Z tajemnic 11 września
Co szpiedzy izraelscy robili w USA?
Paryski dziennik „Le Monde” potwierdził, że w USA, za plecami władz, działała potężna izraelska siatka wywiadowcza, która m.in. inwigilowała zamachowców z 11 września.
Sylvain CYPEL
To niewątpliwie największa afera szpiegostwa izraelskiego w USA, jaką ujawniono publicznie od 1986 r. W czerwcu 2001 r. w sprawozdaniu ze śledztwa szczegółowo omawiono działalność ponad setki agentów izraelskich – niektórzy przedstawiali się jako studenci sztuk pięknych, inni byli związani z izraelskimi spółkami „high-tech” [produkujących wysokie technologie]. Wszyscy zostali zatrzymani przez władze, byli przesłuchiwani i około tuzina spośród nich podobno nadal siedzi w więzieniu. Jedna z ich misji miała polegać na tropieniu na terytorium amerykańskim terrorystów z Al-Kaidy, z tym jednak, że nie powiadomiono o tym władz federalnych. Elementy tego śledztwa, ujawnione przez telewizją amerykańską Fox News, przysparzają wiarygodności poglądowi, zgodnie z którym Izrael nie przekazał USA wszystkich posiadanych przez siebie informacji o przygotowaniach do zamachów z 11 września 2001 r.
Rewelacje ze źródeł francuskich
W ostatnim wydaniu „Lettre d’Intelligence Online”, francuskiej publikacji wyspecjalizowanej w sprawach wywiadowczych, ujawniono, że nastąpił demontaż rozległej izraelskiej siatki szpiegowskiej operującej na terytorium amerykańskim.
To najbardziej spektakularna afera godząca w działalność Mosadu (izraelskiej zewnętrznej służby bezpieczeństwa) w USA od skazania w 1986 r. na dożywocie pracownika US Navy [marynarki wojennej USA] za szpiegostwo na rzecz Izraela. Jaki był rzeczywisty zasięg tej siatki? Przytoczone w amerykańskim sprawozdaniu ze śledztwa fakty nie wskazują, czy siatka ta mogła dotrzeć do informacji pierwszorzędnej wagi, czy też władze zdemontowały ją w fazie początkowej.
Zdaniem redaktora naczelnego „Lettre d’Intelligence Online”, Guillaume’a Dasquié, ta „rozległa siatka agentów wywiadu izraelskiego została zneutralizowana przez kontrwywiad Departamentu Sprawiedliwości”. Podobno Amerykanie „schwytali lub usunęli z kraju około 120 obywateli izraelskich”.
Dasquié mówi o „61-stronicowym sprawozdaniu syntetycznym” z czerwca 2001 r., przekazanym amerykańskiemu Departamentowi Sprawiedliwości przez „task force” [siłę zadaniową] składającą się z agentów Urzędu do Walki z Narkotykami (DEA) i Służby Imigracyjnej i Naturalizacyjnej (INS), „z którymi współpracowały FBI i biuro śledcze US Air Force [Lotnictwa Wojskowego USA]”. Will Glaspy z wydziału Public Affairs [Spraw Publicznych] DEA, zapytany o to przez „Le Monde”, potwierdził autentyczność raportu, którego „kopia jest w posiadaniu” DEA.
W USA informacje dotyczące szpiegostwa izraelskiego pojawiają się nie po raz pierwszy od czasu afery Pollarda. W czerwcu 1999 r. w czasopiśmie „Insight” obszernie omówiono „potajemne” śledztwo V Wydziału FBI w sprawie izraelskich podsłuchów telefonicznych, nacelowanych na Biały Dom, Departament Stanu i Radę Bezpieczeństwa Narodowego.
Co ujawniła telewizja Fox
Po zamachach z 11 września 2001 r. krążyły mało konkretne informacje o aresztowaniu ok. 60 Izraelczyków. Wreszcie od 11 do 14 grudnia 2001 r. stacja telewizyjna Fox nadała w programie „Carl Cameron Prowadzi Dochodzenie” czteroczęściową audycję o szpiegostwie izraelskim w USA. Ambasada Izraela w Waszyngtonie stwierdziła natychmiast, że nie ma w niej „ani słowa prawdy”. Instytucje żydowsko-amerykańskie – Żydowski Instytut do spraw Bezpieczeństwa Narodowego (JINSA), Komitet Akcji Politycznej Ameryka-Izrael (AIPAC) i inne – ogłosiły, że to „machinacja”. Fox wycofał cały związany z tą sprawą materiał w półtora dnia po umieszczeniu go na swojej stronie internetowej.
„Le Monde” trzykrotnie zwracał się do Fox News o dostarczenie mu kasety z nagraniem tej audycji. Nigdy do tego nie doszło. 26 lutego 2002 r. Fox odpowiedział naszemu korespondentowi w Nowym Jorku, że wysyłka stanowi „problem”, nie precyzując w żaden sposób, na czym on polega. „Le Monde” zapoznał się jednak z pełnym zapisem tej audycji. Carl Cameron mówi w nim o „rozległym, utrzymywanym w tajemnicy dochodzeniu” dotyczącym „140 Izraelczyków podających się za studentów Uniwersytetu Jerozolimskiego lub Akademii Sztuk Pięknych Betzalel, [którzy] starali się nieustannie wejść w kontakt z rozmaitymi funkcjonariuszami i namierzali i penetrowali bazy wojskowe, całe tuziny budynków DEA i FBI i inne obiekty”.
Jego śledztwo skupiło się na dwóch aspektach tej sprawy. Pierwszy: czy Izraelczycy mogli wiedzieć zawczasu o zamachach z 11 września i nie poinformować Amerykanów? Carl Cameron wyjaśnia, że jego źródła mówią: „Zasadnicze pytanie brzmi: «Jakże mogliby nie wiedzieć?»”. Na ekranie jego redaktor naczelny mówi wówczas: „Pewne raporty potwierdzają, że Mosad wysłał do USA swoich przedstawicieli, aby przed 11 września ostrzec nas o nieuchronności dużego ataku terrorystycznego. To nie świadczy, że nie ostrzegł.” Odpowiedź Camerona: „Problem nie polega na tym, że nie ostrzegł, lecz na tym, że nie przekazał użytecznych szczegółów” – a służby amerykańskie podejrzewają Izrael, że znał takie szczegóły.
Podsłuch... na podsłuchu
Drugi aspekt sprawy dotyczy obsługujących urzędy i spółki amerykańskie spółek izraelskich, które podobno wykradały informacje. Chodzi o notowanego na Wall Street producenta oprogramowań komputerowych Amdocs, który dla 25 największych spółek telefonicznych w USA robi wydruki wszystkich krajowych i międzynarodowych połączeń telefonicznych, jak również o spółki Nice i Comverse Infosys – ta ostatnia dostarcza programów informatycznych upoważnionym do zakładania podsłuchów urzędom amerykańskim. Comverse podejrzewa się, że w celu „przechwytywania, nagrywania i magazynowania” tych podsłuchów zamontowała w swoich systemach „uchylone drzwi”. Podobno sprzęt ten pozwala „mieć na posłuchu” samego „podsłuchującego”.
Pytanie do Camerona: „Czy są powody, aby uważać, że był w to zamieszany rząd izraelski?” Odpowiedź: „Nie, ale [w tej sprawie] prowadzone jest dochodzenie objęte klauzulą najwyższej tajności.” Nagraną audycję pokazano najpierw najwyższym kierownikom CIA, FBI, NSA (agencji podsłuchów telefonicznych), DEA i Departamentu Sprawiedliwości, którzy nie mieli zastrzeżeń do jej nadania.
W raporcie przekazanym Departamentowi Sprawiedliwości, do którego miał dostęp „Le Monde”, wskazuje się, że wielu podejrzewanych o nielegalną działalność „studentów sztuk plastycznych” służyło w przeszłości w wywiadzie wojskowym lub w jednostkach wyposażonych w najnowocześniejsze technologie. Niektórzy kilkakrotnie wjeżdżali do USA i stamtąd wyjeżdżali, za każdym razem krótko przebywając w tym kraju. Wielu jest związanych z produkującymi wysokie technologie spółkami izraelskimi Amdocs, Nice i Retalix. Kaucję w wysokości 10 tys. dolarów za pewną zatrzymaną „studentkę” zapłacił pracujący w Amdocs Izraelczyk. Podczas przesłuchań dwóch innych przyznało, że byli zatrudnieni w Retalixie.
Terroryści i agenci byli sąsiadami!
„Le Monde” uzyskał inne, nie figurujące w tym raporcie, informacje. Sześciu schwytanych „studentów” posiadało telefony komórkowe zakupione przez pewnego byłego wicekonsula izraelskiego w USA. Dwaj inni mieli w nieokreślonym dniu przylecieć prosto z Hamburga do Miami i udać się tam do domu agenta FBI, zaproponować mu kupno jakichś obrazów, wrócić na lotnisko, polecieć do Chicago, udać się tam do domu agenta Departamentu Sprawiedliwości, a następnie wsiąść do samolotu lecącego prosto do Toronto – wszystko w ciągu jednego dnia.
Ponad jedna trzecia tych „studentów”, którzy – jak czytamy w raporcie – odwiedzili co najmniej 42 miasta amerykańskie, zeznała, że mieszka na Florydzie. Co najmniej pięciu zatrzymano w Hollywood, a dwóch w Fort Lauderdale. Hollywood to 25-tysięczne miasteczko na północ od Miami, koło Fort Lauderdale. Przypomnijmy, że na Florydzie mieszkało co najmniej 10 spośród 19 terrorystów z 11 września.
Czterech z pięciu członów grupy, która uprowadziła samolot American Airlines odbywający lot nr 11 – Mohammed Atta, Abdulaziz al-Omari, Walid i Wail al-Szehri – jak również jeden z pięciu terrorystów, którzy uprowadzili samolot linii United odbywający lot nr 175 – Marwan al-Szehhi – mieszkało w różnych okresach w... Hollywood na Florydzie. Jeśli chodzi o Ahmeda Fajeza, Ahmeda i Hamzę al-Gamdiego i Mohanda al-Szehriego z samolotu linii United odbywającego lot nr 175, jak również Saida al-Gamdiego, Ahmeda al-Haznawiego i Ahmeda al-Namiego z samolotu linii United odbywającego lot nr 93, który rozbił się 11 września w Pensylwanii, oraz Nawaka al-Hamziego z samolotu linii American odbywającego lot nr 77, który spadł na Pentagon, to wszyscy oni mieszkali w pewnej chwili w Delray Beach na północ od Fort Lauderdale.
Między innymi z tej zbieżności może brać się przekonanie strony amerykańskiej, że jednym z zadań „studentów” izraelskich było tropienie terrorystów z Al-Kaidy na terytorium USA bez informowania o tym władz federalnych.
Dwie zagadki
Do wyjaśnienia pozostają dwie zagadki. Po pierwsze, dlaczego siatka izraelska interesowała się przede wszystkim agentami Urzędu Walki z Narkotykami? Hipoteza: DEA to główna instytucja amerykańska, która bada pranie brudnych pieniędzy. Taka siatka, jak Al-Kaida, korzystała z „pralni”, a za talibów Afganistan był pierwszym na świecie eksporterem opium. Po drugie, dlaczego taka zdumiewająca „przykrywka” w postaci fałszywych studentów – marszandów kiepskich obrazów? Otóż wydaje się, że siatka izraelska dysponowała imiennymi listami. Jej członkowie wiedzieli, do jakiego biura lub do jakiego prywatnego mieszkania należy się udać. Celem, jak się wydaje, było nawiązanie kontaktu – choćby na chwilę.
Zdaniem pewnego izraelskiego specjalisty w zakresie szpiegostwa, „ta historia to śmieszna, niepoważna farsa”. Służby premiera Izraela, do których się zwróciliśmy, nie odpowiedziały na nasze pytania. W Departamencie Sprawiedliwości powiedziano nam, że podobno „tuzin” tych „studentów” ciągle siedzi w więzieniu, a innych zwolniono lub wydalono z kraju. W FBI powiedziano nam, że „w tym stadium” nie będzie „żadnego komentarza”. CIA, FBI, DEA, INS, NSA, Departament Sprawiedliwości i Pentagon wyznaczyły po jednej osobie do zbadania tej sprawy.
Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski