wojny lub kryzys ekonomiczny. Dobra
te mogłyby być podzielone równomiernie, a w społeczeństwie w dalszym ciągu
kwitłaby nauka, sztuki piękne itd.
Poza tym życie w ustroju kapitalistycznym przygotowuje pracowników w różny
sposób do zarządzania społeczeństwem. Na przykład kapitalizm potrzebuje
pracowników, którzy są wykwalifikowani i wykształceni. Kapitalizm zmusza poza
tym tysiące ludzi do przebywania w olbrzymich miejscach pracy i w wielkich
miastach, gdzie znajdują się oni w bliskim kontakcie i mogą stanowić potężną
siłę zmieniającą społeczeństwo.
Kapitalizm wymaga od robotników współdziałania przy produkowaniu wyrobów w
fabryce i ta umiejętność współdziałania może z łatwością obrócić się przeciw
systemowi, kiedy na przykład pracownicy zorganizują własne związki. Ponieważ
znajdują się oni skupieni w olbrzymich masach, jest dla nich o wiele łatwiejsza
demokratyczna kontrola nad tymi związkami niż była dla dawniejszych ciemiężonych
klas.
Co więcej, kapitalizm skłania się coraz bardziej do przekształcania grup ludzi,
którzy uważali siebie za stojących wyżej od zwyczajnych robotników (jak
urzędnicy i technicy) w zwykłych pracowników najemnych. Ci również są zmuszeni
organizować związki i inne organizacje, podobnie jak reszta pracowników.
Wreszcie rozwój środków łączności - komunikacji kolejowej, gęstej sieci dróg,
lotnictwa, korespondencji pocztowej, telefonów, radia i telewizji -pozwala
pracownikom nawiązywać kontakty poza własną miejscowością i z gałęziami
przemysłu, w których nie są zatrudnieni. Mogą organizować się jako klasa w skali
krajowej i międzynarodowej, a to nawet nie śniło się w najzuchwalszych snach
dawnym ciemiężonym klasom.
To wszystko znaczy, że klasa pracownicza nie tylko może być siłą, która buntuje
się przeciw istniejącemu społeczeństwu, ale może się zorganizować wybierając i
kontrolując swych własnych przedstawicieli. Może przeobrazić społeczeństwo, tak
aby odpowiadało ono swym własnym potrzebom, zamiast dawać władzę nowemu
cesarzowi lub grupie finansistów. Karol Marks ujął to w ten sposób: "Wszystkie
poprzednie historyczne ruchy rewolucyjne byty ruchami mniejszości w interesie
mniejszości. Proletariacki ruch rewolucyjny jest świadomym, niezależnym ruchem
olbrzymiej większości w interesie tej olbrzymiej większości."
8. Jak można zmienić społeczeństwo?
W Anglii przeważająca liczba socjalistów i związkowców
twierdziła, że społeczeństwo może być przekształcone bez rewolucji, bez
przemocy. Mówili oni, że wystarczy, aby socjaliści zdobyli dość poparcia i
popularności, aby uzyskać władzę w "tradycyjnych" instytucjach politycznych, to
jest w parlamencie i radach miejskich. Wtedy socjaliści będą mogli przekształcić
społeczeństwo przez opanowanie istniejących instytucji państwowych - urzędów,
sądownictwa, policji i wojska. Będą mogli stworzyć dla społeczeństwa nowe prawa,
które ukrócą potęgę pracodawców.
W ten sposób - mówiono - socjalizm może być wprowadzony stopniowo i bez rozlewu
krwi, reformując obecny stan rzeczy.
Taki pogląd jest zazwyczaj nazywany "reformizmem", choć czasami mówi się o nim
jako o "rewizjonizmie", gdyż kompletnie zmienia (rewiduje) on poglądy Marksa;
nazywa się go także "socjaldemokracją" (choć do roku 1914 nazwą tą określano
rewolucyjny socjalizm). W Anglii używano również nazwę "fabianizm" (od
organizacji Stowarzyszenie Fabiana, która przez długi czas propagowała reformizm).
Jest to pogląd zaakceptowany zarówno przez lewy jak i prawy odłam Partii Pracy,
a w 1951 roku został on wcielony do programu Partii Komunistycznej, pod tytułem
"Brytyjska droga do socjalizmu".
Na pierwszy rzut oka reformizm wydaje się bardzo pociągający. Zgadza się z tym,
co nam mówiono w szkole, w gazetach i w telewizji o "parlamencie, który kieruje
krajem" i o tym, że "parlament został wybrany stosownie do demokratycznych
życzeń obywateli". Mimo to jednak wszystkie próby wprowadzenia socjalizmu przez
parlament kończyły się niepowodzeniem. Od czasu wojny byt w Anglii trzykrotnie
uformowany rząd z większością Partii Pracy (w roku 1945 i 1966 z ogromną
większością), a jednak Anglia nie jest dzisiaj wcale bliżej socjalizmu niż w
1945 r.
Tak samo wygląda sytuacja zagranicą. W 1970 roku socjalista, Salvador Allende,
został wybrany prezydentem w Chile. Wydawało się ludziom, że to jest "nowa
droga" wprowadzenia socjalizmu. W trzy lata później generałowie, którym
zaproponowano wejście do rządu, obalili Salvadora Allende i zniszczyli
pracowniczy ruch w Chile.
Są trzy związane ze sobą przyczyny, dla których reformizm musi zawsze przegrać.
Po pierwsze, podczas gdy socjalistyczna większość wprowadza "stopniowo" przez
parlament socjalistyczne zasady, prawdziwa władza ekonomiczna pozostaje w
dalszym ciągu w rękach dawnej klasy panującej. Ta władza ekonomiczna może być
użyta dla zlikwidowania całych dziatów przemysłu, do wywołania bezrobocia,
podniesienia cen przy pomocy spekulacji i gromadzenia zapasów, wysyłania
kapitału za granicę, stwarzania kryzysu bilansu płatniczego i przez wszczęcie
kampanii prasowej, która za wszystko to wini rząd socjalistyczny.
Tak właśnie rząd Partii Pracy Harolda Wilsona został zmuszony w 1964 roku, a
następnie w 1966 roku do zaniechania reform korzystnych dla pracowników wskutek
ogólnego pędu do wysyłania pieniędzy zagranicę przez ludzi bogatych i przez
firmy. Wilson opisał to w swoich pamiętnikach: "Doszliśmy teraz do sytuacji,
kiedy międzynarodowi spekulanci powiedzieli świeżo wybranemu rządowi, że
program, który przedstawiliśmy w wyborach nie może być zrealizowany (...)
Pierwszy minister Królowej był proszony aby zrzucić kurtynę na parlamentarną
demokrację przez przyjęcie doktryny, że wybory w Wielkiej Brytanii były farsą, i
że Brytyjczycy nie mogą wybierać między programami."
Należy tylko dodać, że mimo rzekomego oburzenia Wilson uprawiał przez następne
sześć lat ten rodzaj polityki, jakiego wymagali spekulanci finansowi.
Ten sam umyślnie stworzony kryzys bilansu płatniczego zmusił wybrany w 1974 roku
rząd do trzech następujących jedna po drugiej redukcji w wydatkach na szpitale,
szkoły i opiekę społeczną.
Rząd Salvadora Allende w Chile przeżył większą jeszcze klęskę zadaną mu przez
wielki kapitał. Dwukrotnie całe działy przemysłu zostały unieruchomione przez
"strajk właścicieli", podczas gdy spekulacje podbiły ceny do nieprawdopodobnego
poziomu, a gromadzenie towarów przez kapitalistów spowodowało olbrzymie kolejki
przed sklepami dla zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych.
Drugim powodem, dla którego kapitalizm nie może być zreformowany, jest to, że
istniejąca organizacja państwowa nie jest neutralna, ale jest skonstruowana od
góry do dołu w ten sposób, aby chronić ustrój kapitalistyczny.
Państwo zarządza wszystkimi niemal środkami posługującymi się siłą fizyczną i
przemocą. Gdyby organizacja państwowa była neutralna i stosowała się do tego, co
każdy poszczególny rząd nakazuje mu, niezależnie od tego, czy jest to rząd
kapitalistyczny czy socjalistyczny, w takim razie państwo mogłoby rzeczywiście
zatrzymać sabotowanie gospodarki przez wielkie przedsiębiorstwa. Ale jeśli
przypatrzeć się jak działa machina państwowa i kto wydaje jej rozkazy, łatwo
stwierdzić, że nie jest ona neutralna.
Machina państwowa to nie tylko rząd. Jest to ogromna organizacja z wieloma
różnorodnymi odnogami - z policją, armią, sądownictwem, różnorodnymi urzędami, z
kierownikami upaństwowionych gałęzi przemysłu i tak dalej. Wiele osób, które
pracują w tych różnych instytucjach państwowych, pochodzi z klasy pracowniczej.
Żyją oni i są wynagradzani tak jak pracownicy.
Nie oni jednak mają głos decydujący. Zwykli szeregowi żołnierze nie decydują
gdzie ma się walczyć na wojnie lub gdzie mają być tłumione strajki. Księgowy w
urzędzie ubezpieczeń społecznych nie decyduje jakie zasiłki będą wypłacane. Cała
machina państwowa opiera się na zasadzie, że ludzie na jednym szczeblu drabiny
słuchają poleceń tych, którzy znajdują się na wyższym szczeblu.
Jest to szczególnie ważnie w tych działach machiny państwowej, które opierają
się na sile fizycznej; w wojsku, w marynarce, lotnictwie i policji. Ślepe
wykonywanie rozkazów jest pierwszą zasadą, której uczy się poborowych - na długo
przedtem zanim pozwala się im zetknąć z bronią. Muszą je wykonywać niezależnie
od tego, jakie zdanie osobiste mają o tych rozkazach. Dlatego właśnie musztruje
się ich każąc im wykonywać absurdalne ćwiczenia. Kiedy będą posłuszni wariackim
rozkazom w czasie ćwiczenia musztry, wcale nie myśląc co robią, można mieć
nadzieję, że będą strzelać na rozkaz, zupełnie się nie zastanawiając.
Najbardziej karalnym przestępstwem w każdej armii jest bunt, czyli odmowa
wykonania rozkazu. Wykroczenie to jest traktowane tak surowo, że w czasie wojny,
jest karane śmiercią.
Kto wydaje rozkazy?
W armii brytyskiej - tak samo jak we wszystkich innych - łańcuch rozkazujących
zaczyna się od generała, a za nim idą brygadier, pułkownik, porucznik, podoficer
i szeregowiec. Niezależnie od rangi wydającego rozkazy, nie podlega on kontroli
reprezentantów krajowych czy lokalnych. Byłoby też aktem buntu, jeśli grupa
szeregowych posłuchałaby swego posła do parlamentu, a nie oficera.
Armia jest wielką machiną do zabijania. Generałowie są tymi, którzy nią kierują
i mają uprawnienia awansowania innych wojskowych na stanowiska rozkazodawcze.
Teoretycznie generałowie są oczywiście podporządkowani wybranemu w demokratyczny
sposób rządowi. Ale żołnierze są wytrenowani, aby słuchać generałów, a nie
polityków. Jeśli generałowie zechcą wydać swym żołnierzom rozkazy, które się
różnią od tego, czego życzy sobie wybrany demokratycznie rząd, rząd nie jest w
stanie odwołać tych rozkazów. Może on tylko próbować przekonać generałów, aby
zmienili swe poglądy w danej sytuacji i to tylko wtedy, jeśli rząd wie o tym,
jaki rodzaj rozkazów został wydany, gdyż sprawy wojskowe są niezmiennie trzymane
w tajemnicy. Jest bardzo łatwo generałom ukryć swoje postępowanie przed rządem,
którego nie lubią.
Nie znaczy to, że generałowie zawsze czy też często ignorują to, co rządy im
mówią. W Anglii na przykład na ogół idzie im to na rękę, aby liczyć się z
większością tego, co rząd sugeruje. Jednak w sytuacji walki na śmierć i życie
generałowie potrafią puścić w ruch swą zabójczą machinę zupełnie nie licząc się
z rządem, który niewiele może na to poradzić. To właśnie generałowie w końcu
uczynili w Chile, kiedy Allende został obalony.
Tak więc pytanie "Kto dowodzi armią?" można zmienić na "Kim są generałowie?". W
Anglii około 80% wyższych oficerów ukończyło kosztowne szkoły prywatne (tak
zwane "public schools"). Tak samo było przed 50 laty. Siedemnaście lat rządów
Partii Pracy nic tu nie zmieniło. Wyżsi oficerowie są więc spokrewnieni z
właścicielami wielkich przedsiębiorstw, należą do tych samych eleganckich
klubów, spotykają się na tych samych przyjęciach i mają te same poglądy. Krótki
rzut oka na listy pisane do konserwatywnych dzienników angielskich potwierdza
to. To samo można powiedzieć o ludziach stojących na czele administracji
państwowej, o sędziach i komendantach policjii.
Czy można przypuszczać, że ci ludzie będą słuchać poleceń rządu, które prowadzą
do odebrania władzy nad gospodarką w wielkich przedsiębiorstwach ich
przyjaciołom i krewnym, dlatego, że 240 posłów w parlamencie podniosło rękę do
góry głosując za tym? Czy nie jest o wiele bardziej prawdopodobne, że poszliby w
ślady generałów, sędziów i kierowników administracji państwowej w Chile, którzy
sabotowali polecenia chilijskiego rządu przez trzy lata, a następnie, kiedy
przyszła właściwa chwila, obalili go?
W praktyce szczegóły angielskiej "konstytucji" są tak sformułowane, że ci,
którzy kierują machiną państwową, mają możność pokrzyżować wolę wybranego
demokratycznie lewicowego rządu, znacznie wcześniej niż próbowaliby obalić go
siłą. Jeśli taki rząd zostałby wybrany, spotkałby się w powszechnym ekonomicznym
sabotażem ze strony klasy pracodawców. Nastąpiłoby zamykanie fabryk, wysyłanie
kapitału zagranicę, wycofywanie ze sprzedaży towarów pierwszej potrzeby,
inflacyjne podwyżki cen. Gdyby rząd usiłował przeciwstawić się takim sabotażom,
stosując środki "konstytucyjne" (czyli uciekając się do prawa), skrępowano by
jego ręce.
Izba Lordów z pewnością sprzeciwiałaby się zatwierdzeniu każdego takiego prawa,
powodując zwłokę co najmniej dziewięciu miesięcy. Prawnicy zinterpretowaliby
każde takie prawo w sposób, który jak najbardziej pozbawiłby go jego znaczenia.
Kierownicy administracji państwowej, generałowie i naczelne władze policji
powołałyby się na decyzje sędziów i członków Izby Lordów, aby usprawiedliwić
swoją odmowę wykonaniu poleceń ministrów. Mieliby faktyczne poparcie całej
prasy, która robiłaby wiele hałasu, dowodząc, że rząd postępuje "nielegalne" i "niekonsty-tucyjnie".
Generałowie użyliby wówczas tych samych frazesów, usprawiedliwiając
przygotowania do obalenia tego "nielegalnego" rządu.
Rząd byłby bezbronny w stosunku do ekonomicznego chaosu, chyba że zdecydowałby
się na drogę naprawdę niekonstytucyjną i odwołał się do prostych urzędników,
żołnierzy i policjantów, nawołując ich do wystąpienia przeciw ich zwierzchnikom.
Aby ktoś nie pomyślał, że to jest czysta fantazja, warto dodać, że we
współczesnej angielskiej historii były co najmniej dwa wydarzenia, kiedy
generałowie zasabotowali decyzje rządu, które im się nie podobały.
W 1912 roku parlament angielski uchwalił ustawę wprowadzającą niepodległy
parlament dla całej zjednoczonej Irlandii. Przywódca konserwatystów, Bonar Law,
natychmiast okrzyczał ówczesny liberalny rząd nielegalną "juntą", która
"sprzedała konstytucję". Izba Lordów opóźniła zatwierdzenie ustawy tak długo jak
mogła, to jest przez dwa lata, podczas gdy poprzedni minister "torysów"
konserwatystów Edward Carson, organizował partyzantkę w Północnej Irlandii, aby
się przeciwstawić ustawie.
Kiedy generałowie, którzy dowodzili angielską armią w Irlandii, otrzymali
polecenie przesunięcia swych oddziałów na północ, aby się rozprawić z tą
opozycją, odmówili oni wykonania rozkazu i zagrozili wystąpieniem z wojska.
Skutkiem tej ich postawy, zwanej przez historyków "Rewoltą garnizonu Curragh",
Irlandia północna i południowa nie otrzymały wspólnego parlamentu w 1914 roku i
pozostają do dzisiaj rozdzielonym na dwie części krajem.
W 1974 roku powtórzyły się wydarzenia z 1912 roku w miniaturze. Prawicowe sekty
protestanckie w Irlandii Północnej zorganizowały -przeciwko powstaniu
protestancko-katolickiego rządu w Irlandii Północnej -powszechną przerwę w pracy
przemysłu, używając barykad, aby nie dopuścić ludzi do miejsc pracy. Ministrowie
w angielskim rządzie zwrócili się do armii i do irlandzkiej policji z
poleceniem, aby rozebrać barykady i zakończyć strajk. Jednak wyżsi oficerowie
armii i władze policyjne oświadczyły rządowi, że to byłoby niewskazane i ani
żołnierze, ani policjanci nie wystąpili przeciw lojalistom.
Protestancko-katolicki rząd irlandzki był zmuszony do rezygnacji. Okazało się,
że punkt widzenia oficerów miał większe znaczenie niż punkt widzenia
angielskiego rządu.
To się zdarzyło w 1914 i w 1974 roku z ugodowymi rządami, starającymi się
przeprowadzić dość łagodne zmiany. Można sobie więc wyobrazić, co by się stało,
gdyby wojowniczy, socjalistyczny rząd został wybrany. Każda znaczna
reformistyczna większość w parlamencie w krótkim czasie byłaby zmuszona do
wyboru: albo zrezygnować z reform, aby nie urazić tych, którzy są panami
przemysłu i kierują kluczowymi instytucjami w państwie, albo przygotować się na
szeroko zakrojony konflikt, przy którym użycie jakiegoś rodzaju siły przeciw
kapitalistom i generałom, byłby nie do uniknięcia.
Trzecim powodem, dla którego reformizm do niczego nie prowadzi, jest to, że
"demokracja" parlamentarna ma wbudowany mechanizm przeciwdziałający wszelkim
ruchom rewolucyjnym.
Niektórzy reformiści dowodzą, że pierwszym krokiem i najlepszą drogą
przeciwstawienia się tym, którzy kierują kluczowymi stanowiskami w ma-
chinie państwowej, jest uzyskanie większości w parlamencie przez lewicę. Jest to
twierdzenie fałszywe, ponieważ parlamenty nigdy nie odzwierciedlają stopnia
rewolucyjnej świadomości w rzeszach społeczeństwa.
Masy ludzkie wtedy dopiero uwierzą, że same potrafią kierować społeczeństwem,
gdy zaczną w praktyce przeprowadzać w nim zmiany metodą walki. Kiedy miliony
ludzi zajmują swoje fabryki albo biorą udział w generalnym strajku, wtedy idea
rewolucyjnego socjalizmu nagle staje się dla nich realna.
Jednak taki poziom walki nie może utrzymywać się bez końca, jeśli dawna klasa
panująca nie zostanie pozbawiona władzy. Gdy pozostaje nadal przy sterze, będzie
czekać, aż strajki zwykłe czy okupacyjne osłabną, a natępnie użyje swej władzy
nad armią i policją, aby zgnieść walkę. Kiedy zaś strajki czy okupacje fabryk
zaczynają się chwiać, uczucie jedności i zaufania stopniowo zanika. Pojawia się
demoralizacja i gorycz. Nawet najdzielniejszych ogarnia uczucie, że zmiana
stosunków społecznych to byt tylko szalony sen.
Dlatego pracodawcy w Anglii zawsze wolą, aby głosowanie za strajkiem odbywało
się drogą pocztową. Aby każdy decydował sam w domu, gdzie jednostka pozostaje
pod wpływem telewizji i gazet, a nie wtedy, kiedy ludzie są zjednoczeni na
wiecach i zebraniach i mogą wysłuchiwać dyskusji innych pracowników.
Dlatego też ustawy antyzwiązkowe w Anglii zawierają przepisy zmu -szające
pracowników do zawieszania strajków na czas tajnego głosowania, przez pocztę.
Takie warunki są słusznie nazywane "okresem ochłodzenia", są bowiem jak zimny
prysznic na solidarność i pewność siebie robotników.
Parlamentarny system wyborczy opiera się na tajnym głosowaniu i na "okresach
ochłodzenia". Jeśli na przykład rząd jest bliski załamania wskutek powszechnego
strajku, często zwraca się do pracowników: "A więc dobrze, poczekajcie trzy
tygodnie, tak aby parlamentarne wybory mogły rozwiązać tę sprawę
demokratycznie". Rząd ma nadzieję, że w międzyczasie strajk zostanie odwołany.
Jedność i pewność siebie pracowników wówczas podupadną. Pracodawcy będą mogli
wciągnąć na czarną listę bojowych pracowników. Kapitalistyczna prasa i telewizja
zaczną znów funkcjonować normalnie, wbijając w głowy prorządowe poglądy. Policja
będzie mogła zaaresztować "elementy chuligańskie".
Kiedy wreszcie dojdzie do wyborów, głosowanie nie będzie wyrażało szczytu walki
pracowników, ale depresję, która nastąpiła po strajku.
We Francji w 1968 generał de Gaulle wykorzystał wybory parlamentarne dokładnie w
ten sposób. Reformistyczne partie lewicowe poradziły pracownikom, aby zakończyli
strajki i de Gaulle wygrał wybory.
Angielski premier Edward Heath, próbował tego samego podstępu podczas nadzwyczaj
udanego strajku górników w 1974 roku. Ale tym razem górnicy nie dali się nabić w
butelkę. Strajkowali w dalszym ciągu i Heath przegrał wybory.
Jeśli pracownicy czekają na wybory, aby rozwiązać zasadnicze problemy walki
klas, nigdy nie osiągną takiego szczytu walki.
Państwo robotnicze
Marks w swojej broszurze Wojna domowa we Francji, a Lenin w
swej pracy Państwo i rewolucja przedstawiają zupełnie inny pogląd na to, w jaki
sposób socjalizm może być osiągnięty. Żaden z nich nie wysnuł swych przekonań ot
tak, z powietrza. Obaj doszli do nich obserwując klasę pracowniczą w akcji.
Marks - na podstawie Paryskiej Komuny. Lenin - na podstawie rad robotniczych -
"sowietów" - w 1905 i 1917 roku.
Ale i Marks i Lenin twierdzili, że klasa pracownicza nie może rozpocząć
budowania socjalizmu dopóki nie zniszczy dawnego państwa, opartego na
biurokratycznym łańcuchu rozkazów. Dopiero następnie może tworzyć nowe państwo,
oparte na zupełnie innych zasadach. Lenin podkreślał, jak to państwo musi być
kompletnie różne od dawnego, nazywając je "państwem-komuną" i "państwem, które
państwem nie jest."
Według Marksa i Lenina nowe państwo jest potrzebne, jeśli klasa pracownicza ma
narzucić swoją wolę tym, którzy pozostali z dawnej klasy panującej i klasy
średniej. Dlatego nazywali oni je "dyktaturą proletariatu". Proletariat miał
dyktować, jak społeczeństwo ma być rządzone. Państwo miało również bronić
osiągnięć swojej rewolucji przed atakami zagranicznych klas rządzących. Dla
spełnienia tych dwu zadań musiało ono posiadać swoje własne siły zbrojne, jakąś
formę policji, sądownictwo, a nawet więzienia.
Jeśli jednak ta nowa armia, policja i sądownictwo miały być kontrolowane przez
pracowników i nigdy nie miały być użyte przeciw ich interesom, powinny się
opierać na zupełnie innych zasadach niż w państwie kapitalistycznym. Byłby to
środek, przy pomocy którego klasa pracownicza, jako najliczniejsza, narzuciłaby
swą wolę reszcie społeczeństwa, a nie dyktatura skierowana przeciw klasy
pracowniczej.
Główne różnice byłyby następujące: Państwo kapitalistyczne służy interesom
niewielkiej mniejszości społeczeństwa. Państwo robotnicze musi służyć interesom
przeważającej większości. Przemoc w kapitalistycznym państwie opiera się na
małej liczbie wynajętych zabójców, odciętych od reszty społeczeństwa i
wytrenowanych w posłuszeństwie wobec oficerów z wyższych klas. W państwie
robotniczym siła byłaby potrzebna tylko po to, aby większość społeczeństwa mogła
się zabezpieczyć przeciw aspołecznym czynom ze strony niedobitków dawnych,
uprzywilejowanych klas.
W państwie robotniczym służba wojskowa i policyjna może być wykonywana p/zez
zwykłych pracowników, którzy mogą dowolnie się bratać z innymi pracownikami,
dzielić z nimi te same poglądy i prowadzić ten sam tryb życia. Aby być pewnym,
że żołnierze i policjanci nie przekształcą się w grupy wyobcowane, dalekie od
ogółu pracowników - "żołnierzami" i "policjantami" mogą być zwykli pracownicy z
fabryk i urzędów, podejmujący te funkcje na zmianę, w ustalonej kolejności.
Zamiast małej grupy oficerów na czele sił zbrojnych i policyjnych, wybrani
zostaną reprezentanci ogótu pracowników.
W kapitalistycznym państwie posłowie w parlamencie uchwalają prawa, ale
pozostawiają je do wprowadzenia w życie biurokratom, szefom policji i sędziom.
To znaczy, że posłowie i radni mają zawsze tysiące usprawiedliwień, jeśli ich
obietnice nie zostaną spełnione. W państwie robotniczym reprezentanci
pracowników będą pilnować, czy ich prawodawstwo jest wprowadzane w życie. To
oni, a nie elita czołowych biurokratów, będą tłumaczyć pracownikom z
administracji państwowej, z armii i innym jak wprowadzić daną ustawę. Poza tym
wybrani przez pracowników reprezentanci będą interpretować w sądach
prawodawstwo.
W państwie kapitalistycznym posłowie są odgrodzeni od tych, którzy ich
wybierali, przez swe wysokie pensje. W państwie robotniczym pracowniczy delegat
nie zarabiałby więcej niż przeciętny pracownik. To samo dotyczy tych, którzy są
całkowicie zatrudnieni na kluczowych stanowiskach, wprowadzając w życie decyzje
delegatów pracowniczych i są jak gdyby odpowiednikiem obecnej administracji
państwowej.
Przedstawiciele pracowników i ci wszyscy, których zadaniem jest wprowadzanie w
czyn decyzji pracowników, nie byliby, tak jak posłowie, związani nieodwołalnie
ze swoją funkcją przez cztery czy pięć lat (a w przypadku funkcjonariuszy na
kierowniczych stanowiskach w administracji państwowej - przez cafe życie). Co
najmniej raz do roku byliby przedmiotem ogólnych wyborów i mogliby być odwołani
natychmiast ze swoich stanowisk przez tych, którzy ich wybrali, gdyby nie
wprowadzali w życie ich postanowień.
Obecnie posłowie są wybierani przez wszystkich obywateli mieszkających w danej
dzielnicy - przez klasy wyższe, średnie i pracownicze, wtaściecieli nędznych
domów czynszowych i ich mieszkańców, maklerów i ludzi pracy. W państwie
robotniczym w wyborach będą brali udział tylko ci, którzy pracują, a głosowanie
będzie się odbywać po ogólnej dyskusji dotyczącej danego zagadnienia. Tak więc
podstawą państwa robotniczego byłyby rady pracownicze w fabrykach, w kopalniach,
w stoczniach, w wielkich urzędach. Rady pracownicze byłyby ulokowane w miejscach
pracy, tak aby każdy pracownik miał łatwy dostęp do obrad i dyskusji. Grupy nie
pracujące poza domem, jak na przykład kobiety z małymi dziećmi, emeryci,
uczniowie i studenci, mieliby osobno organizowane rady, wybierające swoich
reprezentantów.
W ten sposób każda grupa klasy pracującej miałaby swych własnych reprezentantów
i mogłaby ocenić bezpośrednio czy ich przedstawiciele działają w myśl ich
interesów.
Przy takiej organizacji nowe państwo nie może stać się siłą oddzieloną od klasy
pracowniczej i działającej na jej szkodę, jak to się stało w krajach Bloku
Wschodniego, które nazywały się "komunistycznymi".
Dzięki systemowi rad pracowniczych można też upewnić się, że pracownicy
koordynują swe wysiłki, tak aby przemysł byt zorganizowany zgodnie z
demokratycznie przyjętym planem, nie opierał się na niszczące konkurencji
jednych fabryk z drugimi. Nietrudno zorientować się jak nowoczesna technologia
komputerowa umożliwi poinformowanie ogółu pracowników o różnych ekonomicznych
możliwościach, które otwierają się przed społeczeństwem. Pozwoli to ich
przedstawicielom wybrać to, co większość robotników uważa za najlepszą
możliwość: czy na przykład wydać posiadane zasoby pieniężne na budowę
luksusowego samolotu "Concorde", czy też na tani i solidny transport miejski;
czy produkować bomby nuklearne, czy też aparaty do leczenia nerek, itd.
Stopniowe obumieranie państwa
Ponieważ władza państwowa nie byłaby oddzielona od ogółu
pracowników, opierałaby się o wiele mniej na przymusie niż w okresie
kapitalizmu. W miarę jak resztki dawnego spofeczeństwa będą poddawały się
sukcesom rewolucji i kiedy rewolucje usuną klasy panujące w innych krajach,
przymus będzie coraz mniej potrzebny, aż wreszcie przyjdzie czas, kiedy
pracownicy nie będą już potrzebowali odrywać się od pracy, aby zasilać szeregi
"policji" i "wojska".
Marks i Lenin mieli to właśnie na myśli, kiedy pisali, że państwo będzie
obumierać. Zamiast zniewalać ludzi, państwo stanie się jedynie związkiem rad
robotniczych, decydujących jak produkować i rozdzielać towary.
Rady robotnicze pojawiały się w tej czy innej formie tam, gdzie walki między
klasami w systemie kapitalistycznym stawały się bardzo silne. Rosjanie używali
wyrazu "sowiety" dla rad robotniczych w 1905 i w 1917 roku.
W 1918 roku rady robotnicze istniały przez krótki czas w Niemczech, będąc jedyną
władzą w kraju. W Hiszpanii w 1936 roku różne partie i związki robotnicze były
połączone ze sobą przez "komitety milicji", które kierowały życiem w danych
miejscowościach i bardzo przypominały rady robotnicze. Na Węgrzech w 1956 roku
rady, wybrane przez pracowników, działały w fabrykach i kierowały życiem w
danych rejonach podczas walki z rosyjskimi oddziałami. W Chile, w latach
1972-73, robotnicy zaczęli zakładać "cordones", to jest komitety robotnicze,
które stanowiły powiązanie między wielkimi zakładami fabrycznymi. W Polsce w
1980 r. podobną rolę pełniły MKS-y (Międzyzakładowe Komitety Strajkowe).
Rady pracownicze powstają zwykle jako organizacje mające na celu koordynownie
walki pracowników z kapitalizmem. Początkowo mogą podejmować skromne zadania,
jak na przykład zbieranie funduszy na strajk. Ponieważ jednak te organizacje są
oparte na bezpośrednich wyborach wśród pracowników (z tym, że reprezentanci
pracowników mogą być ciągle odwoływani), mogą one koordynować wysiłki całej
klasy pracowniczej przy najwyższym stopniu konfliktu klasowego. W końcu mogą się
stać zalążkiem stałego rządu pracowniczego.
9. W jaki sposób pracownicy stają się rewolucyjni?
Jeśli wyjdziesz na ulicę i będziesz pytać mijających cię pracowników czy
pragnęliby rewolucji, jest niemal pewne jaką otrzymasz odpowiedź. Ci, którzy nie
pomyślą, że jesteś wariatem, będą przerażeni twoim pytaniem.
Tę obojętność lub nawet opozycję robotników w stosunku do rewolucji
socjalistycznej nie jest trudno zrozumieć. Wszyscy jesteśmy wychowani w
kapitalistycznym społeczeństwie, w którym przyjmuje się jako pewnik, że każdy
jest egoistyczny, w którym wszystkim bez przerwy powtarza się za pośrednictwem
gazet i telewizji, że tylko uprzywilejowana mniejszość jest zdolna podejmować
ważne decyzje dotyczące przemysłu i państwa. Ogóf pracowników był uczony od
pierwszego dnia wejścia do szkoty, że należy wykonywać rozkazy wydawane przez
starszych i wyżej od nich stojących.
Jak Marks to wyraził: "Idee klasy panującej są ideami panującymi w
społeczeństwie". I wielka liczba pracowników te idee akceptuje.
Mimo to jednak ruchy rewolucyjne klasy pracowniczej powtarzały się wielokrotnie
w historii kapitalizmu i wstrząsały jednym krajem za drugim: Francją w 1871
roku, Rosją w 1917, Niemcami i Węgrami w 1919, Wło-charni - w 1920, Hiszpanią i
Francją w 1936, Węgrami w 1956, Francją w 1968, Chile w 1972-73, Portugalią w
1975, Iranem w 1979, Polską w 1980.
Wytłumaczenie tych buntów społecznych leży w samej naturze kapitalizmu.
Kapitalizm jest skłonny do popadania w kryzysy. Nie może zabezpieczyć pełnego
zatrudnienia na stałe ani też dobrobytu dla wszystkich. Nie zabezpieczy też
naszych dzisiejszych warunków przed kryzysem, który sam jutro wywoła. Tymczasem
w okresach "boomu" pracownicy zaczynają tego oczekiwać.
Tak na przykład w latach 50-ych i wczesnych 60-ych robotnicy w Anglii
oczekiwali: stałego pełnago zatrudnienia, państwa o rozbudowanym systemie
ubezpieczeń społecznych i stopniowego, istotnego poprawiania się warunków
życiowych. W przeciwieństwie do tego przez następne 20 lat kolejne rządy
dopuściły do faktycznej liczby czterech milionów bezrobotnych, dotkliwie
obniżyły ubezpieczenia społeczne i robiły stałe wysiłki by pogorszyć warunki
życia ludzi pracy.
Ponieważ jesteśmy umysłowo nastawieni na przyjmowanie wielu kapitalistycznych
poglądów, przyjmujemy niektóre z tych ataków. Jednak wreszcie przychodzi moment
kiedy pracownicy dochodzą do przekonania, że nie mogą znieść tego dłużej. Nagle,
często właśnie wtedy, gdy nikt tego nie oczekuje, ich gniew wybucha i podejmują
oni akcję przeciw pracodawcy lub przeciw rządowi. Bądź to strajkują, bądź
organizują demonstracje.
W tych wypadkach pracownicy, chcąc czy nie chcąc, zaczynają
postępować w sposób, który zaprzecza wszystkim kapitalistycznym ideom, które
przedtem akceptowali. Pracownicy zaczynają działać solidarnie, jako klasa,
przeciwstawiając się reprezentantom klasy kapitalistów.
Idee rewolucyjnego socjalizmu, które zwykli byli odrzucać bez namysłu, teraz
zaczynają zgadzać się z ich postępowaniem. Przynajmniej część pracowników
zaczyna poważnie traktować te idee, o ile są one im znane.
Stopień, w jakim to występuje, zależy od stopnia rozgrywającej się walki, a nie
od idei, które mieli w głowach. Kapitalizm zmusza ich do walki, nawet jeśli z
początku wyznają pro-kapitalistyczne poglądy. Wtedy walka zmusza ich do
wątpienia w te poglądy.
Władza kapitalistów opiera się z jednej strony na kontroli środków produkcji, z
drugiej na kontroli państwa. Prawdziwy ruch rewolucyjny zaczyna się wśród
wielkiej masy pracowników, kiedy walka o ich bezpośrednie ekonomiczne potrzeby
prowadzi ich do zderzenia się z tymi dwoma podstawami kapitalistycznego
panowania.
Weźmy na przykład grupę robotników, przez cafe lata zatrudnionych w tej samej
fabryce. Ich cały codzienny, jednostajny tryb życia zależy od zatrudnienia
właśnie tam. Pewnego dnia pracodawca oznajmia, że likwiduje fabrykę. Nawet ci,
którzy głosują na partie prawicowe, są przerażeni i pragną jakoś się
przeciwstawić. W desperacji decydują, że jedyną drogą, która prowadzi do życia w
dalszym ciągu w sposób, jakiego kapitalizm ich nauczył, jest zajęcie fabryki - i
w ten sposób kwestionują oni zwierzchnictwo pracodawcy nad środkami produkcji.
Wkrótce mogą się znaleźć także w kolizji z państwem, ponieważ pracodawca wezwie
policję, aby przywróciła mu zwierzchnictwo nad "jego" własnością. Jeśli
robotnicy zechcą zachować jakąś możliwość utrzymania swej pracy, muszą się teraz
przeciwstawić policji, machinie państwowej, a nie tylko pracodawcy.
Tak więc kapitalizm sam przez się stwarza warunki dla konfliktów klasowych,
które otwierają oczy pracowników na poglądy całkiem sprzeczne z tymi, których
uczył ich system kapitalistyczny. To tłumaczy dlaczego w historii kapitalizmu
istniały okresy gwałtownego wzrostu uczuć rewolucyjnych u milionów pracowników,
choć na codzień większość z nich akceptuje idee, którymi karmi ich system.
I jeszcze jedna uwaga. Wielu pracowników najbardziej wstrzymuje od popierania
idei rewolucyjnych przekonanie, że nie warto im samym mieszać się do niczego,
ponieważ inni pracownicy nigdy ich nie poprą. Ale kiedy widzą aktywność innych,
nagle opuszcza ich apatia. Podobnie dzieje się w przypadku, kiedy są przekonani,
że jako pracownicy są zupełnie niezdolni do kierowania społeczeństwem. Uczą się,
że jest inaczej, gdy spostrzegają w czasie ciężkich walk przeciw istniejącemu
systemowi, że kierują skutecznie wieloma sprawami. Dlatego właśnie, kiedy ruchy
rewolucyjne zaczynają się, rosną w siłę z zadziwiającą szybkością.
10. Rewolucyjna partia socjalistyczna
Podstawowym założeniem marksizmu jest twierdzenie, że rozrost systemu
kapitalistycznego sam przez się kieruje pracowników do buntu przeciw niemu.
Kiedy bunt taki wybucha - niezależnie czy objawia się w masowych demonstracjach,
w zbrojnym powstaniu czy też w strajku na wielką skalę -przemiana świadomości
wśród klasy pracowniczej jest zadziwiająca. Cała energia umysłowa, którą
pracownicy marnowali na tysiąc jeden drobiazgów (od gry w totolotka do oglądania
telewizji) zostaje skierowana na próby rozwiązania problemu zmiany
społeczeństwa. Miliony ludzi zastanawiających się nad takim problemem dochodzi
do rozwiązań o zadziwiającej pomysłowości, które często wprowadzają w zdumienie
zarówno doświadczonych rewolucjonistów jak i klasy panujące.
Tak na przykład podczas pierwszej rosyjskiej rewolucji w 1905 roku wyłoniła się
nowa forma robotniczej organizacji, zwana "sowietem", czyli radą robotniczą.
Zainicjował ją komitet strajkowy, wyłoniony podczas strajku drukarzy. Początkowo
partia bolszewicka - najbardziej bojowa wśród rewolucyjnych socjalistów -
traktowała sowiety z nieufnością. Bolszewicy nie wierzyli, aby większość
pracowników nie zajmująca się dotąd polityką była zdolna do stworzenia naprawdę
rewolucyjnej organizacji.
Takie wypadki zdarzają się przy wielu strajkach. Bojowi pracownicy o ustalonej
renomie nie mogą wyjść ze zdumienia, kiedy pracownicy, którzy przez tak długi
czas ignorowali ich wskazania, sami organizują akcję.
Taka spontaniczność przy akcji jest rzeczą zasadniczą. Ale nie można z tego
wyciągać wniosków, jak to anarchiści i im podobni robią, że wskutek tego partia
rewolucyjna nie jest potrzebna.
W sytuacji rewolucyjnej miliony pracowników zmienia swe poglądy niezmiernie
szybko. Jednak nie zmieniają oni wszystkich swych zapatrywań równocześnie. W
czasie każdego strajku, każdej demonstracji czy zbrojnego powstania odbywają się
niekończące się dyskusje. Niewielka część pracowników uważa rozgrywającą się
akcję za wstęp do objęcia przez klasę pracowniczą kierownictwa nad
społeczeństwem. Inni woleliby właściwie nic nie robić, bo to "zakłóca normalny
porządek rzeczy". Wielka grupa pozostałych będzie przechylać się raz ku jednym
argumentom, raz ku drugim.
Klasa panująca rzuca w takim przypadku na szalę ciężar całej prasowej i
telewizyjnej machiny propagandowej, potępiając działania pracowników. Wciąga też
do akcji wszystkie siły łamiące strajki - policję, armię i prawicowe
organizacje.
Natomiast dla wyrażenia argumentów popierających stronę pracowników musi istnieć
organizacja socjalistyczna, która może wyciągnąć wnioski z poprzednich walk
klasowych i może przedstawić argumenty na rzecz socjalizmu, przeciwstawiając się
panującym. Musi to być organizacja, która może połączyć wynikającą z walki
wzrastającą świadomość pracowników, by pokazać jak przez wspólne działanie mogą
oni zmienić społeczeństwo.
Taka rewolucyjna partia socjalistyczna powinna zaistnieć zanim zacznie się
walka, bo organizacje nie powstają spontanicznie. Partia powstaje przez stałe
oddziaływanie wzajemne na siebie socjalistycznych poglądów i doświadczenia
pochodzącego z walki klas. Samo bowiem zrozumienie społeczeństwa nie wystarcza.
Tylko przez zastosowanie tych poglądów w odbywającej się każdego dnia walce
klas, w strajkach, demonstracjach i akcjach propagandowych pracownicy odczuwają
swoją siłę do dokonania zmian w społeczeństwie i nabierają zaufania do swoich
możliwości.
W pewnych momentach interwencja partii socjalistycznej może być decydująca, może
przechylić stosunek sił w kierunku zmiany, w kierunku rewolucyjnego objęcia
władzy przez pracowników i organizowania socjalistycznego społeczeństwa.
Jaka to ma być partia?
Rewolucyjna partia socjalistyczna musi demokratyczna. Aby
spełnić swoją rolę, partia musi być stale w kontakcie z walką klas, to znaczy ze
swymi członkami i sympatykami w miejscach pracy, w których walka ta się odbywa.
Partia powinna być demokratyczna, bo jej kierownictwo musi zawsze odzwierciedlać
zbiorowe doświadczenie tej walki.
Zaznaczmy, że demokratyczność partii nie polega tylko na systemie
przeprowadzania wyborów, ale na bezustannych dyskusjach w łonie partii ( to jest
na stałym, wzajemnym oddziaływaniu na siebie socjalistycznych poglądów, które są
podstawą partii), na sposobie, w jaki toczy się walka pracowników.
Jednak rewolucyjna partia socjalistyczna musi być także scentralizo -wana, bo
jest to aktywnie działająca partia, a nie stowarzyszenie dyskusyjne. Musi ona
być zdolna interweniować zbiorowo, gdy toczy się walka klas i w razie potrzeby
potrafić szybko reagować. Dlatego musi ona mieć kierownictwo, które potrafi
powziąć w imieniu partii decyzje z dnia na dzień.
Jeśli na przykład rząd rozkaże uwięzić uczestników pikiet, partia musi na to
zareagować natychmiast, bez zwoływania konferencji dla powzięcia demokratycznych
decyzji. W takim wypadku decyzja jest powzięta i wprowadzona w czyn centralnie.
Demokratyczna procedura wchodzi w grę potem, kiedy partia ocenia, czy decyzja
była słuszna, i w pewnych wypadkach zmienia kierownictwo, jeśli postąpiło ono
niezgodnie z tym, czego wymagała sytuacja.
Rewolucyjna partia socjalistyczna musi umieć zachować właściwą równowagę
pomiędzy postępowaniem demokratycznym a centralizmem. Trzeba pamiętać, że partia
nie istnieje samadla siebie, ale jako środek do doprowadzenia poprzez zmiany
rewolucyjne do socjalizmu. Do tego zaś można dojść jedynie przez walkę klas.
Tak więc jest konieczne, aby partia stale dostosowywała się do tej walki. Kiedy
walka jest słaba i tylko niewielu pracowników wierzy w możliwość przemian
rewolucyjnych, wówczas i partia będzie mała i musi się zadowolić takim stanem
rzeczy, bo rozwodnianie swych politycznych poglądów dla przyciągnięcia większej
ilości członków byłoby bezcelowe. Kiedy jednak walka przybiera większe rozmiary
wielka ilość pracowników wskutek walki zmienia poglądy bardzo szybko dochodząc
do przekonania, że mają możność kształtowania rzeczywistości. Wtedy i partia
musi być zdolna otworzyć swe drzwi, gdyż inaczej zostanie pozostawiona na
uboczu.
Partia nie może zastępować klasy pracowniczej. Musi być częścią walki klas i jej
stałym zadaniem są wysiłki łączenia najbardziej uświadomionych klasowo
pracowników, aby walce zapewnić kierownictwo. Partia nie może także nic narzucać
klasie. Nie może po prostu obwołać siebie kierownictwem, ale musi zdobyć tę
pozycję wykazując słuszność socjalistycznych poglądów w praktyce - zarówno w
odniesieniu do małego strajku jak i samej rewolucji.
Niektórzy widzą rewolucyjną partię socjalistyczną jako miniaturę nowego
społeczeństwa. To jest całkowicie błędne. Socjalizm tylko wtedy może zaistnieć
kiedy sama klasa pracownicza obejmie kontrolę nad środkami produkcji bogactwa i
będzie używała ich dla przeobrażenia społeczeństwa.
Nie można wybudować wyspy socjalizmu, gdy wokoło jest morze kapitalizmu.
Usiłowania małych grup socjalistów, aby odciąć się od świata i prowadzić swe
życie według socjalistycznych zasad zawsze kończyły się na dłuższą metę
niepowodzeniem, a od początku podlegały ekonomicznej i ideologicznej presji
zewnętrznego otoczenia. Dodatkowo, odcinając się od kapitalizmu, takie małe
grupy odcinają się także od jedynej siły, która może doprowadzić do socjalizmu -
od klasy pracowniczej.
Oczywiście socjaliści walczą stale z poniżającymi skutkami kapitalizmu - z
rasizmem, z seksizmem, z wyzyskiem i z brutalnością. Jednak walka ta może być
skuteczna tylko wtedy, jeśli będziemy czerpać siłę z klasy pracowniczej, jako
naszej bazy.
11. Imperializm a narodowe wyzwolenie
W okresie całej historii kapitalizmu klasa pracodawców zawsze
poszukiwała dodatkowego źródła bogactwa przez zdobycie tego, co wyprodukowały
inne kraje.
U schyłku średniowiecza rozwojowi pierwszych form kapitalizmu towarzyszyła
przemiana państw zachodnich drogą podbojów w wielkie imperia kolonialne. Takimi
byty imperia Hiszpanii, Portugalii, Holandii, Francji i oczywiście też Wielkiej
Brytanii. Bogactwo wpadało w ręce klas panujących Zachodniej Europy, podczas gdy
całe społeczeństwa, które obecnie są nieraz nazywane "Trzecim Światem" (w
Afryce, w Azji i Ameryce Południowej), zostały zniszczone.
Tym sposobem "odkrycie" Ameryki przez Europejczyków spowodowało w XVI wieku
przypływ wielkich ilości złota do Europy. Inną stroną medalu było całkowite
zniszczenie jednych społeczeństw, i zamienienie w niewolników innych. Na Haiti
na przykład, gdzie Kolumb założył pierwszą kolonię, wytępiono wszystkich
zamieszkujących Haiti Indian szczepu Harawak w liczbie około pół miliona w ciągu
dwu generacji. W Meksyku ludność czerwonoskóra została zredukowana z 20 milionów
w 1520 roku do dwu milionów w 1607 roku.
Indiańska ludność na Karaibach i w częściach Ameryk została zastąpiona przez
niewolników pojmanych w Afryce i przetransportowanych w potwornych warunkach
przez Atlantyk. Ocenia się, że 15 milionów niewolników przeżyto przeprawę przez
Atlantyk, podczas gdy 9 milionów umarto w drodze. Mniej więcej połowa
niewolników była transportowana na angielskich okrętach - co było jedną z
przyczyn, że kapitalizm angielski pierwszy rozwinął swój przemysł.
Bogactwa pochodzące z handlu niewolnikami dostarczyły środków na finansowanie
przemysłu. Stare powiedzenie mówi, że "mury Bristolu zostały scementowane krwią
Murzynów", odnosi się to w równym stopniu do innych portów. Jak o tym napisał
Karol Marks, "ukryte niewolnictwo robotnika pracującego za tygodniówki w Europie
potrzebowało jako piedestału niewolnictwa jawnego i oczywistego w Nowym
Świecie".
Handel niewolnikami byt uzupełniany zwykłą grabieżą. Indie, po podboju przez
Brytyjczyków, mogą być tego przykładem. Bengal, byt tak posunięty w rozwoju, że
pierwsi Brytyjczycy, którzy się tam znaleźli, byli oszołomieni jego kulturą. Ale
te bogactwa nie pozostały długo w Bengalu. Jak napisał Lord Macauley w swej
biografii o zdobywcy Bengalu, Clivie: "Gęsto zaludniony rejon Indii, Bengal,
stał się ofiarą rabunku. Tym sposobem w Kalkucie dorobiono się szybko
kolosalnych majątków, podczas gdy 30 milionów istot ludzkich zostało pogrążonych
w krańcowej nędzy. Byli oni przyzwyczajeni do życia pod rządami tyranów, ale
nigdy aż do takiej tyranii".
Od tego czasu Bengal stał się sławny, ale nie z powodu swego bogactwa, ale swej
nieprawdopodobnej nędzy, z powtarzającymi się co kilka lat okresami głodu, który
zabijał miliony. Ta nędza trwa tam do dnia dzisiejszego. Tymczasem w latach
60-tych XVIII w, kiedy cały kapitał inwestycyjny w Anglii nie przekraczał 6 do 7
milionów funtów, roczny haracz, który otrzymywała Anglia z Indii, wynosił 2
miliony.
To samo działo się w stosunku do najstarszej angielskiej kolonii -Irlandii.
Podczas wielkiej klęski głodowej w końcu lat 40-ych XIXw , kiedy ludność
Irlandii zmniejszyła się o połowę wskutek głodu i emigracji, angielscy panowie
otrzymywali jako czynsze z Irlandii więcej zboża, niż byłoby potrzeba, aby
wyżywić wszystkich tam głodujących.
Dzisiaj dzieli się zwykle społeczeństwa na "rozwinięte" i "zapóźnione w
rozwoju". Można by myśleć, że kraje "zapóźnione w rozwoju" posuwaty się przez
setki lat w tym samym kierunku co "kraje rozwinięte", tylko w wolniejszym
tempie.
W rzeczywistości jednak jedną z przyczyn "rozwoju" zachodnich krajów było to, że
reszta była ograbiona ze swych dóbr i cofnięta do tyłu. Wśród tych zacofanych
krajów jest wiele takich, które są obecnie uboższe niż byty 300 lat temu.
Michael Barratt Brown napisał: "W obecnie zapóźnionych w rozwoju krajach, nie
tylko w Indiach, ale i w Chinach, w Ameryce Łacińskiej i w Afryce, przeciętna
zamożność na głowę każdego mieszkańca była w XVII wieku wyższa niż w Europie.
Potem na odwrót - tam się szybko zmniejszała, podczas gdy bogaciła się Europa
Zachodnia."
Posiadanie Imperium umożliwiło Anglii zostanie pierwszą w świecie potęgą
przemysłową. Mogła ona uniemożliwić innym państwom kapitalistycznym sięganie po
surowce, rynki zbytu i korzystne miejsca dla inwestycji w swojej jednej trzeciej
części świata.
Kiedy zaczęty się rozwijać nowe potęgi przemysłowe - Niemcy, Japonia i USA, i
one zapragnęły tych samych korzyści dla siebie. Zdobywały rywalizując z
Anglikami własne imperia albo "sfery wpływów". Zagrożona kryzysem ekonomicznym,
każda z wielkich przemysłowych potęg starała się rozwiązać swe problemy
naruszając sfery wpływów swoich rywali. Imperializm doprowadził w 1914r. do
wojny światowej.
To z kolei wprowadziło wielkie zmiany w wewnętrznej organizacji kapitalizmu.
Państwo jako narzędzie do toczenia wojny, stawało się o wiele bardziej ważne.
Współpracowało coraz bardziej ściśle z olbrzymimi firmami, aby przeorganizować
przemysł dla celów wojny i współzawodnictwa z innymi potęgami. Kapitalizm stawał
się kapitalizmem państ-wowo-monopolistycznym.
Rozwój imperializmu oznaczał, że kapitaliści wyzyskiwali klasy pracujące nie
tylko z własnego kraju. Roztaczali oni bezpośrednią władzę nad innymi krajami i
eksploatowali ich ludność. Znaczyło to, że w krajach będących koloniami
najbardziej uciskane klasy były eksploatowane zarówno przez zagranicznych
imperialistów jak i przez własną klasę panującą. Byty one eksploatowane
podwójnie.
Jednakże w koloniach "cierpiała" także część rodzimej klasy panującej. Zdawała
ona sobie sprawę, że jej możliwości eksploatowania własnych poddanych zostały
jej częściowo wykradzione przez imperializm. Także i klasy średnie cierpiały w
koloniach, bo chciałyby one widzieć szybki rozwój miejscowego przemysłu, co
mogłoby zapewnić im możliwość zrobienia karier życiowych.
W ciągu ostatnich 60 lat można było widzieć w krajach, które są lub byty
koloniami, bunty przeciw skutkom imperializmu. Rozwinęły się ruchy społeczne,
które usiłowały zjednoczyć całą ludność przeciw obcemu imperialistycznemu
panowaniu.
Żądały one:
1. Wycofania obcych, imperialistycznych wojsk.
2. Zjednoczenia całego terytorium narodowego pod jednym narodowym
rządem, występując przeciw podziałowi kraju pomiędzy różne imperializmy.
3. Przywrócenie mowy ojczystej w codziennym życiu, zamiast języka na
rzuconego przez obcych władców.
4. Zużytkowania bogactwa produkowanego w kraju dla rozwinięcia lokal
nego przemysłu, a także dla "rozwoju i zmodernizowania" kraju.
Takie były żądania kolejnych rewolucyjnych powstań w Chinach (w latach 1912,
1923-27 i w 1945-48), w Iranie (w 1905-12, 1917-21, i 1941-53), w Turcji (po
pierwszej wojnie światowej), na Karaibach (od 1920 roku poczynając) w Indiach (w
latach 1920-1948), w Afryce (po 1945 roku), w Wietnamie (aż do pokonania
Amerykanów w 1975 roku) i aż do dzisiaj w Południowej Afryce.
Te ruchy opozycyjne były często kierowane przez odłamy wyższych lub średnich
klas. Wskutek istnienia tych ruchów klasy panujące zaawansowanych krajów miały,
poza opozycją własnej klasy pracowniczej, także i innych przeciwników. Ruchy
narodowe w tzw. "Trzecim Świecie" rzuciły wyzwanie imperialistycznym państwom
kapitalistycznym w tym samym czasie gdy wzrosła walka pracowników w tych
rozwiniętych krajach.
Miało to wielkie znaczenie dla ruchu pracowniczego w krajach zaawansowanych, bo
skutkiem tego klasa pracownicza zyskała w swej walce przeciw kapitalizmowi
sprzymierzeńca w ruchach wyzwoleńczych w "Trzecim Świecie". Tak na przykład
pracownik wielkiego międzynarodowego koncernu "Shell" w Wielkiej Brytanii ma
dziś sprzymierzeńca w ruchu wyzwoleńczym w Południowej Afryce, który walczy o
odebranie firmie "Shell" jej własności w tym kraju. Jeżeli "Shell" potrafi
udaremnić dążenia ruchu wyzwoleńczego w "Trzecim Świecie", będzie mógł się
oprzeć z większą siłą żądaniom pracowników w Anglii.
Jest to prawda nawet wtedy, jeśli ruch wyzwoleńczy w jakimś kraju "Trzeciego
Świata" nie jest kierowany przez socjalistów. Nawet wtedy, jeśli jego
kierownictwo chce tylko zastąpić obce panowanie panowaniem miejscowych
prywatnych kapitalistów lub klasy państwowych kapitalistów.
Państwo imperialistyczne, które stara się rozbić ruchy wyzwoleńcze w "Trzecim
Świecie", jest tym samym imperialistycznym państwem, które jest największym
wrogiem pracownika w kraju zachodnim. Dlatego właśnie Marks podkreślał, że
"kraj, który uciska innych, sam także nie może być wolny". Dla tegoż powodu
Lenin przemawiał za przymierzem pracowników z "krajów rozwiniętych" a uciśnionym
ludem "Trzeciego Świata", nawet jeśli jego przywództwo nie jest socjalistyczne.
Nie znaczy to, aby socjaliści mieli się zgadzać ze sposobem, w jaki
nie-socjaliści w uciśnionych krajach prowadzą walkę o narodowe wyzwolenie, (tak
samo jak nie musimy się zgadzać z tym, w jaki sposób przywódcy związku
zawodowego prowadzą strajk). Jednak przede wszystkim musimy jasno zaakcentować,
że popieramy tę walkę. W przeciwnym razie mogłoby się łatwo na tym skończyć, że
popieralibyśmy naszą wfasną klasę rządzącą przeciw uciskanej przez nią ludności.
Musimy poprzeć bezwarunkowe walkę o wyzwolenie - zanim będziemy upoważnieni do
krytykowania sposobu, w jaki jest prowadzona.
Jednakże rewolucyjni socjaliści w uciemiężonym przez imperializm kraju nie mogą
na tym poprzestać. Powinni oni dzień po dniu dyskutować z ludźmi, starając się
ich przekonać jak walka o narodowe wyzwolenie powinna być prowadzona.
Najistotniejsze uwagi na ten temat są zawarte w teorii permanentnej rewolucji
opracowanej przez Trackiego. Trocki rozpoczął od stwierdzenia, że walka przeciw
uciskowi jest często rozpoczynana przez ludzi pochodzących ze średnich lub nawet
wyższych klas. Socjaliści popierają te wystąpienia, gdyż pragną uwolnić od
ucisku najbardziej wyzyskiwane klasy i grupy w społeczeństwie.
Ale musimy także pamiętać, że ludzie z wyższych lub średnich klas nie mogą
prowadzić tych walk konsekwentnie. Będą się bali rozpętania krwawej walki mas,
ponieważ może to zagrozić nie tylko istnieniu ucisku z zewnątrz, ale także
istnieniu wyzsyku najbardziej uciskanych klas przez nich samych.
Przyjdzie moment, kiedy odsuną się od walki, którą sami zainicjowali, a jeśli
będzie to konieczne, połączą się z obcym wyzyskiwaczem, aby ją stłumić. Wtedy
właśnie, jeśli socjaliści, przedstawiciele klasy pracowniczej, nie obejmą
przewodnictwa nad walką o narodowe wyzwolenie, skończy się ona klęską.
Trocki zrobił jeszcze końcową uwagę. Jest faktem, że w większości krajów
"Trzeciego Świata" klasa pracownicza stanowi tylko mniejszość, często
zdecydowaną mniejszość ludności. Mimo to jest ona często liczebnie ogromna. W
Indiach na przykład i w Chinach stanowi siłę dziesiątków milionów. To ona
wytwarza ogromny procent narodowego bogactwa (niewspółmiernie wielki w stosunku
do swojej liczby) i w przeważającej większości jest skoncentrowana w wielkich
miastach, mających zasadnicze znaczenie, jeśli chodzi o zarządzanie krajem. Tak
więc w tym okresie rewolucyjnego buntu klasa pracownicza może przejąć
kierownictwo wśród wszystkich wyzyskiwanych klas i kontrolować całe kraje.
W krajach tych rewolucja może być permanentna, rozpoczynając się od żądań
narodowego wyzwolenia, a kończąc się na socjalistycznych żądaniach. Ale stanie
się tak tylko wtedy, jeśli socjaliści w uciskanym kraju zorganizowali
pracowników od początku na niezależnej podstawie klasowej, popierając powszechną
walkę o wyzwolenie narodowe, ale zawsze przy tym ostrzegając, że jej przywódcom
z klas średnich lub wyższych nie można ufać.
12. Marksizm i feminizm
Zawsze istniały dwa różne podejścia do wyzwolenia kobiet -
feminizm i rewolucyjny socjalizm.
Feminizm miał dominujący wpływ na ruchy kobiet, które rozwinęły się w
rozwiniętych kapitalistycznych krajach w latach 1960-ych i 1970-ych. Wychodzi on
z założenia, że mężczyźni zawsze gnębią kobiety, i że jest to u mężczyzn
biologiczną lub psychiczną cechą, że kobiety należy traktować jako istoty
niższe. Prowadzi to dalej do przekonania, że wyzwolenie kobiet jest możliwe
tylko przez odseparowanie kobiet od mężczyzn - bądź to całkowite odseparowania
tych feministek, które chciałyby organizować sobie życie w "wyzwolonym stylu",
bądź częściowe odseparowanie od mężczyzn kobiecych komitetów, kobiecych
organizacji i kobiecych imprezy.
Wiele spośród tych kobiet, które są za częściowym odseparowaniem, nazywa siebie
socjalistycznymi feministkami. Ale w ostanich latach najbardziej wpływowe w
ruchu kobiecym są radykalne feministyczne idee całkowitej separacji.
Separatystyczne idee zakończyły się raz i drugi jako radykalny nurt wśród
pracowników służb socjalnych. Przykładem działania tego nurtu jest tworzenie
schronisk dla kobiet maltretowanych przez ich partnerów.
Ten błąd separatyzmu zaprowadził wiele feministek w jeszcze innym kierunku - w
kierunku socjaldemokratycznych organizacji, takich jak brytyjska Partia Pracy (Labour
Party). Wierzą one, że zajęcie przez kobiety odpowiednich stanowisk (posłanek w
parlamencie, liderów w związkach zawodowych, radnych w radach miejskich)
dopomoże tak czy inaczej wszystkim kobietom w znalezieniu równości.
Tradycja rewolucyjnego socjalizmu wychodzi z zupełnie innych założeń. Marks i
Engels, pisząc w czasach tak dawnych jak rok 1848, twierdzili, że opresja kobiet
nie wynikła z przekonań, które zrodziły się w męskich głowach, lecz z rozwoju
prywatnej własności i w związku z tym z pojawienia się społeczności opartej na
klasach. Dla obu tych autorów walka o wyzwolenie kobiet była nieodłącznie
związana z walką o zniesienie klasowego społeczeństwa, czyli od walki o
socjalizm.
Marks i Engels zwrócili też uwagę na to, że rozwój kapitalizmu, opierający się
na systemie fabryk, wprowadził głębokie zmiany w życiu ludzi, a szczególnie w
życiu kobiet. Warunki zmusiły kobiety do pracy w fabrykach, do pracy w
wytwarzaniu społecznego dobra, a zostały od tego przedtem stopniowo odsunięte, w
miarę jak powstawało społeczeństwo klasowe.
Ta zmiana dała kobietom potencjalną siłę, której nie miały nigdy poprzednio.
Zorganizowane zbiorowo, kobiety jako pracownicy posiadały większą niezależność i
zdolność do walczenia o swoje prawa. Stanowiło to wielki kontrast w stosunku do
ich poprzedniego życia, gdy ich główna rola w produkcji, poprzez rodzinę,
czyniła je całkowicie zależne od głowy rodziny -męża lub ojca.
Marks i Engels wyciągali z tego wniosek, że dotychczasowe podstawy materialne
rodziny, a także opresji kobiet, przestały istnieć. Ale to, że majątek
pozostawał w rękach tylko niewielu, uniemożliwiło kobietom korzystania z tego
faktu. Sposób, w jaki kapitalizm jest zorganizowany, czyni dzisiaj kobiety
istotami gnębionymi. W szczególności dotyczy to sposobu, w jaki kapitalizm używa
rodziny w celu, aby pracownicy tak wychowali swoje dzieci, aby stały się one
następną generacją pracowników. Jest to dla niego wielkim plusem, że podczas gdy
płaci on mężczyznom i coraz częściej kobietom aby pracowali, nieopłacane kobiety
poświęcają wielką część swego życia na to, aby ich mężczyźni byli zdolni do
pracy w fabrykach, a ich dzieci wyrastały zdolne do tego samego w przyszłości.
Socjalizm, przeciwnie, spodziewa się, że społeczeństwo przejmie wiele obowiązków
rodzinnych, które tak nieznośnie obciążają życie kobiet.
Nie znaczy to, aby Marks, Engels i jego następcy wzywali do "zniesienia
rodziny". Ludzie, którzy stają w obronie rodziny, byli zawsze w stanie
zmobilizować w jej obronie wiele spośród najbardziej wykorzystywanych kobiet.
Uważają one, że "zniesienie rodziny" polega na tym, że ich mężowie będą mieli
prawo opuścić je, czyniąc je odpowiedzialnymi za dzieci. Tymczasem rewolucyjni
socjaliści dążą do tego, aby w lepiej zorganizowanym socjalistycznym
społeczeństwie kobiety nie byty zmuszone do prowadzenia nędznego, przepełnionego
ciężką pracą życia, które stwarza dla nich dzisiejsza rodzina.
Feministki zawsze odrzucały tego rodzaju analizę. Zamiast zwracać uwagę na tę
stronę życia kobiet, gdzie jako zbiorowość stanowią one poważną siłę i mogłyby
walczyć skutecznie o zmianę świata i o zakończenie swej niedoli, podchodzą do
nich jako do cierpiętnic i ofiar. Wystąpienia kobiet na przykład w początku
latach 1980-ych na Zachodzie zajmowały się takimi zagadnieniami jak prostytucja,
gwałcenie, zagrożenie kobiet i rodzin ze strony broni nuklearnych. To wszystko
dotyczy sfery, w której kobiety są słabe.
Feminizm wychodzi z założenia, że gnębienie kobiet jest ważniejsze niż podziały
klasowe. To prowadzi do wniosku, że można pozostawić obecne środowisko klasowe
bez zmiany, poprawiając jedynie położenie niektórych kobiet - to jest
mniejszości. Ten ruch kobiecy ma tendencję do bycia raczej kierowanym przez
kobiety z "nowych klas średnich" - dziennikarki, pisarki, profesorki,
menadżererki. Sekretarki, kobiety na niższych stanowiskach urzędniczych i
pracownice w fabrykach nie biorą w nim udziału.
Tylko w okresach radykalnych zmian i rewolucyjnych porywów kwestia wyzwolenia
kobiet staje się sprawą realną i to nie tylko dla mniejszości, ale dla
wszystkich kobiet klasy pracującej. Rewolucja bolszewicka w 1917 roku przyniosła
o wiele więcej równości dla kobiet niż jakikolwiek znany przedtem okres w
przeszłości. Rozwody, przerywanie ciąży i środki jej zapobiegania stały się dla
wszystkich dostępne. Za opieką nad dzieckiem i pracę domową zaczęto odpowiadać
całe społeczeństwo. Zaczęły powstawać ogólne kuchnie, stołówki, pralnie i
żłobki, które pozwoliły kobietom na większą swobodę i większe decydowanie o
swoim życiu.
Oczywiście los tych ulepszeń nie może być uniezależniony od losu samej
rewolucji. Klęska głodowa, wojna domowa, zdziesiątkowanie klasy pracowniczej i
to, że nadzieja na międzynarodową rewolucję zawiodła, wpłynęły w końcu na
porażkę socjalizmu w całej Rosji. Dążenia w kierunku równości kobiet zostały
zniszczone.
Jednak wczesne lata republiki sowieckiej wskazały jak wiele socjalistyczna
rewolucja mogła osiągnąć nawet w tak niekorzystnych warunkach. Dzisiaj
perspektywy na wyzwolenie kobiet przedstawiają się o wiele lepiej. Zarówno w
Anglii, jak i większości innych zaawansowanych kapitalistycznych krajach, na
pięciu pracowników znajdują się co najmniej dwie kobiety.
Wyzwolenie kobiet może być osiągnięte tylko przez zbiorową siłę klasy
pracującej. To znaczy, że należy odrzucić feministyczną ideę osobnych kobiecych
organizacji. Tylko pracownice i pracownicy, działając wspólnie, jako część
zjednoczonego ruchu rewolucyjnego, mogą obalić społeczeństwo klasowe, a wraz z
tym, także upośledzenie kobiet.
13. Socjalizm a wojna
Obecne stulecie było stuleciem wojen. Dziesięć milionów ludzi zostało zabitych
podczas pierwszej wojny światowej, 55 milionów podczas drugiej, a 2 miliony w
wojnie w Indochinach.
Obecnie dwie nuklearne superpotęgi światowe - Ameryka i Rosja -rozporządzają
środkami, które mogłyby zniszczyć całą rasę ludzką i to nie raz, ale
wielokrotnie.
Tym, którzy przyjmują istnienie obecnego społeczeństwa za rzecz nieuniknioną,
trudno jest wyjaśnić tę okropność. Są oni skłonni wnioskować, że istoty ludzkie
mają wrodzoną, instynktowną skłonność, która sprawia, że cieszy je masowy mord.
Jednak ludzkie społeczeństwa nie zawsze znały wojny. Gordon Childe tak pisał o
Europie w epoce kamiennej: "Danubianie w swej najwcześniejszej epoce byli, jak
się zdaje, spokojnym ludem. W ich grobach nie ma broni wojennych, a tylko to, co
mogło służyć do polowania. Ich wioski nie miały obronnych umocnień". Jednak "w
późniejszym, neolitycznym okresie broń stała się najbardziej uderzającym w oczy
przedmiotem ...."
Wojny nie są spowodowane przez wrodzoną człowiekowi agresywność. Są one skutkiem
podziału społeczeństwa na klasy. Kiedy pięć do dziesięciu tysięcy lat temu
powstała pierwsza klasa posiadaczy dóbr, musieli oni znaleźć sposób obrony tego,
co posiadali. Zaczęli stwarzać siły zbrojne i państwo, odgrodzone od reszty
społeczeństwa. Stało się to wtedy cennym środkiem dalszego zwiększania swych
bogactw przez obrabowywanie innych społeczeństw.
Skutkiem podziatu społeczeństwa na klasy wojna stała się permanentną cechą
ludzkiego życia.
Będące właściecielami niewolników klasy panujące w antycznej Grecji i w Rzymie
nie mogły istnieć bez ciągłych wojen, które dostarczały im wciąż nowych
niewolników. W średniowieczu feudalni panowie musieli być świetnie uzbrojeni,
aby podporządkować sobie swych poddanych i zabezpieczyć swe zdobyte mienie przed
innymi feudalnymi panami.
Kiedy 300 czy 400 lat temu zaczęty powstawać pierwsze kapitalistyczne klasy
panujące, one także wielokrotnie i nieprzerwanie uciekały się do wojny, jako do
ratunku w trudnościach. Musieli toczyć zacięte walki w XVI - XIX w dla
utrwalenia swej przewagi nad resztką dawnych feudalnych władców.
Najskuteczniejsze kraje kapitalistyczne, jak na przykład Anglia, używały działań
wojennych dla zwiększenia swych bogactw. Sięgały aż za morza, obrabowały Indie i
Irlandię. Przewoziły miliony ludzi z Afryki do obu Ameryk jako niewolników,
zmieniając cały świat w miejsce rabunku dla własnej korzyści.
Społeczeństwo kapitalistyczne było budowane poprzez wojny. Nic dziwnego, że ci,
którzy żyli w jego obrębie, dochodzili do przekonania, że wojna jest rzeczą
"sprawiedliwą" i "nieuniknioną".
Jednakże wojny nigdy nie mogły być jedyną podstawą kapitalizmu. Większość jego
bogactw pochodziła z wyzyskiwania robotników w fabrykach i kopalniach. A to
źródło mogło być przerwane w wypadku walk odbywających się na terenie "kraju
macierzystego".
Każda klasa kapitalistów pragnęła pokoju u siebie w kraju przy równoczesnym
wywołaniu wojen gdzie indziej. Tak więc wychwalając "cnoty żołnierskie",
równocześnie gwałtownie atakowała używanie "przemocy". Ideologia kapitalizmu
łączy w sobie dwa kompletnie przeczące sobie elementy: wychwalanie cnót
militarnych i pacyfistyczne frazesy.
W bieżącym stuleciu przygotowywania wojen stały się bardziej zasadniczą cechą
systemu niż kiedykolwiek przedtem. W wieku XIX produkcja kapitalistyczna
opierała się na istnieniu bardzo licznych małych firm, ze sobą konkurujących.
Państwo było stosunkowo małym organizmem, regulującym stosunki między
poszczególnymi przedsiębiorstwami i ich pracownikami. Jednak w obecnym wieku
wielkie przedsiębiorstwa pożarty większość małych, ograniczając w ten sposób
konkurencję w każdym kraju. Konkurencja staje się coraz bardziej międzynarodowa
i rozgrywa się między kolosalnymi przedsiębiorstwami różnych krajów.
Nie ma międzynarodowego państwa, regulującego tą konkurencję. Każde państwo
danego kraju wywiera natomiast jak najsilniejszą presję, aby dopomóc swym
kapitalistom uzyskać przewagę nad ich rywalami z innych krajów. Walka na śmierć
i życie różnych kapitalistów może się stać walką na śmierć i życie różnych
państw, z których każde posiada olbrzymie ilości niszczycielskiej broni.
Te walki doprowadziły już dwukrotnie do wojen światowych. Pierwsza i druga wojna
światowa byty imperialistycznymi wojnami. Były konfliktami między
sprzymierzonymi kapitalistycznymi państwami, dążącymi do przejęcia władzy nad
catym światem. Okres "zimnej wojny" był przedłużeniem tej walki między
najpotężniejszymi kapitalistycznymi państwami, ustawionymi we wzajemnie sobie
wrogich szykach bojowych NATO i Układu Warszawskim.
Poza tym globalnym konfliktem, wiele "gorących" wojen szalało w rozmaitych
częściach świata. Zazwyczaj byty to walki między różnymi kapitalistycznymi
państwami o to, kto obejmie kontrolę nad pewnym terenem. Taka była wojna między
Iranem i Irakiem, która wybuchła w 1980 roku. Wszystkie mocarstwa podsycają te
wojny przez sprzedaż najbardziej wyszukanej militarnej technologii państwom
"Trzeciego Świata".
Wielu ludzi, którzy godzą się z resztą kapitalistycznego systemu, nie może się
pogodzić z tą okrutną rzeczywistością. Chcą kapitalizmu, a nie wojen. Próbują
znaleźć zapobiegającą im alternatywę. Są na przykład tacy, którzy wierzą, że
Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) może zapobiec wojnom. Jednak ONZ jest
tylko platformą, na której różne państwa, uosabiające dążenie do wojny, wspólnie
obradują. Porównują tam wzajemnie swoje sity, jak bokserzy przed meczem. Jeśli
jedno z państw lub ich koalicja jest zdecydowanie silniejsze od drugiej strony,
obydwie strony będą widzieć bezcelowość wojny, której rezultat może być
przewidziany z góry. Ale jeśli jest pewna wątpliwość co do rezultatu, w końcu
widzą tylko jedną drogę załatwienia sprawy, to jest wojnę.
Było to prawdą w stosunku do dwu wielkich nuklearnych bloków - NATO i Paktu
Warszawskiego. Chociaż Zachód miał przewagę sił militarnych nad Wschodnim
Blokiem, różnica nie była tak wielka, żeby Rosjanie uważali swoją sytuację za
beznadziejną. Tak więc mimo faktu, że trzecia wojna światowa zmiotłaby z
powierzchni Ziemi większość ludzkości, zarówno Waszyngton jak i Moskwa snuli
plany prowadzenia i wygrania wojny nuklearnej.
Polityczne przesilenie we Wschodniej Europie w roku 1989 i rozpad ZSRR na
republiki w roku 1991 doprowadziły do końca Zimnej Wojny. Dużo się wtedy mówiło
o "Nowym Światowym Ładzie" i "Dobrodziejstwie Pokoju".
Zamiast tego zobaczyliśmy całą serię barbarzyńskich wojen, poczynając od wojny
Zachodu przeciw jego dawnemu sprzymierzeńcowi Irakowi, przez wojnę między
Azerbejdżanem i Armenią w byłym ZSRR aż do potwornych wojen domowych w Somalii i
byłej Jugosławii.
Kiedy tylko kończy się jedna militarna rywalizacja między siłami
kapitalistycznymi natychmiast inna zajmuje jej miejsce. Wszędzie klasy panujące
wiedzą, że wojna jest sposobem na zwiększenie ich wpływu i zaślepienie
pracowników i chłopów nacjonalizmem.
Można potępiać i bać się wojen, nie przeciwstawiając się kapitalistycznemu
ustrojowi. Ale w ten sposób nie można zakończyć wojen. Wojny są nieodłącznym
skutkiem podziału społeczeństwa na klasy. Groźba ich wybuchu nigdy nie zostanie
zażegnana przez błaganie istniejących władców o pokój. Wszelka broń powinna być
wydarta na zawsze z ich rąk przez ruch, który walczy o obalenie ustroju opartego
na klasach.
Nie rozumiały tego ruchy pacyfistyczne, które powstały w Europie i w Ameryce
Północnej pod koniec lat siedemdziesiątych. Walczyły one o zaprzestanie
wprowadzania pocisków "Cruise" i "Pershing", o jednostronne rozbrojenie, o
zamrożenie produkcji nuklearnej. Wierzyli oni jednak, że walka o pokój może być
prowadzona niezależnie od walki między kapitałem a pracą.
W ten sposób nie zmobilizowali oni klasy pracowniczej, to jest jedynej siły,
która byłaby zdolna zatrzymać pęd do wywoływania wojen. Tylko socjalistyczna
rewolucja może położyć kres okropnościom wojny.