Tekst został wklejony do Nowej Księgi Gości przez Rafała. Antykomunistycznych materiałów na temat początków PRL jest wiele i poniższy artykuł wiele się tutaj nie wyróżnia. Jednak do tej pory na LBC taki tekst się nie pojawił. LBC w odróżnieniu od trockistowskiej lewicowej rodzinki i całej rzeszy antykomunistów, nie potępia "okresu stalinowskiego" w Polsce czyli lat 1944-56. To za co inni potępiają PRL dla nas było jego największym osiągnięciem. Nie będziemy płakać po faszystach z NSZ, po sługusach zachodniego imperializmu z AK, po sanacyjnych skurwysynach, po księżach, obszarnikach i burżujach. W pełni popieramy przejęcie siłą fabryk, ziemi i majątków kościoła przez państwo. Jeśli mamy za coś potępiać PPR to za to, że zmiany wprowadzali niezbyt konsekwentnie. Kościół katolicki powinien zostać sprowadzony do pozycji pierwszych chrześcijan, którzy spotykali się na powietrzu. Wszystkie kościoły powinny zostać przejęte przez państwo i w zależności od ich przydatności przekształcone na muzea (te starsze kościoły), szpitale (te które się do tego nadają), zburzone lub przekształcone na publiczne szalety. Nie znaczy to oczywiście, że bezkrytycznie popieramy PRL. W końcu w PRL władza nigdy nie należała do klasy robotniczej tylko do biurokracji. Każda kolejna biurokratyczna ekipa coraz bardziej otwierała się na wolnorynkowy kapitalizm i coraz bardziej była odizolowana od mas - co skończyło się dekonstrukcją PRL przy okrągłym stole.
Stalinizm w Polsce
W lutym 1945 roku zawarto porozumienie w Jałcie m.in. w sprawie Polski, które
przewidywało powstanie rządu zdominowanego przez komunistów, ale z udziałem
polityków z "obozu londyńskiego". Było jasne, że Polska znalazła się pod
sowieckim wpływem. nie było za to pewności co do tego, czy ojczyźnie zostanie
narzucony ustrój taki jak w ZSRR, czy uda się zachować wolność w sprawach
wewnętrznych. Stanisław Mikołajczyk, były premier, podjął próbę układów z
komunistami. Nie miał co do nich złudzeń, ale licząc na powstrzymanie Stalina
przez zachodnich sojuszników od sowietyzacji kraju, zaakceptował uchwały
jałtańskie. Między Polakami z Londynu, a tymi z Lublina pośredniczyli dyplomaci
Wielkiej Trójki. Władze komunistyczne korzystały z tego, że negocjacje
przeciągały się i umacniały swą pozycję w kraju. W związku z tym zaostrzono
terror, werbowano pracowników do aparatu władzy. NKWD szkoliło pracowników UB,
sowieccy doradcy dyrygowali działaniami polskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego (MBP). Głównym celem komunistów było ostateczne rozbicie polskiego
Państwa Podziemnego, zorganizowano więc prowokację, w celu jego osiągnięcia. W
marcu przywódcy Państwa Podziemnego z delegatem Jankowskim i gen. Okulickim na
czele, skontaktowali się z dowództwem sowieckim i udali się na spotkanie z "
gen. Iwanowem". Zostali, jak można się było spodziewać, uwięzieni i wysłani do
Moskwy. W roli "Iwanowa" wystąpił zastępca Berii - Iwan Sierow. W czerwcu
szesnastu przywódcom podziemia urządzono pokazowy proces.
W związku z tym "Procesem szesnastu", jak go nazywano, negocjacje w Moskwie
nabrały dość dramatycznego charakteru. Władysław Gomułka, w chwili szczerości,
miał wykrzyknąć: "Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy!". Komuniści już czuli
się gospodarzami Polski i jedyną rzeczą, która spowodowała to, ze oferowali
podział władzy, była ich przejściowa słabość. Zaproszeni, m.in. Mikołajczyk
zawarli porozumienie o utworzeniu Tymczasowego rządu Jedności Narodowej (TRJN).
Uzgodniono, ze Mikołajczyk, a także kilku innych opozycjonistów wejdzie do
rządu, a skład KRN zostanie uzupełniony o polityków Stronnictwa Ludowego,
Stronnictwa Pracy i innych. "Prezydent KRN" - Bierut, miał zachować kompetencje
prezydenta wedle konstytucji z 1921 roku. Premierem TRJN został Edward
Osóbka-Morawski z koncesjonowanej PPS, Mikołajczyk otrzymał resort rolnictwa i
stanowisko wicepremiera, drugim był przywódca PPR - Władysław Gomułka, który
dostał także resort Ziem Odzyskanych. Stronnictwo Ludowe Mokołajczyka otrzymał
ponadto ministerstwo administracji, oświaty i poczty. Nie było to wiele,
zważywszy, że faktycznie władzę miało MBP, pozostające w rękach PPR i ZSRR.
Umowa z Moskwy przewidywała złagodzenie sytemu. Część opozycji mogła działać
legalnie, powstała niezależna prasa, ogłoszono amnestię dla członków podziemia,
osłabł terror ze strony UB. Ludzie reagowali na powrót Mikołajczyka z
entuzjazmem. Do jego partii zgłosiły się tysiące, działacze ludowi opuszczali
"lubelskie" SL. Ponieważ jednak nie chciało ono podporządkować się
Mikołajczykowi, ten zarejestrował swoją partię pod nazwą Polskie Stronnictwo
Ludowe. Na prezesa wybrano ciężko chorego Wincentego Witosa, przewodniczącym
został Mikołajczyk. SP nie pozwolono odrodzić się pod przywództwem dawnych
liderów. Komuniści starali się narzucić SP władze złożone z agentów. Jesienią
1946 Karol Popiel, przywódca partii, ogłosił zawieszenie działalności SP i
wyjechał z kraju, w którym pozostała jedynie fałszywa partia. Zupełnie natomiast
uniemożliwiono odrodzenie się Stronnictwa Narodowego. Jego działaczy, jak
również członków Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", ścigał UB. Tak więc jedyną
legalna opozycją pozostało PSL.
Głównym zadanie TRJN, zgodnie z umową jałtańską, było przeprowadzenie wyborów.
Komuniści długo z tym zwlekali, ciągle czując się zbyt słabymi. Nie liczyli na
wygranie wyborów, zastanawiali się jedynie czy uda im się je sfałszować. Aby to
sprawdzić wymyślono więc "referendum ludowe", które w istocie było jedynie próbą
generalną przed wyborami. Były tam trzy pytania. Pierwsze pytanie dotyczyło
zniesienia senatu, drugie zgody na reformy gospodarcze (reforma rolna i
nacjonalizacja przemysłu), trzecie natomiast - zgody na przyłączenie Ziem
Zachodnich do Polski. Odpowiedź twierdząca na pytaniedrugie była dla wielu
Polaków oczywista, gdyż za przemianami społecznymi opowiadała się znakomita
większość ugrupowań politycznych, natomiast zniesienie senatu było od dawna
postulatem ruchu ludowego. Pułapka tkwiła w tym, że głosując "trzy razy tak"
osoba popierała komunistów, z kolei odpowiedź "nie" na któreś z pytań stanowiło
problem dla sympatyków opozycji. W tej sytuacji Mikołajczyk apelował, żeby
głosować przecząco na pierwsze pytanie, tylko po to, aby odróżnić swoich
sympatyków od komunistów. Referendum odbyło się w czerwcu 1946 roku, ale nigdy
nie poznamy jego prawdziwych wyników, bowiem zostały one perfidnie sfałszowane.
Wydaje się, że nieznaczna większość obywateli głosowała "Trzy razy nie", idąc za
głosem nielegalnej opozycji, do wezwań Mikołajczyka zastosowała się jedna
czwarta, i około tyle samo osób posłuchało komunistów. Oficjalnie ogłoszono, że
60% uprawnionych głosowało "trzy razy tak". Próba była dla komunistów udana,
dała im pewność, że wybory uda się sfałszować bez najmniejszego kłopotu.
Do rywalizacji wyborczej stanęli : z jednej strony komuniści, wraz z partiami
sojuszniczymi, z drugiej PSL. PPR, PPS, SL, SD tworzyły tzw. Blok Demokratyczny,
kierowany przez działaczy pierwszej z partii. Osobno szło do wyborów SP,
faktycznie także zależne od komunistów. Grupa zastraszonych przez UB działaczy
PSL wystawiła osobną listę pod nazwą "Nowe Wyzwolenie". Opozycyjne PSL poddane
zostało kampanii terroru, niektórych działaczy aresztowano, wielu zginęło z rąk
"nieznanych sprawców", listy PSL w licznych okręgach unieważniono. Bardzo często
tajność wyborów była fikcyjna. Mimo to nie obeszło się bez fałszerstw. W
oficjalnych wynikach oznajmiono, że Blok Demokratyczny zdobył 80% głosów, PSL
10%, reszta przypadła innym ugrupowaniom. Było to jawne naigrawanie się z
demokracji. PSL złożyło protesty wyborcze we wszystkich okręgach.
Sfałszowane wybory pozwoliły utworzyć rząd w całości opanowany przez komunistów.
Bolesław Bierut, wciąż udając bezpartyjnego, został wybrany na Prezydenta RP,
premierem został Józef Cyrankiewicz. Terroryzowani działacze opozycji myśleli
już tylko o uratowaniu własnego życia. W listopadzie Mikołajczyk opuścił kraj,
przy pomocy ambasady amerykańskiej. Nie każdemu się to udało. Kto nie akceptował
działań władz - trafiał do więzienia. Niezależne PSL zostało zlikwidowane,
pozostali na wolności działacze przyłączyli się do Bloku Demokratycznego. Polska
padła łupem komunistów. Najlepiej poglądy nowych władz ilustruje wypowiedź
dygnitarza UB Mieczysława Moczara z 1948 r.: "Dla nas partyjniaków ojczyzną jest
Związek Radziecki. Mówienie o sojuszu to tylko dla ludzi. My służymy ojczyźnie
proletariatu, która dziś ma granice na Łabie, a jutro na Gibraltarze".
Istotą stalinizmu było nieustanne stosowanie terroru, mającego na celu
wymuszanie nie tylko posłuchu, ale i czynnej akceptacji systemu. Od początku
rządom komunistycznym w Polsce towarzyszyło stosowanie represji. Ich natężenie
zmieniało się w zależności od aktualnej sytuacji politycznej, ale niezmiennie
pozostawały one podstawowym instrumentem sprawowania władzy.
W pierwszym okresie polscy stalinowcy skupili się na niszczeniu głównej siły
polskiego państwa podziemnego - Armii Krajowej. Najtrudniejsze zadania wykonała
zresztą Armia Czerwona, rozbrajając i aresztując żołnierzy AK. Wkrótce po
powstaniu PKWN powołano własne organy represji: Milicje Obywatelską (MO), Urząd
Bezpieczeństwa (UB), a także Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW). MO miała
zastąpić dawną Policję Państwową, natomiast UB był instytucją w Polsce nową,
wzorowaną na sowieckiej (a jakże) NKWD, która sprawowała też podobne funkcje.
Celem UB była likwidacja wszelkich form oporu wobec nowej władzy i kontrola
politycznych postaw obywateli. Wojska KBW wyspecjalizowane były w zwalczaniu
oddziałów partyzanckich. Do prowadzenia polityki represji powołano osobne
Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, na czele którego stanął Stanisław
Radkiewicz. Faktycznie ministerstwo organizowali "doradcy" z sowieckiego NKWD,
nadzorujący działalność Radkiewicza i krajowego personelu MBP. Sieć placówek UB
kontrolowała sytuację na prowincji, wobec braku poparcia społecznego dla nowej
władzy, stanowiąc jej właściwe oparcie. UB dokonywał masowych aresztowań
AK-owców, funkcjonariuszy państwa podziemnego oraz działaczy partii politycznych
uznających rząd w Londynie. Towarzyszyła temu krzykliwa propaganda zohydzająca
AK i rząd emigracyjny. Twierdzono, że AK w rzeczywistości współpracowała z
Niemcami, z którymi walczyło jedynie podziemie komunistyczne.
Metody śledcze UB polegały na stosowaniu tortur. Można by wymieniać długo, ale
najpopularniejsze były: konwejer - nieustające przesłuchanie podczas którego
śledczy zmieniali się, a przesłuchiwanemu nie pozwalano zasnąć, czy bicie prętem
po piętach. Tego, kto przeżył przesłuchanie, czekała głodówka w karcerze
wypełnionym po kolana wodą. W takich warunkach ludzie przyznawali się do
wszystkiego. Zarzuty były zwykle absurdalne. Członkom AK kazano przyznawać się
do współpracy z gestapo, aresztowanym księżom do współpracy z wywiadem
amerykańskim, nielegalnego handlu walutą, itp. Chodziło o to, by fakty
przyznania się wykorzystać do celów propagandowych przeciw Kościołowi i
podziemiu.
W 1948 represje przybrały na sile, dotykając, oprócz przeciwników komunizmu,
także ludzi władzy. Do więzienia trafili, jak już wspominałem, Gomułka i jego
współpracownicy, np. gen. Marian Spychalski. Jednak w porównaniu z innymi,
członkowie partii po aresztowaniu traktowani byli bardzo dobrze. Nie bito ich,
dawano przyzwoite jedzenie. Ogromne rozmiary przybrała natomiast czystka w
armii. Oficerowie, którzy służyli w wojsku przed wojną trafiali do więzienia.
Na początku lat 50. nasilono represje przeciw Kościołowi. Najpierw odebrano mu
dobra ziemskie, następnie niszczono struktury. Masowo likwidowano klasztory,
aresztowano wybitnych duchownych. Po śmierci kardynała Sapiehy (1951) urządzono
proces prałatów z kurii krakowskiej, zakończony wysokimi wyrokami. Podobny los
spotkał biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Poddany torturom, przyznał się
do nieprawdopodobnych przestępstw. Wreszcie przyszła kolej na prymasa Stefana
Wyszyńskiego. W 1953 roku został on uwięziony i pozbawiony kontaktu ze światem.
Rozbudowano też system nadzoru, inwigilacji i zastraszania chłopów i robotników.
Chłopi przytłoczeni ciężarem dostaw obowiązkowycjh i podatków, nie byli w stanie
im sprostać, za co spotykały ich prześladowania. Nękani byli też przez bojówki
ZMP, agitującymi ich za kolektywizacją. Od robotników wymagano coraz większego
wysiłku przy wykonywaniu stale podnoszonych norm. Wyniki poniżej normy
postrzegane były jako sabotaż, a osoby oskarżone o to trafiały do wiezienia.
Próba zmniejszenia represji po śmierci Stalina ośmieliła ludzi. W 1956 roku w
Zakładach im. Stalina (wcześniej im. Hipolita Cegielskiego), w Poznaniu wybuchł
strajk. Później przerodził się on w walki w wyniku których zginęło ok. 75 osób,
a ok. 800 było rannych. Są to oficjalne dane, a więc zaniżone. Ówczesny premier
Cyrankiewicz skomentował to tak: "Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy
się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę
władza odrąbie". Poznańskie wydarzenie ośmieliły ludzi do wystąpień przeciwko
stalinowskim rządom. Mimo buńczucznych słów władze zrozumiały, że naród przestał
się bać i nie da się dłużej rządzić tylko za pomocą terroru.
W 1944 r. władze komunistyczne rozpoczęły realizację reformy rolnej (o której
notabene mówiono już w czasie wojny). Dekret o reformie wydał Polski Komitet
Wyzwolenia Narodowego we wrześniu 1944. Przewidywał on parcelację gospodarstw
obejmujących ponad 50 ha gruntów uprawnych lub ponad 100 ha ogólnej powierzchni
( w Wielkopolsce i na Ziemiach Zachodnich). Jako odszkodowanie przewidywano
wypłacanie dawnym właścicielom pensji w wysokości przeciętnego wynagrodzenia
urzędnika państwowego, lub zamiast tego nadanie nowego gospodarstwa wielkości 50
ha, ale poza dotychczasowym miejscem zamieszkania. W rzeczywistości z reguły nie
wypłacano żadnych odszkodowań. Nadziałami ziemi obdarowywano przede wszystkim
bezrolnych, robotników folwarcznych i gospodarzy małorolnych. Efektem tego było
irracjonalne rozdrobnienie gruntów oraz powstanie małych, całkowicie
niewydajnych gospodarstw. Część ziem, zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych, nie
została rozdzielona. Było to sprzeczne z dekretem o reformie rolnej, ale służyło
realizacji rzeczywistych celów komunistów. Z czasem na tych obszarach powstały
Państwowe Gospodarstwa Rolne (znane jako PGR), co uważano za wstęp do
kolektywizacji. Realizacja tej reformy wiązała się z licznymi nadużyciami.
Właścicieli nie tylko wypędzano z siedzib, ale tez odbierano cały dobytek
ruchomy. Często też konfiskowano ziemię nawet tym, którzy mieli jej poniżej 50
ha. Rząd Bieruta i Gomułki narzucił wsi obowiązek ogromnych dostaw przymusowych
pod groźbą więzienia. W ten sposób przejmowano produkty rolne w ilości
przekraczającej nawet przymusowe kontyngenty z czasów okupacji niemieckiej.
Jednym z pierwszych posunięć PKWN było także objęcie zarządem państwowym
większości zakładów przemysłowych. Objęcie przemysłu zarządem państwowym było
wstępem do przejęcia go na własność. Formalnie zostało to dokonane na mocy
ustawy KRN ze stycznia 1946 roku. Przewidywała ona konfiskatę majątku
niemieckiego, przejęcie przez państwo wszystkich przedsiębiorstw przemysłu
ciężkiego, a w innych gałęziach - przedsiębiorstw zatrudniających ponad 50
pracowników. I znowu (jak z reformą rolną) wywłaszczenie przebiegło zgodnie z
wolą urzędników, a nie według ustawy. Państwowe zakłady w niejednym przypadku
oznaczały usankcjonowanie szabru i braku kompetencji. Wybiórczo demontowano
maszyny lub ich części, unieruchamiając całe linie produkcyjne, tylko po to, by
dany element dostarczyć do zakładu, który władza uznała chwilowo za
priorytetowy. Liczne były przypadki, kiedy robotnicy stawali w obronie swych
warsztatów pracy. Demonstrowano na ulicach, strajkowano, a nawet przepędzano za
bramy fabryczne tzw. grupy operacyjne (mające za zadanie przejmowanie fabryk).
Tych spontanicznych zachowań nie mogły okiełznać ani związki zawodowe, ani
nieliczne grupy partyjne w zakładach. Już na początku swej działalności, partia,
nazywająca siebie robotniczą, popadła paradoksalnie w konflikt z proletariatem,
którego interesów miała bronić.
Po II wojnie światowej Polska znalazła się w zupełnie nowej sytuacji
gospodarczej: utraciła słabo rozwinięte tereny wschodnie z przewagą ludności
rolniczej, natomiast zyskała cały Górny Śląsk z jego zasobami węgla kamiennego.
Cennym nabytkiem okazał się również Dolny Śląsk, z zagłębieniem i miedziowym
wokół Lubina i Głogowa. Przez pas wybrzeża z Gdańskiem i Szczecinem Polska miała
dostęp do morza. W ręce polskie trafiły tereny o większym potencjale
gospodarczym niż utracone kresy wschodnie..
Lata 1944-46 były okresem żywiołowej odbudowy, dokonywanej bez centralnego
planu. Potrzebna była strategia na szczeblu rządowym, gdyż po nacjonalizacji
przemysłu znalazł się on w znakomitej części w rękach państwa. Została ona
opracowana w formie Trzyletniego Planu Odbudowy Gospodarczej przez grupę
ekonomistów z Centralnego Urzędu Planowania, której przewodził Czesław Bobrowski.
Ekonomiści uznali, ze należy dokonać odbudowy przedsiębiorstw przedwojennych
przede wszystkim. Powstrzymano się od nowych inwestycji, nie planowano zmiany
struktury gospodarczej Polski. Poziom życia ludzi miał przekroczyć poziom
przedwojenny. Odbudowanie zdewastowanych zakładów pracy uwalniało wielkie
rezerwy. Nowo uruchomione fabryki dostarczały nowych produktów na rynek, a
jednocześnie stwarzały popyt na dostawy surowców dla siebie. Przyrost produkcji
przemysłowej był niezwykle szybki: w 1947 roku wyniósł 33%, a kolejnych dwóch
latach odpowiednio 37 i 22%. Już w 1948 roku produkcja osiągnęła poziom z 1938
roku.
Taki szybki rozwój nie był natomiast możliwy w rolnictwie. Polityka władz nie
sprzyjały jego odrodzeniu. W dodatku pierwsze lata powojenne były wyjątkowo
nieurodzajne z powodu ciężkich zim. Wydajność znacznie spadła, dały się odczuć
skutki rozbicia dobrze zorganizowanych gospodarstw, niemniej następowała
sukcesywna odbudowa inwentarza i wzrost produkcji. Do końca lat 40. nie
osiągnięto poziomu przedwojennego Władze narzuciły chłopom dostawy obowiązkowe
(o których wspominałem wcześniej), dzięki którym w miastach żywności nie
brakowało. Jednak pod koniec lat 40. przemysł przetwórczy nie mógł sprostać
rosnącej podaży produktów rolnych. Nadwyżka zmieniła się z powrotem w niedobór,
kiedy rozpoczęła się kolektywizacja.
Wzrost produkcji był iście imponujący, a wraz z nim wzrastał poziom życia.
Według oficjalnych danych, w czasach planu trzyletniego płace realne wzrosły o
58%. Nadal jednak przeciętny robotnik zarabiał (w ujęciu realnym) ok. 15% mniej
niż przed wojną. Twórcy planu oprócz celów gospodarczych, realizowali też cele
polityczne. Chodziło o zwiększenie roli państwa w gospodarce. W 1947 roku sektor
państwowy wytwarzał 32,6% dochodu narodowego, spółdzielczy 4,3%, a prywatny
(również rolnictwo) - 63,1%. Odbudowując upaństwowiony przemysł, ograniczano
jednocześnie przemysł prywatny, który nie wytrzymywał nadzwyczajnych obciążeń
finansowych. W wyniku "bitwy o handel" zlikwidowano sieć prywatnych sklepów, a
spółdzielczość praktycznie upaństwowiono. Wskutek tych działań w dwa lata
później sektor państwowy wytwarzał aż 66% dochodu narodowego, reszta przypadała
prawie w całości na indywidualne rolnictwo.
Założenia planu trzyletniego zostały wykonane. W 1949 roku poziom produkcji w
przeliczeniu na jednego mieszkańca był wyższy niż przedwojenny o 150%. Należy
jednak pamiętać, że liczba mieszkańców zmniejszyła się o 11 mln. Plan trzyletni
był jedynym planem w dziejach PRL, który został wykonany. Nie zawierał
nierealnych obietnic i nie został oparty na ideologicznych postulatach.
Odtwarzał przedwojenną strukturę przemysłu na ziemiach polskich. Główną
przyczyną jego powodzenia było rozsądne wyznaczenie celów. Jednocześnie jednak
likwidowano mechanizm rynkowy na rzecz centralnie podejmowanych decyzji.
Gospodarka planowa okazała się utopią. Żaden z kolejnych planów, jak już
pisałem, nie został zrealizowany w całości.
Momentem zwrotnym w totalizacji systemu komunistycznego w Polsce stało się
odsunięcie od władzy przywódcy PPR Władysława Gomułki, jesienią 1948, pod
zarzutem "odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego". Było to elementem nowej
czystki w bloku wschodnim, służącej ściślejszemu podporządkowaniu satelitów
Moskwie. Po rozbiciu resztek opozycji, wchłonięciu partii socjalistycznych przez
komunistyczne, wobec otwartego konfliktu z Zachodem (wojna w Korei), odrzucono
"demokratyczny" kamuflaż, aby dokończyć budowy według jednolitego modelu
sowieckiego. Po pokazowych procesach i wyrokach śmierci na wysokich
funkcjonariuszy komunistycznych na Węgrzech w Czechosłowacji i Bułgarii,
przygotowywano podobne procesy w Polsce. Do procesu Gomułki nie doszło (a
szkoda) na skutek śmierci, w marcu 1953 roku, Józefa Stalina. Aresztowanie w
1951 roku Gomułki stało się źródłem legendy, uczyniono z niego patriotę i
obrońcę "polskiej drogi do socjalizmu". Zapomniano o jego mniej świętej stronie.
To on właśnie odpowiadał za "zdobycie władzy" i krwawą pacyfikacje kraju w
latach 1944-48. Nie wahał się korzystać z pomocy sowietów, a w sporze z ekipą
stalinowców bronił jedynie pozorów niezależności dyktatury komunistycznej.
Od 1948 roku indoktrynacja ideologiczna i terror, które wcześniej wymierzone
były w rzeczywistą opozycję, nabrały charakteru masowego, obejmując wszystkie
grupy społeczne. Na czele PZPR stanął wierny wykonawca poleceń Moskwy, a także
prawdopodobnie agent NKWD, Bolesław Bierut. Dotychczas był on oficjalnie
bezpartyjnym Prezydentem, mimo to przez cały czas uczestniczył w naradach
przywództwa partii. Szeregowy funkcjonariusz KPP, podczas wojny był przerzucony
do Warszawy, odgrywał rolę zaufanego człowieka moskiewskiej centrali w
konspiracyjnej PPR, zostając prezydentem KRN (1944-47) i Polski (1947-52), a
jego gorliwość musiał hamować sam Stalin, nie zgadzając się m.in. na propozycję
zmiany polskiego godła i hymnu narodowego. Pod rozkazami Bieruta rozpoczęła się
budowa "nowego społeczeństwa", według wzorów sowieckich: kolektywizacja,
likwidacja własności prywatnej, ateizacja i walka z Kościołem, indoktrynacja
ideologiczna za pośrednictwem szkół, literatury, sztuki, którym narzucano kanon
"realizmu socjalistycznego", ingerencji w najbardziej osobiste sfery życia.
Główną rolę w tym procesie odgrywał aparat komunistyczny, który od drugiej
połowy lat 40. kontrolował wszystkie dziedziny życia kraju. Po dynamicznym
rozwoju PZPR, która wchłonęła PPS i zwasalizowała pozostałe partie, nastąpiła
weryfikacja i usuwanie niepewnych politycznie członków, co nieraz wiązało się z
aresztowaniami, usunięciem z pracy. Pomimo naboru nowych 413 tysięcy członków
szeregi PZPR w latach 1949-51 skurczyły się o 144 tysiące. Prawdziwą elitę
władzy tworzyła grupa zawodowych funkcjonariuszy, obsadzających najważniejsze
stanowiska w aparacie partyjnym, administracji, organizacjach społecznych,
bezpiece, stanowiąca rodzaj partii wewnątrz partii, "nowej klasy", liczącej ok.
100 tysięcy osób. "Upartyjnienie" w Polsce objęło ok. 4,8% społeczeństwa, co
oznaczało, ze prawie co 10 dorosły należał do PZPR (robotnicy stanowili jedynie
43%).
Sowietyzacji, indoktrynacji i kontroli społeczeństwa służyły podporządkowane
PZPR organizacje: paramilitarna Służba Zwycięstwu Polsce, przeznaczona do
masowej mobilizacji siły roboczej, oficjalne związki zawodowe, Związek Młodzieży
Polskiej (ok. 40% młodzieży), a na miejsce rozwiązanego harcerstwa utworzono
kopię sowieckich pionierów. Ukoronowaniem budowy systemu stała się, uchwalona 21
lipca 1952 roku, nowa konstytucja, wzorowana na sowieckiej, osobiście poprawiana
przez Stalina, o charakterze życzeniowym i propagandowym. Fasadowość struktur
państwa potwierdziły wybory do sejmu w 1952 roku, w których oficjalnie wzięło
udział 95% uprawnionych, z czego 99,8% głosowało na zaproponowanych kandydatów.
Zbudowany hierarchicznie aparat prawie w całości był zdominowany przez działaczy
przedwojennej KPP, wyselekcjonowanych przez sowiecką maszynę terroru,
fanatycznych wyznawców Stalina lub ludzi złamanych przez NKWD, wreszcie
etatowych agentów sowieckich. Średni i niższy szczebel tej piramidy to personel
komitetów wojewódzkich, zakładowych, miejskich, dzielnicowych, gminnych…
Na szczycie gigantycznej struktury kontrolującej wszystkie strefy życia, na wzór
partii bolszewickiej, zgodnie z zasadą "centralizmu demokratycznego", stało
kilkunastoosobowe Biuro Polityczne. Wszyscy jego członkowie należeli wcześniej
do KPP, a często też sowieckiej WKP(b) i przebywali w ZSRR (z wyjątkiem
działacza PPS Józefa Cyrankiewicza, premiera do 1952 i po 1954). Centralną rolę
odgrywała, znów na wzór sowiecki, tzw. kierownicza trójka: prezydent i I
sekretarz Bolesław Bierut, otoczony kultem, podobnym do czci oddawanej
Stalinowi, następnie Jakub Berman, który odpowiadał za ideologię, kulturę,
bezpieczeństwo i dyplomację oraz Hilary Minc, kierujący gospodarką. Zasada tzw.
Kierowniczej roli partii komunistycznej wyrażała się w dublowaniu przez aparat
partyjny instytucji państwa (jest to zresztą również praktyka systemu
nazistowskiego i faszystowskiego) . Rozbudowany aparat KC i lokalnych organów
partii umożliwiał dokładną kontrolę administracji państwowej. Sprzężenie Państwa
i partii, łączenie stanowisk partyjnych z państwowymi, uzupełniał system
nomenklatury, tj. obsadzania najważniejszych stanowisk osobami zaakceptowanymi
przez odpowiednie instancje PZPR. Zapewniał on aparatczykom różne przywileje.
Nomenklaturą objęto kilkaset tysięcy stanowisk. Ich rozdawnictwo, a także groźba
odebrania, było jednym z głównych narzędzi sprawowania władzy przez komunistów
do końca PRL.
Faktyczna likwidacja opozycji, rozbicie podziemia niepodległościowego,
ubezwłasnowolnienie społeczeństwa i opanowanie wszystkich sfer życia przez
komunistów nie zatrzymały rozwoju organów bezpieczeństwa państwowego, wręcz
odwrotnie, w myśl hasła Stalina, iż w miarę budowy socjalizmu narasta walka
klasowa z wrogami ludu, aparat ten rozwijał się, narastała obsesja szpiegomanii
i tropienia "wrogów", zacieśniała się kontrola państwa policyjnego. Służyła temu
też rozbudowa agentury i sieci konfidentów, z 21,3 tysięcy w 1949, do 75 tysięcy
w 1953. Przez agenturę MBP przeszło w latach 1949-55 ponad 300 tysięcy ludzi,
zwerbowanych zwykle za pomocą szantażu. W ewidencji MBP znalazło się w 1948 1,2
mli osób podejrzanych o nielojalność, a 1954 już 5,4 mln. Nowe departamenty MBP
zajmowały się m.in. Kościołem (XI) i samą partią (X), a liczba funkcjonariuszy
UB w latach 1949-53 wzrosła o 5,2 tysiąca. Rosły szeregi MO, ORMO, Wojsk Ochrony
Pogranicza, Służby Więziennej, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Tak
zbudowany aparat władzy przetrwał do końca PRL, hołdując już cytowanej przeze
mnie zasadzie, sformułowanej przez Gomułkę: "Władzy raz zdobytej nie oddamy
nigdy". Bronił więc tej władzy zaciekle, strzelając do demonstrujących
robotników w 1956 r. w Poznaniu i w 1970 r. na Wybrzeżu i w 1981 r. na Śląsku...
Warto o tym wszystkim pamiętać zwłaszcza dzisiaj, kiedy byłych wysokich
funkcjonariuszy PZPR ogarnęła zbiorowa amnezja, a i większość społeczeństwa
hołduje zasadzie wyrażonej przez Wyspiańskiego w "Weselu:" "... myśmy wszystko
zapomnieli..."