Inny świat, przemoc, rewolucje
Tezy i antytezy



I
Definicja państwa podana przez Gilly'ego za Maxem Weberem (Adolfo Gilly, "Globalizacja, przemoc, rewolucje", "Rewolucja" nr 3/2003, s. 412) powinna natychmiast wzbudzić nieufność marksisty ze względu na to, że abstrahuje ona od klasowego charakteru przemocy państwowej. Doszukiwanie się w walkach klasowych odwiecznego ruchu znoszenia starych i tworzenia się nowych elit jest bliższe anarchistycznej perspektywie niż analizie z pozycji rewolucyjnego marksizmu (czy trockizmu), do którego to nurtu redakcja "Rewolucji" zaklasyfikowała autora artykułu z nieznanych bliżej powodów. Bo chyba nie jest wystarczającym powód taki, że autor jest związany z pluralistyczną wszak "Czwórką" czy z samym półrocznikiem redagowanym przez Z.M. Kowalewskiego i M. Ostrowską.
Z punktu widzenia marksizmu nie do przyjęcia jest poprzestawanie na zdroworozsądkowym i zjawiskowym (nie dotykającym korzeni problemu) postrzeganiu sprzeczności klasowych w kategoriach "elit" wyzyskujących "bezpośrednich producentów" i "dzielących społeczny produkt dodatkowy", abstrahujące od historycznych i konkretnych stosunków wytwarzania owego produktu. Ten sposób wyodrębniania "klas" jest, z punktu widzenia marksizmu, nienaukowy, oparty na kategoriach idealistycznych, lub co najmniej eklektyczny, bo mieszający dwa porządki: polityczny i ekonomiczny, ignorując chociażby istnienie klas pośrednich, ciążących w sposób zmienny ku klasom podstawowym, a także nie uwzględniający zmienności historycznej, skupiający się raczej na tym, co statyczne. Dzięki temu zabiegowi społeczeństwo łatwiej przedstawić jako dwubiegunowe, co ma poniekąd swoje uzasadnienie w okresach zwrotów rewolucyjnych, jednak Gilly pretenduje w swym artykule do ukazania dłuższej perspektywy.
Przeczucie, że autor należy raczej do myślicieli anarchizujących niż marksistowskich, umacnia dodatkowo jego wizja historii - gdzie zrywy rewolucyjne następują po okresach względnego spokoju społecznego w naprzemiennym procesie, a pod powierzchnią burz rozgrywających się na poziomie państwa i elit trwają i przejawiają ciągłość więzi społeczne na poziomie "mas". Rewolucje, kontrrewolucje czy wojny, wszystko to jest równie nieistotne z punktu widzenia pamięci utrwalonej w przemijających pokoleniach wyzyskiwanych mas, przede wszystkim pamięci swej krzywdy. Wszystkie te bulwersujące wydarzenia "na górze", paradoksalnie, utrwalają tylko pamięć przeszłości i poczucie obcości, jaką "świat bezpośrednich wytwórców" odczuwa wobec świata "elit".
Taki ogląd świata bliższy jest perspektywie chłopskiej niż robotników, których miejski styl życia kontrastuje z przyrodniczym nieomal stylem życia wiejskiego (oczywiście, w wyidealizowanej wersji, nie uwzględniającej wpływów ekspansywnego kapitalizmu).
W nurcie krytyki, czy re-orientacji, marksizmu, lansowanym przez zwolenników "trzecioświatowej" perspektywy, owa anarchizująca percepcja z pozycji chłopstwa ma znaczenie zasadnicze i konkuruje z perspektywą marksowską, stawiającą na emancypacyjną rolę klasy robotniczej.
Takie rozważania mają zapewne spore znaczenie w przełamywaniu dogmatyzmu doktrynalnego pozostałego po stalinizmie. Istnieją jednak przesłanki pozwalające podejrzewać, że jeden schematyzm zastępowany jest innym z chwilą, gdy zamiast służyć badaniu specyfiki danego obszaru, usiłuje narzucić ową perspektywę jako zasadę porządkującą światowy proces rewolucyjny.
II
Według Gilly'ego, bunt mas wiejskich nie jest ożywiony wizją przyszłości, ale wynika z "obrazu ujarzmionych przodków". I dalej: "Za każdym razem rewolucje narodowe, agrarne i społeczne XX wieku występowały przeciwko ogólnoświatowej grabieży ucieleśnionej w ekspansji stosunków kapitalistycznych i w niszczeniu dawnego ludzkiego świata stosunków osobistych, przeciwko przekształcaniu się wszelkiej wartości użytkowej w wartość wymienną, przeciwko utowarowieniu wszelkich stosunków międzyludzkich".
