Tupac Katari: „Powrócę i będę milionami”

 

 

Gdy w 1781 r. rozerwano końmi Tupaca Amaru, przywódcę wielkiego powstania antykolonialnego narodów indiańskich Keczua i Ajmara na obszarze dzisiejszych republik Peru i Boliwii, w Boliwii powstaniu przewodził nadal Tupac Katari. Gdy i jego schwytano, tuż przed egzekucją obiecał: „Powrócę i będę milionami”. Teraz spełnia swoją obietnicę – pisze trockista Hugo Blanco, historyczny przywódca indiańskiego ruchu chłopskiego w Peru i członek rady redakcyjnej polskiego czasopisma Rewolucja”.

 

Hugo BLANCO

 

W 1951 r. na prezydenta Boliwii wybrano Victora Paz Estenssoro, kandydata umiarkowanie reformistycznej partii Ruch Rewolucyjno-Nacjonalistyczny (MNR). Nie spodobało się to imperializmowi amerykańskiemu i kazał armii boliwijskiej dokonać zamachu stanu; wojsko wykonało polecenie.

 

Najpierw była rewolucja

 

W 1952 r. bezbronny, kierowany przez górników lud boliwijski powstał przeciwko wojsku i policji i je rozbroił. Broń pozostała w rękach ludu. Prezydentem został Paz Estenssoro. Powstała potężna Boliwijska Centrala Robotnicza (COB).

Ponieważ lud był uzbrojony, a nie było armii ani policji, rząd poczuł się zmuszony zrobić takie rzeczy, których nie zamierzał robić. Znacjonalizował kopalnie cyny, która była głównym bogactwem kraju, przeprowadził reformę rolną, zalegalizował kontrolę robotniczą nad produkcją i pozwolił na istnienie zbrojnych milicji, z których część należała do COB, a część do MNR.

Lud ufał rządowi i partii rządzącej, ale ani Paz Estenssoro, ani kierownictwo MNR nie byli rewolucjonistami, toteż stopniowo zaczęli na nowo umacniać państwo pracodawców i osłabiać lud. Odbudowali armię wyposażając ją w nową broń – naboje do niej nie pasowały do karabinów znajdujących się w rękach ludu – mówiąc oczywiście, że to wojsko nie będzie takie, jak poprzednie, że będzie służyło ludowi; był to zamaskowany sposób rozbrojenia ludu.

 

A potem...

 

Z biegiem czasu doszło do zamachu stanu, zdelegalizowano milicje, wyczerpały się zapasy cyny, górnictwo znów znalazło się w prywatnych rękach, z kontroli robotniczej nad produkcją nie zostało ani śladu, podobnie jak w innych krajach odebrano robotnikom wiele ich zdobyczy, powstały nowe majątki obszarnicze. Na rozkaz Jankesów usiłuje się wykorzenić uprawę koki. Ponieważ ceny produktów rolnych są bardzo niskie, nędza zmusza chłopów do osiedlania się na pogrążonych w ubóstwie przedmieściach – takich, jak El Alto pod La Paz – itd.

Jednak lud boliwijski nadal walczył; w obronie upraw koki blokował drogi. Ruch producentów koki wybrał do parlamentu swojego posła, Evo Moralesa, którego, ponieważ był konsekwentny, wyrzucono z parlamentu; lud go wynagrodził – mało brakowało, a zostałby wybrany na prezydenta. W Cochabambie sprywatyzowano wodę – lud podjął walkę i doprowadził do anulowania tej prywatyzacji.

Inna jego walka toczy się o Konstytuantę, ale nie taką, jak w wielu krajach – lud mówi, że obecna konstytucja stoi na straży interesów ciemięzców i chce uchwalić taką konstytucję, która będzie wyrażała jego interesy; są takie środowiska, które postulują zwołanie Konstytuanty bez partii politycznych, lecz złożonej z przedstawicieli producentów koki, członków indiańskich wspólnot rolnych z Płaskowyżu, górników, mieszkańców dzielnic nędzy i wszystkich innych środowisk ludowych.

 

Niedawna batalia

 

Ostatnio proamerykański rząd prezydenta Gonzalo Sancheza de Lozady postanowił eksportować gaz do Chile i oddać go w ten sposób firmom amerykańskim. To była kropla, która przelała czarę goryczy; lud boliwijski pamięta, że Chile pozbawilo Boliwię dostępu do morza.

Na początku był postulat, aby gaz wysyłać przez Peru, ale następnie lud zażądał, aby go nigdzie nie wysyłać, bo ma służyć rozwojowi Boliwii, a jeśli prezydent nie chce ustąpić wobec tego postulatu, to niech ustąpi z urzędu. Ruch trwał kilka tygodni, lud blokował drogi, najpierw strajkowały różne środowiska pracownicze, a następnie COB ogłosiła strajk generalny. Po masakrze w Warisacie przywódca Ajmarów, Felipe Quispe, podjął głodówkę.

Lud ruszył na stolicę – górnicy, chłopi, mieszkańcy dzielnic nędzy, studenci itd. Odpowiedzią rządu były represje – zamordował ponad 80 osób, w tym dzieci. Lud nie dał się zastraszyć, trwały blokady i marsz na stolicę. Byli tacy żołnierze, którzy odmówili strzelania do swoich braci i zostali zamordowani przez oficerów. Klasa średnia stanęła po stronie ludu, różne osobistości urządziły głodówki w kościołach. Rząd amerykański i Organizacja Państw Amerykańskich były zdesperowane; popierały „konstytucyjny rząd” przeciwko ludowi (w Wenezueli jakoś nie bronią konstytucyjnego rządu popieranego przez lud).

Najbardziej świadome środowiska burżuazyjne bały się, żeby nie powtórzył się rok 1952, więc porzuciły masakrującego lud prezydenta, a ten był zmuszony obiecać, że na nowo rozpatrzy sprawę gazu, ale było już za późno; lud był oburzony z powodu zabitych, żądał jego ustąpienia. W końcu prezydent zrezygnował, a jego miejsce zajął wiceprezydent. Zapanowała ogromna radość. Niektóre środowiska pragnęły kontynuować walkę – tak było w przypadku przywódcy Ajmarów. Większość była jednak za wycofaniem się z pola walki.

 

Co dalej?

 

Odwrót nie nastąpił dlatego, że lud ufa nowemu prezydentowi, Carlosowi Mesie Gisbertowi. Wie, że on go nie reprezentuje. Ruch ludowy uważa, że powinien się zorganizować, ujednolicić poglądy i metody działania, lepiej przygotować się do dalszej walki.

Poza tym – to bardzo ważne – na arenie międzynarodowej powszechna opinia jest korzystna dla ruchu ludowego i niekorzystna dla prezydenta, który kazał zabijać bezbronnych ludzi. Parlament Europejski przegłosował poparcie dla ludu boliwijskiego.

Ogarnięty insurekcją lud wysunął konkretne postulaty: gaz ma być dla Boliwii, unieważnić neoliberalną ustawę o gazie ziemnym i ropie naftowej, zwołać Konstytuantę, ukarać winnych masakry.

Nowy prezydent obiecał, że rozpisze referendum w sprawie gazu; mówi, że ukaranie winnych zależy od parlamentu i że zwoła Konstytuantę. Większość ludu uważa, że ani on, ani parlament z większością służącą bogatym nie wywiążą się z tych obietnic. Gdy się nie wywiążą, lud znów zabierze głos, bo już powrócił Tupac Katari.

 

Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski