Tekst pochodzi ze strony http://good.bye.lenin.filmweb.pl/Good,bye,Lenin,recenzje,aa=98572,typ=kino,fbrec.xml . Na warszawskich ulicach pojawiły się plakaty z wielkim hasłem "Good bye, Lenin". Jest to reklama nowego antykomunistycznego filmu. Umieszczamy tą recenzję - bo pewnie nie tylko my zastanawialiśmy się o co w tym plakacie chodzi.
Aleksandra Salwa
Good bye, Lenin
Proszę państwa, skończył się komunizm
"Proszę państwa, skończył się komunizm" - tymi suchymi słowami ogłoszono w
polskiej telewizji zamknięcie pewnego etapu naszej historii. Koniec kolejek,
kartek, cenzury. Początek kapitalizmu, wolności, niezależności. Część z tych,
którzy wychowali się w czasach komunizmu lub w nich dorastali czasem czują
tęsknotę za światem, który już nie istnieje. Ta nostalgia nie jest przypisana
tylko do naszego narodu. W 1989 roku spod wpływów Moskwy wyrwały się także inne
kraje, w tym NRD. Niemcy ze Wschodu, podobnie jak niektórzy Polacy mają mieszane
uczucia w stosunku do komunizmu. Wolfgang Becker stara się je uchwycić w filmie
"Good Bye, Lenin". Wbrew pozorom nie jest to ciężki dramat psychologiczny, a
ciepła komedia.
Głównym bohaterem i narratorem filmu jest Alex Kerner. Jako mały chłopiec chciał
zostać kosmonautą, oglądał niemieckie dobranocki i śpiewał socjalistyczne
piosenki. Jego matka, Christiane, załamana po ucieczce męża na druga stronę
muru, stała się zagorzałą aktywistką partyjną. Działa społecznie, pisze listy z
zażaleniami i prośbami - na przykład do producentów ubrań, by mieli na uwadze,
że nie wszystkie towarzyszki są szczupłe i średniego wzrostu. Życie pani Kerner
jest wspaniałe, gdyż szczerze wierzy w wyższość socjalizmu nad innymi ustrojami.
W 40. "urodziny" NRD Christanie dostaje ataku serca i zapada w śpiączkę. Gdy
budzi się po kilku miesiącach nie ma muru berlińskiego, Spreenwaldu (sieć
sklepów spożywczych), szarości. Są za to Burger Kingi, Coca-Cola i wolna prasa.
Alex, w trosce o zdrowie matki, zataja przed nią prawdę. Póki pani Kerner leży w
szpitalu, wystarczy nie przynosić jej gazet i nie włączać telewizji. Sprawy
komplikują się, gdy Christiane może wrócić do domu. Alex i jego siostra Ariane
na gwałt szukają starych, wyrzuconych mebli, kawy, ogórków konserwowych, miodu i
innych "socjalistycznych" specjałów. Jednak jak długo będzie można ukryć przed
zdrowiejącą kobietą, że świat, w którym straciła przytomność, już nie istnieje?
Alex bierze na siebie odpowiedzialność za zbudowanie wokół matki starego NRD.
Wygrzebuje ze śmietnika stare słoiki, przesypuje nową kawę do starej torebki.
Posuwa się nawet do fabrykowania wiadomości, aby matka nie nabrała podejrzeń.
Tworzy świat kłamstw i pobożnych życzeń. NRD stworzony przez Alexa jest krajem
idealny. Władze są łagodne, wspierają "nieszczęśliwych" rodaków z Zachodu, dają
coraz więcej wolności. Z czasem nieistniejący kraj staje się tak samo potrzebny
Alexowi jak jego matce. Dorosły chłopak nie potrafi pogodzić się z upływającym
czasem, nie chce dorosnąć. Brakuje mi odwagi, by przystosować się do nowej
rzeczywistości, co udaje się bez problemu jego siostrze. Obserwujemy coraz
bardziej absurdalne zabiegi Alexa, który za wszelką cenę chce zatrzymać
wyidealizowany kraj dzieciństwa. Ta potrzeba jest głęboko ukryta, chłopak
pozornie adaptuje się do nowych warunków.
Lekki ton narracji sprawia, że film dobrze się ogląda. Nie jest posępny, ciężki
czy ponury, co można by wywnioskować ze streszczenia intrygi. Becker przedstawia
absurd byłego NRD delikatnie, nie chcąc urazić uczuć jego mieszkańców. Pokazuje
zabawne sceny, które mogą przywodzić na myśl polskie komedie, powstałe w latach
komunizmu, ale nie są tak hermetyczne jak te w "Misiu".
Podobieństwo NRD do Polski, choćby w budownictwie, sprawia że widz może mieć
wrażenie, że to nie tylko film o niemieckim przełomie, lecz także o naszym.
Znakomite role Daniela Bruhla i Katrin Sass uwiarygodniają historię. Ich gra
jest dość oszczędna, naturalna, przez co "Good Bye, Lenin!" momentami przypomina
raczej dokument niż fabułę.
Polecam film wszystkim - i tym, którzy znają komunizm z doświadczenia i tym,
którzy znają go z opowiadań. To naprawdę znakomita pozycja w jesiennym
repertuarze. Taka, której żaden szanujący się kinoman nie powinien pominąć.
Aleksandra Salwa