Niezależnie od tego, czy jest to trafna interpretacja procesów społecznych XX wieku, z zaprezentowanego przez Gilly'ego rozumowania wynika takie widzenie świata, w którym kapitalizm jest tylko jedną z aberracji świata miejskiego, opanowanego niezrozumiałą żądzą przywłaszczania sobie wszystkich sił Natury; wbrew człowiekowi i na jego zgubę. Nie stosunki między ludźmi są tu na pierwszym planie, ale stosunek Człowieka do Przyrody, w rezultacie również i stosunki społeczne ulegają z koniecznością naturalizacji (co rzutuje na rozumienie przemocy w innych miejscach tekstu Gilly'ego). Bunty i rewolucje nie są więc, jak chce Marks, lokomotywami postępu, ale raczej "hamulcem bezpieczeństwa" na owej drodze irracjonalnego pędu ludzkości ku samozatraceniu.
Idealizacja obrazu kreślonego przez Gilly'ego mocno kontrastuje z tym, co klasycy marksizmu nazywali "kretynizmem życia wiejskiego", a w stosunku do którego zdehumanizowane i formalno-prawne stosunki życia miejskiego wydawały się ożywczym strumieniem świeżego powietrza wpuszczonego do zatęchłego pomieszczenia (wystarczy przywołać wizję wspólnoty, której opiekuńczość w stosunku do jednostki ma swą odwrotną stronę medalu, a mianowicie brak prywatności w zakresie, do jakiego przyzwyczaiły nas zdehumanizowane stosunki życia podporządkowanego rytmowi przemysłu).
Poza "ludzkim" wymiarem świata stosunków osobistych, ów świat był widownią emocji pobudzanych przez ksenofobiczne i antyrewolucyjne nagonki w imię wartości konserwatywnych. Solidarność z myślącymi szerzej również pozostawiała w historii wiele do życzenia, sprzyjając topieniu we krwi buntowników, którzy zakłócali spokój "chaty z kraja".
Świat chłopski trwa dzięki ciągłemu procesowi przystosowywania się do zmiennej sytuacji. Poza okresami rewolucji, które są zawsze okresami wyjątkowymi, wytworzenie się nowej elity powoduje konieczność adaptacji poprzez "negocjacje". Siłą warstw dolnych społeczeństwa jest ich rola społeczna "bezpośredniego producenta" oraz wielowiekowa ciągłość, która pozwala im ważyć na zasadzie biernego oporu. W efekcie kształtuje się mentalność typu "chińskiego" - wszelkie wariacje na temat formacji historycznych są nieznaczącym w istocie epizodem wobec owej ciągłości, nie naruszają bowiem wartości podstawowych, rozgrywają się w obrębie wartości przemijających, jakby nie były one dotkliwe w danym momencie dziejowym.
W tej perspektywie kapitalizm nie ma już charakteru formacji wyróżnionej, według marksistów zamykającej okres prehistorii ludzkości, choćby z tego względu, że skutecznie niszczy nawet te struktury, które mogą się poszczycić tradycją sięgającą tysięcy lat. Perspektywy ze sobą konkurują, każda ma swoich zwolenników i przeciwników oraz swoje racje, jednak wmawianie, że są one komplementarne czy że rozwijają marksizm pozostając marksizmem - jest wyraźnym nadużyciem.
III
"Rebelia zakłada wspólną wyobraźnię tych, którzy się buntują, a ta nie pochodzi z teorii czy programów światłych elit. Jest raczej tak, że to teorie i programy tych elit mogą stać się teoriami i programami rebelii czy rewolucji, jeśli potrafią postrzec i zrozumieć tę historycznie osadzającą się wyobraźnię i zestroić z nią swoje własne idee i wizje - czy to religijne, czy polityczne, czy utopijne - dotyczące reorganizacji społeczeństwa".
Trudno z takiej wizji rebelii (rewolucji?) wysnuć wniosek o konieczności tworzenia struktur ponadnarodowych jako elementu koniecznego dla skutecznego przeprowadzenia wykalkulowanego na podstawie analizy politycznej programu działania. Wizji takiej zapewne łatwo zarzucić pewną utopijność jako nie liczącej się z siłą przeciwnika - globalnego kapitalizmu. A jednak ta utopia jest świadoma - przykład zapatystów każe przypuszczać, że bezsilność jest elementem wkalkulowanym, nie przypadkowym, i że ma stanowić właśnie o sile ruchu.
Jak pisze Gilly: "Te wspólne dla polityki mas ludowych cechy odnajdujemy w najrozmaitszych i czasami pozornie przeciwstawnych ruchach oporu środowisk podwładnych wobec nowej nowoczesności kapitału zwanej globalizacją. Możliwie, że to w nich, a nie w samym ruchu globalizującego się kapitału tkwią podobieństwa, które sprawiają, że mimo wyraźnie odmiennych cech zewnętrznych mogą się one wzajemnie rozpoznać."
To nie globalizacja jest praprzyczyną buntu mas uciskanych, ale ich stały opór przeciwko elitom, które po okresie konsumpcji owoców poprzedniego buntu (np. walki z kolonializmem), po wysiłkach przystosowania się i zinstytucjonalizowania w nowym kontekście, napotykają na nową siłę stanowiącą wyzwanie wobec ich ledwie co osiągniętej stabilizacji, globalizację kapitału.
IV
Począwszy od okresu akumulacji pierwotnej kapitału, który jako swą nieodzowną część składową zawierał metodyczne i oparte na przemocy fizycznej wyniszczanie "otoczenia niekapitalistycznego", opór wobec globalizacji wykazywał cechy podobieństwa.
Gilly zarzuca marksistom lekceważenie zagadnienia przemocy związanej z kolonializmem i imperializmem na rzecz skupienia się na problematyce rozwoju kapitalizmu zgodnie z jego wewnętrzną logiką, która przezwyciężając sprzeczności prowadzi do wyzwolenia społecznego, do socjalizmu, ignorując czy bagatelizując opór warstw ludowych wynikający z odpowiedzi nie na logikę rozwoju, ale na przemoc "wpisaną w stosunki społeczne".
Sprzeciw wobec niesprawiedliwości wyrażony w desperackim akcie samobójczej przemocy nie jest w tej perspektywie rozpaczliwym i jałowym aktem, ale znajduje swe uzasadnienie i racjonalizację wpisując się w długi łańcuch minionych, podobnych aktów stanowiących treść owej odwiecznej pamięci przeszłych pokoleń, których nadziei nie wolno zawieść.
V
Rewolucje antykolonialne i agrarne II połowy XX wieku nie były w stanie odwrócić kierunku przemian dekretowanych "ideologią postępu", a tylko zwolniły ich tempo na jakiś czas. Poczynania imperiów kolonialnych, w tym i USA w okresie Zimnej Wojny i potem miały na celu doprowadzić do zwycięstwa imperium wartości wymiennej. Pakty państwowe krajów wyzyskiwanych mające postać czy to "komunistyczną" (opartą na rządach partii związanych z Moskwą), czy bardziej pośrednią - "keynesowską", były, jak się okazało, jedynie prowizorycznymi i na dłuższą metę nieskutecznymi tamami chroniącymi przed "falą wartości wymiennej". Pod hasłem ideologii postępu też uczestniczyły w burzeniu gospodarki naturalnej.
Po zniknięciu prowizorycznych przeszkód na drodze ekspansji wartości wymiennej (upadek bloku socjalistycznego), tryumf kapitalizmu wydaje się całkowity, zaś stawka, która rozgrywa się w ruchu antyglobalizacyjnym jasna - chodzi o odwrócenie trendu rozwojowego. W tej perspektywie marksiści nie są bynajmniej prymusami owej walki, jako że ich rozpoznanie problemu jest z gruntu wadliwe.
VI
Weberowskie sprowadzanie przemocy do jej zalegitymizowanego użytku przez państwo wydaje się niewinną igraszką w obliczu uzurpowania sobie prawa do użycia przemocy na skalę dotąd niespotykaną przez mocarstwa dysponujące odpowiednią siłą oręża. W braku jakichkolwiek możliwości regulacji użycia przemocy, opozycja między panującymi a podporządkowanymi powróciła do swego najbardziej nagiego wyrazu.
VII
Opozycja między panującymi a podporządkowanymi, zarysowująca się w stosunkach między państwami, reprodukuje się również w ramach poszczególnych państw narodowych. Kryterium podziału wyznacza stosunek do przemocy. Nie stosunki klasowe, ale stosunki między państwem a rzeszą zmarginalizowaną: podklasa, pariasi, barbarzyńcy, jak byśmy tego nie zwali, wyznaczają zasadniczą linię podziału na biegun buntowników i biegun elity.
Współczesny etap tylko ujawnia w jaskrawy sposób faktyczny sens i cel ewolucji stosunków społecznych wyrażających się w dominacji wartości wymiennej. Nie ma żadnego optymistycznego i stanowiącego postęp etapu. To, co dziś przeżywamy, jest prawdą tego kapitalistycznego etapu dziejów ludzkości.
VIII
Rozwiązaniem sprzeczności spotęgowanych zaostrzona konkurencją pomiędzy poszczególnymi kapitałami jest wojna, ku której świat nieuchronnie zmierza.
IX
Przemoc rodzi jednak opór wobec panowania kapitału nad istotami ludzkimi. Rozwiązanie nie leży więc w walce klasowej, ale w naturalnym oporze ludzi wobec alienującej siły samowaloryzującej się wartości. Rebelie posługują się czy to formami negocjowania poszczególnych form panowania, jeśli nie można owego panowania znieść, albo buntem, jeśli nadarzy się po temu okazja.
W nieskończonym pochodzie panowania, oporu i przemocy, przemoc jest ostateczną racją określającą stosunki między tymi elementami rzeczywistości, albowiem globalizacja niesie w sobie zalążek nowych wojen i rewolucji.
Wydaje się, że autor sugeruje, iż złudne jest przewidywanie z góry kierunku, w jakim rozwiną się elementy dzisiejszych buntów. Na pewno nie jest jego koncepcją wizja socjalizmu, takiego jakim nakreślił go Marks.
Również badacze nastawieni na re-orientację marksizmu idą w kierunku przeciwnym niż Marks. Fascynuje ich świat rebelii chłopskich, ale nie w ujęciu Marksa i Engelsa - jako prekursorów walki emancypacyjnej klasy robotniczej, ale jej etap przedsocjalistyczny, utopijny, romantyczny.
Powołując się na J.M. Vincenta, autor pisze: "...nie chciano widzieć, że przemoc wobec innego jest wpisana w stosunki społeczne i codzienne starcia między jednostkami ludzkimi" - w tym aklasowym ujęciu zapomina się o fakcie, że przemoc między nierównorzędnymi jednostkami czy klasami nie ma charakteru naturalnego.
Według Gilly'ego, formy walki zrodzone przez stosunki kapitalistyczne nie mają charakteru wyróżnionego: "...doświadczenie nowego panowania kapitału w końcu ujawni, w jakich formach organizacyjnych skondensuje się ten zawsze obecny i nieunikniony opór... również pod tym względem nie zatraca się żadne poprzednie doświadczenie ludzkie."
Czy aby na pewno? Tak pojmowana walka nie kształtuje siły, która stanowiłaby czynnik samodzielny. Ukształtowana siła stanowi raczej tylko odbicie swego przeciwnika, jest tym, na co jej przeciwnik pozwala, konkretyzuje się w ścisłej od niego zależności, zawsze odpowiada na jego ruch, nigdy go nie wyprzedza. Są to cechy typowe dla ruchów przedrobotniczych, utopijnych, religijnych i na tym zawsze polegała ich słabość. Teraz tę słabość gloryfikuje się i stawia za wzór. Tylko przemoc przeciwnika może być zaczynem oporu, bez reszty określa ruch emancypacyjny. "Przemoc jako racja ostateczna ... wszelkie inne mniemanie sytuuje się całkowicie w sferze fantazji."
*
Dotarcie kapitalizmu do etapu, na którym rozpoczyna się jego reprodukcja zawężona (albowiem kurczy się otoczenie umożliwiające jego ekspansję), wyraża się w gwałtownym poszerzeniu "marginesu" społecznego, tak w skali pojedynczego kraju, jak i na poziomie globalnym.
Bazę tego marginesu w krajach Trzeciego Świata stanowi ludność wiejska masowo migrująca do slumsów usytuowanych na obrzeżach miast lub usiłująca tworzyć enklawy gospodarki quasi-naturalnej w obrębie kapitalizmu.
Podciąganie pojęcia "marginesu" pod modne pojęcie "podklasy", i podobnie różnych mniejszości, w tym typu narodowego czy seksualnego, na zasadzie odwołania do stosunku przemocy państwa wyrażającego się w zakazach czy restrykcjach, ma na celu wykazanie nieskończonej represyjności owego państwa. Wyzysk, jakiemu podlega klasa robotnicza opiera się na przymusie ekonomicznym, a więc nie ma charakteru jawnej przemocy czy demonstracji swego panowania przez państwo. Dyskryminacja na innym tle cechuje się natomiast istnieniem owego stosunku nagiej przemocy i panowania, i dlatego rzekomo stanowi wystarczającą motywację i uzasadnienie buntu.
W tej perspektywie, opór "marginesu" podlegającego bezpośrednim formom panowania państwa stanowi nie tyle istotny, co istotniejszy od oporu klasy robotniczej wymiar rebelii podporządkowanych, co samo przez się kwestionuje dziejową i podmiotową rolę klasy robotniczej.

13 listopada 2003 r.