Ideologia kiczu



Nawiązując do "Potępionych" Ernsta von Salomona i do kina amerykańskiego, Valerio Evangelisti zauważa: "Gdybyśmy zapuścili się w sferę nowoczesnej wyobraźni, w której wyobrażenie o ludzkim działaniu jest mniej złożone niż w literaturze i bliższe potocznemu odczuciu, dysponowalibyśmy całym zestawem odpowiednich cytatów" - przykładów jednowymiarowych bohaterów, "mieszkańców masowej wyobraźni", samotnych bojowników idealizujących przemoc.
Z pozycji kiczowatego bojownika do głównych wrogów trzeba zaliczyć również tych, którzy należą do jego własnego plemienia, "ale się opierają - nie chcą przyjąć [jego] ideologii [ideologii kiczu]. Proponują rokowania, które mogą tylko spowodować stratę czasu i starają się stworzyć solidarność w poprzek, ponad granicami terytorialnymi. Nie sposób posuwać się naprzód nie pozbywając się najpierw takiego balastu. Trzeba ich wyeliminować zanim powstanie ryzyko, że przeszkodzą w wykonaniu misji postrzeganej teraz jako wola boska. I to wyeliminować bezlitośnie - wrogowie są lepsi - dużo lepsi - niż zdrajcy" (Valerio Evangelisti, "Amerykański popęd śmierci", "Rewolucja" nr 3, s. 20).
Nie wątpimy, że tak zasłużony i kulturalny bojownik, jak Zbigniew M. Kowalewski (o którego zasługach możemy poczytać w pierwszym numerze "Rewolucji", a przy którym sam Trocki jawi się niczym cień zapomnianego przodka), tłumacząc ten fragment artykułu Valerio Evangelistiego, nie omieszkał dostrzec trafności psychologizującej perspektywy w stosunku do własnej osoby, jak i elementu ciągłości i wielokulturowości walki z ideologią kiczu (choćby z "rewolucyjnymi pretensjami przypisywanymi muzyce rapowej", z apoteozą gangsta rap itd., patrz: Loren Goldner, "Europocentryzm, wielokulturowość czy kultura światowa?", "Lewą Nogą" nr 15/2003, s. 233) we własnym wydaniu i tłumaczeniu.
Nam, antybohaterom, odwiecznym maruderom, chwalcom rokowań i "solidarności w poprzek", "zbójom z leśnej drogi", nie pozostaje już nic innego, jak łupić jego i jego drużynę. I reasumować dyskusję o nowej lewicy.
Nowolewicową odpowiedzią na ewidentny kryzys ruchu robotniczego, a szczególnie jego rewolucyjnego odłamu, było stwierdzenie oczywistej prawdy, że nowa lewica nie powinna reprezentować interesów partykularnych, ale, podobnie jak w kinie amerykańskim, indywidualizować i uwewnętrzniać najogólniejsze ideały.
Za interesy partykularne uznano również interesy klasowe - zgodnie z twierdzeniem, że w dobie współczesnej "sytuacja życiowa pracowników uległa takiemu zróżnicowaniu, że o ich interesie klasowym nie może być mowy. Na interesy pracowników coraz bardziej nakładają się globalne problemy rodzaju ludzkiego związane ze współczesnym rozwojem technologii."
A zatem, "pracownicy - stanowiąc integralną część społeczeństwa - nie mogą lekceważyć niczego, co społeczeństwa tego dotyczy. Rzecz w tym, aby umiejętnie łączyć interes pracowniczy z interesem ogólnospołecznym, wiązać tradycyjne wartości ruchu związkowego z wymaganiami współczesnego świata. Takie pojmowanie roli związków otwiera nowe pola działalności, na których związki mogą być aktywne w sojuszu z nowymi ruchami społecznymi i intelektualnymi oraz inicjatywami obywatelskimi.
W rzeczywistości współczesnego świata mamy do czynienia z wielowymiarowym ruchem społecznym, nie dającym się jednoznacznie zdefiniować przez pojęcie sprzeczności klasowych. W tym ruchu idzie ludziom o to, by - używając języka Juergena Habermasa - ponownie zdobyć i uczynić swoim środowisko życia, z którego zostali wyobcowani przez megatechnologiczne urządzenia. Należy więc koniecznie ściśle sprecyzować pojęcie kompleksowych potrzeb i interesów pracowników oraz doprowadzić do polityzacji związków zawodowych. Związki muszą wprowadzić nowe kategorie pojęciowe, takie jak: polityka ekologiczna, polityka oświatowa, polityka kulturalna, polityka feministyczna itd. Określone przez nie cele mogą być realizowane jedynie we współdziałaniu z ruchami społecznymi, zwanymi zwykle nowymi ruchami społecznymi" (Szymon Jakubowicz, "Kryzys związków zawodowych", "Przegląd Społeczny" nr 14-15/1993, s. 56).
Wziąć udział w tym dziele pragnie również "radykalna lewica", a nawet odpowiednio zre-orientowani "rewolucyjni marksiści" - wystarczy tylko pojęcie klasy robotniczej zastąpić terminem "klasa pracująca" lub "klasa pracownicza", a najlepiej od razu "społeczeństwem", podmiotem dziejów uznać wszystkich wyzyskiwanych i wszelkie ruchy emancypacyjne, klasie robotniczej przypisując, jeśli nie historyczną, to, co najwyżej, równorzędną rolę... i wreszcie roztopić się w ruchu alterglobalistycznym, w "ruchu ruchów", by następnie odrodzić się jako lewica antykapitalistyczna, łącząc umiejętnie interes pracowniczy z interesem ogólnospołecznym.
W tym dziele wrogowie i sojusznicy są łatwo rozpoznawalni, charaktery czarno-białe, a wszelkie nieposłuszeństwo wobec zatwierdzonej ideologii - zdradą. Wystarczy tylko stopić się w jedno z karabinem, stać się ludzką protezą metalowego przedmiotu, by zwyciężyć. THE END. HAPPY END.


6 listopada 2003 r.